Gorące Dysputy

Tropiciele rzeczywistości - polityka i społeczeństwo - "O systemie polskiej edukacji"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Tropiciele rzeczywistości - polityka i społeczeństwo > O systemie polskiej edukacji
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Hubertus

Hubertus

21.08.2010
Post ID: 57620

Rzeczywiście program nauczania historii jest zły i musi zostać zmieniony.
Na pewno programy gimnazjum i liceum powinny się uzupełniać, a nie dublować. Zwłaszcza ze obecne, trzyletnie liceum, musi przerobić program robiony kiedyś w 4 lata, co przy liczbie godzin przeznaczonych na historię nie jest realne. Zwykle nauczyciele nie wyrabiają się z materiałem i nauka kończy się na II wojnie światowej przy dobrym tempie.

Moandor

Strażnik słów Moandor

24.08.2010
Post ID: 57703

Czyli generalnie z całej tej naszej debaty wychodzi, że w edukacji dzieje się kiepsko. Ten sam pogląd podzielają nauczyciele, akademicy (przynajmniej ci, z którymi miałem okazję rozmawiać), niemal wszyscy. Tylko widocznie na górze, w ministerstwie uważają, że jest ok.

Wspomnieliście gdzieś w toku dyskusji o klasach o profilu ogólnym:

Osobiście uważam w obecnych czasach profil ogólny za największy badziew

Nie wiem czy teraz takie klasy jeszcze są, ale kiedyś, kiedy chodziłem do liceum takowe istniały i, wbrew pozorom nie były 'badziewiem'. Sam do takowej uczęszczałem. :)
Wtedy to było tak, że każda klasa, niezależnie od profilu miała solidną podstawę programową, którą realizowano. Wszędzie na tym samym poziomie. Natomiast klasy profilowane miały nieco rozszerzony program z przedmiotów wymienionych w profilu.
Moja nauczycielka matematyki uczyła też w mat-infach i mieliśmy dokładnie ten sam program, te same zadania. Tyle, że w nieco mniejszej liczbie godzin (co jednak częściowo rekompensowała nam godzina wychowawcza zamieniona na dodatkową matmę).

Dziś to chyba jest tak, że większą uwagę kładzie się na przedmioty z profilu obniżając nieco wymagania na pozostałych, szczególnie na tych od profilu odbiegających. Wszystkie cięcia programu i wymagań uważam za głupotę. Pojawiają się czasem w mediach pomysły, żeby uczeń mógł wybierać sobie przedmioty, których chciałby się uczyć pomijając inne. Albo, żeby niektóre przedmioty kończyły się np w 1 czy drugiej klasie w potem to już by się uczono tylko tych wybranych.
Na szczęście nic z tego nie weszło w życie i mam nadzieję, że nie wejdzie.

Co do drugiej części pytania. Z natury nie jestem chwalipiętą, ale skoro pytasz... nie czuję się zapychaczem, bo poszedłem na studia inżynierskie (gdzie duże znaczenie ma matematyka i fizyka) kończąc wcześniej mat - fiz w dobrym liceum, mając na matematyce rozszerzonej pochodne, liczby zespolone, ciągi, granice, całki. To wszystko miałem w małym palcu zanim poszedłem na studia, a sam chciałem się tego uczyć (bo na maturze zadań z tych zagadnień już za moich czasów teoretycznie nie było), bo podchodziłem do życia poważnie, ukierunkowałem się na studia inżynierskie i już w LO starałem się do nich przygotować i autentycznie BYŁEM przygotowany.

Szczęściarz z Ciebie, że już od początku liceum wiedziałeś, jaki zawód wybierzesz, że tak potrafiłeś sobie wszystko wcześnie poukładać.
Ja jeszcze miesiąc przed maturą zastanawiałem się, co chcę robić w przyszłości. I tu właśnie plusem był ten mój 'badziewny' profil ogólny. :) Bo z każdego przedmiotu uczono nas wiedzy na jednym, dobrym poziomie. A dziś, jak przedmiot nie z profilu to wykłada się wiedzę tylko na poziomie podstawowym.
Ja czasem zamiast podstawowy używam słowa 'upośledzony'. Bo cóż to jest podstawowy dziś? Czym jest podstawowa matematyka? Jak umiem ją na poziomie podstawowym to znaczy ile umiem w ogóle? Czasem wydaje mi się, że to, co dziś się szumnie nazywa 'poziomem rozszerzonym' kiedyś było normalnym poziomem. Bo nie wiem - uczą dziś na podstawowym z matematyki np. pochodnych, logarytmów? Ja się o nich uczyłem w najzwyklejszej 'badziewnej' klasie ogólnej, nie dalej jak 10 lat temu.
Więc powraca pytanie, jak obiektywnie ocenić te dzisiejsze procenty uzyskane na maturze i poziomy kształcenia?

