30.05.2009
|
- Domagam... Nie, my domagamy się odpowiedzi! - Warknął wściekle Kordan, przykładając rapier Jedwabnemu do szyi. - Dowiedzieliśmy się właśnie przed chwilą, że jesteś przywódcą jakiejś rebelii i że jesteś poszukiwany przez władze. Dowiedzieliśmy się także, że jesteśmy wrogami republiki, na których panuje obława. Możesz nam to łaskawie wytłumaczyć?!
- Ja... Nie mogłem wam tego powiedzieć.
- Bo nam nie ufasz, prawda? - Dragonthan zadał pytanie retoryczne.
- Kord, rapier w dół. Jeżeli go zabijemy, to nie dowiemy się, dlaczego nas wrobił w jakieś polityczne gierki. - Mruknął Fergard, mierząc "sojusznika" ponurym wzrokiem. Półnieumarły niechętnie opuścił broń. - A teraz chcemy wyjaśnień.
- Cóż... - Ręce zwierzęcego maga zatrzęsły się lekko. - Ja, Glewia i Halabarda(Czyli drugi dowódca rebelii)... Nie, cholera... Inaczej. Mianowicie Glewia piastuje - Czy też raczej piastował wysokie urzędy. Był jednym z nadwornych strażników króla Degha...
- A to nie jest czasem republika? - Zauważył Dragonthan.
- Monarcha pełni jedynie rolę reprezentacyjną. Ale miałem wrócić do sedna. Glewia zauważył, że ostatnimi czasy z Deghem jest coś nie tak. Zamykał się w kuźni na całe godziny, śmiał się opętańczo i ogólnie zachowywał się, jakby był niespełna rozumu.
- Ale co to ma wspólnego...
- Już do tego dochodzę. Drugi przyboczny króla - Sejmitar - wyczuł możliwość obalenia króla i zaprowadzenia nowego porządku. Miał dobre intencje... Ale coś poszło nie tak. Pewnego dnia, kiedy zakradł się do kuźni, zobaczył, co wykuwał Degh: Stalowe pentagramy.
- Węszę demony... - Warknął Fergard z błyskiem w oku.
- Sejmitar wziął jeden do ręki... I zmienił się diametralnie. Jakby zdziczał i stał się większy. Degh przyłapał go w kuźni. Wywiązała się z tego zażarta walka. Gdyby Sejmitar nie wziął pentagramu do ręki, prawdopodobnie by przegrał. Ale dzięki niemu, szanse się wyrównały. Do tego Degh był już dość wiekowym Craddociem. Nie minęło 15 minut, a Sejmitar stał nad martwym ciałem króla.
- Ale co to ma, do cholery wspólnego z rebelią?! - Warknął Kordan zniecierpliwiony, nerwowo oglądając się za siebie.
- Sejmitar ogłosił się królem. Degh przed... tą przemianą mianował go swoim synem, który odziedziczy po nim tron. Nie miał zaufania do Glewii, bo ten nie był z plemienia Czarnego Zmierzchu. A więc ogłoszono, że Degh miał wypadek. Ale...
- Ale co? - Teraz to Drag zaczynał się niecierpliwić.
- Pentagram zwiększył jego siłę i wyostrzył zmysły, ale stępił umysł. Prawdopodobnie by nie porządził zbyt długo... Gdyby oni się nie pojawili.
- Jacy oni?
- Widzieliście ich. Czaszkogłowy, który przedstawił się jako Nocny Strzelec - Warga Fergarda drgnęła nerwowo. - Ten drugi z kolei... Stwierdził, że jest Tym Drugim. Tak się przedstawił. Nocny... Stwierdził, że Degh zawiązał cyrograf z Mrocznym Żniwiarzem za 50 lat świetnego panowania. A jego karą było wykuwanie pentagramów. Każdy następny wypalał cząstkę jego duszy i przekazywał ją Żniwiarzowi. Nocny zaproponował, by przywrócić Sejmitara do jego dawnego stanu, zachowując jednak wszystkie "dobrodziejstwa", jakie dał mu pentagram. I w ten sposób Sejmitar znów stał się spokojnym, chłodno kalkulującym Craddociem. Ten, który przemawiał do tamtych buntowników, to właśnie on. Dziwne, ale Nocny nie chciał niczego. Nie domagał się żadnych cyrografów. Zrobił coś gorszego. Bez przyczyny zasiał w głowie Sejmitara nienawiść do Glewii i wszystkiego, co z nim związane. Kiedy pierwsza rodzina przyjaciół Glewii została brutalnie zamordowana w nocy, Glewia ogłosił rebelię. Ruch oporu starał się obalić Sejmitara i jego sprzymierzeńców. Ogłosił mnie i Halabardę swoimi zastępcami. Teraz dowodzi Halabarda... Ale jeżeli go złapią, to ja będę przywódcą rebelii.
- Wspaniale. Targamy ze sobą gnolla ubierającego się jak Carter Slade, który ryczy na wspomnienie o siostrze oraz który został adoptowany przez szajbniętego Craddoca i mianowany przywódcą rebelii! - Wrzasnął Kordan wściekle. Ponownie przystawił rapier do gardła zwierzęcego maga. - Daj mi jeden powód, dla którego cię nie zabijać.
- Ja znam jeden. - Mruknął Fergard. - Jeżeli go zabijemy, to Craddocowie nas ozłocą, ale Gildia i Telarowie - znienawidzą.
- Ale teraz walczymy ze wszystkimi. - Trzeźwo zauważył Drag.
- Fakt... - Półdemon warknął cicho.
- A ja mam jeszcze jedno pytanie. - Mruknął Dragonthan. - Kim jest Ten Drugi? - Kordan odstawił rapier od gardła Jedwabnego.
- Cóż... - Zaczął gnoll, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał krzyk Craddoca. Siły Sejmitara zauważyły ich. Teraz pięciu Craddoców pędziło w ich kierunku.
- Policzę się z tobą później. - Warknął półnieumarły, stając w pozycji bojowej.
|
30.05.2009
|
Twarze towarzyszy oraz Glewii oświetlała czerwona poświata.
