Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Leniwe pogawędki"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Leniwe pogawędki
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Denadareth

Denadareth

12.06.2004
Post ID: 12003

-A tak nawiasem, to coraz lepiej ci idzie przybieranie humanoidalnej postaci. Naprawdę, wolę tą, niż smoka-

Gdy Denadareth usłyszał te słowa pożałował, że aktualnie nie jest w postaci smoka. Na tle łusek koloru miedzi nie byłoby widać jak się zarumienił.
Tak czy inaczej sprawdził dokładnie czy wszystkie aspekty dwunożnej postaci się zgadzają.

- Dziękuję Delein - odparł - Od czasu naszego ostatniego spotkania sporo się wydarzyło. Ciągle próbowałem zdobyć uznanie wśród tutejszych smoków ale bezskutecznie. Życie wśród dwunogów jest łatwiejsze... i przyjemniejsze, chociaż nigdy nie przypuszczałem, że powiem coś takiego. Jesteście fascynujący... - teraz zwrócił się do Iscandela - ja również wolałbym, żebyś siedział z nami. Widzę, że w kilku kwestiach myślimy podobnie - gestem wskazał na Amrana - poza tym zdążyłem Cię polubić.
- Na czym to ja skończyłem - Denadareth znów zwrócił się do Delein i Islingtona (nie ignorując jednak Iscandela) - Aha ! Nad niezwykłością was dwunogów. Trzy rzeczy mnie u was zadziwiają. Po pierwsze jak radzicie sobie tylko na dwóch nogach ? Nauczyłem się tego ale nie było to łatwe. Dalej: jak obywacie się bez ogona i skrzydeł - gdy Denadareth wspominał o skrzydłach w jego oczach znów zapłonął ogień ale trwało to tylko chwilę - no i na koniec coś co mnie zadziwia najbardziej. My smoki jesteśmy wspaniałymi stworzeniami ale nie mamy niczego co by dorównało waszym dłoniom. Takie sprawne, zręczne... Marzenie. A co najdziwniejsze wy tego nie doceniacie uważając to a normalne. Przysięgam wam, że za takie dłonie niejeden smok łuski by oddał.

- Witaj Lobo - Denadareth zwrócił się do mrocznego elfa - jesteśmy zaszczyceni, że zechciałeś nam towarzyszyć. Jesteś tu chyba dłużej niż my więc z chęcią wysłuchamy Twoich opowieści. Jeśli chodzi o mnie to urodziłem się pustynnej krainie BARDZO daleko stąd ale niestety podczas uczieczki przed jednym z moich wrogów teleport nawalił i pojawiłem się tutaj. Od tego czasu próbuję znaleźć swoje miejsce wśród was.

- I jeszcze jedno - dodał Denadareth patrząc na Lobo - pani Delein nie przedstawiła Ci chyba nas wszystkich. Ten elf to: Mistrz Islington, słynący ze swych dowcipów zaś ten drugi to Iscandel. Ten wojownik na imię ma Amran. To byłoby chyba na tyle jeśli chodzi o nas.

- A co u was ? - zapytał nagle smok - jak wam mija życie ? Skąd przybywacie ?

Delein

Delein

12.06.2004
Post ID: 12004

- Mnie także miło, a więc część oficjalną mamy już za sobą - zaśmiał się krótko - powiedzcie zatem coś o sobie, i co najważniejsze: co sprowadza Was w nasze strony...
-Jeśli chodzi o mnie, to swojej najdalszej przeszłości nie pamiętam. Nie wiem, jak to się stało. Nikt nie wie. Moje wspomnienia zaczynają się od momentu zamieszkania w Fexenie. To odległa pagórkowata, zalesiona kraina. Jest piękna. Żadnego przemysłu, żadnych wojen, najazdów. Wszystko żyło tam własnym życiem w zgodzie między sobą.
Wychowywałam się u tamtejszych elfów. Społeczeństwo składało się głównie z łowców, rolników i kapłanów. Ja jednak, zafascynowana otaczającym mnie światem i przyrodą postanowiłam pobierać nauki u druidów.
I tak mijał mi beztrosko czas. Uczyłam się białej magii, zielarstwa, opiekowałam się zwierzyną i dbałam o unikatowe gatunki roślin w najbliższej okolicy.
Pewnego dnia jednak uświadomiłam sobie, że nasza mała osada nie jest jedynym tak pięknym miejscem na świecie. Opuściłam Fexen obiecując moim opiekunom, że jeszcze tam wrócę.
I prawdę mówiąc zaczęłam tęsknić jeszcze zanim opuściłam granice tej krainy.
Delein zamyśliła się na chwilę, ale czując na sobie wzrok większości osób siedzących przy stole, powiedziała:
-Ja też jestem ciekawa Waszych historii.

