12.03.2009
|
- Pieniężną powiadasz? Mogę wam zaoferować po 35 srebrnych monet na głowę na tydzień. Jeżeli uda wam się to dostaniecie 1000 za wykonaną robotę. Do tego wszystko, co tam znajdziecie i będzie to miało jakąś wartość to możecie sobie zabrać.
- Ho ho ho... A cóż można znaleźć na takim pustkowiu? Śnieg? - Zapytał, pozwalając sobie na odrobinę ironii Fergard.
- Są tam jakieś garnizony? Twierdze? - Zapytał Drag - Miejsce, gdzie dostaniemy jakieś wsparcie?
- Jest tam duży garnizon - Iglica. Jednocześnie jest to osada górnicza. Jak dobrze pójdzie, to może zastaniecie tam kogoś żywego.
- W takim razie 42 monety na głowę.
- Co!?
- Jeżeli mam pacyfikować jakieś badziewie tępiące górników bez przyczółka to chciałbym dostać za to nieco więcej kasy - Wyjaśnił Kordan - Jak się nie podoba, to sobie sam tam płyń.
Zapadła cisza...
- Dam 39 i koniec. Jak wam się nie podoba to idźcie sobie w cholerę. To jak mości kawalerzy? Umowa stoi?
- Stoi. - Odpowiedział Konstruktor za resztę towarzyszy. Co prawda Fergard jeszcze by się potargował, ale Saeros trącił go łokciem i spojrzał nań karcąco. Tydzień później nasza gromadka była już w drodze na Frehestan. Niestety już na pokładzie przyszło im borykać się z problemami. Pobożni marynarze, choć dobrze opłaceni, dość niechętnie przyjęli na pokład przybyszy z innych stron. DO tego jeszcze obecność półnieumarłego i półdemona sprawiła, że niewiele brakło a doszło by do rękoczynów.
- Ten świętokradca ma zniszczony wizerunek anioła na napierśniku! Węże morskie nas zjedzą!
- I jeszcze ten człek z rudymi włosami! Nigdy takich rudych włosów nie widziałem! Na pewno diabeł w nich siedzi i mu podpowiada. jak nas zgubić! - Dodał swoje pięć groszy inny wilk morski.
- Za burtę z nimi! - Wykrzyczał jakiś Szczerbaty.
- Panowie proszę! - Próbował dyplomatycznie Konstruktor - Tak się nie godzi!
- Za burtę z ni...
- Powiedz to jeszcze raz śmierdzielu, a cię rozpruję - Warknął Kordan łapiąc szczerbatego za szyję i przystawiając mu ostrze rapieru do brzucha.
- Hejże ludzie! Dowieźcie nas tylko bezpiecznie do ..., to będziecie mieli spokój. Nie ma co się strzępić o poglądy. - Namawiał do pokoju Saeros - Kordanie, opuść go...
Półnieumarły dość niechętnie opuścił marynarza na pokład.
Zapadła cisza, przerywana co jakiś czas rzężeniem Szczerbatego. Przez moment wszyscy myśleli, że się chłopak zaraz udusi ale to nie to... Odcharknął coś zielonego za burtę i odetchnął wyraźną ulgą i zadowoleniem.
- Tak wiec... Zgoda. Ale będę was obserwował - Zastrzegł kapitan statku, zarośnięty jak krasnolud.
Pewnie dalej by marynarze i najemnicy kontynuowali tą debatę, gdyby nie olbrzymia pokryta pazurami macka, która wystrzeliła spod tafli wody i porwała jednego z marynarzy prosto w morze. Zaraz wyskoczyły następne...
- Krakeeeen! - Krzyknął kapitan. - Szykować się do obrony!
|
13.03.2009
|
- Cholera, mieliśmy przecież bić Craddoców, a nie Krakena! - Warknął Dragonthan, łapiąc za swój łuk. To samo zrobili Saeros i Fergard - Choć ten ostatni zrobił to dość niezręcznie. W tym czasie Konstruktor starał się wykrzesać jakieś zaklęcie, które byłoby zdolne to zranienia Krakena. W końcu wymierzył w niego Kwasową Strzałą Melfa. Magiczny pocisk pomknął w kierunku macki, rozpryskując się na niej. Odnóże zadrżało i opadło w wody. W międzyczasie Saeros oddawał strzały jeden po drugim, Dragonthan znacznie rzadziej, ale też celniej. Groty utkwiły w drugiej macce Krakena. Rozwścieczona bestia uderzyła na oślep o pokład. Łowca i półelf odskoczyli w bok. Macka bez trudu przebiła pokład. W tym samym czasie Konstruktor i Kordan unikali ciosów pozostałych macek. Potwór nie grzeszył szybkością, ale jego cios mógł zamienić ich w krwawą miazgę. Kordan wykorzystał powolność Krakena i ciął rapierem w mackę. Równie dobrze mógłby spróbować wykałaczką zabić ogra. Rozwścieczony Kraken złapał półnieumarłego macką i pewnie zaciągnąłby go do wody, gdyby nie interwencja Saerosa. Półelf uderzył Błyskawicą w mackę, powodując jej przypalenie i chwilowy paraliż. Konstruktor do spółki z Saerosem i Kordanem zepchnęli trzecią mackę z pokładu.
- A gdzie jest Fergard? - Zapytał Dragonthan, pośpiesznie zbierając strzały z osłabionej macki. Faktycznie, półdemona nigdzie nie było. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
- Nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny. - Warknął Kordan wściekle. Rozejrzał się: Zauważył jeszcze dwie macki. Z jedną radzili sobie marynarze, więc ją wykluczył. Przy drugiej natomiast dało się zobaczyć samotny kształt. "I wszystko jasne...", pomyślał Kordan, biegnąc w jego kierunku. Za nim popędzili Konstruktor i Saeros. Dragonthan dołączył do nich chwilę później po wyjęciu wszystkich strzał.
- Oż ty... - Wysapał Kordan, widząc CO się stało z ostatnią macką Krakena.
Była cała obleziona przez impy. Małe złośliwe demony gryzły i drapały zaciekle odnóże potwora. Tuż przed nimi, na pokładzie... Stał Fergard. Był strasznie blady i jakby chudszy niż zwykle, ale uśmiechał się triumfalnie. Zauważył nadbiegających towarzyszy i odwrócił się w ich kierunku. Miał na twarzy podobny okrutny uśmiech, gdy kazał zbirowi oglądać męczarnie drugiego.
- Jeszcze chwila... - Wyszeptał, odwracając się do macki. Przemówił do impów:
- Odsłońcie mi kawałek macki! - Demony posłusznie odstąpiły, ukazując niewielki wycinek skóry. Półdemon zamierzył się, po czym uderzył pięścią w odsłonięty fragment ciała. Macka zaczęła się straszliwie trząść - Widać trucizna działała skutecznie i na ludzi, i na potwory - Po czym osunęła się w odmęty razem z impami. Te potonęły w wodzie. Na twarz Fergarda wrócił kolor. Wymamrotał:
- I po sprawie... - Po czym osunął się na deski. Konstruktor zręcznie go złapał. Półdemon najwyraźniej stracił przytomność.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co tu się przed chwilą stało? - Zapytał ostrożnie Saeros. W międzyczasie marynarze zepchnęli ostatnią mackę z pokładu. Bilans zniszczeń był dość spory: Dwaj dzielni marynarze zostali pożarci, a pokład był podziurawiony. Gdyby bestia zdecydowała się zaatakować jeszcze raz, to nie mieliby najmniejszych szans. Wobec tego kapitan zarządził:
- Odwrót! Wracamy na bezpieczne wody!
|
14.03.2009
|
Konstruktor zaniósł Fergarda pod pokład do kajuty, za nim poszli wszyscy inni uczestnicy wyprawy. Położył go na łóżku i wyciągnął ze swojego plecaka leżącego pod ścianą pęczek ziół.
- Pójdziemy razem z marynarzami naprawiać pokład. - stwierdził Kordan pociągając za sobą Saerosa.
- Tak? - zapytał elf.
- Tak. - twardo odpowiedział Kordan. Konstruktor zaczął przygotowywać wywar z ziół.
- O co chodzi? - zapytał Kordana Saeros, gdy opuścili kajutę.