Na koniec jeszcze słowo o innym debilizmie systemu edukacji, o setkach różnych podręczników, co roku innych. Uważacie, że to potrzebne, że ma jakiś inny sens poza zdarciem z rodziców setek złotych?
Czy wiedza ze szkoły średniej się tak szybko zmienia, że trzeba aktualizować tak szybko podręczniki? Te sprzed 5 lat są gorsze?
W mojej książce do historii było sporo tekstu i czasem jakieś ryciny, mapy, zdjęcia. W książce mojej młodszej siostry proporcje były już odwrotne. Ładny kolorowy podręcznik, w którym wiedzy było zdecydowanie mniej. Ale za to więcej ilustracji.

Kordan

Kordan

24.08.2010
Post ID: 57755

Cóż. Jak to jest z tymi podręcznikami, każdy widzi. Najlepszym przykładem na to, że bez podręcznika da się żyć, był mój kolega, który do szkoły przychodził tylko z zeszytami a oceny miał całkiem przyzwoite. Czemu? Bo słuchał tego co nauczyciel miał do powiedzenia. Tyle kasy zostało w kieszeni a i kręgosłup może będzie zdrowszy.

Hubertus

Hubertus

28.08.2010
Post ID: 57926

Podręczniki są faktycznie sprawą bardzo trudną i złożoną, kiedyś było tylko WSiP i ono miało monopol na książki do szkoły, te same podręczniki służyły wiele lat całej rodzinie. Programy się nie zmieniały i nie było alternatyw. Teraz mamy chaos w programach, ciągłe zmiany i do tego wolny rynek w sferze książek dla szkół. Ma to, obok niewątpliwych zalet(pluralizm, wolność wyboru, różnorodność), również i poważne wady, przede wszystkim wysokie koszta kompletów oraz częste zmiany, nawet w obrębie jednej szkoły, co powoduje konieczność kupowania nowych zestawów dla każdego dziecka. Jest to duże obciążenie dla rodziny i chaos dla ucznia, bo co wydawnictwo to inny styl i układ książki a także niekompatybilność zakresu wiedzy jaką przekazuje.
Dodatkowo, uważam że te nowe podręczniki mają niską wartość informacyjną, są ładnie wydane, na błyszczącym papierze, kolorowe, ale ciężko z nich czerpać rzetelną wiedzę. Są ta strzępki informacji, brak odnośników, za to dużo szczegółów bez wyjaśnienia podstaw i ogólnych zależności.

Co do profilu ogólnego, to uważam podobnie jak Moa, że przynajmniej za naszych czasów, w starym systemie, był to bardzo dobry profil, bo pozwalał na zdawanie na praktycznie każdy kierunek, a to, dla osób niezdecydowanych zawczasu na jaką chcą uczelnię iść było idealnym rozwiązaniem.

Obecne tendencje do wczesnego profilowania uważam za dość niepokojące, gdyż naprawdę nie tak wielu młodych ludzi tak szybko orientuje się kim chce zostać. Wiedza ogólna lepiej rozwija umysł i nakierowuje go na różnorodność oraz ułatwia potem przyswajanie różnorodnej wiedzy, takze dostarcza odpowiednią ilość wzmocnień i pozwala stworzyć preferencje w zetknięciu z wielorakim wyborem. Wczesne profilowanie bardzo ogranicza i powinno być ograniczone najwcześniej do szkoły średniej z zachowaną możliwością wyboru profilu ogólnego.

Moandor

Strażnik słów Moandor

28.08.2010
Post ID: 57929

Wczesne profilowanie bardzo ogranicza i powinno być ograniczone najwcześniej do szkoły średniej z zachowaną możliwością wyboru profilu ogólnego.

Czasem człowiekowi zainteresowania potrafią się zmienić. I jeśli w połowie liceum dajmy na to odwidzi mi się medycyna a zdecyduję się na prawo, albo coś z politechniki to cóż? Trochę kiepska perspektywa.

A co do podręczników - czy te z WSiP były jakoś gorsze od dzisiejszych? Czy czegoś im brakowało? Albo czy ktoś specjalnie narzekał, że nie było wyboru innych?

