28.05.2008
|
Jednak Wędrowiec Sfer szybko się uspokoił. Potem uśmiechnął się triumfalnie. A Merciless zrozumiał. Drużyna była odcięta, otoczona i czekała ją zagłada; Golemy zniszczyły kolumny i schody i drużyna była skazana zagrzebanie żywcem w byłej Fabryce Golemów. Uratuj swą drużynę, Mercysiu. Jesteś wszak bohaterem. - usłyszał telepatyczną wiadomość. Zawrócił. Nie mógł inaczej. Siły, które zebrał by zabić Wędrowca posłużyły uratowaniu drużyny; po chwili znaleźli się na wybrzeżu, Fabrykę przykryły gruzy. Atmosfera w drużynie była posępna... ***
Ładnie Ci poszło, Teb. - rzuciła rudowłosa.
- A dziękuję. Popełnił błąd. A ja nie popełnię błędu i osłonię się przed Jego gniewem.
- W każdym razie jeszcze trzy dni?
- Tak, za trzy dni dzięki mocy pokładów mithrillu i znajomości magii Mistrzyni spróbujemy odgadnąć po co ibn Fallad - Nieumarły Król porywa mieszkańców Wybrzeża Szkarłatu. I niech nikt nam nie przeszkadza, a zwłaszcza nie-Wędrowcy.
|
29.05.2008
|
Merciless zazgrzytał siekaczami.
- Mam nadzieję, że naprawdę nie mogliście uciec. Jeśli ktoś z was umie się teleportować, to osobiście powyrywam wam dusze! - warknął. Dobrze, że jedyny drużynowy mag, Nekros, nie znał sztuki teleportacji.
- To co teraz robimy? Ja zakładam, że to ten wędrowiec niszczył miasta. - powiedział cicho Deek.
- Taa... Również tak myślę. - mruknął Gondar.
- No, to my chyba weźmiemy zapłatę i się uwiniemy... - rzekł bardzo cicho Nekros. Merciless parsknął śmiechem.
- Akurat! Teraz pomożecie mi go zabić. Tebriz jest najpotężniejszą magiczną istotą od Ashan do Faerunu... A ja jestem ze Spaczni. - gnoll wymówił wszystkie słowa z dużą dozą nienawiści.
- Wiedziałem że tak będzie. Co mamy zrobić? - krótko spytał gnoll.
- Zebrać kilku przyjaciół... - enigmatycznie rzekł gnoll i wręczył im listę. Potem momentalnie zniknął. Nekros zerwał pieczęcie. W miarę czytania mina mu się wydłużała. Potrzebujemy wytrzymałego wojownika, głosił list. Obok była wymalowana podobizna Genna Szarej Grzywy. Potrzebujemy smoka, mówiło pismo. Obok narysowany był biały smok Thyramofar. Nie zapominajmy o mistrzach ostrzy, głosił wytłuszczony druk.
- Co to są mistrzowie ostrzy? - spytał Brimstone.
- To elitarni wojownicy hordy. Można ich porównać z samurajami. Potrafią znikać, chodzić po wietrze i takie tam sztuczki.
- A ilu ich jest?
- Trzech, może czterech. Zależy, czy doliczymy Azwraitha.
- Kogo?
- Nieważne. Ważne jest że musimy wyruszyć do gór Kariatyd. Dobrze, że w miarę blisko. Musimy się się prze teleportować na Srebrne Marchie, do gór Nether. Co do mistrzów ostrzy... tak się składa, że znam jednego, choć zmienił już profesję i klan... - Nekros się uśmiechnął.
- To znaczy kto?
- Grommash "Grom" Hellscream, łowca demonów z klanu Wojennej Pieśni. To też wódz tego klanu - rzekł Chen, który spotkał kiedyś Groma. - Natomiast Samuro żyje w okolicy Bagien Mgielnego Całuny, blisko wybrzeża.
- Czyli ruszamy - zakomendrował wesoło Deek. Drużyna wyruszyła w kierunku skalistych grani Przeklętych Gór, masywu Kariatydu.
|
29.05.2008
|
Drużyna powoli wspinała się na strome szczyty Kariatydu. Po paru godzinach udało się naszym awanturnikom dostać się na ścieżkę górską. W tym momencie Chen rozejrzał się dookoła i spytał reszty:
- A gdzie jest Fergard? - Drużyna rozejrzała się. Rzeczywiście, ani śladu półdemona... Fergard Stratoavis był pod ziemią. Ale nie pod zawalonym stropem w byłej fabryce golemów. Półdemon wędrował po pustych korytarzach podziemnych miast, skazanych na wieczne zapomnienie. W każdym razie nie odniósł on żadnych poważnych obrażeń, tylko parę siniaków. "Było ciekawie pod tym stropem. Dobrze, że w porę założyłem osłonę. Nie jest doskonała, ale uchroniła mnie od śmierci. Uchroniła mnie także od teleportacji przez Mercilessa...". pomyślał z przygnębieniem. Był skazany na siebie, w nieznanym lochu, do tego osłabiony. "W każdym razie... Ten Wędrowiec Sfer to jakiś idiota. Nie pomyślał, że ktoś jeszcze oprócz Mercilessa może wykazać się inicjatywą. I niedługo za to zapłaci...", pomyślał Fergard, wyraźnie podniesiony na duchu. Półbies ruszył korytarzem w głąb tych skrywających wiele tajemnic podziemi...
|
29.05.2008
|
* * *
Ależ idiota z Tebriza, pomyślała Foida, drugi Wędrowiec, z faktu, że jest zdolny nie wynika, że jest niezniszczalny i nieomylny. I przeoczył jednego z nich.
