Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Najlepsze książki, jakie kiedykolwiek czytaliście"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Najlepsze książki, jakie kiedykolwiek czytaliście
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Moandor

Strażnik słów Moandor

13.12.2006
Post ID: 6618

Czytając wiele książek na pewno każdy z Was natrafił na pozycje szczególne, które utkwiły w pamięci, które wywołują uczucie tęsknoty, do których wracacie bez poczucia znudzenia.

Nie proszę o wybranie tylko jednej najlepszej książki, bo literatura to nie matematyka. Niech temat będzie okazją do podzielenia się wrażeniami z lektury Waszych ulubionych książek. Być może swoim postem sprawicie, że ktoś inny, sugerując się Waszym postem, sięgnie po książkę, której wczesniej nie czytał i pozna jej wyjątkowe piękno. Pamiętajcie - Książka żyje tyle razy, ile została przeczytna.

A może pokusimy się o stworzenie Osadowej listy The best of...? Każdy wybrałby,dajmy na to, 3 najlepsze wg niego książki (ew więcej, jeśli ktoś ma dużo ulubionych). Podzielimy zabawę na dwie kategorie: Literatura piękna i Literatura fantasy i zobaczymy co z tego wyniknie. Nie sprawia dużo wysiłku wymienienie 3 swoich najlepszych lektur i napisanie o każdej kilku słów, a będzie interesujące z punktu widzenia poznawczego.

Infero

Infero

15.12.2006
Post ID: 6655

Edgar Allan Poe „Opowieści niesamowite”

Nie potrafię powiedzieć ile razy czytałam te opowiadania – minimum siedem razy, a niektóre pewnie powyżej dziesięciu.
Po raz pierwszy z Poe zetknęłam się przy okazji „Kruka”, to chyba była pierwsza albo druga klasa liceum. Przeczytałam wówczas wiele wierszy i poematów tego autora, a potem zabrałam się za opowiadania. Wiersze mi się bardzo podobały a opowiadania oczarowały do tego stopnia, że przynajmniej raz na rok pochłaniam je kolejny raz. Jeżeli ktoś mnie spyta: które najlepsze? Nie potrafię wybrać jednego, a jak zaczynam je wymieniać szybko się okazuje, że wymieniłam prawie wszystkie.
Co mnie do nich ciągnie?
Dreszczyk emocji jak odkrywam w nich coś nowego – a odkrywam zawsze.
Wspaniały klimat. Raz jest to napięcie i groza, którą potęguje wspaniale wysnuta przez autora tajemniczość podszyta nauką, albo wręcz przeciwnie romantyzmem pełnym fantastycznego świata. Drugim razem są to rozterki, rozchwiałoś emocjonalna i psychiczna tak drobiazgowo, rzetelnie i dobitnie opisana przez Poe.
Najczęściej Poe kojarzy się z grozą, mnie kojarzy się również jako autor wspaniałych opowieści psychologicznych („William Wilson”, „Serce oskarżycielem”). Psychologia przebija się w każdym jego opowiadaniu. Wciągają także opowieści o „Zabójstwie przy rue Morgue”, oraz „Tajemnica Marii Roget”, będące przykładem opowiadań detektywistycznych (według mnie lepszych od Conan Doylea).Widać wszechstronność Poe znajdziemy między innymi opowiadania inspirowane kryptologią (np.”Złoty żuk”), magnetyzmem czyli hipnozą („Prawdziwy opis wypadku z p. Waldemarem”), legendami (np.”Diabeł na wierzy”), czy nawet historią (np. „Studia i wahadło”).
Nie męczą mnie przydługie wstępy, w których szczegółowo nakreśla tło danej opowieści. Z zapartym tchem czytam „Przedwczesny pogrzeb”, w którym oprócz głównego wątku, zawarł wiele różnorodnych zdarzeń, które równie dobrze mogłyby uchodzić za odrębne opowieści. Bez tego tła, opowiadania straciłyby większość ze swojej atrakcyjności.