Hubertus

Hubertus

28.08.2010
Post ID: 57970

Cóż, jako użytkownik tamtych podręczników uważam ze były świetne, natomiast te obecne są na pewno ładniejsze, lepszej jakości wizualnej, ale treściowo, jak już wspomniałem, są sieczką. Jak pomagam czasem uczniom w nauce to bardzo ciężko wyłapać z tych książek odpowiednie definicje czy przykłady.

Wtedy nikt nie narzekał, nie było za bardzo alternatywy, chociaż pamiętam, że od 1996 roku (ja edukację szkolną odbywałem w latach 1989-2001) wchodziły już też książki innych wydawnictw, ale nauczyciele raczej obstawali przy tradycyjnych WSiPowskich, i uczniom też się one jawiły jako bardziej przystępne i ułatwiały znacznie opanowanie materiału.

Ale cóż, taka jest cena wolnego rynku że mamy wysyp możliwości, na pewno duża tu jest rola dyrektora szkoły i nauczycieli by nie skakać co rok z nową książką, oczywiście to też zależy od ustawodawców, gdyż jak zmieniają się podstawy programowe to i siłą rzeczy podręczniki muszą być nowe. Na pewno w końcu doczekamy stabilniejszych czasów, bo generalnie edukacja nie lubi tak częstych i gwałtownych zmian.

Eru

Eru

1.09.2010
Post ID: 58200

W temacie już chyba wszystko powiedziano ;)

Moandor

Czyli generalnie z całej tej naszej debaty wychodzi, że w edukacji dzieje się kiepsko. Ten sam pogląd podzielają nauczyciele, akademicy (przynajmniej ci, z którymi miałem okazję rozmawiać), niemal wszyscy. Tylko widocznie na górze, w ministerstwie uważają, że jest ok.

Byłem kiedyś na spotkaniu ze Zbigniewem Marciniakiem - wtedy wiceministrem oświaty (albo nauki), a normalnie profesorem matematyki na UW. Też widział że dobrze nie jest, chociaż dość pokrętnie tłumaczył się z wprowadzanych reform.

Myślę, że problem leży w tym, że najzwyczajniej w świecie nie ma pomysłu jak to dobrze rozwiązać. Bo np. wprowadzenie częściowej odpłatności za studia spotka się z protestami sporej części społeczeństwa i obecnej opozycji. A po za tym, sporą przeszkodą są sami nauczyciele - jak doskonale wiadomo, są przeciwni wszelkim zmianom.

Hubertus

Hubertus

3.09.2010
Post ID: 58222

Nie zgodzę się że nauczyciele są przeciw zmianom, wielu, zwłaszcza młodych i zaangażowanych w pracę dostrzega konieczność reform, zwłaszcza wprowadzenia zróżnicowania w zarobkach, nie dyktowanego stażem pracy a efektywnością.

Głównym hamulcowym są moim zdaniem związki zawodowe, które dawno już straciły kontakt z rzeczywistością (nie tylko w sferze edukacji).

Kordan

Kordan

9.09.2010
Post ID: 58328

W dzisiejszej Uwadze, mówili o tym ile ważą plecaki polskich uczniów. Plecak rekordzisty miał aż 8 kilosów.

Zapytano o opinię jakiegoś urzędnika z MEN, to gość powiedział, cały czas jest wprowadzany program mający zmniejszyć wagę tornistrów. Miły gest.

Ghulk

Ghulk

12.09.2010
Post ID: 58359

http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1508366,1,szkola-oglupiania.read
Sądzę, że to bardzo ciekawy artykuł - nauczanie większości rzeczy w szkole naprawdę nie ma sensu.

W dzisiejszej Uwadze, mówili o tym ile ważą plecaki polskich uczniów. Plecak rekordzisty miał aż 8 kilosów.

Mój plecak w podstawówce ważył 14 kilogramów. Any stupid questions?

Zapytano o opinię jakiegoś urzędnika z MEN, to gość powiedział, cały czas jest wprowadzany program mający zmniejszyć wagę tornistrów. Miły gest.

Od siedmiu lat konkretniej... :P

Wiedza ogólna lepiej rozwija umysł

Może i rozwija umysł, ale nie można jej nauczyć w szkole.

słabą jakość edukacji w mniejszych miejscowościach

Zgadnij. W mniejszych miejscowościach poziom w szkołach lokalnych jest wyższy.

