Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Jak w ogóle można czytać powieści?" |
---|
Tarnoob25.08.2013Post ID: 75110 |
Tytuł tematu jest umyślnie prowokujący. Dyskusja się zaczęła na Ognisku, ale z woli uczestników zostanie uwieczniona. Czy też nie macie wrażenia, że przy pewnym trybie życia i typie osobowości, nawet mając odpowiednio dużo czasu, chęci, ambicji i rozgarnięcia, czytanie powieści jest praktycznie niemożliwe? Mówi się, że dzieci gdzieś do 9. roku życia potrafią dzielić przez zero, a potem wiktoriański, apodyktyczny świat dorosłych wybija im z głowy ten talent. Mam chyba podobnie z czytaniem powieści. Na „Mikołajku”, Potterze, Narnii i dosłownie kilku-kilkunastu innych tytułach się chyba właściwie skończyło. I lektury szkolne, i dobrowolne próby czytania kojarzą mi się z najbardziej bolesnymi etapami w moim krótkim życiu, jakąś męką, katorgą, rozcinaniem i rozpruwaniem żywego ciała ze szczególnym okrucieństwem, bólem, ciągnięciem się za człowiekiem niedokończonych spraw, wstydem, poczuciem obowiązku, itd. Może to dlatego, że prowadzę nieustanny dialog wewnętrzny, a czasem i zewnętrzny, jak się znajdzie jakiś frajer, któremu chce się tego słuchać. Studiuję, intensywnie gadam, zadaję pytania, oglądam mnóstwo wykładów, surfuję po Wiki i innych encyklopediach, gdzie zawsze można coś sprawdzić, zacząć inny wątek albo zadać pytanie i dodać własne przemyślenie. Studiowanie literatury fachowej też jest zawsze przeglądaniem, zatrzymywaniem się kilka razy nad czymś niezrozumiałym, przyjemnym momentem olśnienia, czasem daniem za wygraną i brnięciem dalej, pomijaniem czegoś, co się już spotkało wcześniej gdzie indziej, itd. Może dlatego powieści są tak trudne dla współczesnego człowieka, który nabiera trochę intelektualnego ADHD w świecie szybkich wiadomości, nieustannych pytań, okazji do komentowania, dyskusji i biernego słuchania tylko na wykładach, które trwają nie dłużej niż po dwie godziny. Powieść brutalnie i bezczelnie, niczym ignorant-belfer, ignorant-szef albo ignorant-wydawca każe się człowiekowi zamknąć na dłuższy czas i ma gdzieś nasze osobiste pomysły, uwagi i niespełniony geniusz romantyczny cierpiący z niedocenienia przez epokę. Czytanie powieści to nie jest coś, co się robi ot tak – to coś, za co trzeba się wziąć, często prowadząc wewnętrzną walkę, tak jak się bierze za naukę, za pisanie magisterski, za dietę, za noworoczne postanowienie, za siebie, w garść, i tak dalej. Jeśliby się chciało swobodnie, komfortowo i dynamicznie czytać, tzn. przy okazji notować wszystkie refleksje i dowiadywać się o niezrozumiałe treści albo nasuwające się pytania, trzeba by poświęcać na to o wiele więcej czasu, a to praktycznie uniemożliwia przeczytanie całej, kilkusetstronnicowej książki do końca. Uważam, że nie bez znaczenia jest właśnie obecny szybki tryb życia i przetwarzanie dużych ilości informacji w małych porcjach oraz dwukierunkowość i dynamizm mediów. Był chyba nawet kiedyś o tym artykuł w „Polityce” o głośnej książce o tym, że Internet zmienił człowiekowi mózg i odebrał zdolność głębokiej koncentracji, ale nie mam pojęcia, gdzie tego teraz szukać. Tullusion też pociągnął temat i wspomniał, że struktura zatrudnienia nie jest aż tak ważna, ale faktycznie w XIX w. w krajach Zachodniej Europy czytelnictwo było wyższe. Zapraszam do dyskusji, w pewnym sensie do pomocy i do refleksji. |
Silveres25.08.2013Post ID: 75111 |
Ośmielę się nie zgodzić z Twoimi poglądami. Nawiązując jeszcze do Twojej wewnętrznej walki na temat książek - z całego serca życzę Ci, żebyś ją wygrał i w swym zabieganym życiu znalazł chwilę by przysiąść, odciąć się od świata zewnętrznego i zatopić w lekturze. |