- Fergard nie lubi, gdy ktoś go widzi słabego.
- Ale przecież jest tam Konstruktor...
- I on wystarczy. - stwierdził Drag, również wychodząc z kajuty.
- Chodźmy pomoc załodze, na pewno przyda się pomoc.
Konstruktor szukał ran na ciele półbiesa. Znalazł długą ranę, jakoby zadaną biczem. Była głęboka na półtora centymetra. Konstruktor wypowiadał formułki modlitw do Terytona i smarował mazią powstałą po stężeniu wywaru.
Minęła prawie godzina, gdy do kajuty zajrzał Kordan.
- Zatkaliśmy większość otworów w burtach, jednak największy jest nie do opanowania, a szybko się zanurzamy.
- Coś tak zauważyłem, że woda jest za blisko szyby okna. - odparł Konst.
- Potrzebujemy kogoś, kto opanuje wodę.
- W porządku już idę. Fergard powinien się niedługo wybudzić.
- To wspaniale. - ucieszył się Kord - zostanę z nim tutaj.
- Więc ja idę na miejsce prac. - Konstruktor ruszył do przeciekającego pomieszczenia. Faktycznie sytuacja była poważna. Wszyscy byli zanurzeni
do pasa w wodzie. Byłoby gorzej, gdyby pomieszczenie nie byłoby tak obszerne. W burcie widać było dużą dziurę o średnicy siedmiu calów. Konstruktor zszedł do wody i podszedł do otworu. Marynarze i Drag próbowali bezsilnie zatkać otwór lecz napór wody łamał kolejne deski. Saeros z trudem nosił kolejne bele.
- Odsuńcie się! - krzyknął Konst do pracujących, wszyscy odeszli od otworu.
Żółtooki skupił się, wypowiadał w myślach formułę przez kilka minut, podczas których załoga się niecierpliwiła, zastanawiając się co robi dziwoląg. Niespodziewanie woda z podpokładu zaczęła parować tak samo jak płyn wlewający się do środka. Gdy woda sięgała do kolan marynarzom, Drag i Saeros załatali otwór. Gdy wszystko było już gotowe, Konstruktor skończył mruczeć formuły i otworzył oczy.
- Gotowe. - oznajmił z uśmiechem.
- Fergard się wybudził! - krzyknął Kordan wpadając do pomieszczenia.
|
14.03.2009
|
Zaś wciąż w Eladoren... Gdy Mecku wraz ze sługusami Bractwa dotarli pod siedzibę natychmiast dostrzegli zakapturzonego brodacza. Jednak wyglądał on jakoś nienaturalnie jak na człowieka. Półelf wymienił z nim spojrzenie, a następnie ruszył w progi Bractwa. Skierował się pod drzwi Szefa i uderzył dwukrotnie. Usłyszał głośne: "Proszę", po czym wszedł do izby. Rozejrzał się w milczeniu. Zastał tylko szefa Bractwa. Rozpoznał go natychmiast, kojarząc go z karczmy. - Witaj wędrowcze, co Cię tu sprowadza? - z entuzjazmem powiedział szef.
- Ponoć szukacie najemników? To przynajmniej powiedzieli mi Wasi pracownicy.
- Tak, potrzeba nam konkretnych ludzi do pewnej wyprawy. Dobrze płatna.
- Dobrze płatna powiada pan... No niech będzie. Z tym, że pokryjecie koszty transportu mojego rumaka. Stoi na zewnątrz. Bez niego się nawet nie ruszam. - Eh... Zgoda. Pierwszy konwój najemników wyruszył niedawno. Doszły mnie wieści, że mieli problemy na morzu. Tak więc gdy zbierzemy jeszcze kilku takich jak ty - odezwiemy się. Mecku wyszedł wyraźnie pewny siebie mijając przy okazji kilku osobników zmierzających ku pokojowi szefa.
|
15.03.2009
|
Tymczasem, niedaleko portu... Drużyna niecierpliwie wyczekiwała, co powie półdemon. Był wciąż dość blady i zdawał się być też nieco... nieobecny. W końcu po 5 minutach absolutnej ciszy szepnął:
- Ten dzień... Nastał... - Po tych słowach zachwiał się i małoby brakowało, a upadłby na deski. Dragonthan i Konstruktor złapali go w ostatnim momencie.
- O czym ty mówisz? - Zdziwił się Saeros.
- Dzień... Nastał... Xipanticus obudził się z wiecznego snu... Zostawi za sobą pożogę, zniszczenie, śmierć i... flaki. Masę, masę flaków.
- Nie wiem, o czym on mówi, ale nie podoba mi się to. - Stwierdził Dragonthan.
- Demon... On drzemał we mnie... Obudził się... W przypadku sytuacji krytycznej pojawi się... A wtedy nic nie będzie takie samo jak wcześniej.
- No i wszystko jasne. - Stwierdził Saeros, sięgając po sztylet. Konstruktor powstrzymał go ruchem ręki.
- Spokojnie, nie wiemy, czy jest wrogi. - Powiedział tak spokojnie, jak się dało.
- Musimy się naradzić. - Mruknął do tej pory milczący Kordan. Nie zdążyli jednak wypowiedzieć ni słowa, gdy dało się słyszeć krzyk kapitana:
- Demony! Demony na pokładzie! - Jego głos nagle ucichł jak ucięty nożem.
- Nie podoba mi się to. - Mruknął Dragonthan, dobywając miecza. Nie czekali długo. Do kajuty wpadł podziurawiony jak gouda kapitan. A w zasadzie ciało kapitana. Tuż za nim do pomieszczenia wpadł Craddoc, wyjący wściekle. I znów przewaga zaskoczenia była po jego stronie. Stwór zdążył użądlić swoim ogonem Saerosa w nogę, nim rapier Kordana uciął mu łeb.
- Nic ci nie jest? - Zmartwił się Konstruktor.
- Czuję się tak, jakby ktoś pchnął mnie nożem, ale nie czuję żadnej trucizny. - Odparł chłopak, opadając na krzesło.
- Wykurujesz się. - Stwierdził Kordan, wychylając się. Tuż za swoim pobratymcem do kajuty wpadł kolejny Craddoc, ale tym razem najemnicy byli przygotowani. Bestia zdążyła tylko wydać cichy jęk, nim nadziała się na ostrze rapiera.
- Wygląda na to, że wybili całą załogę. - Stwierdził półumarły. Za nim wychylił się Konstruktor. O zgrozo - Była to prawda. Dookoła walały się zwłoki marynarzy, podziurawione podobnie jak kapitan. Leżało tam także kilka ciał Craddoców. Nie było nikogo... Z wyjątkiem jednej sylwetki. Craddoca. Stwór nie przypominał jednak w niczym swoich dzikich braci. Miał na sobie połyskujący błękitem pancerz oraz czarny płaszcz z wygrawerowanymi na nim skrzyżowanymi kością i toporem. Do pasa miał przytroczony niewielki woreczek oraz dwa sztylety, natomiast w chudej dłoni dzierżył potężny topór o dwóch ostrzach. Zauważył wychylających się Kordana i Konstruktora. Na jego pysku pojawił się "uśmiech".
- A jednak ktoś jeszcze przeżył. - Mruknął gardłowym głosem.
- Czyj to głos? - Dało się słyszeć Dragonthana.
- Nie uwierzysz, ale... To mówiący Craddoc. - Wymamrotał Konstruktor. Kordan tymczasem wskoczył na pokład, po czym zmierzył wzrokiem adwersarza. Craddoc odpowiedział tym samym. W międzyczasie z kajuty wyszli już wszyscy - Oprócz, rzecz jasna Fergarda.
- Proszę, proszę... Jest was więcej. - Przemówił stwór, obracając w dłoniach topór. - I co ciekawe, dokładnie odpowiadacie opisowi, który podał mi nasz szpieg.
- O czym ty mówisz? - Zapytał Saeros.
- No tak, jesteście niepoinformowani. Plemię Czarnego Zmierzchu... Rozumiem, że ta nazwa jest wam całkowicie obca?
- Największe plemię Craddoców. Przewodzi kilku innym, tworząc Republikę Craddoców. - Dało się słyszeć głos znanego nam półdemona. Fergard wytoczył się spod pokładu. Oddychał ciężko, ale trzymał się pewnie na nogach. - Po co wam nasz opis?
