Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Przeciwko wszystkim banderom"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Przeciwko wszystkim banderom
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Erick

Erick

15.10.2008
Post ID: 35139

- Ach tak... Jeszcze mu mało - rzekł Erick do zgromadzonych przed nim czarodziejów.
Znajdowali się na ogromnej wieży, służącej do obserwowania okolic.
- Zapewne znalazł antidotum - odrzekł drugi elf do Ericka.
- Drogi Ardonie, przecież wiesz, że na to nie ma lekarstwa. Trzeba poczekać na drugie objawy.
- Czyli ?
- Zarażeni zostaną omamieni...
- Ale to nieumarli, nie działa na nich magia umysłu - odparł trzeci czarodziej.
- I w tym rzecz. To nie magia umysłu zmusi ich to atakowania sojuszników, ale żądza krwi. Nieumarły, który nie dokona mordu na przyjacielu, będzie cierpiał chorobę dwa razy mocniej. Jednak obawiam się, że dla tego nekromanty są oni nieważni. Bardziej ceni swoich magów.
- Tak, śledziłem go. Nie przybył tu tylko po złoto, chce czegoś więcej.
- Szkoda, że nie ustaliłeś kim jest ten nekromanta... może byłoby nam łatwiej - odparł Ardon.
- Jeżeli chcemy go zniszczyć musimy zjednoczyć siły - zmobilizował wszystkich Erick. - Słyszeliście o napaści na burmistrza, oni mogli w tym maczać palce.
- Pewności nie mamy. Jednak ja nie mogę wam pomóc, tropię morderców jednorożców, giną stadami... podejrzewam wampiry.
- Kto jest ze mną ? - spytał czarodziej.
Z zebranych rękę podnieśli wszyscy, oprócz dwóch magów. Razem wszystkich chętnych, wraz z Erickiem było siedmioro : Ardon, Elten, Heldar, Gofryn, Robin, Ilinous, Erick.
- Pokażemy tym nekromantom - powiedział Robin.
- Koniecznie trzeba ustalić kim jest ten nekromanta - zaczął Erick. - Zajmę się tym. Następnie kto był odpowiedzialny za napad na burmistrza... Robin ty będziesz najlepszy do tego zadania, Reszta poszuka informacji o załodze statku nekromantów oraz należałoby poszukać sojuszników, ludzi wiedzących coś o nich. Co dwa dni będziemy spotykać się na tej wieży i składać raporty.... ktoś ma jakieś pytania ? Nikt. Zaczynamy od zaraz.
Wszyscy rozeszli się.

Kordan

Kordan

16.10.2008
Post ID: 35187

- Dopłynęliśmy! - Stwierdził błyskotliwie As.
Istotnie! Po zacumowaniu statku, byli już pod rezydencją Folensa. Jednak elfiemu watażce, coś nie pasowało. Nie przypominał sobie aby przemalowywał swój dom na kolor żółty, a o wspaniałych ogrodach otaczających jego posiadłość, też nie bardzo pamiętał. Po chwili wszystko stało sie jasne...
- "Rezydencja państwa Bosfor" - Wyczytał zdenerwowany Folens. As i Cień wiedzieli, że kiedy ich szef tak się wścieka, to lepiej nie zadawać mu głupich pytań... Albo najlepiej nic nie mówić i dać mu pomyśleć... Niestety Huzar o tym nie wiedział.
- No to co robimy? - Zapytał Huzar.
Po chwili ciężka pięść Folensa trafiła Sevenritha w podbrzusze. Ten zassał się i zrozumiał dlaczego elokwentny jak do tej pory As milczał.
- Dajcie mi pomyśleć... - Odwrócił się w stronę morza. Potem znowu w stronę rezydencji, po chwili uśmiechnął się i powiedział:
- Panowie... Zaraz poleje się krew...

Strażnik bramy usłyszał kołatanie w drzwi. Wstał i podszedł, kiedy je otwarł ujrzał siebie samego.
- Co to jest? - Zapytał zdziwiony.
Jego sobowtór otwarł usta i po chwili kula z pistoletu powaliła go na ziemię. Cień przybrał swoją "Normalną postać" i zabrał jeszcze drżącym zwłokom strażnika rapier i pistolet.
- Urgs? Co tam się stało? - Odezwał się jakiś głos z za ściany - Hej zaraz coście za... - Więcej nie zdołał wypowiedzieć bo As strzelił do niego z kuszy.
Folens wszedł do gmachu, panowała tutaj cisza, Huzar dobrze spisał się rzucając zaklęcie "Zaniku interferencji". Wyjął z sakwy mały woreczek. Nasypał sobie na dłoń odrobinę znajdującego się w nim proszku i wciągnął go do nosa...
- Ah... Cudnie... Dobra panowie! As! Masz 15 minut na zlikwidowanie ochrony, Cień masz skasować służbę! Huzar idziesz ze mną, poszukamy właściciela...

Anna Bosfor, przyrodnia siostra Katarzyny, była właścicielem rezydencji. Dostała ją od ojca Rocha Bosfora. Kapitan Roch Bosfor podczas kampanii w Karkan, znalazł tą młodą elfkę w ruinach Welhaven - Pogańskiej twierdzy, zburzonej przez Czarną rajtarię Kordana Wilka Vicersa. Dziewczyna była niewidoma, więc kpt. Roch nie miał serca jej zostawić na pastwę losu. Kiedy Katarzyna uciekła z domu Bosforów, zapisał Annie cały swój majątek. Kupił jej między innymi tą piękną rezydencję, która według jego wieści miała być opuszczona. Fakt, Folens dawno do niej nie zaglądał, a nie miał na nią żadnych papierów...

Anna spała, gdy nagle lodowaty wiatr przeszył jej ciało. Obudziła się, lecz z racji swojego upośledzenia widziała tylko białe i czarne plamy, układające się w różne wzory i sylwetki.
- Hans... - Zawołała.
- Słucham jaśnie panią? - Zapytał jeden ze strażników pilnujących jej pokoju.
- Miałam zły sen... Czy możesz sprawdzić czy wejście jest pilnowane?
- Już się robi... Hej a wy co za jedni! - Zawołał do zmierzających w jego stronę Folensa i Huzara.
Huzar skoczył na Hansa wgryzając mu się w szyję. Drugi z wartowników zaatakował Folensa. Ich ostrza skrzyżowały się raz, drugi, trzeci i po chwili strażnik padł na podłogę z dziurą w głowie. Folensowi nie chciało się z nim walczyć więc wystrzelił mu prosto w twarz z bandoletu. Kiedy Hans przestał się ruszać, Huzar puścił jego stygnące ciało i zwrócił swój wzrok w stronę niewidomej elfki. Folens już do niej wymierzył, gdy Sevenrith się odezwał:
- Jest właścicielką i jest niewidoma. Palnij ją w łeb to ściągniesz na siebie gniew wszystkich dobrych bóstw.
- Ja tam jestem wyznawcą teorii że "Wszystkie dobre bóstwa" mogą mnie cmoknąć, więc przykro mi.
- Co Ty kurde wyprawiasz! Do bezbronnego będziesz strzelał?
Folens popatrzył na Huzara obojętnie a następnie opuścił broń. Spojrzał na cały czas milczącą elfkę, wpatrującą się gdzieś w dal. Folensa przeszły ciarki, gdyż jej wzrok po prostu go paraliżował. Nie ze strachu, nie była to tez żadna magia... Po prostu spokój, jaki bił z jej oczu był dla niego jak rachunek sumienia. Odwrócił wzrok i powiedział do Huzara.
- Popilnuj jej chwilę, zaraz przyjdę...
Folens wyszedł z pomieszczania, zostawiając Annę i Huzara samych.
- Kim jesteście? - Zapytała drżącym głosem, mimo braku wzroku, miała niezwykle, nawet jak na elfa wyczulony słuch. Słyszała jak krew płynie z ran Hansa i jego towarzysza.
- Jestem ochroniarzem tego gościa, który do ciebie celował. On nazywa się Folens i jest właścicielem tego domu...Problem w tym że nie oficjalnym...
- A ty kim jesteś... I kim są jeszcze dwaj szaleńcy biegający po moim domu?
- Hmmm... As i Cień... W swoim czasie ich poznasz. Ja nazywam się Severith z Wyspy. Ale dla przyjaciół jestem Huzar.
- Jesteś Demigodem... - Stwierdziła ze strachem w głosie
- Tak... Tylko nie mów nikomu...

Fergard

Fergard

17.10.2008
Post ID: 35191

W tak zwanym międzyczasie...

Morskie Neony dość szybko rozprawiły się z kościanymi rekinami Vokiala, ale chwilę później "Eksperyment" poodtrącał je jak kręgle. Sam Vokial stał na pokładzie i wpatrywał się pozornie w siną dal. Widział jednak, że "Navis" coraz bardziej się do nich zbliża... Czy też raczej to "Eksperyment" zbliżał się do statku, z którego pokładu nadleciał Daeva.
- To kwestia czasu... - Mruknął pod nosem wampir. - Niedługo cię dorwę i rozszarpię na strzępy. - Nagle jeden z liszy zawołał:
- Panie, coś jest nie tak! "Eksperyment" zwalnia! - Vokial obejrzał się na żagle, po czym rzucił okiem na prowizorycny silniczek. Faktycznie, nic nie działało... Wściekły wampir zaczął bębnić palcami o burtę.
- Możecie to naprawić? - Zapytał.
- Tak, ale to trochę potrwa... - Odparł lisz spod pokładu. W tym samym czasie Vokial zauważył w oddali Daevę, który wołał do niego, rozbawiony:
- Czyżby coś się stało z twoim statkiem?
- Wiem, że to twoja sprawka! - Warknął Vokial.
- Niezupełnie... - Demon zachcichotał. - Obejrzyj się za siebie! - Vokial obejrzał się. Zauważył niewielką istotkę, jakby złożoną wyłącznie z cienia. Jedyną nie - czarną rzeczą były przenikliwie żółte oczy... Oczywiście był to Okrutnik. Nie sięgał Vokialowi do pasa...
- Kpisz sobie ze mnie?! - Warknął wampir, prawie że czerwony ze wściekłości.
- Obejrzyj się jeszcze raz... - Tym razem Vokial zauważył jeszcze innego Okrutnika, przypominającego balon. Miał on wypełnioną ostrymi zębami paszczę. A po krótkiej chwili pojawiło się ich jeszcze 20...
- Powodzenia z Darkballami! - Wrzasnął Daeva do osaczonego wampira. - A i jeszcze coś... Jesteś na terenie Sahuaginów... Radzę ci szybko się ruszyć, bo oni nie lubią nieproszonych gości... - Demon wesoło pomachał wściekłemu wampirowi i przeteleportował się...

Tymczasem, na tonącej "Srebrnej Mewie" Jess złapał za kuszę i w ostatniej chwili przeprawił się przez kładkę. Jego chluba i duma... Poszły na dno. Jeremiasz zazgrzytał zębami:
- Le Rauxe, jeszcze cię dorwę! - Wrzasnął w kierunku portu, po czym usiadł i zaczął płakać...
- Kapitanie? - Zająknął się Aarons.
- Zostawcie mnie... Zostawcie mnie wszyscy... - mruknął Jess. Załoga niechętnie się rozeszła...

