Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ballada: Pirackie Widmo"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ballada: Pirackie Widmo
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9198

Mecku Carabel jest jednym z korsarzy. Służy u piratów od samego początku założenia tego miasta. Zaciągnął się z wybrzeża Antagarich jako najemnik za pieniądze, które kocha ponad wszystko. Podczas bitwy o archipelag Mirtingoh przejął abordażem 2 galeony królewskiej floty, przez co objął nad nimi dowódctwo. Jest jednym z najbardziej liczących się piratów, dowódca obrony wyspy i wartowni w lochach. Udaremnił już 3 próby sabotażu. Zawsze chętny do bójki, więc niewiele osób go za to lubi, zresztą nie dba o to, bo liczą się dla niego tylko pieniądze. Ostatnio zaniepokoił go fakt pojawienia się w okolicy samotnego statku...

Mecku

Mecku

4.03.2007
Post ID: 9199

-Panowie, dać mi tutaj lunetę - odrzekł Mecku w kierunku swoich korsarzy

- Tak, szefie...

- Hmmm, jest tam grupka rozproszonych ludzi, kilku zbrojnych, garstka magów... Czyżby chcieli zagrabić moje skarby? Czego oni tu szukają?

- Czy mamy zacząć prowadzić jakieś działania? - zapytał sternik

- Obserwujcie ich, przygotujcie działa, naostrzcie wasze bronie! Jeśli wyruszą w kierunku miasta, skontrujemy ich! Ster lewo na burt, sterniku...

Okręt piratów oddalił się w kierunku południowej części wyspy...

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9200

- To co robimy? - zapytał zrezygnowanym tonem Szept, kiedy na pytanie "kto pójdzie jako żywa przynęta" kązdy patrzył w inną stronę. Wtem podszedł Nagash, który zgubił im się gdzieś na wyspie.
- Hej, co się dzieje? - zapytał niepewnie lisz

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9201

- Proponuję losowanie... tak chyba będzie najlepiej... - mruknął Den i oberwał z pobliskiego krzewu kilka gałązek - kto wyciągnie te krótsze idzie.
- Hm... to może ja nie będę ciągnął. I tak wybiorę krótszą znając życie -podsumował Thurvandel
- A zatem jedna z głowy - smok odrzucił patyczek
- Tylko bez magii mi tu - uciął Kruk

Wszyscy po kolei wzięli po gałązce.

- Diabli by to... - wrzasnął Szept i połamał patyczek w dłoni
- Ech... - stęknął z rezygnacją Nagash
- Hehe. No to wiadomo kto idzie - ucieszył się Anthony
- No dobrze... i co dalej?
- Zrobicie duże kuku i w nogi, a my tym czasem po cichutku wkradniemy się do kazamatów.
- Nie zawiedźcie... to ma być niezwykle sugestywne kuku - z powagą dodał Eru
- I dobrze by było żebyście nie dali się złapać. Hm... Nagash odpal coś fioletowego w powietrze jak będziemy mogli wchodzić
- Czemu akurat fioletowe?
- A czemu nie? - rzucił na odchodnym Alavander

*

Cisza zalegała nad osadą, rozdzierana jedynie chrapowatym krakaniem wron i gawronów i skrzekiem mew. Lekki wiaterek poruszał delikatnie liśćmi drzew. Wartownik na wieży przechadzał się w tę i spowrotem po drewnianym podeście. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie tylko wilgotny, gorący las. Przysiadł na krzesełku i zapalił nabitą jakimś szarym kopciem fajkę. Nagle zacharkał, fajka wypadła mu z rąk i wartownik zwalił się bezszelestnie z wieży ze strzałą w gardle.

- Na razie idzie gładko - szepnął Nagash.
- Szkoda tylko strzały... - z rozżaleniem dodał Thurvandel - Szept... wbijaj się na tę wieżyczkę i zrzuć nam jakąś linę
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś z nas najsprawniejszy... proste.

Szept pokręcił głową i zaczął się gramolić na wieżę. Po kilku minutach na głowę elfa spadł koniec liny obciążony niewielką kotwicą.

- Au!
- Uwaga lina - krzyknął Szept
- Fajnie... w porządku... idziemy

Na szczycie wieży rozejrzeli się dookoła. Stąd mogli wzrokiem omieść znaczny obszar obozu wroga.

