Imperium

Behemoth`s Lair

Stare gry

Permalink

Hobbit

VOTER Golem? Przyznam się że nie grałem, więc strzelam...

Niestety nie. Fajnie, że próbujecie pomóc. Może wspólnymi siłami to w końcu znajdę.

Permalink

Czy to się działo w okolicach antyku, a jak się wysyłało rybaków na morze to śpiewali "wyłowimy wszystkie rybki z mokrej wody? Bo jak tak, to "ancient conquest"


Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 8.01.2013, Ostatnio modyfikował: Vandergahast

Permalink

Vandergahast

Czy to się działo w okolicach antyku, a jak się wysyłało rybaków na morze to śpiewali "wyłowimy wszystkie rybki z mokrej wody? Bo jak tak, to "ancient conquest"

Zobaczyłem parę zdjęć. Na 99% to ta gra. Jutro jeszcze się upewnię, ale już teraz dziękuję! :)

Permalink

Lubię stare gry i ten niesamowity klimat. Raz na jakiś czas sobie przechodzę jakąś. Wyróżnię kilka:
- King's Bounty - jedna z dwóch najstarszych gier, jakie ukończyłem. Może się komuś wydawać brzydka, ale ja bardzo lubię taki styl graficzny i dla mnie jednostki są klimatyczne. Poza tym ta gra bardzo wciąga.

- Secret of Monkey Island - Gra z tego samego roku co KB. Powiedzmy, że pierwsza przygodówka, którą ukończyłem samodzielnie. Bardzo fajne poczucie humoru. Co prawda bardziej mi się II część podobała, ale uważam, że nie ma sensu przechodzić dwójki bez ukończenia jedynki.

- Monkey Island 2: LeChuck's Revenge - Póki co uważam ja za najlepszą grę przygodową, w jaką grałem. Naprawdę byłem pod wrażeniem, gdy mogłem odwiedzać aż trzy wysypy naraz, gdzie było sporo lokacji i zagadek, które można było równolegle rozwiązywać. Na jednej wyspie była nawet biblioteka z ogromną ilością książek do wypożyczenia,co prawda lektury to były kilkuzdaniowe, ale trzeba było wiedzieć, co się może przydać, bo wypożyczanie każdej byłoby szaleństwem. Dodatkowo w grze jest świetne poczucie humoru (jest to gra w stylu komediowym, więc nie ma się czego spodziewać realizmu) i muzyka.

- Ishar: Legend of Fortress - Świetna grafika, spore połacie lasów, odgłosy przyrody i dosyć ciekawy sposób orientowania się w terenie (oczywiście nie było automapy i w lochach oraz miastach rysowanie mapy w zeszyciku było wręcz koniecznością). Jak ktoś szuka oldschoolowego rpg, to to jest świetna pozycja. Zagadki były na tyle zjadliwe, że przeszedłem grę samodzielnie. Tyle że były problemy z kasą i trochę rutyny pod koniec w zabijaniu wciąż odnawiających się potworów. Ciekawostką są w tej grze relacje w drużynie i w ogóle różne psikusy, jakie mogą członkowie drużyny zrobić. ; )

