Village

Behemoth`s Lair

Wywiad z Tullusionem

Permalink

Gdybyś miał do wyboru króla, trędowatego i konia, to kogo byś zabił?


Permalink

Hobbit

Gdybyś miał do wyboru króla, trędowatego i konia, to kogo byś zabił?

Zakładam bezpośredni kontakt i stuprocentową szansę powodzenia zabójstwa. Wtedy - króla. Następnie zaś zwinąłbym konia (brak znanych mi udokumentowanych przypadków zarażenia trądem) i wierzchem zwiał przed domownikiem leprozorium. A potem, w razie deficytu papu, mógłbym skonsumować nieparzystokopytnego.


Permalink

Jakie są Twoje ulubione wymówki?

Gdybyś był pizzą jakie składniki byś zawierał i czy byś sobie smakował?


Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 4.03.2013, Ostatnio modyfikował: Tabris

Permalink

Coś podobnego do pytania Architectusa:

Możesz uciąć sobie pogawędkę z dowolną postacią historyczną. Z którą, dlaczego i jakie tematy byś poruszył?

Permalink

Czy uważasz swoje przybycie do Jaskini korzystne dla Ciebie? A dla Jaskini?


Permalink

Stoisz przed niezwykle zaawansowanym technologicznie statkiem kosmicznym z wystarczającą ilością paliwa by dolecieć na Księżyc oraz aparaturą pozwalająca maksymalnie dwojgu ludziom przeżyć nawet kilkadziesiąt lat, w rękach zaś trzymasz niezwykle potężny miotacz plazmowy zdolny zniszczyć swoją energią nawet całą planetę, lecz ze względu na niestabilną budowę mogący samoistnie wybuchnąć w czasie kilku bądź kilkunastu dni - z taką samą siłą.

Co robisz?


Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 4.03.2013, Ostatnio modyfikował: Hobbicus

Permalink

Jesteś znany z tego, że nigdy nawet nie uruchomiłeś żadną grę z serii HoMM (wielokrotnie chwaliłeś się tym na ognisku, zatem przyjmuje, że ten stan rzeczy się do tej pory nie zmienił). Raz na ognisku przyznałeś się, że miałeś chwilę słabości i już miałeś uruchomić H3, ale coś cię powstrzymało - oprzytomniałeś i nie kliknąłeś po raz drugi w ikonkę *.exe. Możesz powiedzieć ile razy miałeś takie załamanie oraz co było powodem owych oprzytomnień i rezygnacji z uruchomienia?

Jeżeli jesteś w stanie to określ swoje jestestwo/osobowość/postać/etc. , używając trzech łacińskich sentencji.

Liczba modyfikacji: 2, Ostatnio modyfikowany: 5.03.2013, Ostatnio modyfikował: Mosqua

Permalink

Do których książek-skarbów (beletrystycznych bądź wypełnionych zagadnieniami teoretycznymi) - pozwalających Ci, w dokuczliwych okolicznościach, na pełne odetchnięcie życiem - wracasz z przyjemnością, dla retrospekcji o kilku miłych wydarzeń, napełniających Cię pozytywną mocą, czy nawet przypominających o dawno powziętych marzeniach?

Permalink

Tabris

Jakie są Twoje ulubione wymówki?

Odpowiem Ci później, gdy znajdę trochę wolnego czasu.

Tabris

Gdybyś był pizzą jakie składniki byś zawierał i czy byś sobie smakował?

Łatwiej byłoby zadać prostsze pytanie: jakie składniki pizzy lubisz? Są to (nie w kolejności) ciasto, ser, pepperoni, papryka, ketchup, cebula.

Hayven

Możesz uciąć sobie pogawędkę z dowolną postacią historyczną. Z którą, dlaczego i jakie tematy byś poruszył?

Nie jestem w stanie wyłonić tylko jednej takiej postaci - interakcja z dowolnym człowiekiem to włączenie się w sieć relacji i zależności, której nie zdoła się pojąć bez skonfrontowania zdania interlokutora z podaniami co najmniej dwóch, trzech innych osób. Jest to co prawda podejście typowe przede wszystkim dla dekodujących źródła historyczne, ale osobiście staram się je odnosić również do zdobywania na bieżąco wiedzy o ludziach.

Najpewniej byłby to ktoś z epoki dwudziestolecia międzywojennego.