Ymir25.08.2013Post ID: 75112 |
Trudno się nie zgodzić z tym co tu napisałeś. Prawdę mówiąc nie wiem nawet od czego zacząć. Niewątpliwie; przeczytanie książki, czy w ogóle jakiegokolwiek dłuższego niż strona A4 tekstu wymaga od nas choć minimum zaangażowania (a co dopiero, gdy ów tekst jest w innym języku niż rodzimy!). Zaangażowania, którego nie wymaga internet, lub co gorsza, telewizja. Zarówno filmik na YT, radio czy program z gadającego pudła można sobie po prostu, ot tak, puścić w tle i zająć się własnymi sprawami. Ogrom ludzi tak robi, by nie tracić czasu i mieć możliwość połączyć 'przyjemne z pożytecznym'. Tu można bardzo łatwo i szybko przeskoczyć do kolejnego aspektu, który równocześnie wyjaśni nam zasadę opisanego wyżej zachowania. Ludzie faktycznie, nie mają ostatnio czasu, a ci co go mają wmawiają sobie że go nie mają. Oczywistym więc będzie, że lepiej będzie im poświęcić ewentualne 30 minut jednorazowo na obejrzenie odcinka jakiegoś serialu, niż poświęcać tyle samo czasu codziennie i jeszcze z dokładką ww. 'wysiłku'. Zwróciwszy uwagę na telewizję i komputery, nie powinien też dziwić fakt większej liczby czytelników te dwieście lat temu. Ale jeżeli już zabrać się do czytania...! Oh my, nierzadko zdarza się, że ciężko się oderwać od lektury. Wysiłek włożony w czytanie zwraca się automatycznie, nieraz z nadwyżką satysfakcji tudzież innych pozytywnych emocji (a nawet jeśli negatywnych, to dobrze jeśli książka potrafi wzbudzić jakiekolwiek). Zwrócę jeszcze uwagę, że piszę to ja, osoba która w całym swoim życiu przeczytała zaledwie kilkadziesiąt książek. Nie dla tego, że nie lubi, a raczej dlatego że ciężko jej się do takich zabrać zawsze znajdując coś 'lepszego' do roboty. Obiecuję jednak poprawę...kiedyś. :D |
Silveres25.08.2013Post ID: 75113 |
Ymirze - to zaangażowanie o jakim wspomniałeś jest również wymagane w przypadku włączenia telewizora i odnalezienia interesującego nas programu, czy artykułu w internecie. Jednak o ile z czytania książki jest jakiś pożytek, bo jest to samodoskonalenie swego umysłu, poszerzanie słownictwa i praca nad swą logistyką, to z telewizji, czy radia najczęściej dowiesz się tyle, że książę Filip nie widział jeszcze nowego dziecka w rodzinie. I na cóż Ci ta informacja? |
Kapoan25.08.2013Post ID: 75114 |
Zacznę od odpowiedzi zawartej w tytule tematu - normalnie, wystarczy otworzyć książkę i zacząć ją czytać. To wszystko, potem już można wciągnąć się w wir powieści i przeżywać przygody razem z bohaterami tych bardziej fabularnych lub też zastanawiać się nad treścią tych "ambitniejszych". Śmiem twierdzić, że w obecnych czasach czytanie jest już chyba maksymalnie ułatwione. Księgarń i bibliotek jest na pęczki, a jeśli ktoś się zaopatrzy w czytnik ebooków to już w ogóle cała tona książek w jednym małym urządzeniu cały czas przygotowana jest do zabrania się za nie. ;) A że jesteśmy zabiegani? Wydaje mi się, że w sumie niewiele osób poświęca 80% swojego czasu na pracę, nie mając ani chwili na cokolwiek innego - ale nie jest to życie, które daje wiele satysfakcji, skoro nie można rozwijać swoich zainteresowań. Odkąd kupiłem czytnik, niewiele jest momentów bezczynności, których nie poświęcam na przerzucanie kolejnych kart powieści, szczególnie świetnie sprawdza się to w dojazdach. Argumenty, które tu, Tarnoobie, przedstawiłeś moim zdaniem świadczą raczej o lenistwie i wymyślaniu wymówek niż faktycznie coś sobą reprezentują. Przeprowadzanie wewnętrznej walki ze sobą przed zabraniem się za czytanie? Nigdy nie miałem z tym problemów. Częściej raczej musiałem przeprowadzać