Islington

Mistrz Islington

12.06.2004
Post ID: 12005

-Heh, wzruszyła mnie twoja historia - Islington podsumował historię Delein
-Może jeszcze powiesz, ze to przeznaczenie, że sie tutaj spotkaliśmy? - zaśmiał się mistrzowsko
- Dla mnie przeszłość jest nieistotna. To co istotne to teraźniejszość i przyszłość. Teraźniejszość jest taka, że siedzę sobie z wami przy stoliku.
Właściwie to odczuwam niewielki dyskomfort psychiczny siedząc w karczmie z ziomalami ciągle trzymającymi dłoń na rękojeści a nie na kuflu. - powiedział - A właśnie! Karcz... ekhkm Oberżysto! Dla mnie grzaniec. W moich zimnych stronach to ulubiony trunek! - Islington spojrzał na Loba
- widzę, że jesteś nieufny. Zapewne pijasz tylko ze swej piersiówki. Zastanawia mnie tylko czy to strach, czy przezorność?- spytał Islington z niemałym zaciekawieniem.

Lobo

Lobo

12.06.2004
Post ID: 12006

- widzę, że jesteś nieufny. Zapewne pijasz tylko ze swej piersiówki. Zastanawia mnie tylko czy to strach, czy przezorność?- spytał Islington z niemałym zaciekawieniem.

Lobo spojrzał na niego ze zdumieniem:
- Ja, nieufny?? I to jeszcze wobec najprzedniejszego oberżysty pod słońcem? Żarty sobie stroisz chyba, to nie nieufność, tylko uwielbienie. Nigdzie nie robią takiej sake jaka powstaje w mojej Piersiówce Nieskończonego Alkoholu! Poza tym ma wartość sentymentalną....
A co do mej historii to podam wam w miarę skróconą wersję, aby was nie męczyć. Ehmmmm...dawno już to było...około 120 lat odkąd wyemigrowałem z Podmroku w poszukiwaniu lepszego życia, po prostu nie mogłem już dłużej żyć pod czarnym niebem. I jeszcze ten matriarchiat...to potrafi naprawde zestresować kiedy aby porozmawiać z własną matką trzeba prosić o pozwolenie i nie wolno unosić spojrzenia z podłogi. Inaczej czeka cię okrutna kara...niewolnictwa też nie znosiłem a nasz dom miał niewolników ponad trzystu. Nie mogłem tego dłużej znieść więc uciekłem. Błąkałem się ponad dwadzieścia lat po świecie ale prawdziwy dom znalazłem dopiero tutaj. I powiem wam: skądkolwiek i przedczymkolwiek uciekacie, czy to przed własną przesłością, czy przed złą rodziną, tutaj jest wasze miejsce...

Zakończył pociągając solidnie z buteleczki.