- Cóż, dostaliśmy wiadomość od naszego szpiega z miasta, że dokładnie tak wyglądający najemnicy mają za zadanie wybić potwory mieszkające w kopalni Srebra na Festahanie. Otrzymaliście to zadanie od Szefa Bractwa Kupieckiego, prawda?
- Jesteś bardzo dobrze poinformowany. - Mruknął Konstruktor.
- Otóż... Domagamy się, abyście nie trudzili się i nie kierowali się tam. - Odparł Craddoc. - Jak już pewnie wiecie, gdzieś w tej kopalni znajduje się kolonia Craddoców.
- Jesteśmy najemnikami. - Stwierdził Kordan. - Robimy to dla PIENIĘDZY. Zresztą jest nas tylko pięciu, a was pewnie 500, prawda?
- Hmm... - Stwór rzucił okiem na najemników. Dragonthan najwyraźniej podzielał zdanie Kordana, natomiast Konstruktor i Saeros nie byli do końca przekonani. Z twarzy Fergarda nie dało się wyczytać nic z wyjątkiem zmęczenia. - A gdybyśmy... Zaproponowali wyższą stawkę?
- To znaczy? - Fergard najwyraźniej ożywił się po tych słowach.
- Powiedzmy, że damy wam dwa razy tyle, co Gildia oraz honorowe obywatelstwo Craddoców.
- A jaki jest haczyk? - Zapytał podejrzliwie Konstruktor.
- O, to proste. Zabijcie Szefa oraz nakłońcie mieszkańców do opuszczenia miasta. Chociaż nie... Wystarczy, że zabijecie Szefa.
- A dlaczego mielibyśmy to zrobić, potworze?! - Obruszył się Dragonthan, dobywając miecza.
- My jesteśmy potworami?! To Szef jest największym potworem! - Warknął Craddoc. - Dla zysku chce zniszczyć jedno z ostatnich miast Craddoców!
- Mówił, że w kopalni mieszkają potwory zabijające górników. - Zauważył Saeros.
- Tak, to prawda. Ale nie chodzi o nas! Problemem jest tu zwyczajna plaga pełzaczy. - Warknął Craddoc nieco ciszej. - Te insekty rozpanoszyły się na górnych poziomach kopalni. Do nas nie wchodzą, ale ludzie zapuszczają się za daleko. Nic na to nie poradzimy. - Craddoc poprawił swój płaszcz, po czym rzucił coś Konstruktorowi. Ten zręcznie to złapał. - Podajcie mi swoje stanowisko w tej sprawie. Dzięki tej wizytówce będziecie mogli ponownie się ze mną skontaktować. Wiedzcie jedno: Jeżeli zapuścicie się za głęboko do kopalni, wyrośnie wam potężny przeciwnik. - Craddoc nakreślił kilka gestów i rozpłynął się w powietrzu. Drużyna wpatrywała się w wizytówkę, którą zostawił stwór. Ciszę przerwał Saeros:
- Jeżeli cała załoga leży martwa, to kto kieruje łodzią? - Nie zastanawiali się nawet sekundy, bo poczuli szarpnięcie i zauważyli, że statek wpadł na skały i zaczyna nabierać wody. Na szczęście były to skały przybrzeżne, blisko lądu.
- Zmywamy się. - Mruknął Kordan, biorąc nieumiejącego pływać Fergarda na plecy.
|
16.03.2009
|
Konstruktor szybko spojrzał na dziób okrętu. Część pokładu była zmiażdżona nabierając wody.
- Nie ma czasu na podejmowanie decyzji po, której stronie się opowiedzieć... płyniemy! - krzyknął Konstruktor i schował do kieszeni przedmiot wcześniej zabezpieczając go przed zamoknięciem polem siłowym.
- Wszyscy potrafią pływać? Oprócz Fergarda.... - spytał Dragonthan.
- Tak. - odpowiedzieli wszyscy chórem.
Kons skoczył pierwszy do wody, za nim Kordan z Fergardem na plecach, a za nimi dopiero Dragonthan i Saeros.
Kordan i Konstruktor wzięli razem Fergarda, a reszta ich zabezpieczała.
Hej, nie znasz jakiegoś zaklęcia, co by nam ułatwiło pływanie!? - krzyknął Saeros do Konstruktora.
- Znam ale nie wyprowadzę go w tych warunkach.
Płynęli parę minut aż znaleźli się niedaleko brzegu, po kolei wchodzili na molo portu.
- Ciekawa sytuacja. - stwierdził Drag. Konstruktor wyciągnął z kieszeni przedmiot rzucony przez potwora. Był to niebieski kryształ w obudowiez nieznanego metalu. Podał kryształ Kordanowi i podszedł do uszkodzonej nogi Saerosa.
- Nic mu nie będzie... - stwierdził, po minucie noga była zabandażowana.
- Jaką podejmujemy decyzje? - zapytał Dragonthan.
|
20.03.2009
|
Najemnicy udali się do siedziby Bractwa, byli wyraźnie poirytowani tym, że stali się ofiarami brzydkiej manipulacji. Można rzec wyraźnie zdenerwowani.
Strażnicy przed siedzibą Bractwa tylko się obejrzeli na drużynę i bez słowa ją puścili, udając, że mają wyraźne rozkazy podziwiać swe obuwie.
Towarzysze przepychali się przez kolejne pomieszczenia, nie zważając na kupców czy innych interesantów. Przed gabinetem Szefa sekretarz obdarzył najemników zdumioną miną, na pytanie czego chcą Dragonthan odpowiedział, by stulił dziób i weszli do pokoju.
Szef patrzył na zgromadzonych w sali najemników ze zdumieniem.
-Co panowie tu robią? Nie jesteście we Frehestanie? Coś się stało po drodze?
- A i owszem. - warknął Kordan - Najpierw walczyliśmy z Krakenem, a potem gdy wycofywaliśmy się do portu, napadli na nas Craddocowie... Wyrżnęli całą załogę i powiedzieli kilka ciekawych rzeczy.
- Wyrżnęli c a ł ą załogę? - przeraził się Szef.
- Nie mów, że Ci przykro, teraz będziesz musiał zapłacić wdowom i rodzinom grube pieniądze - syknął Dragonthan
- I wiesz, co jeszcze powiedzieli? Że to Ty jesteś najpodlejszy, bo chcesz zniszczyć kolonie Craddoców! - perorował dalej Kordan nie dając Szefowi dojść do głosu - nie dość tego Twa zachłanność doprowadziła naprawdę do zagłady górników, bo Ty kazałeś im kopać dalej, aż uwolnili potworki! Uważasz nas za bandę idiotów, którzy potrafią ino machać mieczem, a myśleć niekoniecznie!
- I na dodatek zaproponowali oni nam byśmy przeszli na ich stronę, dodał szybko Saeros - bo dadzą nam więcej za... - Tu umilkł kopnięty silnie w kostkę przez Konstruktora; pewnymi wiadomościami dzielić się nie należało...
- A o tym, że żywię się małymi dziećmi Craddocowie wspomnieć nie raczyli? - chłodno i ironicznie rzucił Szef: zgromadzeni spojrzeli się na siebie zdziwieni - czemu tak wierzycie monstrom, które bez litości wycięły załogę? Macie mnie za idiotę? Inwazja pełzaczy to nic, z czym Bractwo nie mogłoby sobie poradzić, nie potrzebowalibyśmy najemników. Dobrze wiem, co się stało w kopalniach. Wasi "przyjaciele" zrobili z was idiotów. Zwłaszcza, że Craddocowie napływają wciąż na Frehestan, bo jego mieszkańcy wolą wyżynać się nawzajem. Boją się, że ktoś ich idyllę przerwie, nim zdołają opanować Frehestan... Zdumienie najemników było nie mniejsze, jak wtedy gdy słyszeli ofertę Craddocowego przedstawiciela.
|
20.03.2009
|
- Wyśpiewasz nam wszystko! - Warknął Dragonthan, przykładając sztylet Szefowi do gardła i opierając go o ścianę - Tym razem chcemy wiedzieć absolutnie wszystko, każde wydarzenie z przeszłości, każdego potwora czyhającego po drodze do kopalń, wszystko!
