Oberża pod Rozbrykanym OgremBaśniowe Gawędy - "THE RPG story" |
---|
Denadareth9.10.2004Post ID: 13301 |
Den zawisnął na metr przed rozsmarowaniem o ziemię. Lot zadziałał. Z wież zaczęły wylatywać magiczne pociski. Smok pospiesznie oddalił się poza wieżę. Wyobraził sobie Sharwyn... skupił się... kontakt był ale słaby. Zdołał przesłać jedynie: bezpieczny... uciekłem Neeli... lecę po Cobalta... powodzenia. Zaczął skanować wieżę Neeli... wciąż nie czuł Cobalta... zwrócił sie ku Wieży nr. 9. Był tam. Ciekawe... więc tylko smok został przeteleportowany... Den zaatakował nagle. Jeden z wampirów strzegących teleportu skoczył z mieczem, drugi rzucił Deszcz Kwasu. Den aktywował Szpony Ognia, dwie ogniste kule orbitujące wokól lewej dłoni. Jedną odbił cios miecznika, drugą uderzył w twarz. Zabrał miecz i odciął głowę wampirowi. Zaklął gdy oberwał Deszczem Kwasu ale odpowiedział Burzą Siarki zabijając wampira i 5 szkieletów. Ostatnie trzy i licz padły równie szybko. Denadareth wiedział iż Neela idzie ku niemu więc pospiesznie skoczył w teleport. Wprawdzi walka z Neelą zakończyła się remisem to jednak smok bał się przystępować do kolejnej po uwięzieniu. Pojawił sięna dziedzińcu Wieży nr. 9. Błyskawicznie pozabijał szkielety i mumie. 4 Licze otoczyłu go Siecią Bólu ale wymknął się i zniszczył je Kulą Ognia. Pojawiły się dwa drakolicze... poleciały ku Denowi. - Stać ! - rozległ się głos i drakolicze stanęły. Odwołał je... Nagash. Obok niego stał skrępowany Cobalt. Na znak Licza szkielety uwolniły zabójcę i rzuciły pod nogi smoka. Den pomógł towarzyszowi wstać po czym spojrzał pytająco na Nagasha. - Wysłałem Neeli Ciebie zaś jego zostawiłem jako zabezpieczenie by spełniła moje życzenie i zwróciła mi śmiertelne życie. Nie zgodziła się. Nie jest już moją sojuszniczką. Uciekajcie. Jeśli pokrzyżujecie jej plany tym lepiej dla mnie. Wróćcie wtedy do mnie... i przynieście mi życie w nadzei... bądź Ostateczną Śmierć. Tego samego dnia Denadareth i Cobalt ruszyli w dalszą drogę. Szli dziwnie milczący, pogrążeni w zadumie... |
Iscandel9.10.2004Post ID: 13302 |
-Zamek Candekeep został zdziesiątkowany. Ulgepunk padł. Żadnego kontaktu z Hergencer ,milordzie, nie wiem co się dzieje. Po pięciu minutach zostały jedynie zgliszcza a ze stosów poległych wychodziły coraz to liczniejsi wojownicy. * -Sheogardzie, czy udało ci się osłabić tego głupca? * |
Daron Snyderthdend9.10.2004Post ID: 13303 |
Daron trzymając się Eru i Sharwyn milczał. Nieodzywał się w ogóle. Nieufał...nigdy nikomu nieufał. Jednak wiedział że sam Neeli nie da rady, a wszelka pomoc sie przyda z pewnością. Jednak skąd miał mieć pewność że oni chcą też zniszczyć Neele? Wolał by być na dole. I zdaje sie że jego życzenie się spełniało, bo jego wzrokowi powoli wyłaniała się Wieża nr. 6.... |
Mr. Rabbit9.10.2004Post ID: 13304 |
- Smoku? |
Denadareth10.10.2004Post ID: 13305 |
Denadareth znów wpadł w furię... tym razem dusił ją w sobie. Słowa Cobalta, że spełniają cudzą tak go rozwścieczyły. Nie da się zrozumieć Smoków Ognia nie rozumiejąc ognia. Spętany ogień, posłuszny czyjejś woli nie jest ogniem. Prawdziwy ogień to pożar, pożoga. - Co zatem planujesz ? - zapytał smok - porzucić to co robimy i nie robić nic bo jest szansa że to jest komuś na rękę ? - Wybacz Coblacie - wyszeptał smok - nie chciałem tak się wściec... też się boję, że masz rację... powiedz mi od czego to wszystko się zaczęło... |
Mr. Rabbit10.10.2004Post ID: 13306 |
