Gorące DysputyTropiciele rzeczywistości - polityka i społeczeństwo - "O religii kilka słów cierpkich albo życzliwych" |
---|
Hobbicus6.12.2011Post ID: 66666 |
O to chodzi, że właśnie się opiera. Czyżbym napisał coś innego?
Świat się zmienia, religia też. Zresztą różne odłamy bywają na tym świecie. Słyszałeś o czymś takim jak judaizm świecki (zwany humanistycznym)? Co ciekawe mimo swojego ignostycznego charakteru jest to chyba uznawane wciąż za odłam religii, a nie za jakiś odrębny nurt tradycji żydowskiej. |
Bubeusz7.12.2011Post ID: 66695 |
Jeśli przypatrzeć się ewolucjonistycznym poglądom na temat rozwoju religii, można zauważyć, że pierwotnie nie istniało rozróżnienie na te dwa elementy. Magia i religia były tym samym, i do dzisiaj wciąż są - w wielu kulturach plemiennych. Dobrym przykładem jest również starożytny Egipt, w którym każdy człowiek miał mniejszy lub większy dostęp do praktyk magicznych właśnie w imię swojej religii. Rytuały polegały na mentalnym przeistaczaniu się w danego boga, aby np wspomóc u siebie właściwą mu cechę charakteru. Więcej można poczytać w literaturze o magii antycznego Egiptu (mitologie naukowe skupiają się na pustych historiach, a nigdy na pragmatycznym ich wykorzystaniu w tradycji magiczno-ludowej tamtego regionu). Religia i magia rozdzieliły się później (myślę że można tu podziękować Jahwe i jego zakazom), z tymże wciąż nie istnieje żadna sztywna granica między tymi pojęciami. Różni badacze różnie to interpretują, akcentując takie cechy jak np skala (magia dla wybrańców, religia dla tłumów), dostępność (magia hermetyczna, religia powszechna) czy struktura (w magii ty jesteś sprawcą, w religii masz pośredników). Większość praktyk pozostaje jednak jednakowa w swym rdzeniu, tak, że czasem dochodzi do sytuacji, kiedy jedno zdarzenie klasyfikowane jest jako cud Boży, a drugie identyczne, jako działanie czarnej magii. Czynnikiem wpływającym na ocenę zjawiska może być np biografia świadka. Jak był złym człowiekiem, to objawił mu się demon, jak dobrym, to Matka Boska... Ludziom się tylko wydaje, że wiedzą, gdzie postawić granicę. Wg mnie ona nie istnieje i nigdy nie istniała. Jako dowód może posłużyć swobodne przenikanie się obu sfer, widoczne zwłaszcza we wsiach. Chrześcijaństwo, które zalało nasze rodzime wierzenia, zintegrowało się z nimi w mentalności ludowej, tworząc coś na kształt pseudochrześcijańskich wierzeń magiczno-ludycznych typu: "jak idzie burza, to się dzwoniło w dzwony kościelne, aby ją przegnać. Jak się widziało wir powietrzny (taniec diabła!), to się krzyczało o pomoc do Jezusa i Maryi. Na Rusi, jak trzaskały pioruny, to znaczyło, że św Eliasz się bił w chmurach z demonami. Również wiele tradycji związanych z wampirami ukształtowało się właśnie na styku chrześcijaństwa z pogaństwem (msza za zmarłego, aby nie wstał z grobu jako upiór, lanie wody święconej do grobu, itp).