- Hej, spokojnie! - Kordan chwycił łowcę za ramię i odciągnął lekko do tyłu.
- Co za bezpruderyjne zachowanie! - oburzył się Szef
- Nie myśl sobie, że go powstrzymałem, bo mówił źle! - Kordan podniósł głos
- Nie mówisz wszystkiego... - do awantury dorzucił swoje 3 grosze Saeros - Im mniej wiemy tym bardziej jesteśmy podatni na manipulację.
- Dobrze już dobrze, tylko spokojnie - Szef poprawił swój kołnierz - Plan był prosty, mieliście dotrzeć do kopalń i zrobić zamieszanie, aby podnieść morale tamtejszej ludności, są gotowi odłączyć się od bractwa i stać się niezależnymi, nie muszę chyba przypominać, jakie straty byśmy ponieśli jeśli tak by się stało.
- I wszystko wokół pieniądza. - przerwał Konstruktor
- Przygotowywaliśmy kilka operacji, które miały przechylić szalę na naszą stronę - kontynuował szef - ale każda z nich zakończyła się totalnym fiaskiem, Craddowie pojawiali się znikąd, jakby na nas czekali
- To pewnie ten szpieg... - mruknął szeptem Drag do Fergarda - wiedzieli kiedy i jakim kursem będziemy płynąć - Fergard popatrzył na Draga i skinął mu głową.
- Zapłacisz nam więcej! - ni stąd ni zowąd odezwał się Saeros
- Że... co?... ehkm!...yyy - szef pogubił się.
- Omal nie straciłem nogi przez jakiegoś stwora, mam ryzykować dalej?! - wrzeszczał Saeros.
Fergard skinął głową do Konstruktora, aby podszedł bliżej:
- Ta sprawa z tym szpiegiem niepokoi nas, Drag twierdzi, że to przez przeciek informacji dostaliśmy łupnia na łodzi.
- Co proponujecie? - szeptali we trzech, podczas gdy szef kłócił się z Saerosem.
- Nie mamy punktu zaczepienia, podejrzewam, że Craddowie wiedzieli o nas już w dniu przybycia - kontynuował Drag
- Masz na myśli ten incydent na placu?
- Tak, prawie zadźgali nas i to wcale nie był przypadek.
- Ktoś z Bractwa kabluje? - Kontruktor w końcu dał się przekonać
- Za dużo kombinacji, śledztwo za długo potrwa, najlepiej by było udać się na wyspę bez niczyjej wiedzy, wypłynąć przed świtem jakąś nie rzucającą się w oczy łodzią. - podsunął Drag
- A co z szefem? - Fergard zaniepokoił się.
- Będziemy musieli improwizować. - odparł pewnym głosem Konstruktor
- A co panowie postanowili? - przerwał dyskusję Szef, który doszedł do porozumienia z Saerosem.
- Przekaż nasz plan pozostałym, my coś wymyślimy - szepnął Fergard łowcy.
|
21.03.2009
|
Nagle drzwi w gabinecie Szefa się otworzyły. Do pomieszczenia weszła wysoka postać odziana w zielony płaszcz. Stanęła przed zgromadzonymi i rzekła:
- Witam zgromadzonych - elf ukłonił się w kierunku najemników. - Nazywam się Erick Evernis i od kilku lat współpracuję z Wyższą Gildią Magów. Z tego, o czym donieśli mi moi szpiedzy macie konflikt z Craddocami...
- Do cholery, jacy szpiedzy! - przerwał przybyszowi Saeros.
- Dwoje elfów, którzy przybyli tu z ogłoszenia. - odparł i ciągnął:
- Jak już wspomniałem, współpracuje z Wyższą Gildią Magów, która już od dawna bada tą sprawę. Obawiamy się, że Craddocowie wywarli nacisk na Ludzi Lodu, głównie na Telarów, posługujących się magią lodu, dzięki czemu mogą obserwować tereny Frestahanu. Natomiast lud Wortagów (drugi odłam Ludzi Lodu), wrogo nastawiony do Telarów, na razie broni się przed atakami Craddoców. Ale NA RAZIE.
- Nie rozumiem, przychodzisz sobie nagle do mojego biura, khy , khy... i opowiadasz nam jakąś historyjkę. Co ty sobie wyobrażasz?! - prawie krzyknął Szef.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. - zwrócił się Erick do Szefa. - Władze miasta same zgłosiły sprawę do Gildii, obawiamy się, że Craddocowie chcą zdobyć jakiś przedmiot ukryty na Frestahanie. Coś w rodzaju artefaktu, broni. Jednak, aby To zdobyć potrzebują wsparcia dwóch plemion Ludzi Lodu, którzy od wielu, wielu lat są skłóceni. Pragnę pana poinformować, że Gildia przejmuje sprawę, ponieważ atakami Craddoców zagrożone są pobliskie miasta. I proszę już nie najmować najemników do wypraw na Frestahan, szkoda ich życia. - dorzucił sennym głosem.
- Co?! A co z naszą forsą i robotą?! - krzyknął Konstruktor.
- Bez obawy... - powiedział Erick, widząc groźnie nastawione miny najemników. - Gildia chce nająć najemników do wyprawy. Dobrze płaci, więc mam nadzieję, że się zgodzicie.
- To zależy, ile zaproponuje... - odparł Kordan.
- Szczerze mówiąc, koszty wyprawy są fundowane przez pobliskie miasta, więc jakieś 49 srebrnych monet na tydzień dla każdego oraz 2000 monet za wykonanie zadania.
- Umowa stoi - odparł Saeros, ale napotkały go groźne spojrzenia towarzyszy, którzy chętnie by się jeszcze potargowali.
- A jaki jest główny cel wyprawy? - spytał Fergard.
- Uwolnienie od Craddoców ludu Talarów oraz przeszkodzenie Craddocom w zdobyciu artefaktu(jeszcze nie wiedomo jakiego)- odparł elf. - Dostaniemy także wsparcie z Gildii, ekwipunek, prowiant itp., a teraz proszę za mną do siedziby Gildii w mieście Eladoren, aby ustalić warunki wyprawy.
Po tych słowach Erick wyszedł z biura wraz z "najemnikami", pozostawiając Szefa w niezbyt pozytywnym nastroju.
|
21.03.2009
|
Podczas gdy Erick Evernis wraz z grupą najemników przemierzał miasto, kierując się w stronę siedziby swej Gildii, dwójk osobników czekała na nabrzeżu Eladoren, skutecznie płosząc rybaków i innych osobników. Ba, nawet portowe rzezimieszki pochowały się po tawernach. Nic dziwnego, skoro w porcie zalegli właśnie dwaj przedstawiciele gadziego rodzaju... Tymczasem jednak, w siedzibie Gildii Magów, mag i druid zarazem, Robin, bliski przyjaciel Ericka Evernisa postanowił go powiadomić o małym „przedsięwzięciu”. Mianowicie, aby tym razem bezpiecznie przeprawić najemników przez morze, Gildia wynajęła potężnego, znanego wszem i wobec czempiona rasy Nag do ochrony żeglugi. Zgodził się również wyruszyć jako przewodnik i „dyplomata z przypadku”, jak to Robin określił, jedyny mag energii w Gildii. No i jedyny mag bojowy... zresztą, dwuosobowe wsparcie miało pomóc w przedsięwzięciu.
- Tak... Jorm i ten cały...Slardar... nie zawiodą – mruknął sam do siebie. W tym momencie przywołał też gwizdnięciem swego sokoła, cierpliwie czekającego na krokwi. Ptak zleciał i usadowił się na ramieniu swego pana.
- Słuchaj, Bystrzak, zaniesiesz pewną wiadomość dla Ericka Evernisa, dobrze? – zapytał swego sokoła. Ptak zaskrzeczał i grzecznie podniósł nogę.