Sharra

Sharra

12.06.2004
Post ID: 12007

Drzwi gospody otworzyły się szeroko. Stanęła w nich piękna kobieta, z dwuostrzowym mieczem w ręku, ubrana w białą suknię. Jej długie rude włosy unosiły się i opadały delikatnie z każdym podmuchem wiatru.
- Witajcie - powiedziała. - Jestem Sharwyn, bardowojowniczka z odległego Wybrzeża Mieczy. Mieszkam w osadzie od niedawna i szukam ciekawych miejsc.
- O, tu jest bardzo ciekawie. Proszę, usiądź z nami.
Sharwyn przyjrzała się mężczyznom przy stole. Uśmiecha się szeroko.
- Znamy się. Z ogniska - mówi.
- Faktycznie! To przecież nasz nowy minstrel!
- Czy coś podać, pani? - zapytał oberżysta.
- Tak, proszę jakieś lepsze wytrawne wino.
Bardka odłożyła miecz w kąt i usiadła na wygodnym, drewnianym krześle.
- Nudzi nam się. Czy opowiedziałabyś nam jakąś historię? - zapytał olbrzymi czerwonomiedziany smok.
- Chętnie. Ale jest pewien problem.
- Jaki?
- Nie wiem, co konkretnie chcielibyście usłyszeć.
Z cienia wyszedł Iscandel i rzekł:
- Opowiedz nam o sobie, Sharwyn.
- Cóż, dobrze. A więc... hm... Urodziłam się 25 lat temu w pięknym mieście Neverwinter - nigdy nie zagląda tam zima. Spędziłam tam wiele lat, aż w końcu nadszedł ten dzień - moja matka zapragnęła wydać mnie za mąż. Oczywiście, nie mógł to być nikt z plebsu, tylko wyższe sfery z Czarnystawu. Czarnystaw to dzielnica szlachty Neverwinter. Upatrzyła sobie młodego nowobogackiego - Lorda Fadringthona. Głupi dureń, myślał, że mi się podoba. Kupował mi drogie prezenciki - myślał, że w ten sposób kupi mnie. Ale ja chciałam czegoś więcej. Uciekłam z domu i znalazłam się u bram Luskanu. Spotkałam tam wielu miłych ludzi. To miasto było zupełnie inne niż Neverwinter. Nie było w nim tego obrzydliwego przepychu. Żyłam sobie i żyłam, aż w końcu wyruszyłam na poszukiwanie przygód, które doprowadziły mnie aż tu.
- No, no. Krótkie, ale ciekawe - powiedziała kobieta imieniem Delein. - Miło mi poznać.
- Tak, to było dobre - powiedział Amran.
Sharwyn uśmiechnęła się.
- Ta opowieść nie jest pełna. Na bardziej szczegółową wersję muszę być gotowa.

Denadareth

Denadareth

12.06.2004
Post ID: 12008

- Witam Cię Sharwyn - powiedział Denadareth wciąż utrzymując humanoidalną postać - Oberżysto, proszę o doskonałe wino dla tej pani.
- Widzę, że przy waszych opowieściach moja jest żałośnie krótka więc uzupełnię ją o szczegóły. Pochodzę z pustynnej Araucanii zwanej Krainą Ognia. Są tam też piękne dżungle, ale to pustynie wręcz olśniewają swoim pięknem. Musicie wiedzieć, że w tych krainach smoki nie dzielą się na barwy jak w Wybrzeżu Mieczy czy Antagrichu ale na żywioły. Wprawdzie wszystkie oprócz wodnych Leviatanów zioną ogniem to jednak te smoki, które można spotkać tu, u nas należą do Smoków Ziemi. Moja rasa to wspaniałe, upierzone Smoki Ognia. Niestety mój ojciec musiał opuścić Araucanię z powodu zajmowania się magią śmierci (nie mylić z nekromancją) i dotarliśmy aż do Barsawii. Tu postanowiliśmy założyć terytorium. Na cel wybraliśmy smoka, który niedawno został wykluczony z tamtejszej społeczności. Było nas dwóch, on jeden. Walka musiała być krótka. I była. Tyle, że to Odszczepieniec wygrał. Ojca zabił, mnie zniszczył skrzydła i skazał na banicję. Tak się tu znalazłem.

- Cieszy mnie to co mówisz, szlachetny Lobo - tu Denadareth ukłonił się lekko - jeśli będę mógł tu znaleźć dom to może nawet bez żalu porzucę... mniejsza o to. Kto następny.

Widać było, że w tej postaci smok nie panuje tak dobrze nad mimiką jak w naturalnej. Każdy odniósł wyrażenie, że Denadareth nie powiedział całej prawdy.

Islington

Mistrz Islington

12.06.2004
Post ID: 12009

- Kolejni zbrojni - westchnął Islington - i znów przeszłość i przeszłość, Lobo ma rację, tu jest nasze miejsce, przynajmniej narazie. I przynajmniej do następnego kufelka - powiedział uśmiechając się do Ilnessa - Lobo, ciekawi mnie ta twoja piersiówka. Skąd masz tak potężny przedmiot? Wiem wiem, ciekawość to pierwszy stopień do krainy umarłych, ale jednak chciałbym wiedzieć - powiedział z niemałym zaciekawieniem. Islington nagle wstał i poszedł po dodatkowy stolik, który przystawił do pierwszego sprawiając, że nie było już tak ciasno
- Lubię luźną atmosferę - wyjaśnił
- Pani Sharwyn, z niemałym zaszczytem przedstawiam ci się. Jam jest Islington. I pochodzę z krain, w których słoneczna pogoda jest niespotykana. Panuje tam mróz i zima, ale ja to lubie i nie przeszkadza mi to, bo jestem gorącym magiem - usmiechnął się do niej serdecznie i wypił jej zdrowie.

