Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Bohaterowie literaccy"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Bohaterowie literaccy
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Morgraf

Skryba Morgraf

8.10.2003
Post ID: 15160

"Dżuma" nie do końca przypadkiem, choć może trochę.
Bpohaterem który jakoś, może nie tyle spodobał się, co raczej wzbudził zainteresowanie to ojciec Paneloux. Ksiądz - kaznodzieja którego wiara wystawiana jest na próby podczas dumy. Czuję podziw dla pewności jego wiary, połączonej z dynamicznością. Nie kroczy ślepo utartą ścieżką, a rozgląda się, ocenia i wybiera właściwą drogę do Boga.
A swoją drogą dreszcz mnie przenika, kiedy pomyślę ile ważnych lektur nie zdążyłem przeczytać, a przecież czytałem książek w liceum badzo wiele w porównaniu z kolegami. Naród książek nie czyta i tyla :(

Moandor

Strażnik słów Moandor

8.10.2003
Post ID: 15161

Święta prawda Morgrafie, naród książek nie czyta. I ja patrząc na kolegów z LO też im sie dziwiłem. Niektórzy nie przeczytali przez 4 lata żadnej lektury, jechali tylko na opracowaniach. Zważ też, że nawet przy tym topicu jakś nie bardzo są wymieniani bohaterowie, czy książki z innych gatunków niż fantasy. Ja mógłbym podać kilku przynajmniej bohaterów z takich pięknych arcydzieł literatury i coś więcej o nich napisać, ale i tak to nie wzbudzi niczyjego zainteresowania, bo kto dziś takie dziełą czyta... Obiecałem opisać Edmunda Dantesa, ale niestety w tygodniu nie mam czasu, może w weekend coś naskrobie.

Dżumy całej nie przeczytałem, ale na polskim bardzo dokładnie omawialiśmy, więc jestem nieco w temacie. A swoją drogą to czytanie książek, nawet z poza kanonu lektur daje potem ogromne profity :) zwłaszcza na maturze. w tym roku miałem przyjemność przystąpić do tego egzaminu i co najdziwniejsze w swojej pracy nie umieściłem żadnej wzmianki na temat jakiejkolwiek lektury. NIc po prostu. Nie wpłynęło to jednak w najmniejszym stopniu na wynik, bo nadrobiłem to tym, że czytało w życiu wiele innych powieści.

Trafiło mi się pytanie w stylu: Czy istnieją jeszcze dzieła które są w stanie oprzeć się skutecznie kulturze masowej. Zaprezentuj dwa teksty i uzasadnij odpowiedź.

Temat marzenie jak dla mnie. No i co mogłem wybrać. Ano Faraona Bolesława Prusa i jako drugą, Władcę Pierścieni :)

Większość zaś moich kolegów którzy olewali sobie czytanie lektur i wogóle pisała najgłupszy temat z możliwych: Twoje rozważania na temat seriali telewizyjnych :D

Ale mniejsza o to, rozgadałem się, To była taka mała dygresja obok tematu. MIło jest Morgrafie pogadać z kimś kto czyta też kanon literatury a nie tylko fantasy i fantasy i jeszcze raz fantasy. Nie tylko fantasy jest na świecie, j a choć lubie ten gatunek czytałem także książki Verne'a, Karola Maya, A. Dumasa, także Stanisława Lema, i innych autorów.

Czy jest na sali ktoś (prócz Sandra, bo on czytał) kto czytał Hrabiego Monte Christo i chce ze mną na tem temat wymienić się poglądami?

MOANDOR

Faramir

Faramir

10.10.2003
Post ID: 15162

Moandor

Ja bym tak nie powiedział. Każdy prawy bohater mi się podoba. Tylko jest z tym tak, że jednego cenie sobie szczególnie, innego mniej, nie spotkałem się jednak z dobry bohaterem, który sprawiłby, żebym za nim nie przepadał. To zależy jak już wcześniej było powiedziane od indywidualnych upodobań czytelnika. Ten, który mi się podoba, innym może się wydać mniej sympatyczny.

To ja inaczej może sformułuje pytanie. Czy NIGDY nie zdarzyło Ci się tak, że prawy bohater denerwował Cię swym postępowaniem?

Moandor

Ale cenię sobie postaci, które stoją po stronie dobra i próbują bezinteresownie pomagać innym. (...) Czy uważasz Faramirze, że członkowie Drużyny Pierścienia nie wzbudzają sympatii w czytelniku? Oni przecież zupełnie bezinteresownie i z niczym nie przymuszonej woli zgłosili się do wypełnienia tej, prawie niemożliwej misji. Ich dziewięciu nie stanowiło zbyt wielkiej siły w porównaniu z Nazgulami i całą armią Mordoru. Nie poddali się jednak, dzięki wzajemnej wierności i poświęceniu zdołali wypełnić powierzone im zadanie. Dlatego, że hołdowali takim wartościom jak przyjaźń, honor, odwaga, poświęcenie, wierność itd. I nie byli wcale wielkimi herosami, lecz stanowili razem zgany zespół.

Cóż, powiem tak, prosto a dobitnie. Sympatię - owszem, we mnie wzbudzili, ale żebym ich uważał za idealnych (w sensie, takich o jakich najbardziej lubię czytać) bohaterów, to nie.

Moandor

A jak by to wyglądało, gdyby bohaterowie byli egoistami? Załóżmy, że tak jest. Wtedy prawie napewno kompania uległaby skłóceniu.

Ależ w to nie wątpię!

Moandor

Jak by to było gdyby Gimli i Legolas nie przemogli się i nie zaniechali waśni jakie od wieków toczyły się między ich plemionami?

Byłoby, moim zdaniem, dużo ciekawiej. Wtedy historia mogła by się zupełnie inaczej potoczyć, i na pewno bardziej realnie. Jakkolwiek by to brzmiało, ale gdyby stało się tak, jak napisałes, ucieszyłbym się i z jeszcze większym zainteresowaniem przyglądał się dalszym perypetiom Drużyny.

Moandor

Powieść nie byłaby wtedy atrakcyjna a uwierzyć w to, że wykonaliby misję byłoby praktycznie niemożliwe.

Zdecydowanie się z Toba nie zgadzam. Opowieść byłaby wtedy dużo bardziej atrakcyjna, a to, że wiara w wykonanie misji jeszcze by spadła - uważam za zaletę.

Moandor

No ale rozważania o WP zostawmy na inną okazję. Mysle, że po części chociaż wyjaśniłem moją pasjonację bohaterami dobrymi. Jęsli to nie wystarczające to mogę podać i inne przykłady.

Jest rozumienie i rozumienie. I oba te rozumienia występują w moim przypadku, odnośnie Twego rozumowania.

Moandor

Czyli uważasz, że bohater dobry posiadający w większości pozytywne cechy charakteru i hołdujący naprawdę pięknym wartością nie jest kimś w kogo można uwierzyć?

Ależ oczywiście, że mogę sobie takiego bohatera wyobrazić! Martwego.

Moandor

Czyli uważasz, że bohater dobry posiadający w większości pozytywne cechy charakteru i hołdujący naprawdę pięknym wartością nie jest kimś w kogo można uwierzyć?

Och, tak, rzeczywiście na cmentarzach miejsca wciąż jeszcze dość. Na nieszczęscie dla grabaży coraz więcej ludzi mądrzeje...

O braku Dobra i Zła Moandor

Tak, jak uczy teoria względności, wszystko zależy od punktu widzenia. Ale to nie należy do treści naszej dyskusji, no chyba, że podasz jakieś przykłady z powieści. Narazie wstrzymam się od odpowiedzi na te zagadnienie.