Einstein miał powiedzieć, że na religię przyszłości najbardziej nadaje się buddyzm ;] |
Hobbicus7.12.2011Post ID: 66696 |
Einstein powiedział, że nic nie przekracza prędkości światła. :P Na serio - miałem na myśli nie przyszłość, lecz przeszłość. Osobiście bowiem za wielki błąd ludzkości uważam przywiązanie szczególnej wagi do wiary i stworzenie całej religii, którą następnie zaczęto "obdarowywać" innych (serio, czy ktokolwiek byłby chrześcijaninem z krwi i kości, gdyby nigdy w życiu nie zetknął się z chrześcijaństwem?). Ale cóż, nie mogę teraz nikogo za to obwiniać. |
Bubeusz8.12.2011Post ID: 66705 |
Obwiniać nie można, ale można zapytać, dlaczego? I dlaczego tak sądzisz? Niektórzy badacze uważają, że religia była konieczna do wytworzenia się kultury i odwrotnie. Nie ma społeczeństw pierwotnych bez sacrum. To obrządek pogrzebowy jest podwaliną pod cywilizację. Społeczeństwa ateistyczne to wymysł współczesnych (tak, wiem, że ateizm jako idea istniał już w starożytnej Grecji). Czy jesteś świadom, jak wiele kultury i postępu wniosło w naszą cywilizację chrześcijaństwo? Jak często jedynym spoiwem trzymającym kulturę razem jest religia? Aborygeni zostali rozbici kompletnie przez człowieka zachodu właśnie dlatego, że pękło ich sakralne tabu. Trzeba było chodzić do pracy, nie było czasu na półtoramiesięczne inicjacje, szamani zaczęli bawić się w dyspensy i od razu wszystko się posypało, a biedny naród zatracił tożsamość, pogrążając się w chaosie, prostytucji i uzależnieniach. My, biali, rozwaliliśmy tak wiele kultur, a potem się krzywimy, mówiąc: dzicy... My tu do nich z kulturą i postępem, a oni i tak swoje. Religia trzymała i prowadziła narody. Jak nie jedna, to druga. Jakby nikt nie słyszał o chrześcijaństwie, to byśmy czcili Peruna i Pośwista. Dawkins podobnież dowodził, że nawet gołębie zaczynają tworzyć religię, pozostawione same sobie w obcych warunkach (chociaż był to dowód prymitywny i naprawdę nie wiem, co on sądził, że gołębie będą siedziały spokojnie w miejscu..?). Mówisz, że to ktoś nam narzucił religię i powinniśmy odrzucić to jako nieswoje, nienaturalne. Rozumiem w świetle przykładu z dzieckiem, które dopóki nie dorośnie, nie należy do żadnej religii, ale w świetle całych narodów, kwestia jest chyba nieco inna. To ona była pierwsza, a potem przyszło jej odrzucenie. Moja osobista teoria zakłada, że nawet nie należąc do żadnej religii, oddajemy cześć Nieznanemu. Czcimy, choć nic nie jest przedmiotem naszego kultu. Życie, miłość, zwierzęca akceptacja rzeczywistości.. Bycie tu i teraz. Duchowość jest w człowieku od zawsze, a religia to wynik kultury. Rozwijała się wraz z nią. Im bogatsza kultura, tym bogatszy "nalot kulturowy" na duchowości, który objawia się właśnie jako religia. Nasza kultura osiąga punkt krytyczny zmierzając ku wielkiemu przewartościowaniu, więc również taki punkt osiąga religia, nieodłącznie z kulturą związana. Ludzie odchodzą od niej, ale to wcale nie znaczy, że odchodzą od duchowości. Wszystko jest w czasie wielkich przemian. Uważam ateizm jako przystanek. Oddech. Wyzerowanie napięcia przed kolejnym skokiem. Być może się mylę. Ale pytanie brzmiało: co Ty o tym sądzisz? |
Hobbicus8.12.2011Post ID: 66708 |
Sądzę tyle, że sporo dopowiedziałeś do mojej wypowiedzi. :P I nie do końca się zrozumieliśmy.
Jakieś źródła? Serio, chętnie bym się do czegoś odniósł.
Akurat największy rozwój kulturowy i naukowy w Europie rozpoczął się w chwili kwestionowania dogmatów religijnych. :P
The point is: skądś się ta religia wzięła. Skąd? Jestem przekonany, że z głowy jednego człowieka, któremu zaczęli wierzyć inni, co się rozwinęło do kolosalnych rozmiarów. Nie powiesz mi chyba, że słonie chowające zmarłych czy też podane przez Ciebie jako przykład gołębie zaczynają to robić same z siebie w dokładnie jeden taki sam sposób, nie naśladując innych osobników ani nie dziedzicząc tego po swoich przodkach?