Bychu

Czy uważasz swoje przybycie do Jaskini korzystne dla Ciebie?

Tak.

Bychu

[Czy uważasz swoje przybycie do Jaskini za korzystne] dla Jaskini?

To kwestia, której rozpatrzenie nie powinno należeć do mnie. Jeżeli przemawiają przeze mnie czyny, to moimi recenzentami powinni być Jaskiniowcy, którzy najlepiej znają ich (czynów) wartość dodaną lub odjętą dla JB.

Hobbit

Stoisz przed niezwykle zaawansowanym technologicznie statkiem kosmicznym z wystarczającą ilością paliwa by dolecieć na Księżyc oraz aparaturą pozwalająca maksymalnie dwojgu ludziom przeżyć nawet kilkadziesiąt lat, w rękach zaś trzymasz niezwykle potężny miotacz plazmowy zdolny zniszczyć swoją energią nawet całą planetę, lecz ze względu na niestabilną budowę mogący samoistnie wybuchnąć w czasie kilku bądź kilkunastu dni - z taką samą siłą.
Co robisz?

Przekonuję Hobbita oraz jakąś ponętną panią hobbitową do podjęcia podróży na Księżyc i założenia tam ziemskiej kolonii, a następnie wyposażam ich w miotacz plazmowy i proszę o rozważne jego używanie (w chwili dobroci zapominam o wynotowaniu niestabilnej budowy). W czasie startu rakiety macham im na pożegnanie, a następnie udaję się do domu zadowolony, że konkurencja do pracy zmalała o dwie istoty.


Permalink

Jak już o pytaniach i pytankach, to... Pogdybajmy.

Imaginujmy sobie: Rok 20xx. Polska. Do władzy doszli komuniści. Na nowo zorganizowano struktury rządowe, aparat bezpieczeństwa, aparat sądowniczy, wojsko. Nie ma już więzień, za to są robocze brygady pracy, przy ogólnym poparciu społeczeństwa, które nie marnuje już podatków na utrzymywanie więźniów, którzy utrzymują się poprzez swoją pracę sami. Ogólnie - jest popyt na pracę i są nowe miejsca pracy. Ładnie, miodnie, szczęśliwie.
W kraju panuje „terror w białych rękawiczkach” – nowe NKWD likwiduje potencjalnych wrogów po cichu. Nie ma już starych polityków, starej gwardii. Czysto. Przeszłość nie istnieje.

Załóżmy, że rząd zaplanował powtórkę eksperymentu z Marchlewskiem i Dzierżyńskiem, tylko w inną stronę: Marchlewsk i Dzierżyńsk to miasta jednostek przesiedlonych, w których dochodzi do rusyfikacji na szeroką skalę. Miasta nowych - prawie - Rosjan. Myślących po rosyjsku, czujących po rosyjsku.

Rząd już na wstępie tej przymusowej współpracy informuje cię, że chciałby stopniowo rozszerzyć ten eksperyment z pojedynczego miasta na kilka następnych, w zależności od wyników. Gdyby eksperyment się powiódł, oba te miasta wymienione powyżej otrzymałyby swoją autonomię. To samo działoby się z kolejnymi.
(A co, jeśli by autonomii nie otrzymały, nawet jeśli eksperyment rusyfikacyjny miałby powodzenie? To już pytanie na drugi scenariusz gdybalny...)

A zatem to ty musisz - przymusowo – pokierować tym projektem, włącznie z zespołem, który sam sobie dobierzesz. Nie masz żadnego wyboru. Jednocześnie władza patrzy ci na ręce i oczekuje efektów, z drugiej NKWD tylko czyha na jedno jedyne potknięcie. Jesteś między młotem a kowadłem.
Jak byś taki eksperyment przeprowadził? Albo - co w ogóle byś w takiej sytuacji zrobił?
Zgodziłbyś się czy nie? Jeśli nie, to w takim razie co wtedy byś zrobił?

I – teoretyzując dalej - czy twoim zdaniem eksperyment w nowych warunkach (gdyby prowadził go ktokolwiek inny, prof. X Y Z na przykład) miałby szansę się powieść, biorąc pod uwagę takie, a nie inne czasy i uwarunkowania? Wszechobecny internet, ogólnie dostępna telewizja, aprobata społeczna?
(w takim rozpatrywanym scenariuszu można i tak optymistycznie założyć...)
A gdyby nie było tej aprobaty?