Dobrze starczy, z łatwością mogłabym napisać tu całą rozprawkę, ale nie o to tu chodzi. Na zakończenie powiem jeszcze tylko jedno, przeczytałam w swoim życiu kilka naprawdę dobrych książek, do niektórych wróciłam i nadal będę wracać, ale do „Opowieści...” zawsze wracam tak samo, z tym samym zapałem jakbym brała nową całkiem nieznaną mi książkę, a odkładając ją na półkę, już za nią tęsknie.

Poe był geniuszem i jeśli ktoś śmie twierdzić inaczej ode mnie na pewno oberwie.

Moim numerem dwa jest „Mroczna Wieża” Kinga. Pisałam w innym temacie już o niej więc tu pominę.

Pozycji trzeciej nie ma. Zbyt wiele książek zasługuje w moich oczach na to miano więc pominę - wybaczcie. :)

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

17.12.2006
Post ID: 6688

Tu się zdziwicie :] Edmund Kosiarz "Bitwy morskie"

Jest to tomisko dosyć opasłe, stron ma z górą 600, a i formatu słusznego. Pacholęciem jeszcze będąc, roków 8 czy 9 mając zachorzałem ciężko na anginę czy grypę. Matuli doma nie było, wybyła kędyś na dłużej, rodziciel mój szanowny co bym się do czasu aż znajomi ze szkoły nie przyjdą wynalazł mi ową kobyłę, co bym miał zajęcie. Przeczytanie tego mięsiąc bez mała mi zajęło, ale od tego czasu czy w chorobie czy z nudów, czy celem odświeżenia pamięci czytam ową księgę i po mału do trzeciego kzyżyka w bojach z nią się zbliżam. Tyle historii.

Coż, księga ciekawa dla militarystów z powołania, hobbystów marynistycznych, miłośników taktyki i tym podobnych. Przedstawione są w niej opisy bitew morskich, desantów, a także oblężeniem, o ile tylko coś wspólnego z morzem miały. Starcia pogrupowane są epokami, a każda ma z nich ma wprowadzenie, z dokładnym opisem ówczesnego uzbrojenia, statków, taktyki itp. Napisana prostym językiem, co by nie powiedzieć suchym, choć zdarzają się wstawki będące cytatami filozofów czy historyków sztuki wojennej. Rozpiętość czasowa - od bitwy pod przylądkiem Artemizjon (480 pne) do inwazji na Falklandy.

Co do zalet książki - nie wiem jak to się dzieje, ale owe dosyć enigmatyczne jednak opisy znakomicie pobudzają wyobraźnię, przyznam że jak czytam o zwycięskich starciach z naszym udziałem, to do tej pory miewam wypieki na twarzy, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało :] Naprawdę ciężko jest czytając opisy kolejnych walk nie opowiedzieć się po czyjejś stronie czy nie emocjonować sie śmiałymi manewrami taktycznnymi, ale może to tylko moja skrzywiona psychika tak odbiera. Ponadto, jest to kopalnia wiedzy na wszelkie związane z morzem tematy, a na końcu posiada listę okrętów wraz z opisem wyposażenia. Z ciekawostek - wiedzieliście że kiedys mieliśmy krążownik? Nazywał się Bałtyk i niezbyt długo sobie popływał, ale szczegółów szukajcie już sami w tym molochu. (osobiście wątpię by to kogoś zachęciło :P)

To może obok tematu, ale troche nawiążę do Twej wypowiedzi Van. Chodzi mi o fragment o zwycięskich starciach naszych żołnierzy. Również bardzo lubię czytać takie rzeczy. Jest taka książka Wojna, ludzie i medycyna. Autor opisuje swoje przeżycia z II wojny światowej, od czasu wyjazdu z Polski, poprzez całą wojnę, kończąc na bitwie o Monte Cassino. Zawarł w tej książce duzo przykładów bohaterstwa polskich żołnierzy na frontach wojny. Świetna lektura.
I druga pozycja. Książka Arkadego Fiedlera
Dziękuję Ci, kapitanie. Opisuje czasy, gdy autor pływał podczas wojny na statkach transportowych. Również zawiera szeref przykładów poświęcenia i waleczności polskich marynarzy.