ową walkę gdy musiałem przerwać posiadówkę nad książką i ruszyć się w celu wykonania jakichś obowiązków. Podczas czytania świat wokół mnie zanika i rozmazuje się, mogę poświęcić mu minimum uwagi i to jest jedna z rzeczy, za które cenię książki. Swoją drogą, często zajmują mi one dość sporo czasu, bo nie ograniczam się tylko do biernego przerzucania gałkami ocznymi po kolejnych słowach, lecz uruchamiam (często nieświadomie) swoją wyobraźnię, która zaczyna pędzić po różnych, rzadko kontrolowanych, drogach, często pozwalając mi wytwarzać całe alternatywne linie wydarzeń do tej przedstawionej na kartach powieści. Nigdy nie czułem, jakoby książka nakazywała mi się zamknąć na dłuższy czas. Swoją drogą, twoja argumentacja może dotyczyć właściwie każdego hobby, czy każdej pasji, które zajmują dłużej niż parę minut dziennie. Począwszy od najmniej wysilających umysł, takich jak siłownia czy bieganie, po żeglarstwo, modelarstwo, rysowanie czy też pisanie czegokolwiek, to wszystko wymaga czasu, przygotowań i poświęceń. W takim razie to też odrzucisz, bo wspólczesny człowiek na ma czasu na celebrowanie swoich zainteresowań? I jeszcze jedna kwestia - wydaje mi się, że na to czy ktoś czyta ogromny wpływ ma wychowanie i środowisko w jakim ono następowało. U mnie w domu rzadko kiedy mogłem zobaczyć rodziców spędzających swoje wolne chwile bez książki w ręce, a półki wręcz uginają się od coraz to nowych tomisk, na które ciągle brakuje miejsca. Siłą rzeczy, naśladując wzorce, sam zacząłem sięgać, z ich pomocą i poradami, po swoje pierwsze powieści i muszę przyznać, że przedzieranie się przez kolejne daje ogromne pokłady satysfakcji i spełnienia. |
Tarnoob25.08.2013Post ID: 75118 |
Przede wszystkim dziękuję wszystkim za zabranie głosu – Osada choć przez chwilę ożyła, czym jestem miło zaskoczony. Tarnoob wygląda, jakby był miło zaskoczony. Żeby nie było niejasności: nie mówię, że współczesny człowiek ma mało czasu, bo kodeks pracy to reguluje, a w dodatku jakimś cudem ludzie znajdują czas na przewijanie tablicy, kwejka i pewnie wiele innych zapychaczy, nawet gdy mają dużo obowiązków. Jestem ostatnim człowiekiem, który by się nad tym użalał. Kapoan ma rację, że gdyby chodziło właśnie o samą *ilość* czasu, umierałyby też wszystkie inne hobby. Mówię o tym, że współcześnie czas, ile by go nie było, jest *bardziej modularny* i podzielony na mniejsze części. Wiadomość, program telewizyjny, opowiadanie, serwis informacyjny, film, odcinek serialu albo skrypt z wykładu to coś, co się zamyka w góra godzinie lub dwóch. Po poświęceniu tego czasu można mieć satysfakcję z zakończenia czegoś i zajęcia się czym innym. Nie zmniejsza to popularności takich olbrzymów jak np. słowniki, encyklopedie i opasłe podręczniki (z najbardziej popularnych: „Biologia” Villee, „Podstawy Fizyki” Resnicka & Hallidaya albo „Historia Filozofii” Tatarkiewicza, dobrze znane licealistom i studentom), bo one są podzielone właśnie na malutkie, modularne sekcje, tematy, hasła, z których każde można przetrawić w całości za jednym zamachem, przemyśleć to, zająć się czym innym, a do następnych wrócić w innej chwili. Powieści mają inną, bardziej blokową budowę, którą trudniej wpasować w ten poszatkowany, gęsty i ziarnisty świat. Powieść wymaga poświęcenia jej przedziału gdzieś kilku godzin - co nie kończy się żadnym podsumowaniem ani „nagrodą” - i wracaniem do tego kilka, może kilkanaście razy. Problemem nie jest długość – bo zajmuje to mniej niż obejrzenie całego sezonu serialu – ale ten brak podziału na kompletne, zamknięte w sobie odcinki. Rozdziały tego nie rozwiązują, bo nie zamykają w sobie całych wątków, a jedynie zmieniają czas i miejsce akcji. Jak myślicie: czy to sprawi, że powieści będą może stopniowo wypierane przez inne formy literackie, np. zbiory opowiadań, które są właśnie bardziej dynamiczne, modularne i gdzie można łatwiej wybierać to, na co akurat ma się ochotę i rozkładać lekturę w czasie na małe, zamknięte porcje? |