W tym samym czasie, na pokładzie "Navisa", załoga ryczała na całe gardło, słuchając opowiastek Daevy:
- No, i wtedy powiedziałem mu, że jest na terenie Sahuaginów... Do biedaka to dotarło parę sekund później... - Cała załoga, włącznie z Natanielem i Wolvingtonem ryczała ze śmiechu. Jedynie Katarzyna nie śmiała się z innymi. Raczej preferowała zachowywanie dystansu. Kotka obserwowała teraz płynącą spory kawałek za nimi Armadę. Nie mieli szans ich dogonić, ale nie można było spoczywać na laurach. Dopiero, gdy całkowicie znikną z pola widzenia fregat Armady, będą mogli mówić o sobie, że są bezpieczni. Po chwili cała załoga wróciła do swoich obowiązków, na pewno weselsza niż wcześniej. Nataniel pochylił się nad mapami, Wolvington złapał za ster, a Daeva uważnie obserwował wodę... Vokial nie jest słaby, Sahuaginowie i Okrutnicy powstrzymają go tylko na chwilę... Nagle nad "Navisem" zaczął krążyć gołąb. Do nóżki miał doczepioną wiadomość...
- Hej, widzisz tego gołębia? - Zagadał Grand do któregoś z marynarzy.
- Tak, widzę... Czy on nie krąży nad panią Katarzyną? - Odparł majtek. "Hmmm... Czyżby Kasia miała znajomych, o których nie wiemy?", pomyślał Grand. W międzyczasie gołąb wylądował na ramieniu zaskoczonej Katarzyny. Odczepiła od nóżki gołębia wiadomość, po czym podała mu ziarenko. Ptak zerwał się do lotu i poleciał na wschód. Kasia rozwinęła rulonik, po czym zagłębiła się w lekturze. Po krótkim czasie mruknęła pod nosem:
- O nie... - Kotka podbiegła do Nataniela, zagłębionego przy mapach. Pazur podniósł głowę i zauważył, że Kasia jest wyjątkowo roztrzęsiona.
- Coś się stało? - Zapytał niespokojnie.
- Musimy obrać kurs na wyspę Brakiff! - Wypaliła Katarzyna.
- A co się stało? - Zapytał Nataniel.
- Dostałam... list z wiadomością od niejakiego Folensa... - Zaczęła Katarzyna. - W tym liście pisze, że ma moją siostrę, Annę... Jako zakładniczkę... I że chce za nią milion sztuk złota... - Kotka rozpłakała się, zwracając uwagę całej załogi.
- Nigdy nie mówiłaś, że masz siostrę... - Jęknął Pazur, zakłopotany i zaskoczony.
- Bo to moja przyrodnia siostra... - Katarzyna otarła łezkę. - Nigdy za sobą nie przepadałyśmy... Moja siostra była zawsze traktowana lepiej. Była niewidoma od urodzenia... Mój ojciec znalazł ją kiedyś w ruinach poganśkiej twierdzy... Nie wiadomo, co ona tam robiła... Ale traktował ją lepiej... Bo była posłuszna... Bo była delikatniejsza... Bo była niewidoma... To był jeden z powodów, z którego uciekłam z domu... Ona zawsze nazywała mnie "futrzakiem", a ja ją - "szpiczastouchem"... - Kasia rozmarzyła się, po czym szybko wróciła na ziemię... - Ale jednak kiedy byłam w złej sytuacji, Anna zawsze stawała po mojej stronie... Taka gorzka siostrzana miłość... - Katarzyna złapała zaskoczonego Nataniela za ręce. - Proszę cię, Nat... Musimy płynąć na wyspę Brakiff... Tam jest moja siostra... - Nataniel zakłopotał się... Głównie dlatego, że Katarzyna zwróciła się do niego per "Nat". Był też inny powód: Cała załoga jak zbaraniała wpatrywała się w tą scenę. Jeśliby odmówił, to po pierwsze: Kasia by go znienawidziła, a po drugie - załoga patrzyłaby na niego jak na jakiegoś typa bez serca...
- Wolvington! - Warknął niby - entuzjastycznie Nataniel. - Kurs na wyspę Brakiff! Wpadniemy do rodziny Kasi! - Kotka popatrzyła na niego, jakby chciała powiedzieć "dziękuję". Nataniel zamyślił się: Miał wrażenie, że gdyby się wahał, Kasia mogłaby go nawet pocałować. Pazur lekko się wzdrygnął... Z rozmyślań wyrwał go głos Granda:
- Kapitanie, a co z Armadą? - Faktycznie, jeśli Armada popłynie za nimi, to mogą narobić więcej złego niż dobrego...
- Daeva, upoważniam cię do zrobienia porządku z Armadą! - Demonowi zaświeciły się oczy. - Tylko zbytnio ich nie poturbuj... To byłby tylko dodatkowy karb stresu...
- Aye, kapitanie! - Zakrzyknął demon, po czym wzbił się w powietrze i poleciał w kierunku Armady...

Vokial

Vokial

17.10.2008
Post ID: 35196

Vokial popatrzył na Okrutników i wyciągnął sztylet. "Czas na mały trening." - pomyślał i rzucił w jednego z nich sztyletem. Sztylet przeleciał przez niego, nie robiąc mu krzywdy. "Zobaczymy, czy tak odporne są na czary." - pomyślał. Chciał już wyczarować kulę ognia, ale musiał zablokować laską uderzenie jednego z Okrutników. Odepchnął go laską i potraktował kulą ognia.
- Wyślij... kilkanaście.. liszy... na... "Navisa"! Spróbujcie... zniszczyć... im... żagle! - krzyknął Vokial do znajdującego się niedaleko lisza, w międzyczasie blokując ciosy Okrutników.
Kątem oka zauważył teleportujące się lisze. Zablokował następny cios i zamroził agresora. Na pokład zaczęły wchodzić lisze, które usłyszały odgłosy walki. Zajęły się dziesięcioma Okrutnikami. Vokial wyjął zza płaszcza woreczek z jakimś proszkiem. Wyjął szczyptę proszku i sypnął jednemu z Okrutników w twarz. Po chwili ciało Okrutnika zaczęło zanikać, pierwsze głowa, później tułów, a na końcu nogi. Unicestwił takim sposobem jeszcze dwóch Okrutników. Schował woreczek i uderzył Okrutnika kulą z diamentu laski. O dziwo, gdy go uderzył ten się rozpadł na kilkaset kawałków. Gdy dotknęły ziemi zniknęły. "Hmm... Dziwne." - pomyślał. Uderzył w ten sposób dwóch Okrutników , ale oni też zginęli w ten sam sposób. "Wygląda na to że ta laska ma cechę niszczenia tych istot." - pomyślał i zabił ostatnich czterech Okrutników nowym sposobem. Lisze też skończyły robotę. Gdy szedł po swój sztylet, zauważył kątem oka dym na horyzoncie. Wyciągnął lunetę i spojrzał w tamtą stronę. Zauważył "Srebrną Mewę" tonącą i jakąś fregatę. Nie widział na statku żadnych psów. "Wygląda na to że Jeremiasz pokonał psy, ale stracił swój statek." - pomyślał. Odłożył lunetę i pomaszerował w stronę dzioba statku.

Erick

Erick

17.10.2008
Post ID: 35209

Wieża Obserwacyjna była pokryta mgłą, kiedy na jej szczycie znalazło się siedmioro postaci. Byli to członkowie stowarzyszenia "antypirackiego".
- Słyszałem, że masz ważne informacje. - powiedział Erick do Ardona.
- Tak, wiem kim jest ten cały nekromanta. - odrzekł Ardon.
- Hmmm, ale według moich obserwacji, nekromanci odpłynęli z okolic portu, skąd wiesz kim jest... - odparł Elten.
- Odpłynęli. - rzekł spokojnie Ardon. - Tylko są świadkowie, którzy słyszeli jak rozmawiał z załogą.
- Świadkowie! Chyba nie rybki podwodne - odparł żartobliwie Heldar.
- Nie rybki... syreny. - odrzekł Ardon.
- Syreny?! Na wybrzeżu, blisko portu ? - spytał zdziwiony Gofryn.
- Oczywiście, że nie w porcie. Jakieś pół mili stąd znalazłem ślad syren. Kiedy je wytropiłem, udało mi się z nimi porozmawiać. Powiedziały, że były w tamtych okolicach... wspomniały o dużych rybach żarłocznych. Nekromanta, który kieruje statkiem jest podobno bardzo znany... mówiły o balladzie "Wieża Mgieł", chyba nie musicie się domyślać.
- Vokial... - odparł z zakłopotaniem Erick.
- Co on tu robi? - spytał Ilinous.
- Ma zapewne kilka celów : Na pewno jestem jednym z nich... - wytłumaczył Erick.
- Porachunki koleżeńskie. - stwierdził Robin.
- Tak... musicie uważać, jest niebezpieczny. - ostrzegł ich Erick.
- Trzeba dowiedzieć się, co jest jego drugim celem - odparł Ilinous.
Po godzinie stawiania hipotez, magowie rozeszli się.

Kordan

Kordan

17.10.2008
Post ID: 35215

Folens kazał związać Annę i zamknąć ją w jej pokoju. Mimo iż była słaba, to jednak nie chciał ryzykować że ucieknie, bo byłby wtedy naprawdę niepocieszony. Rozkazał Huzarowi jej pilnować i dać jej wszystkiego, czego będzie potrzebowała. As i Cień uwinęli się z personelem rezydencji i z braku zajęcia poszli coś zjeść. Kuchnia była wszechstronna, a spiżarka zapełniona smakołykami z dalekich stron.
- As! Lubisz orzechy? - Zapytał Cień.
- Nie bardzo... Uczulony jestem. Ty patrz... Co to jest?
- Hmm... Chyba cebula, tylko czemu czerwona?
- Pewnie importowana z jakiejś krainy.
- Jak myślisz? Bardzo nam się dostanie?
- To znaczy? - Zapytał As.
- Folens zażądał okupu miliona monet. Ty sobie zdajesz sprawę jaka to jest kasa? Taniej będzie wynająć jakiś oddział, który ją odbije aniżeli płacić tyle sosu. Kij wie, gdzie ta jej siostra ma znajomości, jak się tu przywlecze z paladynami albo Czarną rajtarią to nasze życie będzie gówn... Nie wiele warte.
- Co racja to racja... - Zgodził się As - Ale podobno rajtaria została rozwiązana.
- Jak to?
- Kiedy twierdza Bractwa Czarnej Ścieżki runęła to Kordan Vicers nie zdążył z niej uciec.
- Ciekawe... - Nagle Cień uruchomił tajne przejście. - Co jest grane?
Oczom wojowników ukazał się pokaźny skład broni. I to nie byle jakiej, bo z Arcanum. Karabiny szybkostrzelne, gazy bojowe i broń pirotechniczną.
- Zobacz! - Wskazał na dziwną zbroję stojącą w kącie. - To chyba jest ten słynny pancerz wspomagany, o którym słyszałem w Durotar.
- Trzeba powiedzieć Folensowi... - Powiedział As i wybiegł z kuchni.