Lobo

Lobo

12.06.2004
Post ID: 12010

- Ta tutaj? - spytał Lobo wskazując małą brązową butelczynę - Jej historia nie jest może wspaniałą opowieścią o księżniczkach i czarnoksiężnikach ani o rycerzach w lśniącej zbroi. Po prostu szedłem kiedyś przez las i potknąłem się o konar powalonego drzewa. Gdy wstałem ujrzałem coś błyszczącego pomiędzy gałęziami. Była to mała skórzana piersiówka, towarzyszy mi juz od ponad 10 lat i nie zamierzam się z nią rozstawać. A najpiękniejsza związana z nią historia to opowieść o moim ślubie. Bowiem pewnego dnia siedziałem sobie pod drzewkiem przy ognisku i popijałem sobie jakby nigdy nic aż tu nagle pojawiła sie ona. Najpiękniejsza i najmilsza elfka jaką kiedykolwiek widziałem i zobaczę. Tak się szczęśliwie złożyło, że moja flaszka z pędzoną na denaturacie trutką na kaktusożerne wielbłądy polarne różni sie od tej piersiówki jedynie kolorem. Więc niewiele myśląc pociągnąłem sobie trutki na wielbłądy i tak mi uderzyło do głowy, że się oświadczyłem. Kilka dni później byłem już żonaty, to było chyba z rok temu...ależ ten czas leci... - zamyślił się.
[size=9:e59893c342]
[color=olive:e59893c342]Lobo, tekst przez Worda przepuszczaj albo poprę te tagi Enletha.
Sulia[/color:e59893c342]
Sul:Ja sam je popieram:P a worda nie mam, więc nie przepuszczam.[/size:e59893c342]

Iscandel

Iscandel

12.06.2004
Post ID: 12011

Isc po słowach Delein przybliżył sie do niej znacząco.Przywitał się z Lobo i słuchał z uwaga o czym dyskutują podziwiając równocześnie Delein . Gdy nagle drzwi gospody otworzyły się szeroko. Stanęła w nich piękna kobieta, z dwuostrzowym mieczem w ręku, ubrana w białą suknię. Jej długie rude włosy unosiły się i opadały delikatnie z każdym podmuchem wiatru. Podeszła do ich stolika i się przdstawiła miał na imie Sharwyn. Isc kojarzył ją skoś ale nie miał bladego pojecia skąd wydawał mu się że spotkał już tą bardkę w jakieś innej oberży lub karczmie. W odpowiednim momencie rzekł:

- Opowiedz nam o sobie, Sharwyn.

Po wysłuchaniu opowieści był już przekonany, że już ją gdzieś widział ale nie miał czasu na zastanowianie; o sobie zaczął opowiadać Denadareth z którym Isc znalazł wspólny język. Nagle Isc usłyszał kawałek o skrzydłach. Coś ukłuło go w serce, wiedział już, że mają ze sobą wiele wspólnego.
Nagle Delein powiedziała swoim słodkim głosem:

- Isc teraz twoja kolej, opowiedz coś o sobie.
- yyy...ja nie wiem czy bedziecie chcieli tego słuchać to skomplikowana historia... (w głosie Iscandela po raz pierwszy można było wyczuć nutkę niepewności) ...

Denadareth

Denadareth

13.06.2004
Post ID: 12012

-yyy ja nie wiem czy bedziecie chcieli tego słuchać to skąplikowana historia... (w głosie Iscandela po raz pierwszy można było wyczuć nutkę niepewności) ...
- Ależ oczywiście, że będziemy chcieli ją usłyszeć - zapewniła Delein
- Poza tym - dodał Denadareth - skomplikowane historie są bardziej zajmujące . Nalegamy byś nam o sobie opowiedział Iscandelu. -

Smok zwrócił się do Islingtona:
- Dosunięcie tego stolika to był dobry pomysł.- uśmiechnął się - coraz więcej nas się tu gromadzi -