- Mądry zwierz – powiedział ze śmiechem Robin i podszedł do swego biurka. Chwycił pióro i atrament, napisał w pośpiechu list do elfiego przyjaciela. Związał go, zapieczętował woskiem i przybił sygnetem. Później zawiązał papier na nóżce Bystrzaka i wypuścił sokoła przez okiennicę. W porcie było ich dwóch. Rośli, potężnie, osadzeni na ogonach. Jeden był raczej szczupły, muskularny, ogólnie atletycznie zbudowany. Zdobiła go czarna łuska bez żadnego rysunku. Przez bark przerzucony miał jakby pas z małymi buteleczkami, a za plecami, trochę nad ogonem, zawieszone były dwa miecze w stalowych, ozdobnych pochwach. Miał wężowatą, spiczastą głowę, a na niej parę wąskich, jadowicie zielonych ślepi. Diagnoza mogła być tylko jedna – osobnik musiał być jednym z reptilionów, osobnikiem jakiegoś nieznanego gatunku – w końcu nikt nie widział beznogich jaszczuroludzi.
Drugi zaś był sporo większy. Potężny, barczysty, niemal dwukrotnie większy od każdego człowieka. Miał kwadratową szczękę, krótkie płetwy i błony wyrastające niemal z każdego kawałka niebieskawego ciała i potężną muskulaturę. Nosił tylko niebiesko-zielony kubrak porośnięty glonami. Z jego pyska zwisały długie, skórzaste wąsy, a rybie oczy czujnie obserwowały otoczenie. Jednym słowem wspomniany czempion rasy Nag. Tymczasem, u Ericka i kompanii...
- Hej! – zakrzyknął nagle Saeros. Wszyscy się na niego obejrzeli. Półelf wskazywał palcem w niebo.
- To morskie powietrze mu chyba zaszkodziło – mruknął Kordan półgębkiem do Dragonthana. Łowca cicho prychnął.
- Oho ho! To chyba Bystrzak – zawołał Erick. Teraz to na niego spojrzeli się dziwnie.
- Że co? Kolejny zwariował – mruknął sam do siebie Kordan.
- Nie, nie, to sokół Robina, mojego przyjaciela z Gildii. Niesie jakiś list – powiedział elf. Istotnie, do łapy sokoła – który dopiero teraz stał się widoczny – przyczepiony był zwitek papieru. Erick zabrał go, wypuścił ptaka, zerwał pieczęcie i odczytał list. Mijały kolejne sekundy ciszy.
- No i?! – warknął zniecierpliwiony Drag.
- A, nic takiego... Gilidia „zasponsorowała” nam pomocników – powiedział Erick, kreśląc zajączki w powietrzu.
- A niby kogo? – zapytał Fergard, mrużąc dziwnie oczy.
- A, nikogo ważnego, że tak rzekę... Jeden z nich to mag bitewny energii, członek naszego bractwa, zaś drugi to... no cóż, morski podróżnik. Pomogą nam działać na terytorium wroga. Dokładnie to ten pierwszy, bo z drugim pożegnamy się już na terytorium Craddoców – wygłosił monolog elf.
- Hm... nie żebyśmy potrzebowali pomocy czy coś, ale wsparcie się przyda. Chodźmy – zakomenderował Konstruktor. Ruszyli. Spotkanie było zgoła niezorganizowane. No i brutalne, psuło też pierwsze wrażenie. Mianowicie, po zobaczeniu dwóch jaszczurowatych przewodników, Saeros rzucił się na nich, klnąc na czym ten świat stoi. Szczuplejszy z reptilionów przygrzmocił mu onyksową kulą w twarz, wytrącając półelfowi ziemie spod stóp. Rybi reptilion zagulgotał głucho i przesunął swoje grube cielsko – to jest mierzący 4 stopy długości tors i 5 stóp mający ogon – przed grupę i wyprężył się jak mógł. Jego szkliste, żółto-czarne oczy zlustrowały najemników.
- Szumowiny. Męty. Jak śmiecie atakować nas, istoty o wiele potężniejsze od was? – zapytał sykliwym głosem.
- Odpuść, Ssslardar. To Erick Evernisss, kompan z Gildii Magów – wysyczał czarnołuski jaszczuroczłek. W tym czasie Saeros podniósł się i wypluł dwa zęby. Spojrzał z pogardą i wyzwaniem na czarnego reptiliona.
- Ty też odpuść, Saerosie. Masz szczęście, że potraktował cię samą kulą, a nie Kulą Mocy – powiedział Erick, kładąc rękę na ramieniu Ptakuby. Po chwili jednak wymienił uścisk dłoni z mniejszym z jaszczurów, po czym obaj udali się porozmawiać w odosobnieniu. W czasie, gdy dwaj magowie konwersowali, najemnicy w osobie Saerosa, Konstruktora, Kordana i Fergarda gawędzili z drugim jaszczuroczłekiem.
- Wybacz za ten cios, długouchu. Jorm zbyt długo szwędał się po najgorszych obszarach tego świata, by nie reagować na taki – burknął Slardar, potężny czempion Nag, znany wszem i wobec mag wody, żeglarz i wojownik. Oczywista, znany był w swoim świecie, a w Eladoren i okolicach zostałby pewnie uznany za szczególnie dziwny wybryk natury.
- Więc... to wy dwaj macie nas przeprowadzić przez morze? – zagadnął Fergard.
- Taa. Dokładnie to ja, Jorm jest członkiem tej całej Gildii i poprowadzi was na terytorium tych jaszczurek. W końcu sam jest jaszczurką – parsknął lazurowy jaszczur i zarzucił ciałem na boki, powodując dziwny zgrzyt łusek, plącząc swe skórzaste wąsy i krzywiąc płetwy.
- A czy ty sam nie jesteś jaszczuroczłekiem? – zapytał Kordan.
- Bliżej mi do elfa niż do jaszczurki, tak swoją drogą. Ale to długa historia... – mruknął Sladar i wyszperał z jednej z kieszeni dużą, zrobioną z masy perłowej fajkę.
- Czyżby jedna z szat z bezdennymi kieszeniami?! – zakrzyknął Konstruktor i aż zachłysnął się powietrzem. Każdy mag marzył o tym niezwykłym ubiorze.
- Taa... Bezdenna i nieważka. Poprzedni właściciel tego wdzianka trzymał tu nawet armatę. No, ale chyba wracają nasze magusy – mruknął ponownie Slardar, wskazując szponem na czarnego jaszczura i Ericka. Magowie podeszli – no, właściwie jeden podpełzł – do nich.
- Wszystko ustalone. My wszyscy – tu Erick wskazał na najemników i siebie – pójdziemy razem z Jormungardem do siedziby Gildii, obmyślimy plan, weźmiemy prowiant, zresztą sami wiecie. Natomiast Slardar... cóż, masz „skombinować” jakąś łódkę. Jeśli wiesz o czym mówię – to ostatnie Erick powiedział jakby z niesmakiem. Czempion Nag zarechotał gardłowo i wypuścił stróżkę dymu.
- Czy zatrudnienie mnie zżarło całe wasze fundusze?! – Slardar wciąż ryczał ze śmiechu, pełznąc w kierunku nabrzeża. Po chwili odezwał się Konstruktor.
- Nie wiem jak wy, ale mnie on trochę... przeraża – mruknął mag wody.
- Nie przejmuj sssię. Ssslardar może i jessst ssstraszny, ale to dobra issstota. Pomoże nam, tym razem na pewno dossstaniemy sssię na terytoria mych jaszczurczych braci... – wysyczał Jormungard. – No, ale do bractwa – sapnął i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Cała reszta podążyła za nim. Po chwili jednak Saeros nie wytrzymał i zadał Erickowi pytanie.
- Czemu ten łuskowaty cholernik tak dziwacznie mówi – zapytał półgębkiem.
- Hmm? A, to tak dość... ciekawa historia. Kiedyś może ją wam opowiem. Zresztą, każdy musi mieć jakieś fizyczne wady, rekompensujące fizyczne zalety – rzekł elfi mag i zachichotał w głos. Reszta drużyny prezentowała równie dobre nastroje. Perspektywa dokładnego, skrupulatnego omówienia sytuacji, pokonania morza i wreszcie przezwyciężenia zagrożenia oraz – najważniejsze – zdobycia wypłaty dodawała im morale. Chyba powoli zaczęli się ze sobą zgrywać... Obaczymy jeszcze, co też los przyniesie...
|
22.03.2009
|
Drużyna przemierzała ulice miasta Eladoren. Szli w kierunku przeciwnym do centrum miasta, co wszystkich zdziwiło.