Twoja teoria się sypie w chwili, gdy napotyka mnie. :P Zdefiniuj "oddajemy cześć", bo ja np. uważam, że żadnej czci nie oddaję nikomu ani niczemu.
Nie mówię tak. Przynajmniej sobie nie przypominam, bym tak mówił.
Ok, mógłbym się nawet zgodzić (choć chętnie bym poznał twoją definicję oddawania czci, ja bowiem byłbym raczej skłonny stwierdzić, że niczego nie czczę). W gruncie rzeczy coś podobnego napisałem w poprzednich postach. Przede wszystkim chodziło mi o to, że należy oddzielić wiarę od religii. Wiary nie potępiam - jest to sprawa osobista człowieka i nic mi do niej. Z religią jest jednak już trochę gorzej, gdyż mamy do czynienia z wielkimi społecznościami, w których wszyscy są połączeni czymś irracjonalnym (bo taka w samych swych założeniach jest w gruncie rzeczy wiara czy religia). I często te społeczności angażują się w politykę, co potrafi być fatalne w skutkach. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego stosunkowo wiele osób w Polsce wierzy w przeróżne, absurdalne z naukowego punktu widzenia teorie spiskowe pojawiające się w bardzo religijnych bądź niemalże nacjonalistycznych mediach? To niestety jest kwestia religii. Oczywiście nie zamierzam z tego powodu wygłaszać haseł typu "Biblia jest zła, Bóg nie istnieje i śmierdzi" - nie miałoby to większego sensu. Muszę jednak postawić sprawę jasno: takie zachowania mają w sobie sporo "pierwiastka religijnego". Jak inaczej bowiem nazwać sytuację, kiedy tłum ludzi jest głęboko przekonanych o słuszności kapłana wygadującego, będę szczerzy, kompletne bzdury, głupoty i pomówienia? Są połączeni taką samą ideą niezwiązaną ani trochę z wpojonym w ich mózgi systemem wierzeń, rytuałów i zasad związanych z czymś, czego istnienia nie da się udowodnić? Pardon za ostre słowa, ale moja teoria brzmi: religia sprzyja niemyśleniu. Ciemne masy mogą chodzić masowo do świątyń i kształtować swój "światopogląd" na podstawie tego, co powie jeden kapłan powołujący się na Istotę Nadprzyrodzoną, której należy słuchać. Teorię tę poniekąd opieram - tu przepraszam za trącenie populizmem - na znanych mi przykładach ludzi (w dużej mierze starszych), którzy jako osoby głęboko wierzące albo nie chcą angażować się w dyskusje polityczne, albo też sypią jak z rękawa przeróżnymi oczywistymi dla nich stereotypami bądź wkutymi na blachę pustymi formułkami. W obu przypadkach ich poglądy wywodzą się w niezwykle dużej mierze z tez przyjętych a priori, których nie potrafią w żaden sposób uargumentować, jednocześnie jednak twardo się przy nich trzymając. I to jest według mnie spory problem, który odciska piętno choćby i na wynikach wyborów do parlamentu czy też wszelakich referendów. (nie oznacza to rzecz jasna, że neguję religię całościowo - jestem przeciwny takiemu uogólnianiu i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż np. wiele osób bardzo religijnych potrafi być osobami niezwykle inteligentnymi i wartościowymi) |
Bubeusz9.12.2011Post ID: 66720 |
Niestety źródeł nie podam, bo są żywe i badały przez ponad 20 lat rejony Australii i Oceanii, z czego ich książki dopiero są w drodze. Udało mi się jednak znaleźć jakiś artykuł na ten temat: Co do obrządku pogrzebowego - zwyczaj grzebania zmarłych jest to jeden z najstarszych zwyczajów świata. Z pewnością zasługuje na miano podwaliny cywilizacji.
