Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Zatęchłe Archiwum - "Ballada: "Niebiańskie ostrza" (Ballada zawieszona"

Osada 'Pazur Behemota' > Zatęchłe Archiwum > Ballada: "Niebiańskie ostrza" (Ballada zawieszona
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

7.09.2004
Post ID: 9521

*BALLADA ZAWIESZONA*

Świat: Imperium Kinugów. Świat, wk tórym zawsze jest dzień, nie ma pojęcia noc, albowiem 3 słońca przez cały czas ogrzewają planetę. Ten nietypowy klimat spowodował, iż w świecie tym powstało bardzo wiele przeróżnych rozumnych gatunków istot i tak po prawdzie to wiele z nich jeszcze nawet nie ma ogólnej nazwy dla siebie. Głównymi rasami żyjącymi w Imperium Kinugów są ludzie, krasnoludy, elfy, jaszczuroludzie (reptiliony), minotaury, Kajruki (bardzo interesujące stworzenia: budowa ich ciała wskazuje, że ewoluowały z pająków; wyglądają mniej więcej jak tarantule, tylko osiągją wielkość do 1,5 metra; w Imperium Kinugów mają swoje 2 miasta) oraz smoki. Aktualnie Imperium Kinugów jest połączone w całość a tereny należące do Imperium to wielkością przypomina Eurazję (czyli połączone Kontynenty Europy i Azji), także jest naprawdę duże. Pomimo to jest wiele krain nie opisywanych w księgach i na dobrą sprawę nie odkrytych jeszcze przez kronikarzy. Stolicą Imperium Kinugów jest Gida, w której na tronie zasiada Cobalt (krasnolud).

Aktualnie jest 2615 elom. Od 4 elomów w Imperium Kinugów nie wydarzyło się nic ciekawego. Miasta się rozrastają, a wszelkie rasy żyją w zgodzie.

Osoby aktualnie biorące udział w opowiadaniu:

:arrow: Lobo;
:arrow: Nami;
:arrow: Ghost (Grumbellgast);
:arrow: Eru;

Lobo właśnie siedział przy ognisku i zajadał chrupiące sarnie mięso. Przemieżał Puszczę Elkhopa już od dobrych 40 godzin, a celem jego podróży było odległe miasto Kinar, leżące przy Górach Wingh. Nagle po drugiej stronie ogniska zmaterializowała się postać ludzka.
- Witaj Lobo. Przybyłem z posłania samego Cobalta i przynoszę dla Ciebie wieści.
- O co chodzi?
- Nasz drogi władca życzy sobie abyś przybył do stolicy, do Pałacu Imperialnego, albowiem zostałeś wybrany do pewnej misji. Szczegóły Cobalt chce Ci osobiście przekazać. Czy spełnisz jego życzenie i przybędziesz do Gidy?

Nami właśnie trenowała w lesie ze swoją przyjaciółką Heiną. Już 3 słońca spędziła w swoim rodzinnym mieście Khanr. Po treningu obie usiadły na trawie.
- Kiedy znowu wyruszysz w podróż Nami?
- Nie wiem. Czuję, że za niedługo coś się wydarzy.
- I masz rację Nami.
Za dziewczętami pojawiła się męska postać.
- Witaj Nami, witaj Heina. Przybyłem z posłania samego Cobalta i przynoszę dla Ciebie wieści Nami.
- Witaj nieznajomy. Co to za wieści?
- Nasz drogi władca życzy sobie abyś przybyła do stolicy, do Pałacu Imperialnego, albowiem zostałaś wybrana do pewnej misji. Szczegóły Cobalt chce Ci osobiście przekazać. Czy spełnisz jego życzenie i przybędziesz do Gidy?