Pytanie może dziwne, ale dotychczas rozmawialiśmy zazwyczaj o eksperymencie z XX wieku i mającym inny cel; rozmawialiśmy nie w kontekście „gdybalnym” przy określeniu ścisłych warunków w przyszłości. I nie bezpośrednio odnoszących się do ciebie i tego, co byś zrobił.

W trakcie pisania tegoż nasunęło mi się nowe pytanie, zadane niegdyś przez pewnego historyka, nie pomnę jego nazwiska, bo zwyczajnie go nie pamiętam (ktoś pamięta?):
Mając do wyboru herbatkę z Hitlerem lub ze Stalinem, z którym byś ją wypił? Jak byś uargumentował wybór?

(mam nadzieję, że już w miarę jasno przedstawiłam całość)


Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 13.03.2013, Ostatnio modyfikował: Ignis

Permalink

Wierzysz w dobro i zło?

Zamierzasz odpowiedzieć na dwa ostatnie pytania przed Twoim postem? ;)

Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 7.03.2013, Ostatnio modyfikował: Hayven

Permalink

Mosqua

Jesteś znany z tego, że nigdy nawet nie uruchomiłeś żadną grę z serii HoMM (wielokrotnie chwaliłeś się tym na ognisku, zatem przyjmuje, że ten stan rzeczy się do tej pory nie zmienił). Raz na ognisku przyznałeś się, że miałeś chwilę słabości i już miałeś uruchomić H3, ale coś cię powstrzymało - oprzytomniałeś i nie kliknąłeś po raz drugi w ikonkę *.exe. Możesz powiedzieć ile razy miałeś takie załamanie oraz co było powodem owych oprzytomnień i rezygnacji z uruchomienia?

Jeden raz uruchomiłem HoMM3 - przyrodni braciak zechciał, żebym mu je zainstalował.
Dwa razy przez głowę przeleciała mi myśl o ich instalacji - po krótkiej chwili rozterek ostatecznie ją zignorowałem.
To jest wymagająca gra, a jej żmudne opanowywanie wymaga czasu. Co więcej, nawet po jej przejściu nie da mi żadnych profitów - tak wiele znajdzie się osób lepszych ode mnie, dla których będę niczym więcej jak tylko "fragiem" na jeden kwadrans. Szkoda zachodu.

Mosqua

Jeżeli jesteś w stanie to określ swoje jestestwo/osobowość/postać/etc. , używając trzech łacińskich sentencji.

1. Ab homine homini cotidianum periculum.
2. O quam salubre, quam iucundum et suave est sedere in solitudine et tacere et loqui cum Deo.
3. Verba volant, scripta manent.

Architectus, Ignis, Hayven

I ich pytania

Odpowiedź nadejdzie niebawem.


Liczba modyfikacji: 4, Ostatnio modyfikowany: 7.03.2013, Ostatnio modyfikował: Tullusion

Permalink

Jaka była Twoja ksywka z czasów szkolnych?
Kto był Twoim "mentorem" w Jaskini?
Czy uważasz, że można mieć tylko jednego przyjaciela? Czy masz kogoś takiego?


Liczba modyfikacji: 3, Ostatnio modyfikowany: 14.03.2013, Ostatnio modyfikował: Bychu

Permalink

Ile razy dziennie myjesz zęby?


Permalink

1. Czy kiedykolwiek denerwowała (denerwuje) Twą osobę cenzura i tematy tabu w JB?

2.Patrząc przez Mistyczne Obrazy i górnolotny (chociaż już mniej niż kiedyś)styl wysławiania się, nie miałeś nigdy zarzutu o przeroście formy nad treścią? I czy ta "wysoka mowa" to cel zamierzony, a jeśli tak co było jego genezą?