W pokoju Anny panowała cisza, Huzar wpatrywał się obojętnie w jej buzię i jednocześnie podrzucał sobie sztylet. Cisza o dziwo nie była krępująca. Ona miała głowę spuszczoną na pierś i nie wyrażała chęci do rozmowy, poprosiła tylko Huzara, aby zawiązał jej oczy przepaską, co też zrobił. Po kilku kwadransach w końcu zapytała:
- Co ze mną zrobicie?
- Na razie nic. Wysłaliśmy wiadomość do Twojej siostry i czekamy na odpowiedź. Jeżeli się zgodzi zapłacić, to przezyjesz, a jeśli nie... To wolałabyś nie wiedzieć co As będzie robił z Twoim ciałem.
Znowu zapadła cisza...

Fergard

Fergard

17.10.2008
Post ID: 35242

Tymczasem "Navis" kierował się w stronę Brakiff. Za sterem tym razem siedział jeden z marynarzy, a Wolvington dla odmiany sprawdzał stan kolumbryn, czy któraś nie jest zapchana. Załoga przygotowywała się skrupulatnie. Sprawdzano olinowania, żagle, burty, ewentualne zapasy żywności na wypadek dłuższego pobytu pod Brakiff. Daeva w terenie uprzykrzał życie Armadzie, Nataniel sprawdzał najkrótszą drogę na Brakiff, a Katarzyna ostrzyła jeden ze swoich trzech sztyletów. Nikt teraz nie zawracał jej głowy... Gdy Kasia była wzburzona, należało trzymać bezpieczny dystans 10 metrów. Tak jak teraz. Nawet Nataniel się do niej nie zbliżał, unikając jej spojrzenia. "Navis" opłynął skałę. Rozległ się głos Granda:
- Kapitanie, to "Psia Furia"! - Pazur przesadził barierkę i złapał za lunetę. Faktycznie, statek Le Rauxa był w polu widzenia. Tyle że samego Le Rauxa nie było widać. Było za to widać centaury, smokowców, jednego gnoma, jednego jaszczuroczłeka i jednego załamanego kapitana...
- Czyżby Le Rauxe był takim miernym kapitanem? - Zapytał sam siebie Nataniel.
- Może będą chcieli współpracować? - Zasugerował Grand.
- Czy ja wiem... - Pazur zamyślił się. - Może do nich podpłyniemy? - Grand kiwnął głową z aprobatą. "Navis" zbliżył się do "Psiej Furii" na odległość celnego strzału z muszkietu.
- Ahoj! - Zakrzyknął Nataniel z mostka.
- Ahoj! - Odkrzyknął mu jaszczuroczłek.
- Czyżbyście mieli kłopoty? - Zakrzyknął kot jeszcze głośniej.
- Nasz statek poszedł na dno i mamy tylko fregatę Le Rauxa. Kapitan jest załamany.
- A imię waszego kapitana?
- Jeremiasz "Jess" Dungham z wyspy Brakiff! - Katarzyna podbiegła do Pazura i krzyknęła do jaszczuroczłeka:
- Potrzebujecie dostać się na wyspę Brakiff?
- Podobno ma tam rezydencję wróg naszego kapitana, Folens. - Odkrzyknął jaszczuroczłek.
- Dostałam list od niejakiego Folensa... - Katarzynie zapłonęły oczy. - Pakujcie się, płyniecie z nami!
- Nasz kapitan nie chce się ruszyć. Bez niego nie idziemy! - Odkrzyknął repetlion.
- No to płyńcie na fregacie Le Rauxa! Mamy wspólnego wroga... - Kotka minęła się z zaskoczonym lekko Natanielem. Jaszczuroczłek krzyknął:
- Zawsze taka jest?
- Dziś ma zły dzień! - Odkrzyknął Pazur. - To co, płyniecie z nami?
- Płyniemy za wami! - Odkrzyknął entuzjastycznie jaszczuroczłek. - Jeszcze jedno: Jak cię zwą, zacny piracie?
- Nataniel Jonatan Pazur. A ciebie?
- A... Aarons. - Jaszczur zająknął się, bowiem słyszał już o Pazurze, ale nigdy go nie widział. - Tamten gnom to Greg, a kapitana znasz. Trzymamy się tuż za wami! - Aarons zniknął z pola widzenia Nataniela. "Zyskaliśmy nowego sojusznika... To dobrze.", pomyślał zadowolony Pazur. Pobiegł pod pokład, szukając Wolvingtona...

W tym samym czasie szczątki Armady goniącej "Navisa" powróciły do portu. Z 20 statków ostało się raptem 5, dodatkowo straszliwie pokiereszowanych. Jeden miał złamany maszt i był skazany na hol.
- Boże... - Szepnął Gabriel, gdy zobaczył, CO zostało z jego wspaniałej Armady. Le Rauxe automatycznie odchrząknął. Pers obrócił się.
- Szczerze wątpię, by sam "Navis" posiadał aż taką siłę ognia, by zniszczyć 15 statków naraz. Pazur coś tam ukrywa...
- Doprawdy, Jaques... - Parsknął Gabriel. - Twoja obsesja na punkcie Pazura jest niepokojąca... - Z jednej z fregat wygramolił się roztrzęsiony żołnierz, który tylko wrzasnął w panice:
- Demon! To demon!!! - Gabriel zatkał uszy, a Le Rauxe spytał:
- Demon?
- Pra... pra... pra... Prawdziwy demon! Nie symboliczny, autentyczny! - Le Rauxe udał, że jest mu żal żołnierza, tymczasem coraz bardziej interesowały go jego słowa:
- Mów dalej...
- Nadleciał z pokładu "Navisa"! Zaczął nas bombardować... Zrzucał nam na głowy jakieś cienie... Śmiał się, jakby to była doskonała rozrywka...
- Wystarczy, żołnierzu. - Przerwał Le Rauxe ruchem dłoni. - W centrum miasta powinni zaparzać herbatki na uspokojenie. - Żołnierz wolnym krokiem oddalił się od porucznika. Ten lekko się uśmiechnął pod nosem:
- Widzisz, Gabrielu... Mamy wystarczające dowody na to, że ten demon ma związek z "Navisem". Być może to on tak zmasakrował to ciało w ratuszu...
- Być może... - Pers lekko się trząsł. - W porządku... Wyślij gołębia pocztowego do Jego Królewskiej Mości. Jeżeli ten demon poradził sobie z 25 statkami, to potrzebnych będzie dużo więcej... - Le Rauxe zasalutował i udał się w kierunku gołębnika miejskiego. Gabriel pogrążył się w niewesołych rozmyślaniach...

Tymczasem, na pokładach "Navisa" i "Psiej Furii"...
- Co to znaczy, że mamy wspólnego wroga?! - Warknął Jess. - Folens jest tylko mój!
- Posłuchaj no, knajpiarzu... - Odwarknęła Katarzyna.
- Nie pozwalaj sobie, babo... - Warknął jeszcze głośniej Jess.
- Chcesz coś powiedzieć?! - Zapytała nienawistnie, wyciągając swoje sztylety.
- A czemuby nie?! - Odparł z jeszcze większym jadem, chwytając za rapier...
- Hej hej... Nie kłóćcie się... - Zaczęli jednocześnie Aarons i Nataniel.
- Nie wtrącaj się! - Wrzasnęli Jeremiasz i Kasia. Pazur i Aarons momentalnie umilkli.
- Jest zagrożone życie mojej siostry... Nie pozwolę, byście przez swoje porachunki zrobili coś Annie...
- To JA pierwszy spotkałem Folensa, to JA pierwszy wiedziałem, jaka z niego szuja, więc JA mam prawo pierwszeństwa w obdzieraniu go ze skóry... - Kot i jaszczuroczłek widząc, że nic nie wyjdzie z pogodzenia zwaśnionych stron rozeszli się - Pazur do map, Aarons przez burtę na "Psią Furię". Dyskusja oczywiście trwała w najlepsze na "Navisie". Nataniel, nie mogąc skupić się na mapach, wszedł na mostek i zagadał do stojącego za sterem Wolvingtona:
- Nie boli cię już głowa od tych ich kłótni?
- Zgadnij. - Jęknął wilk. - Ale teraz moja zmiana... Hej, widzisz ten dym? - Nataniel obrócił się. Pokład spowiły kłęby czarnego dymu... A po krótkiej chwili na pokładzie "Navisa" pojawiło się 15 liszy...
- Uważajcie! - Krzyknął ostrzegawczo Pazur. - Jess zamachnął się rapierem na oślep, odcinając jednemu z liszy łeb. Pozostali rzucili się na na nich, wymachując mieczami i laskami magicznymi. Znikąd pojawił się Aarons, który wypalił w łeb jednego z liszy z muszkietu. Czaszka lisza potoczyła się po pokładzie. W tym samym czasie Jess i Katarzyna zetknęli się plecami, otoczeni przez liszy.
- Nie wierzę, że walczę z tobą ramię w ramię... - Mruknął Jess, blokując cięcie.
- Nie jesteś jedyny... - Odparła Kasia, wpychając jeden ze sztyletów w oczodół nieumarłego. W tym samym czasie na pokład "Navisa" dotarli Gregorius i kilku centaurów wsparcia. Spod pokładu wybiegł Grand i kilkunastu marynarzy. Pazur i Wolvington przeskoczyli przez barierkę, wymachując szablami. Piraci mieli przewagę liczebną, ale nieumarli nie byli ułomkami. Po chwili Grand, Greg i ich oddziały leżały odtrącone magicznym pchnięciem. Na polu bitwy zostali Pazur, Jess, Kasia, Wolvington i Aarons kontra 15 liszy. Pazur ciął kolejnych nieumarłych liszy szablą oraz uderzał ich magicznie, podobnie Wolvington, przy okazji wymierzając żelazne policzki pancerną rękawicą. Jess na przemian ciął rapierem i strzelał z kuszy, Katarzyna lawirowała między nieumarłymi, tnąc sztyletami, a Aarons z braku lepszej broni - okładał liszy po łbach muszkietem. Lisze w końcu zaczęły współpracować. Jednym mocarnym zaklęciem tarczy odepchnęły atakujących w różne strony, po czym podzielili się na trójki, mając na celu zsynchronizowany atak.

Pierwsza grupa osaczyła Pazura pod barierką. Kot tylko się wzgardliwie uśmiechnął, po czym dwóch liszy powalił magicznie, a trzeciego bez zbędnych ceregieli złapał wpół i wrzucił do wody.
- A żebyś spróbował tu wrócić! - Wrzasnął za spadającym nieumarłym.

Druga grupa miała uprzykrzyć życie Aaronsowi. Ten miał do obrony muszkiet z jednym pociskiem w środku. Jaszczuroczłek postanowił zaryzykować i wypalił w środkowego lisza, po czym przebiegł między dwoma pozostałymi z okrzykiem bojowym. Nieumarli byli trochę skołowani, ale szybko się opamiętali i złapali za miecze...

Trzecia trójka walczyła z Wolvingtonem. Ten parsknął ze znudzenia, po czym mocarnym uderzeniem rękawicą wyrzucił jednego lisza za burtę, drugiemu pogruchotał żuchwę, ale trzeci mruknął słowo w nieznanym dialekcie i Wolvingtona wyrzuciło za burtę...

Tymczasem Jess walczył z czwartym oddziałem liszy. Sprawnie unikał ciosów umarłych, ale nie zmieniało to faktu, że nie mógł im zbyt wiele zrobić. Postanowił więc odepchnąć jednego z nich, po czym rzucił się szczupakiem ku wolności, unikając ciosów liszy...