- Obawiam się, że to koniec sprawiedliwości... khy.. - charczał Glewia.
- To znaczy...? - dopytywał się Kons.
- Rebelia, którą prowadziliśmy przeciw Sejmitarowi... to koniec...
- Uciekajmy zanim nas zabiją! - krzyknął Lays w akcie desperacji.
- Stąd nie ma ucieczki... bariery są odporne na magię jak i mury... Broń też na niewiele się zda...
- Wiec mamy czas na opowieść Glewii. - Kons przykląkł przy kracie jak i Glewia. - mów...
- Nie będę mówił o przeszłości gdyż nie będzie to miało większego sensu, wiedzcie iż obecny władca republiki, której nie ma... na imię ma Sejmitar. To agresywny szaleniec mający obsesje na punkcie poszerzania swej władzy... khy... Jedwabny, Halabarda oraz ja należymy do spiskowców. Chcemy obalić Sejmitara.
Jedwabny jest z resztą waszych znajomych, a ja tutaj... Halabarda nie da rady sam...
- Kim jest Halabarda. - zapytał Kons. Glewia nie zdążył odpowiedzieć na schodach do lochów dały się słyszeć kroki.
- Witaj generale... ghhh... - po powitaniu strażnika słychać było dźwięk cieknącej krwi i jęku umierającego. Do korytarza lochu wszedł dowódca, który przyprowadził najemników do pałacu.
- To by było na tyle... - generał przetarł szmatą ociekający krwią miecz po czym schował ją za pas.
- Co...? - odezwał się Saeros.
- Nie zadawajcie pytań tylko wychodźcie. - generał otworzył cele kluczem. - Chodźcie...
- Ale o co chodzi... - zapytał ponownie Saeros, dowódca nie odpowiedział.
- Zależy mi na czasie, jak znajdziemy się w bezpiecznym miejscu wszystko powiem.
- Na jakiej podstawie mamy Ci ufać? - twardo zapytał Kons wyciągając Kobrę.
- Bardzo prostej - niewinnie mruknął generał - za jakieś... no może dwie godziny mogę trzymać wasze głowy na kołkach. - jak gdyby nigdy nic wyciągnął z jednej ze ścian pochodnie po czym zapalił ją.
Szli przez korytarz między celami w milczeniu niemal na końcu znajdowały się kolejne drzwi. Craddoc otworzył je kolejnym kluczem. Za wrotami były bardzo wąskie schodki schodzące stromo w dół. Każdy ledwo się mieścił między ścianami.
Na dole znajdowały się kolejne cele. Nie było tu oświetlenia, jedynym źródłem światła była pochodnia trzymana przez generała. Dotarli do końca cel spiralnie powoli schodzącym w dół. Tam w miejscu ostatniej celi po prawej znajdowała się wnęka w ścianie. Generał nacisnął jedną z cegieł, podłoga (która jak teraz zauważyli zbudowana była z jednego bloku skalnego) zaczęła obniżać swój poziom jak winda.
- Jak możemy się do ciebie zwracać? - zapytał Dragan.
- Nazywam się Almogus... jestem dowódcą wojsk garnizonu w Burzowej Przystani. - odpowiedział Craddoc.
- Więc Almogusie, jaki masz cel w tym, że nas wyprowadzisz? - postawił kolejne pytanie Dragan.
- Wszystkiego się dowiecie. - winda zatrzymała się, a Almogus ruszył naprzód, dotarli do końca i tego korytarza. Wyciągnął miecz. Widząc to uczynił to samo Jormungard oraz Kons, swój korbacz wyciągnął Mecku, a Erick oraz Vokial swe laski.
Generał jednak nie zaatakował ich lecz uderzył silnie w kamienną ścianę. Ku zdziwieniu reszty z pozoru potężna skała ustąpiła i wykruszyła się.
Gołymi rękoma Craddoc zrobił otwór umożliwiający przejście. Ściana była bardzo cienka.
- Almogus! - krzyknął ktoś schodzący ze schodów, które prowadziły do małego ceglanego pomieszczenia, w którym się znaleźli.
Ten "ktoś" był człowiekiem. - Nareszcie. Witajcie nieznajomi i ty Glewio - tu się pokłonił - znajdziecie schronienie w mym domu.
Schodami wszyscy wyszli do obszernej izby.
Był tu kominek, stół oraz wszystko co powinno być w każdym domu.
- Usiądźcie. - oznajmił nieznajomy. Gdy towarzysze otrząśli się z tej nagłej zmiany biegu wydarzeń spokojnie się rozsiedli.
- Możecie wreszcie powiedzieć co się stało...? - zapytał Saeros.
- Jesteśmy rebeliantami. - oznajmił człowiek.
- Myślę, że nasi przyjaciele już dosyć się nasłuchali tego słowa... - powiedział milczący dotąd Glewia.
- Ehm... - mruknął Mecku.
- Halabarda nie zawiódł. - poinformował Almogus.
- Gdzie teraz przebywa? - zapytał Glewia
- Ukrywa się w jaskini na stoku góry.
- Co z resztą najemników?
- Obawiam się, że właśnie wędrują do lochów pałacu... - zamyślił się Almogus.
- Trzeba zamaskować ucieczkę... na pewno już nie dam rady tak poprostu wrócić do armii.
- Nie znajdą nas w tym domu? - zapytał Kons.
- Nie, jest położony niemal na zboczu góry na, której leży Burzowa Przystań, niewidoczny niemal dla innych mieszkańców. - odpowiedział człowiek.
- Więc zamieniamy się w słuch... - Erick spojrzał w oczy dowódcy wojsk.
|
31.05.2009
|
- No więc, khe... Sejmitar po obaleniu króla przejął władzę nad Craddocami,
początkowo myśleliśmy, że to dużo nie zmieni, ale on stał się przepełnionym nienawiścią szaleńcem. Widzieliśmy, jak przychodził do niego dziwny jegomość z samą czaszką na głowie. Prawdopodobnie to on namieszał Sejmitarowi w głowie, ale to nie jest najgorsze. Sejmitar jako spadkobierca tronu przejął także długi Degha. Ten "czaszkogłowy" w każdej chwili mógł żądać jego duszy, czego szaleńczo bał się Sejmitar. Zebrał ludzi i postanowił odszukać jakiś artefakt, którym odkupi swoją wolność. Sejmitar stał się bezwzględnym tyranem, który za wszelką cenę chce osiągnąć swój cel.