Moandor

Strażnik słów Moandor

22.12.2006
Post ID: 6761

Ja mam kilka książek, które darzę szczególnym sentymentem. Jeśli miałbym wymienić poerwszą trójkę, no, powiedzmy czwórkę, wyglądałoby to tak:

1. Hrabia Monte Christo
2. Władca Pierścieni
3. Mistrz i Małgorzata
4. Faraon

Jednak jest to lista bardzo ograniczona, bowiem krzywdzi jeszcze pare innych książek, które powinny się na niej znaleźć, ale ich zabrakło z powodu braku miejsca.

Lista ta z biegiem czasu ulegała modyfikacjom. Zaczynając chronologicznie pierszym liderem rankingu był Alfred Szklarski i jego seria o Tomku. Wtedy dopiero zaczynałem na dore czytać książki i nie znałem jeszcze tych, które wymieniłem dziś. Tomki do dziś darzę wyjątkowym sentymentem. Dzięki nim natura stała mi się bliższa. Polubiłem spacery po lesie, szum drzew, ciszę. Oczywiście uwielbiałem także humor bosmana, mądrość Smugi i rozwagę Wilmowskiego.
Później poznałem książki Maya i Old Shatterhanda. Czytałem je do tej pory, aż przeczytałem wszystkie, które stały na półce w miejskiej bibliotece. Dziesiątki godzin spędzone pościgach, strzelaninach, nocnym obozowaniu na łonie natury, polowaniach...

Później nadszedł czas na książki z obecnej listy.
Władca Pierścieni był bodajże pierszą książką fantasy, którą miałem w rękach. Po lekturze zakochałem się w tym gatunku. Trafił na podłoże przygotowane przez Szklarskiego i Maya, z tym, że prócz bliskości przyrody wniósł jeszcze magię.

Hrabiego Monte Christo powiedzieć można, że przeczytałem przypadkiem. Opowiadałem już o tym na forum kiedyś. Po prostu któregoś dnia w bibliotece 'oświeciło mnie', żeby zapytać akurat o tę książkę. Lata temu wcześniej oglądałem ekranizację, obiecałem sobie wtedy, że przeczytam dzieło Dumasa... i zapomniałem o tym. Dopiero tam, w bibliotece myśl ta wyskoczyła z zakamarków pamięci i ujawniła się w momencie, gdy miałem już wychodzić.
Byłem wtedy chory, wieć książka umiliła mi ten czas. Edmund Dantes stał się mym ulubionym bohaterem literackim.
Książkę tę lubię właściwie za wszystko i nie mam do niej zastrzeżeń. Kreacja bohaterów, budowanie napięcia, pełne dramatyzmu momenty, w których dreszcze przechodzą po plecach i inne momenty, które potrafią wzruszyć do łez (np: gdy Maksymilian opowiada hrabiemu o śmierci ojca, albo gdy obserwujemy starego Morrela, gdy patrzy na Faraona, gdy Edmund wykupił wszystkie jego długi).
Wracam do tej ksiązki często, ale nie znudziła mi się wcale.

Faraona cenię, gdyż od zawsze interesował mnie Starożytny Egipt i jego kultura. Poza tym jes naprawdę dobra i uniwersalna książka. Nie przeterminowała się wraz przeminięciem epoki, w której została stworzona.