Nasza innowacyjność jest jedną z najniższych w UE, mamy też jedną z najniższych ilości zatwierdoznych patentów, a nasi najlepsi naukowcy uciekają zagranicę i tam wykorzystują swój potencjał.

Ciekawe - najgorsze uczelnie, ale naukowcy są cenieni za granicą. W takim razie, gdzie tkwi problem - w nauczaniu, czy w warunkach dla pracy naukowej?

Cóż, jako użytkownik tamtych podręczników uważam ze były świetne, natomiast te obecne są na pewno ładniejsze, lepszej jakości wizualnej, ale treściowo, jak już wspomniałem, są sieczką.

Dla chcącego nie ma nic trudnego. Jak ludzie są zbyt leniwi, by chcieć się uczyć, to nawet najlepszy podręcznik nie pomoże.

Hubertus

Hubertus

14.09.2010
Post ID: 58393

Ghulk

Sądzę, że to bardzo ciekawy artykuł - nauczanie większości rzeczy w szkole naprawdę nie ma sensu.

Istotnie ciekawy, ale chyba nie do końca go zrozumiałeś, tam są opisane również zagrożenia płynące z digitalizacji i multitaskingu, więc nie tak jednostronnie cacy cacy, jak ty to postrzegasz.
To że multimedia zmieniły mózgi to fakt i że trzeba do tego wyzwania dostosować edukację to też racja, jednak nie można ślepo iść za tym pozostawiając dobre strony tradycyjnej nauki w muzeum.
Ja dalej twierdzę że praca z tekstem, czytanie ze zrozumieniem, operacje wielowątkowe to są arcyprzydatne w życiu umiejętności których arogancko odrzucając niby nieprzydatne przedmioty się nie nabędzie.

To samo jeśli chodzi o interakcje społeczne i samowiedze, a także rozwój ogólny, cczy chcemy by nasze społeczeństwo było jak amerykańskie gdzie 90% to debile a tylko 10% ma jakieś horyzonty?

Mój plecak w podstawówce ważył 14 kilogramów. Any stupid questions?

Cóż, nadgorliwość... ;p i brak szafek w klasach.

Może i rozwija umysł, ale nie można jej nauczyć w szkole.

Ależ można, poza tym nie szkoła uczy tylko uczeń sam zdobywa wiedzę przy pomocy nauczyciela.

Zgadnij. W mniejszych miejscowościach poziom w szkołach lokalnych jest wyższy.

Bzdura, dane statystyczne mówią co innego, większe miasto- to lepsze szkoły, oczywiście pojedyncze wyjątki się zdarzają, ale ogólny trend jest taki jak mówię.

Ciekawe - najgorsze uczelnie, ale naukowcy są cenieni za granicą. W takim razie, gdzie tkwi problem - w nauczaniu, czy w warunkach dla pracy naukowej?

Ci naukowcy którzy się przebili są cenieni za granicą, bo są dobrze przygotowani, ale zawdzięczają to swojej pracy głównie, trend ogólny nie stawia na odkrywczość a raczej na wtórność, a to za granicą jest źle widziane.

Problem innowacyjności jest wypadkową słabego nauczania i słabych warunków do pracy naukowej, prywatnego kapitału tu brakuje i zamówień z firm na konkretne wynalazki.

Dla chcącego nie ma nic trudnego. Jak ludzie są zbyt leniwi, by chcieć się uczyć, to nawet najlepszy podręcznik nie pomoże.

Z pewnością, ale dobry podręcznik nie zaszkodzi, zwłaszcza że dobra książka inspiruje

Na koniec dodam że moje poglądy zakładają bardzo doniosłą role nauczyciela i wymagają stałego podnoszenia kwalifikacji oraz podążania za trendami, póki co nasza edukacja nie nadąża i daleko jej do zakłądanego ideału, ale nie jest to nierealne do osiągnięcia.

Ghulk

Ghulk

16.09.2010
Post ID: 58429

Cóż, nadgorliwość... ;p i brak szafek w klasach.

Szafki były. Szkoda, że nie były zamykane na klucz...

To samo jeśli chodzi o interakcje społeczne i samowiedze, a także rozwój ogólny, cczy chcemy by nasze społeczeństwo było jak amerykańskie gdzie 90% to debile a tylko 10% ma jakieś horyzonty?

Czemu nie? Sprzedawca butów nie musi znać się na logarytmach.