Cóż, interesuje mnie tylko, co uważasz o czymś takim, że według mnie nie istnieje w ogóle dobro i zło. Czy podzielasz me zapatrywania, czy nie, bo od tego dość mocno zalezy dalszy przebieg tej dysputy.

Moandor

Teraz sprawa Morgotha. Fakt, istota wysoce ambitna jednak też wielce zawzięta, przesiąknięta nienawiścią. Wziął on sobie za cel niszczyć wszystko co tworzyli Valarowie. Choćby zniszczenie Drzew w Valinorze. Jest w Silmarillionie jeszcze wiele takich przykładów.
Mogę zrozumieć to, że Morgoth nie chciał się podporządkować Eru i wybrał własną drogę. Jednak to, jakich metod używał i to czym się kierował w swoim postępowaniu jest dla mnie nie do przyjęcia. Takiej postaci nie mogę darzyć sympatią.

Za to można ją zrozumieć.

Moandor

(...)skupmy się już tylko na konkretnym typie bohatera uzasadniając swój wybór na przykładach. Dyskusja będzie miała wtedy bardziej konkretny charakter.

Ech, zbyt późno doszedłem do tego momentu Twego posta :D. To na później.

Moandor

W przyjaźni, wierności i oddaniu tkwi ogromna siła. Postać z opisu Faramira, taki egoista, kierujący się chytrościa i podstępem moim zdaniem raczej nie może liczyć na wsparcie przyjaciół. Może się mylę, gdyż nie czytałem tytułów o których mówił Faramir, więc prosze mnie poprawić w takim wypadku.

Och, zapewniam Cię, że taki sprytny egoista może pozyskać naprawdę wielu przyjaciół. Za pieniądze.

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.10.2003
Post ID: 15163

Nie mam teraz czasu na odpowiedż Faramirze, ale zrobię to z poewnością.

Dziwne masz zapatrywania co do niektórych tu poruszanych spraw. Zapeniam cię, ż przyjaźń prawdziwa jest o wiele więcej warta niż ta za pieniądze. Bo ktoś inny może takiego przyjaciela także kupić, Dziś jest twoim przyjacielem a jutro już nie bo ktoś dał więcej..

Moandor

Faramir

Faramir

10.10.2003
Post ID: 15164

Och, staram się być osobą kontrwersyjną.
Taki kontrowersyjny realista, niespełniony romantyk. I grafoman. Cały ja.

Natomiast co do tych przyjaciół za pieniądze. Samo słowo "Przyjaciel" miało w mojej wypowiedzi zabarwienie ironiczne. Jednak mimo wszystko uważam, że osoba sprytna może sobie naprawdę pozyskać niezłych "przyjaciół" za mamonę. I tacy przyjaciele sa naprawdę na wiele gotowi.

A że ktoś da kiedyś więcej? Cóż, a kto powiedział, że życie musi trwać wiecznie?...

PS. Życzę więcej wolnego czasu.

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.10.2003
Post ID: 15165

Ok możemy, jeśli nie sprawi to problemów również rozmawiać o konkretnych postaciach.
Na ten dzień moimi dwoma ulubionymi (czyli takimi którymi darzę największą sympatią) są:
:arrow: Edmund Dantes
:arrow: Old Shatterhand lub Kara ben Nemsi

Opowiem dokładniej, jeśli znajde dość czasu. Lubie pisać te posty na forum więc prędzej czy później moja wypowiedź się pojawi.

Morgraf

Skryba Morgraf

10.10.2003
Post ID: 15166

No stary dobry Old Shatterhand. Bohater wyidealizowany w sposób krańcowy. Chyba nigdy jak czytam książki nie spotkałem się z tak przesłodzoną postacią. Ale... nie zmienia to faktu, że doskonale wspominam czas spędzony nad książkami Maya.
Jak patrzę na to z pewnej perspektywy to w tej prozie i tych bohaterach ujawniają się nieskomplikowane schematy, bardzo typowe zresztą dla westernu. Otóż bohater pzytywny jest nieomylny, ale trzeba zauważyć pewną hierarchię ważności. Na przykład: przez step wędruje sobie jakaś gormadka, nie ma wśród nich Old Shatterhanda ani Winetou, ale jest np. Traper Sępi Dziób. Coś się dzieje, akcja się toczy, bez trudu możemy zauważyć nieomylność rzeczonego Śepiego Dzioba, wytropi każdy ślad, trafi we wszystko itd.. Inna sytuacja w kompanii pojawili się Winetou lub Old Shatterhand. Sępi Dziób traci automatycznie swą doskonałość, bo ci dwaj zawsze wiedzą lepiej.
To wszystko może sugerować, że mamy do czynienia z płaskimi bohaterami i pewnie tak właśnie jest. Ale to wcale nie odbiera im uroku, możę ratuje ich dziki świat w którym żyją, a może powody są inne.
Tak czy tak Moandorze, ja też chciał bym być Old Shatterhandem :D

Ion

Ion

11.10.2003
Post ID: 15167

Bohater ulubiony... Zacznijmy od tego, czy za bohatera uznać też postacie drugoplanowe, bo są takie które mnie urzekły. Jeżeli zaś chodzi o samego Bohatera głównego, tak jak Faramir niezbyt trawię postacie "bez skazy, ni zmazy". Lubię też osoby negatywne, ale o tym kiedy indziej. Kocham wręcz postacie z wadami, targanymi rozterkami, popełniającymi pochopne decyzje, okazujące się brzemiene w skutkach. Taki według mnie powinien być bohater. Dobry, jednak trochę neutralny(kopleks Baldura-postać o charakterze Chaotycznym Dobrym).
Popatrzmy tylko na hrabiego Monte Christo. Postać tę lubie, a wręcz uwielbiam. Jest on owładnięty żądzą zemsty na osobach przez których znlazł się on w więzieniu. Tam też przeszdł przemianę. Z spokojnego marynarza i czułego narzeczonego przeobraził się w "Anioła Zemsty"mszczącego się na swych wrogach.

Teraz z innej beczki.
Bohater:Śmierć
Uniwersum: Świat Dysku
Postać dla mnie wręcz kultowa. Występuje we wszystkich książkach o Dysku które czytałem i za kardzym razem jego pojawienie niezmiernie mnie raduje. Fantastyczne dialogi i przedstawienie postaci ogólnie czyni ze Śmierci mojego ulubinego bohatera Świata Dysku. A w połączeniu z resztą kompani, tj. z Zarazą, Głodem i Wojną stanowią kwartet doskonały (vide picie w karczmie - powieść "Czarodzicielstwo")

Moandor

Strażnik słów Moandor

11.10.2003
Post ID: 15168

Ion

Popatrzmy tylko na hrabiego Monte Christo. Postać tę lubie, a wręcz uwielbiam. Jest on owładnięty żądzą zemsty na osobach przez których znlazł się on w więzieniu. Tam też przeszdł przemianę. Z spokojnego marynarza i czułego narzeczonego przeobraził się w "Anioła Zemsty"mszczącego się na swych wrogach.

Witaj w klubie Ion. :) Czy można nie darzyć Hrabiego Monte Christo sympatią. Jednak myślę, że aby w pełni zrozumieć o co mi chodzi należy tą książkę przeczytać.