Ostatnia grupa walczyła z Katarzyną. Nieumarli byli bardzo pewni siebie, bo w końcu... Co może zrobić im kobieta? Jak się okazuje w praktyce - Bardzo dużo. Jeden lisz dostał z bicza w łeb i wypadł za burtę, drugi zarobił kilka kopniaków, a trzeci dostał... policzek. Urażona duma Katarzyny była straszliwym potworem. Zaskoczony lisz cofnął się kilka kroków do tyłu i przekoziołkował przez burtę.

Zostało jeszcze 6 liszy. Było wiadomo, kto wygra, dlatego nieumarli postanowili odwalić swoją robotę: Uszkodzić żagle. Jeden już zamachiwał się na żagiel swoim mieczem, ale celny strzał Jessa wytrącił mu broń z ręki. Aarons i Nataniel zamachnęli się na nieumarłych, po czym po krótkiej szamotaninie na pokładzie zostało 4 liszy. Jeden z nich złapał za fraki Jessa, po czym rzucił nim mocno o barierkę. Z głowy Jeremiasza popłynęła strużka krwi. Nieumarły z żądzą mordu w oczodołach zamachnął się na półprzytomnego Jessa. Drogę zastąpiła mu Kasia... Ostrze przebiło pierś kotki. Katarzyna wzdrygnęła się, po czym osunęła się na deski...
- Kasia! - Wrzasnął Nataniel, spopielając lisza na popiół. - Kasiu, odezwij się! Nie zamykaj oczu, słyszysz? Nie zamykaj ich! - W międzyczasie Aarons załadował swój muszkiet i wypalił do jednego z liszy. Nieumarły zachwiał się i wypadł przez burtę, ciągnąc za sobą jednego z kolegów. Ocalały lisz przeciął żagiel, po czym teleportował się. W międzyczasie Aarons wybudził Jessa i opowiedział mu o wszystkim. Jeremiasz nie mógł uwierzyć w to, co się stało...
- Rzućcie mi jakieś koło! - Wrzasnął Wolvington z wody. Jaszczuroczłek złapał za koło ratunkowe. Chwilę później wilk wdrapywał się na drabinkę.
- Kasiu! Odezwij się! Kasiu! - Nataniel ze łzami w oczach potrząsał Katarzyną. Ta tylko otworzyła oczy i szepnęła:
- Nie martw się... Wszystko będzie dobrze... - Po tych słowach straciła przytomność. Wolvington, widząc nieprzytomną kotkę, zachował zimną krew i spytał:
- Pomóc ci przenieść ją do kajuty? - Pazur przytaknął. Po chwili obaj ostrożnie podnieśli Katarzynę i przetransportowali ją pod pokład. W międzyczasie na pokładzie wylądował Daeva. Aarons i Jess wymierzyli do niego, lecz ten poodtrącał ich i spytał:
- Czyżbym pomylił statki?
- Nie, to jest "Navis". - Odparł cicho Aarons.
- A wy... - Zaczął demon.
- Później ci powiemy. Pani Katarzyna została ciężko ranna w walce z liszami. - Daeva nerwowo oblizał wargi. Vokial.
- Prowadźcie. - Rzucił cicho.

Kordan

Kordan

17.10.2008
Post ID: 35246

- Gazy drażniące... Panowie czy wy sobie zdajecie sprawę CO tutaj mamy?
- Oświeć nas. - Westchnął Cień.
- To najnowocześniejsza broń na świecie! Będziemy niezwyciężeni!
- Halo... Szefie, tu ziemia! Ty wiesz, jak się czymś takim posługiwać? Żebyś sobie tym krzywdy nie zrobił. - Niestety dość trafna uwaga Cienia nie ostudziła zapału Folensa. Podrzucał puszką z napisem SALIN, jak zabawką.
Było spokojnie w domu. Ciała zamordowanych strażników zostały wrzucone do morza, a Cień czatował przy wejściu w postaci strażnika. Folens położył się, As rysował po ścianach graffiti a Huzar pilnował Anny. Czuł trochę współczucia do niej. Widać że życie jej nie rozpieszczało i jeszcze takie upodlenie jak niewola w swoim własnym domu. A szkoda bo ładna była i gdyby nie problemy ze wzrokiem to na pewno by daleko zaszła...

Folens miał zły sen. Śniła mu się zrujnowana forteca i jakaś postać wychodząca z jej gruzów. Ta śnieżno biała twarz i czarne plamy na oczach. Ta nienawiść w spojrzeniu tej postaci przygniatała go. Czarne łzy i krew płynące z jej oczu.
- Kim jesteś? - Zapytał.
- Twoim przeznaczeniem... - Postać zdjęła płaszcz ukazując przerażonemu elfowi swoją klatkę piersiową, a na niej świeżo wyryty symbol, którego nie potrafił opisać, następnie wyjęła piłowaty nóż i poderżnęła sobie gardło, cały czas patrząc na Folensa.
- AAAAAA! - Wykrzyczał przebudzony Folens.
- Szefie? W porządku? - Zapytał As.
- O ja nie mogę... Co za sen...
- Za dużo gorzały. - Stwierdził As.
Folens nie odezwał się, tylko spojrzał przez okno, zastanawiając się, kim była postać z jego snu.
- Huzar... Jak sobie radzi?- Postanowił jeszcze o to zapytać.
- Dobrze. Za dwie godziny go zmieniam.

Anna o ile czuła się w miarę bezpiecznie to jednak z chwilą, kiedy Katarzyna została pchnięta przez lisza, na jej duszę spadł dziwny niepokój, którego nie potrafiła sobie wytłumaczyć...

Miron

Miron

18.10.2008
Post ID: 35272

Jess nie mógł się pogodzić z tym, że Katarzyna może przez niego umrzeć, chodził w kółko po pokładzie i rozmyślał jak ją uratować, gdy z psychicznej narady wyrwał go Dragomir. Smokowiec miał na sobie swoją tunikę i pokazywał coś na wschodzie, zaś w drugiej ręce miał swój topór.
- Kapitanie!
- Nie nazywaj mnie już kapitanem. - mruknął Jeremiasz.
- Łodzie.... Mnóstwo łodzi! - ryknął Drag, Jess podbiegł do burty i zobaczył około 50 łodzi wypełnionych Dziećmi lasu, istotami będącymi czymś w połączeniu ludzi i roślin.
Nikt z nich nie był żywy, łodzie same dryfowały po morzu.
Jess skoczył w wodę i podpłynął do pierwszej lepszej łodzi. Ślady na ciałach istot wskazywały kolejny najazd Krewlodzkich i Elfickich konkwistadorów. Lecz przy ciele jednego z wojowników znalazł ciekawą roślinę.
- Jarr! - zawył z uciechy Jeremiasz i wręcz doskoczył z radości do burty i wpadł do kajuty.
- Natanielu...
- O co chodzi? - odezwał się po chwili Pazur, Jess opowiedział mu łodziach i ciałach i po czym pokazał mu roślinę.
- To jest Jarr, centaury używają go jako rośliny leczniczej, być może Thassos zrobi z niej eliksir, który uratuje Katarzynę.
- Doskonale! - Nataniel pobiegł, by zobaczyć łodzie, a potem z Jeremiaszem udał się do kajuty przywódcy centaurów na "Psiej Furii".
- Skąd to masz? - Warknął centaur do Jessa. - To największa tajemnica mojego ludu, jeśli ukradłeś ją któremuś z nas, wpław odpłyniemy do Brakiff!
- Spokojnie. - odrzekł Jess i wyjaśnił centaurowi sytuację.
- Nigdy! - krzyknął Thassos.
- Zrób to dla niej. - powiedział proszącym tonem Nataniel.
- Nigdy!
- Zrób dla niej i dla mnie. - odrzekł Jess i wykonał swoje słynne spojrzenie. Thassos dał się przekonać i po chwili pobiegli we trzech do kajuty Katarzyny. Wolvington nadal czuwał nad nieprzytomną Kasią.
- Pij. - mruknął Thassos i wlał napar do gardła kotki, która po chwili z trudem wstała, wspierając się o Wolvingtona...

Fergard

Fergard

18.10.2008
Post ID: 35321

Tymczasem, w nieoficjalnej rezydencji Folensa...

Huzar wciąż pilnował Anny, As i Cień zajmowali się kuchnią, a Folens usiłował zasnąć po raz kolejny. Sen z tajemniczym mężczyzną w roli głównej nie dawał mu spokoju. Następny sen był jeszcze gorszy: Elf stał, otoczony przez wszystkich, których zabił. Miał do obrony jedynie deskę z gwoździem. Tłum wściekłych istot rzucił się na niego, wymachując ostrymi przedmiotami. Po krótkiej chwili zmaskarowane ciało Folensa dogorywało na piachu. Elf ostatkiem sił zobaczył monstrualnego demona, w czarnym pancerzu i z ogromnym toporem. Potwór pomachał mu przed nosem papierkiem, na którym było napisane: "Cyrograf".
- Czas minął... - Zarechotał demon, depcząc dogorywającego Folensa.

- AAAAA!!! - Wrzasnął Folens, zrywając się ze snu. Nie może być... To już 30 lat? 30 lat od czasu, kiedy to podpisał cyrograf z Mrocznym Żniwiarzem, prosząc go o bogactwo i pozycję? Do pokoju wbiegli As i Cień.
- Szefie, coś ty brał? - Zapytał As z zakłopotaniem.
- Straszny koszmar... Straszny koszmar... - Zająknął się Folens.
- Może lepiej, żeby ktoś tu został? - Zasugerował Cień.
- Dobry pomysł... Weźcie Huzara. Cień, teraz ty pilnujesz tej elfki.
- Ta jest. - Mruknął Cień i odmaszerował do pokoju Anny. As poszedł razem z nim. Po chwili w pokoju Folensa pojawił się Huzar.
- Coś nie tak, szefie? - Zapytał niepewnie.
- Miałem zły sen... - Odparł cicho Folens. - Koszmar związany z cyrografem... - Huzar gwizdnął z politowaniem. Prędzej czy później Mroczny Żniwiarz go dopadnie...
Nagle drzwi wejściowe wybuchły w ogłuszającym ryku. Folens i Huzar zatkali sobie uszy. W progu stał demon. Nie byle jaki demon - Demon czaszka. Cały okuty był czarnym pancerzem, naramienniki posiadały czerwone kolce, a sama facjata demona była... No cóż, czaszką. Na czaszce znajdowały się stylowe okulary przeciwsłoneczne. Demon uśmiechnął się krzywo i wycelował swoją bronią - Strzelbą z wbudowanym ostrzem - W Folensa właśnie...
- Czas wykonawczy cyrografu minął! Idziesz ze mną, Folensie de Ceaux! - Zarechotał demon upiornie. Huzar złapał za rapier i zamachnął się na demona, ale ten złapał go, z głośnym chrzęstem wykręcił mu nadgarstek, po czym z upiornym wrzaskiem wyrzucił go przez zamknięte okno. Teraz w pokoju byli on i Folens, który trząsł się jak osika.
- To co, idziesz ze mną... Czy przedłużamy umowę? - Zapytał demon, celując w Folensa strzelbą.
- Przedłużyć? - Zapytał elf zaskoczony.
- Ano... - Czaszka opuścił broń. - Jeżeli zaoferujesz coś w zamian... Coś o równej wartości... Jak twoje brudne życie... - Folens lekko się oburzył, ale wykłócanie się z posłannikiem Mrocznego Żniwiarza, to pomysł z deka chybiony...
- Hmmm... - Elf zamyślił się. - Może być... Inny elf? Kobieta? Dotknięta przez życie, wrażliwa, delikatna... - Czaszka przerwał mu, strzelając w żyrandol.
- Dobra, już wiem, co chcesz mi dać w zamian... Jesteś taką szują, że chcesz poświęcić kobietę, dodatkowo niewidomą, żeby było jeszcze śmieszniej - Właścicielkę tego domu?
- Chyba inaczej tego nazwać nie można... - Folens lekko się zarumienił. Na twarzy demona wykwitł paskudny uśmiech.
- Chłopie, zapewniam cię, że Alastor przyjmie cię z otwartymi ramionami... - Folens nie wiedział, czy się cieszyć, czy płakać ze smutku. - No dobra, a teraz mi pokaż tą dziewicę... - Czaszka zarechotał, pstrykając w jeden z kolców. Rozległ się ryk potępionych dusz, po czym dało się słyszeć głos:
- Nocny Strzelec! Ucieleśnienie strachu! Prawa ręka Mrocznego Żniwiarza! Konkwistador piekieł! - Folens celowo skłonił się wpół, po czym zaprowadził Nocnego Strzelca do komnaty Anny...