- Więc Gildia została źle poinformowana, ten artefakt chce zdobyć Sejmitar dla tego... "czaszkogłowego", a nie całe plemię Craddoców. Czyli Telarowie dalej pozostali niezależni, a ta wiadomość była fikcją. Coś mi się zdaje, że Sejmitar ma w Gildii jakiegoś szpiega, podającego nam błędne informacje - rzekł Erick. - Pozostaje tylko pytanie, kim jest ten "czaszkogłowy" ?
- Przedstawił się jako Nocny Strzelec.
Towarzysze na chwilę wstrzymali oddech.
|
7.06.2009
|
Tymczasem... - Łapy przy sobie, ty... - Warknął wściekle Kordan, wpadając do celi. Tuż za nim wepchnięty został Drag. Craddoci jednak nie wepchnęli Jedwabnego ani Fergarda do celi. O ile w przypadku gnolla to bardziej nie dziwiło(Trzeci przywódca rebelii), to tyle w przypadku półdemona, budziło pewne podejrzenia.
- Pognijecie tu sobie przez jakiś czas, nim Sejmitar Roztropny osobiście nabije wasze głowy na pale. A co do was... - Craddoc zwrócił się do Fergarda i Jedwabnego. - Pierwszy oficer chce was widzieć.
- Nocny... - Warknął cicho Stratoavis. Ręce zadrżały mu lekko. Strażnicy popchnęli ich ku górze. Kordan i Drag zostali sami.
- To co robimy? - Westchnął z rezygnacją łowca. Nim Kord zdążył cokolwiek powiedzieć, obaj najemnicy usłyszeli ciche chrząknięcie.
- Nie owijajmy w bawełnę... Macie duże kłopoty. - Stwierdził nieznajomy, siedzący w mroku. Wysunął się nieco. Najemnikom ukazał się dość młody, krótko ścięty brunet z jednym okiem wywróconym na drugą stronę. Biegła przez nie dość długa szrama. Na twarzy miał już kilkudniowy zarost. Na sobie miał zwyczajny strój podróżnika.
- Ten Drugi? - Mruknął Kordan, wzdychając. Beznamiętny przytaknął... Nocny Strzelec omiótł wzrokiem swój pokoik, którym obdarzył go Sejmitar. Umeblowanie było dość... nietypowe: Dominowała czerń, czerwień i wszędobylskie płomienie wymalowane na ścianach. Pomieszczenie było surowe w umeblowanie, ale doskonale spełniało swoją rolę. Usłyszał odgłos otwieranych drzwi: Strażnicy wprowadzili jego "gości". Czaszkogłowy zatarł ręce entuzjastycznie. Natychmiastowo musiał jednak zgasić płomienie wydostające się z jego oczodołów. Zapalały się w chwilach silnych emocji i dość ograniczały widzenie. "Dobrze, że nie przez szczękę...", pomyślał, gasząc ostatnie płomienie. Nawet gdyby osmaliłyby jego zbroję, nie dałoby się tego zauważyć - Napierśnik wykuty był z czarnej spaczniowej stali, więc ogień - nawet magiczny - go nie ruszał. Do tego dochodziły krwistoczerwone kolce sterczące z naramienników(również czarnych), czarna kurta okalająca rękawy, rękawice z ćwiekami, czarne skórzane spodnie i obite żelazem buciory. Czaszkogłowy westchnął, po czym zbliżył się do Jedwabnego i Fergarda. Craddocy stali na baczność, gotowi na szybkie zareagowanie.
- Odwiązać ich. - Mruknął Nocny. Strażnicy bez szemrania wypełnili jego polecenie. - Bądźcie w pogotowiu. - Mruknął w craddockim. Wartownicy zasalutowali. "Pierwszy Oficer" momentalnie poweselał.
- Fergard! Kopę lat! - Podali sobie ręce(Choć półdemon nieco niechętnie). - Ech, znowu stoimy po przeciwnych stronach barykady. Jesteś nienauczalny. - Nocny westchnął ponownie. - I co ja mam z wami zrobić? Sejmitar kazał mi stracić najemników, a Jedwabnego Lisa wtrącić do lochu i stracić publicznie dzień później.
- Czego bym nie powiedział, to i tak będziesz działał w imię cyrografu. - Parsknął Fergard.
- Nie tym razem, kochanieńki. Mroczny dał mi kilka tygodni urlopu - Robię, co mi się żywnie podoba.
- Więc... Co zamierzasz?
- Hmm... Teoretycznie powinienem słuchać rozkazów Sejmitara, ale nie może on zapominać o tym, kto go wprowadził na tron.
- Zrobił to własnoręcznie. - Mruknął Jedwabny. Czaszkogłowy zmieszał się nieco.
- Fakt... Ale gdyby nie wsparcie moje i Tego Drugiego, to skończyłby kilka dni później jako pies łańcuchowy.
- Kim jest Ten Drugi? - Spytał Stratoavis.
- Poznałem go jakiś tydzień temu na Frestahanie. Mówił, że pilnie potrzebuje dostać się do Burzowej Przystani. Przejechaliśmy się, po drodze napadli nas Telarowie i Worthagowie przybyli nam z odsieczą.
- Czyli jednak Gildia też się w to miesza.
- Nah, to nie gildyjne porachunki. Owszem, chcieliby pozyskać przekaźnik dla siebie, ale ich wpływy są tu zwyczajnie zbyt małe. Gildia kontroluje niewielki odsetek Telarów, a reszta jest niezależna. Zaatakowali nas, bo mają... Hmm... Silnie rozwinięty instynkt terytorialny.
- Ale kim jest Ten Drugi?
