18.02.2005
Post ID: 9503
|
W bramie obozu zatrzymał ich opddział żołnierzy
- Hola!Kim wy jesteście?
- Podróżnikami - odpowiedział Miguel
- To znaczy?
- To znaczy że podróżujemy
- A gdzie podróżujecie?
- Aktualnie do waszego obozu i pewnej księżniczki
- Jakiej księżniczki?
- Nie księżniczki tylko księżnej - podpowiedział Miguelowi Anthony
- Kieżna była tu, to fakt, ale aktualnie jej nie ma. Wybrała się na inspekcje do sąsiedniego obozu o nazwie...
- L'bridge Du Knit ?
- O właśnie!
- Czy możemy zatrzymać się tu na noc?
- Możecie, księżna wraca pojutrze. Wjechali do obozu. Nie był to obóz wzorowy, żołnierze nie robili sobie nic z tego że sa na francuskiej ziemi. A może to byli francuzi? Żaden z zapytanych zołnierzy nie potrafił się wysłowić. Jak okiem sięgnąć wszyscy rżnęli w karty i chlali wino lub piwo.
|
18.02.2005
Post ID: 9504
|
Tymczasem do wozu podszedł jakiś zalany żołnierz.
- A wy co? - zapytał, przy okazji wywalając się na Anthony'ego.
- Nic?
- Co nic? Do bitki chcecie?! No chozze... Ciiichoo, cholerne głosy w mojej głowie..e... Żołnierz spróbował uderzyć Tony'ego. Skończyło się na tym, że trafił w pancerz.
- AAAACH!
BUM!
To był już Edwards. Uderzył głową pijaka.
Usłyszał kilka braw i gratulacji siły, ale głównie od spokojniejszych strażników. Bo do Edwardsa podleźli dwaj, już trzeźwi, wartownicy. Uzbrojeni. I wyżsi od wszystkich w grupie.
- Coś ci się nie podoba, a?!
- Nie, ale mógłbyś skierować gębę w inną stronę? Śmierdzisz rynsztokiem.
Te słowa już się wartownikom nie spodobały (chociaż potrzebowali chwili na zrozumienie). Jeden z nich rzucił się na Anglika, drugi czekał z boku. BAM! Wartownik leżał na ziemi z wybitymi zębami.
- O, a ty mnie nie odwiedzisz? No chodź, jestem tylko bezbronnym wynalazcą!
Strażnik zaatakował go. Halabardą. I to był błąd.
Edwards schylił się i wyrwał halabardę przeciwnikowi. Nie miał zamiaru go zabić - rąbnął go jedynie trzonkiem, rzucił w niego bronią, wyjął muszkiet i przyłożył strażnikowi lufę broni do skroni.
- Wiesz, ten muszkiet nie jest idealny. Może się zaciąć, albo nie. Uprzedzę tylko, że nigdy się nie zaciął.
|
18.02.2005
Post ID: 9505
|
- Zastrzel palanta Anthony, a wyjaśniać będziemy później - rzekł Dramen
Żołnierzowi gały niemalże nie wyskoczyły, kiedy to zobaczył Dramena i wyjęczał:
- Mości... sir... Dramen... witamy...
- Puść go Anthony, niech się idzie schlać do reszty, wkońcu tylko to potrafią te palanty... - Anthony bardzo powoli schował swój muszkiet
- Zaczekajcie tutaj, ide do komendantury... - rzekł Dramen i skierował się do największego namiotu na środku polany. Dwóch wartowników stojących w wejściu natychmiast rzuciło się do ucieczki kiedy to zobaczyli Dramena...
- No, no, no, wyrobił sobie szacunek u swoich, hehe - powiedział Miguel
Selvis wyszedł po chwili z namiotu i przyszedł do towarzyszy.
- No i co sie dowiedziałeś?? - pytał Vizcaj
- Nic... komendant zalany leży pod swoim biurkiem, a pozostali narąbani rżną jakieś dziwki z oklicznych wiosek... Jak tylko wpadną tu francuzi to będzie wesoło... trzeźwych jest tylku paru wartowników... i jeden ksiądz.
|
18.02.2005
Post ID: 9506
|
- Jacy Francuzi... oni aktualnie próbują wyprzeć nas z Normandii i Gujenny... nic nam nie zrobią... zresztą Burgundczycy już o to zadbają... - zdziwił się jakiś zalany w trupa żołnierz
- Siedź cicho! Rozejm skończył się wraz z Bożym Narodzeniem zeszłego roku.