Permalink

Wyobraź sobie następującą sytuację. Śródziemie, Czwarta Era. Jesteś dowódcą niemałego oddziału wojsk Haradu. Przełamaliście stary front i wchodzicie wgłąb terytorium Zjednoczonego Królestwa Gondoru. Zostałeś puszczony do przodu, znacznie przed główną armią, w celu zajęcia i zabezpieczenia wzgórza. Niestety, ale na miejscu natrafiasz na krasnoludzkich najemników. Nie zdążyli się jeszcze jakkolwiek ufortyfikować, jednakże zauważyli Ciebie i stoją już w szyku (widok na ww.). Z doniesień wiesz, że są to bardzo doświadczone w boju oddziały, wyposażone w bardzo dobrą krasnoludzką broń. Mają ze sobą także dwie balisty (łącznie sześć oddziałów, każdy średnio po 80 osobników). Jest ich trzykrotnie mniej niż Twoich ludzi. Niestety, ale zaopatrzony jesteś głównie w lekką piechotę ludzi z głębokiego Haradu (łącznie ok. 700 ludzi), nieregularnych łuczników z wybrzeży (ok. 350 ludzi), dwa oddziały ciężkiej piechoty z krain centralnych (niecałe 200 ludzi), jeden oddział lansjerów (80 konnych), jeden oddział konnych harcowników (80 konnych) oraz gwardię osobistą (ok 50 koni rzut okiem na Twoją armię). Aby ofensywa mogła dalej się posuwać musisz wyrzucić krasnoludów ze wzgórza przed przybyciem głównych armii (zgodnie z przewidywaniami zwiadowców powinni przybyć do celu prawie jednocześnie). Tutaj kolejny widok a tutaj z lotu ptaka na krasnale

Jaki będzie Twój plan operacyjny, w celu realizacji powierzonego Tobie celu? Co zrobisz w przypadku klęski? (miej na uwadze, że Twój plan zrealizuję w bitwie rewanżowej MP).

Pytanie z innej bajki. Jeżeli miałbyś stworzyć jakieś uniwersum, jakie byłyby główne antagonizmy metafizyczne (przyjmując, że jakieś być muszą)? Czy ww. miałyby swoje odbicie (a jeśli tak to w jaki sposób) wśród konfliktów politycznych i/lub prywatnych?

Liczba modyfikacji: 2, Ostatnio modyfikowany: 18.03.2013, Ostatnio modyfikował: Mosqua

Permalink

Architectus

Do których książek-skarbów (beletrystycznych bądź wypełnionych zagadnieniami teoretycznymi) - pozwalających Ci, w dokuczliwych okolicznościach, na pełne odetchnięcie życiem - wracasz z przyjemnością, dla retrospekcji o kilku miłych wydarzeń, napełniających Cię pozytywną mocą, czy nawet przypominających o dawno powziętych marzeniach?

To szalenie intymne pytanie.

Jest ich wiele, lecz wracam do swoich ulubionych książek nie tylko w poszukiwaniu pozytywnie nacechowanych emocjonalnie impresji. Nie rzadziej, a wręcz częściej sięgam po przepełnione smutkiem, afektem, samotnością opisy, gdyż trafiają one silniej do mojego temperamentu. Wychodzę z założenia, że literatom dużo bliższy jest stan egzystencjalnego niedostatku niż całkowitego spełnienia uczuciowego i zawodowego - bo tylko wówczas ich słowa są asonansem obrazu duszy i brzmią szczerze.

Wrócę do meritum. Żeby poprawić sobie humor sięgam zazwyczaj po dzieła Terry'ego Pratchetta, bo uwielbiam je za inteligentny, nienarzucający się humor kreowany wyłącznie słowem, a więc podwójnie trudny do stworzenia. To także wplatanie w fabułę klisz kulturowych i wątków historycznych. Ich odkodowywanie sprawia mi nielichą frajdę i daję się wciągnąć w zaaranżowaną przez tego angielskiego pisarza zabawę quasi-detektywistyczną. Dodatkowym smaczkiem są doskonałe przekłady Piotra W. Cholewy – o mistrzostwie jego tłumaczeń nie muszę chyba wspominać.

Wspomnienia dzieciństwa zachowałem w prozie Edmunda Niziurskiego, doskonale wychwytującego charakter ulubionych zabaw i "poważnych" przedsięwzięć małolatów i gołowąsów, a przy tym mającym czułe ucho na slang używany przez młodzież. Z kolei mgnienia innych, lepszych światów przypominam sobie u Tolkiena czy Jamesa Olivera Curwooda.