Mistrz i Małgorzata - powieść Bułhakowa jest fenomenem. Zaskakuje swoją oryginalnością, wcale nie jest nudna, przeciwnie wiele razy uśmiechałem się pod nosem przy lekturze, szczególnie podczas wybryków Behemota. Przedstawia także w ciekawy sposób historię Jezuza, ukazując ją z perspektywy Poncjusza Piłata.
Piłat należy w tej powieści do moich ulubionych bohaterów. Niewiele o nim wiadomo z historii, poza tym, że ukrzyżował Jezusa. Bułchakow przedstawia go jako człowieka mądrego i zarazem smutnego, człowieka, którego nękają wyrzuty sumienia po wydaniu Jezusa Żydom.
Mistrz i Małgorzata jest charakterystyką ówczesnego zdemoralizowanego społeczeństwa, ośmeisza je, ukazuje wady, tak jaskrawo, że nawet Woland przy tym wydaje się przyzwoity. Napisana jest tak przyjaznym językiem, że czytanie jej jest czystą przyjemnością
Zawiera także bogate przesłanie na temat roli pisarza w świecie. "Rękopisy nie płoną" - ten zwrot, który każdy może interpretować wedug własnego uznania, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

Jak powiedziałem lista jest zbyt krótka. Poszerzyłbym ją jeszcze o kilka pozycji:

5. Wichrowe Wzgórza
6. Imię róży
7. Wahadło Foucaulta
8. Don Kichote

Nie ma chyba drugiej tak zabawnej, a przy tym tak mądrej książki jak Don Kichote Miguela Cervantesa. Wiele razy zdarzyło mi się zaśmiać głośno podczas lektury. Jednak lubiłem także dialogi Don Kichote'a, choćby z księdzem kanonikiem, które były naprawdę ciekawe i pouczające.
Wiele osób zna Don Kichote'a jako idiotę z kreskówek, człowieka niespełna rozumu walczącego z wiatrakami. To bardzo niesprawiedliwy obraz. Tak naprawdę Don Kichote miał obsesję tylko na punkcie rycertwa. Kochał opowieści o błędnych rycerzach i chciał zostać jednym z nich. Niestety urodził się w innych czasach, stąd tragizm tej postaci. Poza tą jedną obsesją był nadzwyczaj mądrym człowiekiem i potrafił dyskutować i przekonać do swoich racji bardzo inteligentnych ludzi.

Wichrowe Wzgórza - ponura książka o namiętnej miłości dwojga ludzi, uczucia doprowadzającego do obłędu. Urok posiada wyjątkowa sceneria, w której umieszczona została pabuła. Ponure piękne wrzosowiska - oto co mi się najbardziej w tej książce podoba.

Natomiast Umberto Eco nikomu rekomendować nie trzeba.

[scalenie: Wt Jan 23, 2007 3:45 pm]

Co jak co, spodziewałem się, że ten topic będzie miał wzięcie. Miałem cichutką (bardzo cichuteńką), że znajdą się chętni by poświęcić chwilkę, i, jak Van i Infero, zarekomendować książkę (bądź też książki), którą warto przeczytać. Bo chyba każdy ma jakąś swoją ulubioną pozycję, taką, którą darzy szeczególnym sentymentem, nieprawdaż?

Greenman

Greenman

23.01.2007
Post ID: 7480

Odpowiadając na twą słuszną skargę Moandorze, napiszę coś i ja o swoich skarbach literatury.

1. Bez apelacyjnie Władca Pierścieni. Za ilość przeczytanych razy, za legendę mej młodości i za wspaniałą przygodę za każdym razem gdy ją czytałem.

2. Sto lat samotności. Trafiła idealnie tamtego czasu w samo sedno buntu przełomu punk/rasta, wszedłem w magiczny świat Macondo tak mocno, że ostatnie 20 stron rozciągałem na 3 dni na siłę po prostu nie wierząc że to koniec.

3. Rozmowy w Katedrze. Mój schyłek i testament młodzieńczego idealizmu. Rozpoczyna się słowami wypowiedzianymi w tytułowej mordowni Kiedy sie tak skur****liśmy? Odpowiadało to mojej ówczesnej kondycji psychicznej (czytałem ją podczas robót społecznych) i odpowiednio schłodziło mnie przed wyjściem w świat.