Grumbellgast leżał w łóżku w Karczmie Kulawego Orna w miejscowości Ghuzt u podnóża Góry Trwal. Odpoczywał po walkach stoczonych w Jaskinii Hubby z Gnomami. Wtem na fotelu zmaterializował się człowiek. Siedząc już na krześle rzekł.
- Witaj Grumbellgast.
Grumbellgast podniósł się z łóżka, i chwycił za krzesło obok.
- Kim... ty... do cholery jasnej... jesteś?! - wywarczał kieszonkowiec.
- Jestem wysłannikiem Co...
Za późno. Grumbellgast już rzucił krzesłem. Krzesło przeleciało obok głowy czarodzieja a kieszonkowiec jużtrzymałw ręku wazon.
- Zmiataj! NO JUŻ!
- Zaczekaj... Nasz drogi władca życzy sobie abyś przybył do stolicy, do Pałacu Imperialnego, albowiem zostałeś wybrany do pewnej misji. Szczegóły Cobalt chce Ci osobiście przekazać. Czy spełnisz jego życzenie i przybędziesz do Gidy?
- Zjeżdżaj, i daj mi się spakować. Pomyślę nad tym... WON!

*BALLADA ZAWIESZONA*

Ghost

Ghost

7.09.2004
Post ID: 9522

Ghost spojrzał po swoim pokoju. "Niezły mam tu bajzel." - pomyślał, po czym wstał z łóżka i otworzył szafę. Wyciągnął z niej kilka ubrań, a także Płaszcz Pogodowy, po czym wyjął z głębi schowka wielki młot, i położył go obok szafy. Grumbellgast zamyślił się, i zaczął rozmawiać sam ze sobą.
- Jakiś kretyn wysłał jeszcze głupszego czarownika do mnie, żeby mnie wysłać na jakąś zapewne samobójczą misję. To brzmi jak Standardowa Pułapka Dyżurnego Przeciwnika. Jaką mam pewność, że po przybyciu do tego całego Coma... Cobie... Cotal... gościa nikt nie odetnie mi głowy?
Ale musiał zaryzykować. Wolał to niż siedzenie w ukryciu. Czym prędzej podbiegł do kufra i wyjął z niego swój sprzęt - sztylet, bat oraz plecak z innymi niezbędnymi akcesoriami. Złodziej wziął czapkę ze stolika obok łóżka, i wyjrzał przez okno. Pod drzwiami do karczmy siedział patrol strażników. Kieszonkowiec zaklnął szpetnie, i szybko przytroczył bat do pasa, sztylet włożył do przegródki w plecaku, i podbiegł do szafy. Podniósł młot leżący obok niej, i zaczął walić nim o komodę. Usłyszał otwieranie drzwi i kroki po schodach. Rzucił młot w drzwi do pokoju, i wyskoczył przez okno. Wylądował nieco twardo na ziemi, po czym zdjął plecak i zaczął go gorączkowo przeszukiwać. Wyjął miksturę demonicznego ognia, i rozlał ją przed drzwiami do karczmy. Założył Płaszcz Pogodowy (który zmienił się w czarny, długi płaszcz, który idealnie chował nosiciela), wyciągnął z kieszeni zapałkę i zapalił ją o kamienną ścianę oberży, po czym oddalił się nieco, i rzucił nią w kałużę mikstury demonicznego ognia. "Plecak!" - pomyślał Grumbellgast po czym doskoczył do ściany karczmy, podniósł torbę ze swoim dorobkiem, i rzucił się jak najdalej od ognia.
- Hasta la pasta, dzieci! - powiedział ironicznie, podnosząc się z ziemi i spoglądając na płonący budynek. Pobiegł czym prędzej w stronę jednej z uliczek, i zniknął w mroku ogarniającym przesmyk między dwoma domami.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

11.09.2004
Post ID: 9523

- Chodź Heina, musze się spakować do wyjazdu.
- Nami...
- Co?
- Jesteś tego pewna, że chcesz tam jechać?
- Tak, jak zawsze z resztą.
- Ehhh... - to westchnięcie przyjaciółki zakończyło rozmowe.