Nieodmiennie jednymi z moich faworytów pozostają awangardziści polscy dwudziestolecia międzywojennego – Witold Gombrowicz, Bruno Schulz, w mniejszym stopniu także Witkacy. Wspaniali szermierze słowni, piekielnie inteligentni, wyprzedzali umysłowo swoje epoki (Gombrowicz antycypował egzystencjalizm przed Sartre’em i przed Camusem), pozostawili po sobie spuściznę, z której legendą wielu się mierzy – i równie wielu przegrywa z kretesem.

Wzruszeń dostarcza mi nieodmiennie liryka - Leśmiana, Staffa, Tuwima, Lechonia, Norwida, Słowackiego, Baczyńskiego, Młodożeńca, Leca, Zuchory... i wielu innych. W swojej domowej biblioteczce posiadam takie rarytasy jak pierwsze wydanie „Wawrzynów” Staffa czy „Jarmark rymów” Tuwima, przeznaczony nie dla młodych czytelników… W ogóle preferuję formę wierszowaną jako wyższy poziom ewolucji umiejętności literackich, ze względu na jej trudność i bezwzględną konieczność perfekcyjnego operowania językiem i emocjami. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że niemal każdy poeta sprawdzi w prozie, natomiast prozaicy rzadko okażą się przynajmniej przyzwoitymi poetami.

Często powracam do literatury górskiej - to jedno z najbardziej autentycznych, wręcz lustrzane odbicie ludzkiej natury. Każdemu polecam lekturę klasyków takich jak Jan Długosz, Joe Simpson, Janusz Kurczab, Anna Czerwińska czy Jon Krakauer, a także faktografię wypadków górskich pióra Michała Jagiełły. Pozwalają one odkryć niezbadane pokłady siebie - i pojąć tor myśli człowieka przywiedzionego do ostateczności, rozpaczliwie walczącego o własne - a czasem nie tylko swoje - życie.

Na moje szczęście żyjemy w czasach dyktatury obrazu, wpychającego się do książek na wszelki możliwy sposób. Kolekcjonuję albumy oraz przewodniki górskie, do których zaglądam, wspominając odbyte wędrówki i planując kolejne. Umiejętny ożenek ilustracji z tekstem to uniwersytet dla edytorów druku i DTP-owców, dlatego doceniam ich pracę, jeżeli spełnia moje standardy estetyczne. Dziecięciem będąc, zbierałem również ozdabiane rysunkami książeczki ornitologiczne i paleontologiczne.

Posługuję się oczywiście literaturą fachową, powiązaną z przedmiotem moich zainteresowań naukowych – są to głównie pozycje dotyczące systemu politycznego, systemu i prawa wyborczego, sceny partyjnej w Polsce. Śledzę również życie polityczne Słowacji (chociaż dzieł obracających się wokół niego jest na polskim rynku niewiele). Dawnymi czasy interesowałem się bardziej filozofią polityki i mechanizmami manipulacji oraz akredytacji i dyskredytacji w życiu społecznym, obecnie zaś wykorzystuję częściej tematykę prawa konstytucyjnego.

To oczywiście drobny ułamek mojej biblioteczki – półki, przy których grzebię najczęściej.

Ignis

Imaginujmy sobie: Rok 20xx. Polska. Do władzy doszli komuniści. Na nowo zorganizowano struktury rządowe, aparat bezpieczeństwa, aparat sądowniczy, wojsko. Nie ma już więzień, za to są robocze brygady pracy, przy ogólnym poparciu społeczeństwa, które nie marnuje już podatków na utrzymywanie więźniów, którzy utrzymują się poprzez swoją pracę sami. Ogólnie - jest popyt na pracę i są nowe miejsca pracy. Ładnie, miodnie, szczęśliwie.
W kraju panuje „terror w białych rękawiczkach” – nowe NKWD likwiduje potencjalnych wrogów po cichu. Nie ma już starych polityków, starej gwardii. Czysto. Przeszłość nie istnieje.

Załóżmy, że rząd zaplanował powtórkę eksperymentu z Marchlewskiem i Dzierżyńskiem, tylko w inną stronę: Marchlewsk i Dzierżyńsk to miasta jednostek przesiedlonych, w których dochodzi do rusyfikacji na szeroką skalę. Miasta nowych - prawie - Rosjan. Myślących po rosyjsku, czujących po rosyjsku.