4. Wiele wiele innych po których osiągnąłem stan przypominajacy catharsis.

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

23.01.2007
Post ID: 7481

1. Również Władca. Ilość, jakość, uczucia towarzyszące czytaniu...
2. Terry Pratchett "Straż! Straż!" Jedna z pierwszych jego powieści jakie przeczytałem. Uczyniłem to zresztą przynajmniej 20 razy, zawsze zaglądam do niej gdy jestem chory. Jest absolutnie zabawna i na takim poziomie abstrakcji który uważam za ideał.
3. Tu właściwie nie mogę się zdecydować, ale że piszę te słowa dowiedziawszy się że przed chwilą zmarł Ryszard Kapuściński wybiorę się na "Podróże z Herodotem" i "Heban".

Infero

Infero

24.01.2007
Post ID: 7503

Saint – Exupery – wszyscy znamy „Małego księcia”, ale nie wszyscy znają „Ziemię, planetę ludzi”. Przeczytałam tą książkę tylko raz, ale często do niej wracam, żeby choć tylko przeczytać jeden akapit. Ta książka jest skarbnicą myśli i prawd. Dla mnie nie jest ważna w niej fabuła, ważne są osobiste przemyślenia, spostrzeżenia autora.
Polecam tym, którzy lubią mądre książki, nad którymi trzeba się zatrzymać i koniecznie pomyśleć.

Bartezzik

Bartezzik

25.01.2007
Post ID: 7519

Hmmm... Napewno "Władca Pierścieni" no i jeszcze z książek fantasy "Warcraft - Ostatni Strażnik". Jeszcze jedną z najlepszych książek to moge zaliczyć "Małego Księcia", "Romeo i Julia" oraz "Cyd".

Morgraf

Skryba Morgraf

18.02.2007
Post ID: 8068

“Ulisses” Jamesa Joycea

Książka znana przynajmniej z nazwy większości ludzi mającym kontakt z literaturą. Jednocześnie mało kto faktycznie powieść ową czytał, ludzie ograniczają się raczej do krótkich westchnień: “Oczywiście kojarzę...”, “Wspaniała książka...” itp.. Ale próby czytelnicze kończą się zwykle na 20 stronię. Dlaczego?
“Ulisses” to książka “ciężko strawna”, Proust czy Balzac to przy niej lektura lekka, łatwa i przyjemna. Historia Leopolda Blooma i Stefana Dedalusa, zamierzona jako parodia “Odysei” wymaga by przeczytać ją co najmniej dwukrotnie, by czytać ją powoli w skupieniu, często zatrzymując się nad danym zdaniem czy akapitem na dłuższą chwilę. Forma przytłacza. Każde zdanie jest przemyślane, część jest rytmiczna, część ma zapis charakterystyczny dla sztuk teatralnych, na przestrzeni wielu stron monologów wewnętrznych nie ma choćby jednego znaku przestankowego. Ktoś użył określenia “gęsta proza” na końcowy monolog Moly Bloom i rzeczywiście czuje się opór materii utworu, nie tylko w tym konkretnym ustępie. Tej powieści właściwie się nie czyta, przez nią się “brnie”, nie ukrywam, że tego właśnie oczekuje od literatury i “Ulisses”, właśnie, jest spełnieniem moich marzeń, dziełem genialnym, przerastającym każdą inną twórczość dwudziestego wieku.
Nikomu z czystym sumieniem nie polecam “Ulissesa”. Jeżeli lubicie literaturę lekką, łatwą i przyjemną poprzestańcie na zachwytach z dystansu. Jeżeli lubicie literaturę głęboką ale nadającą się do czytania także darujcie sobie “Ulissesa”. Jeżeli jesteście młodymi pisarzami, przeczytajcie koniecznie, zwracając baczną uwagę na to jakim bogactwem formy może operować proza. Jeżeli wreszcie tak jak ja lubicie gdy po godzinie lektury boli was głowa, skierujcie się do najbliższej księgarni (Nie biblioteki! Miesiąc to może być mało na pierwsze czytanie.), zakupcie “Ulissesa” i rozkoszujcie się. Pewnie jeszcze nie raz do niego wrócicie.