Delein

Delein

13.06.2004
Post ID: 12013

-Miło mi Cię poznać, Sharwyn. Wreszcie dołączyła do nas kobieta. Już myślałam, że pozostanę jedyną przedstawicielką płci pięknej w tej oberży.
W przeciwieństwie do Isca, Delein nic a nic nie kojarzyła nowoprzybyłej.
Zadowolona była z tego, że krąg opowiadających poszerza się z minuty na minutę.
-Każdy z nas dość obszernie opowiedział swoją historię, Iscandelu, więc uważam, że wypadałoby zrobić to samo z Twojej strony- uśmiechnęła się do niego, ciekawa tego, co powie. Jak na razie odczuwała względem niego coraz większą sympatię.
Z resztą nie było tak mikogo, kto by jej jak na razie czymś podpadł.
Zastanawiała się tylko, czemu Amran postanowił odłączyć się z dyskusji...

Iscandel

Iscandel

13.06.2004
Post ID: 12014

- Każdy z nas dość obszernie opowiedział swoją historię, Iscandelu, więc uważam, że wypadałoby zrobić to samo z Twojej strony- powiedziała Delein

- Ach... niech będzie... zrobie to dla Ciebie. Tylko nie mówcie, że nie ostrzegałem, jest ona bardzo długa…

W tym momencie skupił się przez chwilę i zaczął :
-Pewnego razu do, przepraszam ale przemilczę nazwę, powiem ogólnikowo miasteczka Elfów przyjaźnie nastawionego do przybyszów wkroczył człowiek; przynajmniej wszyscy myśleli, że był człowiekiem. Wkroczył do tamtejszej oberży i poznawał mieszkańców. Jego hojność w rozdawaniu pieniędzy była przyjmowana z entuzjazmem, każdy lubi kiedy ktoś inny za niego płaci. Z dnia na dzień był tam coraz bardziej lubiany a wieści o nim w roli jakiegoś bogacza doszły do rady starszych. Po naradach rada postanowiła go hmmm po prostu oszukać i wykorzystać jego majątek. Nie wiedzieli co ich czeka, głupcy. Jeden z członkow rady dostał zadanie, żeby zostać jego bliskim przyjacielem. Każdego wieczora towarzyszył Merfonowi w karczmie.

- Merfonowi? - zapytał Denadareth.

- Tak, właśnie tak się nazywał ten przybysz- Isc kontynuował dalej
- Ich znajomośc była coraz lepsza, w końcu Grimurg - wyprzedził pytanie Denadaretha - członek rady, zaprosił przybysza w gościnę nie wiedząc o nim praktycznie nic. Przybysz przyjął gościnę, poznał nawet całą radę, której umiejętnie doradzał, ale to nie jest ważne, ważne są tylko fakty. które działy się w domu Grimurga. Grimurg miał córkę, dosyć młodą jak na elfkę, nazywała się Aspela i jak nie trudno się domyślić zainteresowała się ona Merfonem, zresztą z wzajemnością. Merfon finansując liczne projekty i ekspansje miasta miał nadzieje pojąć ją za żonę. Kiedy wyszedł z tą prośbą naprzeciw radzie, został wręcz wyśmiany. W niedługim czasie został wtrącony przez swego przyjaciela do więzienia za uczestnictwo w jakieś opłaconej bójce. Żeby dobić go jeszcze bardziej szybko zorganizowano zaślubiny Apeli z kandydatem, którego wybrał Grimurg. Chociaż magia elfów była potężna, Merfon w wściekłości przełamał zaklęcia i porwał Apele. Trudna jednak nazwać to porwaniem, ponieważ ona poszła z nim dobrowolnie. Rada nie dała za wygraną i poszukiwała ich z pełną zawziętością.

W tym momencie na chwilę przerwał i wziął łyk z kufla, potem drugi.
- Co robisz? - powiedziała Sharwyn - nie trzymaj nas w niepewności i kontynuuj swoją historię.