Edmund Dantes to dla mnie szczególny bohater. Jeszcze nigdy nie czytałem ksiązki z taką pasją jak "Hrabiego Monte Christo". POweiść ta momentami potrafi wzruszyć do głębi.
Historia zaczęła się dawno temu, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Otóż w telewizji leciała któaśz adaptacji "Hrabiego". NIe rozumiałem wtedy o co w filmie dokładnie chodziło ale obiecałem sobie, że kiedyś postaram siętą ksiażkę przeczytać. Potem myśl ta poszła w zapomnienie i trwała tak w najdalszych zakamarkach mojej pamięci aż do pewnego zimowego dnia. Był grudzień 2002 roku. Na nieszczęście akurat zachorowałem. Żeby się w domu specjalnie nie nudzić poszedłem więc do Miejskiej Biblioteki, żeby wypożyczyć sobie jakąś książkę. Nie miałem żadnych sprecyzowanych zapatrywań, chciałem sobie po prostu wziąść jakąkolwiek pozycję, która umiliłaby mi pobyt w domu podczas reoknwalescencji. No i stojąc w progu owej biblioteki nagle przypomniała mi się powieść Aleksandra Dumasa. Po tylu latach wreszcie nadarzyła się okazja aby zrealizować postanowienie z przed lat.

Tego samego dnia rozpocząłem przygodę z książką. I już od pierwszych stron powieść bardzo mi się spodobała. Z każdą kolejną stroną bardziej mnie ciekawiła. Nie mogłem wychodzić z domu, więc sporo czasu poświęciłem na czytanie. Pierwszy tom przeczytałem w 3 dni, zaś całą powieść w około 3 tygodnie.

Muszę przyznać, że po raz pierwszy miałem okazje poznać na kartach książki bohatera, który by zyskał tak wielką sympatię z mej strony.

Edmund był młodym, 18-lenim marynarzem. Miał piękną narzeczoną, Mercedes. W dodatku stary pan Morrel zaoferował mu stanowisko kapitana "Faraona". Tak więc sami możecie orzec, że Edmund był w tym momencie tak szczęśliwy, jak mało kto.
Ale jak to często bywa, czyjeś szczęscie budzi zazdrość innych. Danglars, buhalter na Faraonie, zazdrościł chłopakowi posady kapitana, nie mógł znieść tego, że osoba w tak młodym wieku zdobyła tak wielką życzliwość pana Morrela. Katalończyk, Fernand Mondego, żywił szczerą nienawiść do Edmunda, ponieważ również był zakochany w Mercedes i nie mógł pogodzić się z tym, że dziewczyna wybrała innego. Był jeszcze stary Caderouse, sąsiad starego Dantesa, osoba chciwa i posiadająca niezbyt dobre maniery.

Pewnego dnia tych trzech osobników zebrało się razem w oberży. Uknuli plan zemsty na chłopaku (tu należy wspomnieć, że głównym pomysłodawcą i osobą, która najbardziej przyczyniła się do nieszczęścia Edmunda był Danglars. Fernand stał się narzędziem, ponieważ Danglars zręcznie wykorzystał jego nienawiść. On to doniósł feralny list do prokuratora królewskiego. Caderouse był najmniej winny gdyż owego wieczory spił się jak bela i praktycznie tylko był obecny w tej gospodzie i nie brał czynnego udziału w spisku). Napisali oni list denuncjujący Edmunda, który został doręczony do prokuratora królewskiego.

W dniu w którym młody Dantes i piękna Mercedes mieli się pobrać, na dzwie godziny przed uroczystością do gospody weszli żołnierze z rozkazem aresztowania pana młodego. Na sali wybuchło wielkie poruszenie. Wszyscy uznali to za absurdalną pomyłkę. Edmund jednak pojechał z przedstawicielami prawa aby jak najszybciej wyjaśnić sprawę i wrócić na uroczystość.

Wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie pewien zbieg okoliczności. Otóż Edmund, jeszcze przed powrotem do Marsylii otrzymał na Elbie list od cesarza (trzeba dodać, że akcja zaczyna się w roku 1815, Napoleon jest uwięziony a wszelki kontakt z nim i stronnictwami bonapartystów były bardzo niebezpieczne). Przesyłkę tą odnaleziono w jego rzeczach (miejsce wskazane było w liście napisanym przez spiskowców). Wyszedłby jeszcze tego samego dnia na wolnośc gdyby nie fakt, że adresatem owego listu (a list ten zawierał informację o planowanej ucieczce Napoleona z Elby i jego powrocie do Paryża. Zawierał instrukcję dla stronnictwa bonapartstów, żeby przygotowali wszystko na jego powrót) był niejaki Noirtier, ojciec prokuratora. Ten drugi, żeby ratować swoją karierę i rodzinę spalił nieszczęsny kawałek papieru, zaś chłopaka, żeby zatrzeć wszelkie ślady, nakazał wtrącić do ponurych lochów twierdzy IF. (oczywiście nie zrobił tego jawnie, Edmunda przekonał że go uwolni, jednak dla formalności nalazał mu spędzić jeden dzień w areszcie. Jednak żandarmi zamiast do aresztu zawlekli do do zamku IF, który znajdował się na wyspie niedaleko wybrzeża)

Tak więc ludzka nienawiść, chciwość i dbałość o własne dobro i interesy skazała młodego, niewinnego człowieka na powolną śmierć w murach ponurej twierdzy.

Edmund spędził w zamku IF blisko 14 lat. I zapewne reszte życia też by tam przesiedział, gdyby nie spotkał tam księdza Farii, włoskiego uczonego. On to nauczył go bardzo wielu pożytecznych rzeczy. Rozszyfrował też i naświeltił chłopakowi prawdziwe powody, dla których skazano go na śmierć w więzieniu. Wtedy to w umyśle Dantesa narodziła się myśl o zemście. Od tamtej pory wszystkie jego myśli skierowane były tylko w tym kierunku.

Ksiądz Faria niestety zmarł w więzieniu. Przed śmiercią opowiedział jednak swemu towarzyszowi niedoli o istnieniu wielkiego skarbu (ukrytego przed ponad 400 laty ukrytego przez Cezara Spadę) ukrytego na wyspie Monte Christo. Edmund wydostał się w worku (ciała zmarłych wsadzano do worków i wyrzucano do morza, gdy ksiądz zmarł włożono go do takiego worka, Edmund wyjął księdza i zajął jego miejsce) z zamku IF. Zdołał odnaleźć skarb.
Dochodzimy w tym momencie do miejsca w którym miejsce Edmunda Dantesa zajął bezwzględny hrabia Monte Christo.

Dysponując ogromną fortuną, dzięki której mógł zdziałać naprawdę wiele, przystąpił do realizacja planu odwetu. Jednak pierwszą rzeczą, którą uczynił to wynagrodził wszystkich przyjaciół, którzy dla niego wiele zrobili. Uratował firmę pana Morrela, który starał się wielokrotnie u prokuratora o jego uwolnienie. Wszystko to robił anonimowo, nie przedstawiając się. NIkt nie wiedział, że hrabia i Edmund Dantes to ta sama osoba.

Nie będe w tym poście dalej przedstawiał losów bohatera, gdyż zajęłoby mi to bardzo wiele czasu.

Postać hrabiego jest moim ulubionym bohaterem literackim. Jego postępowanie wydaje mi się uzasadnione. Co może czuć człowiek, który został skazany na śmierć w lochach zamku IF za niewienność. Po odzyskaniu wolności dowiedział się, że jego ukochany ojciec zmarł w nędzy (z łodu i z tęsknoty za synem), zaś narzeczona wyszła za Fernanda, tego, który był sprawcą jego niedoli.

Zniszczył swoich wrogów jednego po drugim. Jak sam o sobie mówił pełnił rolę "opatrzności". Chciał aby sprawiedliwość zatryumfowała, czego w końcu dokonał.

