Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Przeciwko wszystkim banderom"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Przeciwko wszystkim banderom
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Miron

Miron

8.11.2008
Post ID: 36236

Draeral obudził się z wrzaskiem, rozejrzał się wokoło... W chacie starego drwala nie było niczego, co by wskazywało na realność koszmaru. Odetchnął z ulgą, gdy nagle zobaczył... Oczy, błyszczące i świdrujące wręcz duszę. Zerwał się z łóżka i chwyciwszy świecę ruszył powoli w stronę tych "oczu".
Nagle istota, która posiadała te oczy rzuciła się na chłopca, dzieciak machnął świecą, aby odstraszyć jak sądził wilka, gdy zobaczył że jakaś siła miotnęła bestią, która okazała się demonem, o ścianę, miażdząc potworowi czaszkę. Nagle podeszła do niego świetlista postać.
- Jarhaau imin bolus Aht'garass. - powiedziała do niego.
- Nie..nie rozumiem. - odrzekł chłopiec, gdy nagle pojął tę mowę.
- Bądź pozdrowiony ostatni z Stwórców Rogu. - powtórzyła istota.
- Ale, to nie prawda, czego chcesz, jestem synem drwala i ubogiej kobiety
- Mylisz się, twoja matka była ostatnią z twórców rogu, a ja jestem strażnikiem waszej rasy. Jesteś aniołem i to ty wedle Proroctw masz zdjąć Róg Krakena z Ołtarza i sprowadzić na Archipelag pokój albo zagładę. Oni już wiedzą, kim jesteś i chcą cię wykorzystać, aby zdobyć władzę nad Krakenem...

Vokial

Vokial

8.11.2008
Post ID: 36244

Tymczasem na "Eksperymencie"...

- Aeshma wysłał na mnie jego Heartless? - spytał Vokial nie dowierzając. Lisz skinął głową. Wampir zaczął się śmiać.
- Myśli, że one dowiedzą sie o moich planach. Będzie musiał się zawieść. Panowie, na samo dno z tym statkiem! - krzyknął Vokial. Zszedł pod pokład i udał się do pomieszczenia, w którym przetrzymywana była Ymra. Gdy wszedł do środka, Ymra była związana i leżała przy jednej ściance. Podszedł do niej i zapytał:
- Kogo najbardziej nienawidzisz?
- Jessa.
- Kto jest twoim największym wrogiem?
- Jess.
- Bardzo dobrze. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

Fergard

Fergard

8.11.2008
Post ID: 36252

Trzeba było przyznać, że Vokial wykonał iście sprytne posunięcie. Zielona Zemsta, Czerwony Nokturn i Żółta Opera były zmuszone do opusczenia pokładu. Jednakże Niebieska Rapsodia jako taka odporna była na działanie wody. Wcisnęła się ona więc głębiej między skrzynki i czekała...

Minęła noc...

- Co to znaczy, że Róg może ściągnąć tylko jakiś tam wymarły gatunek?! - Wrzasnął Nataniel, niedowierzając.
- Takie są realia. - Odparł Aeshma spokojnie. - Musimy znaleźć tego całego Drareala, czy jak mu tam... I przekonać do swoich racji.
- Naprawdę nie ma innego sposobu? - Zapytał Pazur ze zrezygnowaniem. Aeshma pokręcił głową. Tymczasem na horyzoncie zamigotały żółta, czerwona i zielona lampka. Demon wiedział, co się święci. "Musiał się zanurzyć...", pomyślał zaniepokojony. Z rozmyślań wyrwał go głos Katarzyny:
- Czy Herazou nie dał ci jakichś wskazówek dotyczących miejsca pobytu tego Drareala?
- Niestety. Powiedział, że powie przy najbliższej okazji...
- Nie cierpię nieścisłości. - Warknął Wolvington cicho. Nataniel mimowolnie się roześmiał.
- No dobra... Rogu szukamy my, Vokial, za Vokialem płynie Jess, Armada przycupnęła w Ismay... Istny chaos.
- Musimy jeszcze pamiętać o Annie. - Odezwała się Katarzyna.
- A, właśnie... - Aeshma momentalnie posmutniał. - Obawiam się, że mogę mieć złe wieści. Kasia popatrzyła na niego niewyraźnie. - Herazou przekazał mi niby mimochodem... Że Anna przebywa aktualnie w Czyśccu.
- Gdzie?!
- W Czyśccu, drodzy państwo, w Czyśccu. - Odezwał się głos z mostka, kpiący i pełen nienawiści. Wszyscy obrócili się w jego kierunku. Zobaczyli dziwaczną istotę z czaszką zamiast łba, w czarnym pancerzu i ze strzelbą w ręku. "Nocny Strzelec...", pomyślał Aeshma niespokojnie. Czaszka kontynuował przemowę:
- Czyściec to 13. warstwa Otchłani, zamieszkała przez unikalne demony - Demony czyśccowe. Tam trafia większość dusz "skonfiskowanych" przez Mrocznego Żniwiarza... - Aeshma zmarszczył brwi. - W Czyśccu zapomina się o doczesnym życiu i po krótkiej chwili wpada się w łapy znudzonego demona, który z chęcią zabawi się nieco... - Nocny przerwał, gdyż Katarzyna miotnęła w niego sztyletem. Demon odsunął się o parę milimetrów. Sztylet musnął mu twarz. - Tak... Cóż, jeżeli ma się szczęście, można trafić do jednego z Generałów. Generałowie to potężne demony, trząsące całym Czyśccem. Najpotężniejszym z nich jest Alastor. To do niego udaje się teraz Anna. Obstawiam, że naczelnemu demonowi nie chodzi o zwykłą zabawę, od tego ma sukkuby... To wyższy cel. A tym celem jest Róg Krakena. Widzicie, drodzy państwo... Alastor lubi chaos, śmierć i zniszczenie. Sam jednak rogu zdjąć z ołtarza nie może. Dlatego wykorzysta Annę, by ta złapała tego chłoptasia na "słodkie oczy". Taki żart... - Nocny roześmiał się. Śmiał sie tak naturalnie i beztrosko, że Katarzyna ruszyła w jego kierunku z pazurami. Na szczęście Nataniel złapał ją wpół o czasie. Kotka wierzgała jak wściekły tygrys, niezadowolony, bo jego zdobycz wymskła mu się z rąk. Czaszka popatrzył na nią znudzonym wzrokiem.
- Dzięki, Nat. Jak już mówiłem... On się rozczuli, a potem wyskoczą demony, zabiorą go do Czyścca, Alastor go trochę potorturuje, każe mu zdjąć róg, potem go zabije i będzie miał zabawę na kilka dni... Nie pytajcie, skąd to wiem. W Czyśccu wieści szybko się rozchodzą. Oczywiście... My, to jest - Szef i my, podwładni - Nie interesujemy się tym, ale ja osobiście uważam, że jak więcej osób się o tym dowie, to będzie zabawniej. I będzie więcej okazji do spisania cyrografów. - Czaszka pogłaskał pieszczotliwie swoją strzelbę.
- Kto jeszcze o tym wie? - Zapytał Aeshma z grobową miną.
- Hmmm... Wy, Armada, Vokial, Jessowi też posłałem wiadomość, ale on jest zbyt wściekły - Goni za Vokialem. Info otrzymali też Finkregh(Chociaż jego to pewnie mało obchodzi), Cervantes de Leon, załoga "Latającego Holendra" i "Czarnej Perły", ten kundel Anubis i ten jego zakuty łeb, Svart. Wiadomość została też przekazana Erickowi i jego kolegom, Czarnobrodemu oraz kilkunastu innym piratom, których imion nie pamiętam... A, i jeszcze Organizacja XIII. Tak więc... Zrobiliśmy ze straszliwej tragedii ciekawą grę. Grę o życie. - Nataniel i Aeshma w miarę wymieniania listy robili się coraz bledsi. - No, miło było, ale czas się pożegnać... Nie martwcie się, jeszcze się spotkamy. A, Aeshma... - Nocny rzucił pod nogi demona Niebieską Rapsodię. - Szpiegostwo nie popłaca. W tej grze to oszustwo. Ale to chyba jedna z trzech zasad gry: Nie szpiegować, nie prosić o pomoc dobrych bóstw, wszystkie inne chwyty dozwolone! - Czaszka zarechotał psychodelicznie i teleportował się. Załoga "Navisa" popatrzyła po sobie. Zaczęła się gra...

Miron

Miron

9.11.2008
Post ID: 36274

Jeremiasz stał na rufie, gdy nagle zauważył coś o czym marzył.

- "Eksperyment"! Vokial, szykuj się na wyprucie wnętrzności! - wrzasnął Jess.
- Szykować się do bitwy! - krzyknął Hadhod do zakonników, którzy zaczęli ładować armaty i muszkiety.
Smokowcy ostrzyli topory. Hadhod wysłał na wszelki wypadek gołębia do Harringtonport, aby trzy okręty zakonu ruszyły do Itkim. Załoga zaczęła wrzeszczeć, aby wysłać wrogowi tajną broń "Gniewu Sokoła".
- Wypuścić torpedy! - zakrzyknął Hadhod, zanim "Eksperyment" zanurzył się w morzu, torpedy uszkodziły statek, na szczęście nie trafiły w kajutę Ymry...