Tymczasem zapadła noc. Ismay pogrążyło się we śnie...
Gabriel opierał się o jeden ze statków i sączył herbatę. Wpatrywał się gdzieś za horyzont. "Jeżeli ten demon z "Navisa" rzeczywiście jest sprawcą tego morderstwa... To Pazura trzeba zniszczyć...", pomyślał niewesoło. Oficera zauważył przechadzający się stróż:
- Pan kapitan? - Zająknął się żołnierz.
- Jakiś problem, żołnierzu? - Zapytał chłodno Gabriel.
- No nie... Ale jest już po północy... Byłem po prostu zaskoczony...
- Niech was głowa nie boli, żołnierzu. - Stróż zasalutował, po czym oddalił się. Gabriel wypił herbatę i wszedł po kładce na pokład swojego statku...

"Navis" płynął powoli, przecinając spokojne morze. Była piękna księżycowa noc...
Katarzyna opierała się o barierkę burtową, rozmyślając. Jeszcze kilka godzin temu znajdowała się jedną nogą w grobie. Teraz cała - Choć może nie do końca zdrowa - rozmyślała. Nagle ktoś dotknął jej barku. Kasia odwróciła się, ściskając sztylet... I zobaczyła Wolvingtona. Kotka uspokoiła się.
- Nie strasz mnie tak więcej, dobrze? - Wilk cicho się roześmiał.
- Nie miałem najmniejszego zamiaru...
- Wiem, ale mimo wszystko...
- Wybacz. - Odparł Wolvington, po czym oparł się o barierkę tuż obok Katarzyny. Przez chwilę stali w milczeniu, wpatrując się w morze. Po chwili odezwał się Wolvington:
- Cieszę się, że jesteś tu z nami.
- Zaskakujące, prawda? Byłam tak blisko śmierci... A teraz stoję, jakby nic... - Kotka nagle zachwiała się lekko. Wolvington zaniepokoił się. - Jakby nic się nie stało... Co prawda, nie jestem całkowicie zdrowa, ale Thassos powiedział mi, że do góra trzech dni powinnam być w pełni sił.
- Tak, to prawda... Ale to już przeszłość... - Wolvington zawahał się, po czym nagle zapytał:
- Mogę cię o coś prosić? - Kasia odwróciła głowę. - Czy mogę... Powierzyć ci pewną tajemnicę?
- Mi?
Tak, tobie... Odnośnie swojego oka. - Katarzyna mruknęła coś niewyraźnie. Wolvington dodał:
- I mogę liczyć na to, że nikomu o tym nie powiesz?
- Możesz na mnie liczyć. - Odparła Kasia.
- No cóż... Straciłem oko, kiedy miałem 8 lat. To był zwykły dzień. Moja matka przygotowywała posiłek, a ojciec wrócił właśnie z patrolu... Miał on bardzo pechowe imię. - Wilk odchrząknął. - Otóż nazywał się... Folens Wolvington. - Katarzyna popatrzyła na Wolvingtona z niedowierzaniem. - Ledwo zasiedliśmy do obiadu, drzwi naszego domu zostały zmiecione na proch. W drzwiach stał demon. Potwór okutany w czarną zbroję, ze strzelbą w ręku. Najbardziej jednak przeraziła mnie jego twarz: Goła czaszka. Przedstawił się on jako Nocny Strzelec i powiedział, że przysłał go inny Folens. Szuja, która tak się boi śmierci, że wymyśla coraz to nowe metody odkładania długu. Powiedział, że przyszedł po tutejszego Folensa. Mojego ojca... - Wolvington zawahał się. - Ojciec złapał za szablę i oznajmił, że nigdzie nie idzie. Demon tylko się zaśmiał, po czym wykręcił nadgarstki mojemu ojcu, po czym złapał go wpół. Wtedy do akcji wkroczyłem ja... Złapałem za nóż i usiłowałem zaatakować demona, by ten puścił mojego ojca. Ten zaśmiał się znowu, po czym... - Wolvington wzdrygnął się. - Wbił mi ten nóż prosto w środek oka. Powiedział mi wtedy, że powinienem się cieszyć, że nie mam na imię Folens. Po tych słowach wyrwał mi z oczodołu noż razem z okiem i okrutnie się śmiejąc, zabrał mojego ojca. Ja wtedy nic nie widziałem... Straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem, leżałem w szpitalu, a obok mnie stała moja matka, popłakując. Usłyszałem wtedy, że nie mam oka... Oraz domu. Nocny Strzelec bowiem podpalił nasz dom, mówiąc, że świadkowie są zbędni... - Wolvington umilkł. Kasia wpatrywała się w smutny wilczy pysk. Wolvington obrócił się do Katarzyny i dodał:
- Wiesz, co może być najgorsze? Być może to jest ten sam Folens. Ten przez którego straciłem ojca, a teraz ty możesz stracić siostrę... - Wolvington ujął dłonie Katarzyny. - Obiecaj mi, że nikomu o tym nie powiesz. Nikomu!
- Obiecuję. Eliasie Wolvingtonie... Przyrzekam ci, że nikomu o tym nie powiem. - Odparła smutno Kasia. Przez chwilę wpatrywali się w swoje twarze. Po chwili trwającej wieczność, Katarzyna i Wolvington przybliżyli się do siebie. Czuli na swoich twarzach własne oddechy. Po kolejnej krótkiej chwili... Katarzyna złożyła pocałunek na ustach Wolvingtona. On odwzajemnił pocałunek. Ich usta zwarły się ze sobą. Objęli się rękoma. Wolvington kochał Katarzynę, i vice versa... I nic nie mogło tego zmienić...

Z mostka tą parę obserwował Daeva. Słyszał wszystko, widział wszystko. Ale nie podsłuchiwał. Siedział tu bowiem od jakiegoś czasu. Konwersował po cichu z Okrutnikami, a mianowicie z jednym: Z Nietykalnym. Był to Heartless bardzo podobny do Daevy z wyglądu, o podobnej budowie. Kilkoma zasadniczymi różnicami były przede wszystkim żółte oczy, cienista budowa i wciąż trzymany w jednej z łap lazurowy miecz. Teraz Daeva pytał go:
- I sądzisz, że nie powinno być żadnych problemów?
- Raczej tak. - Odparł Nietykalny. - Roślina, którą Thassos podał Katarzynie faktycznie posiada wysokie zdolności lecznicze, co jednak nie zmienia faktu, że nie wyleczyłaby choroby nałożonej na miecz lisza.
- Dzięki za pomoc. - Rzucił Daeva oschle.
- Na nas zawsze możecie liczyć. - Odparł Okrutnik. Już chciał zniknąć, gdy nagle dodał:
- Być może to cię zainteresuje... Katarzyna posiada wbrew pozorom bardzo wrażliwe serce. Czegoś tak delikatnego nie widziałem od dobrych kilkudziesięciu lat... Ach, to były czasy...
- Nawet nie zaczynaj o siedmiu najczystszych sercach... - Daeva cicho zachichotał. Nagle jednak spoważniał. - Niepokoi mnie fakt, o którym wspomniał Wolvington w swojej opowieści. Na wiecu demonów miałem okazję poznać Nocnego Strzelca. Bardzo mocny typ, pamiętam, że Vrocka Xerdasa podrzucił jedną ręką na 10 metrów, po czym złapał go i wyrwał mu skrzydła... No i jest prawą ręką Mrocznego Żniwiarza. Lepiej żeby nie konszachtował z tym całym Folensem...

Tymczasem Nocny Strzelec omawiał z Folensem warunki przedłużenia umowy:
- Za tą elfkę dam ci 20 lat. Pasuje?
- Nawet nie śmiem protestować... - Odparł służalczo Folens. Demon wkroczył do pokoju, w którym Cień pilnował Anny. Było widać, że jest zaniepokojona. Słyszała rozmowę czaszki i elfa. Tuż obok niej stał obandażowany Huzar i As z krzywym uśmiechem. Anna zapytała:
- Kim jesteś, nieznajomy?
- Zwą mnie Nocnym Strzelcem. Ta szuja Folens wymigał się po raz drugi od skończenia cyrografu. Tym razem padło na ciebie.
- Cyrografu... Jesteś wspólnikiem Mrocznego Żniwiarza?
- Prawą ręką, ale to też jest niezłe określenie. - Czaszka zadumał się. - Dasz radę wstać? - W demonie nieoczekiwanie odezwała się ta lepsza część. Mimo iż był demonem czyśccowym i prawą ręką Mrocznego Żniwiarza, to swoje "ofiary" traktował różnorodnie. Niewidoma elfka budziła w nim dziwaczne uczucie współczucia i co ciekawe... Także zainteresowania. Potem przeniósł tok swoich myśli do Folensa. Ten cholerny elf już drugi raz wymigał się od końca. Za pierwszym razem demon musiał pójść po innego Folensa. Znalazł jednego Folensa Wolvingtona. Pamiętał doskonale, jak jego dzieciak rzucił się na niego z nożem. Pamiętał także, jak wydłubał mu oko. Gdyby nie ten chłopak... To może by nie podpalił ich domu... I tak byli wystarczająco pokarani. Musieli pożegnać się z ojcem/mężem...

Anna zachwiała się. Huzar ją złapał i niechętnie oddał Nocnemu Strzelcowi. Demon wziął elfkę pod rękę i udał się do wyjścia. Na odchodnym jeszcze warknął do Folensa:
- Za 20 lat przyjdę po ciebie! Obiecuję! - Po tych słowach demon przeteleportował się razem z Anną do siedziby Mrocznego Żniwiarza...

Folens cieszył się jak małe dziecko:
- O ludzie kochani, wygrałem życie na loterii!
- No szefie, to było naprawdę podłe. - Odezwał się As. Po chwili leżał on na podłodze, rozcierając brzuch.
- Nic mi nie mów o wyrzutach sumienia! Wygrałem życie, a do tego luksusową rezydencję i magazyn broni.
- Ale za jaką cenę? - Szepnął Huzar sam do siebie. Nikt go nie usłyszał. Po chwili Folens wciąż cieszył się jak dziecko, Huzar i Cień wpatrywali się w niego obojętnie, a As podniósł się z dywanu...

