Gorące DysputyRuchome obrazy - film - "Ekranizacje książek - czy są potrzebne?" |
---|
Mistrz Islington11.12.2006Post ID: 6584 |
Chciałbym tutaj podyskutować o ekranizacjach książek. Często słysze głosy, że nie należy porównywać książki do filmu, bo to zupełnie dwie różne kwestie. Dla mnie jednak to nie są dwie różne kwestie, skoro film jest wzorowany na książce. Co innego lektury, które chyba raczej służą po to, by uczniowie książek nie czytali. Przecież "Quo Vadis", czy "Przedwiośnia" nie da się oglądać bez sporej dawki motywacji! A ty, coś tu jest nieprzypadkiem,jak uważasz? |
MiB12.12.2006Post ID: 6591 |
Witam! Co ja sądzę: Czytałem 6 części Harry`ego Potter`a. Widziałem film. Efekt: film z kategorii "na odmóżdżenie", bardzo kiepska adaptacja. Ogólnie uważam, że na chwilę obecną najpierw czytanie, potem oglądanie ekranizacji zakrawa pod masochizm. Ostatnimi czasy filmy na podstawie utworów literackich są gorzej niż złe. Z drugiej strony gdyby nie film "WP", to pewnie do dziś nie mógłbym się zebrać w sobie i przeczytać trylogię Tolkiena... czyli jednak jakiś pożytek jest ;) Ostatnio czekam na wejście do kin "Eragona" - ekranizacji pierwszej części trylogii "Dziedzictwo" pod tym samym tytułem. Zobaczymy co z tego wyjdzie ;) Pozdrawiam |
Strażnik słów Moandor12.12.2006Post ID: 6604 |
Odpowiedź na pytanie: "czy ekranizacje książek są potrzebne?" zależy od tego, które ekranizację mamy na myśli. Te pierwsze są oczywiście wartościowe i potrzebne. Pozwalają zobaczyć widzowi wspaniały świat opisany w powieści, bohaterów. Wizja reżysera nie zawsze zgadza się z naszą, ale jeśli wziął się do pracy sumiennie, nie powinniśmy czuć się zawiedzeni. Są naprawdę piękne ekranizacje, którym, za wyjątkiem paru szczegółów, nic zarzucić nie można. Z kilku, które przychodzą mi na myśl: Oliver Twist, Opowieści z Narni (początkowo byłem sceptyczny w stosunku do tego filmu, ale po kolejnym obejrzeniu dostrzegłem z nim coś więcej.), Władca Pierścieni (mimo niewielkich niedociągnięć i braków film naprawdę dobrze oddaje tolkienowską wizję Śródziemia). Ale jak wspomniałem wyżej są także ekranizacje wołające o pomstę do nieba. Tu chociażby ostatnia ekranizacja "Hrabiego Monte Christo". Dumas się by w grobie przewracał, gdyby to obejrzał. Książce należy się odrobinę szacunku, nie można niemal całkowicie dowolnie zmieniać fabuły, jednocześnie dając filmowi identyczny tytuł jak książki. A na koniec jeszcze jedna sprawa. Zadam inne pytanie: Czy należy zawsze porównywać książkę i jej ekranizację? |
Mistrz Islington13.12.2006Post ID: 6624 |
Cóż, z jakiegoś powodu ludzie kręcą filmy na podstawie książek. Oczywiście, że porównywanie nie jest zawsze potrzebne, jednak w większości wypadków warto je wykonać. MiBie, po części masz racje, poniewaz wiele ekranizacji jest eufemizujac nienajlepszych. Jednak po obejrzeniu filmu w zyciu nie zabrałbym sie za żadną książkę na której podstawie był ten film kręcony (i tutaj za WP należy ci się hołd) Moze wiec lepiej spojrzec na sprawe z dwoch punktow; ksiazki i filmu? P.S. MiB, jak mogłeś tak późno przeczytać Władcę?! (o to ci chyba chodziło) |
Hexe13.12.2006Post ID: 6625 |