Fergard

Fergard

9.11.2008
Post ID: 36297

Tymczasem, w Czyśccu...

- Dorwę cię, duszyczko! Przyrzekam na swoje wnętrzności, że cię dorwę! - Wrzeszczał rzeźnik za Anną, wymachując swym toporem. Elfka w ostatniej chwili zatrzasnęła wrota prowadzące do wnętrza Wieży. Demon odbił się z głuchym dźwiękiem od żelaznych drzwi. Anna usłyszała kilka siarczystych przekleństw i odgłosy odchodzącego demona. "Jestem bezpieczna...", pomyślała, po czym rozejrzała się. I szybko straciła ułudę bezpieczeństwa. Na środku pomieszczenia stał monstrualny demon z wielkimi, skórzastymi skrzydłami. Oddychał powoli, a jego czerwona skóra prężyła się i marszczyła na przemian. Najbardziej charakterystyczną cechą demona była jednak jego głowa: Łysa, przypominająca czaszkę. Wielkie zębiska wystawały z paszczy potwora. Oczy bez źrenic przyglądały się z lekkim politowaniem przerażonej elfce. Demon odezwał się ociekającym jadem, zimnym głosem z nutą pogardy:
- Proszę, proszę... Anna Bosfor.
- Alastor? - Zapytała Anna, przeczuwając już odpowiedź demona. Potwór wyprostował się. Był wysoki na 9 metrów. Anna nie bez powodu poczuła się przy nim wyjątkowo malutka i bezbronna.
- Spokojnie, dziecko. Nic ci nie zrobię... Jeżeli będziesz słuchać rozkazów. - Alastor przykucnął. Mimo to i tak był dla Anny wielki.
- Przejdę do rzeczy... - Odezwał się Alastor. - Pewnie zastanawiasz się, po co mi dusza jakiejś elfki, prawda? - Anna pokiwała głową, bojąc się odezwać. - Otóż... Słyszałaś o Rogu Krakena? - Elfka pokiwała głową przecząco. - Legenda mówi, że ten, kto go posiada, ma władzę nad Krakenem. - Anna wzdrygnęła się. Ojciec wielokrotnie opowiadał jej o tej straszliwej bestii. Gigantyczna kałamarnica maniwestująca destrukcyjną stronę natury. - Róg ukryty jest w ruinach świątyni o nieznanej lokalizacji. Plotka mówi, że zdjąć go z ołtarza może tylko ktoś z rasy Aht'garass. Każdy inny po dotknięciu Rogu znajdującego się na ołtarzu, obróci się bezpowrotnie w proch. Nawet bogowie nie posiadają takiej mocy, by go zdjąć. - Alastor przymrużył oczy, słysząc stukot. "Czasami anieli piekieł doprowadzają mnie do pasji...", pomyślał. Otrząsnął się jednak i rzekł:
- Problem w tym, że z rasy Aht'garass ostało się jeno dwóch jej przedstawicieli. Oboje są nieskalani i czyści, właśnie dlatego mogą zdjąć róg z ołtarza. Zgadnij teraz, po co tu jesteś? - Zapytał Anny, wykrzywiając paszczę w czymś, co możnaby nazwać uśmiechem. Elfka zawahała się, po czym szepnęła:
- Ja...
- Dokładnie. - Odparł Alastor, uprzedzając jej odpowiedź. - Ty jesteś jednym z dwóch przedstawicieli Aht'garass. - Elfce zakręciło się w głowie. Upadła na posadzkę i straciła przytomność. Demon zacmokał niewyraźnie, po czym przywołał do siebie templariusza.
- Tak, panie?
- Zabierzcie ją na Babel. Zatroszczcie się o nią i dajcie jej wszystko, czego będzie potrzebować. I trzymajcie ją z dala od Aniołów. - Templariusz krzywo się uśmiechnął na myśl o tych zdegenerowanych demonach.
- Tak się stanie, panie. - Odpowiedział templariusz. Wziął Annę na ramiona i teleportował się. Alastor pogrążył się w rozmyślaniach...

Tymczasem, pod Ismay...

"Mysterio" okazało się zwyczajną fregatą, jednakże Gabriel wciąż pokładał w niej niezachwianą nadzieję w starciu z Finkreghiem. Młodsi stażem żołnierze patrzyli na oficera jak na idiotę i samobójcę, ale co bardziej doświadczeni tylko porządkowali ogłupiałych marynarzy. W końcu na nabrzeżu został tylko Gabriel, "Mysterio" i idący ku nim Finkregh. Pers niedostrzegalnie się uśmiechnął i mruknął:
- Mysterio. Przybądź. - Fregata zaczęła stawać dęba. Z jej boków wyrastały ręce różnej długości, wszystkie były jednak obdarte ze skóry. W końcu fregata stanęła zupełnie. Z dołu wyrosły jej cztery nogi, przypominające odnóża owada. Na dziobie statku pojawiła się głowa. Złożona z drewna, z wielką pustką w miejscu rzekomych oczu. Na pokładzie statku wyrosły kolce. Potwór warknął przeciągle. Gabriel szepnął sam do siebie:
- To jest właśnie "Mysterio". Starożytny perski demon uwięziony w ciele statku. - Zwrócił się teraz do demona. - Pamiętaj, masz u mnie dług. Twoim zadaniem jest powstrzymanie tego czegoś. - Wskazał brodą na Finkregha. - Wszyscy na stanowiska! - Gabriel odwrócił się do żołnierzy. - Odpływamy! Wypływamy od zachodniej strony. - Żołnierze rozpoczęli przegrupowania. Gabriel uśmiechnął się pod nosem...

Tymczasem, u Mrocznego Żniwiarza...

- A więc witamy seredcznie na pokładzie! - Zarechotał Mroczny Żniwiarz, widząc Porcupina. Samuel poddał go działaniu energii Czyścca i kolczasty demon stał się tym, czym był wcześniej: Może nie posłusznym, ale kooperującym z Nocnym i SSS obłąkańcem, śmiejącym się po kątach i lubiącego krwawą jatkę.
- Zapewniam, że... Moje obowiązki zostaną dotrzymane... W każdym calu! - Porcupine roześmiał się krwiożerczo, przy okazji wypluwając krew z ust. Otarł je chustką i mruknął:
- Co mogę zrobić?
- Nocny wpadł na pomysł zrobienia z polowania na Róg Krakena wesołej i krwistej rozgrywki. Waszym zadaniem jest dopilnowywanie przestrzegania zasad... I pilnowania, by nikt dobry - Oprócz graczy - Nie ingerował w zabawę. - Ostatnie słowo Mroczny syknął. - Jeżeli zobaczę, że jakieś dobre bóstwo prowadzi tego Drareala za rączkę do Rogu, a ten go niszczy... To dopilnuję, byście cierpieli.
- A, szefie... - Nocny podrapał się w łeb z zakłopotaniem. - Jest mały problem. Do gry włączył się Alastor.
- Problem? To wspaniale! - Zarechotał Mroczny, rozwalając popiersie Folensa w kawałki. Ot tak, z nudów.
- Tyle że... - Odezwał się Samuel. - Anna, ta elfka, za którą Folens kupił sobie 20 lat życia... Ona jest z tej samej rasy co Drareal... - Mroczny, słysząc te słowa, złapał się za brodę, myśląc. Po chwili naczelny demon odezwał się:
- To nawet lepiej... No, Zespole Inferno, to wasze pierwsze zadanie. Wyrwać tą nie - elfkę z łap Alastora i rzucić ją gdzieś w nieznanym kierunku. Oczywiście baczyć, by nic jej nie zeżarło.
- To jest nawet lepsze od puszczania miast z dymem. - Mruknął Nocny Strzelec, uśmiechając się lekko. Triple S przytaknął, a Porcupine roześmiał się z fatalnym skutkiem: Nocny miał całą facjatę we krwi...
- W każdym razie... Zaczęła się gra. I to mi się podoba! - Warknął Mroczny, rozwalając kolejne popiersie Folensa w proch...

Miron

Miron

9.11.2008
Post ID: 36303

Draeral pożegnał się z ojcem i wyruszył z Askirem do najbliższego portu, aby płynąć do wyspy Banduil. Stary orkowy kapitan Quar Gornom postanowił zabrać ich na wyspę w zamian za stary klejnot, który Askir "wyciągnął" z siebie. Zdziwiony ork postanowił ich tam zabrać, jednak nie z powodu zapłaty, ani chęci "napiwku", ale z czystej ciekawości, co będą te dwie persony robić na opustoszałej i zmurszałej wyspie. Po godzinie łupinka, którą Quar dumnie nazywał swoją łajbą, była gotowa do wypłynięcia. Draeral czuł, że zbliża się do swego dziedzictwa.