- Tymczasem Aspela wraz Merfonem żyli sobie całkiem dobrze jak to zakochani, nie martwili się tym, że są poszukiwani. Jednak życie nie jest takie piękne. Dziesięciu zbrojnych z Grimurgiem na czele odnalazło ich. Mieli pewne trudności z ich pojmaniem. Merfon był całkiem zdolnym magiem. Ta mała bitwa była nawet wyrównana, a z minuty na minutę szala zwycięstwa przechylała się na stronę zakochanych, ale zdarzył się wypadek. Aspela została śmiertelnie postrzelona. Merfon wiedział, że jest tylko jedna szansa, żeby ją uratować. Najeźdzcom pokazał w końcu swoje prawdziwe oblicze. Otóż był on Asimarem, czyli płynęła w nim krew Dev. Rozwinął swoje białe skrzydła a najeźdźcy zamarli w niepewności. Wykorzystał to. Wiedział że niektóre Devy mają moc wskrzeszania. Spróbował, zebrał całą swoją moc zarówno magiczną jak i witalną, usłuchał swojego serca a słowa same wychodziły mu z ust…

W tym momencie urwał zdanie.

- Chyba nie przerwiesz w takim momencie. Zobacz tylko jak wszyscy przejęli się tą opowieścią - rzekł Islington.

Isc spojrzał na wszystkich wokół i kontynuował:
-Zaklęcie powiodło się - Delein i Sharwyn odetchnęły z ulgą

- Ale Merfon padł z wycieńczenia. Grimurg wykorzystał to szybko i go pojmał. Córkę zabrał z powrotem do miasta a Merfona jako rzadki okaz stworzenia sprzedał czarodziejom z Thay. Grimurg jednego nie przewidział. Aspela urodziła dziecko - tu Isc znów załamał glos, po chwili milczenia dodał - Mnie…

Zebrani wokół niego mieli mieszane uczucia, nie wiedzieli co powie dalej. Jedynie Denadareth szepnął do siebie
- Czyżby to był Light...

Isc tego nie usłyszał i mówił dalej - To byłem ja, Grimurg chciał mnie uśmiercić, ale Merfonowi udało się uwolnić. Zakradł się w nocy i mnie wykradł. Została na nas nasłana gildia skrytobójców. Od najmłodszych lat ojciec szkolił mnie w rzemiośle walki. Wiele bólu, złamanych kości i poświęceń kosztował mnie ten trening. Ojciec nie wiedział, czy będę posiadał magiczne zdolności, więc także uczył mnie walki mieczem i łucznictwa jak na elfa przystało. Grimurg nie mógł ścierpieć naszego istnienia. Oprócz Gildii nasłał na nas najemników wystawiając pokaźną nagrodę za nasze głowy. Razem z Merfonem ćwiczyliśmy każdego dnia wytrwale, mieszkaliśmy w lesie, więc trudno było nas znaleźć. Pierwsze postępy magiczne osiągnąłem w zielarstwie, ale w niedługim czasie zacząłem opanowywać magię żywiołów.

Islington zapytał - A co z najemnikami? Dali wam tak spokojnie mieszkać, ktoś musiał wiedzieć gdzie jesteście?

- Oczywiście że nie dali. Znajdywali nas wielokrotnie, wielokrotnie też zastawiali na nas pułapki. Ale jakoś udało nam się przetrwać. Kiedy dorosłem miejsce naszego pobytu było dla każdego oczywiste, więc zaczęliśmy podróżować. Byliśmy najemnikami, ale wielokrotnie byliśmy buntownikami, ponieważ nie słuchaliśmy rozkazów zabijania kobiet i dzieci. Ten zawód nie zwiększył grona naszych przyjaciół. Merfon najął się jako strażnik u bogacza lorda Xaviera a ja zostałem poszukiwaczem przygód. Podróżując po świecie zwiedziłem wiele miejsc, poznałem także wiele przydatnych rzeczy. W końcu spotkałem wielkiego maga Dalwynda. To on ujrzał we mnie wielką moc. Odkrył we mnie Deve i nauczył mnie wykorzystywać moc, która we mnie tkwiła.
Kiedy ja byłem uczniem Dalwynda, Marfon zdobywał zaufanie Xawiera. Razem z Dalwyndem przybyliśmy na ziemie lorda Xawiera. Merfon zdążył zostać już jego przyjacielem i pierwszym generałem zarazem. Mając do dyspozycji mała armię i grupkę magów postanowiliśmy odzyskać Apele. Wybuchła z tego całkiem spora wojenka na północy. Nie będę się rozgadywał w tej kwestii.