Każdy kij ma dwa końce.. Ten może ma i więcej ;). Z jednej strony mamy polskie superprodukcje bazujące na lekturach, które są na szczytach rankingów oglądalności w kinach tylko dlatego, że ciągną na nie wycieczki szkolne. Wystarczy przypomnieć Pana Tadeusza czy Przedwiośnie, które nie były ani ciekawe, ani dobre. Z drugiej zaś (polskie i zagraniczne, choć tych pierwszych nie przypominam sobie żadnych), dopracowane w detalach filmowe perełki. Władca Pierścieni powalając efektami specjalnymi i rozmachem, Straż Nocną, która jako film podobała mi się bardzo (książki nie czytałam, więc porównywać nie będę). Przykładów możnaby mnożyć. Z trzeciej z kolei - produkcje niekoniecznie udane (ot, chociażby adaptacje komiksów - jakoś nie mają do nich szczęścia). I teraz zastanowić by się należało - odrzucając już na wstępie filmy błahe, nijakie i po prostu nieudane - czy dobrą adaptacją jest film w 100% oddający fabułę i klimat (o tym często się zapomina!) książki? WP jest jako film pozycją bardzo dobrą, ale przecież Jackson nie 'przepisał' książki słowo w słowo na taśmę filmową. Na pewno zdarza się i tak, że słabe książki mają genialne adaptacje, bo jakiś reżyser miał wizję, którą udanie wcielił w życie. Nawiązując jednak do pytania z tytułu - nie sposób powiedzieć, czy ekranizacje książek są potrzebne. Nie mówię tu już o lekturach szkolnych, których komuś nie chce się czytać i woli film obejrzeć. Książka jako dzieło ma swoje specyficzne możliwości (właściwie ograniczone jedynie fantazją autora), film zaś swoje (nawet jeśli wszystko można wyczarować za pomocą komputera, to trzeba do tego dużo pieniędzy i pomysłu, by nie wyszło to nazbyt sztucznie - osobiście nie przepadam za filmami, w których widać ewidentnie, że przy tłach czy tłumach korzystano ze zdobyczy techniki). Można ocenić, czy film wiernie nawiązuje do książki czy też nie - ale na pewno nie można powiedzieć, czy filmy są potrzebne czy też nie. Ludzie raczej nie idą do kina po to, by obejrzeć ekranizację książki, lecz na dobry film. |
Strażnik słów Moandor15.12.2006Post ID: 6656 |
Nie będę radykałem i nie powiem, że ekranizacja powinna zawierać 100% fabuły w książce zawartej. Ale zgodność fabuły filmowej z książkową powinna być zachowana. To czego najbardziej nie znoszę w ekranizacjach (jeśli wcześniej czytałem książkę) to przeinaczanie fabuły, zmienianie biegu niektórych wydarzeń, zbyt bujna fantazja reżysera. Można pominąć jakieś wydarzenia, gdyż są mniej istotne i nie mieszczą się w ramach czasowych. Ale zmienianie fabuły jest już karygodne. |
Żywiołak Piwa Vandergahast16.12.2006Post ID: 6665 |
Chciałbym żeby ktoś tu przytoczył właśnie świetną ekranizację na podstawie słabej książki, bo ja osobiście o takowej nie słyszałem. W większości na podstawie dobrych książek kręci się dobre albo kiepskie filmy, ale i tak gdy chodzi o oglądalność, to widownia jest zbliżona. Fani książki pójdą i tak, jak będzie dobra reklama to zwyczajowi kinomani również, jak będą dobre efekt specjalne to i reszta się skusi. Uważam, że ekranizacje są jak najbardziej potrzebne, z prozaiznych czasem powodów. Cztam czasem takie książki, w któych nijak nie mogę sobie wyobrazić postaci, bądź przedstawionego tam świata i wtedy ciekawi mnie jak widzi je autor filmu. Zazwyczaj też przyjmuję jego punkt widzenia. Spoglądając na zwiększenie ilości czytanych książek przez tworzenie ich ekranizacji trzeba jasno powiedzieć - po filmie książkę przeczytają tylko chlubne wyjątki. Ale czasem film rozpala w głowie wizję świata, sugeruje że istnieje coś poza tym przedstawionym na ekranie i kusi by to odkryć. Czasem też nadaje nowy ton utworowi. Ja czytająć Pana Tadeusza nie byłem w stanie sobie wyobrazić wypowiadanej z emfazą opowieści Scyzoryka, dopiero kreacja Olbrychskiego przekonałą mnie że takie coś jest możliwe. |
Mistrz Islington28.12.2006Post ID: 6882 |