- Sen... O czym był ten sen? Nie umiem sobie przypomnieć, ale od snu się wszystko zaczęło. Człowiek wstał. Tak energicznie, że smok się najpierw zdziwił, czy ludzie mogą być aż tak szybcy. Osoby, które nie za bardzo wiedzą o czym piszę, bardzo proszę o przeczytanie przynajmniej pierwszej strony z The RPG Story. Tam jest wszystko napisane ;) |
Denadareth10.10.2004Post ID: 13307 |
W oczach Dena znów zapłonął ogień. Wreszcie nie czuł się jak marionetka na czyimś sznurku. - A więc Brama Szkieleta, Deyja to wszystko finta ? - Denadareth - zmarszczył brwi - w takim razie Neela albo służy naszemu wrogowi... albo sama nie zdaje sobie sprawy o co gra się toczy. Sen... tak też miałem ten sen... zdążyłem o nim zapomnieć ale to z jego powodu ruszyłem w stronę Deyji gdzie mnie spotkaliście. A więc zawracamy ? - zapytał - Nie zawracamy smoku - odparł Cobalt po chwili namysłu - musimy znaleźć tamten grób... a nie znam miejsca w którym więcej się wie o grobach niż Deyja. - - Cobalcie jeszcze jedno... - Den niemalże się uśmiechnął - na imię mi Denadareth nie "smok" - Denadareth wyciągnął rękę do Cobalta, tym razem jego uśmiech był szczery - dla przyjaciół Den. - |
10.10.2004Post ID: 13308 |
Neela wyjrzała przez okno swojej wieży. |
Sharra10.10.2004Post ID: 13309 |
Sharwyn, Eru i Ghost podeszli do lądowania. Daron oczywiście też, ponieważ nie miał innego wyboru. |
Denadareth10.10.2004Post ID: 13310 |
Denadareth otworzył szeroko oczy... - Cobalcie - zwrócił się do zabójcy - chyba się zaczęło. Neela walczy z Sharwyn. |
10.10.2004Post ID: 13311 |
Neela spojrzała z nienawiścią na maga. |
Sharra10.10.2004Post ID: 13312 |
WOJNA SUKCESYJNA ERATHIAŃSKA WIEŻA STRAŻNICZA NR 6 |
Daron Snyderthdend10.10.2004Post ID: 13313 |
Daron wstał. Otrzepał się z kurzu. Zaczął się rozglądać. Dookoła tylko pył i skały. Tylko gdzie ta kobieta? Rozglądał się ale jedynie co znalazł to leżacego Eru i Ghost'a. Obaj byli nieprzytomni. Daron postanowił ich zostawić. I tak nie chciał z nimi iść. Poszedł. Ciągle nie wiedział co sie stało. Gdy przeszedł kawałek drogi, zatrzymał się na chwile by zmówić krótką modlitwe i porozmawiać z Tormem o tym co sie wydarzyło. Długo czekać nie musiał. Niebo ruszyło poczym w głowie Darona był cichy gruby acz spokojny głos: |
Mr. Rabbit10.10.2004Post ID: 13314 |
W tym czasie Cobalt i Den szli spokojnie przez ten dziwny kraj. Nie napotkali nic. Nic im nie zawadzało, nikt nie stanął im na drodze. Pusto, wszędzie pusto. |
Iscandel10.10.2004Post ID: 13315 |
Isc zauważył dwie potężne walczące ze sobą istoty. Bez namysłu sciął lot i chciał zaatakować najbliższą. W tej samej chwili dwa pociski pulsacyjne zderzyły się ze sobą i powstał wielki wybuch. Cała trójka zginęła lecz klątwa rzucana na Isca natychmiastowo teleportowała dusze zabitych do ostatniego kręgu Baatazu. Kiedy dym opadł na polu bitwy pozostało jedynie kilka piór i lampa. Nagle czarne pióra zaczęły drgać, uniosły się w powietrze i zaczęły wirować zbliżając sie do siebie. Kiedy się zetknęły wybuchły a na ziemi pod spodem pojawił sie Isc. Leżał nieprzytomny na ziemii bez żadnej rany, tak jakby nie było go tu podczas wybuchu..... |
Denadareth11.10.2004Post ID: 13316 |
Cobalt i Denadareth dotarli do wioski Cieniste Ostrze. Na wzgórzu górowała potężna czarna wieża - siedziba Czarnych Czaszek jednego z bractw nekromantów. Sama wioska nie była wielka, kilka domów, kilka krypt wampirów, Gildia Zjednoczonych Grabarzy, Gospoda "Pod Robaczywym Truchłem" i... tyle. - Cobalcie - ledwie wejdę w zasięg tych kryształów - Den pokazał sieć kryształów otaczającą wioskę - ich czujniki od razu mnie wykryją. Ty musiałbyś się dowiedzieć jakoś o miejscu pobytu licza-pustelnika. Ja tu będę czekał... Zgadzasz się ? - |
