Gorące DysputySłowo pisane - literatura - "Lektury - książki upiory" |
---|
DruidKot23.12.2006Post ID: 6794 |
Ja tylko odniosę się do ostatnich Waszych słów. Lektury zdecydowanie czyta się inaczej, bo czyta się je przynajmniej częściowo z przymusu i na określony termin. To często odbiera przyjemność z czytania. |
Strażnik słów Moandor24.12.2006Post ID: 6804 |
DK: Ale można także czytać lektury, patrząc na nie jak na zwykłe książki, które kryją w sobie jakąś ciekawą historię. Nie jest konieczne także czekanie z przeczytaniem aż nauczyciel powie, że już ostatni dzwonek. |
Eru27.12.2006Post ID: 6854 |
Jeśli przeczytasz wcześniej, to istnieje prawdopodobieństwo, ze zapomnisz o tym co czytałeś, szczególnie jeśli ksiązka ci się nie spodoba. Ale wtedy odpada zarzut czytania na czas. Poza tym, raczej mało prawdopowodbne jest, byś w 100% zapomniał fabułę książki, którą przeczytałeś, 2 tygodnie czy miesiąc wcześniej, nawet jeśli Ci się nie spodoba. - Moa |
Żywiołak Piwa Vandergahast28.12.2006Post ID: 6864 |
No nie wiem Moa, ja zawsze w wakacje czytałem wszystkie zadane lektury i mimo najszczerszych chęci nie pamiętałem z nich zbyt wiele, w każdym razie z tych mniej charakterystycznych. Zazwyczaj przypominałem sobie je przeglądając z nudów na zajeciach. Nie istnieje chyba dobra metoda czytania lektur. Zawsze ich przeczytanie jest wymuszone, bo zagrożone sankcją w postaci złej oceny z wypracowania czy sprawdzianu. Pamiętam, że jeszcze w gimnazjum każdy sobie wybierał książkę jaką zaprezentuje na forum klasy na początku roku, i później przedstawiał to co według niego było w niej najważniejsze, uzupełniany przez nauczyciela w ważniejszych momentach. I to wcale nie było dobre rozwiązanie, bo wtedy jeszcze do nauczyciela miało się szacunek, ale to co kumpel z klasy przygotował się olewało. W liceum szacunek do nauczyciela był już niewielki i nawet to co on przygotował miało się w "poważaniu". Mimo że byłem w klasie humanistycznej i nawet się starałem, byłem ze wszystkich nie tyle na bieżąco, co do przodu, rozumiałem jeżeli nie wszystko, to większość, to i tak jakiś tydzień temu mieliśmy z Islim problem by przypomnieć sobie tytuł książki z doktorem Judymem. Znajoma, która z polskiego wymiatała i na próbnej maturze z rozszerzenia miała maksa - pełne 100%, żeby dostać się na jakiekolwiek studia musiała spędzić rok w Anglii by zarobić na życie i później ponownie podejść do niej, bo miała za słabe wyniki, w tym z polaka. System z lekturami w obecnym stadium przypomina mi gombrowiczowskie wkuwanie że "Słowacki wielkim poetą był". I tyle |
Strażnik słów Moandor28.12.2006Post ID: 6879 |
Bardzo być może. Zasadniczym pytaniem, na które w toku tej dyskusji należy odpowiedzieć: Co jest winne, że lektury są tak nielubiane (niemalże pogardzane) przez uczniów - one same czy system? Zaryzykuje także inną hipotezę. Być może to, że lektury są na samym dole rankingu Biblionetki (który odzwierciedla de facto sytuację rzeczywistą) dzieje się za sprawą odzwyczajania się społeczeństwa szkolnego od czytania wymagających książek. Popularnością cieszy się fantastyka, literatura sensacyjna typu Kod da Vinci, łatwe w czytaniu i nie wymagające od czytelnika wiele myślenia. Niewiele z nich stylowo dorównuje dziełom Dickensa, Prusa czy Sienkiewicza. Ciekawe jednak, że to te ostatnie kurzą się w bibliotekach. |
Hexe30.12.2006Post ID: 6939 |