* * *
Podróżujący podziemiami Fergard nagle poczuł, że zadrapania zniknęły i jest pełen sił. - Źle idziesz, skręć w prawo - usłyszał telepatyczny przekaz.
|
30.05.2008
|
Półbies miał wrażenie, że do jego głowy dotarła telepatyczna wiadomość, że ma skręcić w prawo. Zawahał się. "To może być podstęp.", pomyślał Fergard. Umysł jednak wygrał z rozsądkiem i półdemon skierował się w prawy korytarz. Po jakimś czasie Stratoavis natknął się na solidne, stalowe wrota, wyglądające na robotę jakiegoś wprawnego rzemieślnika. "Królestwo za Brimstona.", pomyślał znużony. Innego korytarza nie było, więc albo była to zasadzka, albo półbies musiał poradzić sobie z drzwiami. Fergard poczekał chwilę. Nikogo ani widu, ani słychu. "Hmmm... Jak zniszczyć takie drzwi bez specjalistycznych narzędzi?", pomyślał. Mijały minuty, a Stratoavis nadal nie miał żadnego pomysłu na wyważenie ciężkich wrót. Zrezygnowany usiadł na ziemi. Nagle usłyszał jakiś słaby jęk, dochodzący najwyraźniej z pod powierzchni korytarza. Zauważył też, że przed wrotami na chodniku widać lekkie pęknięcie. "No jasne!", pomyślał półdemon ucieszony. Wyjął powoli jeden ze swoich mieczy, po czym z całej siły uderzył o pęknięcie. Kawałek chodnika poszedł w drzazgi, ukazując otwór na tyle duży, by mogła się w nim zmieścić jedna istota rozmiarów człowieka. Po dłuższych oględzinach Fergard stwierdził też, ze znajduje się tam coś w rodzaju zjeżdżalni. "No i wszystko jasne.", pomyślał zadowolony. Schował z powrotem swój miecz, po czym wskoczył do dziury, niknąc w ciemnościach... Półdemon wylądował w dobrze oświetlonym korytarzu, najwyraźniej roboty krasnoludów. Jednakże część korytarza, jak i wiele odnóg było wykonanych prawdopodobnie przez kopacza czy inną taką istotę. "Chyba nie sensu iść tymi drogami wyrytymi przez potwory.", pomyślał Fergard. W tej sytuacji ruszył tą częścią korytarza, która była autorstwa krasnoludzkiego...
|
6.06.2008
|
Półdemon szedł korytarzem, gdy nagle ktoś na niego wskoczył. Był to mały, biały stwór. Miał wytrzeszczone oczy i pogięty kubek na szyi.
- Kamieniemimówią. Kamieniemnieostrzegają - wymruczał niezrozumiale stór.
- E...Możesz we wspólnym? - spytał zaskoczony Fergard.
- Kamieniemnieostrzegają. Ostrzegająprzedwędrowcami - mruczał dalej stwór.
- Nic z tego nie rozumiem.
- Chodź. Zaprowadzęciędomistrza.
- Oby umiał mówić... - mruknął go i poszedł śladem stwora. Po paru korytarzach stwór popukał bardzo długim palcem w skałę. Powtórzył manewr w różnych tempach. Po chwili skała się odsunęła.
- Właź - mruknął stwór. Fergard wszedł za nim. Po chwili zobaczył rzadkiego już Kobolda Jaskiniowego, dużo większego od człowieka. Kobold odwrócił się w jego stronę i zaczął rozmowę.
- Proszę, kogo to przywiódł nam ten mały pukacz? - spytał rozbawiony.
- E...Jaki pukacz?
- Ten stworek mieszkał tu od dziesięcioleci. Ostrzegał krasnoludy przed zawałami. W końcu przybyli tu jednak Wędrowcy Sfer i wybili krasnoludów. Teraz my tu mieszkamy. No, nie tylko my - zakończył smutno kobold.
- Kto jeszcze...rezyduje w tym miejscu? - spytał półdemon.
- Kopacze i odkrywcy z klanu Eshin. Ten Spacz-Inżynier daje się nam już we znaki. Ziemia drży prawie codziennie - jęknął inny, skryty w cieniu kobold.
- Co to za klan? - spytał totalnie zgubiony Fergard.
- Klan Eshin. To szczuroludzie. Skaveni. Wyznawcy Rogatego Szczura. Nazywaj ich jak chcesz. Ważne, że mają ogony, wielkie szczury, zbroje i kopią godzinami - mruknął szef pukaczy.
- Przywędrowałeś tu z pewnym skavenem...
- Wiem. Deek to odszczepieniec, zerwał stosunki z klanem. Jak go dorwą, to od razu go zabiją. To zabójca, ale honorowy i nie musisz się go obawiać - powiedział szybko kobold.