Na podstawie słabych książek nie kręci się filmów, bo się ich nie sprzedaje. Choć mam nadzieje, że uda mi się znaleźć dobrą ekranizacje kiepskiej książki i zmienie zarówno mój jak i Vanowski punkt widzenia (a jestem w trakcie poszukiwań) Jeśli chodzi o "Hrabiego Monte Christo", to pewnie na początku filmu pojawił się napis; "na motywach powieści" Ostatnio oglądając jeden film przeczytałem to zdanie i uświadomiłem sobie, że właściwie dzięki niemu film nie musi nic oddawać z ksiązki zachowując tytuł! Przytocze tutaj ekranizacje "Solaris" Lema, która skupia się na zupełnie czym innym niż książka (Nie chodzi tu tylko o pośladki Georga Clooney'a ;-), choć czytałem kiedyś w gazecie, że po tym filmie zainteresowanie fantastyką przez kobiety wzrosło dwukrotnie, ponoć właśnie dzięki tym pośladkom) Jednak są ksiązki Bastiony, opierające się sfilmowaniu. |
Eru29.12.2006Post ID: 6899 |
Jest jeden, może tylko, może aż, kontrprzykład. Chodzi mi o "Forrest Gump" i książkę o tym samym tytule napisana kilka lat wczesniej. powieści nie czytałem, jednak widziałem kilka mocno niepochlebnych recenzji. Film jednak, przynajmniej dla mnie, jest bardzo dobry. |
Greenman29.12.2006Post ID: 6906 |
No cóż, jest jeszcze inny przykład. Mianowicie James Bond, Ian Fleming był pisarzem miernym, natomiast filmy o jego bohaterze to wręcz fenomen kulturowy. |
Infero29.12.2006Post ID: 6915 |
Po przymusowym oglądaniu ekranizacji lektur za czasów liceum, teraz do nich nie wracam. Po ekranizacji „Ogniem i mieczem” (całkiem udanej) na mnożyło się tego co nie miara. Niestety szmira goni szmirę. Pamiętam wyszłam ze znajomymi z kina po „Przedwiośniu”, ja zniesmaczona a tu słyszę ochy i achy jaki to Damięcki przystojny. Co prawda stwierdziły, że chyba trochę inaczej książka się skończyła, ale im wcale ten fakt nie przeszkadzał. Nigdy więcej nie poszłam z nimi na żaden film, nigdy więcej mnie już nie namówiły. |
Mistrz Islington2.01.2007Post ID: 6978 |
Jesli chodzi o ksiazke "Forrest Gump", to ja czytalem i wcale nie moge dac jej tutaj niepochlebnej recenzji. Różni się ona od filmu, ponieważ książka jest bardzo zakręcona, mocniej zaakcentowana jest głupota, ale tez umiejetnosci Gumpa. Co do Fleminga i Bonda. Zgodze się z Infero, że ekranizacje lektur to w tej chwili dobry interes, ale nie tylko dla producentow. |
Strażnik słów Moandor17.01.2007Post ID: 7329 |
W niedzielę oglądałem jedną ze starszych ekranizacji Hrabiego Monte Christo i znowu zdenerwowałem się, że tak piękna książka została przez reżysera w ten sposób potraktowana. Mnóstwo skrótów, zmiana fabuły, co ciekawszych ksiązkowych postaci (Maksymiliana, pana Morrela...) w ogóle nie było. I postać Edmunda Dantesa, całkowicie spłycona i niepodobna do pierwowzoru. Niektórych książek nie da się z powodzeniem przenieść na ekran. |
Mistrz Islington19.01.2007Post ID: 7379 |
To ja to ujmę tak, widziałem kilka ekranizacji Hrabiego Monte Christo i nigdy nie żałowałem. Nigdy nie czytałem książki. Myślę, że właśnie po to się kręci takie rzeczy, bo to dobra rozrywka, dla kogoś kto nie czytał. |
Takeda20.01.2007Post ID: 7410 |
Ale czy nie uważacie, że Hrabia Monte Christo to wcale nie jest łatwa książka do ekranizacji, jeśli rozpatrywać film jako przygodowy, to wszystko pasuje, ale jak oddać pobyt Dantesa w więzieniu jego przeżycia, przecież każdy czytelnik owej książki będzie niezadowolony. |
Strażnik słów Moandor21.01.2007Post ID: 7421 |
Wczoraj właśnie w TVP1 była kolejna "ekranizacja" Hrabiego Monte Christo. Ten film nawet w 10% nie trzyma się swojego pierwowzoru. Jak więc dziwić się, że człowieka, który czytał Hrabiego.. i choć trochę darzy go sympatią, bierze wściekłość? Reżyser, zwłaszcza gdy kręci film pod tytułem oryginału, nie powinien sobie pozwalać na zbytnią swobodę. Jeżeli tak uczyni, to jego dzieło nie będzie już "Hrabim Monte Christo" a jedynie jakąś hybrydą, przemieszaniem imion bohaterów z książki z filmem przygodowym. I nie nazwałbym takiej produkcji ekranizacją, tak jak nie nazwałbym mego żółwia wodnego dinozaurem, tylko dlatego, że oba te zwierzątka należą do gadów. |