- No to gra muzyka - ryknął lisz. Z końca jego różdżki sypnęły się zielone obłoczki w kształcie trupich główek eksplodując z hukiem na strzechach chat. Prócz huku i dymu niewiele robiły szkody... ale było na co popatrzeć. Elf i najemnik rozpalili ogień w koksowniku, po czym zapalali i wypuszczali płonące strzały na dachy domów. Zaaferowani piraci kotłowali się poniżej. Jedni nieudolnie zakładali cięciwy na łuki, z płonącej latryny wybiegł barczysty pirat w spodniach opuszczonych do kolan, po czym zaczął z pasją dmuchać w bawoli róg. Piraci, którzy poradzili sobie z cięciwami zaczęli ostrzeliwać wieżyczkę.

- No dobrze... spadamy?
- Poczekaj... muszę wymyśleć coś fioletowego do wyczarowania - jedna ze strzał śmignęła koło czerepu lisza.
- To myśl trochę szybciej... mało masz fioletowych czarów?
- A żebyś wiedział... nie jestem iluzjonistą... a nie będę tu robił byle czego bo nas wytruję.

Piraci zaczęli wbiegać schodkami na podesty przy palisadzie. Dwóch stoczyło się z powrotem ze strzałami w kadłubach.

- Długo jeszcze?

Strzała z dołu przeczesała włosy elfa.

- Już mam! Zmykajcie...

*

- Jak myślicie? Uda im się? - z niepewnością zapytał Eru
- Musi...

Drużyna siedziała na pozostałościach jakiegoś kamiennego kręgu pod kępą palm. Nami wdrapała się na jedną i obserwowała fort.

- Coś tam się dzieje - krzyknęła - coś zielonego fruwa i wyrywa kępy słomy z dachów. O! Kopci się...

Po minucie okolicą wstrząsnął huk, fioletowe światło oślepiającym blaskiem rozbłysło nad fortem, a silny podmuch zatrząsł palmami. Na Dena coś spadło z drzewa.

- Ja tego Nagasha! - wrzeszczała obolała i oślepiona elfka. W powietrzu uniósł się ostry zapach ozonu - Nic nie widzę!... o już lepiej. Skończyli... wchodzimy.

Po wieżyczce nie było śladu. Piraci zeskakiwali z murów i gonili do lasu wywrzaskując soczyste przekleństwa.

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9202

W górnej części lochów były specjalne klatki. W jedenj z nich trzymano lwa o imieniu Simba. Jego historia jest bardzo skomplikowana. Któregoś dnia w wyniku pewnych komplikacji czarów, Simba przemówił ludzkim głosem. Został pojmany przez piratów, którzy to obrobili pewien handlowy statek na którym przebywał Simba.

Klatka była dośc duża, więc lew nie mógł narzekać na brak miejsca. Cały czas wąchał i myślał. Piraci bali się do niego podchodzić, gdyż ostatnio pogryzł jednego co się odważył wejść do klatki z batem. Teraz, gdy nastał alarm w obozie wszyscy wartownicy z górnej części lochów wyszli na zewnątrz...

Mecku

Mecku

4.03.2007
Post ID: 9203

- Ech, ci uzurpatorzy, za dużo sobie poczynają ... Trzeba będzie im pokazać kto tutaj rządzi. Załoga! Na stanowiska, przygotować katapulty i naładować trebuszeta.

Na grupkę wystrzelił grad kamieni z katapult i ciężka kula z trebuszeta.

- Dajcie znak na wyspe, niech wypuszczą tego lwa! On tam posprząta.

Sternik dał znać znakami dymnymi wartownikom stojącym przy wejściu do portu. Jeden z piratów ruszył do lochów, aby uwolnić lwa.

- No, kotku, czas na ciebie

Rozwścieczony lew rzucił się na jednego z piratów. Drugi z wartowników otworzył drzwi wyjściowe i lew wybiegł na zewnątrz.

Simba

Simba

4.03.2007
Post ID: 9204

Simba nie miał czasu na obmyślanie planu i nawet nie wiedział jak wydostać się z tego okropnego miejsca.

Zgromadziwszy w sobie wszystkie swoje siły biegł co tchu by odejść od fortecy piratów.

***
-Patrzcie- Krzyknęła Nami
-Tam chyba się coś dzieje!
-Co?- Rzekł Eru
-Jakieś zwierze pędzi w naszą stronę z zawrotną szybkością! Zaraz będzie obok nas! Wszyscy na palmy!