W mojej świadomości średniowiecze figuruje jako okres naprawdę postępowy. Myślę, że bez tego okresu, bez jego uporządkowania, ogarnięcia państw, infrastruktury, budownictwa, praw i edukacji, niemożliwym byłoby dojście do etapu reformacji, o którym mówisz. Naturalnie nie jestem w stanie powiedzieć, co by się działo, gdyby chrześcijaństwo nie pojawiło się na naszych ziemiach. Być może jako Słowianie rodzimowiercy też popchnęlibyśmy kraj do przodu.
Zauważmy, że Australijczycy nie mieli kontaktu z Europejczykami ani Amerykanami, a jednak wszędzie wykształciły się kulty religijne. Jeśli powstały od jednego człowieka, to miał niezłe wpływy. Nawet jeśli była to czysto umysłowa, wykształcona drogą ewolucji skłonność do racjonalizowania rzeczy niezrozumiałych.
Sam fakt, że żyjesz, jest afirmacją energii życia. Twój umysł i jego myśli nie mają tu wpływu. Sam fakt, że te myśli się pojawiają, jest boskim rytuałem samoprzejawiania się świadomości. Generalnie dążę do sakralizacji życia i wszystkiego, co się przez nie przejawia jako efektu działania boskiej iskry w każdym z nas. Przy takich założeniach zawsze będziemy czcić, niezależnie od poglądów. Religia jest tylko umysłową interpretacją, ekspresją tej czci. Jestem skłonny się zgodzić, że obecnie ekspresja ta w wykonaniu niektórych osób nabiera wymiarów co najmniej niepokojących i niejednokrotnie używana była do niewłaściwych celów spowalniających rozwój planety (właściwie już od początków starożytności dostrzeżono jej moc kontroli drugiego człowieka i nie wahano się z niej skorzystać), co jednak nie zmienia faktu, że jesteśmy istotami duchowymi i swoją wiarę mamy. Od zawsze, a być może i mieliśmy ją jeszcze zanim staliśmy się ludźmi. |
Broghild9.12.2011Post ID: 66723 |
Religia wywiera silny wpływ na sposób myślenie jednostek i całych społeczeństw. Religie Wschodu ukształtowały typ myślenia zwany deterministycznym. Oznacza on przekonanie, że życie jednostki jest w dużym stopniu, a w skrajnym ujęciu-całkowicie, określone przez przeznaczenie. Społeczeństwa i jednostki myślące w ten sposób niechętnie podejmują nowe wyzwania czy poszukują nowych rozwiązań, ponieważ uważają, że wszystko zostało już przesądzone. W cywilizacji zachodniej natomiast dominuje myślenie typu probabilistycznego-związanego z oceną prawdopodobieństwa. Ludzie tej cywilizacji szacują prawdopodobieństwo swych działań. Podejmują je, jeśli wysoko oceniają szansę na sukces. Zawsze szukają nowych, oryginalnych rozwiązań. Wynika to z silnego zaakcentowania w chrześcijaństwie roli jednostki i jej wolnej woli.
Naukowy może i tak, ale raczej nie kulturowy. W końcu nie bez powodu średniowiecze nazywane jest czasami ,,Tysiącleciem które uwiło nam gniazdo''. |
Hobbicus9.12.2011Post ID: 66725 |
Z tego co przeczytałem wynika jedynie, że Aborygeni zostali pokrzywdzeni przez rząd poprzez wyparcie na tereny nieurodzajne. Nie znalazłem tam ani słowa odnośnie "pęknięcia sakralnego tabu".