Torpedy Hadhoda zdały egzamin. Trafiwszy w ster, rozniosły go na kawałki, przy okazji robiąc parę dużych dziur w kadłubie. Statek podpłynął do Eksperymentu, duchy wezwane przez Vokiala rzuciły się na załogę, lecz z szeregu zakonników wystąpiło trzech ludzi ubranych w czarne szaty. Jednym gestem ręki zatrzymali duchy, i zbroje wraz z bronią wpadły prosto do oceanu. Wyłożono kładki i z rykiem, jakby cały świat natarł na nieumarłych, zaczęli wyrąbywać sobie drogę do kajut, gdzie jak się domyślali przetrzymywana była Ymra. Jednak drogę zastąpił im Vokial, który sztyletem zakończył życie drugiego syna Hadhoda, Dariusa. Rycerzy jakby furia wzięła, natarli na lisze a Hadhod, wyjąc, rozrywał na kawałki rękoma lisze, jeden po drugim. Jess miał ochotę zemścić się na wampirze. Wrzeszcząc po elficku rzucił się na Vokiala i porwawszy go w ramiona zaczął pchać rapierem aż ciężko ranny Vokial osunął się na ziemię i teleportował na inny okręt wołając: - Może i mnie drasnąłeś ale to jeszcze nie koniec! A poza tym, czeka cię niespodzianka i uśmiechając się szelmowsko, zniknął. Nieumarli pozbawieni wodza padali jak muchy. Po "agresywnych negocjacjach" ze strażnikiem kajuty, weszli do środka. Jess zobaczywszy Ymrę rozpostarł ramiona i .... Dostał solidnego policzka:
- Za..za co? - powiedział masując szczękę, lecz nie zdążył dokończyć bo musiał się uchylić przed kulą z bandoletu Ymry.
- Wyprał jej mózg! - krzyknął przerażony Aarons
Dwóch zakonników ruszyło aby ją związać, lecz jeden z nich oberwał sierpowym, drugi kopniakiem poniżej pasa. Skręcając się, wrzeszczeli z bólu.
- Farronie, ale ona ma krzepę - mruknął jakiś rycerz
- Boże, to kobiety potrafią tak wierzgać? - Ten drugi za komentarz dostał nie mniej bolesny policzek, w końcu czterej zakonnicy wzdołali ją związać i zabrali "ekwipunek" Ymry (w tym to, jak stwierdził Dragomir - Dziwaczne lusterko). Aarons podłożył bombę prochową i błyskawicznie uciekł na statek. Podczas drogi powrotnej zakonnicy ( nawet ci poobijani przez narzeczoną Jeremiasza) oglądali przepiękne fajerwerki na "Eksperymencie"....

Fergard

Fergard

9.11.2008
Post ID: 36312

Askir i Drareal żeglowali w kierunku opustoszałej wysepki, na której to znajdowały się wskazówki dotyczące miejsca położenia Rogu. Tak przynajmniej Draeralowi powiedział jego obrońca. Żeglowali już jakieś parę dni, gdy pewnej nocy kapitan wrzasnął:
- Piraci! - Ledwie powiedział te słowa, dostał kulkę z pistoletu i zwalił się na deski, brocząc we krwi.
- Zostań tutaj! - Przykazał Askir Draeralowi. Piracka łajba zbliżyła się do łupinki orkowego kapitana. Co ciekawe, nie dało się zauważyć jakiejkolwiek załogi. Widać było tylko jednego pirata, wspierającego plecy o maszt. W obu rękach miał po krótkim mieczu, przy czym jeden z nich miał rękojeść łudząco podobną do pistoletu skałkowego. Pirat miał na sobie lekki napierśnik, służący bardziej jako ozdoba niż ochrona. To, co jednak najbardziej zaniepokoiło Askira, to kolor skóry pirata: Chorobliwie purpurowy. Oba statki zderzyły się ze sobą. Pirat zeskoczył ze swojego, stając naprzeciw Obrońcy.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Zapytał Askir, unosząc swój miecz. Pirat roześmiał się ochryple.
- Jeżeli to ty jesteś tym całym Aht'garassem czy innym morskim diablęciem, to będzie to prostsze niż myślałem. - Askir pobladł. O tym, że Drareal był z tej wymarłej rasy wiedział tylko on, Askir i ojciec Drareala. Ten ostatni nie mógł być szpiegiem, jako że był schorowany już nieco i nie służyło mu włóczenie się po świecie. "Więc kto...?", pomyślał przerażony. Pirat zakręcił głową pełen obrót, chrzęszcząc przy tym głośno.
- Wspaniale. A teraz, szczurze lądowy, ładujesz się na mój statek i pomagasz mi w zdobyciu Rogu Krakena. - Askir znów pobladł. Róg to też była święcie strzeżona tajemnica. Jakim cudem ten potwór to wszystko wiedział? Obrońca postanowił bronić siebie i Drareala.
- Nigdzie z tobą nie idę. - Warknął. Pirat roześmiał się.
- A człecy czcigodni gadają, że to ja jestem obłąkany... - Potwór wycelował w Askira. - Idziesz ze mną, czy ci się to podoba czy nie. - Askir zaszarżował wściekle, zygzakując. Pirat wystrzelił, jednakże chybił celu. Ścisnął mocniej oba miecze i skrzyżował ostrza z Askirem...

W tym samym czasie, w Czyśccu...

Anna powoli zaczynała widzieć coraz mniej. Czar Żniwiarza wyczerpywał się. Widziała jedynie ostatkiem sił, że znajduje się w wytwornej komnacie, pełnej ozdób i misternych dekoracji. Jednakże Anna w zamian za utratę wzroku odzyskała wyczulony węch i słuch. Słyszała już, jak strażnik pilnujący jej pokoju oddycha spokojnie. W końcu zapanowała całkowita ciemność. Anna, zrozpaczona, że resztę życia może spędzić na usługach Alastora, załkała cicho. I nagle... Oddech strażnika się urwał. Anna podniosła głowę. Usłyszała odgłos naciskanej klamki. Położyła głowę na łóżku tak, by widzieć tylko jedną plamę. Wzrok został stracony, ale nie bezpowrotnie: Anna widziała zamazane kształty, w czarnych i białych barwach. W końcu usłyszała niemal niedosłyszalny szept:
- To ona?
- Tak. - W tym drugim głosie rozpoznała głos Nocnego Strzelca. - Chyba śpi. Bądźcie cicho, zwłaszcza ty... Porcupine.
- Przecież jestem... - Szepnął trzeci głos. - Myślisz, że nie potrafię... Ahrk... - Właściciel trzeciego głosu kaszlnął wystarczająco głośno, by obudzić Annę, gdyby spała. Ruch ręki i ciche dzwonienie metalowych kolców kazało jej wnioskować, że Nocny zasłonił kaszlącemu usta.
- Na miłość żniwiarską... Zaraz nas zdemaskujesz, do cholery.
- Ważne, że ona się nie obudziła. - Szepnął pierwszy głos. - Sprawdzę, czy rzeczywiście śpi... - Szmer uświadczył Annę w przekonaniu, że nieznajomy się zbliża. Po chwili poczuła, że nieznajomy przejeżdża jej ręką po plecach... Ręką pozbawioną skóry i mięśni... "Czas na działanie...", pomyślała Anna przerażona i zezłoszczona. Nagłym ruchem nogi kopnęła nieznajomego w twarz i błyskawicznie się podniosła, stając w postawie bojowej. Jeden ze strażników nauczył jej kung - fu, więc w ostateczności mogła się przynajmniej bronić.
- Ty podstępna, przesłodzona... - Postać, która dostała w twarz straciła resztki skrupułów i dyskrecji. Pewnie rzuciłaby się na Annę, gdyby nie ciche cmoknięcie Nocnego Strzelca.
- Samuelu, opanuj się. Anno, rad jestem, że mogę cię widzieć całą i zdrową. Niezły cios. - Dodał jakby mimochodem. Elfka zarumieniła się lekko. - W każdym razie: Zabieramy cię stąd - Rozkazy od samego M.Ż. Naczelny demon wpadł na pomysł zorganizowania gry, w której ty grasz jedną z trzech głównych ról. Pakuj się. Póki co, jesteś bezpieczna. - Anna rzuciła się Nocnemu na ramiona z łzami radości w oczach. Zakłopotany demon odepchnął ją delikatnie, po czym nakreślił kilka gestów. On, Anna i dwóch nieznajomych przeteleportowało się...

Tymczasem, gdzieś na morzu...

Gabriel bez wzruszenia oglądał, jak Mysterio zmaga się z Finkreghiem. Walka była wyrównana... A nawet jeżeli Finkregh wygra, to będą oni mieli dość czasu, by ewakuować mieszkańców i siebie. Miasto opustoszało, a potwory przeniosły się na ląd. Gabriel złapał się za brodę w zadumie. Z rozmyślań wyrwał go głos żołnierza:
- Kapitanie, na horyzoncie widać porucznika Le Rauxe! - Pers złapał za lunetę marynarza. Faktycznie, Jaques dryfował przyczepiony do deski.
- Wyłowcie go. - Rzucił krótko, po czym rzucił okiem na mapy. Jeżeli to, co przekazał mu ten demon było prawdą, to należało szybko działać. Jeżeli jakiś pirat obudzi Krakena, cały archipelag będzie skazany na zagładę. "Moim obowiązkiem, jako przedstawiciel Jego Królewskiej Mości, jest zniszczenie Rogu", pomyślał. Bardzo niepokoił go też fakt, że "to jest taka niewinna gra...", jak mu to powiedział demon. To mogło oznaczać, że w grze jest kilku "graczy". Cokolwiek to miało znaczyć... Gabriel bał się o tym pomyśleć...

Tymczasem, na nieco bardziej burzliwym kawałku morza...