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9205

Zamiast na drzewo wbiegli do niemal opustaszołego fortu piratów i przysiedli w cieniu, gdyż dostrzegli piratów goniących lwa. Przeczekali szaleńczy pościg za zwierzęciem i powoli zaczęli skradać się za Fristronem do lochów.
- Dobra, teraz najtrudniejsze. Musimy przejść przez dziedziniec nie zwracając niczyjej uwagi... - mruknął przewodnik
- Przez dziedziniec? - spytał Anthony - A inaczej nie można?
- Można przez magazyn, ale tam jeszcze łatwiej nas odnajdą. Poza tym uwaga ich jest odwrócona...
Wszyscy kiwnęli powoli głową i zaczęli przechodzić przez zacienioną część.

*

Sharwyn szarpnęła jednego z kapitanów:
- Spójrz!
- Nic nie widzę - mruknął pirat
- Tam... na dziedzińcu... coś się rusza.
- Taaa... pewnie myszy. Śmiertelne zagrożenie, wszyscy musimy je zabić.
- Nie ironizuj, to jest znacznie większe...
- Dobra, wyślę patrol - mruknął zrezygnowanym tonem kapitan

*

Patrol dotarł na dziedziniec NIECO za późno. Najemnicy dotarli do klapy schodów, ku ich zdumieniu otwartej i weszli do środka.
Pochodnie były zgaszone. Światło słoneczne wpadające do środka wystarczało by oświetlić okolicę. Tu i ówdzie rozlegał się odgłos cichych kroków.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9206

***

- Ruszcie tyłki - krzyknął Szept - bo nie będzie za wesoło jak nas znajdą...
- Co ty ciekawego nie powiesz... - zgrzytnął zębami Thurvandel

Cała trójka biegiem przedzierała się przez kępy krzaków i traw, za plecami pozostawiając ogarnięty zamętem obóz i krzyki rozwścieczonych piratów.

- Mam tylko nadzieję, że zauważyli ten fajerwerk Nagasha - mruknął pod nosem elf
- Och... na pewno - zarechotał lisz - jak myślicie... gonią nas?
- Raczej powinni... dla pewności sprężajmy się.

Początkowe kilkaset metrów ucieczki przebiegało jak z płatka, las wokół gęstniał, a odgłosy zamieszania w siedzibie piratów cichły. Nagle coś w zaroślach poruszyło się. Trzej towarzysze szybko dobyli broni i czujnie nasłuchwiali. Pobliski krzew rozchylił się, a wypadł stamtąd wielki lew, który roztrąciwszy lisza i elfa runął w las nie pozostawiając po sobie śladu.

- Co za... Ech... lokalna fauna nawet stamtąd wieje - funknął zielarz
- Głupi ty... widziałeś kiedyś lwa w lesie? - skomentował z rezygnacją Szept
- No przed chwilą właśnie
- Oj... nie ważne... to nie mógł być tutejszy lew, bo nie mogą żyć na wyspach w dżungli
- No temu jakoś to najwyraźniej nie przeszkadzało
- Skończcie te idiotyczne wywody - uciął lisz - pomyślmy lepiej jak dołączyć do reszty.

Los chciał, że trójce bohaterów nie starczyło czasu na myślenie. W chwilę za lwem zza drzew dobiegły krzyki i nawoływania piratów. Okrzyk wściekłości rozdarł powietrze. Zbóje dostrzegli i rozpoznali tójkę napastników z obozu.

- W nogi?
- No chyba... - przytaknął lisz.