Takeda23.04.2007Post ID: 10568 |
Panie i panowie "Tron we krwi" Kurosawy jedna z najlepszych ekranizacji dzieł pisanych, może akurat, nie do końca wierna formą, ale treścią jak najbardziej (o ile to było możliwe przy takiej zmianie realiów). Akcja osadzona w szesnastowiecznej Japonii, zamiast angielskich rycerzy, japońscy samurajowie, arcydzieło kina. Makbet w takim wydaniu palce lizać. |
Crux30.04.2007Post ID: 10618 |
Wszystko ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, jak mawiał nasz prezydent Wałęsa :) Plusy to z pewnością możliwość zobaczenia wizji autora filmu, która może nam pokazać inne, może i lepsze spojrzenie na dzieło pisarza. Często daje nam motywację do przeczytania książki, aczkolwiek nie zawsze. Ja w przeciwieństwie do MiB-a, nie przebrnąłem nawet Drużyny Pierścienia, bo na początku jak zacząłem czytać o rodzince jakiegoś hobbita, co się utopił i to się dłużyło, dłużyło, to mnie znudziło. Zauważyłem, że teraz jak czytałem Zemstę, to przy kwestii Papkina jakbym miał Polańskiego przed oczami. Hyhy, zabawne. Minusy to z pewnością możliwość uniknięcia czytania lektury. OK, są opracowania etc., aczkolwiek u mnie w klasie to nie wszyscy chwycili za książeczkę Fredry, jak omawialiśmy parę dni temu, tylko wrzuciło DVD z Wyborczej/Przyjaciółki/jakiejś_innej_gazety do napędu i sobie obejrzało. I później takiemu pajacowi musiałem pół sprawdzianu napisać. Tróję dostał dlatego, bo mu ten kawałek podpowiedziałem. Reszta testu była ozdobiona kolorem czerwonym... Albo beznadziejna ekranizacja, to też się zdarza. W 3 klasie, gdy mnie pociągała jak nie wiem Wielka Wojna, Krzyżacy, Polacy, Żmudzini (zrobiłem do H3 nawet mapkę "1410") przeczytałem Krzyżaków, bardzo mi się podobała książeczka... Teraz miałem obowiązek, to drugi raz musiałem, ale akurat na tą lekturkę nie narzekałem. Ale wracając do tematu: widziałem film i niestety, mnie się nie podoba. Widziałem tylko fragment, a i tak załamka. Taka jest moja opinia. Może w dodatku telewizjnym do gazetki Mr Michnika będzie napisane, że to cudo i dadzą 5 gwiazdek (to w sumie wielce prawdopodobne), ale mnie się nie podoba i tyle. Czy robić filmy? Tak, jasne, że tak. Tylko niech to będzie dobre, bo chociaż Hoffmanowskie "Ogniem i mieczem" lubię jak nie wiem i obejrzałem z 20 razy, to jak widzę Bitwę pod Żółtymi Wodami, to chociaż ładnie wygląda, to jej wynik jest tak zaskakujący, że Chmielnicki byłby z siebie dumny, że Kozacy tak chwalebnie tym razem zwyciężyli w porównaniu z faktami autentycznymi :P |
Infero30.04.2007Post ID: 10625 |
Wspomniano wyżej o ekranizacji „Zemsty” Fredry i o roli Polańskiego jako Papkina. Podobała mi się ta ekranizacja, ale jest jeszcze inna, starsza, zdaje się, że teatru telewizji, tam Papikna grał Pokora (mam nadzieję, że ktoś pamięta) i według mnie był o niebo lepszy od Polańskiego. Zawsze słysząc o „Zemście” przypomina mi się Papkin w wykonaniu Pokory. |
Crux1.05.2007Post ID: 10627 |
Wiem, wiem, wiem. Kiedyś na Jedynce nadawali, ale niestety widziałem tylko fragment, a konkretnie: samą czołówkę :P A czy to prawda (tak koledzy mówili), że w "tamtej" ekranizacji są sceny... nie dla dzieci? :] Bo teraz mamy na lekcji w bibliotece oglądać ekranizację i była plotka, że koleżanka ma tą starą, ale jej nie obejrzymy z wyżej wymienionych powodów ;) Pozdrawiam. |