- Hexen: Beyond Heretic - Bardzo klimatyczny, mroczny FPS w świecie fantasy. Nastrój buduje nie tylko mroczna grafika, ale też świetnie skomponowana ścieżka dźwiękowa. Gra jest o tyle nietypowa jak na FPS, że nie przechodzi się jej idąc wciąż do przodu, tylko zawsze porusza się pomiędzy mapami z danego epizodu i niejednokrotnie po rozwiązaniu zagadki w jednym z nich, coś odblokowuje się w innym z nich i trzeba się wracać i tak krążyć między nimi. Także jest ciekawie. Dodatkowo do wyboru są 3 postaci. Można grać wojownikiem, gdzie przez pewien czas lata się z toporem i kolczastymi rękawicami podczas gdy niektóre potwory atakują z dystansu, ale za to jak się przywali tym toporem! Jest też mag, wszystkie jego "bronie", tzn. głównie czary atakują z dystansu. Wiele zabawy dostarcza zamrażanie przeciwników (zwłaszcza gargulców, bo spadają zamrożone na ziemię i się rozbijają w drobny mak) a także rażenie potężnym piorunem, który sam się przyciąga do przeciwników. Jest też kleryk, postać pośrednia pomiędzy magiem a wojownikiem, chyba najlepsza na początek. Jego pierwsza broń to maczuga, ale potem dostaje laską, która strzela zatrutymi pociskami, a z bliska można nią wysysać życie. Dostaje też jeden czar a potem bardzo potężną broń. Ogólnie broni na postać jest tylko 4, ale praktycznie każdej używa do końca gry, bo każda ma swoje zastosowanie i wręcz nie opłaca się używać cały czas najlepszej broni. Poza tym walka jest dynamiczna, korzystanie z arsenału dostarcza mnóstwo radochy, np. taki taniec z toporem wśród nadchodzących zewsząd głupawych sług ciemności czy wspomniane zamrażanie. Dodatkowo są też zielone fiolki, które w zależności od postaci mają różne efekty, np. u wojownika robią za granat. Jest też spora ilość przedmiotów wspomagających, można sobie np. przywołać Minotaura do pomocy, zepchnąć wrogów w przepaść odpychającym dyskiem itp. Grę przeszedłem każdą postacią na najwyższym poziomie trudności. :D Taki zjadliwy poziom to 3. bardziej rozrywkowy to 4., bo jest największa ilość potworów (najwyższy to 5. i tam potworów jest tyle samo ale są szybsze). Gra jest na ulepszonym silniku Dooma (można się patrzyć do góry i na dół oraz skakać). Polecam granie przez "zdoom". Jakby kogoś interesowało mogę dać instrukcje jak zainstalować i uruchomić. EDIT: A sorry to nadal jest w sprzedaży, np. na Steamie. (W sumie to jedno z drugim się nie gryzie, bo można kupić w Steamie, ale uruchamiać przez zdooma a nie dosboxa).

- Shadow Warrior - Kolejny FPS, tym tym razem na silniku Duke Nukema. Tak się rozpisałem przy Hexenie, że już niewiele tu napiszę. Gra jest z 1997 roku, w związku z tym graficznie nie nadążała za konkurencją, ale jeśli chodzi o pomysły, to wiele z nich pojawiło się np. potem Soldier of Fortune, a jedną z broni w grze jest railgun! dokładnie taki, jak potem pojawił się w Quake 2. Postać, która się poruszamy nazywa się Lo Wang i jest to ktoś w rodzaju mistrza karate. Oprócz typowego arsenału mamy do dyspozycji także pięści, katanę (dosyć silna broń, którą można rozpłatać z zaskoczenia jednym ciosem niektórych przeciwników) i shurikeny, które wbijają się w ścianę (lub odbijają) i można je z powrotem wyjmować. Lo Wang oczywiście rzuca zabawnymi komentarzami, np. http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=DwEmaacTT5o#t=36s Grę można nabyć przez GOGa.

Liczba modyfikacji: 4, Ostatnio modyfikowany: 14.07.2013, Ostatnio modyfikował: Rinaldus Drybone

Permalink

Mam duży sentyment do starych gier i zawsze są u mnie na równi z nowymi produkcjami ( wystarczy rzec, że pomimo grania w Heroes VI nadal gram w H1.
Są jednak takie, które pomimo braku obecności na dysku nadal zapadają w pamięć i czekają na instalację ;)

Ancient Conquest
- najlepsza strategia mojego dzieciństwa na równi z Homm. Spora ilość map także do misji pojedynczych a co najważniejsze - spory wybór okrętów o różnym zastosowaniu, gramy grekami lub persami, do tego całkiem niezłe AI. Śmiało mogę polecić każdemu.

Lords of the Realm
- kolejna strategia, na której powstała znana niektórym Twierdza. Chyba najbardziej podobał mi się system dyplomacji, który dawał wiele możliwości potoczenia się gry. Do tego masa zasobów i rodzajów jednostek a wszystko oprawione w miłą pikselową grafikę ;)

Clash
- rodzima produkcja, nadal trzyma poziom głównie ze względu na klimat. Długie noce spędzone na mrocznej grafice i muzyce nadal są w mojej pamięci.


Permalink

Mam kilka gier na konsolę SNES m.in:
-Chrono Trigger
-Megaman X1-X3
-Super Mario All-Stars
-Super Mario World
I tym podobne. Muszę przyznać, że te gry są genialne.

Permalink

Też jestem miłosnikiem starych gier :D
Moje ulubione tytuły to:
Dungeon Keeper
Strategia RTS z elementami RPG
wcielasz się w "Strażnika lochu" który poszerza swoje lochy i gromadzi potwory aby zdominować świat, bohaterowie starają ci przeszkodzić w tym zadaniu ale w końcu po co masz swoje pułapki, zaklęca i stwory.
Ciekawe jest zaklęcie opętania, pozwala widzieć ci oczami potwora oraz korzystać z jego umiejętności, czyli schodzimy z trybu RTS i mamy RPG

KKND 2 KROSFIRE
Post apokaliptyczna strategia RTS
Polecam szczególnie 2 od 1 bo bardziej rozbudowana, ciekawsza i postacie dopracowane.