- Gildia swoją siedzibę dobrze ukryła z obawy przed wrogo nastawionymi ludźmi. W końcu ludzie boją się magów, i innych "stworzeń". Także przeciwnicy Gildii mogliby dostać się do siedziby, gdyby nie była w ukryciu - oznajmił Erick.
Szli jeszcze kilka minut, po czym stanęli przed ścianą jakiegoś budynku.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Erick.
- Gdzie ? To jest siedziba Gildii ? - spytał Fergard, wskazując na budynek przed nimi.
- Nie... siedziba Gildii umieszczona jest wiele mil stąd, jednak magowie założyli kilka portali, aby ułatwić dostanie się do niej - odpowiedział czarodziej, po czym podszedł do ściany, nakreślił na niej jakiś znak i wypowiedział kilka słów w języku elfów. Ściana budynku była teraz zamazana i dziwnie falowała.
- Wchodźcie - oznajmił elf.
Następnie drużyna przeszła przez ścianę. Kiedy znaleźli się w portalu poczuli, że obracają się wokół własnej osi. Po chwili znajdowali się obszernym pokoju, którego ściany i podłoga wykonana była czarnych marmurowych płytek. Na ścianach płonęły pochodnie. W pomieszczeniu znajdowało się półtuzina białych drzwi.
Bez słowa ruszyli za elfem. Przeszli przez jedne z drzwi i wpadli do innego pomieszczenia. Znajdowało się tam kilku strażników z włóczniami, którzy zastąpili drogę wchodzącym przybyszom.
- Spokojnie, oni są ze mną - odpowiedział Erick, pokazując strażnikowi pierścień umieszczony na palcu wskazującym. Strażnik odstąpił i przepuścił ich do następnej komnaty.
Większość komnaty zajmował duży stół przy którym siedziało kilku magów, na stole porozrzucane były różne plany budynków, które w mgnieniu oka znikły, po wejściu drużyny. Magowie przerwali obrady spoglądając na przybyszów.
- Przyprowadziłem wojaków do wyprawy - zwrócił się Erick do magów.
- Widzę, że dostałeś list od Bystrzaka - zwrócił się jeden z czarodziejów do Ericka, widząc wśród "najemników" Jormungarda.
- Tak dostałem, mądry ptak - pochwalił Bystrzaka Erick, podchodząc do Robina, wymieniając z nim uścisk dłoni.
- Tak jak wspomniałem udało mi się zdobyć kilku doświadczonych wojowników do wyprawy - ciągnął dalej Erick, gładząc sokoła spoczywającego na ramieniu Robina. - Tylko trzeba uważać na Szefa, znając go pewnie zatrudni nowych najemników, trzeba go mieć na oku. Ardonie, jak najmie jakiegoś wojaka przyślij go do mnie. Przyda się ktoś do pomocy - powiedział Erick, zwracając się do czarodzieja siedzącego naprzeciw Robina. - To są Saeros, Kordan, Fergard Statoavis, Konstruktor, Dragonthan i Jormungard - przedstawił przybyszów Erick.
- Dobrze idź ich oprowadź, pokaż im gdzie prześpią noc. Będę obserwował Szefa, a jego najemników prześlę do ciebie - zwrócił się Ardon do Ericka, po czym wyszedł z sali.
Reszta ruszyła za elfem.
|
22.03.2009
|
Wieści o kolejnych działaniach szefa i Bractwa szybko rozeszły się po mieście. Wiadomo było o kolejnych zatrudnianych najemnikach. Musiał o nich słyszeć też Ardon, więc jeszcze tego samego dnia skierował się do karczmy, w której zawsze o tej porze przebywał kawalerzysta najęty niedawno przez Bractwo. Przy wejściu stał uwiązany rumak, co przekonało czarodzieja wysłanego przez Gildię. Przekroczył drzwi karczmy i zauważył siedzącego przy barze mężczyznę uwiązanego w rozmowę z właścicielem gospody. Domyślił się, że ten mężczyzna to właśnie jeden z najemników szefa. Zdecydował się podejść do niego i przekonać go do przejścia na stronę Gildii. Przysiadł się do miejsca przy barze zamawiając mały kufelek piwa i zaczepił półelfa. - Witaj najemniku. Ponoć jesteś na usługach Bractwa? - A Ty, skąd to wiesz? I wogóle jak śmiesz zwracać się do mnie? - Spokojnie. Nazywam się Ardon. Jestem wysłannikiem Wyższej Gildii Magów. To my przejęliśmy teraz sprawę Craddoców na Frestahanie. - Czekaj... Czegoś tu nie rozumiem? Ponoć Bractwo zebrało grupę najemników do wyprawy na Frestahan. Zostałem przez nich wynajęty. Czy to jakiś konflikt interesów tych dwóch organizacji? - Nie. Działalność Bractwa na Frestahanie jest skierowana tylko i wyłącznie do ochrony kopalń. Sprawa jest poważniejsza. Liczymy na każdą parę rąk. - Hmm... W takim razie. Jak wysoko mnie cenicie? - szyderczo spojrzał na Ardona półelf. - Dobrze płacimy. 49 sztuk srebra za każdy tydzień wyprawy, do tego premia 2000 za wykonanie misji. Oprócz tego dostarczamy najemnikom wsparcie, ekwipunek i prowiant. Przy tym transport też jest za nasze pieniądze. - Rozumiem, że spedycja mojej szkapy też leży w Waszej gestii? - Jak najbardziej. - Przyjmuję Waszą ofertę. Ach... jeszcze jedna rzecz. Zapomniałem się przedstawić. Mecku Carabel. Proszę, daj mi dokończyć ten kufel i zaprowadź mnie do reszty najemników. Po chwili, Mecku wraz z Ardonem wyszli z karczmy. Przemierzając uliczki Eladoren dotarli do noclegowni najemników. Był już wieczór, ale widać było przez okno, że nikt z nich jeszcze nie śpi. Najwyraźniej wszyscy obecni o czymś dysputowali...
|
22.03.2009
|
Gdy Ardon przebywał w Karczmie... Przez ten cały czas stał oparty o ścianę "twierdzy" Bractwa. Patrzył jak jedni wchodzą, drudzy wychodzą, ale po ostatnim wyjściu dość dziwnej grupy nikogo jak na razie nie zauważył. " Droga wolna..." - pomyślał i wkroczył do twierdzy. Na korytarzach ziały pustki, nie licząc przemykających co chwile kupców. " Czas zmienić wygląd..." - pomyślał i wtedy gdy nikogo nie było na korytarzu wszedł do schowka na miotły. Wypowiedział kilka magicznych słów i już wyglądał jak elfi mag. Wyszedł ze schowka i skierował się w stronę gabinetu szefa. Zapukał i wkroczył do środka. Ledwo znalazł się tam szef powiedział smętnym głosem:
- Ogłoszenie nieaktualne.
- A dlaczegóż to? - zapytał "sztuczny" mag.
- Teraz akcje prowadzi Gildia Magów... Nic tu po ciebie... Albo czekaj... Znasz się na iluzji? - zapytał szef.
- Może to posłuży za odpowiedź... - powiedział "elf" i zmienił się w swoją prawdziwą postać. Szefem trochę wzdrygnęło, ale widać był zadowolony.
- Dobrze. Nie ufam tej Gildii więc chcę byś ich śledził i jeśli spróbują choć trochę zaszkodzić interesom mojego Bractwa, masz jak najszybciej w tym im przeszkodzić. Nie po to straciłem ten statek... Dostaniesz zaliczkę 500 złotych monet, a resztę się zobaczy jak uda ci się wykonać zadanie. Zgoda? - powiedział szef wyciągając rękę.
- Zgoda. - odpowiedział nowy szpieg Bractwa podając rękę szefowi.
- A i jeszcze jedno, masz jakieś imię?
- Vokial.
- Vokial... Skądś znam to imię... Mniejsza z tym. Gdy wyjdziesz z tego budynku najpewniej zagada do ciebie członek Gildii. Zaprowadzi cię do ich kwatery. Masz jak na razie nie wszczynać żadnych walk, tu jeśli coś się stanie my sobie poradzimy. Z Frestahanu mało wiadomości dochodzi... - powiedział szef uśmiechając się lekko.