Rząd już na wstępie tej przymusowej współpracy informuje cię, że chciałby stopniowo rozszerzyć ten eksperyment z pojedynczego miasta na kilka następnych, w zależności od wyników. Gdyby eksperyment się powiódł, oba te miasta wymienione powyżej otrzymałyby swoją autonomię. To samo działoby się z kolejnymi.
(A co, jeśli by autonomii nie otrzymały, nawet jeśli eksperyment rusyfikacyjny miałby powodzenie? To już pytanie na drugi scenariusz gdybalny...)

A zatem to ty musisz - przymusowo – pokierować tym projektem, włącznie z zespołem, który sam sobie dobierzesz. Nie masz żadnego wyboru. Jednocześnie władza patrzy ci na ręce i oczekuje efektów, z drugiej NKWD tylko czyha na jedno jedyne potknięcie. Jesteś między młotem a kowadłem.
Jak byś taki eksperyment przeprowadził? Albo - co w ogóle byś w takiej sytuacji zrobił?
Zgodziłbyś się czy nie? Jeśli nie, to w takim razie co wtedy byś zrobił?

Trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację. Komunizm, w przeciwieństwie do nacjonalizmów, jest już raczej na w naszym kręgu kulturowo-historycznym ideologią "spaloną" - zwłaszcza w swojej inicjalnej, ocierającej się o czyste teoretyzowanie formie. Co więcej, jeżeli komunizm zakładał roztopienie żywiołów narodowościowych, to idea okręgów i rejonów autonomicznych, w których de facto kultywowano tożsamości narodowe wydaje się nieroztropna. Wydaje mi się, że chodzi Ci raczej o resocjalizację i introdukcję myślenia nie tyle „rosyjskiego”, co „komunistycznego” w głowach jednostek dotąd uodpornionych. Na ostatek rzeknę, że prawdopodobnie w takim „państwie” by mnie już nie było – skorzystałbym z nadarzających się okazji do wyemigrowania z kraju, który narzucałby mi coraz silniej swoją wolę, pozbawiając mnie samodzielności, którą bardzo cenię.

No dobrze, ale i tak spróbuję się wczuć w tę postać rzeczy…

Przede wszystkim wyjednałbym u swoich przełożonych wydłużenie czasu asymilacji kulturowej, obliczonej łącznie na trzy pokolenia, to jest ok. 40 lat. Tego się nie robi pospiesznie. Dlatego w pierwszym etapie prowadziłbym politykę pronatalistyczną (wiedząc, że pożytek z „pierwszego pokolenia” będzie niewielki, zaś gra obliczona jest na następne generacje), oraz dążącą do redukcji bezproduktywności ludności, nawet za cenę powiększenia bezrobocia ukrytego, unikając represjonowania zbiorowości, które oddano mi pod pieczę.

Zacząłbym od szkół – wprowadziłbym dwujęzyczność (z rosyjskim jako językiem równoprawnym dialektom lokalnym i narodowym) wszystkich przedmiotów, ale pozostawiłbym dzieciom swobodę wyboru. Natomiast w kontaktach z urzędami, administracją centralną oraz punktami usługowymi (pozostawiłbym legalnie w obrocie niektóre najbardziej znane i cenione marki zachodnie, pozostałą część zastępując substytutami wyrabianymi już na terenie nowego państwa komunistycznego i sprzedawanymi taniej, niekiedy nawet po preferencyjnych cenach) mową obowiązującą byłby wyłącznie rosyjski. W ten sposób nauczyłbym ludność, że o ile pielęgnacja języka ojczystego może przydawać się w gronie rodziny, o tyle jedynym formalnym językiem, którym można posługiwać się publicznie i rozmawiać z władzą, jest rosyjski. W trzecim pokoleniu wnukowie najprawdopodobniej będą już sprawniej posługiwać się rosyjskim niż językami narodowymi. Wówczas również i w szkołach pozostawiłbym już wyłącznie język rosyjski, w którym wykładane byłyby wszystkie przedmioty.

Co do historii – nie fałszowałbym jej od samego początku. Modyfikacje byłyby wprowadzane stopniowo, wraz ze wzrostem umiejętności lingwistycznych mieszkańców okręgu. Zamiast deprecjacji dokonań narodowych gloryfikowałbym sukcesy rosyjskich obywateli. Negatywizm wywołuje reakcję obronną, a przecież nie o to chodzi. Ci ludzie muszą sami dojść do przekonania, że komunizm z rdzeniem rosyjskim jest dla nich najlepszą ofertą, korzystniejszą od kurczowego trzymania się tradycji narodowej.