Denadareth wiedząc już od pewnego czasu kim jest Isc, dodał:
- Całkiem spora hehe, czemu tak delikatnie ją nazywasz? To była przecież jedna z najdłuższych otwartych wojen właścicielów ziemskich.
- Zgadza się... tylko niewiele osób wie jaki był jej początek ...
- Miłość - dodała Sharwyn
- Lepszy to powód niż żądza władzy- rzekła Delein

Isc uśmiechnął się do Delein i mówił dalej:
- Wojna była długa, ale Merfonowi udało się. Odzyskał swoją ukochaną, a Grimurga spotkała śmierć, lecz wojna się nie skończyła. Xawier musiał się teraz bronić przed całą radą i ich sojusznikami. Nie opuściliśmy przyjaciela w potrzebie i walczyliśmy po jego stronie. Nie będę opisywał żadnych swoich czynów. Jak wiecie, wojna niedawno się skończyła. Merfon odzyskał majątek i osiadł wraz z Aspelą a ja podróżowałem dalej, aż trafiłem tutaj. Na szczęście trafiłem tutaj - dodał, patrząc na Delein.

Po chwili dodał - Mam tylko nadzieję, że nie zanudziłem was tą opowieścią??

Denadareth

Denadareth

13.06.2004
Post ID: 12015

- Podobała mi się Twoja historia Iscandelu - uśmiechnął się Denadareth. Wciąż nie potrafił zbyt dobrze panować nad ludzką twarzą i pojawiały się na niej uczucia do których żaden smok by się nie przyznał.

- Zastanawia mnie jedno... zawsze uważałem wojny o kobietę czy też o miłość za idiotyzm... jednak teraz muszę zmienić zdanię. Walczyłem o terytorium, władzę, pozycję, dumę, zemstę, pieniądzę... nigdy jednak nie walczyłem o miłość. Nigdy. NIGDY. - w oczach Denadaretha znów zapłonął ogień, potężniejszy niż podczas obu poprzednich kłótni... po czym się uspokoił. - Nie ma tu smoczyc z mego rodzaju a zresztą... Wśród smoków niewiele jest miłości. Czy to możliwe, że nasza rasa jest przeklęta. Za całą naszą moc ? Czy to możliwe, że ja jestem przeklęty - to ostatnie zdanie Deanadareth wyszeptał jakby do siebie.

Smok zatopił się w myślach nie zważając na nikogo...

Delein

Delein

14.06.2004
Post ID: 12016

Po chwili dodał mam tylko nadzieje że nie zanudziłem was tą opowieścią??

Delein siedziała jak wryta.
Za długo mnie nie było wśród ludzi...stanowczo, pomyślała, po czym zamrugała oczami odzyskując "przytomność umysłu".
-Naprawdę piękna historia. Skora byłabym nie uwierzyć, że jest prawdziwa, ale jeśli siedzi obok mnie elf, który brał w niej bezpośrednio udział...
Spojrzała po twarzach innych słuchaczy. Większość z nich siedziała dalej w zamyśleniu, inni zaczęli żywo dyskutować między sobą.

Zastanawiał ją tylko stan Denadaretha. Odkąd tu siedzieli miał napady różnorakich uczuć- od typowo smoczej furii do melancholii i zamyślenia. Miała nadzieję, że to tylko tymczasowe humory...

Denadareth

Denadareth

14.06.2004
Post ID: 12017

- Yhm - westchnął Denadareth odpowiadając na jakieś zbliżej niesprecyzowane pytanie po czym zamyślony wziął pełen łyk soku jabłkowego nie zauważywszy nawet... że soku w szklance nie ma...

- Może warto będzie... - zasyczał do pustej szklanki nieświadom, że głos zmienia mu się na smoczy - czy to możliwe, że my... -

Do uszu rozmawiających docierały tylko urywki zdań smoka i nikt nie zwracał na nie specjalnie uwagi podczas dyskusji o historii Iscandela.

Iscandel

Iscandel

14.06.2004
Post ID: 12018

Yhm - taki odgłos wydał Denadareth patrząc na swoją szklanke
- Drogi Ilnessie, kolejka dla wszystkich, czego tam tylko będą chcieli! -krzyknął Isc.
Zwracając się do Denadaretha - A teraz towarzyszu opowiedz nam co Cię gnębi. A może maszs jakieś pytania dotyczące mojej osoby??