- A... Stwierdził, że jest zwyczajnym podróżnikiem, chcącym zbadać cuda świata. Bujać to my, ale nie nas. Kręcił jak kołowrotek. W końcu podał mi parę prawdziwych informacji o sobie: Mimo ludzkiej powierzchowności co jakiś czas wychodzi z niego bestia - Zupełnie jak u ciebie, Ferg - która to zabija wszystko w zasięgu wzroku. Ignoruje tylko mnie - Choć może wynika to z faktu, że jestem demonem. Do tego powiedział mi, że handluje niewolnikami i jechał do Burzowej Przystani po porcję jeńców z Craddokańskich więzień. Jednakże w Eladoren przyłapała go straż. Musiał salwować się ucieczką. Stracił cały dobytek i "towar". Spotkałem go gdzieś w porcie... - Fergard rzucił okiem na Jedwabnego. Wedle jego oczekiwań, zwierzęcy mag stale powtarzał bezgłośnie "Handlarz niewolników". - Kiedy już dorwał swoją porcję jeńców, chciał salwować się ucieczką po raz kolejny. Zatrzymałem go jednak i stwierdziłem, że jeżeli da sobie spokój z handlowaniem i pomoże mi, to dużo lepiej na tym wyjdzie. I w ten wspaniały sposób wykorzeniłem mu handlowanie żywym towarem z głowy. Jeśli odjąć demona w jego duszy, to jest całkiem poczciwym facetem. Ale... Miał ze sobą wspólnika. Temu typowi nie spodobało się to, co zrobiłem z jego kolegą. Zabrał "towar" i już go nie widziałem.
- Kto był wśród niewolników? - Zapytał Jedwabny drżącym głosem.
- Dwóch półorków, demon, lisz, cztery niczego sobie elfki, craddoc, gnollica, dwóch magów z Gildii i jeszcze... - Czaszkogłowy nie skończył, bowiem zwierzęcy mag złapał go za fraki, nim Fergard zdążył cokolwiek zrobić.
- Jak wyglądała? - Zapytał ostro.
- Czy ja wiem... Miała takie głębokie, błękitne oczy... Ouch! - Jedwabny upuścił Nocnego na podłogę.
- Dokąd pojechał?
- Hej, nie myślisz chyba, że pozwolę ci uganiać się za handlarzami niewolników! Pamiętaj, jesteś oficjalnym wrogiem Sejmitara, więc jesteś też moim wrogiem.
- Dokąd? - Powtórzył pytanie zwierzęcy mag.
- Ech... Udał się do Chillstone, największego skupiska wyrzutków, uchodźców i męt na całym archipelagu. Chillstone ukryte jest gdzieś w górach, w Kotlinie Zapomnienia i chronione potężnymi czarami niewidzialności. Nie znajdziesz go. - Nocny skinął na Craddoców. Strażnicy pochwycili Fergarda i Jedwabnego. - W każdym razie nie teraz.
- Jeszcze jedno pytanie: W jaki sposób Ten Drugi ci pomaga? - Zapytał Fergard.
- Uspokaja Sejmitara podczas jego napadów złości i wyszukuje chętnych do podpisywania cyrografów, przedstawiając się jako jeden ze sług Żniwiarza.
- Mówiłeś, że jesteś wolny od podpisywania cyrografów.
- Owszem, co nie znaczy, że nie mogę tego robić. A dzięki byłemu charyzmatycznemu handlarzowi niewolników mam podwójne szanse na złapanie apetycznych dusz. - Czaszkogłowy zachichotał. - Dam wam czas na ucieczkę. Mi chodzi tylko o cyrograf dla Sejmitara i innych idiotów. Wy jesteście poza tym.
- Jak możesz być poza tym, skoro zasiałeś nienawiść do Glewii w sejmitarowym łbie?! - Warknął Jedwabny.
- O czym ty mówisz? Niczego takiego nie zrobiłem!
- Więc kto?
- Nie mam pojęcia... Ale urządzę małe śledztwo. W każdym razie pewnego dnia krata będzie otwarta - niedopatrzenie strażnika - ale dalej będziecie musieli sobie poradzić sami. - Mruknął do strażników w craddockim. Wartownicy zabrali Fergarda i Jedwabnego. - Miło się rozmawiało! - Czaszkogłowy pomachał im wesoło. - W każdym razie, mogę wam pomóc. - Stwierdził Ten Drugi swoim beznamiętnym głosem. Drag i Kordan popatrzyli po sobie.
- Twierdzisz, że pokażesz nam drogę do siedziby buntowników? - Upewnił się półnieumarły.
- Tak.
- A dlaczego mamy ci wierzyć? Trzymasz z Sejmitarem. - Zawahał się Dragonthan.
- Trzymam z Nocnym, który trzyma z Sejmitarem. To zasadnicza różnica. Na pewno nie pochwalam jego metod, ale muszę siedzieć cicho. Mam do spełnienia własną misję.
- Misję?
- Yhm. Powiedzmy, że muszę kogoś odnaleźć... Pewnego znajomego.
- W porządku. Możesz nam pokazać tę drogę?
- Naturalnie. Opukajcie tą ścianę. - Ten Drugi wskazał im północny mur. - Gdzieś tam znajduje się cegła, którą wsuwa się do środka. Otwiera ona sekretne przejście, skonstruowane za ojca Degha. Stale obawiał się, że ktoś go może zabić, więc wymyślał sobie najróżniejsze drogi ucieczki...
|
6.07.2009
|
- Ale co nam do tego? - zapytał Saeroes.
- Właściwie nic... możecie nas wydać lub odejść, lub nam pomóc. - uznał Almogus - lecz jeżeli wybierzecie drugą opcje... nie wyjdziecie z Burzowej Przystani żywi.
- A co z Fergardem Dragiem i Kordem? - zapytał Kons - nie możemy ich zostawić.
- Postanowili pójść własną ścieżką. - rzucił chłodno Vok - niech robią co chcą, zatrzyjmy tylko ślady po naszym przybyciu i wyjdźmy z Przystani.