Istotnie ciekawy, ale chyba nie do końca go zrozumiałeś, tam są opisane również zagrożenia płynące z digitalizacji i multitaskingu, więc nie tak jednostronnie cacy cacy, jak ty to postrzegasz.

Przypisujesz mi słowa, których nie wypowiedziałem, próbując mnie postawić w roli idioty, który bezkrytycznie przyjmuje to, co przeczyta. Stwierdziłem jedynie, że zgadzam się z jedną tezą artykułu, resztę uznając za ciekawą.

Ależ można, poza tym nie szkoła uczy tylko uczeń sam zdobywa wiedzę przy pomocy nauczyciela.

To wyjaśnij, w jaki sposób ma ten nauczyciel umożliwić poznanie tej wiedzy ludziom, którzy nie chcą jej poznawać?

Bzdura, dane statystyczne mówią co innego, większe miasto- to lepsze szkoły, oczywiście pojedyncze wyjątki się zdarzają, ale ogólny trend jest taki jak mówię.

Możliwe, pisałem z własnego doświadczenia.

Ci naukowcy którzy się przebili są cenieni za granicą, bo są dobrze przygotowani, ale zawdzięczają to swojej pracy głównie, trend ogólny nie stawia na odkrywczość a raczej na wtórność, a to za granicą jest źle widziane.

Liczy się tylko własna praca, ani podręcznik, ani nauczyciel nie są w stanie w zauważalny sposób tego zmienić. Jedyną kwestią jest to, czy jest z czym pracować - jak samemu poznać budowę komórki, nie mając mikroskopu? Naprawdę porządne przyswojenie materiału w szkole wymagałoby z jednego przedmiotu około 12 godzin tygodniowo. Robiąc to samemu, można materiał przyswoić w 4 godziny.

Tam, gdzie widzisz przyczynę w edukacji, przyczyna tkwi w mentalności społeczeństwa.

Hubertus

Hubertus

16.09.2010
Post ID: 58447

Ghulk

Szafki były. Szkoda, że nie były zamykane na klucz...

Oh well, to już zaniedbanie dyrekcji i rady rodziców, że nie zwróciła na to uwagi ;]

Czemu nie? Sprzedawca butów nie musi znać się na logarytmach.

Nikt mu nie każe studiów kończyć, ale jakąś tam ogólną wiedzę o świecie mieć powinien, choćby po to by umieć pomóc dzieciom w lekcjach i zwracać uwagę na coś więcej niż biust prowadzącej program informacyjny przy oglądaniu TV :P Nie mówiąc już o tym że obywatelskie społeczeństwo wymaga świadomych członków, a nie zacofanego gminu.

Przypisujesz mi słowa, których nie wypowiedziałem, próbując mnie postawić w roli idioty, który bezkrytycznie przyjmuje to, co przeczyta. Stwierdziłem jedynie, że zgadzam się z jedną tezą artykułu, resztę uznając za ciekawą.

Ok, ale dopiero teraz to doprecyzowałeś, wcześniejsza wypowiedź sugerowała coś innego.

To wyjaśnij, w jaki sposób ma ten nauczyciel umożliwić poznanie tej wiedzy ludziom, którzy nie chcą jej poznawać?

Jak ktoś zupełnie nie chce to niestety na siłę się wiedzy nie wtłoczy, ale na tym też polega pedagogika by umieć zaciekawić innych tym co się mówi i by stworzyć porozumienie z uczniami. W praktyce różnie z tym bywa, jednak śmiem twierdzić że nie jest źle z umiejętnościami pedagogicznymi patrząc na ogół kadry szkolnej.
Jeśli zaraz tu napiszesz, że nauczyciele kompletnie nie umieją uczyć, i że nie znasz ze swojego doświadczenia nikogo takiego, to albo jesteś patrzącym jednostronnie cynikiem, albo należy ci współczuć z powodu słabych interakcji z ludźmi.

Liczy się tylko własna praca, ani podręcznik, ani nauczyciel nie są w stanie w zauważalny sposób tego zmienić. Jedyną kwestią jest to, czy jest z czym pracować - jak samemu poznać budowę komórki, nie mając mikroskopu? Naprawdę porządne przyswojenie materiału w szkole wymagałoby z jednego przedmiotu około 12 godzin tygodniowo. Robiąc to samemu, można materiał przyswoić w 4 godziny.