Denadareth

Denadareth

15.06.2004
Post ID: 12019

- A teraz towarzyszu opowiedz nam co Cię gnębi. A może maszs jakieś pytania dotyczące mojej osoby?? - zapytał Iscandel

Denadareth podniósł wzrok, spojrzał w oczy Iscandelowi lecz o dziwo tym razem nie było w nich ognia tylko coś innego...

- Nie powiedziałem wam całej prawdy - zaczął smok - kiedy ty Delein pochwaliłaś moją umiejętność zmiany kształtu nie był to dla mnie komplement. Owszem było mi miło ale... zresztą od początku. Mimo braku skrzydeł zdobyłbym pozycję w tutejszej hierarchii smoków, niewysoką ale zawsze nie byłbym skazany na tych dwunogów - w jego głosie zabrzmiał typowy drakocentryzm i smocza duma ale zaraz potem Denadareth wbił wzrok w stół.
- Przepraszam, nie chciałem was urazić. Chodzi o to, że nie starałbym się tak bardzo znaleźć swojego miejsca wśród waszych ras gdybym mógł dołączyć do swojej. Otóż przybieranie formy człowieka idzie mi coraz łatwiej... ale co raz trudniej idzie mi powrót do smoczej postaci. Czasem po dłuższej hibernacji gdy się budzę stwierdzam, że bezwiednie się przemieniłem. To druga (oprócz zniszczenia skrzydeł) klątwa Odszczepieńca. Nie mógł pozbawić mnie smoczej mocy więc postanowił ograniczyć ją zamykając w ludzkim ciele. -
Smok napił się jOjOwego mocnego (inna rzecz, że z kufla Islingtona ale nikt nie zwrócił na to uwagi) po czym zaczął mówić dalej.
- Wiedzcie, że coś takiego jak bezwolna przemiana w dwunoga, chociażby częściowa jest wielką hańbą na smoczym honorze. W końcu kto chciałby być kimś TAKIM - tym razem o dziwo w głosie smoka nie było pogardy
- Słuchając waszych historii doszedłem do wniosku, że nie jest to żadną hańbą. Wasze rasy pod wieloma względami dorównują mojej a w kilku ją przewyższają. Na przykład miłość wśród mych braci jest rzadkością. Widzę, że znalezienie miejsca wśród was nie będzie takie trudne jak myślałem... ale to nie zmienia faktu, że boli mnie tracenie czegoś co miałem i co kochałem całe życie. I jeszcze ten przeklęty brak skrzydeł. Nie wyobrażacie sobie jak cudownie jest latać... Nadal będę smokiem ale to nie to samo. Chociaż jesteście cudownymi stworzeniami wasze ciała nie są dla smoka. Po prostu. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. -

Denadareth popatrzył po towarzyszach udając wesołość.

- No, ale dość narzekania. Mam nadzieję, że was nie zanudziłem na śmierć. Na czym skończyliśmy ?- zapytał z wymuszonym uśmiechem.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

15.06.2004
Post ID: 12020

Gdy drzwi oberży otworzyły się, wszyskie obecne osoby zwróciły głowy w tamtą stronę.... Rozmowy przycichły.... wydawało się, że każdy przygląda się dziwnemu przybyszowi...

Przez portal przechodziła postać okryta w czarny jak noc płaszcz. Nie wiadomo jakiej jest płci, ponieważ postura tej osoby nie zdradzała nic, a twarz miała ukrytą pod kapturem....

Przy wejściu zlustorwała pomieszczenie ledwo zauważalnym wzrokiem... w końcu podeszła do kontuaru i zdjęła kaptur...

Ludziom, i nie tylko ludziom, zgromadzonym w oberży ukazało się piękne, subtelne lico mroczej elfki.
Jej oczy były ciemnoniebieskie a włosy czarne, gdy opadły na szatę nie można było ich odróżnic od ubrania...

- Oberżysto, piwo! - powiedziała melodyjnym głosem.

Denadareth

Denadareth

15.06.2004
Post ID: 12021

- Nami - smok ucieszył się, że może wreszcie oderwać się od swych ponurych myśli - To ja, Demadareth. Czy nie zechciałabyś zaszczycić nas swym towarzystwem ? -

I uśmiechnął się czekając na odpowiedź.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

15.06.2004
Post ID: 12022

Nami odwzajemnia uśmiech Denadaretha i z kuflem dosiada się do dziwnej grupki...