- Co jeżeli rebelia upadnie? - zapytał trzeźwo Mecku.
- Prawdopodobnie Sejmitiar przeprowadzi inwazje do zewnętrznego świata. Ma setki jeżeli nie tysiące dobrze wyszkolonych wojowników, widziałem tą armię są wśród nich generałowie, silni i bardzo dobrze władający bronią. - Almogus pukał palcami po stole w rytm swoich słów.
- Więc... trzeba go zabić?
Nie, trzeba zwrócić mu dawną osobowość, ale jego siła rośnie...
- ... pałac stoi na dawnej twierdzy Usus - przejął wywód gospodarz - nie była to prawdziwa twierdza, żył niegdyś potężny mag lecz osiadł na swej pustelni na tej górze. Już wtedy stał tu fort, który pod swoją kontrolę przejął mag.
Od jego śmierci minęły setki lat, a sam fort przy pewnej pomocy zabezpieczeń maga pokrył się warstwą skał. Craddocowie zbudowali tu Burzową Przystań, a Usus znalazł się pod pałacem.
Wewnątrz twierdzy znajdowały się setki pergaminów z zaklęciami, składniki eliksirów, eliksiry, przepisy, klątwy, przywołania... ogółem wiedza zbierana przez setki lat. Nie chcę myśleć jakie zaklęcia można tam znaleźć.
- Sejmitiar jest przecież "otępiały umysłowo" jak miałby się nauczyć skomplikowanych zaklęć? - zapytał Dragan.
- Faktycznie tak jest, lecz jest w posiadaniu pewnego przedmiotu... jakaś.. zbroja...
- Więc mimo naszych dosyć pokojowych zamiarów prawdopodobnie Siejmitiar będzie musiał zginąć.
- Jest jeszcze jedna kwest...
- Dosyć! - Huknął Almogus. - Musimy ich zaprowadzić do Halabardy on będzie wiedział czy się przydadzą. Almogus, Herb (jak nazywał się gospodarz domu), Vokial, Erick, Mecku, Jormungard, Laysander, Kons oraz Glewia podążali wśród ośnieżonych skał po zboczu góry. Klucząc między półkami skalnymi graniami oraz wierzchołkami skał najpierw podążali poziomo po zboczu, a potem wspięli nieco wyżej wchodząc do niskiej jaskini, jak się okazało stałą się nieco wyższa w dalszej części.
Weszli za załom skalnego korytarza i ich oczom ukazała się postać przygarbionego człowieka o nieco dzikich rysach twarzy.
- Witaj Almogusie... przybyli goście... świetnie... już jedną partię przybyszów mam, o i Glewia... - powiedział Halabarda wskazując siedzących pod ścianą Fergarda, Korda, Draga oraz Jedwabnego.
- Wydostałem ich z więzienia. - oświadczył generał.
- Z więzienia? Ich również? - zdziwił się Halabarda - Ich trzech również wyszło z więzienia ale przejściem stworzonym przez ojca króla Degha. Na szczęście jego wyjście jest w tej jaskini... specjalnie zabezpieczone.
|
12.07.2009
|
Kiedy wszyscy rozmawiali przy rozpalonym przez Korda Ognisku, Laysander zmęczony oparł się o skałę i zaczął rozmyślać.
- W co ja się wpakowałem?! Ja miałem tylko narysować mapę i się z tąd zmywać, a tu jakaś rebelia, jakiś Glewia... To nie jest moja walka! Powinienem pomagać, ale skąd mam u licha wiedzieć kto tu w ogóle jest dobry? Narazie spróbuję trzymać się koło tego Konstruktora, ona chyba jest godny zaufania... Narazie nie miałem okazji pokazać swoich możliwości... Kiedy trafi się jakaś walka spróbuję się wykazać...
- Lay? Nie wiem, wygląda narozsądnego gościa, ale jeszcze nie wiem, wybadam go... - dobiegał głos zza skały na której mag bitewny próbował sobie uciąć drzemkę, Lay go rozpoznał, to był głos Konsa.
- Więc chcą mnie wybadać, to okazja, wreszcie może dowiem się o co w tym chodzi...
|
15.07.2009
|
-Podobno w dalekich krainach Aosty istnieją prymitywne plemiona, które aby wprowadzić klimat przyjaźni palą specjalną fajkę, wypełnioną magicznym zielem - zagaił rozmowę Kordan. Niektórzy parsknęli śmiechem, jednak większość osób zbyła uwagę milczeniem.
- Przybyliście na Frehestan z Eladoren w celu wyeliminowania zagrożenia ze strony Craddoców. Jak się okazuje stał za Nim przede wszystkim Sejmitar. Okazało się też, że powinniście znaleźć potężny artefakt. I tutaj na drodze wam stoi Sejmitar – rzekł Glewia
- Jak to? – zdumiał się Erick
- Jak mówił Herb, twierdza Usus znajduje się pod Burzową Przystanią, pragnie tam się dostać Sejmitar. Mag, który tam działał był twórcą tego artefaktu, którego celem było ocieplenie temperatury Frehestanu, jednak nasze przybycie...
- Inwazja – przerwał mu Dragan
- Nasze przybycie, jak mówiłem, przerwało mu pracę. Mag był członkiem Gildii i niezbyt lubił Craddoców, w każdym razie doszło do małej wojenki i jego siedziba została przejęta. Jednak udało mu się ja zabezpieczyć. Bardzo dobrze. Tak dobrze, że od 500 lat nikomu nie udało się wkroczyć do jego Laboratorium, gdzie pewnie są notatki na temat tego artefaktu. Ale Sejmitar, ogłupiały to raz, a po drugie wzmocniony podejmie kolejną próbę.
- Musimy być tam wcześniej, tak? – domyślił się Konstruktor
- Owszem. Akurat, tak się dziwnie składa, że w tym roku bariery otaczające Usus będą słabe, na tyle, że po raz pierwszy od pół milenium są szanse na ich pokonanie.
- Czemu?
