Imperium

Behemoth`s Lair

Grenadier

Moje pierwsze konto majlowe - krisów było w cholerę, więc po kilkunastym pudle siem wkurzyłem i dałem grenadier - i okazało się, że takiego nie było:) Stąd ksywka...
- Niech ktoś wreszcie nasmaruje te drzwi - dobiegł głos spod stolika stojącego w rogu - Nawet pospać nie dadzą... Gdy wreszcie zrzedząca postać wygramoliła się spod blatu podejrzenia towarzystwa stały się prawdą. Ilness zadrżał o stan piwniczki, bo z takim gościem nigdy nic nie...
Się czepiacie. Nazwa jest od niezłej bryki co ją miał ogr;)
- Przynajmniej już drzwi nie skrzypią, można kimac dalej.... I słowo ciałem, a raczej chrapaniem sie stało. Wnet szklanki zaczęły dzwonić w rytm gromkiego chrrrrr....;)
- Ech, jedez we flaszce zasypia, a drugi z flaszką, co za czasy... - Grenadier przetarł oczy, ale na niewiele się to zdało. - Czy dziń spełnia życzenia? Chciałbym, by przegonił tego kota, co tak buciorami tupie... A sio już nie pomaga...
- Co za impreza, jak nie drzwi skrzypią to dziury wypalają. Już nawet pobiesiadować nie można spokojnie. Czekam na tego, co normalnie wejdzie, siądzie, zamówi i zapłaci. I wyjdzie heheheheheh....
- I znowu pospolitość. Jakby się zgiął w ćwierć albo w dwie siódme to no no, ale w pół. I w którą pół? Górną czy dolną?
- Panowie, nie wiem czy zauważyliście (za dużo Grenaturatu czy co? ;), ale za końtuarem nie ma nikogo. Zapraszam na Święto Morza, ja polewam! Śmiało, czym oberża bogata tym goście brykają... [narrator] Następne dni niestety nie mogły być spisane w żadnych annałach. Niekt nie...
- Zieeeeeeeefffffffffffffffff - Grenadier nie mógł powstrzymać. Rozejrzaał się po opustoszałej izbie i lekko zdumiał. - Co za czasy... - zamyślił się - Ej, wyłaźcie z kątów, już nie będę was do niczego namawiał. Słowo... Odpowiedziało echo...
Wysoki mężczyzno, musisz nalać sobie sam, karczmarz porzucił nas. Przestraszył się czegoś czy co...
- Kielich Dębowej poproszę, jeszcze ranek nie tak blisko, słowik to a nie skowronek.... co ja plotę....
- Nie odmówię, nie odmówię, w Waści ręce zacny gościu przepić wypada. Karczma, mimo letniego sezonu polowań na (wstawcie se co chcecie, nie chce mi się dla qfla komuś narażać;) ) tętniła życiem. Nie było karczmarza, ale za to były karczemne okrzyki, śpiewy i toasty...
Obys tylko nie śpiewał w tym barbarzyńskim języku, co się go uczysz, bo marny wtedy twój los... ;)