Wytworzyłbym również kult silnej jednostki, którą byłby zarządca okręgu. Przedstawiłbym go propagandowo jako skutecznego w kontaktach z władzą centralną i charyzmatycznego przywódcę (oczywiście jego decyzje zapadałyby w pełnym uzgodnieniu ze zwierzchnikami lub na ich rozkaz, lecz opinia „okręgowa” nie musi tego wiedzieć). Wykreowałbym go na niekwestionowany autorytet, któremu przeciwstawianie się byłoby nie tylko sankcjonowane, ale wręcz „niemoralne” – sama myśl o podważaniu jego słów uznawana byłaby za niedorzeczną. Przywódca ów dawałby ludziom oparcie w sobie i strzegł ich bezpieczeństwa – po to, by oni sami mogli opuścić gardę, stając się podatnymi na manipulacje i oddziaływanie rusyfikacyjne.

Obok silnego ośrodka władzy funkcjonowałby jakiś rodzaj elekcyjnego organu konsultacyjno-doradczego po to, by dać ludziom wpływ na podejmowane postanowienia. Drugim motywem byłaby dyskredytacja idei parlamentaryzmu jako takiej – bo mam pewność, że jakość deputowanych nie byłaby najwyższej próby. Zawiedzeni zwróciliby się w stronę autorytaryzmu – co wzmocniłoby legitymację wyżej opisanego „przywódcy”. Sądownictwo byłoby oczywiście w rękach władzy centralnej.

Z pewnością mógłbym uszczegółowić zarys swojej strategii, lecz dotyczy ona tylu aspektów życia, że nie sposób wymienić tutaj ich wszystkich.

Ignis

I – teoretyzując dalej - czy twoim zdaniem eksperyment w nowych warunkach (gdyby prowadził go ktokolwiek inny, prof. X Y Z na przykład) miałby szansę się powieść, biorąc pod uwagę takie, a nie inne czasy i uwarunkowania? Wszechobecny internet, ogólnie dostępna telewizja, aprobata społeczna?
(w takim rozpatrywanym scenariuszu można i tak optymistycznie założyć...)
A gdyby nie było tej aprobaty?

Tego rodzaju eksperymenty „przeprowadzają się” samoistnie i najzupełniej dobrowolnie – choćby w Rosji, gdzie kwitną tysiące (w latach 1991-1998 zarejestrowano tam przeszło 13 tys.) sekt. Do najbardziej znanych należą wissarionowcy, Kościół Matki Boskiej Dzierżawnej czy – to dopiero osobliwość! – sekta wierząca, że Władimir Putin jest reinkarnacją św. Pawła Apostoła. Od okręgów autonomicznych różni je brak przymusu – ludzie zgłaszają się tam dowolnie i tak samo rezygnują z wszelkich udogodnień technicznych na rzecz zharmonizowania swojego życia z rytmem natury. Nie przeszkadza im obecność Internetu czy telewizji – jedni całkowicie je odrzucają, inni korzystają bez przeszkód, ale nigdy nie odbywa się to wbrew ich chęci. Mimo że wiodą oni nielekkie, poświęcone pracy i wyrzeczeniom życie, to jednak działają nieprzerwanie już w tak długo, że zgodzę się postawić tezę o ich samowystarczalności i powodzeniu owych „projektów”.

Ignis

Mając do wyboru herbatkę z Hitlerem lub ze Stalinem, z którym byś ją wypił? Jak byś uargumentował wybór?

Z dwojga złego – z Hitlerem. Był inteligentniejszy, niektóre z jego ówczesnych działań nosiły znamiona wizjonerstwa (narzucenie totalnej kontroli gospodarki, a więc udoskonalenie włoskiego korporacjonizmu, budowa bezprzykładnie zdominowanego przez terror aparatu partyjnego, dążenie do „produkcji” ulepszonej rasy germańskiej). Stalin jawi mi się jako człowiek niespecjalnie lotny, który po prostu idealnie trafił w punkt historii ze swoim bezpardonowością i okrucieństwem. Bo kto w czasie wojny lekceważy raporty swojego najlepszego szpiega na temat planowanej agresji państwa popełniającego najgorsze zbrodnie i z szaleńcem u steru? Stalin to uczynił – i dlatego atak Hitlera zastał go nieprzygotowanym.