Mr. Rabbit11.10.2004Post ID: 13317 |
W takim razie poczekaj tutaj a ja pójdę, spróbuję się czegoś dowiedzieć. (pojutrze egzamin... kilka spraw innych, napisze jak będę miał czas, sorka Den, że na razie będziesz musiał się wstrzymać) |
Denadareth12.10.2004Post ID: 13318 |
- Powodzenia więc - powedział smok i odprowadził zabójcę wzrokiem Następnie wyciągnął z plecaka trochę mięsa zdobytego po drodze od grupy bandytów, wyrzycił srebrny pierścień, który wciąż tkwił na palcu i zaczął ucztę. Nagle wyprostował się jak struna... poczuł czyjąś obecność... kogoś znajomego... ale uczucie minęło nim zdążył pojąć kto to był. Ponieważ nie zanosiło się na to by Cobalt miał się szybko dowiedzieć lokalizacli pustelnika smok postanowił odpocząć. Znalazł kilka głazów wśród któych się ukrył, zamknął oczy i spał... Sharwyn spadała ale jednocześnie wciąż unosiła się w tym samym miejcu... chciała coś krzyknąć ale nie mogła nabrać powietrza... wszędzie naokoło niej dziwne czarno-czerwone smugi energii. Pazurzasta łapa złapała ją za ramię i pociągnęła ku wirowi barw znajdującemu się na dole... Sharwyn ją odtrąciła lecz chwyciły ją kolejne... naokoło było widać mnóstwo demenów... Sharwyn uwolniła się... leciała/szybowała/płynęła ku górze... Denadareth obudził się z krzykiem. Odetchnął kilka razy... to tylko koszmar... pewnie Neela zesłała go by podkopać morale smoka. Już miał się znów położyć gdy wyczuł w pobliżu coś... co najmniej dwóch nekromantów szło w jego stronę. Smok zaklął cicho i spojrzał astralnie... Ból. Przestrzeń astralna w większośći Antagrichu jest tak czysta, że patrzeć można bez żadnych przygotowań. Denadareth nie pomyślał, że w Deyji może być inaczej. Otrząsnął się i ujrzał odbicia astralne dwóch liczy i 12 wampirów skradających się w jego stronę. Den wspiął się na głazy po czym wcisnął w jedną ze szczelin i pełzając zaczął się przekradać w kierunku lasu obumarłych drzew. Nie miał wątpliwości, że dałby radę (chociaż walka byłaby ciężka ale zaalarmowałoby to Bractwo Nekromantów. Nie dość że wysłali by wtedy większy oddziałto i Cobalt miałby utrudnione zadanie. Pozostawała ucieczka. Dotarł do krawędzi formacji skalnej, do lasu było jeszcze całe 30 metrów pustej, nieosłoniętej przestrzeni. Oparł się o jeden z mniejszych głazów i zaczął pchać... wytężył swe smocze siły, wzmocnił je Siłą Metalu i zepchnął głaz na oddział. Nie zatrzymywał się by sprawdzić wynik - liczyło się to, że pędzący głaz zdekoncentruje magów i to się udało. Den miał jakieś 2 sekundy ale to wystarczyło. Przemienił się w małą jaszczurkę i pognał w las. Oczekiwał odgłosów pogoni świadczących że ktoś wyczył jego zaklęcie ale jak widać atak rozproszył uwagę ożywieńców. Kilometr dalej, w lesie Den znów przemienił się w formę ludzką... przemiany go coraz bardziej męczyły... oparł się o drzewo i zasnął nieświadom iż las w którym się znajduje nie darmo nosi nazwę Nawiedzonego. Nadchodziła noc, lecz Den był zbyt zmęczony by bać się opętańczego śmiechu, który czasem dało się słyszeć... |
Iscandel12.10.2004Post ID: 13319 |
Isc obudził się z wielkim bólem głowy. Jedyne, co pamiętał to swój dziwny sen o demonach, wielkich bitwach, bólu, wybuchu. To wszystko było bardzo dziwne. W ostatniej fazie swojego snu widział jakiegoś palladyna w lśniącej zbroi, który przeszył jego ciało swoim ogromnym mieczem. Isc otrzepał się, rozpostarł swoje białe skrzydła i wzbił się w przestworza, żeby lepiej poznać okolicę, w której się znajduje. W jego kierunku zbliżał się pewien palladyn, który nosił na sobie znaki Torma. Isc nie miał wątpliwości, że to właśnie ten z jego snu. Niemal