Askir i dziwny pirat krzyżowali ze sobą ostrza raz za razem. Pirat zadawał wyraźnie silniejsze ciosy, ale Obrońca był szybszy. W końcu przeciwnicy odskoczyli od siebie. Pirat zniknął razem z błyskiem piorunu. Askir wylądował koło wejścia po pokład, zaskoczony.
- Niespodzianka. - Ktoś mruknął za jego plecami. Obrońca dostał silny cios w plecy i zwalił się na ziemię, nieprzytomny. Pirat roześmiał się.
- Może i jesteś potężny, ale nigdy nie pokonasz wszechmocnego Cervantesa de Leona. - Potwór złapał Askira wpół i wrzucił na pokład swojego statku. Po krótkiej chwili odpłynął, rechocząc...
- Askirze? - Drareal wyszedł spod pokładu. Askira i statku pirata nigdzie nie było. - Askirze?! - Odpowiedziało mu tylko echo. Chłopak usiadł na pokładzie, zrozpaczony. Nagle usłyszał cichy szmer. Obejrzał się i zobaczył, że za nim stoi trzynaścioro ludzi w czarnych szatach. Każdy z nich miał wygrawerowany liczbę rzymską od I do XIII. Ten oznaczony XIII był nieco niższy niż reszta. Pozostali zdawali się być identyczni, bowiem wszyscy mieli na twarzach kaptury. Z szeregu wystąpił ten z numerem I i przemówił:
- Czy ciebie zwą Drarealem?
- Tak... Kim jesteście?
- Zwą nas Organizacją XIII. - Odezwał się lider. - Nieważne jest nasze pochodzenie czy intencje. Ważne jest, że ty możesz - wedle legendy - Jako jedyny ściągnąć Róg Krakena z Ołtarza.
- Chcecie zapanować nad archipelagiem? - Zapytał Drareal cicho.
- Nie. Kraken jest idealnym strażnikiem dla naszego tworu, który to służy wyższym celom. To wszystko, co powinieneś wiedzieć. Weźmiemy Róg, Krakena, a ciebie i cały archipelag zostawimy w spokoju.
- Chyba że zechcesz się nam wyrwać z objęć. - Zachichotała postać z wygrawerowanym numerem XII. Po barwie głosu Drareal mógł poznać, że ma do czynienia z kobietą.
- Numerze XII... - Odezwał się I. - Cicho. - XII przestała chichotać. -Tak więc... Pomożesz nam?
- Mam inne wyjście? - Zapytał Drareal z rezygnacją. Numer I nakreślił parę gestów. Wszyscy - Cała Organizacja i Drareal - zostali przeteleportowani z tonącego statku. Jedynie jeszcze ciepłe zwłoki orkowego kapitana świadczyły o tym, że ktoś tu niedawno był. Do wraku przypłynął nieśpiesznie inny okręt.
- Kapitanie, wygląda na to, że ktoś nas ubiegł. - Rozległ się głos.
- Widzę, Atkins, widzę. - Mruknął głos najprawdopodobniej należący do kapitana tego okrętu. Błysnęło. Teraz postronny obserwator mógłby zauważyć, że statek jest jakby zrobiony po części z wraków okrętów, a po części z wodorostów. Kapitan zaś przypominał człowieka... Posturą. Twarz bowiem miał jakby zrobioną z macek ośmiornicy, ośligłą i zieloną. Potwór warknął:
- Nie pozwolę, by Kraken trafił w czyjeś inne ręce poza moimi. Atkins, zanurzamy się!
- Aye, kapitanie! - Zakrzyknął marynarz nazwany Atkinsem. Wielki, potworny statek powoli zaczął zanurzać się w odmętach...

- Tak, zaczęła się gra. I najlepsze jest to, że my mamy jokera. - Mruknął zadowolony Mroczny Żniwiarz, patrząc na Annę. Jeżeli elfka była rzeczywiście czymś więcej niż elfem, to należało to wykorzystać. Pytanie tylko: Komu ją podrzucić?
- Zaopiekujcie się nią i dajcie wszystkiego, czego będzie potrzbeować. Muszę pomyśleć... - Mruknął Mroczny. Nocny Strzelec, SSS i Porcupine zasalutowali, po czym odprowadzili Annę do jej kwatery. Mroczny rozłożył magiczną mapę z figurkami. Figurkami przedstawiającymi graczy.
- Hmmm... Drareala ma Organizacja XIII, ten idiota Cervantes zabrał jego obrońcę, Davy Jones się spóźnił... Sparrowa ani widu ani słychu, pewnie się ukrywa, tchórz jeden... Finkregh leje się z jakimś innym potworem, Armada poszukuje Rogu, tak samo Pazur i jego poplecznicy... Jess płynie do Itkim, a to go spotka niespodzianka... - Mruknął Mroczny, uśmiechając się pod nosem. - Vokial gdzieś przepadł, Alastor pewnie już się zorientował, że ktoś buchnął mu Annę... To się robi coraz zabawniejsze. Gdzie by ją ulokować... - Mroczny wpadł na pewien pomysł. Mianowicie wyciągnął z małej skrzynki kilka figurek przedstawiających demony różnej maści. Poumieszczał je na mapie...
- Tak... To będzie nawet zabawne... - Mruknął Mroczny pod nosem. Na jego twarzy wykwitł uśmiech...

Vokial

Vokial

10.11.2008
Post ID: 36327

Nastała noc. Vokial stał pod masztem patrząc na otwór w ramieniu. Jednym dotknięciem ręki uleczył ją i pozostałe rany.
- Nesdro! - krzyknął. Po chwili z podłogi wstał lisz w czarnej zbroi. - Ściągaj mi tu zabójców, ale już! - Nesdro przez chwilę stał prosto, a później powiedział:
- Zaraz teleportują się na statek.
- Bardzo dobrze... I się bierzcie do naprawy statku! - krzyknął wampir i na pokładzie teleportowała się okrągła setka liszy, ubranych w czarny materiał, zasłaniający wszystko oprócz oczu.
- Tak panie?
- W tej chwili zabić wszystkich proroków i całą elitę "Gniewu Sokoła", a wszystkich kapitanów w tym Jessa ogłuszyć i przyprowadzić do mnie, odebrać Lustro pamięci i kobietę o imieniu Ymra, poznacie ją tym że będzie najpewniej związana.
- Tak panie. - powiedzieli wszyscy razem i teleportowali się.

Wszyscy wylądowali w morzu przy statku i zaczęli jak koty wchodzić na statek. Kilku żołnierzy patrolowało pokład, ale po chwili leżeli martwi. Zeszli pod pokład i zaczęli szukać proroków. Po chwili znaleźli pokój udekorowany różnymi jak mogło się zdawać symbolami dla ich religii. Wszyscy w tej samej chwili poderżnęli gardło wszystkim prorokom.
- Teraz rozproszyć się i dokonać jak najwięcej szkód. - szepnął kapitan.
Chodzili i zabijali, ale omijali kwatery Jeesa i Hadhoda. Gdy każda kwatera żołnierzy Zakonu Sokoła była upstrzona krwią. Zebrali się wszyscy na pokładzie.
- Teraz szukamy tą kobietę, wiem już gdzie jest lusterko.
I znów się rozproszyli.

Ymra leżała przywiązana do łóżka. Próbowała już oswobodzić się z więzów, ale były zbyt mocne. Gdy leżała tak, drzwi nagle się otworzyły. Weszła przez nie postać ubrana całą w czarne materiały. Zauważyła oczy tej osoby i uspokoiła się. " No nareszcie." - pomyślała. Lisz wyjął sztylet i poprzecinał liny. Pomógł jej wstać i teleportował się z nią na statek.

- Teraz panowie mamy tylko dwa cele. Uprowadzić tych dwóch kapitanów i odebrać jednemu z nich lusterko. Jasne? -spytał cicho kapitan resztę.
- Tak. - odrzekli tak samo cicho. Zeszli wszyscy pod pokład i otworzyli drzwi do obu kwater. Obaj leżeli na łóżkach nie wiedząc co ich czeka. Dwóch liszy w tej samej chwili szturchnęło ich, i gdy zaważyli że się obudzili, uderzyli ich w głowę. lisze zaczęły przeszukiwać obu kapitanów. Gdy jeden znalazł lusterko krzyknął. Obaj teleportowali się z kapitanami.
- A może wysadzimy tą łajbę? - zapytał jeden z liszy.
- Taaak, będą świetne fajerwerki. - odpowiedział kapitan. Wszyscy zaczęli szukać czegoś czym mogliby wysadzić statek. Znaleźli jakieś dziwne kapsuły wypełnione prochem. Przenieśli je na środek, otworzyli jedną, wsadzili prowizoryczny lont i odpalili.
- Teleportujemy się na "Eksperyment"! - krzyknął dowódca.

Obaj kapitanowie leżeli na pokładzie związani i już obudzeni.
- Role się odwróciły, na waszym statku żywej duszy niema, w jesteście teraz moimi zakładnikami, a Ymra jeszcze jest po mojej stronie! - krzyknął Vokial. Wampir chodził tam i z powrotem przypatrują się dwom nieszczęsnym twarzom. Wtem coś huknęło i na pokład teleportowali się zabójcy. Huk zmieszał się z drugim który okazał się wybuchem "Gniewu Sokoła".
- Postaraliście się bardziej niż trzeba. - powiedział Vokial do kapitana.
- Chcieliśmy trochę nacieszyć oczy wybuchem statku. - odpowiedział kapitan.
- No więc niech będzie, a teraz ... - mruknął wampir, wziął od jednego lisza sztylet i wbił w ramię Jeesa.
- Wyrównaliśmy rachunki. - powiedział Vokial do Jeesa. Odwrócił się do lisza i powiedział:
- Teleportujcie ich do Itkim, nie chcemy chyba stracić takiego wyjątkowego wroga.
Lisz skinął głową, wypowiedział kilka słów i Jees i Hadhod zniknęli.