- Uspokoiłeś mnie. A co z resztą skavenów?
- Och, nie zaatakują cię, jeśli nie wejdziesz im w drogę. Widziałeś inne korytarze? Wydrążyły je właśnie Szczurze Ogry. Unikaj tych bestii bo rozerwą cię na drobne kawałki - zakończył ponuro inny kobold.
- Dziękuję za pomoc - powiedział Stratoavis i wyszedł. Dogonił go pukacz i wręczył mu mały kamyczek.
- Weźgo. Chcepodróżowaćztobą - mruknął. Fergard przyjął dar i skierował się korytarzami. Musi stąd wyjść lub skontrować się z Wędrowcami...
|
7.06.2008
|
Ani Fergard, ani przechodzący w pobliżu kobold, ani tym bardziej kamyczek nie zauważył, że pod skałą, z rzuconym na siebie czarem Nietoperzego Ucha, Aries J. DeMenthor wysłuchiwał wszystkiego, o czym rozprawiali koboldy z Fergardem. Bazaltowy Człowiek już nieraz widział Stratoavisa, i podziwiał go za jego zdolności przywódczo-bitewno-taktyczno-magiczno-itepe-itede. Poza tym, jego sakwa była prawie pusta - za taką sumę mógłby przeżyć mniej niż dwa tygodnie. Potrzebował jakiejś alternatywy. I ta alternatywa nadepnęła go na stopę.
- Auć! Uważaj jak leziesz, ty trep... O Dżizas! Ty jesteś Fergard Stratoavis?
- Tak mnie nazywają. - odrzekł półdemon. - Nietoperze Ucho... Czy chcesz mi coś powiedzieć?
- Chodzę po tych tunelach od bardzo dawna i dobrze znam siłę Wędrowców. Są silni. Nawet bardzo. Ale mają słaby punkt...
- W porządku... - mruknął półdemon i sięgnął do torby, jednak po chwili zaprzestał, słysząc prychnięcie Ariesa.
- O co chodzi? Przecież wiem, że chcesz zapłaty za wyjawienie tej informacji!
- Pieniądze to nie wszystko - odpowiedział Aries. - Powiem ci, ale wtedy obiecasz mi dwie rzeczy. Pierwsza - pójdę z wami. Druga - na obiad będę dostawał wielki kawał mięsa. Surowego.
- Jak człowiek może jeść surowe mięso? - spytał zdziwony Stratoavis.
- A kto mówi że jestem człowiekiem? - rzekł Aries i wyciągnął skrzydła, które odbijały słabe światło pochodni tak, że natychmiast zrobiło się jaśniej.
Zwiadowca mógłby się przydać, pomyślał Fergard. A po jego posturze wnioskuję, że ta duża porcja mięsa nie będzie aż tak duża...
|
7.06.2008
|
Podczas gdy wędrowcy obmyślali swe plany, Fergard i Aries przemierzali podziemia, a awanturnicy szukali Genna, Tebriz skupił swe sługi w zrujnowanej kaplicy. Kaplica owa była kiedyś punktem kultu nieumarłych, zwanego Kultem Potępionych. W tym miejscu złożone były teraz szczątki pradawnego potwora, Gigardona. Gigardon znany był z nieustannego apetytu na dusze. Tebriz, oczekujący na Mistrzynię, chciał wywołać przy pomocy tych szczątków istotę, która mogła by mu znacząco pomóc. Choćby w kwestii Mercilessa. Do Wędrowca podszedł stary wiarus.
- Panie, możemy już ekshumować tego potwora.
- Doskonale. Zabrać mi te truchło i przetransportować do kwatery głównej.
- Tak jest. Swoją drogą, dlaczego my, ludzie walczący od wielu lat z martwiakami siedzimy w tej kapliczce?
- Twoją rolą jest wykonywać rozkazy, a nie zadawać pytania!
Wiarus skłonił głowę i odszedł. Słudzy Wędrowca posłusznie zabrali kamienną trumnę - była w niej czaszka Gigardona. Już mieli iść, gdy dostrzegli kilka metrów dalej zielony poświt, a na niebie wykwitła zielona łuna...
|
7.06.2008
|
Zielona poświata niechybnie wskazywała Foidę. To dziwne, ale ta kochająca Czerwień osoba o ognistym temperamencie miała zieloną aurę, gdy tylko była pełna mocy. A teraz była. I była wściekła. - Ty idioto, co ty wyrabiasz. - ryknęła telepatycznie, rzecz jasna. - Po cholerę ożywiasz to truchło! - Tebriz był przygotowany na reakcję Foidy. - No cóż, nada się ten stworek, jako przynęta. - Przynęta? Ożywiony potwór ma walczyć z drużyną? - warknęła Foida.
- Mylisz się. Nie zamierzam z nimi walczyć, nie interesują mnie. To pułapka na nieumarłych.
- Taaak, a jak działa ta genialna pułapka? - spytała się Wędrowczyni, a poświata znikła.