Gdy obywdie kobiety dotarły do miasta rozdzieliły się. Heina poszła do stajni po konia dla Nami, elfka natomiat odwiedziła zbrojmistrza, ponieważ potrzebowała strzał do swojego łuku.
Po załatwieniu wszystkich spraw, udały się do domu.
- Nami....
- Proszę, cię Heina nie zaczynaj znów... nie zmienie decyzji, nawet jeżeli miałabym gdzieś zginąć, czy coś innego...
- Ale...
- Zresztą wiesz, że tak łatwo nie dam się zabić - Nami popatrzyła z błyskiem w oczach na przyjaciółkę. Heina znała dobrze to spojrzenie, nie miała co dyskutować i tak nic to nie da... W końcu znały się od urodzenia.
- Dzisiaj się spakuję a jutro z rana wyruszam w podróż - oznajmiła elfka na progu domu. Spoczeły na niej zdziwione spojrzenia domowników, ale nikt się nie odezwał, wszyscy wiedzieli, że ona i tak dopnie swego nawet gdyby zakazać jej tego, błagać, w czasie podróży próbować ją zawrócić.. to i tak nic by nie dało.
Nami weszła do swojego ukochanego pokoju. Wygrzebała z wielkiego kufra swoją torbę podróżną, lekką zbroję i kilka innych rzeczy potrzebnych w czasie wyprawy. Rzuciła to na łóżko. Ze ściany zdjęła lekki refleksyjny łuk oraz katanę - jedyny miecz, który się nie topił jej w rękach. [i:72d8bb759c]Co z tego, że jestem arcymagiem... zawsze się przyda zwykły oręż a, że umiem do tego nim dobrze władać to nie będzie mi przeszkadzał.[/i:72d8bb759c] Przyszykowała wszystko, żeby było gotowe do drogi jak wstanie o świcie i położyła się spać.

Ghost

Ghost

11.09.2004
Post ID: 9524

Grumbellgast wskoczył na dach jednego z budynków. Szybko przeanalizował sytuację w mieście. Wszyscy strażnicy i mieszkańcy zbiegli się do płonącej karczmy. To była odpowiednia pora na ucieczkę. Nagle usłyszał dziwny dźwięk, coś jakby brzęczenie. Odsunął kawałek płaszcza, i ujrzał swój sztylet. Nie świecił na czerwono. Błyszczał jasnym, niebieskim kolorem. Złodziej, zaciekawiony tym zjawiskiem, chwycił za sztylet i... zniknął.
Pojawił się za bramą miasta. Nie spodziewał się tego. Taka sytuacja zdarzyła mu się raz w życiu - gdy był na skraju śmierci podczas walki z koboldami. Trafił wtedy do miasta, całkowicie wyleczony. Kieszonkowiec zaczął sobie przypominać, jakby przez mgłę, czego wtedy chciał. "Chciałem wrócić do miasta..." - pomyślał. "A teraz chciałem się wymknąć stąd... Czyżby to teleportowało mnie w określone miejsca, gdy o tym myślę?". Spojrzał na sztylet. Nie świecił już. Złodziej czym prędzej pobiegł do lasu blisko miasta, i zniknął w mroku

Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

12.09.2004
Post ID: 9525

Nami jechała już od trzech godzin. Wiatr wiał jej we włosy i znowu czuła zapach przygody w powietrzu. Kiedy dojechała do szlaku handlowego z Tryk do Napelinu, jej uwagę zwrócił dziwny, cichy głos dochodzący z pobliskich krzaków. Zeszła z konia, wyciągnęła miecz i ostrożnie podeszła. Po chwili trzymała w rękach orcze dziecko.