Miron

Miron

10.11.2008
Post ID: 36328

Na swoje nieszczęście lisz zapatrzył się na śpiące miasto i gdy tylko Jess rozwiązał supły, roztrzaskał nekromancie czaszkę pięścią. Rozwiązawszy Hadhoda ruszył biegiem do miasta. Zastał tam już około dwóch tysięcy zakonników. - Scythos rozkręcił sprawę, zamiast okrętów zbrojnych, przysłał nam cztery transportowce wyładowane wojownikami Zakonu. - roześmiał się Hadhod po czym dodał - Jak dorwę tego wampira to osobiście obetnę mu ten jego obrzydliwy pysk!
- Zatem ustaw się w kolejce chętnych - usłyszeli jakiś mocny, tubalny głos
- Nieśmiertelny! - krzyknęli oboje
- Mavir Scythos jeśli łaska Hadhodzie
- Tak jest panie - odpowiedział struchlały Mistrz Zakonu
- Przyprowadziłem tu tysiąc pięciuset żołnierzy, reszta floty blokuje drogę Vokialowi, ale będzie miał minę ten bezczelny nekromanta jak ujrzy 10 statków gotowych w każdej chwili posłać go na dno!
- Nie mogę się tego doczekać - mruknął Jeremiasz, a Nieśmiertelny teleportował się na statek flagowy floty, która już szykowała się do kontrataku. Pięć statków miało ostrzelać statek nekromanty a druga piątka po trzech salwach dokonać abordażu

- Widać już ten statek Vokiala - spytał zniecierpliwiony kanonier Mavira
- Tak, wkrótce jego Eksperymencik pójdzie na dno!....

Vokial

Vokial

10.11.2008
Post ID: 36334

Vokial stał na pokładzie i patrzył na blokadę.
- Nesdro, wezwij wszystkie nasze siły, czas rozprawić się z nimi raz na zawsze. - powiedział wampir do lisza. Ten wyglądał trochę na zdziwionego.
- TO też? - zapytał.
- Tak i rozkaż produkcje "Eksperymentów" masowo. Koniec zabawy. A zapomniałbym, drakolicze mają tutaj przybyć jak najszybciej. Za ten czas przepływamy pod tymi statkami. - powiedział Vokial."Przydałby się Finkregh..." - pomyślał i skontaktował się z nim telepatycznie. Przekazał mu obraz wojsk i powiedział żeby jak najszybciej wracał. Ten odpowiedział, że jest zajęty, ale spróbuje jak najszybciej przybyć. Zaczęli się zanurzać. Vokial szedł pod pokład. Lisze kończyły naprawę statku. Brakowało załogi. Wampir wszedł do swojej kwatery i usiadł na krześle. Po chwili zawołał.
- Nesdro!
Słyszeć można było odgłos wlewającej się wody i szybie kroki. Nesdro o otworzył drzwi i zapytał.
- Tak?
- Powiedz zabójcą żeby wzięli wszystkie bomby jakie mamy i żeby podłożyli je wszystkim statkom kiedy będziemy przepływać pod nimi.
- Tak. - powiedział i wyszedł. Wampir spodziewał się posiłków za dzień. A smoków jeszcze dzisiaj. Siedział i myślał czym można by jeszcze spowolnić wrogów. Popatrzył przez okno. Zauważył zabójców zmierzających w kierunku statków. Zaczęli podkładać bomby, nikt ich nie zauważył. Odpłynęli. Pierwsze zauważył wybuch, później usłyszał huk. W kilku miejscach każdego statku zionęła dziura na kilka metrów długości i szerokości. Uśmiechnął się. " Teraz odechce się im walczyć ze mną." - pomyślał. Zaczęli wypływać na powierzchnie. Wampir wszedł na pokład i popatrzył w stronę statków. Widać było ze wszyscy zaczęli panikować. Zaczęli opuszczać szalupy.
- Następnym razem nie będę tak wyrozumiały! - krzyknął odwrócił się. Na horyzoncie widać było lecące w tym kierunku smoki. " Jednak ten dzień będzie najlepszy." - pomyślał wampir.

Miron

Miron

10.11.2008
Post ID: 36339

Mavir jednak, ma się rozumieć przeżył atak i lewitując przyleciał na Eksperyment. Roztrzaskując czaszki nieumarłych swoim mieczem, zauważył Nesdro. Potężnym ciosem rozciął lisza na kawałki, które wyrzucił do oceanu. Rozwalił drzwi i zabrał Ymrę i lustro, domyślając się że to narzędzie uroku. Smoki już rzuciły się na Eksperyment, więc teleportował się do Itkim. - Tam nie odważy się przybyć - pomyślał Nieśmiertelny. Wkrótce Jess zaczął wypytywać Ymrę, aby sprawdzić co jej " wąpierz" poprzestawiał.

- Jesteś w ciąży, prawda? Z kim?
- Admirałem Thomasem. - Cholera, ten to ma pomysły - pomyślał Jeremiasz- -
- Kim ja jestem?
- Starym piratem, który się we mnie zakochał.- Psia jucha! - przeklął pod nosem Jess
- Kogo kochasz?
- Thomasa Du Fontaine, mojego narzeczonego i admirała floty.
- A kto jest twoim najlepszym przyjacielem
- Kapitan Vokial. Tego Jeremiasz nie mógł ścierpieć. Lusterko nie mogło pęknąć, aby urok się skończył, ciało Vokiala musi je zbić. Normalnie chodzi o to że tylko Vokial może je zbić, ale działa to także tak że lustro może pęknąć także na Vokialu.
- Możesz na przykład pacnąć go tym lustrem przez łeb - powiedział Hadhod - Wtedy czar pryśnie.
- Dobrze, a dzisiaj strzeżcie jej dobrze. Ymry strzegł Nieśmiertelny i ośmiu zakonników.
Jess zastanawiał się dlaczego widzi obrzydłego starucha zamiast trzydziestoletniego mężczyzny w pełni sił.

Fergard

Fergard

10.11.2008
Post ID: 36355

Tymczasem, w Czyśccu...

- CO TO, DO JASNEJ CHOLERY MA ZNACZYĆ, ŻE JĄ PORWALI?! - Darł się Alastor, rzucając kolejnym demonem o ścianę.
- Mój panie... To - to był Nocny Strzelec. My nic nie mogliśmy... - Struchlały demon wylądował w kawałkach.
- MACIE JĄ ZNALEŹĆ! JEŻELI ZAWIEDZIECIE, OBIECUJĘ, ŻE BĘDZIE CIERPIEĆ BARDZIEJ NIŻ OD OSIKOWEGO KOŁKA! - Naczelny demon z wielką mocą odtrącił templariuszy, którzy wylądowali na ścianie w postaci mokrej plamy. Alastor powoli zaczął się uspokojać.
- Posłaniec! - Warknął. Przed nim pojawił się niewielki demon. - Wysłać mi natychmiast polecony do Naczelnego Anioła. Niech zbierze swoje legiony. Ma za zadanie znaleźć ślepą elfkę i przyprowadzić ją do mnie całą i zdrową. Powiedz też, że zezwalam mu na rajd. - Ostatnie zdanie Alastor powiedział jakby z bólem, że musi się na coś takiego zgodzić. Posłaniec zasalutował i przeteleportował się. Naczelny demon odwrócił się do okna, rozmyślając...

Tymczasem, na statku Cervantesa...

- Kiedy już tylko znajdę Róg, będę panował nad morzami i oceanami. Nikt nie będzie mógł stanąć mi na drodze! - Mruczał pirat sam do siebie, chodząc wte i wewte. Statek płynął sam, więc nie musiał się zajmować kwestią sterowania. Askir siedział przywiązany do masztu, milcząc.
- Tak... Wszyscy w końcu zrozumią, kim jestem. Nie będzie już nikogo ponad mną! - Pirat roześmiał się ochryple. Askir, korzystając z jego nieuwagi, zaczął poruszać nadgarstkami, w nadziei wyswobodzenia się...

Tymczasem, gdzieś w eterze...

Drareal i tajemnicza trzynastka stała spokojnie, czekając. Numer I nazwał to "tunelem". Drareal mógłby się z nim zgodzić, gdyby nie fakt, że stali oni nieruchomo, a ściany mimo to wciąż się przesuwały... "Ostatni" z rasy Aht'garass mimo tej niezdrowej atmosfery oczekiwania doszedł do wniosku, że członkowie Organizacji nie są źli. Zwłaszcza że dało się z nimi pogadać na różne tematy. I tak, numer IX okazał się wyluzowanym facetem, który próbuje rzucać dowcipami. Numer XI kocha przyrodę i potrafi o niej rozprawiać godzinami. Numer II z kolei mimo swojego "wysokiego" numeru, okazał się - podobnie jak IX - facetem z luźnym podejściem do życia. Jednakże niektórzy wydawali się zdecydowanie mniej przyjaźni, jak choćby numer I właśnie. Z numeru XII dało się czuć złośliwość, od numeru III - Dzikość, a od VII - Przerażający spokój. W końcu I odezwał się:
- Jesteśmy. - Drareal rozejrzał się. I nagle błysnęło. Aht'garass stracił przytomność...