- Cóż, będą chcieli go przejąć, a wówczas my przejmiemy ich. Bo tego, że jesteśmy na Wybrzeżu nie wiedzą, dzięki tej hałaśliwej hałastrze...A mistrzyni przybędzie jutro, i to ona rozsądzi nasz spór, tymczasem żegnaj, powiedział Tebriz i zniknął w innym pomieszczeniu...
|
7.06.2008
|
Tymczasem Aries, Fergard i dziwny kamyczek wędrowali tunelem wyrytym przez Szczurzego Ogra. "Prawdopodobnie to jakieś dziwne i okrutne istoty... Ale damy sobie radę.", pomyślał półdemon podniesiony na duchu. Z rozmyślań wyrwał go cichy stukot. Stratoavis podniósł głowę. Aries właśnie opukiwał jakiś kawał metalu.
- Co się dzieje? - Spytał Stratoavis ćwierć bazaltowego smoka.
- Nie widzisz? Mam przed nosem wielki kawał blachy. - Odciął się Bazaltowy.
- W porządku, w porządku. - Fergard obejrzał kawał metalu. - Przecież to nielogiczne! Kawał oszlifowanego metalu na środku korytarza, na dodatek zrobionego przez jakąś bestię... To się nie trzyma kupy! - Półdemon zamyślił się, po czym nagle klepnął się w czoło. - No jasne... - Podszedł do Ariesa, po czym powiedział:
- Jesteśmy blisko. Wędrowcy nie chcą, byśmy im w czymś przeszkadzali. Inaczej nie stawiali by tu czegoś takiego. Hmmm... - Półbies dokładnie opukał kawał metalu, po czym nagle potknął się o coś i jak długi runął na ziemię. Aries z kpiącym uśmieszkiem pomógł wstać poszkodowanemu półdemonowi, po czym nagle go upuścił ze zdziwienia, bowiem Stratoavis potknął się o dźwignię. Po dokładnych oględzinach Fergard stwierdził, że dźwignia wygląda tak samo, jak ta, o którą potknął się Brimstone na Wybrzeżu.
- Więc rzeczywiście jesteśmy blisko Wędrowców. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko... - Półdemon pociągnął za dźwignię. Przypuszczenia okazały się słuszne: Metal zniknął, ukazując gromadkę ludzi. Krzątali się oni przy jakimś dole, widocznie coś wykopywali. A kawałek dalej stał Tebriz, widocznie przyglądający się pracom...
- No to mamy ich! - Aries zatarł ręce. Jednakże Fergard myślał intensywnie nad czymś, po czym odezwał się:
- Mamy ich, ale ich jest więcej i są uzbrojeni. Dodatkowo jest z nimi Tebriz. Możemy mieć kłopoty z pokonaniem go samego, a na pewno przegramy z oddziałem uzbrojonych pachołków. Chyba że... - Na twarzy półdemona wykwitł paskudny uśmiech. Wyciągnął on małą buteleczkę z fioletowym płynem. Bazaltowy zrozumiał w jednej chwili. Środek usypiający. Zręcznie rzucił go w środek grupki ludzi. Po chwili wszyscy pokładli się na ziemię, chrapiąc słodko. Tebriz zaniepokoił się. Nie widział Fergarda i Ariesa, więc uznał, że nie będzie najlepszym pomysłem wystawiać głowę zza węgła. Czekał więc...
- Tebriz! Jesteś mój! - Wrzasnął DeMenthor, po czym rzucił się na Wędrowca. Fergard nie miał wielkiego wyboru, jak popędzić za nim. I tak dwóch podróżników zaszarżowało na Wędrowca Sfer. Jaki będzie koniec tej historii?
|
7.06.2008
|
Gratulacje. - syknął Tebriz - udało się wam mnie zirytować. - Powiedziawszy to rzucił zaklęcie. Banalne i proste. 'Wysiedlenie'; zaklęcie, które miało uderzać we wrogów i odpychać ich na małą odległość. W wykonaniu wędrowca nie dość, że odepchnęło brutalnie podróżników, powodując chwilowe zamroczenie, spowodowane ciśnieniem to jeszcze atakujących otoczył gaz usypiający, który opuścił strażników. Teraz to ci, których uśpił Fergard wstawali, a on sam stawał się coraz bardziej senny...
|
7.06.2008
|
Fergard osuwał się na kolana, ale Aries wciąż stał. Wyjął miecz i zaczął kręcić młynki.
- No, dajcie mi satysfakcję - warknął. Sługi rzuciły się na bazaltowego człowieka. Aries powalił dwóch szybkimi ciosami miecza, ogłuszył jedengo silnym rewersem. Zabił dwóch szerokim dexterem. Szybki sinister w tętnicę szyjną położył następnego. Z tuzina pozostało ledwie 6. Po krótkim namyśle rzucili się ławą na ćwierćsmoka. Aeris prychnął ogniem i spopielił ich wszystkich.
- Piękny pokaz. Ale to za mało. - powiedział Tebriz.
- Tak sądzisz? No to już jesteś trupem. - warknął bazaltowy.
- Wątpię. - powiedział Tebriz i ruchem dłoni posłał go na Fergarda. Już podchodził do nich, gdy nagle rozległ się ryk. Ryk z nad ich głów. Do otworu łeb wsadził Szczurzy Ogr. Bestia szybko powiększyła dziurę w ziemi i wpadła do środka. Stwór ryknął ogłuszająco i rzucił się na wędrowca. Tebriz nie był przygotowany i stwór podniósł go na wysokość pyska. Ryknął jeszcze raz. Tebriz wykorzystał to i wymruczał słowo mocy. Potwora rozerwało na kawałki.