Apokalipsa nawiedziła ziemie, ludzie co zdołali się schronić w bunkrach i wrócili na powierzchnię nazwano "Ocalałymi" (Survivors), ci co zostali stali się barbarzyńskimi "Mutantami" (Evolved), i zaczęli między sobą prowadzić wojnę, lecz znikąd wyłoniła się armia robotów (Series9), który cel ich walki jest znanym tylko sobie.

Konkretnie:
-3 nacje;
-mamy budynki, pojazdy, piechotę, jednostki latające i możliwość projektowania jednostek lądowych;
-pojazdem można potrącić piechotę a właściwie ich przejechać (jedynie piechota robotów są odporne na to);

Stare gry i te prze zemnie wymienione da się ściągnąć legalnie za darmo z tej strony:
Wypalone

Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 22.08.2014, Ostatnio modyfikował: Hellburn

Permalink

Kapelusznik

Apokalipsa nawiedziła ziemie, ludzie co zdołali się schronić w bunkrach i wrócili na powierzchnię nazwano "Ocalałymi" (Survivors), ci co zostali stali się barbarzyńskimi "Mutantami" (Evolved), i zaczęli między sobą prowadzić wojnę, lecz znikąd wyłoniła się armia robotów (Series9), który cel ich walki jest znanym tylko sobie.

1. Poprawione angielskie nazwy ras.
2. Roboty nie wyłoniła się znikąd. W intro do gry jest jasno powiedziane, że Series9 to roboty, których przeznaczeniem była pomoc przy uprawie ziemi. Takie roboty-farmerzy. W części pierwszej trzymali się z daleka od konfliktu zajmując się tym, co było ich celem. Ale gdy dotarło do nich, że pozostałe dwie rasy niszczą ich pola uprawne - to wymusiło na nich "ewolucję" z robotników do żołnierzy, by bronić swych pierwotnych wytycznych. Stąd też niektóre nazwy jednostek: Seeder, Sterilizer, Weed Killer; lub nazwa głównego budynku - Barn.

Kapelusznik

Konkretnie:
-3 nacje;
-mamy budynki, pojazdy, piechotę, jednostki latające i możliwość projektowania jednostek lądowych;
-pojazdem można potrącić piechotę a właściwie ich przejechać (jedynie piechota robotów są odporne na to)

Oprócz tego dodam, że każda rasa ma jakąś przewagę nad innymi: Survivors mają więcej opcji przy projektowaniu pojazdów, Evolved mogą poświęcać piechotę by produkować Scourge demons, natomiast Series9 mają 2x silniejszą i wytrzymalszą piechotę i - jak już wspomniałeś - nie można ich rozjechać.

Bardzo fajna gra, bardzo dobry soundtrack, ciekawa fabuła, ale mechanika trochę kuleje i AI też jest trochę głupie. Po dłuższym czasie może się znudzić.


Permalink

A ja mam pytanie, być może ktoś będzie kojarzył....dawno temu grałem trochę w taką strategię kosmiczną, w której podróżowało się po kosmosie, osiedlało planety podróż między układami odbywało się za pomocą dziur czasoprzestrzennych...a same planety były kilku rodzajów, śnieżne, wulkaniczne, pustynne, zalesione gęstą dżunglą, lub z trawiastymi równinami, były tez olbrzymy gazowe...Strategia była turowa, mechanizm trochę Herosów....chodziło o budowanie koloni, wydobywanie surowców i podbój całej mapy.....Jedyny szkopuł w tym, że nie pamiętam jej tytułu ;/ .....oczywiście gra w 2D


Permalink

Czy chodzi ci o Space Empires?
Projektowanie statków i tym podobne?
Posiadam piątkę gdzie jest grafika prawie 3D ale poprzednie były 2D i można było swoją nację zaprojektować

Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 22.08.2014, Ostatnio modyfikował: Kapelusznik

Permalink

Podobne ale niestety to nie ta gra...
Gra przypomina też Master of Orion....


Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 22.08.2014, Ostatnio modyfikował: Haav Gyr

Permalink

Cześć, mam mały problem z counter strike source. WYPALONE.
Po załadowaniu instalki wyświetla się błąd "nie jest prawdiłową aplikacja win.32." Na tym komputerze mam zainstalowany system Windows XP 32 bit. Na brata komputerze działa, ale on ma zainstalowanego Windows 7. Domyslam się,ze to wina systemu. Da się to odpalić na Xpeku?

Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 26.02.2016, Ostatnio modyfikował: Hellburn

Permalink

Nie wiemy. Teoretycznie powinno działać, ale z piratami nigdy nic nie wiadomo. Polecamy w zamian kupić grę i mieć pewność, że zadziała.


Permalink

Filus

Mi ze starych dość grywalnych gier na myśl przyszły [...]
- Lomax - platformówka starej szkoły. Typowa zręcznościówka, z dość oryginalnym systemem unieszkodliwiania przeciwników.

Cieszę się, że wspominasz ten wymagający i pełen magii tytuł. Przechodzenie w podstawówce przez różnorodne krainy Leminglandii, odczarowywanie ich mieszkańców i poznawanie różnorodnego podkładu muzycznego dostarczyło mi parę lat przedniej frajdy.

- Raptor - gra oldsqlowa, lecimy do góry, a z góry lecą na nas wrogowie. Za niszczenie oponentów dostajemy kasę, a za kasę można kupować wiele fajnych zabawek;)

Dokładnie! Mimo że nie jest symulatorem, a raczej zręcznościówką, lot samolotem myśliwskim w przestworze tej gry, zaprojektowanym przez twórców, pełnym innych maszyn, z pilotami o zaawansowanej sztucznej inteligencji jest niesamowitym i emocjonującym przeżyciem.

Tullusion

Ze starych gier lubię i pogrywam w: [...] Mysteries of the Sith: Jedi Knight (dotąd pamiętam przerywniki filmowe oraz ten nieustanny balans pomiędzy dobrą i złą stroną Mocy)

Jedi Knight uzupełniony o dodatek wspominam z sentymentem, dzięki rozległym mapom urozmaicanym przestrzennymi zagadkami, sporemu ekwipunkowi i pulą mocy do zdobycia, licznym rodzajom spotykanych istot, klimatycznej muzyce i fajnym trybem dla wielu graczy, razem z aspektami jakie omówiłeś.

Poza wymienionymi przez Was tytułami przypominam sobie:

3 Czaszki Tolteków
- westernową, pełną wysokiej klasy zagadek grę przygodową, o kowboju poszukującym w Arizonie skarbu Tolteków, do którego prowadzą trzy tytułowe artefakty;

Touche: Przygody Piątego Muszkietera
- grę tego samego gatunku co wyżej wymieniona, spod znaku płaszcza i szpady, gdzie główny bohater pragnie być świetnym muszkieterem.

Haav Gyr

Dawno temu grałem trochę w taką strategię kosmiczną, w której [...] się osiedlało planety. [...] Strategia była turowa. Mechanizm trochę Herosów. Chodziło o budowanie koloni, wydobywanie surowców i podbój całej mapy. Nie pamiętam jej tytułu.

Czy to gra z fantastyką naukową w tle, w rodzaju explore, expand, exploit and exterminate, wydana w 1995 roku o nazwie Ascendancy?

Permalink

Raczej nie, ta gra(demo) była wydana raczej w podobnym czasie co h3. Wielkiej ekonomii tam nie było, po prostu podrózowało się po kosmosie zakładało bazy na planetach, gra była turowa. Planet było kilka typów: zielone pokryte dżunglą, lodowe, oceaniczne, pustynne, skaliste, wulkaniczne, oraz pokryte równinami.


Permalink

Rozumiem, dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. To szukamy dalej. ;)

Edit: Ach! Przypomniała mi się jeszcze jedna gra mająca wiele lat! To Comet Busters! Arkadowa strzelanka, dostarczająca w dzieciństwie sporo dobrej zabawy, w której mogło uczestniczyć jednocześnie czterech graczy, których zadaniem było oczyszczenie przestrzeni z kosmicznych odłamków!

Liczba modyfikacji: 1, Ostatnio modyfikowany: 10.05.2016, Ostatnio modyfikował: Architectus

Permalink

Haav Gyr: Może chodzi ci o Space Colony? Opis brzmi dość podobnie, chociaż podejrzewam, że to też może nie być to, biorąc pod uwagę fakt, że mowa o 2d.