Pamiętam, że w LO raz jeden jedyny przeczytałam lekturę od deski do deski (co czynię rzadko, bo co nudniejsze fragmenty omijam), zaznaczając kolorowymi karteczkami ważne miejsca, przez co książka nie mieściła się w okładce. I z tego wszystkiego wyszłam z lekcji z jedynką za znajomość treści, bo polonistka zapytała mnie o jakiś szczegół z przeszłości bohatera drugoplanowego. Najgorsze w tym wszystkim chyba jest to, że to była jedna z nudniejszych i nielubianych lektur.. Nad Niemnem :P. |
Strażnik słów Moandor31.12.2006Post ID: 6953 |
Moja młodsza siostra cioteczna nie czyta lektur. Za dobry argument, aby tego nie robić posłużyła jej sytuacja odwrotna do tej, którą opisała Hexe. Gdy klasa omawiała W pustynii i w puszczy nie przeczytała książki, jeno streszczenie. Czasami zdarza się i tak. Świadomość, że można zrobić coś tańszym kosztem zniechęca do starania się. Tak jest z czytaniem książek (bo po co, skoro można streszczenie, a różnicy w ocenach nie ma żadnej?), tak jest z uczeniem się do egzaminów (ile osób się porządnie i uczciwie uczy, gdy wiadomo, że profesor na egzaminie nie pilnuje i można ściągać na wszystkie sposoby?) i z wieloma innymi rzeczami. Rozumowanie takie jest błędne, bowiem sprowada się do tego, że człowiek uczy się dla oceny miast dla siebie. Ale ileż raz się z tym spotkałem... |
Infero1.01.2007Post ID: 6962 |
Pewnie zauważyliście, że do niektórych lektur wystarczy dojrzeć (przy niektórych nawet to nie pomaga). Pamiętam w drugiej klasie LO nauczycielka męczyła nas romantyzmem. Nie cierpiałam wówczas tego, ale uparcie czytałam wszystko. Jak przyszło powtórzenie przed maturą strasznie się skrzywiłam. Przyłożyłam się do niego podczas ferii i sama nie wiem jak to się stało ale się zakochałam, może nie we wszystkim, ale jednak z katorgi wszystko zmieniło się w przyjemność. Przeczytałam powtórnie nawet kilka lektur. To jest tylko jeden przykład z kilku. Jeszcze jedna sprawa. Dochodzę do wniosku, na podstawie waszych wcześniejszych postów, że nie czytanie lektur jest także związane z zwykłym ludzkim lenistwem. Smutne, ale obawiam się, że prawdziwe. Zaczęła się era mediów, książki idą powoli do lamusa a szczególnie lektury. Wolimy rozsiąść się przed telewizorem albo pobuszować w necie. Wiedzę, którą nie możemy przyswoić łatwo, przyjemnie i szybko po prostu olewamy. Cierpi na tym nie tylko nasz zasób wiedzy, ale także wyobraźnia i psychika. |
Takeda2.01.2007Post ID: 6997 |
To, że lektury są nielubiane przez uczniów to jest raczej mniejszy problem, problemem jest właśnie to, że ogół społeczeństwa nie czyta, fakt taki pęd cywilzacyjny, tu Infero ma rację. Kumpel obecnie na 5r. studiów przeczytał niedawno Kod Leonarda jego pierwsza książka od 7lat (smutne). Jeśli ktoś czyta więcej literatury na przymusowe pozycje będzie miał inne zapatrywania. Tych lektur z tego co pamiętam to nie ma aż tak dużo i idzie się przymusić do ich przeczytania, ja tylko właśnie przy Gombrowiczu wyglądałem jak szczerbaty próbujący zjeść nad wyraz twardego suchara ale i tak przez to przebrnąłem. Jak raz byłem w bibliotece i pytałem się o E.A. Poe to kobieta patrzyła na mnie jakbym był z innej planety. Także mam takich kumpli na 4 roku, którzy w życiu tylko parę razy po książkę sięgnęli. Tacy ludzie istnieją i jest ich całkiem sporo. |
Żywiołak Piwa Vandergahast9.01.2007Post ID: 7129 |