Wykorzystał do tego różne intrygi. Wydobył na światło dzienne wszystkie niecne postępki swoich nieprzyjaciół. Czy można go za to winić. Zdecydowanie nie. MOżna stwierdzić, jak powiedział Ion, że był "aniołem zemsty" jednak w rzeczywistości jego wrogów zniszczyły ich niecne postępki, które hrabia wydobył z cienia i ukazał światu.
Swoją niełaskę obrócił jedynie przeciw wrogom. Dla swoich przyjaciół był prawdziwym skarbem. Nie można stwierdzić, że tylko zemsta się liczyła. Dla mnie szczególnie podobało się jak pomagał on swoim przyjaciołom: staremu Morrelowi, Maksymilianowi i Walentynie.

Resztę rozważań przeznaczę na następnego posta. Jest jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia, ale nie mam w tym momencie czasu.

KONIEC CZĘSCI PIERWSZEJ

MOANDOR

Faramir

Faramir

12.10.2003
Post ID: 15169

wow ;]

Moandorze, cenię sobie Twe posty, i cenię sobie to, że tak dokładnie opisujesz nam historię Edmunda Dantesa. To jest dobre!

Ale na przyszłość dużo chętniej poczytałbym o tym, co sam sadzisz o tej postaci! Znaczy się, więcej subiektywnych emocji, mniej faktów :).

Takie me zdanie przynajmniej ;).

Ale nie zmienia to faktu, że bardzo sobie cenię Twe posty a i tak wykraczają one mocno ponad średnią tych jaskiniowych, która - notabene - nie jest niska!

PS. Może ja tez Tyriona opiszę?... ;))

Faramir

Faramir

14.10.2003
Post ID: 15170

Będę więc z niecierpliwością oczekiwał tego twego postu z rozwinięciem historii Edmunda Dantesa. A tymczasem sam pokusiłem się o krótki opis mego ulubionego bohatera. Wiem, że jeszcze wiele można by powiedzieć, ale uważam, że w poniższym poście zawarłem wszystkie najważniejsze sprawy, jakie zawrzeć powinienem. Jeśli ktoś widzi coś, o czym powinienem powiedzieć, a czego nie powiedziałem, prosze o reakcję :).

Faramir

Faramir

14.10.2003
Post ID: 15171

Tyrion Lannister

Tyrion Lannister, syn Lorda Casterly Rock Tywima Lannistera i Lady Joanny, która zmarła wydając go na świat, brat Jaime'a i Cersei.

Tyrion nigdy nie był rozpieszczany przez życie. Jego ciężki poród pozbawił życia jego matkę - Lady Joannę. Już samo to zdarzenie musiało być straszne dla psychiki dorastającego dziecka, a tym bardziej, jeżeli jego ojciec, Lord Tywim oskarżał go o śmierć swojej ukochanej, czego nie zapominał wypominać mu pod byle jakim pretekstem. A nawet i bez żadnego powodu. Odrzucenie i wręcz nienawiść ze strony ojca nie były jedynymi trudnościami jakie spotkały Tyriona już na samym początku egzystencji. Natura nie uczyniła go urodziwym, silnym młodzieńcem. Tyrion był pokrętnym karłem o krótkich nogach, przez które poruszał się niezdarnym, kaczkowatym chodem. Jego głowa była nienaturalnie wielka w stosunku do reszty ciała, brwi wydatne, natomiast twarz płaska i surowa. Jego oczy były nie dość, że różnej wielkości, to jeszcze w dwóch kolorach: zielonym i czarnym. Tym trudniej było mu żyć, patrząc na Jaime'a i Cersei, czyli starsze, bliźniacze rodzeństwo, którym bogowie podarowali wszystko to, czego poskąpili Tyrionowi. Od samych narodzin nazywano go potworem, krążyły o nim różne straszne plotki, często oscylujące wokół jego przyrodzenia.

Jednak Tyrion posiadał coś, jedną cechę, którą bogowie obdarzyli go bez sarkazmu. Rozum. Trzeba przyznać, że Tyrion był naprawdę mądrym i sprytnym gnojkiem.

Jeszcze kilka słów na temat jego dzieciństwa. Otóż, mając trzynaście lat, spotkał pewną dziewczynę, Tyshę, która pochodziła z biednej, wiejskiej rodziny, była naprawdę ładna i od razu spodobała się Tyrionowi, i... wydawało się, że tak samo było w jej przypadku. Uciekli razem i pobrali się. Pijany septon i mieszek złota mogą uczynić cudy. Najbliższe dwa tygodnie były chyba najlepszymi w życiu Karła. Jednak potem się to skończyło, ojciec ich odnalazł i sprowadził spowrotem do Casterly Rock, gdzie kazał całemu garnizonowi przerżnąć Tyshę na oczach Tyriona. Kazał jej wypłacić odpowiednią stawkę za każdego mężczyznę, który ją posiadł, tak jak zwykłej dziwce. Lord Tywim zrobił to po to, aby uświadomić swego syna kim naprawdę była. Powiedział, iż była ona wynajęta specjalnie po to, aby zrobić z niego mężczyznę. Później, gdy cały garnizon już się z nią zabawił, sam Tyrion posiadał ją tam, na oczach wszystkich...

Nie można powiedzieć, by miał łatwe życie. O nie, od samego początku był poniżany, popychany, uważany za coś gorszego, ludzie patrzyli na niego z niesmakiem i czesto odwracali wzrok, nie mogąc znieść jego widoku. Natomiast Tyrion żył dalej, bardzo dużo czytając i rozwijając jedyną cechę, z której mógł być dumny.

Wbrew pozorom, Tyrion nie był zamkniętym w sobie, klnącym na życie i użalającym nad sobą człowiekiem. O nie, starał się brać z życia to, co tylko było w jego możliwościach, a także próbował uczynić ze swego przekleństa broń, a nawet czasem wykorzystywać to i brać z tego wszystko, co tylko było możliwe. I tak, miast obrażać się i denerwować na jakąś obraźliwą uwagę, czy na jakiś pseudonim, którym go obarczono, obracał to po prostu w żart i żył dalej, nie pozwalając się skrzywdzić. Kiedy przezwano go Karłem, przyjął to po prostu to miano pozwalając by inni właśnie tak go nazywali. I tak, miast być ranionym, pozwolił by te obelgi spływały po nim po prostu. Potrafił także żartować z samego siebie, za co go także podziwiam i staram się wręcz naśladować.

Tyrion korzystał ile mógł na tym, jak potraktowało go życie. Wydawać by się mogło, że postać tak pokrzywdzona - i to niewiadomo za jakie winy - powinna się załamać. Ale tak się nie stało, Tyrion mężnie (choć to słowo absolutnie do niego nie pasuje) zniósł wszelkie ciosy jakie na niego spadły i zdawał się nawet w pewien sposób korzystać z "przywilejów" jakie dawało mu bycie karłem. I tak też na wszelakich ucztach, bankietach (na które był zapraszany jako - bądź co bądź - syn jednego z największych Lordów Siedmiu Królestw) nie bał się mówić głośno tego co naprawdę myśli. Wiele osób nasłuchało się od niego gorzkich słów.