- Dobrze, tu masz swoje złoto. - kontynuował szef wręczając Vokialowi dość ciężką sakiewkę. - A teraz idź i pokrzyżuj plany tej Gildii jeśli będzie próbowała nam zaszkodzić.
Vokial ukłonił się włożył sakwę do kieszeni i wyszedł z gabinetu, a następnie skierował się do wyjścia. Jak przewidział szef, jakiś elf stał niedaleko "twierdzy" i ledwo wyszedł podszedł do niego.
- Nowy najemnik? - zapytał elf.
- Tak. Szef skierował mnie do Gildii... - skłamał Vokial.
- Dobra, chodź, powiem ci wszystko po drodze. - przerwał elf i ruszył ulicą, razem z Vokialem.
|
22.03.2009
|
Tymczasem w jednej z komnat siedziby Wyższej Gildii Magów Arcymag tego stowarzyszenia głośno rozważał sytuację w obecności jednego z piromantów, Dragana Turandusa, znanego bardziej jako Nuk... - Za chwilę wpadną tutaj Ci "bohaterowie" od siedmiu boleści.- krzyknął Arcymag - Jak zwykle, kiedy robi się gorąco, władze miasta zrzucają wszystko na nas. Erick powiadomił już Bractwo, wiedzą, w co się wpakowali. Craddocowie rozpoczęli kontrofensywę. Artefakt musi być spory warty, swoją drogą oczywiście niebezpieczny w rękach każdego oprócz nas. Znowu będę musiał przekonywać jakichś mięśniaków o tym, że los świata leży w ich rękach. Prawdopodobnie i tak nie uwierzą, ale mocny argument monety skłoni ich do pomocy.
- Skoro już wspomniałeś, Mistrzu, o wysokiej temperaturze, zdaje się, że na tym znam się najlepiej. Już od dawna tu siedzę nie przynosząc pożytku Gildii. Proszę o zgodę na wzięcie udziału w tej wyprawie, o ile nie masz wobec mnie innych planów. - powiedział Nuk.
- Być może przyda się tam Twoja pomoc, jednak wolę najpierw zobaczyć tych najemników... Wypowiedź Arcymaga przerwało wejście grupy osób do komnaty....
|
22.03.2009
|
Do pomieszczenia wpadli bohaterowie wyprawy : Erick Evernis, Fergard Stratoavis, Jormungard, Saeros, Kordan, Konstruktor, Mecku Carabel, Dragonthan i najęty niedawno Vokial.
- No i są - powiedział Mistrz Gildii na widok tłumku. - Chce was powiadomić, że dołączy do was jeszcze jeden wysłannik Gildii - wskazał na postać obok siebie. - To jest Dragan Turandus.
- Tylko jeden ? - zapytał Mecku.
- Wasza drużyna musi działać z ukrycia, więc nie będziemy wysyłać batalionów żołnierzy - odrzekł Mistrz. - Chce wam przypomnieć, że wykonujecie zadanie, a raczej zadania dla Gildii. Zdrada lub spisek będzie karany. Więc zebraliśmy się tutaj, aby omówić plan wyprawy. Pragnę wam przypomnieć, że waszym głównym celem jest przeszkodzenie Craddocom w zdobyciu artefaktu. Aby tego dokonać należy uwolnić plemię Telarów z służby Craddocom oraz zjednoczyć plemię Wortagów z Telarami, co umożliwi wam zdobycie artefaktu. Musicie działać z ukrycia. Telarowie są potężni, więc mogą się uwolnić od Craddoków wszczynając bunt. Natomiast Wortagowie z natury są porywczy, w końcu to lud lodowych wojowników, więc może być problem z zjednoczeniem ich z Telarami, posługującymi się magią lodu. Pamiętajcie, że dopóki Craddocowie mają do dyspozycji Telarów, obserwują większość Frestahanu. Dam wam jednak odpowiednie amulety, dzięki nim magia Telarów nie będzie z stanie was zlokalizować. Jednak nie zabezpieczą was przed Craddocami, którzy na własnym terytorium mogą was z łatwością wytropić. Pamiętajcie - działajcie z ukrycia ! - oznajmił Mistrz. - Teraz ubierzcie te amulety, wskazał na tacę pełną jakiś naszyjników, po czym wyślę was do portu, gdzie za pewno czeka na was Sladar. Mecku twojego rumaka już tam wysłałem - zwrócił się Mistrz do podróżników, po czym wyszeptał kilka słów i drużyna została teleportowana do portu.
|
22.03.2009
|
Fergardowi nie podobał się obecny obrót spraw. Znikąd pojawił się ten elf z Gildii i przeciągnął ich na swoją stronę. Zawirowało mu w głowie - Efekt teleportacji. Rozejrzał się - Byli w porcie. Zlustrował swoich towarzyszy wzrokiem. Do Kordana miał pełne zaufanie, zdążył też przywyknąć do Konstruktora, Saerosa i Dragonthana. Jednakże nie miał zaufania do żadnego z nowopoznanych magów, a i ten cały Mecku nie budził jego zaufania. Statek już na nich czekał... - A więc to tu... - Mruknął Dragonthan, rozglądając się dookoła badawczym wzrokiem. Wylądowali na plaży tuż przed lasem iglaków. Przyjaciel Jormungarda pożegnał się z nimi parę chwil wcześniej. A także pożegnał się Arnold. Mecku z bólem zaakceptował rozstanie. Ba, zaakceptował po trzech godzinach nalegań kiedy zaczęto aluzyjnie grozić mu linczem. Łowca bezgłośnie nałożył strzałę na cięciwę łuku, wypatrując niebezpieczeństwa.
- Mogliby chociaż nam powiedzieć, jak ten artefakt wygląda... - Warknął Kordan cicho.
- Nie martwcie się. - Odparł Dragan. - Jako poinformowani członkowie Gildii ja, Erick i Jormungard wiemy, jak go zdobyć. Wygląd nie ma tu nic do rzeczy.
- A nie możecie nam po prostu powiedzieć, jak to wygląda? Byłoby prościej. - Zdziwił się Saeros.
- Ściśle tajne łamane przez poufne. - Odparł zdawkowo Erick. Saeros już zamierzał zripostować, gdy nagle najemnicy i magowie usłyszeli krzyk. Bez słowa dobyli broni. Jedynie Vokial, Erick i Dragan jako magowie pełną gębą przekartkowali w myślach kilka zaklęć. Z lasu wypadł pełzacz - Odrażający stwór przypominający gigantycznego parecznika. Bestia zakląskała wściekle, po czym rzuciła się w kierunku drużyny. Padło na Dragonthana. Ten błyskawicznie zasłonił się mieczem. Pełzacz odbił się od ostrza, zamroczony. Czego nie omieszkali wykorzystać Mecku i Kordan. Dźgnięcie piką i sztych rapierem wystarczyło, by powalić gigantycznego insekta.
- Ssserdeczne powitanie. - Syknął Jormungard cicho.
- Ale kto krzyczał? - Zapytał sam siebie Saeros. Krzyk powtórzył się. Był ewidentnie kobiecy.
- Nie pora na zastanawianie się. Biegiem! - Krzyknął Fergard, biegnąc w las. Reszta(Z różnymi nastrojami - Bądź co bądź, ale magowie z Gildii woleliby szukać artefaktu niż ratować damy w opresji) pobiegła za nim. Po drodze zabili jeszcze kilka pełzaczy, ale wciąż nie udało im się znaleźć tajemniczego krzykacza.
- Tracimy czas. - Stwierdził Dragan beznamiętnie, spopielając kolejnego insekta.