To felieton najsłynniejszego skandalisty III i IV(tfu x3)RP, czyli Skiby, razem z innymi jego wypoweidziami do przeczytania na jego blogu: http://skiba.bloog.pl/kat,0,page,3,index.html Myślę, że wesprze nas w dyskusji, a poza tym jest dosyć zabawny :] Pimko nadchodzi Od lat słyszy się to samo biadolenie. Współczesny, młody człowiek to niewolnik komputerów, ipodów, walkmenów i głupawych promocji. Powszechnie uważa się, że statystyczny młody obywatel to nieoczytany głupek, niezdolny do samodzielnego myślenia. Przysposobiony jedynie do odbioru prymitywnych komunikatów propagandy reklamowej oraz do sieczki dialogowej z seriali klasy Ce lub De. Wszech i wobec narzeka się na niski poziom wiedzy młodych ludzi, a co za tym idzie, także na ich brak oczytania. „Są domy bez książek” przeczytałem w jednym z bijących na alarm artykułów. Eeee… czy to, aby nie przesada? W każdym nawet najbardziej zaniedbanym domu znajdzie się kilka pozycji książkowych. Może to być książeczka opłat za światło i gaz, książeczka zdrowia, czy wreszcie książeczka wojskowa niezbędna tak poborowemu jak i rezerwiście. Tezę o upadku czytelnictwa potwierdza jednak kiepska kondycja wielu renomowanych wydawców publikujących ambitne tytuły. Całkiem nieźle trzymają się jedynie ci, którzy w swej ofercie mają głównie książki kucharskie lub poradniki typu „Jak w tydzień zostać milionerem”, „Jak w pięć minut poderwać blondynkę”, czy wreszcie „Jak w trzy sekundy schudnąć 10 kg”. Wpływowe gazety utrzymują nas w przeświadczeniu, że żyjemy w kraju w którym oczytani miłośnicy literatury stanowią margines. Większość społeczeństwa nie czyta staroświeckich powieści Tomasza Manna, subtelnych wynurzeń Marcela Prousta, wybitnych arcydzieł Szekspira, czy nowoczesnych wypocin Michaela Houellebeca. Statystyki udowadniają, że jeżeli już coś czytamy uważnie i z pokorą to zwykle są to, wezwania o zapłatę alimentów, czy pozwy sądowe. Okazuje się, że jedyną okazją, aby sobie coś poczytać to dla wielu okres szkolny gdzie czytanie jest przymusem. W szkole jak wiadomo obowiązuje lista lektur, którą trzeba przeczytać, aby dostać stopień i przejść do następnej klasy. Każdy z nas, na co dzień widzi dorosłych lub nawet starych osobników, którzy ostatni kontakt z książką mieli w szkole podstawowej. Osobnik taki, a bywa, że jest to postać znana i wpływowa kaleczy język, mówi po polsku jak zaćpany analfabeta, klepie coś o budowaniu koalicji, czy negocjacjach politycznych i od razu czujemy instynktownie, że on dawno nic nie czytał, a ostatnią jego lekturą był „Łysek z pokładu Idy” Gustawa Morcinka, czy „Nasza szkapa” Marii Konopnickiej. Skoro jedynym kontaktem z książką jest dla wielu okres szkolny, ustalenie obowiązującej listy lektur jest rzeczą szalenie ważną. Od lat znawcy literatury zwracają uwagę, że obowiązujący kanon jest archaiczny. Współczesna młodzież męczy się czytając napisaną 126 lat temu „Anielkę” Bolesława Prusa i tak naprawdę niewiele z niej rozumie. Już od dawna mówiło się, że listę lektur należałoby twórczo odświeżyć. Za odświeżanie wziął się bojowy minister edukacji Roman Giertych, który zamiast listę przewietrzyć pokrył ją sporą |
Strażnik słów Moandor11.01.2007Post ID: 7173 |
Można by ten spis lektur lekko zmodyfikować. Ale faktem jest, że pewnych pozycji wyrzucić sięz niego nie da, jakby nudne one nie były. Ciekawym rozwiązaniem byłoby, aby nauczyciele w wyborze lektur kierowali się także sugestiami uczniów, do pewnego stopnia rzecz jasna. |
Bartezzik14.01.2007Post ID: 7230 |