- No, teraz kolej na was - zwrócił się do powalonych. Ale oni już wygramolili się z dziury. Wędrowiec usłyszał szybkie kroki biegu nad głową. Nie miał czasu ich gonić. Zabrał się do ożywiania potężnego Gigardona... Dexter? Sinister? Na litość boską, Hells... Możesz pisać po polsku? Nie każdy może wiedzieć, o co chodzi...:) - JG
|
8.06.2008
|
Jednak szybko porzucił tę czynność i wezwał Foidę. - Nasi przeciwnicy mocno mnie zirytowali, musimy im uniemożliwić dostanie się do Bazy.
- Co proponujesz?
- Zaklęcia ochronne, detekcyjne, skanujące i alarm bojowy. Skoro nasza Twierdza ma wytrzymać 72 godzinne oblężenie. Ale najpierw... - wskazał na zwłoki strażników. Foida zrozumiała bez słów.
Dwaj Wędrowcy połączyli swe siły, po chwili światło zalało pomieszczenie, a strażnicy wrócili do życia.
|
8.06.2008
|
Fergard obudził się. Zobaczył, że leży na ziemi, a na nim leży Aries. Szybkim ruchem zdjął nieprzytomnego ćwierćsmoka.
- Co tu się stało? - Stratoavis rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, po czym nagle wszystko sobie przypominał. Zazgrzytał zębami.
- Niech szlag trafi tego całego Tebriza! I te twoje pomysły też! - Odezwał się do odzyskującego przytomność DeMenthora. Ten popatrzył na niego niewyraźnie, po czym odezwał się do półdemona:
- Ech, to moja wina... Poniosły mnie emocje.
- W porządku. To zdarza się każdemu... - Ostatnie słowa wypowiedział z nutą niepokoju. - Myślę, że gdyby nie udzieliły ci się emocje, moglibyśmy go naprawdę zaskoczyć, nie tylko na chwilę. Ta chwila drogo nas kosztowała. - Ze złością kopnął w pobliską skałę. Ta o, dziwo rozpękła się na drobne kawałki! Na jej miejscu znajdował się jakiś przycisk. Półdemon wcisnął go stopą, nie zastanawiając się zbyt długo. Przeciwległa ściana rozsunęła się na boki, ukazując wąski, słabo oświetlony korytarzyk. Aries wydał okrzyk zdumienia, a Fergard poklepał go po ramieniu.
- Jak widać, czasem opłaca się robić błędy. - Stratoavis ruszył korytarzem, a za nim ruszył DeMenthor. Dwóch podróżników szło na spotkanie przygodzie, a być może także śmierci... Tymczasem drużyna awanturników z Nekrosem na czele przemierzała łańcuchy górskie Kariatydu w poszukiwaniu Genna Szarej Grzywy. Poszukiwali go od kilku dni, bowiem gnolla nie było w jego osadzie. Powiedziano im, że Genn wyruszył na łowy i do tej pory nie wrócił. Drużyny to nie zniechęciło, ale po kilku dniach bezowocnych wspinaczek po stromych górach wszyscy zaczynali mieć tego dosyć. Jeden jedyny Merciless wciąż dziarsko maszerował bez wytchnienia. Ale on był już trupem, więc kwestie zmęczenia go nie obchodziły. Natomiast reszta była bliska do dołączenia do gromadki sztywnych trupów. Najbardziej we znaki zmęczenie dawało się Brimstonowi i Chenowi. Ten pierwszy, ze względu na drobną budowę, miał już pewne problemy z chodzeniem, zaś drugi, nie nawykły do takich wspinaczek, był bliski załamania nerwowego.
- Daleko jeszcze? - Spytał po raz piętnasty Fenrisa, który jako tako jeszcze stał.
- Będziemy chodzić tak długo, dopóki nie znajdziemy Genna. - Odparł gnoll. Pandaren już chciał zacząć znowu marudzić, gdy rozległ się głos Nekrosa:
- Chodźcie tu wszyscy, szybko! - Pierwszy zgłosił się Gondar, po nim Deek, Fenris i Merciless, na końcu Brimstone i Chen.
- Co... się... stało? - Wyzipiał pandaren.
- Patrz, co znalazłem. - Ork bez słowa wskazał na ślady krwi, w której było widać sierść. Fenris był bliski wymiotów. To była sierść należąca do gnolla. W dodatku lekko już posiwiała, co mogło świadczyć o starszym wieku posiadacza sierści. Wszystkim nasunęła się myśl: "Genn Szara Grzywa"...
|
8.06.2008
|
Drużyna postanowiła iść dalej. Po paru minutach zaczęli słyszeć pewne głosy. Gdy ostrożnie zakradli się do ich źródła, widok przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Zobaczyli trzech gnolli. Jeden miał pół płytowy pancerz, czerwone oczy i czarne futro. Drugi miał brązowe futro, czarną szatę i płaszcz oraz wiele małych kawałków metalu w twarzy. Jego lewa dłoń wyposażona była w potężne szpony i coś na kształt metalowych rur pod skórą. Ostatni był olbrzymi, szary, maił czarną kamizelę. Jego błękitne oczy miał prze spokojny odcień, a dziwna, półkulista grzywa była mocno potargana. U ich stóp leżał elf i dwa mefity.