Niech i tak sobie będzie, ale czy to na pewno wynika z religii sensu stricto, czy też może mamy do czynienia z odwrotnymi zależnościami? W końcu pozostawianie martwych ciał na pastwę losu jest nie tylko "nieestetyczne" i kłopotliwe, ale również mogło w dawnych czasach doprowadzić do zesłania na siebie niebezpieczeństw w postaci padlinożerców. Oczywiście mogły do tego dojść kwestie wiary (grzebanie zmarłych wraz z ich osobistymi rzeczami czy nawet zwierzętami), ale wątpliwym jest dla mnie czy na pewno to właśnie z połączonej wiary poszczególnych ludzi (czyli religii) pochodzą obrządki pogrzebowe czy też może dopiero później zaczęto jedno łączyć z drugim.
Polecam zapoznanie się z osiągnięciami starożytnych Greków i Rzymian (szczególnie tych drugich) - to właśnie u nich pojawiły się te wszystkie rzeczy uważane dzisiaj za bardzo znaczące dla rozwoju nauki i kultury. Można się również powołać na cywilizację Chińską. Średniowiecze niczego nowego w tej sferze nie wymyśliło, jedynie przyporządkowało pewne rzeczy bezpośrednio religii, wprowadziło większe podziały klasowe i niektóre rzeczy po prostu zdewaluowało. No dobra, dzięki średniowieczu rozwinęła się wojskowość, ale chyba nie o tym rozmawiamy. :P
Primo: nie mówiłem o baroku. Secondo: powoływanie się na higienę klasy wyższej zawsze może być argumentem przeciw postępowi niezależnie od czasów, o których mówimy. :P W średniowieczu wcale nie było lepiej, renesans pod tym względem też nie zostawał daleko z tyłu.
Zbyt dosłownie to przyjąłeś. Po prostu wydaje mi się nieprawdopodobnym to, jakoby wszyscy wierzyli w jedno i to samo i odprawiali dane ceremoniały religijne sami z siebie, bez wpływu osób z zewnątrz. Zauważ że gdyby "dowolny inny członek grupy" postanowił poprowadzić lud pod kątem religijnym, to religia ta wyglądałaby zgoła inaczej. Choćby i dlatego, że inaczej wyraziłby swoje myśli (czy tam, jak uważasz, "uzewnętrzniłby swoje uczucia") i ubrałby w inne słowa to, "co było odczuwalne przez każdego z nas".
Nie nazywałbym tego kultem czegokolwiek. A już na pewno daleko jest temu od religii. Bakterie raczej nie wyznają żadnego kultu, a też "afirmują życie". Mnie po prostu nic jeszcze nie zabiło.
Założenia są różne. Ja np. uważam, że wszystko żyje dla jakiegoś konkretnego celu (niekoniecznie przekazania swoich genów), który chce osiągnąć w ramach swoich możliwości. Nie ma to dla mnie nic wspólnego ze sferą sakralną ani czcią oddawaną czemukolwiek. Nawet muzyka, rzecz w moim życiu niezwykle istotna, nie jest czymś, co miałbym z całą powagą kultywować. Ot, sam nie mam świętości w pełni tego słowa znaczenia, co już wyklucza podaną przez Ciebie regułę. O ile rzecz jasna nie jestem jakimś ewenementem na skalę światową.
Religia jest interpretacją bądź ekspresją mas, co według mnie wyklucza jej umysłowy charakter. Przynajmniej jeśli chodzi o religię samą w sobie.
O ironio - wielu ateistów uwielbia powoływać się na fakty, a Ty nagle mówisz o fakcie nieistnienia racjonalnych materialistów. :P Zapytam Cię więc: czy brak wiary w cokolwiek nadprzyrodzonego według Ciebie też jest wiarą? |
Bubeusz9.12.2011Post ID: 66726 |
Skontaktuj się z doktorem Bębnem osobiście i zapytaj o więcej. Napisałem, że to jedyny artykuł, w jakim znalazłem nawiązanie do tematu. Sam słyszałem osobiście te historie. Bardzo mało jest materiału o tych procesach, a już zwłaszcza w języku polskim. W Internecie możesz sobie gołą babkę znaleźć, a nie informacje naukowe. Twoje podejście do tematu religii wydaje mi się być zabarwione nieco czerwonym akcentem komunistycznym :P Masz prawo odreligijniać wszystkie te zjawiska, ja mam prawo doszukiwać się w nich magii i tajemnicy mniej lub bardziej boskiej. Teraz to jest już tylko całkowicie subiektywny punkt widzenia połączony z czepianiem się słówek, dlatego myślę, że powinniśmy zakończyć temat kompromisem: ja szanuję Twoje poglądy, Ty szanujesz moje.