błyskawicznie odnalazł wzrokiem jakiś portal i nie zastanawiając się co jest po drugiej stronie wleciał w niego zanim champion Torma zdążył wyczuć jego obecność. Portal zamknął się zaraz po tym jak Isc go przekroczył. To była pułapka. Znalazł się w samym sercu ciemnego lasu a echo chichoty brzęczało mu w uszach. Wykonał parę kroków. Zdawało mu się, że drzewa się poruszają… nie, nie zdawało mu się. Był w samym środku zebrania złych drzewców. Niemal natychmiast ich gałęzie skrępowały jego ciało. Drzewce rozmyślały, co z nim zrobić, gdy nagle umysł Isca przeszył głośny głos. - Iscandelu, mój championie, czyżbyś zapomniał kim jesteś? Pokaż tym nędznym istotom potęgę demonów w imię Sheogarda!!! Po tych słowach postać nagle przeszła metamorfozę. Jego ciało przybrało tężyzny fizycznej, pióra sczerniały, a wzrok, jeśli ktoś dostrzegł go spod długich białych włosów stał się zimny jak skała. Gałęzie, które go krępowały nie były dla niego żadną przeszkodą. Wydostał się tak jakby to były suche patyki. Drzewce rzuciły się do ataku, lecz nie miały żadnych szans z nowopowstałą bestią. Pierwszy, który go trafił przypieczętował los wszystkich. Tarcza ognia, która chroniła Isca spotęgowała siłę ciosu i oddała go w postaci fali ognia, która podpaliła przeciwników. Isc korzystając z wolnej chwili przyzwał potężny miecz zagłady. Tych, którzy uniknęli śmierci od ognia czekał gorszy los, Isc przeszedł do ofensywy. Po kilku chwilach na polu walki pozostały jedynie kupki chrustu i popiołu. Hałas i ogień zwróciły uwagę innych istot znajdujących się aktualnie w tym lesie. Obudziły także znajdującego się nieopodal Dena. Las był bardziej niebezpieczny niż dotychczas, a zbliżające się spotkanie na długo ogarnęło echem całe Antagarich…… |
Denadareth13.10.2004Post ID: 13320 |
Denadareth obudził się drżąc... w pobliżu ktoś był. Ktoś potężny. Ktoś bardzo bardzo potężny. Ktoś bardzo bardzo potężny i na dodatek zły. A co gorsza... ktoś znajomy. Mimo to powieki Dena stawały się cięższe i cięższe... Smok błyskawicznie zrozumiał iż stał się celem jakiegoś zaklęcia otumaniającego. Gdy ogień w jego sercu zapłonął mocniej, niszcząc skomplikowaną sieć czaru drzewa w okolicy ożyły i zaatakowały. Mroczne Enty, użyźniające glebę za pomocą truchła zabitych ruszyły ku smokowi. Ponieważ walka jaką dziwna istota przed chwilą stoczyła na pewno przyciągnęła uwagę Nekromantów Den nie widział potrzeby by się kryć. Po prostu przerobił drzewce na popiół kilkoma stożkami ognia. Po chwili gdy duża część lasu istniała już tylko jako popiół Denadareth stał po środku duuużej polany. Nie stał sam. Istota miała potężne czarne skrzydła, elfie uszy, grzywę białych włosów i spojrzenie jak lód. Mimo aury zła które otaczało potwora Den na pierwszy rzut oka rozpoznał dawnego kompana - Iscandela. I w tym momencie pojął czym był las. Był pułapką która zwabiła smoka, tak samo musiała zwabić odmienionego Iscandela. To było jednak coś więcej niż pułapka... z godną podziwu przewrotnością jako przeciwnika las podsunął smokowi jego dawnego przyjaciela. Lód w oczach bestii (Den nawet w myślach nie chciał uhonorować potwora Imieniem przyjaciela) stanowił doskonało przeciwieństwo wściekłego ognia w oczach smoka. Demon wylądował na przeciwko Dena. Smok czując siłę zła nie miał zamiaru wygłaszać żadnych mów nakłaniających do przejścia na stronę dobra. Zbyt wściekły był na moce któe tak wypaczyły jego towarzysza. Spojrzeli sobie w oczy... powietrze zaczęło falować od nagromadzenia mocy... po trwającej godzinę sekundzie, bez słowa porozumienia ale i równocześnie jak na komendę zaatakowali. |