Jako człowiek oczytany, szybko i racjonalnie myślący, a do tego niezbyt liczący się ze słowami i konsekwencjami, jakie mogłyby go za to spotkać, miał bardzo cięty język. Sarkazm, ostry, często wulgarny, dowcip i wysoki poziom autoironii cechowały jego poczynania na każdym kroku. Celność jego uwag często po prostu powalała. Uwielbiałem (i nadal uwielbiam, gdyż do Pieśni Lodu i Ognia wciąż wracam!) jego uwagi i przytyki innych. Tyrion potrafi po prostu na swój własny, charakterystyczny sposób rozbawić. Często uśmiechałem się pod nosem, z sympatią, na jego odzywki. Świetne!

Chociaż chyba w powyższych wypowiedziach aż zbyt mocno wyidealizowałem tegoż bohatera. Bo wcale nie jest to takie biedne dziecko pokrzywdzone przez los, które po prostu próbuje odegrać się a tych, którzy go skrzywdzili. Mówiąc szczerze, to wszelkie mniejsze obrazy wręcz się jego nie imają. Ale. Ale nie można także powiedzieć, że nie można go skrzywdzić, i nie kieruje się emocjami, zawsze rozważająć konsekwencje swych czynów. Emocjami to on się kieruje aż zbyt często i zdarza się, że siła jego mózgu, przegrywa z chucią, czy też jakimiś innymi impulsami, jak choćby gniewem. Tyrion jest na pewno postacią bardzo, bardzo różnorodną. Groteskową. Niby kaleka, ale jednak jakby oswojony z tą myślą, niby inteligentny, ale jednak jakże często jego zachowaniem kieruje po prostu chwila, niby pokrzywdzony przez życie, ale jednak często - szczęśliwy to może zbyt mocne słowo - ale na pewno znajdujący jednak przyjemność w tym życiu. Tyrion jest po prostu, co tu dużo mówić, realny. Prawdziwy, z krwi i kości bohater, który ulega pokusom, który nie zawsze jest mądry, nie zawsze, a nawet rzadko postepuje szlachetnie jak ci wszyscy mężni rycerze ratujący skrzywdzone, niewinne księżniczki. Tyrion jest zwyczajną postacią, w zwyczajnym świecie. Pełnym bólu, niesprawiedliwości i gnoju.

Często snuje różne intrygi, ale niewiele różni się tym, od innych bohaterów i innych postaci występujących nie tylko w świecie fantasy przedstawionym przez Martina, ale także i naszym własnym świecie. Intryguje, ale i często sam wpada w różne pułapki. Często krzywdzi z samej tyko chęci skrzywdzenia. Rozumie, że śmierć jednak osoby jest niczym wobec życia wielu innych ludzi. Ale. Ale zależy jakich ludzi.

Tyrion Lannister jednak ponad wszystkie cnoty, ponad wszystkie wartości ceni sobie swoje życie.

Faramir

Faramir

17.10.2003
Post ID: 15172

Moandorze, specjalnie dla Ciebie opisałem jeszcze jednego bohatera, występującego w "Pieśni Lodu i Ognia". Człowieka uważającego honor za najwyższą z cnót, który mimo tego - wzbudził mą sympatię. Miłego czytania.

Eddard Stark

Eddard Stark, Lord Winterfell, syn Lorda Rickarda Starka i [???], brat Brandona i Lyanny, mąż Catelyn z rodu Tullych, ojciec Robba, Sansy, Aryi, Brandona, Rickona, a także bękarta - Jona Snow.

Niewiele wiadomo o dzieciństwie Eddarda. Można się jedynie domyślać, że wraz z bratem Bandonem i siostrą Lyanną, odebrał typowe dla rodu Starków wychowanie i wpojono mu, że nie ma cechy ponad honorem. Co wyraźnie widać w większości postępowania Eddarda.

Jako młodzieniec wyjechał na południe Siedmiu Królestw, spłodził pierworodnego syna - Jona - z kobietą, o której większość źródeł milczy. Kiedy to zdarzenia miało miejsce, nie wiedział jeszcze, iż po powrocie miał poślubić - w miejsce brata Brandona - Lady Catelyn Tully. Śmierć Brandona mogła mocno pokrzyżować plany dwóch wielkich rodów, jeżeli Eddard by się nie zgodził. Jednak on - mający zawsze bardzo wysokie poczucie obowiązku - zgodził się ożenić z Catelyn, wyrzekając się tym samym szczęścia, które zapewne znalazł na południu. Zrobił jednak coś, o czym niepodobna było nawet pomyśleć innym wielkim Lordom Westeros. Zabrał na swój dwór - do Winterfell - swego bękarciego syna Jona. Dlaczego to zrobił - nie wiadomo.

Miał z Catelyn pięcioro dzieci. Robba - dziedzica, Sansę, Aryę - dwie radykalnie różniące się dziewczynki, Brandona oraz Rickona, który dopiero co wyrósł z kołyski. Wszystkim im, wraz z Jonem, wpajał wszystkie tak charakterystyczne dla rodu Starków wartości. Honor, niezłomność, oddanie swemu ludowi. Starał się jak najlepiej przygotować ich do tego, co czekało ich w przyszłości.

Eddard zdawał się być człowiekiem szczęśliwym. Z żoną żyło mu się dobrze, znajdował pociechę w jej ramionach i okazało się, że dobrze siebie zrozumieć. Miał pięcioro silnych dzieci z prawego łoża. Był dobrym, sprawiedliwym Lordem Winterfell, przestrzegającym zasad, które cechowały jego ród. Jednak pewnego dnia, późnego lata, na Północy zjawił się sam Król Robert z propozycją dla swego przyjaciela - Neda. Z propozycją zostanie Królewskim Namiestnikiem. Od tego czasu życie Eddarda zmieniło się radykalnie.

Eddard jest przede wszystkim - człowiekiem honorowym. Honor swego Rodu stawia nawet wyżej niż własny. Rzeczą nie do pomyślenia jest dla niego to, by móc postąpić jakoś, nie kierując się tą cnotą. Jednak często właśnie ta tak mocno zakorzeniona w nim ideologia, sprawia, iż Eddard często ma wąskie pole do manewru i popełnia czyny, będące na dłuższą metę - niekorzystne. Dla niego.

Przebywając w Królewskiej Przystani, jako Królewski Namiestnik, próbował rozszyfrować tajemnicę śmierci (niby naturalnej) swego poprzednika u boku Króla - Jona Arryna. W przeciwieństwie do innych, znajdujących się na królewskim dworze osób, używał do tego celu środków jak najbardziej - w jego mniemaniu - uczciwych.

Eddard wydawał się zagubiony w świecie, w jakim musiał się znaleźć. Przyzwyczajony do prostory Północy, gdzie dobro i zło były wartościami od razu rzucającymi się w oczy i łatwymi do zdefiniowania, nie mógł zrozumieć i pogodzić się ze sposobami i realiami jakie panowały w Królewskiej Przystani. Próbował dalej zachowywać się tak, jak kiedyś, w domu. Jednak jak długo człowiek uczciwy może wytrzymać "Grę o Tron"?...

Moandor

Strażnik słów Moandor

17.10.2003
Post ID: 15173

Hrabia Monte Christo cz. 2

W poprzednim poście zaprezentowałem pokrótce historię młodego Edmunda Dantesa aż do momentu jego ucieczki z zamku If po 14 latach od chwili aresztowania.