Oczywiście że własna praca to podstawa, ale dobry podręcznik i osoba inspirująca do nauki też w zauważalny sposób wpływają na sukces edukacyjny. Człowiek jest istotą społeczną a nie egoistycznym sobkiem. Im bardziej wybitne dokonania tym faktycznie więcej zależy od samego zainteresowanego (stąd te wybitne kariery naukowe naszych ludzi za granicą, ale to nie mówi nic o poziomie edukacji państwa. W Afryce też się geniusze trafiają, vide ten opisany w książce "O chłopcu który ujarzmił wiatr" ), ale edukacja zapewniania przez państwo ma dotyczyć wszystkich, a nawet przede wszystkim tych słabszych, stąd doniosła rola nauczyciela i dobrego podręcznika.

Tam, gdzie widzisz przyczynę w edukacji, przyczyna tkwi w mentalności społeczeństwa.

A mentalność społeczeństwa wynika między innymi z polityki edukacyjnej... i tu koło się zamyka. ;)

Kordan

Kordan

15.10.2010
Post ID: 58791

Ostatnio w internecie pojawiła się taka akcja
http://maturatobzdura.tv/

Twórcy tego programu zadają dość banalne pytanie "po co komu matura?". Jednak jakby się dłużej zastanowić, to faktycznie powstaje wątpliwość, czy egzamin dojrzałości to faktycznie rzecz, potrzebna czy przeżytek, który powinno się usunąć, albo zmienić?

Osobiście uważam, że egzamin maturalny jest potrzebny, jako coś co przemianuje stan wiedzy na punkty potrzebne do rekrutacji na studia. Nie jest to system idealny, ale chyba najbardziej drą łacha ci, którym ona po prostu do kitu poszła i winy doszukują się w systemie aniżeli w sobie. Sam prowadzący zaś chyba liczy tylko i wyłącznie na sławę, jaką mu ten program przysporzy wśród młodzieży, bo jakoś nie chce mi się wierzyć w takie oddolne inicjatywy... Przynajmniej prowadzone w taki sposób.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

15.10.2010
Post ID: 58793

To aksjomatyczne, że najgłośniejsi pieniacze są równocześnie największymi mułami. To reguła, którą potwierdzają ci wszyscy kretyni z JP czy ChWDP na koszulkach (a nie znają nawet historii tego skrótu...).

Wracając do meritum - matura od zawsze służyła jako próg kwalifikacyjny na studia i przypisywanie jej głębszej ideologii czy też pobudek lub wartości wyższych mija się z celem. Wystarczy uzmysłowić sobie, że po każdym semestrze studiów mamy sesję zaliczeniową, zaś w procesie rekrutacyjnym do szanujących się firm - również należy przejść etap weryfikacyjny. Nie przypominam sobie, by było to przedmiotem krytyki.

Zastrzeżenie można wysuwać tylko wobec zakresu materiału oraz stopnia trudności zadań - trend zniżkowy, skutkujący kolejnymi uproszczeniami niestety istnieje - dość stwierdzić, że onegdaj matury były ustne - i trzeba było umieć, a nie wykuwać się odpowiedzi.

Hubertus

Nie mówiąc już o tym że obywatelskie społeczeństwo wymaga świadomych członków, a nie zacofanego gminu.

Zaryzykowałbym tezę, że wykształcenie nie jest determinantą uświadomienia społecznego, a co za tym idzie, aktywności obywatelskiej. Nie zapominajmy, że nie ogranicza się ona do sfery makro, ogólnokrajowej - jej przejawami może być również udział w referendach lokalnych, wyborze władz gminy czy powiatu lub choćby organizowanie się w związki zawodowe protestujące przeciwko wyzyskowi nieuczciwego pracodawcy. Na pojedynczą komórkę społeczną można dużo łatwiej - i silniej! - wpłynąć aniżeli na cały organizm na szczeblu narodowym czy państwowym.

Mosqua

Mosqua

17.10.2010
Post ID: 58812

Co do matury to zgadzam się z Tullusionem - matura służy jako bramka na szkolnictwo wyższe a i bez niej da się żyć. Tyle właśnie, że zbyt wielu stara się na wyższe iść więc mamy za mało specjalistów (o czym już była mowa). Matura nie ma być jakimś ideologicznym sprawdzianem, sprawdzający zgodność obywatela z ogólną wytyczną państwa (choć można mieć niekiedy zastrzeżenia co do tego). Matura też nie ma budzić pasji w kierunku jakiegoś tematu.