Po chwili podszedł do nich ksiądz
- Co robi tutaj ta przeklęta heretyczka D'Arc? Należy ją natychmiast wydać pod sąd inkwizycji!
- Ja widać, czeka na przetransportowanie do Anglii - odpowiedział Miguel nadgorliwemu ojczulkowi.
- Jaki sąd? To Bóg do mnie przemawiał
- Bądź cicho - syknął Dramen - to może przeżyjesz... - Proszę ojca, kiedy wraca księżna? - zapytał się duchownego Vizcaj
- Przecież wam już mówiliśmy...
- No i mieli rację - odpowiedział duchowny - księżna wraca pojutrze
- A znajdzie jakieś lokum dla nas?
- Dla was mamy kilka namiotów. Dla tej heretyczki mamy piękny karcer...
- Ona na razie zostaje z nami. Ksiądz odprowadził ich do kilku wolnych namiotów
- Możecie się czuć jak u siebie w domu, jakbyście czegoś potrzebowali to znajdźcie trzeźwego wartownika
|
18.02.2005
Post ID: 9507
|
[i:420e5af56c]Jesteś zbyt miękka.[/i:420e5af56c]
- Nie prosiłam cię o komentarz, Ravenheart.
[i:420e5af56c]A co z Węgrami? Czy nie chcesz już tam wrócić?[/i:420e5af56c]
- Poruszasz bardzo drażliwy temat, wiesz?
[i:420e5af56c]I domagam się odpowiedzi[/i:420e5af56c]
- Mam wrócić na Węgry? Po co? Braciszek tak się rozkrólował, że jego rządza władzy mało co go nie zabiła.
[i:420e5af56c]A przywileje? Przecież jesteś siostrą króla![/i:420e5af56c]
- Ravenheart, zamknij się.
|
19.02.2005
Post ID: 9508
|
-Lubię te zagraniczne zwyczaje - podsumował Vizcaj słysząc śpiewy żołnierzy
- Tak, ja też zwłaszcza, że pod wpływem wina wszyscy mają nieczyste myśli - dodał Anthony
- Och, będziemy razem już na zawsze prawda prosiaczku? - d'Arc szepnęła do Dramena. I cała rozmowa umknęła całej reszcie oprócz słowa "prosiaczku"
- Do mnie nikt nie mówi prosiaczku - zaśmiał się Vizcaj
- Spokojnie Viz, Dramen jest tu znany więc uważaj na to co mówisz - powiedział Edwards. Nagle usłyszeli jak paru ludzi zbliża się do namiotu, w którym wszyscy przebywali. Szeptali coś o Joannie d'Arc, ku zdumieniu Vizcaja nie obchodziła ich ona sama w sobie, byli na tyle wstawieni, że oczekiwali zaspokojenia dużo prostszych potrzeb.
- Chyba wykrakałeś - odparł Dramen do Anthony'ego
|
19.02.2005
Post ID: 9509
|
Gdy wtem, w wejściu do namiotu pojawili się Anthony i Dramen.
- O, witamy was! - powiedział Dramen, kładąc dłoń na mieczu.
- Och, jakże miło was zobaczyć! Nikt z was nic nie chciał? Strażnicy się zmieszali. Chwilę pomyśleli.
- Przepuście nas, bo inaczej będziecie mieli problemy.
- Ooo, wielka małpa potrafi mówić! Co ty na to Dramen?
- Niesamowite, jak teraz szkolą strażników! - odrzekł Dramen, wykonując młynek mieczem.
- Prawda? No dobra, któryś z was w mordę by nie chciał zarobić? - zapytał Anthony.
Edwards niczego w ręku nie miał. Dobrze wiedział, na co go stać kiedy jest wkurzony. Już same jego ręce robiły spore wrażenie, mimo że nie był wirtuozem sztuki walki wręcz. Strażnicy nie pomyśleli. Spróbowali wyminąć dwójkę Anglików. Błąd. BAM! Byli wartownicy - nie ma wartowników. A przynajmniej nie ma przytomnych wartowników.
|
26.02.2005
Post ID: 9510
|
Kiedy strażnicy zostali lekko przytłumieni, obydwaj weszli do środka. W namiocie panował gwar, rozpusta i pijaństwo jakich świat nie widział. Pustych było już conajmniej siedem 10-litrowych beczek z winem, plus drugie tyle z piwem.