- Cholera, czy te stworki muszą tak drapać?! Patrzcie, co zostało z mojej grzywy! - jęknął grzywiasty.
- Mówiłem cio braciszku, że jesteśmy za starzy na bohaterów - rzekł ten w szacie.
- Goście - warknął czarny gnoll i spojrzał prosto na Mercilessa. Wszyscy się obrócili. Grzywiasty momentalnie poweselał i podszedł do płonącego gnolla.
- Cóż to za sprawa sprowadza taką ważną personę jak Mercilessa w me skromne progi? Ale gdzie moje maniery, poprzestawiajmy się. Jestem Genn Szara Grzywa, pan Kariatydu i okolic. To jest mój brat - wskazał na gnolla w szacie - Stara Szrama, mag i szaman zawołany. Jak ci trzepnie laską to ci pradziada w grobie spopieli. A ten ponurak to nasz przyjaciel, Worgołak. Nie mówcie że nie słyszeliście o nieumierającym awatarze gniewu naszego potężnego Herazou.
- Taa... To są panowie Brimstone, Chen, Gondar, Nekros, Deek i Fenris. Pan Fergard gdzieś zaginął.
- Rozumiem. Pod tą górą plączą się Wędrowcy Sfer i skaveni - Genn zszokował wszystkich swą wiedzą.
- No, a teraz mówcie po co przyleźliście? - spytał groźnie Worgołak.
|
9.06.2008
|
Awanturnicy na spokojnie obgadali całą sytuację. Znaleźli Genna i jeszcze jego dwóch przyjaciół. Teraz pozostaje przekonać ich do swojej sprawy...
- Mianowicie... - Zaczął Nekros. - Na Wybrzeżu Szkarłatu zaczęły znikać miasta. Jedno po drugim. Podejrzewamy, że to sprawka Wędrowców. Znaleźliśmy nawet ukryte wrota prowadzące do podziemi, do zniszczonej fabryki golemów. Tam spotkaliśmy pewnego Wędrowca. Zwał się Tebriz i... - Genn przerwał orkowi ruchem dłoni, po czym odezwał się w te słowa:
- Trzeba było tak od razu, że macie kłopoty z tym chłystkiem. Parę lat temu zaraził całą osadę armią wszy.
- Drapałeś się najdłużej z nas wszystkich. - Dodał Szrama i zachichotał.
- Będziesz mi to wypominał przy każdej okazji? - Spytał Genn znużony. Zwrócił się do Nekrosa i reszty:
- Oczywiście, że wam pomogę. Szrama chyba też. Co do Worgołaka... - Nie mam zdania... - Zakończył niepewnie. Ledwo jednak, jak skończył czarny gnoll zawył straszliwie, tak głośno, że aż Fenris zatkał sobie uszy, nie mówiąc o reszcie. Genn i Szrama nie mrugnęli nawet okiem.
- W porządku. - Warknął Worgołak. - Ale jest jeden szczegół: Chce głowę tego chłoptasia. Na tacy! - Zakończył swoje krótkie przemówienie donośnym skowytem. Nekros spojrzał na listę, po czym odkreślił pozycję "Ktoś wytrzymały". Podszedł do Mercilessa.
- Brakuje nam jeszcze smoka i mistrzów ostrzy. - Szkielet gnolla kiwnął głową na "tak". - Mam jednak jedno pytanie: Jak chcesz zmieścić dorosłego białego smoka w wejściu do podziemi. Takiej mocy chyba nie posiadasz, prawda?
- Racja, ale znajdziemy sposób, żeby go tam zmieścić. Najwyżej się go trochę zmniejszy. - W czasie, gdy Merciless i Nekros rozmawiali ze sobą, Brimstone leżał na kępkach trawy, Fenris podziwiał wspaniałego Genna Szarą Grzywę, Deek ostrzył swoje noże, sztylety i szurikeny, a Gondar wypatrywał jakiejkolwiek oznaki niebezpieczeństwa. Wreszcie po jakimś czasie ktoś spytał:
- A gdzie jest Chen? Chen zbierał komponenty do swoich napitków, po w Kariatydzie rosną unikatowe zioła i przyprawy, między innymi słynna "Zguba Goblinów". Tak więc pandaren zbierał składniki do nowego napitku, lecz niestety nie zauważył, że oddala się od reszty. W pewnym momencie Chen z czymś się zderzył. Pandaren podniósł głowę. Zobaczył jakąś głowę. Smoczą głowę. Głowa ta pokryta była białą, lśniącą łuską... Chen Stormstout zderzył się z białym smokiem Thyramofarem...
|
9.06.2008
|
Smok popatrzył chwilę na Chena. Po chwili się oblizał.
- Jak ślicznie, zakąska sama przyszła. - powiedział miłym, rozbawionym głosem.
- E...Nekros, możesz jeszcze kogoś odkreślić! - krzyknął Chen do reszty.
- A znalazłeś kogoś?! - odkrzyknął Deek.