Pobyt w zamku był straszną katorgą dla młodego chłopaka, w dodatku przekonanego o swojej niewinności. Jeszcze na początku miał iskierkę nadziei. Wierzył, że doszło do tragicznego nieporozumienia, które lada dzień powinno się wyjaśnić. Jednak dni mijały i nic się nie działo. Po jakimś czasie myśl, że będzie wolny wygasła w nim całkowicie. Wtedy to nastały najcięższe chwile dla Dantesa, którego umysł zaczęły powoli wypełniać błędne myśli. W chwili największej depresji rozważał nawet targnięcie się na swoje życie. I bardzo prawdopodobne, że mógłby to uczynić, gdyby nie przypadek, który opowiedziałem w pierwszej części mojej wypowiedzi. Ksiądz Faria pojawił się w samą porę, rozniecił bowiem w Edmundzie na nowo płomyczek utraconej już dawno nadziei, a także wyjaśnił mu tajemnicę jego uwięzienia. Potem trochę żałował, że to uczynił bowiem w jego towarzyszu zaczęło z każdym dniem narastać nowe pragnienie - chęć zemsty na sprawcach niedoli. Nie było to niczym dziwnym u człowieka w takim położeniu. Człowieka, który został skazany na powolną śmierć w ponurych lochach zamku If za niewinność, podczas gdy jego wrogowie opływali w dostatek i żyli szczęśliwie. Edmund nie mógł dopuścić aby taki stan rzeczy się utrzymywał się dalej.
Po szczęśliwej ucieczce mógł plan swój, który kiełkował od wielu lat za murami więzienia, wdrożyć wreszcie w życie. Udał się za radą Farii i ze wskazówkami od niego otrzymanymi na niewielką wyspę o nazwie Monte Christo i odnalazł ukryty tam przed ponad 300 laty legendarny skarb kardynała Spady. A trzeba dodać, że była to niewyobrażalna, jak na owe czasy fortuna, która z człowieka nią dysponującego mogła uczynić osobę o praktycznie nieograniczonej władzy, w pewnym sensie oczywiście. Jak sami możecie zauważyć świat przedstawiony w powieści Dumasa z XIX wieku niewiele różni się od świata dzisiejszego. Mam na myśli mechanizmy rządzące ówczesnym świate. Tak teraz jak i dawniej pieniądze stanowiły wielką siłę.

W tym miejscu chcę przejść powoli do miejsca w którym chciałbym wyrazić kilka własnych refleksji na temat książki oraz głównego bohatera.
Zemsta, być może nie jest czynem bardzo szlachetnym, jednak należy również dostrzegać pewne okoliczności, które na swój sposób nieco usprawiedliwiają postępowanie hrabiego. Przede wszystkim jest to jego długi, trwający 14 lat pobyt w zamku IF. Naprawdę niewielu ludzi byłoby w stanie przebaczyć sprawcom tak podłego czynu. Na pewno po wyjściu na wolność domagaliby się sprawiedliwości. Za zwyczaj jest tak, że z więzienia się po jakimś okresie czasu wychodzi. Edmund natomiast, nie dość, że został skazany niesłusznie, to jeszcze w lochach miał spędzić całe swoje życie. Czy to nie obudziłoby w człowieku chęci zemsty?
Na obronę Monte Christa składa się również sposób w jaki to uczynił. Pojawia się w powieści termin „zemsta korsykańska”. Sprowadza się to mniej więcej do tego, że osoba, która poprzysięgła zemstę za wszelką cenę dąży do uśmiercenia swego prześladowcy. Tak postąpił Bertuccio (nie wiem czy poprawnie napisałem), intendent hrabiego, gdy w pewną ciemną noc wbił dla de Villeforta nóż pod żebra (pech chciał, że prokurator przeżył zamach, gdyż Bertuccio z powodu ciemności panujących nie trafił dokładnie w serce, lecz nieco niżej. Czyn ten jednak popełniony został o wiele dawniej niż wydarzenia opisywane w powieści, dowiadujemy się o tym z relacji samego Bertuccia w Auteil). Postępek Bertuccia, choć w jego mniemaniu był wyrównaniem rachunków, w rzeczywistości był zamiarem morderstwa. Widać więc, że słowo „zemsta” ma różne zabarwienie, w zależności od sposobu jej wykonania.
Dla hrabiego miało ono znaczenie równoważne co wymierzenie sprawiedliwości. Jednak on, jako człowiek wykształcony i niezwykle mądry (wiele nauczył go ksiądz Faria, później wyjechał na jakiś czas na wschód i tam też zgłębiał tajniki wiedzy) plan swój postanowił wykonać na swój sposób. Właściwie można rzec, że jego wrogowie w zasadzie zostali pokonani przez swoje niecne postępki. I to najbardziej mi się w głównym bohaterze podoba. Nie postąpił jak zwyczajny przestępca, bo przecież mógł nająć odpowiednich ludzi do ‘sprzątnięcia’ tych znienawidzonych indywiduów, miał do tego odpowiednie środki finansowe. Czy jednak taki czyn był moralnie dobry?

Monte Christo wyciągnął na światło dzienne wszystkie niecne czyny jakich się oni dopuścili w przeszłości. Wydarzenia znane zaledwie garstce ludzi wyszły na jaw. Mam na myśli chociażby zasługującą na potępienie zdradę Fernanda, gdy wydał Turkom Ali Paszę Janiny, za co został hojnie wynagrodzony, czy fakt posiadania nieślubnego dziecka przez prokuratora królewskiego. Dzięki ogromnej fortunie hrabia mógł zebrać te informacje i je wykorzystać. Zapewne chcielibyście wiedzieć w jaki sposób swojej zemsty dokonał.

Fernand Mondego, który doniósł przed laty na Edmunda, a po jego uwięzieniu poślubił Mercedes, został publicznie zhańbiony na posiedzeniu izby Parów. Na jaw wyszła niecna zdrada popełniona niegdyś w Janinie. Hrabia de Morcerf (jest to szlachecki tytuł Fernanda) jako szanowana osobistość mógłby z łatwością odeprzeć zarzuty gdyby nie fakt, że zgłosił się świadek tamtych wydarzeń. Przed laty, jak wspominałem wydał on twierdzę w ręce Turków, Ali Pasza zginął zaś jego żona oraz malutka córeczka zostały sprzedane przez Fernanda handlarzowi niewolników. Matka wkrótce zmarła, córkę zaś hrabia Monte Christo po latach zdołał odnaleźć i darował jej wolność. Księżniczka miała na imię Hayde i była bardzo piękną dziewczyną. I właśnie w momencie gdy de Morcerf wygłaszał w izbie Parów mowę obronną i gdy wydawało się, że zgromadzenie mu uwierzy na salę weszła Hayde przedstawiając żelazne dowody jego winy, co go doszczętnie zdruzgotało. Opuścił w pośpiechu salę i udał się do swojej posiadłości. Domyślił się, że za tą kompromitacją stoi nie kto inny jak Monte Christo i postanowił złożyć mu wizytę i rzucić mu wyzwanie. We Francji aby zmazać plamę na honorze poszkodowany wyzywał człowieka, który go znieważył na pojedynek. W przypadku, gdy wygrał, zmazywał plamę na honorze, porażka oznaczała honorową śmierć. Takie były realia przedstawione w powieści. Wtedy Edmund ukazał Fernandowi swoje prawdziwe oblicze, co go do reszty zdruzgotało. Wyglądał jakby zobaczył zjawę, był tak oszołomiony, że wybiegł jak opętany i nakazał aby go zawieziono do domu. Nie wytrzymał szoku i popełnił samobójstwo w swoim pokoju. Taki był koniec generała de Morcerf.