- Hmm... wygrali by wojne na picie - rzekł Dramen kierując się przez stosy pijanych żołnierzy do drugiego pomieszczenia
- Ja pójde do zbrojowni - na twarzy Anthonego pojawił się szyderczy uśmiech...
|
12.03.2005
Post ID: 9511
|
Cała grupa czekała cierpliwie na nadchodzący dzień, który jednym przyniósł obowiązkową wartę a innym kaca. Pechowi dostali jedno i drugie.
Anthony wyszedł na zewnątrz zobaczyć co się dzieje i nagle zobaczył grupę jeźdzców wjeżdzających do obozu.
Poszedł w stronę bramy razem z Vizcajem i Dramenem żeby zobaczyć co się stało.
- Księżna! - krzyczał jeden z nich - Porwana! - Kto porwał księżnę? - spytał Vizcaj
- Straszni ludzie! wszyscy w kapturach i z kuszami! - odparł dowódca nowoprzybyłych jeźdzców
- Ilu ich było?- spytał Anthony
- Na oko, gdzieś ze czterdziestu! - dowódca podniósł głos. Anthony i Dramen przyglądali się badawczo wszystkim jeźdzcom
- Walczyliście? Próbowaliście ją bronić? - spytał Dramen
- Oczywiście, a jak! Ale było ich zbyt wielu!
- Rozumiem - Anthony spojrzał wymownie na Vizcaja - zapraszam tedy na jakies jadło do nas - zasugerował Edwards. Dowódca poszedł z Vizcajem, Anthonym i Dramenem w stronę namiotu.
- Widziałeś? - spytał Vizcaja szeptem Dramen - Walczyli, a nikt z nich nie ma nawet zadrapania
- Rzeczywiście - stwierdził Vizcaj - nie podoba mi się to - odparł uśmiechając się do dowódcy i prowadząc do ich namiotu.
|
17.03.2005
Post ID: 9512
|
Podczas posiłku dowódca opowiadał jak to nagle z lasu wypadło kilkudziesięciu zbójów, a jego ludzie męznie bronili księżnej, lecz niestety nie udało im się ta sztuka. Opowieści anglika przysłuchiwała sie cała drużyna.
- Zaiste, ciekawe - stawierdził Dramen po opowieści, uśmiechając się w duchu. - Dziękuje za posiłek - powiedział dowódca obstawy księżnej wychodząć
- A my dziękujemy za opowiadanie. Zaraz po wyjściu anglika Dramen zwrócił się do reszty:
- Coś mi tu śmierdzi. To nie możliwe żeby wyszli z bitwy bez jednego zadrapania.
- Co do tego że tu jest coś nie tak, to nie ma wątpliwości - odpowiedział Vizcaj - Tylko co z tym zrobimy?
- Najlepiej byłoby jakoś z nich wyciągnąć informacje - Garet uśmiechnął się i przejechał kciukiem po ostrzu sztyletu.
- Jakoś tak, ale na pewno nie w ten sposób - zaoponował Miguel - magia w tym miejscu nie wchodzi w grę. Może spijemy ich winem?
- Samo wino niewiele da - odrzucił propozycję portugalczyka Olaf - widziałem w pobliżu obozu zioła, których kombinacja powodujące wywnętrznianie się delikwenta. Dosypiemy je po prostu do wina dowódcy, ewentualnie jakiegoś z żołnierzy podczas codziennej popijawy.
- To będzie najlepsze - zdecydował Dramen - dzisiaj wieczór już wszystko będziemy wiedzić. Po rozmowie Olaf wybrał się na poszukiwanie ziół, a reszta zastanawiała się nad możliwymi wyjaśnieniami.
|
20.03.2005
Post ID: 9513
|
- Może sprzedali ją łowcom niewolników? - zasugerował Vizcaj
- Nie bądź śmieszny Viz - powiedział Anthony - Księżna jest zbyt cenna na takie traktowanie
- Ale sprzedać wrogowi - odpał Dramen - to mogłoby być coś
- Równie dobrze mógł przylecieć wielki potwór i zjeść ją żywcem - powiedział Anthony
- Dowiemy się niebawem - powiedział Vizcaj - nie mogę się już doczekać!
|
30.04.2005
Post ID: 9514
|
- Hmmm... pójdę jeszcze obadać zbrojownię, sprawdze ich broń, musze być pewnym że nie ma żadnych śladów bitwy... - rzekł lekko zdenerwowany Dramen
- Poczekaj, pójdę z tobą, musze zaje... znaczy się pożyczyć jakąś broń - dodał Anthony
Tymczasem Olaf błądził szukając ziół, ale wszystko co znalazł było jednym wielkim chwastem... na dodatek śmierdzącym po podeptaniu... Vizcaj, korzystając z okazji poszedł do kuchni obozowej, aby zbadać sytuacje ewentualnego podrzucenia ziół do trunków i potraw...
|
15.05.2005
Post ID: 9515
|
Vizcaj wszedł dziarsko do namiotu kuchennego jak gdyby nigdy nic.