Tabris

Tabris

29.02.2008
Post ID: 24663
Po roku po napisaniu ostatniego postu w temacie zastosuję się do prośby Moandora.
Trzy książki konwencjonalne i trzy fantastyczne....

Niech pierwszą książką stanie się, no właśnie, być może ten temat umarł bo tak trudno wskazać ulubioną książkę. To nawet dość niezręczne, tak wywyższyć trzy książki pomijając inne i jeszcze dobić je opisując czemu przegrały z tamtą trójką...

Skoro jednak miałbym wskazać te książki to niech to będzie „Świat Zofii” Gaardena. Książka ta to nie jest tylko podręcznik dla początkujących filozofów. Dzięki tej książce Albert, uratował nie tylko Zofię, ale i mnie przed bezrefleksyjnością istnienia. Kiedy przypominam sobie o roli jaką ta książka wywarła na mnie przypomina mi się fragment wiersza W. Szymborskiej „W zatrzęsieniu”:

„Mogłabym być sobą – ale bez zdziwienia,
a to by oznaczało,
że kimś całkiem innym.”

Drugie miejsce zajmuje nie bez wątpienia „Kyś” Tatiany Tołstoj. To genialnie napisany utwór o Rosji, ale też nie tylko. Główny bohater tej książki żyje w grodzie Fiodoro-Kuźmiczowie, który wcześniej nazywał się Iwano-Porfirów, jeszcze wcześniej Sergiejo-Segiejów, dawno temu Południowe Składy, a całkiem dawno - Moskwa...

W tym postnuklearnym świecie mamy do czynienia z kompletną erozją intelektu, moralności i sztuki. To nawet nie jest kwestia etyki Kalego, to czysta złośliwość i podłość. Główny bohater Benedikt jest synem jednej z Dawnych – osób nieśmiertelnych (przynajmniej wiekowo), które stanowią inteligencje. Cały wykreowany świat przez pisarkę jest barwny, pełen aluzji i opowiada o mentalności Rosjan i nie tylko: ta książka znajduje odniesienie to krajów byłego Sojuza i całego współczesnego świata...

Opis tej książki i jej język są fenomenalne. To jest czyste życie, my żyjemy w świecie bohaterów tej książki, wspaniały język i wciągająca wizja autorki książka ma tylko jedną wadę; u mniej wyrobionych czytelników może przysłonić smutne, ale prawdziwe przesłanie książki.

Trzecie miejsce zajmuje „Gnój” Wojciecha Kuczoka. To przejmująca wizja rodziny, w której jej głowa będąc bezradna wobec historii i swych kompleksów wyżywa się na dziecku. Po przeczytaniu tek książki zaczynamy patrzeć zupełnie inaczej na problem bicia dzieci, patologie które do tego prowadzą są dużo mniej oczywiste i dostrzegalne jak się to powszechnie uważa.

Gnój także ukazuje jak takie bicie działa na psychikę ofiary, pod tym względem jest to jedna z najbardziej szokujących książek zważywszy na panujące w narodzie stereotypy odnośnie tego, kto bije dzieci.

Odnośnie dzieł z fantastyki to jest to dwóch twórców i nawet ja mam problemy by określić co stawiam wyżej, są to JRRT i AS. Porównaniem ich twórczości zajmowałem się na innych stronach i dysputach więc nie będę tego robił tutaj.
Moandor

Strażnik słów Moandor

29.02.2008
Post ID: 24673

Tabris

Niech pierwszą książką stanie się, no właśnie, być może ten temat umarł bo tak trudno wskazać ulubioną książkę. To nawet dość niezręczne, tak wywyższyć trzy książki pomijając inne i jeszcze dobić je opisując czemu przegrały z tamtą trójką...