Silveres25.08.2013Post ID: 75122 |
Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że właśnie po to powstały rozdziały. Jeden rozdział może być odpowiednikiem jednej historii, gdyż z rzadka w powieściach autorów-weteranów, a nawet i w laickich powieściach jest to dość niespotykane, by rozdział urywał jakąś historię w połowie. Nie musi to być zakończenie głównego wątku, lecz jednego z pobocznych - więc i tutaj można czytać jeden rozdział, odpocząć i w wolnej chwili zabrać się za drugi. A jest to nawet dobrym rozwiązaniem - bo wraz z oczekiwaniem wzrasta ciekawość, a i wyobraźnia szaleje wymyślając różnorakie zakończenia. Co do Twojego pytania, sądzę, że tak się nie stanie. Powieść również może być dynamiczna - moim zdaniem dopóki wciąż są ludzie, którzy po powieść sięgną, dopóty powieści będą tworzone. A nie tak łatwo jest się tych ludzi pozbyć i wciąż jest ich mnóstwo, jeśli potrzebujesz dowodów, zapytaj na ognisku. |
Hubertus25.08.2013Post ID: 75123 |
Bardzo ciekawy temat się pojawił, i wielowatkowy, to bardzo dobrze :) I kwestia Nowoczesny mózg Faktycznie, obecny świat mediów zmienił sposób przetwarzania informacji przez mózg, zwłaszcza dotyczy to osób urodzonych po 1992 roku które dorastały już(zwłaszcza w czasie podstawówki i gimnazjum kiedy utrwalają się wzorce uczenia się) z dostępem do komputera i Internetu. II kwestia Czy powieść nie przystaje do naszych czasów. Na pewno kanon XIX wiecznej powieści jak dzieła Sienkiewicza, Prusa czy Dickensa są dla dzisiejszego czytelnika dość trudne, poruszane w ich wątki niedzisiejsze, a pogłębiona warstwa psychologiczna wręcz nierzeczywista. Powieść nowoczesna jest bardziej przystępna, podzielona na mniejsze rozdziały, tworzące pewną całość, fabuła wypełniona co i rusz zdarzeniami, wpisuje się bardziej w wymagania nowego odbiorcy nastawionego fazowo. Jak słusznie zauważył Tarnoob, ogólnie dzisiejszy świat wymaga fazowego przetwarzania i dostosowania się do zwiększonej prędkości, jednakże to czy chociaż na chwilę przejdziemy na odbiór toniczny zależy tylko od nas samych. I jeśli damy sobie szansę odkryjemy całkiem nowy inny świat, który ma do zaoferowania bardzo wiele, zarówno w formie powieści jak i całkiem w realu. III kwestia Czy warto czytać powieści? Według mnie warto, gdyż czytając powieść, zwłaszcza klasyczną, wkraczamy w zapomniany już świat w którym ludzie byli bardziej uważni na to jak ich czyny wpływają na otaczająca ich rzeczywistość materialną i społeczną, co jest cenną odtrutką na modną dziś znieczulicę i owczy pęd. A niestety życie na pograniczu wartości często kończy się psychosomatyką i innymi zaburzeniami. |
Mirabell25.08.2013Post ID: 75127 |
Hubi, poruszyłeś bardzo ciekawy wątek - zmiany w sposobie postrzegania i skupienia uwagi wywołane nowymi sposobami przekazu (przede wszystkim internet). Jakbyś miał czas rozwinąć ten temat albo rzucić chociaż jakimiś linkami do artykułów to myślę, że wiele osób chętnie by się dokształciło w tej kwestii :)
Odsyłam do Julio Cortazara, to wciąż jedna z najbardziej poczytnych powieści więc jest dobrym przykładem. Rozdziały mogą mieć bardzo różną funkcję, nawet taką, żeby zaskoczyć czytelnika i łamać konwencję rozdziałów. A ich rozkład może wynikać nie z historii, tylko z matematycznych wyliczń (grupa OuLiPo).