I powstałaby inna religia, ale wciąż religia. W końcu nie mówimy o żadnej konkretnej religii, tylko o samej potrzebie uzewnętrzniania przeżyć mistycznych.
Nie mówię o braku materialistów, ale stwierdzam, że każdy z nas jest istotą duchową i swoją wiarę ma. Nawet ten niewierzący, uważający siebie za zlepek mięsa trącanego impulsami elektrycznymi. Może się nie zgadzać z moją teorią, nie bronię mu. I tak, wiara w niewiarę też jest wiarą. Wszystko jest wiarą. Nawet, jak coś przeczytasz w książce i powiesz "wiem, bo czytałem", to wciąż pozostaje to wiarą. Wiedza to taka wiara poparta dowodami, które w danej społeczności akceptuje środowisko naukowe. Kiedyś wszyscy "wiedzieli", że ta kobieta była czarownicą, bo dowód naukowy, jaki przeprowadzono (próba wody) wykazał to nader wyraźnie. |
Hobbicus9.12.2011Post ID: 66729 |
Innymi słowy przyznajesz się do tego, że nie potrafiłeś znaleźć żadnych źródeł dotyczących twoich sformułowań i nie powinienem ich od Ciebie oczekiwać?
Nie, nie, nie. O ile dobrze rozumiem twoje wypowiedzi polemizujesz ze mną na temat tego, że religia jest tworem człowieka niewynikającym bezpośrednio z jego sfery duchowej, czyż nie? Uogólnianie akurat w tym miejscu jest pozbawione sensu - przecież poszczególne religie potrafią się od siebie znacznie różnić! Zatem jeżeli jeden człowiek wymyśliłby (tak, użyję tego słowa dla ułatwienia) inną religię niż drugi i w tę religię miałoby wierzyć kilkanaście tysięcy innych ludzi, którzy sami też wymyśliliby zapewne coś innego, to czy dalej możemy mówić o wspólnocie duchowej? Nie jestem pewien, czy rzeczywiście dyskutujemy między sobą na jeden i ten sam temat.
W tamtych czasach nie istniało coś takiego jak metodologia. Sformułowanie "dowód naukowy" pojawiło się właściwie stosunkowo niedawno, toteż użycie go w takim kontekście wydaje mi się być nadużyciem.
To o tyle zabawne, że właściwie cały dialog między nami zaczął się od mojej podobnej deklaracji o tolerancji cudzych światopoglądów. :P Indeed, w tym momencie wypadałoby to zakończyć, zanim jeden z nas zacznie drugiemu ubliżać w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób. Pozdrawiam. |
Agon9.12.2011Post ID: 66730 |
Ja tylko sprostuję kilka rzeczy, bo nielicho się uśmiałem, czytając:
Mylisz się, i to bardzo. Trzeba tylko umieć szukać.
Masz na to jakiś dowód? Najlepiej naukowy? Bo w innym wypadku to tylko Twoja opinia, która jest bezpodstawna.
Potwornie generalizujesz i trywializujesz sprawę. Wiara w niewiarę jest głupstwem. Udowadnianie, że niewiara jest w istocie wiarą, tylko że w niewiarę, jest śmieszne o tyle, że to nie są punkty przeciwne na osi, tylko układ binarny. Zerojedynkowy. Prawda albo fałsz. Jest albo nie ma, a nie - jest albo jest niebyciem. Natomiast lektura udowodnionej teorii naukowej nie jest wiarą w jej istnienie, tylko internalizacją wyników doświadczenia, które w danych warunkach fizycznych zachodzi zawsze w ten sam sposób. Natomiast jeśli chodziło Ci o literaturę piękną, to określenie "wiem, bo czytałem" nie odnosi się wcale do aktualnie posiadanego stanu wiedzy, a do eksperiencji towarzyszących lekturze.