Wszyscy trzej runęli przed siebie. W szum wiatru wdarł się trzepot lotek strzał. Po kilku metrach biegu rozdzelili się. Thurvandel zręcznie, po elfiemu, wspiął się na najbliższe drzewo, po czym cicho przyczaił się z napiętym łukiem. Dwóch piratów przebiegło poniżej nie zauważywszy elfa. Ten nasłuchiwał. Nastał cisza, przerywana z rzadka nawoływaniami piratów. Wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, jednak pościg nie wydawał się znudzony poszukiwanie. Co raz dwójkami przechodzili poniżej kryjówki. Thur doliczył się jak na razie sześciu. Wszyscy uzbrojeni po zęby w łuki i szerokie szable. Klnąc i chrapliwie rzęrząc porozumiewali się ze soba po cichu. Wtem rozległ się ryk wściekłości, który mógł należeć jedynie do lisza. W powietrzu zapachniało ozonem. Piraci rzucili się w kierunku z którego dobiegł krzyk. Elf ruszył za nimi. Kilkadziesiąt metrów dalej, pod szerokim pniem jakiegoś drzewa stał przyparty do niego Nagash spowity niebieskimi płomieniami. Z klatki piersiowej sterczały mu dwie czerwone brzechwy strzał. Wokół czaili się piraci, na oko z pół tuzina zakazanych i żądnych krwii mord porośniętych kilkudniowym zarostem. Próbowali na zmianę dojść na zasięg ciosu szabli, lecz lisz skutecznie opędzał się od nich gorejącą laską. Widząc jak napastnicy sięgają po łuki elf bez zastanowiena rzucił się na pomoc. Szkoda, że bez zastanowienia. Jednego z piratów ugodziła w bok elfia strzała, zwijając go na ziemi niczy brudny dywan, lecz dwóch następnych z szablami skoczyło ku zielarzowi, powstrzymując go skutecznie. Z drugiej strony doskoczył Szept, wymachując swoim mieczem i próbując odciągnąć uwagę piratów od lisza, jednach trzech nie dało się sprowokować, i z bezpiecznej odległości puścili do Nagasha strzały, jedna przeszyła obojczyk kościotrupa przyszpilając go do drzewa, dwie pozostałe uderzyły pomiędzy żebra, przebijając eteryczne ciało. Elf ze swoim krótkim mieczem, nie mógł wręcz dorównać dwóm uzbrojonym w długie szable napastnikom, czuł że jest źle, odparowując kolejne ciosy. Najemnikowi szło nieco lepiej. Powalił jednego pirata, lecz trzech kolejnych szachowało go skutecznie, nie pozwalając na jakikolwiek atak. Ciężko ranny Nagash przyjmował na siebie kolejne strzały, niemogąc wydobyć z siebie żadnego skutecznego zaklęcia. Było źle.

Simba

Simba

4.03.2007
Post ID: 9207

Kilka kroków od Szepta,Zielarza i Nagasha były krzaki,.
I właśnie w nich siedział ów lew który uciekał od piratów.
Śledził uważnie potyczkę tych trzech istot z jego wrogami...
I właśnie spostrzegł skradajacego się pirata by ogłuszyć któregoś z nich.
Tego to już za wiele pomyślał pałając z wściekłości którą czuł do tych zbójców.
Wyskakując zza krzaków zranił pirata, ten doznawszy obrażeń upadł i uderzawszy o kamień zmarł.
W powietrzu było słychać okrzyk okazujący gniew piratów.
Postanowili zabić jako pierwszego rozwcieczonego lwa.

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9208

- Musimy być cicho - powiedział Fristron do kompanów - w lochahc na pewno zostali jacyś strażnicy.

Fristron ruszył krtętymi korytarzami, za nim Nami, ośtwietlając drogę nikłum płomykiem, a za elfką reszta. Przed nimi pojawiła się trójka strażników. Stanęli w miejscu ze zdziwienia. To była ich ostatnia decyzja w życiu. Bezeszelestne strzału wypuszczone z elfich łuków przyniosły dwójce z nich śmierć. Ale trzeci nich zdążył ukryć sie za rogiem. Na szczęście magia Deanderetha była szybsza od niego.

- Trzeba bardziej uważać - szepnął Mag z AvLee - nawet jeśli połowa ze strażników lochów jest na powierzchni, to i tak trzydzestak nieprzyjaciół palęta się po lochach. Nami, zgaś swiatło. Ja i Eru pójdziemy na przodzie, Nami jako tylna straż. Elfy przecież doskonale widza w ciemnościach.

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9209

Skradali się korytarzem. O dziwo, nie natknęli się na żadnego przeciwnika. Stanęli przy jednym z rozwidleń.
- Którędy? - szepnął Eru
- Nie pamiętam... - jęknął Fristron - za nic w świecie nie mogę sobie przypomnieć... chodźmy w prawo.
Przemknęli w cieniu na drugą stronę korytarza, zgasili pochodnię i zaczęli się przekradać długim korytarzem. Tu też nie spotkali żadnego przeciwnika.
Nagle korytarz skończył się ślepym zaułkiem.
- Ech... - mruknęła Nami powstrzymując się od skomentowania wyboru Fristrona - chodźmy.
- Poczekajcie... - rzekł Eru - tu coś jest...
- Gdzie? - spytał Den - Tu jest ściana!
- Spójrzcie... widzicie? To nie brud.
Faktycznie, zobaczyli delikatne linie na ścianie. Im intensywniej wpatrywali się w nie, tym mocniej się zakreślały, aż w końcu ułożyły się w obraz nisko pochylonej głowy elfa.
- Co to może być... - mruknął Eru bardziej do siebie niż do wszystkich
- Podejrzewam, że obraz - zakpiła Nami - nie ma nad czym medytować. Chodźmy
Zawrócili. Lecz wszystkim, nie wiedzieć czemu, wydawało się, że odkryli coś ważnego. Bez wyjątku.