Uwaga na terminologię. Rozumiem, że przez "powieść nowoczesną" rozumiesz to, co się pojawiło w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Jeśli ktoś skrupulatnie podchodzi do terminologii takie użycie może być niezrozumiałe. Proszę o przykłady. Bo jak dla mnie to właśnie powieść realistyczna z drugiej połowy XIX wieku (dorzuciłabym tu jeszcze kilka nurtów, które również są przystępne w odbiorze) jest wciąż najlepiej przyswajalną formą: fakt faktem, klasyki są tu często omijane ze względu na długość ale bądźmy szczerzy, te wszystkie serie o Harrym Potterze czy innych Zmierzchach także do krótkich nie należą. Zgadzam się, że dla większości czytelników prosta, jednolita narracja, krótkie rozdziały czy mało rozbudowane dialogi są warunkiem przeczytania książki ale śmiem twierdzić, że zawsze tylko mała część społeczeństwa wybierała formy trudne i na swoje czasy nowatorskie. Taki przykład: "Pałuba", jedna z najlepszych moim zdaniem polskich powieści nie była i nadal nie jest popularna, podczas gdy "Trędowata" (nie chcę tu oceniać co jest dobrą powieścią a co złą, ale polecam przeczytać kilka pierwszych rozdziałów dla wyrobienia sobie opinii) była rozchwytywana. I potwierdza to fakt, że do dziś chętnie czyta się, jeśli w ogóle, raczej Sienkiewicza który pisze prosto, nie wymaga myślenia i ma przystępny język. Jakoś nie słyszałam, żeby ludzie zaczytywali się w, żeby daleko nie szukać, powieściach Witkacego albo w opowiadaniach Schultza, czy, sięgając wcześniej, w powieściach romantycznych czy sentymentalnych. Owszem, pojawia się teraz mnóstwo napisanych prostym językiem, łatwych w odbiorze powieści (większość fantastyki, żeby daleko nie szukać), i to pojawiało się również w czasach Prusa, bo jest na to popyt. Ale czy współczesny czytelnik rzeczywiście ma do czynienia z tym, co się dzieje, co się zmienia w literaturze? Z ręką na sercu, kto miał do czynienia z takimi mistrzami jak Coetzee, Italo Calvino czy Virginia Wolf albo, wracając na rodzimy grunt, czytał książki Magdaleny Tulli? Jest jeszcze inny wątek który warto poruszyć: czytanie czytaniu nierówne. Spotkałam mnóstwo osób, które wręcz pochłaniały powieści jedną po drugiej, ale robiły to bezmyślnie i zaraz po pochłonięciu nie były w stanie się w żaden sposób wypowiedzieć na temat tego co przeczytały (i to mimo, iż czytały dużo, więc powinny mieć mnóstwo intertekstualnych skojarzeń). Albo takich, które dzieliły książkę na "dialogi" i "opisy", opuszczając to drugie przy czytaniu. Jest więc mnóstwo ludzi, którzy nie są w stanie przeczytać książki w sposób pełny, wgłębić się w jej treść i jeszcze coś z tego zapamiętać, idą na liczbę stron/książek i szybkość ich przeczytania (Wojaczek kiedyś napisał, że im wolniej czyta się książkę, tym lepiej). Być może jest to związane właśnie ze współczesnymi zmianami w sposobie przekazywania informacji, z nieumiejętności skupienia się na treści oraz na "grywalizującym" podejściu: im więcej, tym lepiej. Taka osoba znudzi się nawet słynnym dialogiem Iwana i Aloszy nie mówiąc już o niekończących się dyskusjach z "Czarodziejskiej Góry". Konkludując: na pewno zaszło wiele zmian w naszym postrzeganiu i trudno ocenić, jak pojawienie się internetu i jego sposobów przekazu wpłynie na kolejne pokolenia. Mam jednak wrażenie, że ludzie zawsze, również sto i dwieście lat temu, czytali mało. A przynajmniej mało czytali chętnie i ze zrozumieniem. Może właśnie dlatego, że ludzie wolą prowadzić "dialog wewnętrzny" niż posłuchać czyjegoś toku myślenia i szukać u innych inspiracji i wyzwań dla własnych poglądów. |
