Imperium

Behemoth`s Lair

Denadareth

- Dziedzictwa ? - zmarszczył brwi Den - no dobra nie dopytuję. Smok przeniósł wzrok na Iscandela... długo mierzyli się wzrokiem... Den nie miał wątpliwości iż nowy Isc nie jest wcale lepszy od poprzedniego ale walka z alpami wyczerpała siły Denadaretha... smok postanowił że...
- Tak... - Den wbił spojrzenie w śpiącego Dragonthana - Łowcy Smoków muszą być czujni - oczywiście jeśli chcą doczekać emerytury. Nie jest to rodzaj pracy w której długo się siedzi... a propos wszelkich wojowników - smok wstał - wprawdzie nie ma go tu z nami ciałem ale szlachetny...
Den błyskawicznie się obudził, odruchowo kładąc rękę na sztylecie... //Shal'mora// go wzywało, szybciej niż zwykle ale miał zamiar jeszcze trochę się mu nie poddawać. Rozejrzał się po Oberży... - Witaj szlachetna Nami - zwrócił się do zasypiającej elfki, po czym...
Moc - tylko to się liczyło... strzępy mocy o dziwnych wzorcach ale bardziej podobnych do barsawiańskich niż te z Erathii... następnie furia... Potężny wrzask rozległ się w umysłach całej drużyny... - NIE PO TO PORZUCIŁEM NIEBA ARAUCANI, PRZYJACIÓŁ W BARSAWII BY UTRACIĆ...
Den uśmiechnął się mimo woli. - Widzisz Dragonthanie... czasem się zabijamy ale po prostu nigdy nie pójdę na smoka z kimś... to by musiał być pojedynek - smok wyciągnął się na krześle. - Jeśli go zabijecie... nie będę miał za złe. A radzędobrze się przygotować. -
Denadareth zmierzył Dragonthana długim spojrzeniem. Powoli wyciągnął sztylet i wbił go w stół. - Wprawdzie nie obnoszę się trofeami ale swego czasu przetrzebiłem nieco liczebność smokobójców - rzucił jakby mimochodem - zaręczam że każda jedna moja broń jest zdobyczna. Zaś...
- Nie chcę nikogo urazić - zaczął Den - ale nie próbujcie oceniać moralności smoków. I tak jej nie zrozumiecie. Nie kierujemy si ętakimi zasadami hjak Młode Rasy... możemy się Wam wydawać bezduszni... ale tak nakazuje nam tradycja i uczy nas historia. Co do mnie... nie jestem...
Denadareth był w paskudnym humorze... zimno panujące w górach które mijali wysączyło większość sił ze smoka jednak Den nie mógł pokazać słabości... to by nie było po smoczemu. Jeszcze irytował go fakt iż Dragonthan POLECIŁ mu wykonać zwiad. Chętnie by odgryzł temu Łowcy...
Den zmarszczył brwi... - Cadd... chcesz mi powiedzieć, że jak wejdziemy tam przebrani za robotników to nikt nas nie sprawdzi... nawet nie oskanuje ? W ten sposób nawet jeśli moja cokolwiek magiczna natura przejdzie to wykryją runy które nam dasz. Poza tym ci goście na pewno mają coś...
- Cadd... mówię o windzie i tak dalej z prostego powodu - jeśli nam się nie uda zdziałać tam i zostaniemy złapani nie uda nam się z głównym skarbcem. W zadaniu tego typu trzeba wszysto dokładnie dopracować, porażka w czymś mniej ważnym również jest porażką - sesntencjonalnie...
Denadareth szarnał się trzymany polem magiczny Sharwyn i Islingtona... puścili smoka dopiero gdy wróg alkoholo wyszedł. Smok miał ochotę go rozszarpać za oblanie go jego piciem. Islington zamówił wino dla przyjaciela i gdy Den się wreszcie uspokoił wrócili do dyskusji. - A...
Den wyciągnął się wygodnie na stworzonej z powietrza kanapie. - Widzicie... tam skąd ja pochodzę istnieją tylko 4 mechanizmy magii którymi wszyscy operują... iluzje, czarodziejstwo, ksenomancja i magia żywiołów. Są jeszcze podtypy i niekonwencjonalne szkoły jak szamaństwo... ale...
Widząc wchodzącą Cyrę Islington wybuchnął śmiechem. - Moja Pani, omal nie spowodowałaś zawału u pewnego smoka - wskazał na drzwi z Oberży - właśnie biedaczyna Cię szuka a grasują tam krasnoludy wysadzające gorzelnie... niech no to ja opowiem innym smokom... - I śmiał się...
Denadareth Ognisty jakby nie było był smokiem i miał swoją dumę. Absolutnie nie mógł pędem biec to tej elfki... to uwłaszczałoby jego smoczej dumie... nie będzie biegł tylko po to by ją uściskać... ... dziwne, mógłby przysiąc że dopiero co ją zauważył... a już trzymał...
Denadareth podszedł gwałtownie do Dragonthana. - Te smoki z wieży nas wykryły. - stwierdził - Mamy szanse ? - zapytał Dragonthan - Tak... ale straty będą duże... bardzo duże - smok westchnął - odciągnę ich... nie patrz tak na mnie to żadne durne bohaterstwo w stylu ludzi......
- A więc Cyro dyskutowaliśmy o etyczno-moralnych kwestiach łowów na smoki... - tu Den spojrzał na Dragonthana, nie zwracając uwagi na jego dziwny wyraz twarzy - jak rozumiesz głosy były podzielone. Omawialiśmy sprawę czy magowie powinni pić napoje procentowe... tamten pan - Den...
Den zawstydził się słysząc słowa Cyry. - Cóż, ja jak każdy typowy smok... jestem cholernym egoistą i nigdy nie miałem cierpliwości by zgłębiać magię życia, która wydawała mi się po prostu nudna... bardziej mnie przyciągały wybuchy, kule ognia i takie tam. Ostatnio...
Denadareth objął Cyrę nie zważając na - całkiem zresztą przyjazne - spojrzenia wszystkich naokoło. Rozejrzał się po Oberży... i zwrócił bardziej dokładną uwagę na Dragonthana i przybysza... Dragonthan był blady, poruszony... Den nie wyobrażał sobie że zobaczy tego łowcę w...
Islington wyciągnął zza pasa Atut Denadaretha... skoncentrował się... Den leżał z szyją wciąż w szczękach wroga, ale żył. Niestety obok wylądował drugi smok, razem unieśli Dena i polecieli z nim dalej. Islington wiedział gdzie lecą - do ruin wieży i portalu...
... cisza... - Przybyszu... nie popełaniaj błędu i nie sądź Islnigtona pochopnie - Den mówił ciszej niż zwykle - W jego sercu jest więcej odwagi niż widziałem u niejednego maga, wojownika... czy smoka. I nie mów mu o piekle... jemu do niego daleko zaś ja dopilnuję by niegdy go...