Tymczasem, w Itkim...

Dowódca Aniołów Piekieł - nie bez powodu zwany Chaosem - otrzymał od Alastora wyraźne instrukcje dotyczące swojego zadania. Znaleźć młodą elfkę, niewidomą do tego, a resztę - wedle uznania. I to się podobało Chaosowi najbardziej. Ta radosna samowolka. Miał ze sobą kilkuset żołnierzy - Głównie Aniołów, ale także kilka Bestii i osobistego templariusza Alastora, który miał nadzorować przebieg pracy. Chaos nie przepadał za urzędasami. "Są zbyt praworządni", jak sam mawiał. Awersja Aniołów do prawa sprawiła, że nawet w Czyśccu obawiano się ich i uciekało przed nimi w popłochu. Ale teraz przyszła okazja do wyładowania emocji. Templariusz nalegał jednak, by zachowano dyskrecję. Chaos dyskrecję rozumiał w posyłaniu kilku demonów na śmierć i dobijaniu zajętych walką adwersarzy. Tym razem miał on jednak ze sobą kilkuset Aniołów - Więc mógł sobie pozwolić na lekką fantazję. Skinął na jeden z oddziałów. Po chwili dało się usłyszeć wystrzały, wybuchy i porykiwania.
- Głupcze! - Warknął templariusz. - Przez ciebie nas zdemaskują!
- Spokojnie. - Odparł Chaos, pokazując pozostałym żołnierzom na migi "Rzeź, tylko po cichu." Oczywiście, dowódcą był miernym. W Itkim zaroiło się od wrzeszczących, strzelających, ryczących i zabijających Aniołów Piekieł. Sam Chaos wziął ze sobą templariusza i Bestie, po czym zaczął zaglądać przez okna. W jednym z nich zobaczył związaną kobietę i strzegący jej oddział: Kilka zakutych łbów i jakiegoś staruszka, od którego emanowała potężna moc...
- Bez materiałów wybuchowych się nie obejdzie. - Mruknął, łapiąc za swoją rakietnicę.
- Alastor obedrze cię ze skóry. - Jęknął templariusz, myśląc bardziej o sobie niż o Chaosie.
- Przymknij się! - Warknął Anioł. - Tym razem zrobimy to po mojemu. - Chaos skinął na Bestie, które zaczęły powoli skradać się pod okna. W końcu z głośnym hukiem wskoczyły przezeń, rozbijając szyby. Dało się usłyszeć kobiecy krzyk i przekleństwa mężczyzn.
- Teraz nasza kolej. - Chaos wyskoczył przed drzwi, wyważył je i bez zbędnych ceregieli z odległości metra wypalił w skłębioną masę ludzi i demonów... Rakietnica załadowana była rakietą przeciwpiechotną, więc nie wysadziła domu. Rozmsarowała za to Bestie i zakonników po ścianach, podłodze i suficie. Został jedynie dziwny staruszek. Jednym ruchem ręki odrzucił Chaosa, ale nagle templariusz wystrzelił ze swojej kuszy, trafiając w dłoń. Staruszek skrzywił się na ułamek sekundy... Tyle wystarczyło Chaosowi. W mgnieniu oka złapał dziewczynę wpół i wyskoczył z domku.
- Teleport, dawaj! - Warknął do oszołomionego templariusza. Ten skinął głową i nakreślił pentagram. Rozpłynęli się, zostawiając w Itkim kilkuset rozwścieczonych Aniołów...

Miron

Miron

12.11.2008
Post ID: 36444

Jess oberwał spadającą deską i stracił przytomność. Gdy się obudził, Itkim już prawie nie istniało.
Zerwał się i tamując krwawiącą ranę na głowie udartym kawałkiem rękawa pobiegł do obozu zakonników.
Utrzymywało się tam jeszcze czterdziestu zakonników, wspieranych przez Mavira. Anioły Piekieł nadal szturmowały obóz, lecz za każdym razem były rozrywane na kawałeczki ostrzałem muszkietów i magii Nieśmiertelnego. W końcu zrezygnowane teleportowały się do Czyścca. Jeremiasz pogodził się z myślą że chyba nigdy już nie spotka Ymry. Że chyba niebiosa się sprzysięgły aby rozdzielić kochanków. - Hadhod nie żyje, Aarons nie żyje, Dragomira uratował smok- pomyślał Jess.
- A więc co robimy? - spytał Mavir
- Odpływamy do Burtons Way. - odparł Jeremiasz
Jedynym ocalałym statkiem był " Wędrowiec ", który jeszcze nadawał się do rejsu. Niestety statek po godzinie rozbił się przez nieudolnego sternika na rafach. Jessa ocean wyrzucił na nieznaną mu wyspę, nieprzytomnego zabrali tubylcy. - Dzieci Lasu - pomyślał Jeremiasz gdy ocknął się w chacie przypominającej roślinę. Podszedł do niego stary osobnik, o niebieskawych
włosach i żółtej skórze.
- Pij brego - powiedział podając kubek z wywarem ziołowym. Jess wypił wywar, smakował niczym... Kurczak - pomyślał. Znał mowę tej rdzennej rasy. Brego oznaczało " człowieka", Nui " elfa, Ganu " krasnoluda" i tak dalej. Starzec zostawił go na straży dwóch Strażników. Strażnicy byli zawodowymi łucznikami Dzieci lasu. Ubrani byli w portki z skóry i długi, maskujący płaszcz z wymalowaną czerwoną czaszką po zewnętrznej stronie. Kołczan nosili dość dziwnie, na prawej nodze, zapewne dla wygody. Wiedział że uda mu się z nimi zaprzyjaznić, i postanowił zamieszkać tu na stałe, bo co mu w sumie pozostało?......

Fergard

Fergard

13.11.2008
Post ID: 36483

Tymczasem, w Czyśccu...

- Nie, imbecylu, to nie jest elf! - Warknął Alastor do zakłopotanego Chaosa.
- Miała nieobecne spojrzenie... Była pilnowana... Tak więc myślałem...
- Nie myśl, bo ci to nie wychodzi. - Odparł szyderczo naczelny demon. - I powiedz mi jeszcze, co ja mam z nią zrobić?
- Odeślij mnie do Kapitana Vokiala. - Przemówiła Ymra, bo była to właśnie ona.
- Kogo?
- Kapitana Vokiala, głupcze! - Warknęła kobieta zimnym i zniekształconym głosem.
- Uważaj, pókim dobry... - Mruknął Alastor ostrzegawczo. Ymra warknęła coś w nieznanym języku. - Wspaniale. Nie potrzebuję tu takiej duszy. Chaos! - Warknął do Anioła. - Odprowadź ją byle z dala ode mnie.
- Tak jest. - Odparł Chaos, ale dosłownie chwilę później dostał kopniaka w krocze i zwalił się na ziemię, jęcząc. Alastor roześmiał się.
- Skoro tak bardzo nie chcesz tu przebywać, to wyślę cię do tego twojego Vokiala z przyjemnością. - Wielki demon nakreślił kilka znaków w powietrzu. Błysnęło i Ymry nie było. Alastor uśmiechnął się, obnażając garnitur ostrych zębów. Po krótkiej chwili rozmyślania złapał za pióro i zaczął pisać list. Adresowany on był do Mrocznego Żniwiarza...

Tymczasem, wciąż w eterze...

Drareal rozglądał się, mrużąc oczy, ale wciąż niczego nie mógł zobaczyć. Nagle poczuł, że dostaje silny cios w głowę. Chłopak zwalił się na ziemię, tracąc przytomność...

Obudził się kilka godzin później, obolały. Zauważył, że leży na deskach. Zerwał się z pokładu statku. Nie widział żadnego z członków Organizacji. "Gdzie ja jestem?", pomyślał. Nagle targany niepokojem odwrócił się. Zobaczył pirata, którego niejeden nazwałby "ekscentrycznym". Czerwona chusta na głowie, czarne włosy, splecione w warkocze, rozbiegane spojrzenie zawierające także trochę inteligencji. Pirat przemówił spokojnie, przesadnie przy tym gestykulując:
- Witam cię serdecznie na moim stateczku. Zastanawiasz się pewnie, jak tu trafiłeś. Otóż Organizacja nie mogła przewidzieć, że ktoś zastawi na nich sidła na ich terenie łowieckim...
- Słucham? - Zapytał nieśmiało Drareal. Pirat zauważył, że używając przenośni niczego nie wskóra.
- Chodzi mi o to, że powiązaliśmy ich, złapaliśmy ciebie pod pachę i daliśmy nogę... - Pirat zakręcił jednym warkoczem. - Jestem kapitanem tego cyrku, uwierzyłbyś w to? W każdym razie... Jack Sparrow, do usług. A to jest "Czarna Perła".
- Legendarna "Czarna Perła"? - Przemówił Drareal, któremu zabrakło głosu.
- Tak, dokładnie. Najszybszy żaglowiec w historii. Tak... Wstawaj, chłopcze, masz do odwalenia kawał dobrej roboty.
- Że jak? - Aht'garass machnął ręką. - Ty sobie nie wyobrażasz, co ja przeżyłem w ciągu ostatnich kilku godzin. Jeśli łaska... Wysadź mnie w najbliższym porcie.
- Mogę cię wysadzić jedynie w Tortudze, inne porty raczej za mną nie przepadają. - Pirat przeszedł od lewej burty do prawej, przesadnie przy tym wymachując rękoma. - Tyle że Tortugę... Właśnie minęliśmy. - Z nieukrywaną satysfakcją wskazał zrozpaczonemu Drarealowi niewielkie miasto za nimi.
- No to będę płynął wpław! - Warknął chłopak, chcąc skoczyć do wody.
- Nie radzę... - Jack wskazał Drarealowi kłębiące się dookoła statku rekiny. - Uwierz mi, że one bardzo się przydają. Co prawda trzeba je karmić, ale w Tortudze zawsze znajdzie się kilku takich jakby stworzonych do tego celu... - Drareal oparł głowę o maszt, wściekły i zrozpaczony. - A jeśli chodzi o szczegóły twojej misji, to wyjaśnię ci to wieczorem... Dobrego. A... I nie uszkodź mi masztu. - Sparrow oddalił się. Drareal zaczął przeklinać siebie w duchu, że nigdy nie był bardziej dociekliwy, pytając, kim była jego matka...