http://www.konserwatyzm.pl/publicystyka.php/Artykul/6869/

Ocena ustawy reformującej szkolnictwo wyższe. Przeniesienie pieniędzy z ogółu na kilka największych szkół wyższych (wg rankingu), ustawowy przymus jednoetatowości kadry oraz uproszczenie procedury habilitacji. Powiem szczerze - nie podoba mi się to! Te 5 szkół jest już i tak dla wszystkich znanych (dwie stolice i Wrocław) a pozostałe nie będą miały szans z powodu A) ulokowania w biedniejszych rejonach B) braku tradycji C) braku prestiżu. I im tamte będą się rozwijały tam te będą się cofały w rozwoju. Dalej. Jednoetatowość - jak ktoś daje radę pracować tu i tu to chyba sprawa jego prywatna, a nie sprawa państwa|szkoły, bo to on zarabia i stara się wiązać koniec z końcem. A uproszczenie habilitacji obniży wartość.

Trang Oul

Trang Oul

3.11.2010
Post ID: 58982

Tullusion

Wracając do meritum - matura od zawsze służyła jako próg kwalifikacyjny na studia i przypisywanie jej głębszej ideologii czy też pobudek lub wartości wyższych mija się z celem.

Nie zawsze. Kiedyś były egzaminy wstępne, kiedyś kiedy studia były spełnieniem marzeń, dostępnym dla nielicznych, a nie psim obowiązkiem.

Mosqua

Co do matury to zgadzam się z Tullusionem - matura służy jako bramka na szkolnictwo wyższe a i bez niej da się żyć. Tyle właśnie, że zbyt wielu stara się na wyższe iść więc mamy za mało specjalistów (o czym już była mowa).

Nie bramka, a ogromne wrota, przez które obecnie przeciśnie się każdy. A to wielki błąd. Wielu idzie na studia, ale czy wszyscy się do tego nadają? Czy ze "studenta" ze zdaną na 30% maturą z geografii, studiującego na kierunku z zerowym progiem punktowym wyrośnie mgr inż.? Zwykle jestem postępowy, tym razem uważam, że trzeba powrócić do korzeni - przesiew powinien być na samym wstępie.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

3.11.2010
Post ID: 58983

Trang Oul

Tullusion: Wracając do meritum - matura od zawsze służyła jako próg kwalifikacyjny na studia i przypisywanie jej głębszej ideologii czy też pobudek lub wartości wyższych mija się z celem.

Nie zawsze. Kiedyś były egzaminy wstępne, kiedyś kiedy studia były spełnieniem marzeń, dostępnym dla nielicznych, a nie psim obowiązkiem.

Tyle, że kwalifikowani do zdawania egzaminów wstępnych byli kandydaci, którzy uzyskali odpowiednie oceny z egzaminu maturalnego.

Trang Oul

Mosqua: Co do matury to zgadzam się z Tullusionem - matura służy jako bramka na szkolnictwo wyższe a i bez niej da się żyć. Tyle właśnie, że zbyt wielu stara się na wyższe iść więc mamy za mało specjalistów (o czym już była mowa).

Nie bramka, a ogromne wrota, przez które obecnie przeciśnie się każdy. A to wielki błąd. Wielu idzie na studia, ale czy wszyscy się do tego nadają? Czy ze "studenta" ze zdaną na 30% maturą z geografii, studiującego na kierunku z zerowym progiem punktowym wyrośnie mgr inż.? Zwykle jestem postępowy, tym razem uważam, że trzeba powrócić do korzeni - przesiew powinien być na samym wstępie.

I jest. Wystarczy zajrzeć do rankingu "Perspektyw" i sprawdzić sobie progi punktowe na poszczególne kierunki. UW i UJ a Koźmiński czy jakaś prywatna uczelnia w Szczebrzeszynie Górno-Dolnym to niebo i ziemia. Po kilku latach rzutuje to na szansę znalezienia dobrze płatnej i adekwatnej do wykształcenia pracy.

Trang Oul

Trang Oul

3.11.2010
Post ID: 58993

Tullusion

I jest. Wystarczy zajrzeć do rankingu "Perspektyw" i sprawdzić sobie progi punktowe na poszczególne kierunki. UW i UJ a Koźmiński czy jakaś prywatna uczelnia w Szczebrzeszynie Górno-Dolnym to niebo i ziemia.

... albo Politechnika Wrocławska. Oczywiście nie np. architektura, ale np. SKP, fizyka (tak, I rok spędziłem z matołami) czy elektronika. Skończenie takiego kierunku i tak będzie dobrze postrzegane, bo to przecież PWr. Do tego dochodzi możliwość przeniesienia na inny kierunek, już bez brania pod uwagę wyników matury...