Ze swojej strony mogę podać właśnie niezapomniane Space Colony. Dla mnie, jako osoby wybitnie nieutalentowanej w takich dziedzinach jak zarządzanie czy ekonomia, gra była sporym wyzwaniem i może właśnie dlatego tak dobrze się przy niej bawiłam. Coś jak Simsy, ale w wersji kosmicznej, bo w sumie... dlaczego nie?
Właśnie to poziom wyzwania - oraz ciekawa historia w tle - stała się dla mnie numerem jeden dzieciństwa. Wówczas była to jedna z niewielu możliwości, aby skolonizować kosmos, spróbować wejść w jakieś interakcje z postaciami na tyle, by ogarnąć całą kolonię do ładu i składu, i, rzecz jasna, osiągnąć cel, jakim była kolonizacja innych planet. Do dziś pamiętam historię bohaterów, ich wygląd, wypowiedzi i sposób zachowania; jest to jedna z niewielu gier, do których dziś w wolnym czasie wracam, jednak podejrzewam, że nigdy nie uda mi się jej dokończyć.

Inną grą, którą wspominam z równie wielkim sentymentem, jest Kapitan Pazur; typowa przygodówka dla dzieci, bohaterem której jest kot (a właściwie to pies! Całe dzieciństwo zrujnowane...) pirat, próbujący przedostać się do swojej załogi i zdobyć tajemniczy amulet. Nigdy nie zapomnę pięknie zaprojektowanych poziomów, przeciwników - szczególnie panny kotki, zwanej Catherine - ani muzyki; jak na te czasy było to coś wybitnie pięknego. Jak mam pamięć dziurawą, tak do dziś pamiętam wszystkie poziomy ze szczegółami, m. in. Mroczne Lasy, Miasteczko, Puerto Lobos... Nie mówiąc o królestwie podwodnym, należącym do ośmiornicy, która od samego dzieciństwa kojarzyła mi się z Ursulą. Całość międzypoziomowa była ilustrowana krótkimi animowanymi smaczkami, uzupełniającymi historię. A koniec to było.. Coś pięknego. *ociera łezkę z oka*

Inną grą, do jakiej chętnie wróciłabym, było SimCity 2000, niestety jest to straszny pożeracz czasu, podobnie jak Space Colony. Przy niej również trzeba się nagłówkować, a to dziś niestety odpada, wielka szkoda. Nie była to gra, gdzie miasto właściwie rozwijało się samo; co i rusz trzeba było rozwiązywać kolejne problemy. W tym wieku to paaaaanie prezydencie! Poważne problemy się rozwiązywało!

Pamiętam jeszcze grę o tytule "Theme Park World". Grało się, panie, oj grało... Jednak z powodów logistycznych również nigdy nie udało mi się jej dokończyć i osiągnąć ostatniego, piątego poziomu. Zapewne kiedyś do niej wrócę, o ile to pójdzie jeszcze na jakimś starszym systemie. Również z tego pamiętam lokacje, kolejne obiekty rozrywkowe; te czasy, kiedy się myślało o tym, by się przejechać czymś takim... Niby można było zagrać w mini przygodówki, m. in. podczas wyścigów samochodowych na torze, ale ach, niespełnionej rzeczywistości nie odda żadne marzenie. No i ci niewdzięczni klienci. Człowiek im nieba przychyla, a oni co? :D

Od dzieciństwa po dziś dzień gram jeszcze w Worms: Armageddon - ubóstwiałam to, ubóstwiam i ubóstwiać będę, szczególnie jeśli jest czas i możliwość pomasakrować znajomych w trybie "gorące krzesło". Nieco wkurza mnie fakt, że muszą mieć nieograniczoność broni, no ale niech będzie. Właśnie to - multiplayer, niewymagający internetu i mający możliwość grać ramię w ramię (ze zmianą na myszkę oczywiście), jest czymś, czego dziś, jak mam wrażenie, nieprędko się już uświadczy. A wtedy, w tych czasach, zwyczajnie pomagało przetrwać nudne zimowe wieczory i do tego jeszcze podkręcało towarzystwo. Te walki o puchar! To czytanie komentarzy, dokuczanie komuś, że ma dziwny żółty kolor... Cudeńka.
Dodatkowym smaczkiem były dla mnie jeszcze nazwy niektórych broni, z czego moją ulubioną do dziś pozostaje Święty Granat Ręczny... Ładne lokacje, drobne językowe smaczki, komentarze gry - miodzio.

Jasne, pamięta się też Lomaxa, czy Raymana, bądź Jacka Jackrabbita (a do tego też bym chętnie wróciła! Może pewnego dnia się uda. Jak będę mieć wolny czas... Czyli gdzieś na emeryturze, ło panie). Szczególnie ubóstwiałam Spaza, tego wyleniałego, czerwonego królika, który chyba za dużo czasu spędzał z marchwiówką. No i oczywiście babcie, które zawsze biły nasze biedne króliki...

Kurza twarz, kiedy to było... Jeszcze nie mam 30 lat, a już przez te wspominki czuję się staro.