Strażnik słów Moandor26.08.2013Post ID: 75134 |
Ja skusiłem się na Italo Calvino "Jeśli zimową nocą podróżny". Polecił mi go kiedyś Umberto Eco w jednym ze swoich esejów z "Sześć przechadzek po lesie fikcji". Virginie Woolf mam jeszcze nie przeczytaną na półce. Coetze, mam chęć, ale na razie oglądam jego książki tylko w księgarni. Ale mam chęć, a to oznacza, że na pewno przyjdzie dzień, nie tak odległy dzień, że po autora sięgnę. :)
Internet jest kolejną, na przestrzeni dziejów, rewolucją w dostępie do informacji. Wcześniej przełomem było np. rozpowszechnienie radia i telewizji. Ryszard Kapuściński już w latach 80-tych, narzekał na niski poziom zawartości mediów i na ich ogłupiający wpływ na społeczeństwo. Między innymi właśnie wspominał o fragmentaryczności informacji, dynamice przekazu i o tym, że w sumie człowiek nie ma czasu na żadną refleksję bo jest bombardowany zbyt wielką ilością informacji. Ostatnio w rozmowie ze znajomą wspomniałem, że tęsknię za czasami, kiedy do przygotowania referatu potrzebna była wyprawa do biblioteki, zaopatrzenie się w kilka literaturowych pozycji, spokojne ich przejrzenie. A nie skoki po Google i Wiki. Które są bardzo przydatne, ale gdy poszukuję poważniejszych, bardziej rozbudowanych informacji takie skakanie zaczyna mnie męczyć. Hubi wspomniał o pokoleniu "Rocznik 92+". Ja urodziłem się nieco wcześniej i może dlatego nie złapałem się na tym, że dziś ciężko jest czytać powieści. :) Używając wspomnianej tutaj terminologii, mój umysł jednak woli tryb "toniczny". :) |
Tabris26.08.2013Post ID: 75140 |
Ja zaś zgodzę się częściowo z Tarnoobem. Inne rozrywki takie jak TV, czy internet dają korzyści natychmiastowe. Jeśli nie traktujemy czytania hobbystycznie może ono przegrać konkurencję z innymi formami spędzania wolnego czasu. |
Fundin27.08.2013Post ID: 75141 |
Chmm owszem zgadzam się, że część motywacji lub też przyzwyczajenia idzie z domu. Autor Miecza Prawdy pisał, że dziękuje swemu ojcu, który nigdy nie zmuszał go do czytania, lecz sam czytał wiele dzięki czemu zainteresował tym swojego syna. |
Mirabell27.08.2013Post ID: 75143 |
Ale to przecież nie jest obowiązkowe. Wikipedia nie jest źródłem naukowym, można z niej co najwyżej czerpać ogólne pojęcie i bibliografię. Rzeczywiście w tej chwili grzebie się raczej w internetowych bazach artykułów a dopiero później idzie do biblioteki ale to dobrze, oszczędza czas na szukanie a przeczytać i tak trzeba. Niezależnie od zmieniającego się świata "skakanie" wciąż daje wiedzę powierzchowną. Można sobie przeczytać na wiki artykuł o Calvino ale to nie zastąpi przeczytania jego książki (najlepiej po włosku), tak samo jak przeczytanie czegoś o Kancie nie zastąpi dogłębnego zapoznania się z jego dziełem w oryginale. Przecież nie ma zakazu pójścia do bilioteki. Coetzee jest bolesny, ale IMHO genialny. Mam nadzieję, że kiedyś Ci się uda do niego sięgnąć. Wciąż mam wątpliwości, czy Internet rzeczywiście aż tyle zmienił. No dobrze, większość społeczeństwa nie czyta. Kiedyś też nie czytała, bo nie umiała poza tym większość życia spędzała na pańszczyźnianym polu. Mam wrażenie, że nie docenia się tego jak rozwój mediów dostosowuje się do ludzi, a nie na odwrót. |