- Smoka!
Drużyna rzuciła się w stronę Chena. Po chwili byli tam już wszyscy. Thyramofar obejrzał się po wszystkich. Zatrzymał wzrok na Gennie Szarej Grzywie.
- Genn, kupa lat! Chyba z 30. - rzekł smok.
- Taaak... Ale co cię tu przygnało z gór Nether?
- Ach, nic. Tak sobie zwiedzam. Byłem na zebraniu Smoczego Kręgu. Lien i Dinah zrobiły świetne fryzury. - zachichotał głośno biały olbrzym.
- Właśnie ciebie szukaliśmy, wielki Thyramofarze. - powiedział nieśmiało Fenris.
- Naprawdę? A po co wam młody, gruby Thyramofar? - spytał rozbawiony, klepiąc się po opasłym nawet jak na smoka podbrzuszu.
- Musimy ubić Tebriza. - bezceremonialnie rzekł Gondar.
- To świetnie! Tebriz otworzył kiedyś szczelinę w mej jaskini i wpadło tam parę koboldów. Chichotałem przez tydzień, ale było mi ich żal. Z radością wam pomogę. - powiedział uroczyście smok.
- Jest tylko problem z wejściem...to bardzo mały i wąski korytarz. - pochmurnie westchnął Nekros.
- Tylko tyle? - spytał Thyramofar i zmienił się momentalnie w około 40 letniego człowieka z czarnymi bokobrodami.
- Nieźle! - wtrącił Stara Szrama.
- Prawda? Używałem tej formy jak chciałem pójść do wioski i najeść się ciastek oraz biszkoptów. - zachichotał Thyramofar i z powrotem stał się olbrzymim smokiem. Nekros odkreślił smoka z listy i razem udali się na poszukiwania mistrzów ostrzy. Chen po paru chwilach się zatrzymał.
- Po co my tu w ogóle idziemy?
- A znasz inną drogę do mistrzów ostrzy?
- Tak. Drogę morską. Bo Bagna Mgielnego Całuny na których żyje Samuro są w Kalimdorze. Na inny kontynent może przelecieć albo popłynąć.
- E...A nie wiemy gdzie mogą być inni?
- Nie wiemy. Musimy więc znaleźć Samuro.
Pozostała tylko kwestia dostania się do Kalimdoru. Lotem, morzem czy portalem. Trzeba też było mieć na względzie Tebriza i Fergarda...
|
10.06.2008
|
Tymczasem Fergard i Aries przemierzali wąski korytarz, który odkrył półdemon, rozwalając pobliską skałę, która kryła przycisk otwierający dalszą drogę. Teraz półbies i ćwierćsmok szli równym marszem, nie zatrzymując się. W pewnym momencie podróżników oślepiło strasznie jasne światło. Po chwili przyzwyczajania się do jasności, podróżnikom zaparło dech: Ujrzeli przed sobą ogromną metropolię, pełną krzątających się mieszkańców. Wciąż byli w podziemiach...
- To się wydaje... Nieprawdopodobne. - Wydusił z siebie ćwierć smok.
- Prawda. To jest po prostu niemożliwe. - Odparł równie zaskoczony półdemon. - Miasto pełne mieszkańców jestem w stanie zrozumieć... Ale to światło? To musi być jakaś halucynacja... Albo sen...
- To niestety jest sen. - Ozwał się głos za ich plecami. Fergard i Aries odwrócili się. Zobaczyli małe, może dziesięcioletnie dziecko o ciemnym kolorze skóry, które twarz miało przykryte kapturem. Aries zauważył, że jest boso.
- To niestety jest sen. - Powtórzyło dziecko.
- Kim jesteś? - Zapytał zaskoczony Aries.
- Kim ja jestem? - Odpowiedziało pytaniem na pytanie dziecko. - Ja... Sam nie wiem, kim jestem. Po prostu byłem, jestem i zawsze będę. - Gdy tajemnicze dziecko powiedziało te słowa, momentalnie zgasło wszelkie światło, jak również wszelkie ślady życia w mieście. Zapanowała cisza. Grobowa cisza.
- Tu kiedyś było tętniące życiem miasto, prawda? - Odezwał się Fergard.
- Prawda, było. - Odparło dziecko. - Tyle, że na powierzchni. Teraz to tylko kupa gruzu, z której nie ostało się nic, co mogłoby świadczyć o tym, że tu kiedykolwiek było życie. - Aries i Fergard obrócili się. Rzeczywiście: Zniknęło wspaniałe miasto, pojawiło się rumowisko...
- Jak możemy cię pomścić? - Odezwał się nagle Aries.
- Słucham? - Spytało dziecko lekko rozbawione.
- To wina Tebriza, prawda? Jego i innych Wędrowców?