Grumbellgast starał się podróżować omijając główne trakty. Był ścigany w wielu miastach, był ścigany wieloma listami gończymi. Na niektórych podobno była nawet cena za jego głowę, niestety nie wiedział na jaką sumę, ale z pewnością była spora. W pewnym momencie sztylet przybrał lekką barwę czerwenii. Grumbellgast odruchowo wspiął się na najbliższe drzewo, gdzie się przyczaił i czekał. Po 5 minutach zaraz pod nim zaczął przechodzić mały oddział Jaszczuroludzi. Rozbójnicy.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

12.09.2004
Post ID: 9526

- Heh mały i co ja mam z tobą zrobić? Oddam Cię w mieście - albo sprzedam... zobaczymy.

Zawinęła stworzonko w swoją bluzkę, przewiązała sobie przez klatkę piersiową i ruszyła w dalszą drogę.

Ghost

Ghost

12.09.2004
Post ID: 9527

"Kretyni... Są równie inteligentni co kanapka z wołowiną." - pomyślał Grumbellgast, spoglądając na oddział jaszczuroludzi. Schował sztylet, i wziął do ręki bat.
TRZASK!
Jeden z jaszczuroludzi zniknął z oddziału.
TRZASK! TRZASK!
Kolejnych dwóch straciło głowy, szukając pierwszego. Grumbellgast przytroczył bat do pasa, i chwycił się za gałąź. Zobaczył, że pod nim wisi małe gniazdo os. Skopał je z drzewa, zwracając uwagę rozbójników.
- AAAAAAAAJAAAAAA!! - krzyknął, po czym uwiesił się gałęzi i kopnął jednego z jaszczuroludzi w twarz. Puścił gałąź, lądując na kolejnym przeciwniku. Błyskawicznie wyjął sztylet, i przyłożył ostrze do gardła jaszczuroluda.
- Dobra... Zmiatać, mam waszego szefa, WON! - wycedził złodziej, odwracając się do pozostałych dwóch rozbójników. Nie posłuchali. I to był ich błąd.
Złodziej rzucił zakładnika w objęcia jaszczuroluda po prawej, szybko doskoczył do gniazda os, i rzucił nim w trójkę przeciwników. Kieszonkowiec ponownie, już trzeci raz tego wieczora, zniknął w mroku knieji.

Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

12.09.2004
Post ID: 9528

Nami kierowała się w stronę Napelinu. Za każdym gdy mijała jakiegoś podróżnika czy handlarza musiała się zatrzymać i opowiedzieć dlaczego jedzie z orczym dzieckiem. Strasznie to wydłużało podróż. Kilka osób ją ostrzegło przed mściwymi orkami, kilka osób starało się służyć jej dobrą radą mówiąc czym karmić malca bądź ile powinien spać. W samym Napelinie miała problemy ze znalezieniem miejsca. Karczmarze nie chcieli przyjąć pod dach elki z orczym dzieckiem. Jeden jednak zasugerował karczmę za bramami miasta "Rozbójnik". Faktycznie, znalazła tam pokój i czystą wodę, i pokarm. Znalazła jednak też okropne towarzystwo, które bardzo nie miło ją przywitało.
Leżąc w pokoju zasnęła. Po jakimś czasie obudził ją krzyk dziecka. Wzięła je na ręce i zeszła na dół, gdzie poprosiła karczmarza o mleko. Kiedy karczmarz wrócił z mlekiem, mały ork powiedział swoje pierwsze słowa: "mama".
Elfkę zatkało a karczmarz zaczął się śmiać. Kiedy przestał zapytał Nami.
- Jak mu dasz na imię?

Ghost podróżował przez las bardzo nie pewnie. Od czasu walki z jaszczurludźmi sztylet cały czas miał barwę lekkoczerwonawą. Próbował zatrzymywać się na dłuższe chwile, ale nic się nie działo, sztylet dalej świecił, pomimo braku zagrożenia. Mniej więcej po trzech godzinach zdałsobie sprawę z zagrożenia. o któym infornował go sztylet. Był śledzony. Jeden z reptilionów śledził go podczas gdy dwóch pozostałych musiało ruszyć po posiłki. Teraz otaczało go około 30 jaszczuroludzi, musiał szybko coś wymyśleć. Poddanie się teraz równało się śmierci. Nagle usłyszał w oddali śmiechy i dojrzał lekkie światło. W oddali w dolinie był rozbity jakiś obóz, mógł się tam schronić. Ale czy uda mu się tam cało dotrzeć?