Kolejny sprawca niedoli Edmunda, Danglars, szanowany bankier posiadający jeden z największych banków w Paryżu został, dzięki hrabiemu Monte Christo pozbawiony niemal wszystkich pieniędzy. Doprowadził on wprost do bankructwa Danglarsa. Pozbawił go tego co ten najbardziej kochał na świecie, pieniędzy. Z bogacza stał się żebrakiem. Ostatnie 5 milionów franków, z którymi uciekł do Rzymu po prostu przejadł. Tak, to nie żart. Został bowiem porwany przez bandytów, z którymi Monte Christo miał jak najlepsze układy. Ci go uwięzili i głodzili. Za każdy posiłek kazali płacić sobie astronomiczne sumy. I tak w krótkim czasie przejadł swoje wszystkie pieniądze. Taką cenę zapłacił za to, że niegdyś wobec Edmunda tak niecnie postąpił.

Prokurator de Villefort został publicznie zhańbiony, gdy na jaw wyszedł fakt, że posiadał nieślubne dziecko. Oczywiście i tym razem doprowadził do tego hrabia Monte Christo, który odnalazł nawet owo niegdyś dziecko, teraz już dorosłego chłopaka. Gdy Villefort dowiedział się, że hrabia to w rzeczywistości Edmund Dantes, którego skazał przed laty postradał zmysły. Doprowadziły do tego również tragedie rodzinne, które miały miejsce w jego domu. Żona jego była trucicielką. Chcąc sprawić aby dziedzicem rodzinnej fortuny był jej syn Edwardek, a nie córka z pierwszego małżeństwa Villeforta Walentyna, zaczęła po kolei truć członków rodziny. Najpierw babkę de Saint Meran, później zamierzała otruć starego Noirtiera, ale lemoniadę która dla niego była przeznaczona wypiła przypadkiem służący Barois. Zginęłaby także Walentyna, ale hrabia uratował dziewczynę na prośbę Maksymilana, który był w niej zakochany.

O Caderouse nie będę wiele wspominał. Dodam tylko, że został zamordowany przez swego wspólnika podczas gdy chcieli obrabować dom Monte Christa. Chciwość doprowadziła go do grobu.

Tak więc można zobaczyć, że w rzeczywistości nie hrabia doprowadził do upadku tych ludzi, lecz oni sami swoim postępowaniem. Chcę tym obalić tezę, jakoby hrabia Monte Christo był człowiekiem ogarniętym wyłącznie żądzą zemsty, że był człowiekiem złym postępującym nieetycznie. Sam o sobie mówił, że pełni rolę opatrzności, skoro Bóg nie wymierzył sprawiedliwości zdrajcom i nikczemnikom, zadanie to postanowił wypełnić sam. I konsekwentnie to realizował porównując siebie do istoty ponadprzeciętnej. Coś w nim pękło dopiero w momencie gdy zobaczył ciało małego Edwardka (żona Villeforta gdy wyszło na jaw że to ona jest trucicielką otrzymała od męża ultimatum, albo szafot, czyli gilotyna, albo popełni samobójstwo. Wypiła więc truciznę podając ją również swemu dziecku) Wtedy zdał sobie sprawę, że nadużył trochę swojej potęgi, i że nie powinien był brać się za rzeczy, które może rozstrzygać jedynie Bóg.

W ostateczności zaznał jednak szczęścia, bowiem odpłynął na swoim jachcie z piękną Hayde, która pokochała go szczerze. Tak więc, człowiek ten, który tyle wycierpiał, po latach zaznał prawdziwej miłości. Znowu miał dla kogo żyć.

Dlaczego podoba mi się ta postać? Wiele powodów przytoczyłem powyżej. Jakby to tak zebrać powiedziałbym że lubię Monte Chritsa za:
- to, że pamiętał o swoich przyjaciołach, gdy wyszedł z więzienia. Żądza zemsty nie zasłoniła mu pamięci o bliskich.
- To, że misje wypełnił w sposób bardzo według mnie sprawiedliwy, w zasadzie nie uczynił nic za co by można go było potępić. Po prostu zadał sobie trud odnalezienia dowodów winy nikczemników i ujawnił je opinii publicznej.
- Za wyjątkową mądrość, bowiem człowiek to bardzo światły, poświecił na naukę wiele lat swego życia.
- To, że był jednym z niewielu członków ówczesnego społeczeństwa nie przesiąkniętego złem (może to za mocne określenie, ale społeczeństwo było moralnie w większości zepsute, nie wiem jak inaczej to określić, ale tak jak i dziś był ogrom ludzi, którzy kierowali się podłymi zasadami i nie szanowali bliźnich). Ogromna fortuna nie wyzwoliła w nim uczucia chciwości. Właściwie pieniądze te potrzebne mu były tylko w jednym celu. Na koniec i tak oddał większą część majątku Maksymilianowi i Walentynie jako prezent ślubny.
Także za osobowość i nieprzeciętny charakter. Cenię go po prostu za to jakim był. Wywarł na mnie bardzo korzystne wrażenie. Nie potrafię tego opisać. Po prostu jego postępowanie i czyny, nie tylko plan zemsty ale wszystko to co robił, podoba mi się bardzo. Być może jest tak dlatego, że powieść opowiada w większości o jednym człowieku. Dlatego przez czas spędzony przy lekturze można go poznać bardzo dogłębnie. Opisane są też bardzo dobrze motywy kierujące poczynaniami bohatera. Dotychczas, żadna postać książkowa nie wzbudziła we mnie tyle sympatii co bohater Dumasa. Ta powieść ma w sobie jakąś niezwykłą siłę, nadającą jej tego niesamowitego uroku.

Trudno porównywać powieść Dumasa do na przykład prezentowanej przez Faramira Pieśni Lodu i Ognia, gdyż gatunki te skrajnie się od siebie różnią. Ukazane są inne wartości, inne motywy. Dlatego nie można porównać też jednoznacznie i bohaterów tych powieści. Nie warto się zatem sprzeczać, który z bohaterów jest lepszy, bardziej realny czy jakikolwiek inny. Wiem że postać, którą ja cenię zna niewielu spośród osadników, gdyż gatunek z jakiego pochodzi ostatnimi czasy nie jest poczytny.

Faramirze, nie wiem czy przedstawiłem w sposób wyczerpujący tego bohatera, jeśli chcesz podjąć dyskusję na ten temat proszę pytaj o co chcesz. Nie wiem czy potrafię wyjaśnić moją sympatię do hrabiego głębiej. Myślę, że, żeby czuć to co ja czuję, trzeba tę powieść przeczytać. Bo z mego posta wiadomo, że choć jest obszerny nie dowiesz się wszystkiego. Także jeśli znajdziesz chwilę czasu, a wiem, że nie marnujesz go i lubisz czytać, to może sięgniesz po tę powieść kiedyś. Zachęcam szczerze. Ja oczywiście z chęcią przeczytałbym Pieśń Lodu i Ognia ale niestety nie mogę dopaść jej w bibliotece ani w żadnym antykwariacie. W Empiku wszystkie tomy łącznie kosztują około 160 złoty, a mi szkoda jest gotówki, której ostatnio nie mam za wiele. Ale chciałbym poznać twoich ulubionych bohaterów, choćby przez sam fakt, że również lubię czytać.

PS. Sorry za ewentualne błędy, nie zdołałem ich zapewne uniknąć, a czasu na redagowanie posta i poprawianie go nie mam. Być może kiedyś się do tego zabiorę... dla własnej satysfakcji.

Dzięki wszystkim, którzy zechcą moją wypowiedź przeczytać. Ewentualne uwagi piszcie na forum, udzielę w miarę możliwości odpowiedzi na pytania.