- Bariery czerpią moc z naszej gwiazdy. Gdy dochodzi do peryhelium bariery są najsilniejsze, nie do przekroczenia. W czasie aphelium słabną, ale niewiele
- Co w tym niezwykłego, tak jest co roku – rzucił Konstruktor
- Otóż w tym roku, w czasie aphelium dojdzie do częściowego zaćmienia Słońca. Będzie to już za trzy dni. Bariery osłabną na tyle, że możliwe stanie się ich pokonanie, choć nadal będzie to b. trudne.
- Mamy trzy dni. To dość dużo czasu, aby się solidnie przygotować – rzucił głośno Vokial w myślach dodając – i powiadomić o tym Szefa
- A moja siostra? – rzucił Jedwabny
- A co kogo obchodzi Twoja siostra – warknął Kordan, słysząc to Jedwabny poderwał się, doszłoby pewnie do bójki, gdyby nie uspokoił ich władczy głos Glewi
- Mag ten odpowiada też za zaklęcie niewidzialności rzucone na Chillstone. Na pewno, wiedząc kto mu zleca zadanie stworzył kontrzaklęcie...
- Z tego co słyszę wynika, że nasze drogi krzyżują się w podziemnych labiryntach prowadzących do Usus – podsumował Dragonthan – musimy zatem optymalnie wykorzystać te trzy dni na przygotowanie...
|
16.07.2009
|
Nikomu nie trzeba było powtarzać, aby wykorzystać wolny czas na przygotowania. Gdy tylko rano wstało słońce, każdy z osobna przygotowywał niezbędny do wyprawy ekwipunek. Niektórzy ostrzyli broń, inni przeglądali księgi zaklęć w poszukiwaniu przydatnych zaklęć, czy uroków. Pozostało pytanie : Jak przebić się przez bariery twierdzy Usus ?
- Myślę, że trzeba zrobić to magicznie. W końcu magię zwalczaj magią - rzekł Dragan, przeglądając Księgę Magii.
- Zapewne, poskutkuje jakaś bardzo silna aura, która ochroni nas i zneutralizuje moce barier - odparł Erick, zamykając korkiem butelkę z właśnie przygotowanym eliksirem.
- W każdym bądź razie mamy jeszcze całe dwa dni.
- A to po co ? - Mecku wskazał na stos buteleczek z eliksirami.
- Nigdy nie wiadomo co nas spotka w twierdzy Usus. Ten - Erick wskazał na butelkę z jaskrawo zielona substancją - to bardzo mocny kwas, zżera dosłownie wszystko. A Ten - wskazał na buteleczki z czerwona, niebieską i seledynową cieczą - paraliżują, wybuchają, odurzają. Mam tego jeszcze trochę - odparł, chowając butelki do kieszeni i wyciągając Księgę Magii.
- Czy ktoś widział gdzieś Vokiala ?
- Nie widziałem go od wczoraj.
- Dziwne.
|
16.07.2009
|
Kons wraz z Saerosem i Laysem przygotowywali się do wyprawy. Siedzieli na zboczu góry, nieco powyżej poziomu groty. Większość członków ekspedycji siedziało przed grotą, a część w jej wnętrzu.
Jedynie Drag samotnie siedział wyżej gdzie rosło trochę drzew.
Konstruktor siedział na kamieniu i czyścił Kobrę spoglądając co jakiś czas na pergamin położony obok na uschniętej gałązce odstającej od pieńka, na którym siedział Saeros. Szeptał przy tym coś jakby do siebie.
Saeros również czyścił swój miecz natomiast Lays to chował nóż, to zerkał do księgi zaklęć.
- Są tu jacyś zaufani ludzie? - zapytał nagle Lays.
- Tak. - odpowiedział Kons.
- Kto?
- My.
- Hmm... nie myśleliście nigdy by stąd uciec?
- Uciec? Dlaczego? - odparł Saeros.
- Możecie zginąć...
- ... albo ciągnąć kolejny miesiąc życia na Eladoren. - dokończył Kons.
- Nigdy nie czułeś tego dreszczu? - spytał Saeros.
- Jakiego? Śmierci?
- To przyjdzie z czasem... - powiedział Kons kontynuując szeptanie i polerowanie Kobry.
- Ech... - westchnął Lays.
Na polerowaniu broni i nauce zaklęć spędzili jeszcze dziesięć minut.
W pewnej chwili niedaleko dał się się słyszeć dźwięk uderzenia miecza oraz świst pędzącej strzały. Trójka rozejrzała się. Kons spojrzał do tyłu i ujrzał Draga z mieczem ociekającym krwią oraz martwego Craddoca. Obok w śnieg wbita była strzała.
Kons rzucił się w stronę Draga jednak wspinaczka w górę zbocza pokrytego śniegiem była bardzo uciążliwa. Widział nadbiegających kolejnych Craddoców oraz strzały. Gdy był w połowie usłyszał za sobą biegnących Saerosa i Laysandera. Wreszcie dobiegł kiedy to Drag walczył z trzema już Craddocami.
Natychmiast wbił Kobrę w najbliższego. Obok jego ucha przeleciała strzała, zobaczył łucznika nieco wyżej w lesie. Wystrzelił ku niemu kwasową strzałę. Obrócił się w kierunku pieszych wojowników i uderzył w najbliższego kolejną strzałą.
Za umierającym wrogiem dojrzał upadającego Draga. Mag rzucił się na kolejnego wroga. Po chwili walki i ten padł bez ręki i przebity na wylot.
Do miejsca walki dobiegli Saeros i Lay, zabili dwóch pozostałych Craddoców.
Kons przyklęknął obok Draga. W piersi wojownika tkwił sztylet, a ramię było rozcięte.
- Nie żyje... - oznajmił Kons. Wyjął z piersi Draga sztylet i włożył za pas okrwawiają koszulę, po czym wziął ciało na plecy i zaczął schodzić ze zbocza. W milczeniu dotarli do wejścia groty. Wszyscy przygotowujący się przy wejściu lub w samej grocie zwrócili na nich spojrzenia. Kons złożył ciało na skale.
- Co się stało? - zapytał Kordan.
