Imperium

Behemoth`s Lair

Painkiller

Permalink

Chciałbym dodać temat o wyżej wymienionej grze polskiego studia "People Can Fly".

Jest to FPS tzn. First Person Shooter(Strzelanina z widokiem z oczu) o bardzo prostych zasadach. Chodzi o całkowite uziemienie wszystkiego, co się rusza, czyli jest to strzelanina oparta na w zasadzie antycznych już zasadach.

Fabuła jest oklepana do bólu, płytka i mało sensowna, ale ją streszczę: Daniel Garner wraz ze swoją żoną zginęli w wypadku samochodowym. Ona poszła do nieba, a on miał pokutować w czyśccu. Dostał jednak niesamowitą ofertę od jednego z aniołów: Jeżeli zabije 4 Generałów Lucyfera, będzie mógł dostać się do nieba...

Banalne, prawda? Skupmy się jednak na samej grze. Zacznijmy od poziomów:
Musimy przebić się przez 24 poziomy, przy czym kilka jest niewielkich lub dostępnych na wyższych poziomach trudności. Każdy jednak jest z zupełnie innej bajki. Mamy na przykład: Wariatkowo, Katedrę, Zatopione Miasto, Peron... Do wyboru, do koloru.
Co do metod eksterminacji potworów...
Oddano nam do dyspozycji raptem 5 broni, przy czym każda posiada 2 tryby prowadzenia ognia. Na plus idzie to, że w zasadzie każda jest oryginalna. I tak, mamy tytułowy Painkiller - Wirujące ostrza z wystrzeliwywanym hakiem, śrutówkę potrafiącą zamrażać, kołkownicę połączoną z granatnikiem(Przez wielu uważana jest ona za znak firmowy Painkillera), rakietnicę z dołączonym minigunem i spawarkę potrafiącą strzelać szurikenami. Taki arsenał pozwala na konkurowanie z armiami piekielnymi. A przecież na planszach jest pełno wybuchowych beczek! Celny strzał ze śrutówki pozwala wyeliminować kilku przeciwników naraz. Jeden rozpadnie się na krwiste kawałki, a drugi odleci kawałek w bok...

I teraz powinienem zwrócić uwagę na jeden z największych plusów Painkillera - Fizykę.
Widok odlatujących na kilka metrów zwłok robi wrażenie. Możemy przesuwać różnorodne przedmioty, by dostawać się w ten sposób do niedostępnych zakątków. Ano... Żeby odkryć wszystkie sekrety gry, trzeba wykazać się pomysłowością i zdolnością logicznego myślenia...

Przejdźmy do kolejnego punktu recenzji - Przeciwników.
Według twórców każdy porusza się nieco inaczej, nieco inaczej atakuje, nieco inaczej reaguje na strzały. Widać jedno: Że panowie z People Can Fly odwalili kawał dobrej roboty. Demony i umarli chrząkają, warczą, wrzeszczą, wyją, biegają, skaczą, pełzają, chodzą po suficie, strzelają, rzucają różnymi przedmiotami, uderzają, rozrywają na strzępy, siekają mieczami, toporami, kosami, masakrują butelkami, pałkami, bagnetami, granatami gazowymi, katanami, kulami ognia, własnymi wnętrznościami... Mógłbym tak jeszcze wymieniać kilkanaście minut. Wrogowie zaskakują różnorodnością: I tak, mamy mnichów z ogromnymi toporzyskami, mamy harleyowców w hełmach, mamy facetów w kaftanach, pokraki w maskach operowych, mechaników... Oczywiście są też bardziej klasyczni przeciwnicy: Nieumarli wojownicy, ninja, wiedźmy...

Kolejny punkt: Bossowie.
Bossów mamy pięciu: Generałów Lucyfera i jego samego. Można o nich powiedzieć jedno słowo: Są monumentalni. Mogą nas po prostu zdeptać, ale nie jest to konieczne, bo dysponują ogromną siłą...

Ciekawą rzeczą są Karty Czarnego Tarota. Są to wzmacniacze(Czasowe lub trwające cały czas), które bardzo pomagają w walce. Mamy tu na przykład redukcję obrażeń, przyśpieszenie siebie bądź spowolnienie wrogów, większe obrażenia...

Teraz przejdźmy do elementów technicznych. Na pierwszy ogień - grafika...

Mimo iż gra ukazała się w 2004 roku, to wciąż trzyma porządny poziom. Animacje są dobre, projekty poziomów dobrze zrobione.

Muzyka i efekty specjalne...

Do każdego poziomu przypisany jest inny kawałek muzyczny. W trakcie walki muzyka zaostrza się, nabiera tempa. Efekty dzwiękowe, takie jak kwilenie mew, czy odgłosy wydawane przez potwory stoją na wysokim poziomie. Na niektórych poziomach jest bardzo ciemno, ale można pomagać sobie latarką.

Werdykt:
Painkiller jest raczej niewybredną grą, mającą na celu odstresowanie się. Nie znaczy to jednak, że jest zła. To jedna z najlepszych polskich produkcji. Polecam.

Ekhem...

Zapraszam do komentowania i dzielenia się swoimi opiniami na temat tej gry.

Tak, istnieje tu domieszka fantastyki.


Permalink

I na tym poście powinniśmy skończyć, bo to jeno recka jest...
Przeszedłem Painkillera całego, od góry do dołu. Od cmentarza do wnętrza Piekła. Sporo krwi napsuł mi przed ostatni etap, w którym trzeba było wykonywać jakieś idiotyczne skoki w poszukiwaniu gwiazdek.
Co do mojej opinii o Painkillerze - zgadzam się z tobą. Ale fantasy w tym...no tak mało trochę. Mamy owszem oklepany motyw walki dobra ze złem (a raczej neutralnego z piekłem całym...), ale to za mało. Według mnie, oczywista. Bardziej bym się tu doszukiwał krwistego horroru niż fantasy.
Pozdrawiam


Permalink

"Painkillera" wspominam z nieukrywanym sentementem. Również zadałem sobie trud przejścia całej gry. W pamięć zapadły mi szczególnie poziomy rozgrywające się w kopalni, w klasztorze, operze, w szpitalu psychiatrycznym (na czworakach po suficie :> ), na lodowym moście (jedyny moment, w którym zaciąłem się na pół dnia) oraz - oczywiście - pojedynki z Nekrokolosem i Lucyferem. Pierwszy boss swoim ogromem spowodował, naprawdę spowodował panikę w pierwszym momencie.

Produkcja studia People Can Fly zapamiętałem także z powodu nieszablonowych broni, jakie oddali w nasze ręce. Po dziś dzień kołkownica pozostaje jednym z najbardziej innowacyjnych mechanizmów zadawania bólu (głównie dzięki Havokowi, odpowiadającemu za fizykę), swoją rolę odegrał oręż tytułowy, jak również wyrzutnia shurikenów czy rakietnica.

Miło reflektuję także na muzykę, doskonale wpasowującą się w akcję oraz grafikę - jak na tamte czasy wysoko notowaną, a i dotąd niezgorszą.

Ale fantastyki to tam na próżno szukać. To raczej rzeźnia w stylu "Serious Sama", Księcia czy "Kingpina". Chociaż nadspodziewanie przyjemna. :)