Hellscream

Hellscream

18.10.2008
Post ID: 35332

Cień w międzyczasie poszedł na "Pod Skrzydłami Śmierci". Wyniósł zeń wszystkie książki. Później polazł z nimi i Asem do kuchni. Malowany terrorysta rozsiadł się na stołku. Cień zaczął pożerać książki.
- Odbija ci? - zapytał zdziwiony As.
- Nie...pochłaniam wiedzę - rzekł Cień.
- A...A czemu? - zapytał znów As.
- Przyda się - odparł wzruszając ramionami Cień. Po spałaszowaniu ksiąg zabrał się za za karabiny. As poderwał się ze stołka.
- Co ty do cholery jasnej robisz?! - krzyknął zdziwiony jeszcze bardziej.
- Cicho.. - mruknął Cień. Po krótkiej chwili jego ręce przekształciły się w idealne, cieniste kopie karabinów.
- Hohoho - mruknął As. Cień mrugnął.
- Teraz Folens może się schować z tą swoją zapłatą. Wynośmy się stąd - powiedział do Asa.
- Hm...dobra. A co z Huzarem? - zapytał terrorysta.
- To dwaj okrutnicy...ale każdy gra inną grę. Spadajmy i tyle - mruknął Cień, pochłaniając materiał wybuchowy. Wyszli razem do Folensa, wciąż cieszącego się z dodatkowych 20 lat życia.
- Idziemy na obchód, szefie - powiedział As i zasalutował. Folens w ogóle się nie przejął. Dwaj konspiratorzy wyszli z rezydencji i skierowali się na statek.
- Damy radę we dwóch?! - krzyknął As.
- Daliśmy we trzech, bo Folens nic nie robił! Poradzimy sobie! - odkrzyknął Cień.
- Dobra! Co to za niespodzianka, o której przebąkiwałeś?! - krzyknął As.
- Hehe! - zarechotał w odpowiedzi Cień i przekształcił się w działo. Zwykłą bombardę. I zaczął wypluwać w kierunku rezydencji ładunki wybuchowe. Robił to z zabójczą precyzją. Wystrzelił 7 pocisków. Gdy zmienił się z powrotem, brakowało mu 7 zębów. Wyszczerzył się do Asa i siłą woli zdetonował pociski. Odbili od brzegu. Po kilku chwilach usłyszeli jeszcze przekleństwa Folensa i wyraźne słowa.
- Cholera, najpierw Spinos a teraz wy?! - wydzierał się elf. As i Cień rozrechotali się. Płynęli przed siebie...Kto wie, może spotkają dawną załogę Huzara?

Kordan

Kordan

18.10.2008
Post ID: 35342

Huzar podszedł do mocno zdenerwowanego Folensa.
- Musimy stąd zjeżdżać. Psiarnia się zaraz zleci... Te, słyszysz mnie?
- Słyszę, słyszę... - Westchnął Folens. - Dalej jesteś ze mną?
- No ba... Nie znam tych terenów i nie mam się gdzie podziać...
- Dobra. Zbieramy się stąd. Te, co Ty robisz? - Zapytał Folens, patrząc zdziwiony na Huzara.
- Teleport, ale muszę przybrać prawdziwą postać.
Skóra Huzara nagle zrobiła się błękitna, a na twarzy pojawiła się ohydna maska, w której oczodołach pojawiły się dwa zielone światełka. Z jego ramion wystrzeliły dwie pary skrzydeł wykonanych z żelaza. Folens patrzył o dziwo na niego obojętnie, zapewne z nie jednego pieca już chleb jadał i takie przemiany mu nie były straszne... Kiedy Huzar ukazał swe prawdziwe oblicze, elf zapytał:
- Dobra, a teraz na poważnie, jak masz na imię i czym ty do cholery jesteś?
- Jestem tym, który okrył lasy piorunów płaszczem, tym, który wichrem karmi dzieci swe... Upadłym i zapomnianym bóstwem zmuszonym do wędrówki po ludzkich krainach... Ja jestem kim nie jestem...
- Zamknij się do jasnej cholery! Nie rozumiem o czym ty gadasz, czy pytanie "Jak masz na imię" jest aż takie trudne?
- Svart Troner... - Odpowiedział zmieszany półbóg.
- No! A teraz otwierałeś teleport, gdzie chcesz nas zabrać?
- W miejsce które widywałeś w snach... Do ruin Ostatniego oddechu. Twierdzy Bractwa Czarnej Ścieżki...

Po chwili znaleźli się na wyjałowionym pustkowiu pełnym zrujnowanych budowli śpiących umarłych. Było zimno i padał deszcz... Svart prowadził Folensa do rumowiska, które kiedyś było koszarami. Sień była porośnięta pleśnią i mchem. Przeszli przez nią i weszli do kwatery dowódcy. Też pusta. Zdenerwowany Demigod warknął:
- No pokaż się!
- Svart...
- Hę?
- Folens...
- Kto tu jest?! - Krzyknął elf, wyjmując rapier.
Przed nimi zmaterializował się wypaczony koszmar, na widok, którego Folens zaniemówił. Była to postać z jego pierwszego snu. Nie miała już rany na szyi, ale obrzydliwa czarna ropa dalej wylewała się z jego czarnych jak sadza oczu. Był biały jak śmierć.
- Kordan... Wiesz co się stało? - Zapytał Svart.
- To wy się znacie?
- Zamknij się... Kordan... Wiesz już? - Powtórzył pytanie.
- Tak. Anna trafiła do Mrocznego. A podobno, ktoś miał jej pilnować... - Wzrok ożywieńca stał się jeszcze bardziej nikczemny i złowrogi niż wcześniej. - Nie pomożesz sobie, jeżeli nie będziesz wykonywał poleceń.
- Przysłał Strzelca, co mogłem poradzić. Zaatakowałem go, ale urósł w siłę...
- Miałeś się ją opiekować. Zamiast tego, pozwalasz durnemu demonowi zabrać ją do Żniwiarza. Przez ciebie będę musiał osobiście wkroczyć do akcji. Zostaniesz tutaj z Folensem. Ja będę musiał spotkać się z moimi dawnymi znajomymi i powiedzieć im, że Anna nie jest tylko niewidomą elficą - Słowo "elficą" wyraził z pogardą w głosie, gdyż nienawidził elfów, jako istot dobrych. Folens z racji swojego zawodu był mu obojętny.
Kordan zaczerpnął głęboko powietrza i wypowiedział:
- Der Hrove Odyne... - I zniknął.

Kapitan Nathaniel rozmawiał z Daevą i Jessem o tym jak najlepiej uporać się z Folensem i odbiciem Anny.
- Panowie...
Wszyscy trzej jak jeden mąż odwrócili się w stronę, z której usłyszeli głos. Dla Golema wydał się on dziwnie znajomy.
- Cholera, jeszcze jeden. - Warknął Nathaniel wyjmując pistolet, lecz Daeva go powstrzymał.
- Kordan? - Zapytał demon.
- Niestety... - Odpowiedział nieumarły z żalem w głosie.
- Więc jednak nie udało ci się wtedy wydostać z twierdzy.
- Nie... Ale to przeszłość, przybyłem by przekazać wam kilka wieści i wspomóc was w tym co nadejdzie...

Vokial

Vokial

19.10.2008
Post ID: 35370

Na "Eksperymencie"...

Vokial patrzył przez lunetę, gdy lisz się koło niego teleportował.
- Melduję, że jeden żagiel został przerwany, jeden członek załogi "Navisa" został zraniony. - powiedział lisz.
- Bardzo dobrze... Zbierz grupę 5 najpotężniejszych liszy. - powiedział Vokial. - Muszę trochę pogadać sobie z tymi pieskami. - lisz zasalutował i zszedł pod pokład.
- A wy przez ten czas kiedy mnie nie będzie ścigajcie ich dalej. - powiedział Vokial. Po chwili na pokład weszło pięciu liszy. Jeden miał laskę magiczną w ręku, drugi sztylety, trzeci, miecz dwuręczny, czwarty dwa pistolety i muszkiet, piąty kuszę.
- W tej chwili teleportujemy się do portu Ismay, nikogo nie zabijać bez mojej zgody. - powiedział Vokial i teleportował się do portu Ismay.
Gdy się teleportowali, zobaczyli miasto w ruinie. Dookoła walały się różne graty i szczątki budynków. Port był prawie cały zniszczony. "Trochę słabo to miasto zbombardowałem." - pomyślał i uśmiechnął się chytrze.
Nie widział tutaj żadnego psa lub jakąś rozumną istotę.
- Pewnie są głębiej w mieście... - powiedział i ruszył w głąb miasta. W pewnym momencie zauważył jakąś budowlę. Różne istoty odbudowywały ten budynek. Wyglądało, że był to ratusz miasta. Jeden z psów odwrócił się, zauważył ich i zaczął krzyczeć na alarm. Po chwili z ratusza wybiegło piętnaście psów i zaczęli biec w ich kierunku z bronią w ręku. Vokial i lisze byli spokojni. Gdy psy miał się zamachnąć mieczami, Vokial powiedział:
- Chcę porozmawiać z waszym kapitanem. - Psy zatrzymały się, ale nie schowały broni.
- Skąd mamy wiedzieć, że nas nie zabijesz, kiedy się odwrócimy?! - powiedział jeden z psów.
- Mam już wielu wrogów, po co miałbym mieć jeszcze was? - powiedział Vokial. Pies odwrócił się do swoich kompanów i coś szepnął.
- Idziecie przodem, będę wam mówił gdzie macie iść. - powiedział pies. Vokial nie protestował i ruszył przodem. Weszli do ratuszu i ruszyli na górę. Nie było jeszcze dachu. Weszli do pokoju znajdującego się prosto przed nimi. Przy biurku siedział kot i pisał coś na kartce. Gdy weszli do pokoju ten wyciągnął szablę, ale kiedy zobaczył jego straż położył na biurku.
- Czego chcecie? - zapytał Gabriel.
- Połączyć siły, widziałem że mieliście problemy z Jeesem. Mogę też podejrzewać, że macie też problem z "Navisem". A i ten statek co zaatakował to miasto. - powiedział Vokial.
- Czyli miasto zaatakował "Pod Skrzydłami Śmierci"?
- Zgadza się.
- A ty kim jesteś?
- Vokial, kapitan statku, który już wiedzieliście. Ścigam "Navisa".
- Hmmm... Masz potężny statek, ale nie pokonasz całej Armady. Jeszcze mi tylko powiedz czy wiesz kim jest ten demon?
- To Daeva, drugie wcielenie Fergarda Stratoavisa, jest moim wrogiem od dawna.
- Hmmm... No dobrze, połączymy siły, ale tylko jeśli coś się dowiem że działasz na naszą szkodę, gorzko tego pożałujesz. - powiedział kot.
- Jeśli będziesz chciał się ze mną zobaczyć, wyślij wiadomość przez gołębia. - powiedział Vokial i teleportował się na "Eksperyment".