Wówczas nie było czegoś takiego jak metodologia badań naukowych, nie istniały narzędzia badawcze. Ergo - to nie był dowód naukowy, lecz eksperyment, którego wynik był z góry przesądzony. Nie można przyrównywać ówczesnego, zinstrumentalizowanego znaczenia "nauki" z dzisiejszym, XXI-wiecznym. |
Bubeusz9.12.2011Post ID: 66735 |
Śmiech to zdrowie, mistrzu racjonalizacji, który szukasz wiedzy naukowej w Internecie :) (zwłaszcza jeśli mowa o odkryciach z wieloletnich badań, z których wraca się niedawno i nie wydało się jeszcze opracowań tej wiedzy nawet w postaci książkowej). Nauka wcale nie posunęła się aż tak bardzo do przodu. Zawsze w swej pysze uważano przodków za niemożebnie głupich. A ja myślę nawet, że nie byłbym daleki od prawdy, stwierdzając, że ludzie właśnie stają się coraz głupsi dzięki naszej wielce oświeconej technice. Ale to przecież nieważne, póki można dumnie cieszyć się z bycia powyżej tych wszystkich głupków, co wierzą w niewiarę, prawda? Nie widzę sensu w drążeniu tematu i pytaniu z kolei o dowody na Twoje "opinie". Jeśliś szczęśliwy i spełniony w swoim zero-jedynkowym świecie dowodów - to najważniejsze. Aloha! |
Tarnoob10.12.2011Post ID: 66742 |
Bubeusz: nie próbuj podważać faktów czy dyskutować z logiką. Podane przez Ciebie przykłady z Maorysami i czarownicami są błędne. Czyja logika wydaje się Ci bardziej wiarygodna – Pigmejów, którzy trudnią się zbieractwem i łowiectwem, czy może pokoleń społeczności naukowej, która była w stanie wyprodukować skaningowy mikroskop elektronowy i car-bombę? Technika w pewnym sensie legitymuje naukę. Najwidoczniej nie rozumiesz, że istotą nauki jest zmiana i nieustanne poprawianie, co nie neguje poprawności czy prawdziwości teorii uznanych wcześniej. I nie, pokoleń poprzednich nie uznaje się za głupie, tylko przeciwnie, buduje się na fundamencie ich osiągnięć. Nie chcę Cię tutaj teraz pouczać z historii i filozofii nauki. To tyle dygresji.
Chyba rozumiem Twój ból. Mimo że światopoglądowo jestem z drugiego bieguna, to zgadzam się, że ignorancja polskiego katolictwa woła o pomstę do nieba. Pojawia się pytanie, kogo za to winić. Czy może lekcje religii zawierają za mało sprawdzania albo mają zły program? Czy może bierzmowanie jest wydawane zbyt lekką ręką? Czy może przyczyny trzeba szukać w konkretnych sylwetkach albo konkretnych wydarzeniach? I – co najważniejsze – co z tym zrobić? Co do angażowania się religii w politykę – co zabawne, ludzie po obu stronach barykady zapewniają, że Kościół do polityki nie może mieszać się. Różni ludzie po prostu w innym miejscu rysują granicę. Dochodzimy tutaj do tematu-rzeki. Na początek przyznam, że w moim mniemaniu żadna religia nie może mieć interesu politycznego i nie może sprawować władzy. To raz. Dwa, że ma pełne prawo opiniować konkretne przepisy, jeżeli dotyczą moralności. Jeżeli się ekskomunikuje posła głosującego za zalegalizowaniem aborcji, to nie jest to mieszanie się do polityki. Po prostu jeżeli uważa się coś za niemoralne – a ma się do tego prawo zgodnie z powszechną tolerancją i postmodernizmem – to ma się też prawo temu sprzeciwiać i dążyć do zakazania tego. To nie ma tak, że „sam bym nie zrobił, ale każdy ma własne zdanie i nie można nikomu zabronić”. Hobbicie, w przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, żeby Kościół miał obecnie aż taki wpływ na wynik wyborów, jak to przedstawiasz. To właśnie hucznie ogłaszane „pokolenie JP2" wybrało Ruch Palikota jako 3. siłę polityczną w kraju. |