Tymczasem, na statku Cervantesa...

Askirowi udało się poluzować więzy, czekał jednak z uwolnieniem się na właściwy moment. Cervantes wciąż monologował sam ze sobą. W końcu pirat odwrócił się plecami do Askira, który ostrożnie i powoli uwolnił się z więzów, po czym przekradł się od masztu do burty i wyskoczył w spienione fale. Przez kilka sekund mocował się ze sztormem, aż w końcu znalazł właściwy rytm pływania. Nie usłyszał przekleństw miotanych przez wściekłego Cervantesa. Teraz w głowie miał tylko jedno: Znaleźć Drareala i ewentualnych sprzymierzeńców...

Erick

Erick

13.11.2008
Post ID: 36501

Na dworze było ciemno i spokojnie, zza okna wyglądało światło gwiazd. Erick z towarzyszami rozpoczął naradę w domku Darona, który słynął ze swojej wielkiej gościnności.
- Piraci popłynęli w tamtym kierunku - powiedział Robin, wskazyjąc na mapę.- Mogą dotrzeć do Wysp Matki Lasów lub Berganlijskich.
- A skąd pewność, że w tamtym kierunku ?
- Bo kiedy wypłynęli z Ismay popłynęli na wschód i nic nie skazuje, że zmienili trasę...
- Lub popłynęli prosto - wpadł mu w zdanie Ardon.
- Więc co zrobimy ? Przeszukamy całe może ?
- Może lepiej zrobimy jak się rozdzielimy...
- I nie wolno zapominać, że okrętów pirackich może być więcej, bo słyszałem odgłos armat nie tylko statku Vokiala - rzekł Ilinous.
- Trzeba znaleźć ich jak najprędzej, dobrze by było, abyśmy jutro wyruszyli.
- Spakujcie swoje rzeczy, nie ma chwili do stracenie, za dużo czasu zwlekaliśmy - powiedział Erick.
Następnego dnie spakowani, podziękowali Daronowi za gościnę i wyruszyli na przeciw Vokialowi.

Miron

Miron

13.11.2008
Post ID: 36502

Wreszcie po godzinie przyszedł po niego ten sam uzdrowiciel:

- Brego, nasz wódz chce cię widzieć.
- Zatem idę - odpowiedział cicho Jeremiasz.
Mógł teraz rozejrzeć się po wiosce, która składała się z wielu podobnych do tej, w której spędził nieco czasu. Dzieci lasu dzielą się na Nanu, podobnych do goblinów wojowników, którzy ujeżdżają wilki pokrewne wargom, zamieszkują zazwyczaj stepy; Doru, podobnych do koboldów, którzy są wspaniałymi żeglarzami i rybakami, którzy budują często wioski na płyciznach morskich oraz Feku, bardzo podobnych do elfów, mających żółtawą skórę i ciemnoniebieskie włosy. Feku zamieszkują lasy, są doskonałymi łucznikami, czarodziejami i wojownikami. Feku od elfów różni chyba tylko budowa ciała i twarz. Nie są tak pięknym ludem jak elfy, spiczaste uszy mają raczej bardziej na boki, a muskulatura całkowicie pozwala odróżnić ich od dumnego ludu. Ci, do których trafił Jess, byli właśnie Feku. Po łące, na której położona była wioska, biegały dzieci, widać było przygotowujących się do polowania mężczyzn i gotujące kobiety. Jess uśmiechnął się widząc zaciekawienie jego osobą przez dzieciaki. W końcu doszedł do dużej chaty w centrum osady. Przy drzwiach stali także Strażnicy. Wszedł do środka i rozejrzał się: w chacie było dość ciemno, ale światło pochodni pozwalało Jessowi nieco zobaczyć. Podeszła do niego kobieta ubrana w futrzany pancerz.
- Mój ojciec niedługo cię przesłucha, brego. - powiedziała do Jeremiasza. Po chwili podszedł także mężczyzna w zbroi z chityny.
- Czego tu szukasz brego?
- Mój statek rozbił się na rafach, nie mam złych zamiarów, uciekałem przed złem i dzięki wam, udało mi się uciec.
- Widzę szczerość w twoich oczach. Cóż, czego chcesz od nas?
- Chciałbym prosić cię o pozwolenia na zamieszkanie w wiosce.
- Jeżeli zrobisz coś dla plemienia, przyjmiemy cię z otwartymi ramionami. Potrzebujemy silnego wojownika, który poprowadzi nasz atak na bandytów, którzy zamieszkali na wyspie.
- Zatem zgoda - mruknął Jeremiasz.
Po paru minutach zebrali się Strażnicy i myśliwi. Cichcem przemknęli do obozu bandytów i zaatakowali, jednakże wystrzelona przez bandytę strzała prawie zabiła wodza. Uratował go Jess, zasłaniając go tarczą, po czym zaszarżował na wroga i rozbił mu głowę maczugą. Za ten czyn i odwagę w walce, Jeremiasz otrzymał małą chatkę i ubranie Feku. A córka wodza zapragnęła Jeremiasza, lecz ten odrzucał jej zaloty myśląc cały czas o Ymrze. Cóż, szczęście chyba wreszcie zaczęło się do niego uśmiechać...

Erick

Erick

13.11.2008
Post ID: 36505

Drużyna Ericka przedzierała się przez gęste lasy. Wspólnie postanowili kierować się w stronę morza. Robin wysłał swojego sokoła - Anubisa na zwiady, miał nadzieję, że znajdzie jakieś ślady piratów. Kiedy zapadł zmierzch postanowili rozbić obóz.
- Anubis długo nie wraca - powiedział Gofryt.
- Pewno chce zbadać większy teren, niedługo wróci - odparł Robin, dodając kilka patyków do ogniska.
- A gdzie Erick ? - spytał Ilinous.
- Poszedł gdzieś, pewnie po drzewo.

Erick szedł lasem, rozmyślając. Jednak po pewnym czasie wrócił do rzeczywistości i postanowił wrócić do reszty. Nagle usłyszał szelest za plecami. Błyskawicznie się obrócił, ale nic nie dostrzegł, więc pomyślał, że to jakieś zwierzę, gdy nagle strzała z łuku przeleciała mu koła głowy. Instynktownie wyciągnął laskę. W ostatniej chwili udało mu się odbić drugą strzałę, następnie strzelił kulą ognia w kierunku z którego leciała strzała. Usłyszał cichy jęk. Elf wszedł ostrożnie w krzaki i ujrzał człowieka całego we krwi, który jakby na łożu śmierci bezwładnie poruszał ustami, mówiąc :
- On ... się... zemści... Gnieeew...jego... będzie.. straszny.
Po czym nieznajomy wyzionął ducha. Czarodziej postanowił pośpiesznie powrócić do obozu i opowiedzieć o wszystkim przyjaciołom.

Vokial

Vokial

13.11.2008
Post ID: 36519

Na "Eksperymencie"...

Vokial podszedł do smoka i poklepał go po kościanym grzebiecie. Odwrócił się i krzyknął do kilku liszy:
- Znajdźcie Nesdro, najpewniej będzie się jeszcze ruszał!
Lisze podeszły do burty i wyskoczyły do morza. Do wampira podszedł inny lisz.
- Ee... Panie... Ten ich generał... odebrał nam Ymrę... - powiedział bojąc się że za przyniesienie złej wiadomości dostanie karę. Vokial uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze się składa... I tak już mi nie jest potrzebna... - mruknął i wtedy usłyszał za sobą jakiś odgłos, podobny do tego który towarzyszy teleportacji. Odwrócił się i zobaczył Ymrę." A ona skąd się tu wzięła?" - pomyślał. Ona podeszła do niego i uściskała. Wampir wystawił oczy i więcej nic nie zrobił. Gdy skończyła go ściskać zaczęła wpatrywać się w smoki.
- Widzę że przybyły posiłki?
- Tak. - odpowiedział wampir. Wtedy na statek zaczęły wchodzić lisze, razem ze szczątkami Nesdra.
- Co z nim zrobić, panie? - zapytał jeden.
- Jak to co?! Poskładajcie go! - odpowiedział trochę zdenerwowany Vokial. Lisze chcąc, nie chcąc wzięły się do roboty. Przez ten czas Nesdro ciągle dawał wskazówki gdzie mają co umieścić. Wyglądało to trochę komicznie. Gdy skończyli Nesdro wstał na nogi.
- Jak dobrze być znowu w całości... - mruknął.
- No to gdy jesteś już w cały, powiedz tym liszom które mają nam pomóc żeby się gdzieś zaszyły i czekały na moje wezwanie. - powiedział Vokial i odwrócił się do lisza. - Zostaniemy tu na chwile, więc opuśćcie kotwice!
Lisz odwrócił się i podszedł do burty na której była umiejscowiona kotwica. " Trzeba zagoić rany..." - pomyślał wampir i zszedł pod pokład.