Czasami trudno jest wskazać tę jedną książkę. Można wskazać kilka, tak jak istnieją książki lepsze i gorsze tak i dla my jedne powieści cenimy bardziej inne mniej. Każdy ma pośród przeczytanych książek pozycję, o których myśli cieplej.
Ciekawe jest to, że jak do tej pory wymieniane pozycje raczej się nie pokrywają. To pokazuje jak ludzie różnią się między sobą. Nie zdarzyło mi się czytać żadnej w wymienionych przez Ciebie Tabrisie książek. Ale w przyszłości, jeśli nadarzy się okazja postaram się nadrobić zaległość, nie obiecując jednak, że tak samo mi się spodobają.

Ynaf

Ynaf

29.02.2008
Post ID: 24687
Mi najbardziej utkwiła książka Fiodora Dostojewskiego pt: "Zbrodnia i kara". Według mnie jest to ksiązka, która w poważny sposób traktuję i opisuję ludzi biednych oraz wpływ środowiska.
Zresztą mam do niej ogromny sentyment, czytałem ją ze 3 razy i za każdym razem wynosłem coś nowego. Drugą taką książką jest "Alicja w krainie czarów". Nie jest to książka wybitna, ale mam z nią przyjemne wspomienia.
Robal

Robal

29.02.2008
Post ID: 24691
Ze względu na niewielki staż czytelniczy wiele powiedzieć nie mogę, ale mam kilka tytułów, które mi się najbardziej podobają.
Jestem w trakcie czytania sagi wiedźmińskiej i już wiem, że są to jedne z lepszych książek, które przeczytałem. Świetny świat, polityka, która nie wadzi problemom zwykłych ludzi. To lubię.
Druga pozycja, czy może exequo z wiedźminem postawię kilka książek J. Deavera. Może nie są to książki fantasty, ale podoba mi się kryminał, który on pisze. Jeśli ktoś będzie chciał oderwać się na chwilę od krasnoludów, elfów i gnomów to polecam "Kolekcjoner kości" (chyba najpopularniejsza), "Tańczący Trumniarz", "Zegarmistrz" czy dla informatycznych "Błękitna Pustka". Przeczytałem jeszcze jakieś, ale nie zapadły mi tak bardzo w pamięć, aby o nich pisać.
Pozdrawiam
Vokial

Vokial

1.11.2008
Post ID: 35922

Dla mnie najlepszą książką jest druga część serii "Dziedzictwo", "Najstarszy" Christophera Paoliniego. Czyta się ją lekko. Mnie bardzo wciągnęła( czytałem tą książkę dwa dni bez prawie bez przerwy ). Świat w książce jest złożony i dobrze dopracowany.
Drugie miejsce zajmuje książka "Tunele" Rodericka Gordona & Briana Williamsa.
Książkę czyta się przyjemnie. Wszystko dzieje się w Londynie lub pod nim.
Autorzy dobrze zespoili Prawdziwy Londyn z jego podziemnym odpowiednikiem.
Trzecie Miejsce zajmuje książka "Indiana Jones i Poszukiwacze Zaginionej Arki". Film jest bardzo dobry, ale według mnie książka jeszcze bardziej. Dla mnie książka jest trochę krótka.
Nie wymienię literaturę piękną jaką przeczytałem, bo zbyt mało książek przeczytałem z tego rodzaju.

Tarnoob

Tarnoob

29.05.2014
Post ID: 76791

Na początek pozwolę sobie poprzekomarzać się z Moandorem.

Nie proszę o wybranie tylko jednej najlepszej książki, bo literatura to nie matematyka.

O przepraszam, matematyka ani w ogóle żadna nauka też nie ma żadnej jednej, klasycznej, najlepszej książki. Wszystkie dziedziny mają najwyżej swoje kanony, klasyki, lektury obowiązkowe dla studentów, wałkowane przez lata.

Do tego jak zwykle stanę w obronie nauk ścisłych jako formy romantycznej sztuki, niezrozumianej i niedocenionej przez nieoświecone społeczeństwo niczym romantyczny natchniony geniusz. No przepraszam, poważni literaci, tacy jak Pascal albo Bruno Schultz, mieli coś wspólnego z matematyką. Ludzie pod wpływem nauk ścisłych nawracają się, płaczą i zmieniają swoje życie, przeżywają dramaty jak filmowy „Piękny Umysł”.