- Powiedz to Fergardowi... - Mruknął Kordan w biegu. - Jak już coś postanowi zrobić, to zrobi to z pewnością. - Półelf wymamrotał coś o niekompetentnych bałwanach, ale umilkł, widząc spojrzenie Dragonthana. W końcu drużyna wpadła na niewielką polankę z ogromnym dębem pośrodku. Mimo zimy drzewo miało wszystkie liście mieniące się zielenią. Emanowała od niego silna energia magiczna. Krzyk powtórzył się po raz kolejny. Razem z kląskaniem pełzaczy komponował się on w piękną całość. Dało się też słyszeć inny głos, nienaturalnie gruby i szyderczy:
- I co? Twierdzisz, że rządzisz tym lasem? Nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. Wortagowie prędzej czy później rozszerzą swoje imperium na twoje tereny, a potem nic nie powstrzyma ich przed wykarczowaniem tego lasu! - Najemnicy podeszli tak blisko i tak cicho, jak może to zrobić banda uzbrojonych najemników. Saeros wyjrzał zza drzewa. Kilka pełzaczy kląskało wściekle, usiłując doskoczyć do gałęzi, na której utrzymywała się jakby drzewna istota, przypominająca młodą elfkę. Między pełzaczami zaś stała jakaś postać. Okryta była obszernym, brązowym płaszczem, zaś twarz chowała pod maską i kapeluszem z szerokim rondem. Pod nogami nieznajomego kręcił się długi i puszysty ogon lisa. Twarz tej istoty wydawała się mieć w sobie coś... zwierzęcego. Co prawda, przez maskę i kapelusz nie dało się dostrzec oczu, uszu bądź ust, ale twarz - a raczej pysk - była wydłużona i jakby zarośnięta sierścią. Sama istota była też smukła niczym elf. Saeros ostrożnie schował głowę za pień.
- Grupa pełzaczy, jedna driada i jeden "Tajemniczy Nieznajomy". Co robimy? - Zapytał grupy.
- Zabijamy pełzacze, ratujemy driadę i bierzemy na spytki tego typa. - Mruknęli jednocześnie Dragonthan i Fergard.
- Odchodzimy jak najdalej i skupiamy się na znalezieniu artefaktu. - Odparli jednocześnie Dragan i Erick.
- Więc zróbmy głosowanie. - Mruknął Mecku. - Kto jest za szukaniem artefaktu? - Ręce podnieśli Dragan, Erick, Jormungard, Kordan i Vokial. - A kto chce ratować driadę? - Fergard, Dragonthan, Saeros, Konstruktor i Mecku. - Cholera, remis. - Mruknął, wychylając się zza pnia. Na nieszczęście wtedy nieznajomy odwrócił wzrok w ich kierunku.
- Proszę, proszę, mamy gości. - Warknął. Skinął na pełzacze. - Bierzcie ich. - Warknął, po czym sam wyciągnął coś z kieszeni i wyrzucił to w powietrze. W jednej chwili nieznajomy rozpłynął się w kłębach dymu. Najemnicy zostali sam na sam z grupą pełzaczy...
|
1.04.2009
|
Walka z pełzaczami to była formalność, kilka zostało potraktowanych kwasem, kilka spalonych. Jednak jak się okazało NN mag to przewidział. I trzymał sowitą rezerwę w krzaczorach. Najmenicy walcząc podeszli do drzewa i siedzącym na niej 'driady', nim jednak zdążyli się odezwać zostali otoczeni przez gromadę wilków i parę niedźwiedzi. Dragan nie przejął się tym - Ognisty pocisk poleciał prosto w wilka i odbił się. Mag ledwo wykonał unik, ale i tak był lekko poparzony...
-Co to jest? - zdumiał się
-To nie są zwykłe wilki i niedźwiedzie, one się tak nie zachowują. Nigdy. - rzucił Dragonthan - miejmy nadzieję, że miecz i strzały poskutkują. *** Nie tylko Najemnicy Gildii usłyszeli krzyk driady. Mag Bitewny Laysander takoż, gdy tylko go usłyszał rzucił się na pomoc. Przewodnik przewodnikiem, ale warto pomóc komuś. Dobrze ukryty i zamaskowawszy swą woń sposobnemi ziołami obserwował sytuację...
|
1.04.2009
|
- Ciekawe, czy sobie poradzą... - mruknął Laysander obserwując drużynę.
Sytuacja nie przedstawiała się ciekawie; zwierzęta otaczały najemników coraz ciaśniejszym kręgiem, a zdezorientowani wojownicy nerwowo spoglądali po sobie zastanawiając się jak wyrwać się z tej opresji...
- Czy oni nigdy nie widzieli przyzwanych przez wprawnego druida zwierząt? - westchnął i wyskoczył z krzaków szepcząc formułkę ochrony przed złem.
Jak się okazało miał wyczucie... wilki już szykowały się do skoku... Rozgorzała walka, a osłabione bestie z trudem unikały celnych ciosów nieco zaskoczonych najemników...
Laysander wykorzystując zamieszanie przemknął się do przerażonej driady i zapytał się o tożsamość Tajemniczego maga, jednak ona spoglądała tylko na niego swoimi wielkimi zielonymi oczami i milczała...
|
2.04.2009
|
Konstruktor spoglądał na Draga, jednakże tylko dla porozumienia. Za plecami przygotowywał zaklęcie. Nagle jeden z wilków wyskoczył do przodu.
- Uciekajcie! - krzyknął Konstruktor. Dragonthan wiedząc o co chodzi wypchnął wszystkich za drzewa.
Kons wyciągnął zza siebie rękę z przygotowanym zaklęciem. Nagle wszędzie dookoła mechanika runą grad w postacie potężnych lodowych kulek. Raniły one zwierzęta, które upadały pod naporem lodu. Działanie zaklęcia dobiegło końca. Wtedy reszta drużyny runęła na resztkę zwierząt. Rozpoczęła się zagorzała walka.
Konstruktor skakał pomiędzy wilkami i niedźwiedziami uderzając Kobrą, nie używał magii bojąc się, że uszkodzi, któregoś z towarzyszy broni.
Nagle kątem oka zobaczył nieznaną postać przemykającą się między bestiami. Ruszył za nią. Zauważył iż Kordan również zauważył tajemniczą osobę i podążył za nim. Po chwili dopadł podejrzanego osobnika, ten wyglądał na młodego człowieka, patrzył na driadę. Konstruktor złapał go za ramię i przyłożył Kobrę do jego krtani. Nagle zza Driady wyskoczył brunatny niedźwiedź, widać było iż zaraz zabije całą trójkę biorąc ich z zaskoczenia.
Kons rzucił zaklęcie w kierunku niedźwiedzia, strzeliły zielone iskry uderzając w zierzaka. Ten uspokoił się i opadł na dwie łapy. Nagle obok pojawił się Kordan wypadając z gęstwiny walki. Obok walczył Saeros z dwoma niedźwiedziami.
Konstruktor znowu wyciągnął Kobrę, widząc iż przybysz jeszcze nie uciekł.
- Chodź z nami - powiedział do młodzieńca Kordan po czym usunęli się z pola walki wraz z tajemniczym osobnikiem.
Odeszli pod niewielki zagajnik.
- Co ty wyprawiasz! - skarcił nieznajomego Kons - Mogłeś zginąć!
|
2.04.2009
|
- Ale, ale... - jąkał się Laysander - to wy byliście w niebezpieczeństwie!
- Byliśmy? - Kons i Kord trochę zaskoczeni tą odpowiedzią spoglądali to po sobie to po twarzy tajemniczego sprzymierzeńca... - Przecież widzisz, że świetnie daliśmy sobie radę?! I kim Ty w ogóle jesteś?
- Nie był bym tego taki pewien... nie zaskoczyła was trochę ociężałość tych bestii? Jestem Laysander i jestem tu, aby napisać przewodnik po tej wyspie, mogę do was dołączyć jako nawigator, zwiedziłem już sporą część tutejszych terenów, oprócz terenów Craddocków...
- A po co nam ktoś kto nawet nie zna terenów naszych dzia... - Tu Kord ugryzł się w język.
- No proszę, dajcie mi do was dołączyć, będę mógł wreszcie skończyć moją misję - prosił Laysander.
- Hmmm... nie wiem... - mruczał pod nosem Kons.
- No dobra Lay, mogę tak mówić? Chodźmy, reszta chyba już uporała się z tymi zwierzątkami, musimy się naradzić - Kordan był jednak nieufny dla nowego towarzysza wyprawy, nie wierzył w jego intencje.
- Możesz, możesz... Dziękuję wam! Ale co z tą driadą? - odpowiedział Laysander spoglądaja w kierunku drzewa.
|