Po dosyć długim czasie powróciłem na to wspaniałe forum. Dosyć dziwnie, bo zaczynam pisać posty od tematu związanego z lekturami. Ja szczerze mówiąc - nie lubie czytać lektur. Ostatnio udało mi się przeczytać tylko dwie - "Małego księcia" i "Latarnika". No cóż, trzecia klasa gimnazjum... Teraz w tym technikum, co ja siedze, to raczej nie omawiamy lektur. A jak są, to strasznie nieciekawe. |
Strażnik słów Moandor14.01.2007Post ID: 7237 |
Jako ciekawostka:
Tak sobie z bratem rozmawiałem i zdumiały mnie jego poglądy. Ale potwierdza to tylko to, o czym mówiłem wcześniej, że uczniowie skreślają lektury jako książki wartościowe. |
Bartezzik15.01.2007Post ID: 7258 |
Szczerze mówiąć - mogą mieć po części racje. Ta wspaniała trylogia jest zbyt dobra, żeby ją dawać jako lekture. |
Kanclerz Grenadier15.01.2007Post ID: 7264 |
Nie przesadzał bym z wychwalaniem. Dla wielu będzie za trudna i za nudna. Nie każdy potrafi się wczuć i wczytać w klimat fantasy. O wiele bardziej zrozumiały dla młodych jest jeśli już Sapkowski. |
Takeda15.01.2007Post ID: 7270 |
Tak do końca to nie wiem. Do Sapkowskiego nigdy się nie mogłem przekonać i pewnie juz nie dam rady, po prostu nie pasuje mi i tyle. To trochę tak samo jak z niektórymi czytelnikami sci-fi omijają Lema szerokim łukiem, ale jeszcze nikt wszystkich nie zadowolił. |
Bartezzik15.01.2007Post ID: 7271 |
Masz racje Gren. A w szczególności te jego dłuuugie opisy. To może spowodować wielką niechęć do tej trylogi. |
Żywiołak Piwa Vandergahast16.01.2007Post ID: 7290 |
No nie wiem, myśmy Władcę w szóstej podstawówki omawiali i jeszcze później w gimnazjum. I nikt nie widział w tym nic zdrożnego, narzekali jak przy każdej dłuższej pozycji, ale część się zainteresowała i przeczytała. |
Mirabell21.01.2007Post ID: 7418 |
Lektury...hmmm, moja codzienność :P Cóż, z książkami czytanymi pod przymusem jest tak: mało kto je lubi ze względu na ów przymus, a znać powinien każdy (ja wiem, że kanon lektur trza by przebudować) wykształcony człowiek. Czasu w liceum na kształcenie jest w tej chwili mało (a jeśli ktoś, tak jak ja, nie uczęszczał do klasy humanistycznej - jeszcze mniej), a Mickiewicz, Słowacki (co ponoć wielkim poetą był), Sienkiewicz (tego bym jednak do nadobowiązkowych przepisała, ale to zapewne pozostanie mym pobożnym życzeniem) i Orzeszkowa (także niestety) muszą być. Szanowne kanonowe grono, z którego parę osób dałoby się bez szkody dla edukacji młodzieży wyrzucić, zajmuje tyle czasu, że na Szulca, Witkacego, Jana Potockiego czy Irzykowskiego (żeby tylko "naszych" wspomnieć; a gdzie Beckett, Grass, Tołstoj?) już nie wystarcza. Ja wiem, że niektórzy lektur nie czytają i mają literaturę głęboko w nosie. Ale tak zwane średnie wykształcenie do czegoś chyba zobowiązuje. Szkoda tylko, że tym "czymś" jest tylko znajomość Potopu i Nad Niemnem (dla mnie też to była katorga)... |
Samuel1.06.2007Post ID: 16121 |
Przeglądałem dzisiejszą prasę i trafiłem na bardzo ciekawy artykuł. Co do samej zmiany lektur. Czym szacowny Minister chce zapełnić luki w spisie? Może dajmy pierwszy tom Harry'ego Potter'a... nie ma nic wspanialszego jak płytka książka, która nie niesie ze sobą żadnego przesłania. Jest czystą rozrywką, tak bardzo potępianą przez kościół. Ps. Moandorze, rozmawiałaś na temat lektur z bratem, polecam rozmowę z kimś starszej daty, kto szkołę ukończył dawno. Innymi słowy, polecam rozmowę z Babcią, Dziadkiem czy też z wujostwem także starszej daty. Mnie uraczyli kilkoma smaczkami, anegdotkami z czasów szkolnych i ciekawostkami w stylu nawiązań danej lektury do obecnego wtedy systemu politycznego. |