Hobbicus10.12.2011Post ID: 66745 |
Rozwiązaniem może być edukowanie nowych pokoleń pod kątem większej ilości religii, a nie tylko jednej, tej najbardziej powszechnej. Mogłoby to w jakimś stopniu zredukować ilość młodych, którzy idą w ślady "tradycyjnych" rodziców. No i przy okazji zawsze jakaś wiedza. Poza tym skoro mamy jedną skrajność, to przydałaby się również druga, jakkolwiek to idiotycznie brzmi. Palikot uzyskał te swoje 10% poparcia na tym, że był "anty", wprowadzając przy tym do mediów coś na kształt równowagi politycznej. Może się z tego coś ciekawego rozwinąć, nie tylko dla jego zwolenników.
Oj, oj, oj, ale ja nie o tym mówiłem. Księża i Kościół według mnie mogą mieszać się w politykę i przekonywać do swoich racji - w końcu trudno zabraniać ludziom brania udziału w dyskusji tylko ze względu na to, kogo reprezentują. Tylko właśnie - dyskusji. Ubolewam nad tym, iż w dzisiejszym społeczeństwie siłą przeważającą w sprawach światopoglądowych często bywa strach przed reakcją Kościoła, a nie racjonalne podejście do sprawy lub nawet własne poczucie moralności. Szczególnie że zwykle takie sprawy nie są w gruncie rzeczy załatwiane poprzez demokrację sensu stricto.
Nie chodziło mi o Kościół, ino raczej o jego skrajne elementy, na które Kościół nie reaguje. Ten milion słuchaczy "jedynego katolickiego głosu w twoim domu" mają "swoje" zdanie, które łatwo ich guru może zmodyfikować wedle własnych potrzeb, by mieć znaczący wpływ na politykę. |
Agon30.12.2011Post ID: 67182 |
Uważam, że religia to opium dla ludu. Kapłani dzięki odpowiedniemu systemowi filozoficzno-moralnemu mogą sprawować "rząd dusz" nad ludźmi. Weźmy na przykład najlepiej znaną religię katolicką. Występuje w niej coś takiego, jak wieczna nagroda lub wieczna kara po śmierci. Nagradzani są ci, którzy wykonują polecenia kapłanów (w tym przypadku księży), jeśli łamią zakazy, to grzeszą i z tego powodu mogą po śmierci odbywać wieczną karę. Często nie rozumiem wielu nieracjonalnych zachowań, ale wiem, że religia opiera się na wierze, wiara na emocjach. Nauka natomiast oparta jest o rozsądek, tak naukowcom również trzeba wierzyć, ale taka wiara nie jest już tak bardzo powiązana z emocjami. Tak moi drodzy, wiele jest tu osób, które nazywają siebie katolikami, a nie mają pojęcia, że w głębi tak naprawdę nimi nie są. Wiara w astrologię, czy reinkarnację jest zabroniona przez Kościół. Ja mam świadomość tego kim jestem. Jestem agnostykiem, ponieważ uważam, że nie można w pełni poznać wszelkiej prawdy, a także jestem ateistą, bo zakładam, że nikt nie stwarzał świata.
BTW Tim Minchin to niezły gość. Dzięki temu, że jest komikiem potrafi w śmieszny, a jednocześnie bezpośredni sposób wyrazić swój sprzeciw wobec przypadków tuszowania pedofilii w Kościele. |