Dzisiaj udało mi się szczęśliwie zakończyć MM8. Moja ekipa, w okolicach 65 poziomu złożona z mrocznego elfa patriarchy, dwóch wielkich żmijów, kapłana słońca i lisza, bez żadnych kłopotów poradziła sobie w wymiarach żywiołów. Zdobycie czterech serc, nie nastręczyło większych trudności. Najwięcej kłopotów było w Wymiarze Ognia, gdzie po prostu ominąłem strażników i poleciałem do Zamku Ognia. Z kolei Wymiar Między Wymiarami był wręcz bajecznie łatwy. Strażnicy na powierzchni albo nie strzelają wcale, albo robią to bardzo słabo, w związku z czym ich zabicie z powietrza było niezwykle proste.
W Pałacu Escatona również ilość i siła strażników nie powalała na kolana. Strażnicy chaosu (trochę pokpili sprawę twórcy gry, bo praktycznie niczym się nie różnią od behemotów z MM7) nie byli odpowiednimi przeciwnikami dla mojej ekipy. Padali po jednym combo od całej ekipy, więc w około dwie sekundy. Nie było też kłopotów z przyciskami i dźwigniami w Pałacu Niszczyciela.
Natomiast więzienia władców były minimalnie trudniejsze, szczególnie Więzienie Władcy Wody, gdzie wszędzie jest lawa wymagała nieco więcej uwagi, no i zmiany członka drużyny, bo na tę chwilę kleryka Derwisha zastąpił nosferatu Veritas, który pomógł wyraźnie ekipie swoją umiejętnością lewitacji.
Podsumowując całą grę mogę stwierdzić, że byłą trochę zbyt łatwa. Dwa smoki w ekipie i jest pozamiatane (jak będę grał drugi raz, to ograniczę te bestie). Do tego ilość relikwii jest na tyle duża, że łatwo można je pozdobywać. Do tego denerwują braki w tłumaczeniu (chociaż tutaj trudno mieś pretensje do autorów) i oczywiście niemal całkowita kopia ogólnego szkieletu gry z części poprzednich, od silnika graficznego po czary skopiowane z MM7. Do tego parę rzeczy wymagałoby poprawki - broń oburęczna trzymana przez postać jedną ręką, fakt, że mogę sobie porozmawiać z Niszczycielem po jego śmierci. No przynajmniej kryształ Escatona zniknął z Ravenshore ( oczywiście jest wciąż zaznaczony na mapie :)), chociaż w Wymiarze Między Wymiarami stoi sobie nadal i można do niego wejść i przejść nim do miasta. No, ale to już jakiś postęp, bo w MM6 The Hive nie znikał nawet po zniszczeniu reaktora.
Ogólnie jednak gra wypada na plus. Ma ciekawą fabułę, interesujące lokacje i potwory (chociaż te często są kopiami z poprzednich części). Mimo licznych błędów (o których wyżej) i innego systemu tworzenia drużyny (ten z MM6-7 odpowiadał mi bardziej), grało mi się w nią z dużą przyjemnością. Oby część dziewiąta okazała się chociaż w części tak dobra, jak Day of the Destroyer, chociaż akurat słyszałem na jej temat raczej niepochlebne recenzje. Jeżeli nie wypali, to pogram sobie w siódemkę + Maestro Mod.