Dragonthan

Dragonthan

4.03.2007
Post ID: 9210

Zawrócili i powędrowali w lewy korytarz. Zaczęło być coraz bardziej wilgotno. W pewnym momencie szli w wodzie sięgającej kostek, pełno było żab i węży.
- Jak ja nie cierpie węży - mamrotała Nami
W pewnym momencie zaczęło robić się coraz jaśniej. W górnej części korytarza były wielkie wykute w skale pionowe otwory wentylacyjne, przez które wpadało słońce. Wewnątrz tych ścian były co kilka stóp kraty, także nie było jak wyjść ani wejść nimi. Po lewej stronie były cele więzienne, a po prawej otwory wentylacyjne boczne, przez które wpadało świeże powietrze od strony morza. Również wypełnione kratami. Cel było 20, każda oddzielona od każdej warstwą muru. Zardzewiałe metalowe kraty przegradzały filary tworząc cele. Wszystkie 20 cel podzielonych było na 4 segmenty, po 5 każda, tworzac w sumie podziemny kompleks o kształcie kwadratu. W drugiej sekcji ujrzeli postać leżącą na starych kocach pod ścianą, w znaczej odległości od wody. Kraty były tutaj najgrubsze, około 3 calowe. Wszedzie jak zwykle pełno żab i węży. Kraty były solidne i prawie nie pordzewiałe, zrobione ze szlachetnych minerałów.
- O pewnie tym się je podnosi - rzekł Eru pociągając za drążek
- Nieeeee!!! - krzyknęła reszta
W tym samym momencie wejście do kompleksu zostało zawalone metalową bramą...
- Echhh... - marudził Den
- Czy tam nie leży Elszen, ta której szukamy?

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9211

Fristron podskakiwal nerwowo, patrzac na dziewczyne.
- To chyba ona - rzekl - najwyrazniej przeniesli ja tutaj
- Hm... - mruknela Nami - to teraz tylko jak podniesc ta krate?
- Tylko - mruknal z gorycza Den
Wszyscy zamilkli. Krata wygladala na solidna.

Thurvandel

Thurvandel

4.03.2007
Post ID: 9212

***

Obecnością lwa zaskoczeni byli nie tylko piraci. W pewnej chwili ani Szept ani Thurvandel nie wiedzieli właściwie co robić. Z jednej strony można było po prostu elegancko dać dyla w krzaki, póki piraci użerali się z kociakiem, który zręcznie wywijał się spod ostrzy mieczy i odskakiwał parskając i drapiąc, z drugiej niezbyt etycznym wydawało się zostawić przybitego do drzewa lisza. Obaj zgodnie doskoczyli do Nagasha wyjmując mu z klatki żebrowej strzały. Półprzytomny kościej bredził coś i jęczał.

- Czemu jęczysz? Lisze w ogóle czują ból?
- Trudno powiedzieć - mruknął Nagash - niedobrze mi... - jako że lisz jest tylko liszem obyło się jedynie na odruchu wymiotnym, bez żadnych wydzielin - spadajmy stąd
- A to? - pokazał elf na lwa, nad którym piraci zdobywali coraz większą przewagę
- Szkoda futrzaka, ale i tak jak go uratujemy to nas zeżre - odparł Szept
- E tam... może nie...
- No jak uważasz - obaj puścili lisza, który pacnął z głuchym stukotem na ziemię i dobyli broni.

Piraci mieli najwyraźniej kiepski dzień pełen niespodzianek, bo znów zostali zaskoczeni. Tym razem od tyłu przez poprzednich przeciwników. Lew wyrwawszy się z okrążenia chapsnął najbliższego korsarza za gardziołek, po czym skoczył ku następnego. Elf wpakował sztylet innemu zbirowi w plecy, a Szept ciął płasko następnego przez kark. Napastnicy, teraz zepchnięci do defensywy popatrzyli po sobie porozumiewawczo i jak jeden mąż dokonali taktycznego odwrotu gubiąc przy tym broń i buty.

Stanęli na przeciw siebie. Lew gapił się na elfa i najemnika, a elf i najemnik gapili się na lwa.