- Tebriz ma wiele na sumieniu, ale to nie jego wina. To miasto zapadło się samo, pod upływem czasu. Jako jedyne oparło się przeklętemu sojuzowi króla nieumarłych ibn Fallada i przerażającej bestii - Grzechu. - Fergard miał wrażenie, że przeżywa powtórkę z historii Spiry: Grzech, potężna bestia o bliżej nieznanym pochodzeniu. Wiedział, że Grzech został zniszczony dwa lata temu. Jak jednak udało mu się powrócić na niebo, by znów nękać całe światy? Czyżby ten król nieumarłych posiadał taką moc, żeby ożywić tą bestię? Wydawało się to praktycznie niemożliwe: Wiadomo było, że po Grzechu nie zostało nic, a że był niezwykle zagadkowego pochodzenia, po prostu nie znano tak potężnych i złożonych formuł, by powołać go do życia. Wiedział też, że potwór regenerował się co 10 lat, jednakże gdy został zniszczony te dwa lata temu, został pozbawiony hmmm... Napędu. Więc wydawało się to niemożliwe, by znów wrócił na niebo...
- Co za ibn Fallad? - Spytał już dosyć zdezorientowany Aries.
- Niestety, pewnych rzeczy nie można dowiedzieć się od razu. - Zagadkowo odpowiedziało dziecko, po czym rozmyło się w szarej chmurze.
- Zaczekaj! - Krzyknął za znikającą zjawą półbies. Niestety, było już za późno. Zapanowała absolutna ciemność... Fergard obudził się. Leżał na środku korytarza. Na nim leżał Aries. Półdemon zepchnął z siebie ćwierćsmoka, po czym podniósł się. Zobaczył, że znajdują się po drugiej stronie korytarza. W tym czasie Aries odzyskał przytomność.
- Jak myślisz... - Czy to co niedawno zobaczyliśmy... To był sen? - Spytał półdemona.
- Nie wiem... Nic już nie jest pewne... - Odpowiedział z ciężkim westchnieniem Fergard. Fergard Stratoavis i Aries J. DeMenthor byli przed Bazą Wędrowców...
|
10.06.2008
|
- Ziemia drży - zakomunikował głos. Jaki głos? To samo pomyśleli Aries i Fergard.
- Jestem w twojej kieszeni, tłumoku - powiedział głos. Fergard wyjął kamień. Ku jego zdziwieniu, kamień był czerwony i wibrował.
- No. Wasi kompani drążą skałę i was szukają - rzekł kamień i stał się szary. W tym samy czasie nasza kompania podjęła decyzję o poszukiwaniach Fergarda. Deek miał świetny słuch i czołgał się przy ziemi, nasłuchując. W pewnym momencie usłyszał rozmowę dwóch, może trzech głosów.
- Kopiemy tutaj - powiedział od razu.
- Odsuńcie się - zakomenderował Stara Szrama. Skinął na ziemię kosturem i ziemia się rozstąpiła. Dziura mogła pomieścić Chena. Na oczach zdumionego Fergarda i Aries z dziury wyłonili się awanturnicy i Wilczy Lordowie.
- Witamy z powrotem - rzekł Deek.
- My również. To jest Aries - Fergard wskazał ćwierćsmoka i opowiedział im wszystko od chwili ich rozłąki. Po wysłuchaniu historii wszyscy spojrzeli na miasto.
- Robimy to po mojemu czy jakoś inaczej? - spytał Genn.
- A co znaczy "po twojemu"?
- Wchodzimy i mordujemy wszystko co wykazuje oznaki życia bądź nieżycia - wesoło rzekł Szara Grzywa. Drużyna obmyślała kolejne działania...
|
10.06.2008
|
- Niestety, boję się, że nie zdążycie się namyślić. - Rozległ się szyderczy głos Tebriza. Po chwili pojawił się on sam, Foida i jeszcze trochę hmmm... wojska.
- Tak myślisz?! - Wrzasnął Merciless. - Teraz jest nas więcej i jesteśmy silniejsi! Powinieneś zacząć się bać!
- Och, Mercysiu... - Wędrowiec zachichotał. - Po co się tak irytować? Nie lepiej od razu się poddać? - Wszyscy stojący w pobliżu Mercilessa odsunęli się odruchowo na jakieś parę metrów. Tymczasem sam Merciless wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. Po chwili poleciał w kierunku Wędrowca, rycząc głośno. Tebriz, jakby od niechcenia machnął ręką. Na drodze Mercilessa wyrosła wielka, kamienna ściana.
- Myślisz, że coś takiego mnie... - Zaczął Merciless, ale urwał, gdy rozbił się o kamienną ścianę. Szkielet gnolla obrócił się w proch, po czym przestał się jarzyć zielonym ogniem. Wszyscy awanturnicy wpatrywali się w to miejsce z niedowierzaniem.
- No, to jeden mniej. - Tebriz wskazał palcem na to, co zostało z Mercilessa. - Ten głupiec usiłował powstrzymać nas przed zrealizowaniem naszego planu. Wy możecie podzielić jego los. Zapewniam, że nie chcę, by stała się wam krzywda. Merciless sprowadził was na manowce. I tyle. - Wędrowiec zobaczył, że nie przekonał gromadki rozwścieczonych awanturników. Zauważył przy okazji Wilczych Lordów i Thyramofara...
- Kłamiesz! - Krzyknął Nekros. - Nie mamy nawet cienia wątpliwości: To wasza wina, że miasta na Wybrzeżu znikają!
Tebriz i Foida popatrzyli na orka jak na idiotę, po czym zaczęli się śmiać.
- Jesteś w błędzie. My chcemy powstrzymać głównych sprawców zamieszania...
|