- Nie żyje... zabili go... oni. - Lay wskazał brodą Burzową Przystań.
|
16.07.2009
|
- Niedobrze. - Wymamrotał Fergard, przyglądając się zwłokom łowcy. Jego wzrok spoczął na sztylecie. - Mogę na chwilkę...? - Zapytał. Kons niechętnie mu go podał. Półdemon przyjrzał się broni, po czym odchrząknął. Chyba nie miał dobrych wieści. - Ten sztylet... Zgadnijcie, do kogo należy.
- Zabili jednego z naszych, a ty się martwisz, kto był zabójcą? - Obruszył się Kordan.
- Co to ma za znaczenie? Wszyscy Craddocy nie żyją. - Wtrącił się Saeros.
- Ale to NIE JEST sztylet Craddoców. - Fergard odetchnął. - Kogo nie ma z nami?
- Vokiala... - Szepnął Erick, nerwowo rozglądając się za towarzyszem. Półdemon wbił sztylet w ziemię.
- Oto nasz szpieg. - Warknął wściekle. Jego ręce zaczęły się nerwowo trząść.
- Lepiej niech ktoś go uspokoi... - Mruknął Kordan, wzdychając ciężko. - Albo będziemy tu mieli piekiełko.
- Jak to "Piekiełko"? - Zaniepokoili się pozostali.
- Ano w chwilach złości Fergard ma tendencje do... metamorfozy. - Stwierdził spokojnie półnieumarły. Słysząc te słowa, Mecku nie namyślał się zbyt długo, tylko trzasnął kompana w głowę. Półdemon bardzo szybko stracił przytomność.
- Co ty wyprawiasssz, człowiecze?! - Syknął Jormungard.
- Znasz lepszy sposób? - Odpowiedział kawalerzysta. Przez chwilę panowała głucha cisza.
- Panowie... - Zaczął Glewia powoli. - Musimy obmyślić plan działania. Sugeruję podzielić się na dwie grupy. Jedna wyruszy do Usus, natomiast... Druga zorganizuje małą dywersję.
- To znaczy? - Zainteresował się Saeros.
- Otóż, możemy zebrać około 1500 rebeliantów i zaatakować Burzową Przystań. Nawet Sejmitar nie jest na tyle głupi, by porzucić swoje miasto.
- Nie zapominajmy, że w mieście wciąż są Nocny Strzelec i Ten Drugi. - Wtrącił się Jedwabny. - Mogą poprowadzić kontrofensywę.
- Według najnowszego raportu informatora Ten Drugi opuścił miasto. Nocny zaś jest do nas nastawiony neutralnie. Może co prawda zorganizować obronę, ale nie będzie się zbyt gorliwie bronić. - Zripostował Halabarda.
- Taka taktyka może dać nam trochę czasu. - Zakończył Naczelny Rebeliant. - Jednakże nie mogę się zgodzić, dopóki nie wyrazicie swojego stanowiska... - Najemnicy wpatrywali się w Glewię, rozmyślając nad jego pomysłem... Tymczasem, w Chillstone... Były handlarz niewolników wkroczył do tutejszej speluny. Był tutaj ktoś, kto miał przyjechać i załatwić z nim parę spraw. Mężczyzna zasiadł przy narożnym stoliku, rozmyślając.
- Przepraszam, Issac Ten Drugi? - Zapytał ktoś. Były handlarz niewolnikami odwrócił się, by ujrzeć szczurowatego człowieczka o rozbieganych oczach.
- Sinistar Olsen, jak mniemam? - Odparł pytaniem na pytanie.
- Tak właśnie. - Olsen dosiadł się do stolika, przy którym siedział szpieg Bractwa. - Szef osobiście zapytuje, jak postępy w inwigilacji Burzowej Przystani?
- Dobrze. Otrzymałem wiadomość z pierwszej ręki, iż Sejmitar zamierza poszukiwać tego artefaktu, o którym tak głośno. Znajduje się on w twierdzy Usus.
- Dziękuję ci z całego serca. - Odparł autentycznie Olsen. - Nie wiesz, jak takie perełki są poszukiwane w tych czasach. Dzięki temu artefaktowi budżet Bractwa gwałtownie wzrośnie.
- Pytanie, czy uda się wam przedostać przez bariery i liczne pułapki?
- O to się nie martw, zatrudnimy tylu doborowych najemników, ilu potrzeba. - Olsen obejrzał się nerwowo za siebie. - Możemy już opuścić to miasto? Czuję się taki brudny...
- Twoja wola. Ja muszę tu jeszcze coś załatwić. - Ten Drugi podniósł się od stołu, po czym opuścił spelunę. Olsen zaś pośpieszył za nim...
|
17.07.2009
|
//" I teraz znalazłem się dość niepożądanej sytuacji..." - pomyślał Vokial, idąc po ośnieżonym wzgórzu. Gdy zabił tego łowcę, ukrył się niedaleko groty, za kilkoma głazami, by podsłuchać czy dowiedzieli się, że to on. Dowiedzieli się, ale on usłyszał też, że planują zebrać armię i zaatakować Burzową Przystań. Nie przejmował się liczbą, wiadomo było, że w takiej armii byliby ludzie lub Craddocowie, którzy prawdziwej broni pewnie na oczy nie widzieli, ale i tak taką armie niełatwo będzie zatrzymać. "Będę potrzebował wsparcia... A gdyby tak..."// - pomyślał, rozglądnął się i usiadł na dość dużym kamieniu, który był najbliżej niego. Mag mruknął coś pod nosem i w jego rękach najpierw pojawił się cień małego lustra, który z każdą chwilą był coraz wyraźniejszy. Gdy lusterko stało się już w pełni rzeczywiste, Vokial wymówił kilka magicznych słów, a w lusterku ukazał się gabinet Szefa. Szef, który siedział przy swoim biurku i najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że Vokial go obserwuje, gdyż dalej coś pisał na kawałku pergaminu.
- Ekhm... - spróbował na siebie zwrócić uwagę mag. Szef podskoczył na krześle i spojrzał w stronę lustra.