Eru

Eru

4.03.2007
Post ID: 9213

- Hmm.. - zamyslił się Eru - krata wygląda na solidą, nawet na bardzo solidną...
- To już wiemy...
- Ale może udałoby się zniszczyć murek, który jest między kratami?
- Murek? - żachnał się Den - to są potężne filary, podtrzymujące strop. Jeśli jakiś zniszczymu to lochy mogą się zawalić
- Aha...
- Moze magią możnaby zniszczyć karty? - zaproponował Fristron
- Raczej nie. Jesli przy tej ilości wodu kraty wyglądaja tak jak wyglądają, to razczej są umagicznione
- To moze wejdziemy poziom wyżej i z góry przedostaniemy sie do jej celi? - tym razem propozycje rzucił Eru
- To może i byłby dobry pomysł, gdzyby nie to że pewnien elf zamknał nam wyjście
- Ekhm... eee... no tak, no ale jedno mozemy zrobić: obudzić Elszen

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9214

- Elszen... - zawołała cicho Nami. Dziewczyna spała.
- Elszen! - krzyknął głośniej Den. Mała obudziła się.
- Co...? Obiecywaliście, że będę się mogła wyspać przed "tym dniem" - jęknęła
- Chcemy cię uratować - rzekł pompatycznie Fristron - chodź...
- Ale nie umiem przechodzić przez kratę - rzekła ze śmiertelną powagą Elszen. Nami parsknęła śmiechem.
Wszyscy zaczęli się namyślać, jak wyciągnąć Elszen i siebie z tej kabały.
- Hej... - szepnęła Nami - spójrzcie!
Pod kratą, którą opuścił Eru było małe pęknięcie.
- Hm... - Fristron wyjął swój miecz Strażnika i łupnął nim w posadzkę. Ta pękła, a pod nią ukazała się ziemia - Trochę się nakopiemy, zanim wyjdzie Elszen i wszyscy się wydostaniemy, ale razem...
Łupnął w posadzkę przy kracie celi Elszen i zaczął kopać. Reszta pozdejmowała swoje bronie, łupnęła obok i zaczęli kopać tunel.

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9215

Anthony, dotychczas bardzo cichy i bardzo bierny, podniósł swój młot i podszedł do kraty, kopanej uporczywie przez Fristrona.
- Odsuń się, ja to zrobię. - rzekł, i podniósł swój młot.
Wojownik zakręcił młotem lekki młynek nad swoją głową, i z wielką siłą uderzył w kratę.
- Poznaj moc młota!
Ku zdziwieniu maga z AvLee, kraty nie było. To znaczy była. Ale wbita w ziemię obok małej Elszen.
- Cholera. Trzeba ją jakoś wyciągnąć... Strasznie nisko tam siedzi. - rzekł Krwawy Kruk.
- Może spróbuje chwycić się twojego młota?
- Nie, nie, nie, nie! Tylko nie to! - wojownik widocznie spanikował.
- O co chodzi?
Anthony zdjął rękawicę, i spróbował chwycić za młot. Posypały się iskry, a Edwards miał poparzoną rękę.
- O to chodzi. Jeśli ta mała chwyci za młot, prawdopodobnie się usmaży. - odpowiedział dowódca, zakładając z wielkim bólem rękawicę.

Fristron

Fristron

4.03.2007
Post ID: 9216

Fristron bez słowa zdjął swój płaszcz, i rzucił jeden koniec Elszen, przytrzymując drugi.
- Złap się tego mała - szepnął
- Nie urwie się? - spytała dziewczynka
- Nie bój nic, to mocny materiał!
Złapała płaszcz. Anthony wziął drugi koniec od Fristrona i zaczął wciągać dziewczynę. Po chwili była razem z nimi.
- No dobra, Anthony, walnij w drugą kratę i zmywamy się...

Ghost

Ghost

4.03.2007
Post ID: 9217

- Ekhm. Nie ryzykowałbym, prawdopodobnie rozsadzę nas wszystkich. Chociaż... - Edwards wyciągnął kryształ swojego ARM-EWa i włożył go do lufy broni.
- Odsunąć się!
Powiedział, i wystrzelił w stronę kraty.

Chwila ciszy.
Chwila konsternacji.
Chwila zdziwienia.

Kryształ utknął w kracie. Anthony zaś zmienił amunicję do broni, po czym wyjął swój miecz. Wziął szeroki zamach, i rąbnął w kryształ.
Ku zdziwieniu wszystkich, NIC nie wybuchło. Kraty jednak zostały stopione przez jakieś opary.