Strażnik słów Moandor27.08.2013Post ID: 75144 |
Niby racja. Ale czy każde hobby uprawia się tylko po to, żeby wpisać je do CV? Mnie się ciągle wydaję, że inteligentny człowiek powinien co nieco orientować się w dziedzictwie kulturowym naszej cywilizacji. Że zdobycie zawodu i zarabianie dobrych pieniędzy to nie jest jedyny cel w życiu. Gdyby tak wszyscy rzeczywiście myśleli, teatry, opery, filharmonie, biblioteki, muzea świeciłyby dziś pustkami a, na szczęście, tak nie jest. Ale wracając do tematu powieści. Chyba nikt nie chce powiedzieć, że lektura kilkusetstronicowej książki jest ponad siły przeciętnego zjadacza chleba? Że przez kilkadziesiąt ostatnich lat ewolucja gwałtownie cofnęła nas w rozwoju? Rozumiem: nie chce mi się, mnie to nie kręci, wolę kino, piwo z kumplami, ok. Ale nie mówcie, że się nie da, bo świat teraz pędzi tak szybko, że straciliśmy tę umiejętność. |
Hubertus27.08.2013Post ID: 75150 |
Zainteresowanym tematem przetwarzania informacji w mózgu i sposobami uczenia się polecam następujące lektury: Carr, N. Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg. Górska, Grabowska, Zagrodzka,. Mózg a zachowanie. PWN wydanie 3 poprawione 2013 Włodarski, Z. Psychologia uczenia się. tom 1 i 2 |
Ghulk28.08.2013Post ID: 75151 |
Powiem, że i ja zauważyłem ten problem - od roku chyba nie czytam powieści ani nic fabularnego. Cały czas dużo czytam, ale niejako mam wrażenie zużycia formuły powieści. Artykuły naukowe, traktaty filozoficzne, eseje, podręczniki, biografie - oczywiście, czytam, dużo, co chwila. Trudno powiedzieć, z czego to wynika - osobiście uważam, że z przewidywalności powieści - zawsze czytałem je dla fabuły czy poruszanych problemów, w niewielkim stopniu dla kunsztu języka - a problemy są lepiej omawiane w innych formach, zaś fabuła jest bardzo prosta, tylko szczegóły się różnią. |
Strażnik słów Moandor29.08.2013Post ID: 75154 |
Artykuły naukowe czy podręczniki to zupełnie inny segment literatury i nie można ich stawiać w jednym rzędzie z powieścią. Mam właśnie pod ręką z 10 artykułów na temat różnych metod sterowania silnikami indukcyjnymi i synchronicznymi, przeglądam bo są mi potrzebne do pracy. Ale nie powiedziałbym, że niczym nie różnią się od powieści. Są ciekawsze jeśli kierować się aspektem zawodowym (podobnie dla informatyków podręcznik do programowania może być arcyciekawą i wartościową lekturą). Niemniej w wolnej chwili wolę dobrą powieść czy zbiór opowiadań. :) Oczywiście rozumiem wspomniany przez Ciebie argument: znudziły mi się. I tak jesteś szczęściarzem, bo miałeś okazję trochę poczytać. Niektórzy ustawiają sobie ten status od samego początku. :) |
Fervus27.11.2013Post ID: 75741 |
Mózg przy wykonywaniu kilku czynności naraz działa wolniej, bo musi przeskakiwać pomiędzy zadaniami. Czytanie powieści i granie w Heroes V będzie zajmowało więcej czasu, niż przeczytanie powieści i granie w Heroes III. |