Miron

Miron

19.10.2008
Post ID: 35385

Tymczasem Jess mający akurat wartę na "Psiej Furii" zauważył coś ciekawego. Był to mały stateczek, prawie tratwa, który zbliżał się powoli
do prawej burty. Jeremiasz pobiegł zobaczyć, któż to, wątpił aby mieli wrogie zamiary po samym wyglądzie ich stateczku, nigdzie nie było dział, ani broni.
Zauważył jedną złotowłosą dziewczynę, w eskorcie dwóch krewlodzkich szermierzy. Na wszelki wypadek załadował muszkiet i wychyliwszy się zawołał:
- Kim jesteście, nie ważcie się atakować, mam nabity muszkiet, a ze mną jest wielu żeglarzy z bronią palną! - ( prawie kłamstewko bo załoga obu okrętów spała smacznie i na pewno nawet w snach nie wiedzieli co się święci)
- Jestem Ymra, córka generała Ellistora. - Jess drgnął na to imię. Czyżby jego brat miał córkę?
- Czego tu szukasz?
- Poszukuję mojego wuja, Jeremiasza. - tu Jess kolejny raz się wzdrygnął.
- Czego od niego chcesz?
- Mój ojciec chce mnie wydać za żonę admirała Thomasa Du Fontaine, uciekłam przed ślubem, mając nadzieję że wuj mnie od niego uratuje.
Jeremiasz zdziwiony opuścił drabinkę, po której wspięła się Ymra i dwaj żołnierze. Jess nadal trzymając gotowy do strzału muszkiet skłonił się i powiedział:
- A więc go znalazłaś. Jestem Jeremiasz Dungham.
- To ty, wuju? Myślałam że jesteś zwykłym kapitanem, kupcem....
- A tym dwóm można ufać?
- Tak, jeden to dowódca gwardii mojego ojca, zna mnie od dziecka, drugi to jego syn.
- Zatem witamy na pokładzie. - mruknął Jeremiasz i zaprowadził Ymrę do swojej kajuty, zaś strażników do kajuty załogi, zapoznał także ze sprawą oficerów. Miał nadzieję że sekret ten się nie wyda....

Fergard

Fergard

19.10.2008
Post ID: 35387

Tymczasem, u Mrocznego Żniwiarza...

- Folens znów wymigał się od cyrografu? - Zapytał obojętnie Mroczny Żniwiarz, patrząc na Annę.
- Jak widać... - Rzucił Nocny Strzelec, nucąc pod nosem jakąś melodię.
- Ech... Jak go tylko dorwę... - Warknął naczelny demon, rozłupując w proch kolejne popiersie elfa. - Nocny, zobowiązuję cię do odesłania Anny do Cicerone. Żniwiarz się ucieszy, widząc drugiego gościa.
- Drugiego? - Zapytała spokojnie elfka.
- Ano... - Mruknął Mroczny. - Wcześniej Folens za kilkanaście lat przedłużenia cyrografu opowiedział bajeczkę o innym Folensie... Chyba Wolvingtonie... - Anna zaciekawiła się. Rodziny Bosforów i Wolvingtonów zawsze były ze sobą w dobrych stosunkach...
- No dobra... Trzeba będzie trochę udoskonalić ten proces przedłużania cyrografu... - Mruknął sam do siebie Mroczny. - Strzelec, na co ty jeszcze czekasz?! - Warknął do czaszki, który zasalutował i przeteleportował się razem z Anną do Cicerone...

Tymczasem, na "Navisie"...
- Rezydencję Anny niestety zastaniecie pustą. Anna została zabrana przez Nocnego Strzelca, Folens przez Huzara, a Cień i As wypłynęli gdzieś w morze.
- Niech ja tylko dorwę tego Folensa... - Warknęła Katarzyna, wbijając sztylet w maszt.
- No to co możemy zrobić? - Westchnął Nataniel. Kordan wzruszył ramionami.
- Możemy czekać... I uważać na Vokiala.
- "Eksperyment" został daleko z tyłu. - Mruknął Wolvington. - Nawet jeśli już ruszył, to mógł zgubić nasz trop.
- Być może... Ale lepiej nie ryzykować.
- No i warto mieć na uwadze Armadę... - Dodał wilk.
- A ty co o tym sądzisz, Daeva? - Zapytał Nataniel demona. - Daeva? Gdzie jest ten cholerny demon?! - Cholernego demona nie było...

Daeva słynął z tego, że był wyczulony na wszelakie zmiany w otoczeniu. Teraz siedział na mostku "Psiej Furii" i obserwował, jak Jess krzyczy do jakiejś tratwy. Demon obserwował, jak Jeremiasz rzuca drabinkę i po chwili po drabince wdrapują się: Złotowłosa dziewczyna i dwóch jej ochroniarzy. Kiedy dziewczyna przedstawiła się jako siostrzenica Jessa, demon przywołał małego Okrutnika. Żółtą Operę. Heartlessa podobnego do Czerwonego Nokturnu, tyle że barwy żółtej.
- Leć za nimi. - Rzucił krótko demon. - Tylko nikogo nie naelektryzuj. - Okrutnik zakręcił pętlę w powietrzu, po czym poleciał w kierunku Jessa i nowych członków załogi, trzeszcząc cichutko. "To mi się wydaje nazbyt podejrzane...", pomyślał niespokojnie Daeva. Mruknął kilka słów i przeteleportował się na "Navisa"...

Tymczasem, w Cicerone...

Żniwiarz patrzył nieufnie na Nocnego Strzelca. Ten odezwał się:
- Szef nie miał, co z nią zrobić. Sprawa Folensa de Ceaux...
- W porządku. - Żniwiarz zwrócił się do Anny:
- Podejdź, duszyczko. Nie obawiaj się. - Elfka powoli podeszła, kierując sie za głosem Żniwiarza. - A ty demonie, precz! - owiedział chłodno do Nocnego. Ten skłonił się wpół i wycofał się. Nie wiedzieć czemu, Żniwiarz napawał go jakimś strachem, nawet większym niż ten przed Mrocznym. A przecież Mroczny miał kilkanaście metrów wzrostu i topór łodzi rybackiej - Jak nie większy... Czaszka zniknął w oślepiającym blasku. Żniwiarz momentalnie poweselał. Zwrócił się do Anny:
- Może usiądziesz? - Elfka wyczuła ręką krzesło i usadowiła się na nim. - Gwarantuję ci, moje dziecko... Nic ci tutaj nie grozi. Biszkopta?
- Nie, dziękuję... - Anna pomyślała, że może to nie koniec...

Kordan

Kordan

20.10.2008
Post ID: 35468

- Daleko jeszcze? - Zapytał znużony Folens - Sama droga mu nie przeszkadzała, ale miał ochotę się napić "90 procentowego napoju szczęścia" a kraina, w której przebywali nie wyglądała na przyjazną.
- Już jesteśmy. - Odpowiedział Huzar.
- Że co?
- Na dnie znajduje się siedziba Anubisa, w niej będziesz bezpieczny.
- Możesz do mnie mówić bardziej przystępnym językiem? Czy może to coś na głowie blokuje ci dostęp tlenu?
- Eh... Anubis to taki tutejszy odpowiednik Mrocznego Żniwiarza. Ja i Kordan dla niego pracujemy. Póki tutaj jesteś ten nocny cieć może ci skoczyć.
Oczy Folensowi rozszerzyły się ze szczęścia. Może uda mu się nawet dożyć sędziwej starości... Tylko musi to dobrze rozegrać.
- Svart... Dziękuję...
- Nie dziękuj tylko schodź, ja idę wspomóc Kordana.
Folens zszedł po schodach na samo dno jamy, oczywiście było wszędzie było ciemno, więc cały czas krążył przy ścianie. Wreszcie wymacał jakieś przejście.
Trafił do dziwnego pomieszczenia. Przypominało trochę sanktuarium Horazona, o którym krążyło wiele legend.
- Gdzie ja kurde trafiłem! - Warknął ciskając swoim rapierem o posadzkę.
- Jesteś w moim domu kurde! - Odezwał się jakiś głos.
Elf odwrócił się i zamarł, przed nim stała trzy metrowa postać ubrana w zbroję płytową, trzymająca w dłoni halabardę. Całe ciało było ludzkie, tylko głowa psia... A dokładnie należąca do szakala.
- Nie dobrze... - Zauważył Folens
- Ty jesteś tym elfem co ma u mnie pracować?
- Na to wychodzi.
- Masz problemy z tym pacanem Żniwiarzem?
- Eh... Mam cyrograf.
- No to witaj w moim domu Folensie! Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
Anubis poprosił Folensa aby mu dokładnie opowiedział jak podpadł Żniwiarzowi i dokładnie streścił mu ostatnie kilka dni...

Tymczasem na "Navisie"...
Kordan telepatycznie skonsultował się z Anubisem i doszedł do wniosku, że na razie nie warto mówić, dla kogo się pracuje, bo nie wyszło by mu to na dobre, zwłaszcza że już nie jest zbyt lubiany przez większość załogi. Nawet Nathaniel nie był wobec niego uprzejmy i oskarżył go o szpiegowanie dla Vokiala.Powód? Nieumarły nigdy nie pomaga, więc pewnie przybył, żeby szkodzić. Kordan wtedy wyciągnął mu kilka pikantnych szczegółów z jego życia kajita, przez co jeszcze bardziej się między sobą pokłócili.
Nathaniel w końcu chciał się z Kordanem rozprawić i w tym celu kazał mu się stawić w swojej kwaterze. Oczywiście rozpoczęło się od ostrej wymiany zdań i niewiele brakowało a doszło by między nimi do pojedynku. Była by to bardzo ciekawa walka do której pewnie by doszło, bo obaj już mieli złapać za swoją broń, lecz nagle do pokoju wbiegł ktoś z załogi i oznajmił:
- Kapitanie, widać już wyspę! Vokial już tam na nas czeka!

Vokial

Vokial

20.10.2008
Post ID: 35475

- Szykować działa ale już! Martwi czy żywi... mi to nie robi różnicy! - krzyczał Vokial. Gdy wszystkie działa już były załadowane poszedł do burty i wyjął lunetę. Na "Navisie" panowała jakaś bójka, ale nie mógł zobaczyć dokładnie.
- Zanurzyć się pod wodę, ale tak głęboka by nikt nic nie zobaczył. - powiedział Vokial i wszedł pod pokład.

* * *
Gdy byli na powierzchni wyszedł na pokład. "Navis" znajdował się nie dalej jak na strzał z łuku.
- Ładować muszkiety, pistolety, kusze, i inne bronie miotające! Naostrzyć miecze, sztylety i wszystko czym można zabijać! Podczas starcia strzelać wrogu w plecy i robić inne rzeczy byśmy wygrali! A teraz odwrócić statek burtą i po strzale załadować działa kulami łańcuchowymi! Zabijać, niszczyć, rabować by nasz kraj stał się najpotężniejszy! - krzyczał do załogi Vokial. Statek odwrócił się burtą do "Navisa". Działa "Eksperymentu" wystrzeliły. Pierwsza salwa z pokładu zmiotła większość załogi. "Navis" nie czekał i odpowiedział ogniem. Żelazna bariera nie przepuściła żadnej kuli.
- Teraz łańcuchowe! - krzyknął Vokial. Po chwili z każdej armaty wyleciały dwie kule złączone łańcuchem. Środkowy maszt został zniszczony pod wpływem wielkiej liczby kul łańcuchowych. Na "Navisie" panował chaos, niektórzy uciekali pod pokład przez kulami, reszta została, ale i tak ciągle ktoś ginął.
- Strzelać muszkietami i kuszami, pistoletami i łukami. Strzelać wszystkim czym macie! - krzyczał Vokial będący w swoim żywiole.