- Czego? - odezwał się jakiś wysoki i szczupły człowiek
- Gdzie jest kucharz? - spytał Vizcaj
- To ja - powiedział ten sam człowiek
- Bardzo śmieszne, kucharz musi być gruby a ty jesteś chudy jak tyka! - zaśmiał się Viz. Kucharz natychmiast chwycił rondel i zamierzył się na Vizcaja kiedy nagle zaniechał pobicia go gdyż zaczęła mu kipieć zupa.
- Rzeczywiście jesteś kucharzem - podsumował Viz - masz kucharski temperament
- Uważaj na słowa, bo dorzucę ci do zupy trochę cyjanku - odgrażał się kucharz. Vizcaj tymczasem rozejrzał się po namiocie. Kuchnia polowa była mała, beczki z winem stały tuż przy wejściu więc dosypanie czegoś do nich nie stanowiłoby żadnego problemu.
- Co się lampisz? - warknął kucharz - tu się pracuje no nie?
- Nie - Vizcaj zaśmiał się ze swojego dowcipu i widząc, że kucharz sięga po patelnie opuścił namiot. - I jak? - spytał Anthony Vizcaja kiedy spotkali się po jakimś czasie
- Nie ma problemu, ktoś może dosypać czegoś do wina kiedy ja będę zagadywał kucharza. Chyba mnie polubił. A twoje łowy jak?
- Ciekawie - stwierdził Anthony co odpowiedziało na wszystkie pytania Vizcaja
|
12.06.2005
Post ID: 9516
|
Powoli zapadał zmierzch. Towarzysze zaczęli się denerwować, gdyż Olaf nie wracał.
- Jak zaraz nie przyjdzie, to ten cały dowódca sam się schleje i nic się z tego nie dowiemy - burczał bezustannie Dramen
Siedział koło ich namiotów razem z Vizcajem i Anthony'm, czyszcząc broń. Garet gdzieś zniknął, zaś Miguel buszował niedaleko kuchni, sprawdzając, czy wszystko jest tip - top .
- Idzie - rzekł Garet, stając nagle za plecami trójki leniwie porozkładanych na trawie towarzyszy.
I faktycznie, Olaf zbliżał się z mieszanką ziół i kubkiem źródlanej wody. Po chwili dołączył do pozostałych. Miguel podszedł szybko do pozostałych.
- Teraz trzeba to zaparzyć... - rzekł Olaf, zabierając się do roboty. Po chwili miał gotowy napar.
Anthony i Selvis wstali, by poszukać dowódcy. Znaleźli go po krótkiej chwili.
- Wypiłbyś z nami jeszcze butelkę wina? - spytał Edwards
Dowódca spłoszył się nieco. Wyglądało na to, że grupka zainteresowana księżną robi się coraz bardziej podejrzliwa.
- Ekhm... przykro mi, ale... - zaczął się wykręcać.
Nagle włączył się Dramen:
- Nie chcesz z nami wypić? Żaden z ciebie towarzysz broni! - warknął
Żołnierz zastanawiał się chwilę. Uznał, że jeżeli będą go wypytywać, będzie się trzymał ustalonej wersji.
Przyszli we trójkę do namiotu. Wino już czekało.
Joanna d'Arc siedziała na tyłach namiotu, szepcząc o "ukochanym Dramenku". Selvis podszedł szybko do niej i powiedział, by była cicho. Bał się, że dowódca rozpowie, że łączą go z Joanną bliskie stosunki.
Dowódca usiadł. Olaf zaczął nalewać.
- Oho, chyba się skończyło - rzekł Nordyk, patrząc na zwyczajne wino. Tylko dowódca nie miał nalane.
- Nie szkodzi, jest druga butelka - powiedział, doskonale grając swoją rolę Vizcaj.
Polał żołnierzowi. Wypili kolejkę, Olaf już nalewał drugą, kiedy dopatrzył się zmiany w oczach dowódcy. Zapytał go:
- To jak było z tą księżną?