MOANDOR

Moandor

Strażnik słów Moandor

26.10.2003
Post ID: 15174

Przeglądając jedną stronę o literaturze, natrafiłem na recenzję "Trzech Muszkieterów" pewnego internauty. Poniższy fragment bardzo mi się spodobał więc zacytuje:

"Dla mnie jednak książki o muszkieterach to nie tylko wiadomości historyczne. Dużo bardziej niż zawarte tam opisy przygód bohaterów pociąga mnie fakt, że na kartach tych dzieł przewijają się wartości, które dzisiaj uważa się za przeżytek minionych wieków. Honor, wierność, przyjaźń i szacunek (nawet dla wroga) - to cechy muszkieterów, będące ich zdaniem czymś normalnym i naturalnym. Oraz najcenniejszym.
Może dlatego dzisiaj, w czasach, gdy odwrotność powyższych zasad stała się dla wielu normą, należałoby sięgnąć po jakże warte przeczytania książki Aleksandra Dumasa o muszkieterach"

Mirek

To właśnie przez cały czas próbuje przekazać w tym topicu odnośnie bohatera literackiego. Jak widzisz Faramirze ten internauta podziela również moje zdanie. Według mnie bohater powinien kierować się tymi wartościami, które, być może w real life wydają się przeżytkiem, jednak w literaturze stanowią o wartości powieści. (przynajmniej ja tak uważam) Poza tym warto dodać, że u Dumasa świat wcale nie jest taki kolorowy. Również odnajdujemy zdradę, intrygi, podstęp. Istnieją jednak bohaterowie, którzy starają się z temu przeciwstawiać i udaje się im pokonać te trudności.
Trzeba to przyznać, życie jest brutalne, nawet w książkach. Jednak świecie literatury znajdujemy jeszcze jednostki prawe, nie zdeprawowane. Czy o takich bohaterach nie czyta się przyjemniej?

Mimo wszystko bohaterowie prawi, wyznający te piękne wartości i stosujący się do nich w życiu wywierają na czytelniku lepsze wrażenie niż postacie "szare" czyli niby dobre, ale do końca tego nie wiadomo. :)

Takie jest moje zdanie. Nie wiem co sądzą inni, pewnie pojawią się głosy przeciwne... :)

A, przypomnieł mi się cytat współczesnego polskiego pisarza odnośnie powieści Dumasa:

"Dumas to był facet od pomysłów, przy których życie jest szare jak ołowiana rura." - Waldemar Łysiak

Co wy na to? :)

Faramir

Faramir

3.11.2003
Post ID: 15175

Na jakiejś stronie niejaki Mirek: "Dla mnie jednak książki o muszkieterach to nie tylko wiadomości historyczne. Dużo bardziej niż zawarte tam opisy przygód bohaterów pociąga mnie fakt, że na kartach tych dzieł przewijają się wartości, które dzisiaj uważa się za przeżytek minionych wieków. Honor, wierność, przyjaźń i szacunek (nawet dla wroga) - to cechy muszkieterów, będące ich zdaniem czymś normalnym i naturalnym. Oraz najcenniejszym.
Może dlatego dzisiaj, w czasach, gdy odwrotność powyższych zasad stała się dla wielu normą, należałoby sięgnąć po jakże warte przeczytania książki Aleksandra Dumasa o muszkieterach"

Cóż, obecny świat, jest światem cyników, do których i ja sam się zaliczam. Trudno zaprzeczyć słowom tegoż Mirka, bo są one prawdziwe. Ale cóż poza tym? Ja się z nimi zgadzam, ale - moim zdaniem - wiele one wcale nie zmieniają w moim rozumowaniu. Ja cały czas wiedział, iż Ty Moandorze poszukujesz w powieści właśnie piękna, honoru i prawości. A ja nie. I jeden cytat nie zmieni mojego nastawienia.

Moandor

To właśnie przez cały czas próbuje przekazać w tym topicu odnośnie bohatera literackiego. Jak widzisz Faramirze ten internauta podziela również moje zdanie. Według mnie bohater powinien kierować się tymi wartościami, które, być może w real life wydają się przeżytkiem, jednak w literaturze stanowią o wartości powieści. (przynajmniej ja tak uważam)

I tu jest wąpierz pogrzebany. Bo w tym wypadku radykalnie się różnimy i wątpię, aby jeden przekonał drugiego do swych racji. Sprawa zamknięta.

Moandor

Trzeba to przyznać, życie jest brutalne, nawet w książkach. Jednak świecie literatury znajdujemy jeszcze jednostki prawe, nie zdeprawowane. Czy o takich bohaterach nie czyta się przyjemniej?

Sprawa taka sama jak cytat powyżej. Ja powiem: Nie. Albo: nie zawsze. Ty powiesz odwrotnie. I taka dyskusja, na poziomie trzylatka, będzie mogła trwać jeszcze miesiące.

Moandor

Mimo wszystko bohaterowie prawi, wyznający te piękne wartości i stosujący się do nich w życiu wywierają na czytelniku lepsze wrażenie niż postacie "szare" czyli niby dobre, ale do końca tego nie wiadomo.

Dobrze, że później zaznaczyłeś, iż jest to Twoje zdanie. Bo np. moje jest takie, iż takie postaci denerwują mnie, gdyż ja ich postępowiania zrozumieć nie potrafię i uważam je za mało realne. Cóż, bohater prawy kuje mnie w oczy właśnie tym swoim honorem, prawością i białością aż do bólu. Po prostu sie różnimy.

Moandor

Strażnik słów Moandor

3.11.2003
Post ID: 15176

Faramirze, doskonale wiem, że sie różnimy w poglądach, toteż nie narzucam Ci, ani nikomu innego swego sposobu postrzegani bohaterów. Jednak aby prowadzić jakąkolwiek dysputę, trzeba używać jakichś argumentów. Ty opisywałeś swój typ bohaterów i to co u nich cenisz, ja tak samo. Nie musimy sięspierać bo to do niczego nie doprowadzi.
Nie używam słów: Faramirze nie masz racji, czy coć w tym rodzaju. Czasem wspominam że się z czymś nie zgadzam, ale chyba mam prawo.
Tak więc możemy zakończyć ten wątek na tym.

Jednak zawsze jestem skory do wymiany poglądów.

Faramir

Faramir

3.11.2003
Post ID: 15177

Ty mi jeno trochę czasu daj, Moandorze, a ja już wymyśle nowe argumenty i będę pełen wigoru i pełen nowych pomysłów do dalszej dysputy, którą - nota bene - uwielbiam. Ale daj mi czas, a jeszcze zasmakujesz mego ciętego języka :)

Moandor

Strażnik słów Moandor

3.11.2003
Post ID: 15178

Daje Ci, Faramirze czasu tyle ile chcesz. Ja nie pisze tych, czaem długich topiców po to aby zrobić komu na złość, ale dla przyjemności, ponieważ bardzo lubie taki dyskusję. A Twój post zawsze sobie cenię, niezależnie jak będzie krytyczny w stosunku do moich zapatrywań. Każdy ma odminne poglądy i ja to bardzo szanuje.

Infero

Infero

10.12.2003
Post ID: 15179

Dzieki Far ze mnie tu przysłałeś :D
A jak tu jestem to i coś skrobne.
Mój ulubiony bohater to Roland- rewolwerowiec z "Mrocznej Wierzy" Kinga.
Bohater mroczny prawie jak tytułowa Wierza, kryje wiele tajemnic i niespodzianek , zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, zdeterminowany pielgrzym dążący do celu , uparty i wytrwały.Odnajduje towarzyszy i na nowo poznaje co to przyjażń. Saga nie jest skończona , ale czuje że Roland nie raz jeszcze stanie przed cieżkimi wyborami i próbami.