Mi udało się w ciągu jednego dnia zaliczyć aż dwie dotkliwe porażki, obie w HV. Najpierw scenariusz: Ja grałem Heaven, on Dungeonem. Udało mi się go kilka razy podpuścić, by zmiękczyć jego armię("Masz średni poziom zagrożenia, na bank wygrasz z grupą Mistycznych Łuczników"). Na swojej połowie mapy zdobyłem Zbroję ze Smoczych Łusek, która była niezbędna do wygranej. Spojrzałem na cele misji i szczerze się zdziwiłem, gdy zobaczyłem "Zdobądź Kirys Krasnoludzkich Królów i zanieś go do swojego miasta". Oczywiście mój adwersarz miał kirys na swojej części mapy. A więc ruszyłem w jego kierunku wzburzony. Drogę na nieszczęście zatarasowały mi feniksy. Miałem je na niskim poziomie zagrożenia, więc pomyślałem: Jakoś to będzie. Ptaszyska od razu rzuciły się do ataku. Już chciałem się odgryźć... Gdy nagle zadzwonił telefon. Zrobiłem pauzę(Czyt. wcisnąłem Esc) i poszedłem odebrać. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pauza nie jest pauzą, a feniksy łoją mnie jak chcą. Następna minuta stała się chyba najgorszą w moim życiu - Podzielić uwagę między kobietę z telekomunikacji, która mówiła coś o wekslach czy czymś takim a grą. Kiedy zakończyłem rozmowę, stwierdziłem, że umknęło mi chyba kilka ruchów, po czym dałem sobie spokój i poddałem się. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby mój adwersarz musiał zdobyć "Zbroję ze Smoczych Łusek". Mapa "Przechwycić i uciec".
Druga porażka bardzo szybko po pierwszej. Pojedynek - Ja wziąłem Sinitara, kolega - Vittorio. Czynnikiem decydującym okazała się liczba kuszników i strzelców wyborowych, ale nie chodziło o dewastujące strzały. Obmyśliłem sobie rzucenie Wzmocnionego Armageddonu, by puścić z dymem armię swoją i jego, ale zostawić swoje czerwone smoki. Nie muszę mówić, co było dalej. Jemu zostało z 24 kuszników/strzelców wyborowych i 21 fanatyków plus gryfy bojowe w powietrzu. Z mojej armii nie było co zbierać...
Za to chwilę później zagrałem Jhorą(Academy) a on Eruiną(Dungeon). Zlałem go z nieukrywaną satysfakcją.