Tarnoob

Tarnoob

23.04.2015
Post ID: 80058

ODKOP! :-)

W tym tygodniu trwają egzaminy gimnazjalne - to świetna okazja do dyskusji o polskiej edukacji i podsumowania, co się zmieniło przez tych 5 lat od ostatniego postu liszokraty Trang Oula (który swoją elektronikę na PWr pewnie już dawno ukończył).

W dotychczasowej dyskusji - którą prześledziłem dość pobieżnie - padło sporo ciekawych hipotez:
– jakoby za komuny było lepiej, co jest powiedzeniem tak pospolitym i ogólnym, że aż mnie drażni swoją łatwością
– jakoby poziom był za niski - z tym się chyba wszyscy zgodzą, a przynajmniej wszyscy są niezadowoleni. Co rok jest buczenie na obniżenie poziomu. Prowadzi to chyba do szokujących wniosków, jakoby najwyższy poziom był w prehistorii.

http://hilite.org/core/wp-content/uploads/2011/11/w.zhou_.evolution1.jpg

(Wrażliwych uprzedzam - wiem, że ten obrazek w popkulturze coraz bardziej wyprostowanych istot nie ma nic wspólnego z darwinizmem, ewolucją i przedstawia raczej lamarkizm).
– jakoby poziom był… za wysoki w jakimś sensie - zwłaszcza ludzie gorzej wykształceni się skarżą na niepotrzebność wielu informacji
- Hubertus wysunął ciekawą hipotezę, że przez likwidację techników i zawodówek dostaje się masę bezrobotnych po samym liceum albo lichych studiach
– znowu Hubertus - padły ważne słowa o tym, że programy LO i gim powinny się uzupełniać, a nie dublować, co w jakimś sensie jest powrotem do 4-letniego LO (w tym wypadku aż 6-letniego). Właśnie ta ważna reforma - dokończenie gimnazjum w I klasie LO, czyli opóźnienie specjalizacji, a potem jej zawężenie (kurs do matury przez ostatnie dwa lata, z niewielką liczbą prz. ogólnych) jest chyba największym krokiem edukacyjnym rządów Platformy. Wydaje się to też bardziej konkretne i konstruktywne niż pruski dryl i koncert sloganów od głośnego ministra Giertycha.

Brakuje mi przede wszystkim *danych* do dyskusji. Niech będą podane konkretne informacje – np. jak się zmieniała przez ostatnich 50 lat liczba analfabetów, ludzi z wyksz. podstawowym, z zawodowym i technicznym, ze średnim, z wyższym zawodowym i z wyższym. Oczywiście, te słupki nie oddadzą wszystkiego - ale to większy konkret niż irytujące kiedyś tam ój było lepij. Przydałoby się też porównanie liczby szkół różnych typów - podstawowych (i od 2000 gimnazjów), liceów, techników, zawodówek i uczelni wyższych. Dane, dane, dane.

Kiedy zobaczy się jak na dłoni ewolucję edukacji polskiej, będzie można ją porównać z innymi krajami. Jest naprawdę dużo precedensów do uczenia się od nich i do wyciągania wniosków. Zorganizowana edukacja istnieje gdzieś od 2500 lat – umownie od Aten i Sparty, gdzie (zwł. w Sparcie) chyba cały męski lud szkolono (choć było to głównie wojskowe), bo placówki edukacyjne w starożytnym Egipcie („domy życia” czy jakoś tak) albo w Mezopotamii (szkoły świątynne przy zigguratach) można sobie darować. Za to edukacja we współczesnym sensie – czyli poboru wszystkich kilkuletnich dzieci na kilka(naście) lat nauki – istnieje od XVIII wieku i pruskiego reżymu, o czym pisał m.in. prof. Marek Kordos, autor „Historii matematyki”.

Tak więc mamy do porównania nawet 150 systemów edukacji (bo osobne stany USA liczyć można osobno, a pewne planktonowe republiki i dyktatury można sobie darować) na przestrzeni ok. 250 lat.

Pytanie kieruję głównie do jaskiniowców związanych z historią, politologią, socjologią czy demografią – np. Tabris, Tull, Vinius (jeśli tu zagląda). Ktoś w ogóle robi raporty tego typu, czy tylko ukazują się coroczne informatory i podsumowania, bez takich „przekrojówek”?