Fergard

Fergard

21.10.2008
Post ID: 35500

Daeva obserwujący bitwę "Navisa" z "Eksperymentem" z wysokiej skały uśmiechnął się lekko. Na szczęście na chwilę przed pojawieniem się Vokiala Nataniel i Kordan odrzucili rapiery i podali sobie ręce, choć z niechęcią. Cała załoga była przygotowana na ewentualność walki z Vokialem, dlatego Daeva wpadł na pewien pomysł... Heartless. "Ale się Vokial zdziwi...", pomyślał wesoło...

Tymczasem "Navis" zaczął iść na dno. Vokial parsknął wzgardliwie.
- To było prostsze niż sądziłem... - Odwrócił się do liszy. - Zabić niedobitki - Rzucił do swoich sług. Po chwili z wody wyłowiono Granda. Kot był cały przemoczony i trząsł się z zimna, ale był w dobrym stanie.
- Czyżby twój kapitan tak się bał mojego małego stateczku, że go tu nie ma? - Zażartował szyderczo Vokial.
- Mój kapitan... - Zaczął Grand, ale nagle urwał. Vokial wbił mu sztylet w serce. Kot krzywo się uśmiechnął:
- Teraz się zdziwisz... - Grand rozpłynął się w cienistej chmurze. Vokial cofnął się o krok. Szczątki "Navisa" także zmieniły się w cieniste kontury. Nagle dało się usłyszeć cichy szum, coraz głośniejszy. Vokial zadarł twarz do góry i ujrzał 10 niewielkich stateczków z wyszytym na żaglu emblemacie Haertless: Czarnym sercu przeciętym dwoma czerwonymi liniami.
- Daeva, niech cię szlag! - Wrzasnął Vokial, rozbijając lunetę na łbie jednego z liszy. - Strzelać do tego! Rozwalić mi to na proch! Już!!! - Nieumarli nawet nie śmieli protestować. Powietrze przecięły pociski z kusz, łuków, muszkietów, pistoletów i lasek magicznych. Vokial naprawdę się wściekł, a bardzo rzadko mu się to zdarzało. Tuż obok niego pojawił się wielki na 4 metry kształt nie mający określonego kształtu, mieniący się kolorami tęczy. Żywiołak Żywiołów. Jeden z konceptów Vokiala. "Teraz to ty się zdziwisz...", pomyślał wampir, wskazując potworowi cel. W stronę powietrznej armady poleciały kule ognia, wodne pociski, skały, błyskawice, lodowe pociski... Do wyboru, do koloru...

Tymczasem, w powietrzu...
- Myślisz, że się uda?! - Wrzasnął Nataniel do Daevy szybującego w powietrzu.
- Spokojnie. - Rzucił demon krótko. - Statki Bojowe to cud, który lata i pływa. To tego może jeszcze strzelać. Dajcie mu popalić, chłopcy! - Wrzasnął do kapitanów owych stateczków. Każdy zasalutował, po czym wysunął działo przednie. Z armat poleciały ogniste kule. Na "Eksperymencie" zapanowała panika. Lisze biegały w kółko, a ich ostrzał ustał. Jedynie wielka na 4 metry bestia wciąż pruła do nich magicznymi pociskami.
- Skąd ten wampir wytrzasnął takie coś?! - Wrzasnął Wolvington, kurczowo trzymając się swojego stateczku.
- To musi być ten sławny Żywiołak Żywiołów... - Mruknął Daeva pod nosem. - No dobra... Czas na kawalerię. - Demon skupił się. W powietrzu zaroiło się od Okrutników ze skrzydłami, chustą na głowie i czaszkowymi naramiennikami. Powietrzni Piraci. Elita piractwa dla Heartless.
- Szturm! - Warknął krótko Daeva. Okrutnicy zaczęli spadać ku "Eksperymentowi". W międzyczasie demon wrzasnął do Statków Bojowych:
- Czas na desant! - Chwilę później na pokładzie "Eksperymentu" wylądowali Nataniel, Kasia, Wolvington, Grand i kilku innych marynarzy z "Navisa". Daeva unosił się spokojnie w powietrzu. Wśród liszy zapanowała panika najwyższego stopnia, zwłaszcza po ataku Powietrznych Piratów. Nieumarli zaczęli niezwłocznie opuszczać pokład... Vokial był wściekły i otoczony: On i jego Żywiołak kontra Nataniel, Katarzyna, Wolvington, Daeva, kilku marynarzy, 10 Statków Bojowych oraz horda Powietrznych Piratów unoszących się w powietrzu. Jednocześnie na pokładzie zaczęły się pojawiać inne Heartless: Z przepaską na oku, chustą na głowie, w marynarskich ciuchach i groteskowo wielkim mieczem w dłoni. Takich "Piratów" pojawiło się jeszcze kilkunastu.
- Na wypadek, gdybyś miał coś w zanadrzu... - Rzucił niefrasobliwie Daeva do Vokiala. Tymczasem zza skały wypłynął "Navis", cały i zdrowy. Ale Vokial lekko się uśmiechał... Widocznie miał coś w zanadrzu...

Vokial

Vokial

21.10.2008
Post ID: 35503

- Chyba nie znacie prawdziwej załogi tego statku. Co? No to ja wam ich przedstawię. - powiedział Vokial. Na pokład zaczęły wchodzić, a raczej lewitować setki broni. Od muszkietów po rapiery.
- No to macie gwarantowaną zabawę! - powiedział wampir i teleportował się za lewitujące bronie. W międzyczasie na pokład zaczęły wchodzić zbroje z mieczami, kuszami, muszkietami, pistoletami.
- No to... Cel! Pal! - krzyknął Vokial. Kilkaset pocisków poleciało w stronę załogi "Navisa" i Okrutników. Ci co zdążyli się ukryć za czymś przeżyli, reszta leżała martwa.
- Sieczcie, tnijcie, niszczcie, zabijajcie! - krzyczał wampir. "Trzeba jeszcze uzupełnić załogę." - pomyślał. Skontaktował się telepatycznie z jego zastępcą w gildii." Wyślijcie mi tym razem więcej liszy niż przedtem." - przesłał swoje myśli do zastępcy. " Trochę to potrwa, ale godziny nie przekroczy." - odpowiedział myślowo. Na statku panował chaos. Nieliczna już załoga "Navisa" próbowała odeprzeć atak duchów, ale bez skutków. Deava walczył z kilkoma mieczami, ale nie mógł żadnego zabić, bo jak można trafić coś co jest niematerialne?
- Kilka mieczy leżało na ziemi zamrożone lub zniekształcone przez ogień. Ale z podpokładu co chwila wychodziła grupka duchów.
- Odwrót! - krzyknął Deava. Załoga "Navisa" wycofała się z statku na małe stateczki. Gdy nie było już na "Eksperymencie" żadnego członka załogi "Navisa" duchy wycofały się pod pokład. Vokial podszedł do mostku i za pomocą magii sam zaczął kierować statkiem. Duchy były tyko strażą statku, nie mogły go prowadzić. " Tym razem się już mi nie wywiną." - pomyślał Vokial.

Hellscream

Hellscream

21.10.2008
Post ID: 35504

Tymczasem, u Mrocznego Żniwiarza...

Mroczny Żniwiarz, istota zalatana rzucił spojrzeniem na swoją kwaterę. Wszędzie brud, syf i smród. "Cholera, trza posprzątać, ja w końcu poważną funkcję pełnię..", mruknął demon sam do siebie. Usiadł ciężko na stoliku. Przyjrzał się planom na swojej mapie. Mapie Dusz...Folens był u Anubisa. Stary Wolvington i Anna Bosfor natomiast przebywali w Cicerone. Spojrzał na kolejną mapę. Wojenną mapę Wojen Chaosu.
- Piękne były czasy Wojen Krwi, diabeł walczył z demonem. A teraz demony z Otchłani walczą z demonami ze Spaczni... - westchnął ciężko wielki demon.
- Nie jest tak źle, szefie... - mruknął Nocny Strzelec, ciągle pozostający w ciemnym kącie.
- Ta...idź do Gandana, mam dla niego misję. - rozkazał Nocnemu.
- Szefie...Gandana? Ale po co? - zapytał szczerze zdziwiony demon czaszka.
- Bo Gandan idealnie nadaje się do brudnej roboty. - mruknął Mroczny Żniwiarz. Nocny Strzelec zasalutował i poszedł szukać Gandana, określanego Demonicznym Pożeraczem...

Tymczasem, w Cicerone...
- Tak więc, co panienkę sprowadza? - zapytał Żniwiarz, nalewając herbaty i wciskając kubek do rąk Anny.
- Haha. Bardzo śmieszne - mruknęła Anna, sącząc herbatę.
- Nie nie, to wbrew pozorom słuszne pytanie. Co dostałaś w zamian? - spytał Annę władca Cicerone.
- Jestem ledwie kartą przetargową tego całego Folensa... - mruknęła smutno Anna.
- Cóż...zawsze trzeba dostrzegać lepsze strony - powiedział z uśmiechem Żniwiarz.

Na Navisie...
- Kapitanie, nie mamy zbytnich szans! - krzyknął Wolvington do Pazura.
- Takiego! Żywcem nas nie wezmą! - wrzasnął Nataniel, strzelając do jakiegoś miecza.
- Spokojnie...jeszcze się odkujemy. - powiedział Deava.
- Skupmy się na ratowaniu mojej siostry. - mruknęła Katarzyna.
- Ano! Ruszać się! Postawcie nas na Navisie! - krzyknął Deava do Okrutników. Stwory skierowały swoje statki w kierunku okrętu Nataniela. Ale nagle powietrze przeszył ryk. Deava zobaczył kątem oka wielkiego smoka...a może nie był to smok? Niemniej, demon go poznał.
- Uciekać! - ryknął, łapiąc oficerów Navisa i lecąc w kierunku statku. Po chwili statek rozpadł się, doszczętnie zniszczony. Olbrzymi Smoczy Tytan zderzył się z nim, zamieniając go w kupę poskręcanego drewna i metalu.
- To Finkregh! Smoczy Tytan trzymający w Vokialem. Odwrót! - ryknął Deava na całe gardło. Po chwili oberwał jednak kulą ognia z pyska Finkregha i stracił przytomność. Sam tytan zniszczył jeszcze kilka statków i zleciał na Eksperyment.
- Niezbyt trafna nazwa, wampirze. - zarechotał Finkregh.

W piekielnych otchłaniach Bramy Żniwiarza...
- Panie, znalazłem Gandana! - krzyczał u wiejścia Nocny Strzelec. Za nim stał ponad dwumetrowy demon z olbrzymimi skrzydłami i długim, masywnym pyskiem. W ręku ściskał bicz.
- Czego? - wychrypiał, łypiąc spode łba na Mrocznego Żniwiarza.
- Mam dla ciebie robotę... - powiedział Mroczny. Gandan podniósł łeb. W jego oczach świecił głód.
- A będą pożywne, te moje cele? - spytał. Nie na darmo nazywano go Demonicznym Pożeraczem.
- Tak - odparł krótko Mroczny i wręczył demonowi zwój. Ten tylko zawył i wyleciał z jego siedziby.
- Czy to jest dobry pomysł? - spytał z lękiem w głosie demon czaszka. Mroczny Żniwiarz zarechotał tylko...