- Nigdy więcej tak nie rób... A po pierwsze, jak to zrobiłeś? - zapytał Szef.
- To magia... A jeśli można, nie mam zbyt wiele czasu, gdyż mogą być niedaleko mnie wrogie istoty, więc chciałbym, jak najszybciej odpowiedzieć o wszystkim co się na Frestahanie. Więc słuchaj... - Vokial zaczął odpowiadać wszystko od początku, jak to dołączył się do nich Laysander, jak podzielili się na dwie grupy, jak ich złapali Craddocowie, jak uciekli z tego więzienia, jak dowiedzieli się o twierdzy Usus i jak wreszcie zabił łowcę, Dragonthana. W ostatnim przypadku, Szef uśmiechnął się chytrze. Tu Mag zaczął mówić Szefowi o Craddocach, Burzowej Przystani, twierdzy Usus i kilku innych rzeczach wszystko co wiedział.
- Dobrze się spisałeś. - powiedział Szef, gdy Vokial skończył mówić. - Zabij jeszcze kilku, to reszta zacznie się potykać, aż upadną...
- Jeśli mogę coś dodać, potrzebowałbym małego wsparcia, jeśli mam cokolwiek w tej sytuacji zrobić... - powiedział mag, a Szef nie wyglądał na zbyt ucieszonego tym zdaniem, ale w końcu powiedział.
- Dobra, niech będzie, przyślę ci tam trochę najemników do pomocy. Niedaleko Ciebie znajduje się wybrzeże Frestahanu, gdzieś na południowy-wschód od Burzowej Przystani. Wyślę tam statek z oddziałem. Jak mam Ciebie opisać, by mogli Cię rozpoznać?
- Dość wysoki człowiek, z siwą brodą, ma na sobie czarną szatę i czerwony płaszcz. - odpowiedział Vokial.
- Niech tak będzie... Chyba wszystko zostało załatwione. Gdy dowiesz się czegoś interesującego, znowu użyj tej magii do rozmowy. - powiedział Szef i zasłonił lustro czarną tkaniną. Vokial schował lusterko do jednej z kieszeń szaty i ruszył w stronę wybrzeża, do którego ma dopłynąć statek z najemnikami.
|
21.07.2009
|
- Mamy jeszcze niecałe dwa dni... - powiedział Dragan.
- Dwa dni... trzeba również pochować Dragonthana. - westchnął Lays.
- Zajmę się tym. - powiedział Herb - wy się podzielcie - człowiek wyszedł z groty.
- A więc... - Kons usiadł na kamieniu przy ścianie groty - trzeba opracować taktykę.
Reszta najemników poszła w jego ślady i rozsiadła się w grocie.
- Cóż, ja ruszę do Usus - rzekł Jormungard - nie zamierzam prowadzić akcji dywersyjnych w mieście...
- Ja również udam się do twierdzy. - powiedział Kons wstając.
- Mam kontakty ze Strzelcem, ruszam na Burzową Przystań. - oznajmił Fergard.
- Idę z Fergardem... - westchnął Kord - będę wiedział kiedy mamy się ewakuować gdy zacznie wpadać w szał...
- Członkowie gildii ruszają do Usus... - powiedział Erick, po czym wraz z Draganem stanęli obok Jormungarda i Konsa.
- Cóż, moja ex-władza może się przydać w mieście... - stwierdził Glewia.
- Skoro Glewia udaje się do Burzowej Przystani, ja pójdę do twierdzy... choć z chęcią zemściłbym się na co niektórych... - powiedział Almogus.
- Ja Cię wyręczę - odparł Jedwabny Lis - idę na Burzową Przystań Po dłuższych ustaleniach uformowały się dwie drużyny. Fergard, Kordan, Glewia, Saeros, Jedwabny Lis i Mecku mieli zebrać rebeliantów i opanować Burzową Przystań, natomiast Jormungard, Konstruktor, Erick, Dragan, Almogus oraz Laysander za zadanie mieli dostać się do Usus. - A Herb? - zapytał Mecku.
- Herb będzie ubezpieczał tyły oraz nas informował, gdyby zawiązała się bitwa on będzie uzdraiwał rannych, zna się nieco na magii życia. Posiadamy też kilku zaufanych osób... - powiedział generał Craddoców.
- Ma ktoś jeszcze jakieś propozycje? - zapytał Konstruktor.
|
19.10.2009
|
- No ja sądzę – rzucił Fergard – że warto by pozyskać Worthagów
- Dobry pomysł... – zamyślił się Glewia – miałem z nimi dobre stosunki, myślę, że Sejmitar im się nie spodobał... Ale zrobić to teraz, czy może raczej poczekać do czasu szturmu?
- Może lepiej, jeśli spróbujemy teraz? – zafrasował się Konstruktor
- Albo zróbmy to tuż przed szturmem, jeśli się nie uda ruszymy do ataku – rzekł Fergard
Oczekując na najemników z Bractwa Vokial zastanawiał się; Wypadałoby się dostać do Usus, ale jak udałoby się dostać do samej Burzowej Przystani. Nagle znalazł sposób; Gdyby tak rzucić do walki Telarów, doszłoby do chaosu i zawieruchy i wtedy można by włamać się do Usus. Oby wraz z najemnikami przybyło nieco sztuk złota...
|
22.11.2009
|
- Pora do Usus! - zakrzyknął Kons, a drużyna stanęła gotowa do drogi.
- Wszyscy gotowi? - zapytał Lays.
- Jasne, chyba widzisz do cholery?! - odkrzynęła chórem drużyna.
- Ej, no my tu jeszcze planujemy! - powiedział z wyrzutem Ferg.
- Wasza część zadania, wasz problem - uśmiechnął się ohydnie Jormungard.
Drużyna wyruszyła, nikt nie wiedział co kotłowało się w głowach towarzyszy. To nie była zgrana paczka, w rzeczywistości większość z nich całkowicie się nie znała; tu najemnik, tam mag, ork, druid... Nie było pewne, że na swojej drodze nie spotkają wrogów, ale kim byli ci wrogowie? Tego też właściwie nie wiedzieli...
|