Miron

Miron

14.11.2008
Post ID: 36549

Jeremiasz obudził się, i rozejrzał. Stara chatka, jego nowy łuk stojący oparty o ścianę. Wstał spokojnie i nalał sobie wody z bukłaczka stojącego na stołku. Wypił i ubrał się, po czym wyszedł z chatki. W wiosce dzieci już zaczęły się bawić, choć dopiero świtało. Jess uśmiechnął się i poprawiwszy swój płaszcz Strażnika, ruszył żwawo do strażnicy na klifie. - Mam dziś ciężką wartę - pomyślał idąc, po chwili ujrzał majestatyczną platformę z drewna, wysoką na jakieś osiem metrów.

- Ruszaj odpocząć Sithi - zawołał do młodego Strażnika na platformie - Zastąpię cię dziś do zachod słońca!
- Dobrze Uru, przyda mi się odpoczynek - odpowiedział strażnik i ziewając zszedł i pomaszerował do wioski. Jeremiasz znowu się uśmiechnął. Uru to imię jakie od nich otrzymał, oznaczało " kruka ", zapewne nazwali go tak z powodu jego kruczoczarnych włosów. Wszedł na strażnicę i usiadł na stołku.
Zapowiadało się na to że resztę życia spędzi na tej wyspie, a nawet zaczął myśleć czy aby nie zapomnieć o Ymrze, i pobrać się z córką Krahnaka. Obracają w palcach strzałę, wstał i zaczął wartę, cóż, czekało go paręnaście godzin stania i gapienia się w morze......

Fergard

Fergard

14.11.2008
Post ID: 36550

Tymczasem, u Mrocznego Żniwiarza...

Naczelny demon przez kilka godzin wertował papiery sporządzone przez SSS. W kilku plikach widniało czarno na białym o detalach "graczy". Mroczny chrząknął. "Co ja mam zrobić z Anną?", pomyślał. Przerzucił kolejną kartkę. Mignęło mu nazwisko "Bosfor". Zaciekawiony Żniwiarz przyjrzał się stronie dokładniej... W miarę czytania uśmiech stawał mu się coraz szerszy, choć nie wiadomo, czy był to uśmiech ironiczny czy też raczej szczery.
- Nocny! - Krzyknął M.Ż. Czaszka pojawił się ułamek sekundy później. Zasalutował i spytał:
- Tak szefie?
- Wyślijcie mi Annę na "Navisa". Jej siostra się z pewnością ucieszy.
- Ta... Zwłaszcza na mój widok... - Mruknął Nocny z przekąsem. - Oczywiście, szefie. Natychmiast, szefie. - Demon zasalutował i pobiegł w głąb korytarzy. Na twarzy Mrocznego Żniwiarza wykwitł lekki uśmiech...

Tymczasem, w okolicach "Eksperymentu"...

Vokial wpatrywał się w morze, rozmyślając. Nagle usłyszał cichy chrzęst, dobiegający zza jego pleców. Wampir obrócił się i zobaczył niecodzienny widok: Statek mniejszy od "Eksperymentu", ale przypominający potworną mieszankę statku i rośliny. Dziwaczna fregata była częściowo obszarpana, a na jej pokładzie kłębiły się dziwaczne istoty, przypominające jakiś spaczony morski lud.
- Gotować się do obrony! - Zakrzyknął wampir, zwijając lunetę. Na pokładzie zaroiło się od liszy. Wśród nich był także Nesdro.
- Niech ktoś pilnuje Ymry. - Mruknął Vokial. Kilku liszy zeszło pod pokład. Dziwaczny statek zatrzymał się w pewnej odległości od "Eksperymentu". Ktoś ze statku zakrzyknął:
- Ahoj!
- Ahoj! - Odkrzyknął Vokial, jednocześnie pokazując załodze na migi "Strzelać na mój rozkaz". Dziwaczny rybo - człek z głową przypominającą łeb rekina - młota zakrzyknął:
- Kto z was jest kapitanem tego cyrku?
- To ja! - Przemówił Vokial lekko urażonym tonem.
- Kapitanie, zlokalizowaliśmy ich kapitana! - Zakrzyknął potwór w głąb pokładu. Z pod pokładu wyszedł dziwaczny stwór z łbem przypominającym trochę łeb ośmiornicy.
- Wspaniale, Atkins. - Mruknął kapitan, po czym podszedł do barierki burtowej. - Jesteś skłonny nam pomóc czy będziemy musieli zmusić cię do gadania siłą?
- A co chcecie wiedzieć?
- Szukamy niejakiej Anny Bosfor. - Odparł potwór. Na twarzy Vokiala wykwitł uśmiech.
- Szukajcie statku znanego jako "Navis". - Odparł wampir z chytrym uśmiechem. "Może uda mi się pozbyć Pazura i Aeshmy...", pomyślał z satysfakcją.
- Wspaniale. - Mruknął kapitan dziwnego statku. - Ale wiedz, że jeżeli kłamiesz, to cię dopadniemy. - Vokial uśmiechnął się krzywo, jakby chciał powiedzieć "Już to widzę..." Dziwaczny statek zanurzył się w odmętach. Vokial roześmiał się cicho...

Tymczasem, na "Navisie"...

Pazur przechadzał się po pokładzie. Spokoju nie dawały mu słowa Nocnego Strzelca. "To tylko taka gra...", pomyślał z przekąsem. Nataniel rozejrzał się po pokładzie. Wolvington już standardowo siedział za sterem, Aeshma rozmyślał na mostku, a Katarzyna - Wspierając się o barierkę. Słońce już zachodziło za horyzontem. "Niedługo przyjdzie czas na kolejną wskazówkę...", pomyślał Nataniel melancholijnie. Z rozmyślań wyrwał go krzyk przerażenia. Pazur instynktownie złapał za szablę. Spod pokładu wybiegł okrutnie okaleczony Grand. Na twarzy malowało mu się przerażenie...
- Kapitanie... Twoja kajuta... Jakiś potwór... Chce widzieć ciebie i panią Katarzynę... Nikogo innego nie wpuszcza... Ja... Próbowałem wejść... - Grand cały się trząsł. Nic dziwnego zresztą. Kot był cały zakrwawiony i poraniony. Pazur skinął na jednego z marynarzy.
- Zaprowadź Granda do Rama. Musi go poskładać.
- Aye, kapitanie. - Odparł marynarz. Zarzucił na roztrzęsionego Granda koc, po czym wziął go pod rękę. Pazur wymienił spojrzenia z zaniepokojoną Katarzyną. Kotka bez słowa podeszła do Pazura. Razem skierowali się pod pokład. Pazur rozejrzał się z uniesioną szablą po korytarzu. Koło jego kajuty stał Nocny Strzelec z pogardliwym uśmiechem, który pewnie oświadczał "Widzę cię". Nataniel spokojnie wyszedł zza węgła z uniesioną szablą.
- Czego chcesz?! - Warknął kot, starając się, by zabrzmiało to jak najgroźniej.
- Tylko jedną rzecz. - Odparł Nocny z lekkim uśmiechem. - Pani Katarzyna powinna kogoś zobaczyć... - Czaszka ustąpił miejsca Natanielowi. Ten zawołał Kasię. Kotka niepewnie podeszła do Nataniela, wymieniając wściekłe spojrzenie z Nocnym, który uśmiechnął się beztrosko i otworzył jej drzwi. Na łóżku siedziała elfka o nieobecnym spojrzeniu. Katarzynie zabrakło głosu. To była Anna.
- Kasiu... To ty, prawda? - Odezwała się elfka.
- Aniu... Ja... Siostryczko! - Kasia rzuciła się, by przytulić swoją siostrę. Niedawno tak zagrożoną przez nieznane siły. Pazur i Nocny przyglądali się temu z korytarza.
- Dlaczego nam pomogłeś? - Odezwał się kot, nie odwracając wzroku od tulących się sióstr.
- Jestem niezrównoważony... - Odmruknął demon, lekko się uśmiechając. - Musicie na nią uważać. Ona ma jedną z trzech głównych ról w tej grze.
- O czym ty... - Zaczął Pazur, ale nagle zabrakło mu głosu. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ona...
- Jest z rasy Aht'garass? - Dokończył Nocny, ściszając głos. - Ale to prawda. Musicie na nią uważać, zwłaszcza że gdzieś za wami płynie teraz "Latający Holender"... - Czaszka cicho się roześmiał, po czym nakreślił kilka gestów i przeteleportował się. Pazur niespokojnie wpatrywał się w Annę...