Hayven

Wierzysz w dobro i zło?

Nie, nie "wierzę". To nie są byty transcendentne ani żadni bogowie, tylko ludzkie postawy wobec wybranych odcinków rzeczywistości. Tak samo nie wierzę w meblościanki, ale wiem, że istnieją.

Bychu

Jaka była Twoja ksywka z czasów szkolnych?

W podstawówce i gimnazjum nie miałem żadnej. W liceum dałem sobie niefortunnie narzucić miano "Gombra" (oczywiście z uwagi na fascynację twórczością Witolda Gombrowicza). Niektóre drogie mojemu sercu osoby mogły również "w realu" nazywać mnie Tulikiem.

Bychu

Kto był Twoim "mentorem" w Jaskini?

W kolejności alfabetycznej: Dinah, Grenadier, Hubertus, jOjO, Ururam Tururam.

Bychu

Czy uważasz, że można mieć tylko jednego przyjaciela? Czy masz kogoś takiego?

Nie wiem. Miałem i mam znajomych, kolegów, osoby będące dla mnie wyzwaniami lub partnerami intelektualnymi, autorytety (najczęściej już nieżyjące), ale od wielu lat nikogo, z kim moje relacje wyczerpywałyby wszystkie znamiona „przyjaźni”. Podejrzewam, obserwując innych, że można mieć kilkoro przyjaciół.

Hobbit

Ile razy dziennie myjesz zęby?

Dwukrotnie.

Takeda

1. Czy kiedykolwiek denerwowała (denerwuje) Twą osobę cenzura i tematy tabu w JB?

Nie. Nie sądzę, żeby w Jaskini istniały jeszcze tematy tabu (do przełamania części z nich przyczynił się „Czas Imperium”), cenzura również nie doskwiera, gdyż ogranicza się do kwestii obyczajowych.

Takeda

2.Patrząc przez Mistyczne Obrazy i górnolotny (chociaż już mniej niż kiedyś) styl wysławiania się, nie miałeś nigdy zarzutu o przeroście formy nad treścią? I czy ta "wysoka mowa" to cel zamierzony, a jeśli tak co było jego genezą?

Miałem – i to nieraz. Na wyżyny kwiecistości mowy wzniosłem się za czasów nieobecnego już pośród pergaminów w Misternych Rękopisach „Piciutka”. Nigdy nie ukrywałem zadowolenia ze znajomości wielu trudno brzmiących słów. Dzisiaj staram się wciąż pisać potoczyście, ale także prościej niż kiedyś. Dostosowuję leksykę do możliwości percepcyjnych odbiorców – inaczej formułuję zdania w pracach naukowych, inaczej w lekkich formach do CI czy przy ognisku. „Wysoka mowa” to cel zamierzony, a jego genezą jest awersja do repetycji; nie lubię powtarzania tych samych słów w bliskim sąsiedztwie, dlatego zastępuję je synonimami – tym wymyślniejszymi, im trudniejsze jest odnalezienie równowartościowego zamiennika.


Liczba modyfikacji: 4, Ostatnio modyfikowany: 30.05.2013, Ostatnio modyfikował: Tullusion

Permalink

Skąd się wziął pseudonim "Tulik" i nick "Tullusion"? Czy czyta się to "Tulluzjon", "Tulluszyn", czy może jeszcze jakoś inaczej?

Permalink

Obok wspominanych tu wielokrotnie wcześniej funkcji jesteś także redaktorem naczelnym jaskiniowego aperiodyku. Opowiedz nam więcej o swojej pracy. Kiedy daje Ci satysfakcję, kiedy irytuje. W czym upatrujesz powodów niechęci Jaskiniowców do pisania artykułów i jak Twoim zdaniem można rozwiązać ten problem? A może któreś z wydań uważasz za najbardziej udane?


Permalink

Gdybyś miał przez rok zamieszkać w centrum imperium jakiejś rasy, którą byś wybrał ( nie mam na myśli jedynie rasy HOMM ale każdą fantasy )?
Dlaczego akurat tam byś chciał mieszkać i co byłoby twoim priorytetem w odwiedzinach ów rasy?