…a co do samych książek najlepszych.... Znowu, na to nie ma jednej odpowiedzi. Na pewno tymi najlepszymi są te, które weszły do klasyki danego kraju – są lekturami w liceach i na studiach filologicznych. Reszta to tam eee tam. Nawet jeśli za życia autora albo krótko po śmierci dostanie nagrodę – np. Nike, nobla albo inną nagrodę ważnych towarzystw - lub ma milionowe nakłady, jak Potter albo „Wiedźmin”, to wcale jeszcze nie znaczy, że to się utrzyma i czy nie jest tylko przejściową modą.

Właśnie czas i historia są tutaj najlepszym sędzią – nie jeden człowiek, nawet nie cała komisja ważnych ludzi ani nie tłum czytelników - tylko pokolenia. Dobra książka trwa przez stulecia, ba, całe tysiąclecia i wychowuje całe narody. Jest godna tego, żeby ludzie ją pamiętali, oburzali się za jej nieznajomość albo brak szacunku do niej, i żeby chcieli pokazywać ją dzieciom, wnukom i uczniom.

Dlatego zupełnie ignoruję chwilowe „hity” i hiciki takie jak „Metro 2033" albo jakieś młodzieżowe bzdury typu „Zmierzch”. One nigdy nie będą wykładane jako przedmiot uniwersytecki. Może ktoś napisze o nich licencjat, ale nie habilitację. Może i będą zekranizowane jako superprodukcja, ale podobnie, taki film nie będzie nagrodzony w Cannes ani na innym ważnym festiwalu. Jeżeli ktoś dostanie za to nagrodę, to będzie to nagroda godna odbierania w dżinsach, a nie we fraku.

Dlatego jeśli kiedyś zacznę czytać książki – a kto wie, może przed emeryturą zdążę – to będę bardziej szukał w programach studiów niż w toplistach Empiku, Tesco, Amazonu, albo nawet w listach nagród literackich.

Tarnoob

Tarnoob

7.04.2023
Post ID: 88244

Aldous Huxley, Nowy Wspaniały Świat. Po kilkunastu latach – chyba już połowie mojego życia – nie wychodzę z podziwu i może nawet się w nim utwierdzam; to jedna z tylko kilku książek, które oceniłem 9/10 w serwisie „Lubimy czytać”. To dzieło robi coś niesamowitego – uwrażliwia, podobnie jak Mały książę albo Oskar i pani Róża. Chyba się staje coraz bardziej aktualne, bo:

1) rewolucja seksualna rozprzestrzenia się przez laicyzację i są przekraczane kolejne granice, np. poliamoria;

2) trwa emancypacja młodzieży, która może stać się jeszcze gorętsza i doprowadzić nawet do otwartej krytyki rodzicielstwa – jako instytucji nieuczciwej, opresyjnej i dla potomków, i dla innych, przez pogłębianie nierówności międzyludzkich, na te genetyczne nakładając jeszcze kapitałowe.

Mam też wrażenie, że Huxley szukał kompromisu między utopiami socjalistycznymi a liberalnymi, znalazł ich zbieżne punkty i nawet wstawił element konserwatywny, czyli hierarchię kastową. Jeśli nie stała za tym polityczna erudycja, to przynajmniej głęboka, celna intuicja. Bez Huxleya mogłoby też nie być jednego z moich ulubionych filmów, czyli Equilibrium, a przynajmniej wyglądałby on inaczej, może gorzej.

Jest też kilka innych dzieł, do których mam słabość, np. książki popularnonaukowe Ledermana, Hellera i Penrose’a, ale tutaj nie widzę żadnego lidera. Widzę też w nich bardziej kawał dobrej roboty, którą mógłby zrobić ktoś inny, niż owoc prorockiego objawienia i iskry geniuszu jak u Huxleya.