- Wczoraj wieczorem, niedaleko obozu L'bridge Du Knit czekali na nas Francuzi. Wykupili księżną i odjechali z nią do Paryża. Przybyliśmy do Du Knit obwieszczając wszystkim, że napadli nas ludzie w kapturach i z kuszami i porwali księżną. Żołnierze puścili się w pogoń... do Lyonu. Francuzi zamierzają napaść na L'bridge Du Knit dziś w nocy, wiedząc, że obóz jest osłabiony.
Wszyscy zamilkli. Pomijając zaskoczenie, w które wprowadził ich skutek naparu, zdziwili się, skąd Francuzi wiedzą o obozach i kto "zaopiekuje się" księżną w Paryżu.
|
16.06.2005
Post ID: 9517
|
Dramen kiwnął porozumiewawczo na Vizcaja. Obaj na chwilę wyszli.
- To co z obozem? - spytał Vizcaj
- Trzeba będzie coś z tym zrobić
- A Księżna?
- trzeba mieć jakieś priorytety - odpowiedział Dramen - zresztą ponoć wcale nie jest tak ładna jak mówią
- Jak tak mówisz to znaczy, że może poczekać. Choć zawsze interesował mnie Paryż. - rzekł Vizcaj
- Pozwiedzasz go sobie pozwiedzasz - kiedy wrócili do namiotu dowódca był już nieprzytomny. Kiedy Dramen próbował go obudzić okazało się, że na gardle ma szramę od sztyletu. Pozostali byli nieprzytomni, ale żyli.
- Hmmm - zastanowił się Vizcaj - no to mamy problem
- Masz gdzieś schowany zestaw hasełek na każdą okazję? - spytał Dramen
|
6.07.2005
Post ID: 9518
|
Nagle w okół rozległy się krzyki. Do obozu wjechało kilkunastu żołnierzy, w tym tylko kilku lekko rannych - reszta w stanie ciężkim.
Z komendatury wyszedł wysoki, szczupły mężczyzna w pełnym bojowym rynsztunku. Głosy ludzi wzburzonych losem kamratów z L'bridge Du Knit - z którego to żołnierze musieli uciekać - ucichły, w oczekiwaniu na rozkaz do ataku.
- Więc... - mruknął mężczyzna, który okazał się być kapitanem w obozie - nie owijając w bawełnę: L'bridge Du Knit zostało podpalone przez nieznanych sprawców.
Rozległy się okrzyki protestu, nad którymi wzbił się ryk jednego ze zbiegłych żołnierzy L'bridge Du Knit:
- To kłamstwo! To francuskie świnie nas zaatakowały i dobrze o tym wiesz!
- Przymknij się. - powiedział kapitan - Jestem odpowiedzialny za mój obóz i nie zamierzam wywoływać wojny, zwłaszcza teraz, gdy Burgundczycy prowadzą podwójną grę i gotowi są zadać nam cios od tyłu, gdy tylko uznają, że może im to przynieść jakieś wymierne korzyści! Pchnę posłańca do króla, niech przywiezie instrukcje od niego - dodał, by ułagodzić sprawę.
Vizcaj pokręcił głową mrucząc coś do siebie.
- Co o tym myślisz? - spytał Dramena
|
7.07.2005
Post ID: 9519
|
- Normalnie to robi się paskudnie, jeszcze chwila i zacznie się tu wojna domowa... i gdzie u diabła sie podział Anthony!? Potrzebujemy jego silnej ręki tutaj... Jestem ciekaw co się stało w L'bridge Du Knit... jeśli to nie francuzi to kto?... Vizcaj, śledź posłańca aż do rzeki, jeśli zatrzyma się przy jakimś patrolu oznacza to, że ktoś ściemnia... Olaf, pójdziesz ze mną do zbrojowni, trzeba uszkodzić troche broni, bo za chwile będzie tu jadka... i niech ktoś znajdzie Anthonego!! i przyśle go do nas...
|
7.07.2005
Post ID: 9520
|
- Jasne - mruknął Vizcaj i już go nie było. Po chwili nie oszczędzając konia z obozu wyruszył posłaniec. Vizcaj widział go cały czas a ten zbyt szybko jechał, by odwracać się i sprawdzać, czy nikt go nie śledzi. Vizcaj zamyślił się na tyle, że nagle stracił z oczu posłańca.
Zatrzymał się na chwilę i zaczął wypatrywać śladów, które w pewnym momencie stawały się mniej wyraźne. [i:a10c57716c]tak jakby koń jechał bez jeźdźca[/i:a10c57716c]
Vizcaj zsiadł z konia i skręcił w las, w oddali zobaczył ognisko i usłyszał śmiechy.
Postanowił ruszyć w tamtą stronę.
|