Ghost

Ghost

12.09.2004
Post ID: 9529

Złodziej powoli, po cichutku wszedł do lasu, i upadł na ziemię. Zaczął się czołgać w stronę obozu. Usłyszał, że ktoś wchodzi do knieji. To był dobry znak. Grumbellgast wskoczył na drzewo. Usłyszały to jaszczuroludy. Kieszonkowiec nadal siedział na drzewie, wypatrując przeciwników. Pojawił się tylko jeden, a sztylet nie błyszczał, więc Grumbellgast był bezpieczny. Zlazł powoli z drzewa, i uderzył w głowę jaszczuroluda. Nie wyrządził mu dużej krzywdy, ale osiągnął swój cel - potwór zaczał go atakować. Złodziej nie bronił się zbytnio, bo nie o to chodziło. W końcu, gdy zarobił kilka szram na twarzy i jedno duże rozcięcie na ramieniu, kopnął jaszczuroluda w twarz, i rzucił się do obozu.
- Potwory... Jaszczury... Jestem ranny... POMÓŻCIE! - krzyknął do wartownika strzeżącego namiotów. Grumbellgast zaczął powoli tracić przytomność. Jak zdążył wywnioskować, zjawił się w obozie wędrownych paladynów. Zdał sobie sprawę, że ktoś go podnosi. Nagle, zrobiło się ciemno...

Grumbellgast obudził się. Rany były zaklejone plastrami, a ręka zabandażowana. Do namiotu ktoś wszedł.
- O, wreszcie się obudziłeś... Jaszczuroludami się nie przejmuj, nie żyją... Masz szczęście, że tu trafiłeś, naszym kapłanom udało się przywrócić cię do żywych.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

12.09.2004
Post ID: 9530

- Eeeee nie wiem, jak mu dać na imię... W ogóle nie jestem na coś takiego przygotowana... najchętniej bym tego dzieciaka oddała.
- Ale pani.. nie możesz go od tak sobie zostawić.
- Wiem... ale nie jest mi on na rękę... mam zadanie do wykonania. A, że go mam przy sobie to różne stworzenia dziwnie na mnie patrzą... Wiesz gdzie mogę go oddać?
- Tak pani, jest targ niewolników niedaleko z tąd. Ale nie wiem czy to dobry pomysł - on jest za mały, umrzę w niedługim czasie.
- Jeszcze przemyślę swoją decyzję. Na razie dam mu imię: Volk. Zobaczymy co z tego będzie. Na razie poprosze mleko i śniadanie dla mnie.

Lobo

Lobo

16.09.2004
Post ID: 9531

"I znowu przyszło mi przemieżać samotnie swiat" pomyślał Lobo po czym wzruszył ramionami i przystapił do pakowania swych manatek. Po jakiejś godzinie był już w drodze. Puszcza dziwnie się kończyła. Zaraz na jej skraju zaczęły się piaski, a dalej była tylko Pustynia Rhad. Gorące pustynne słońce paliło jego machoniową, nieprzystosowaną do tych warunków skórę a zapas wody pitnej niebezpiecznie sie uszczuplał.

Życie na pustyni jest ciężkie, lecz co nieraz bywa gorsze jest także nudne. Sekundy wydłużają się w minuty, minuty stają sie godzinami. Podróż Loba przebiegała spokojnie i chyba najwiękrzym niebezpieczeństwem z jakim musiał sie po drodze zmierzyć był pustynny skorpion, który wślizgnął sie do jego butów, gdy on spał. Reszta drogi była spokojna. Zbyt spokojna jak stwierdził Lobo. Te strony słynęły z częstych ataków band rozbójników napadających podróżnych i kupców, lecz odkąd Lobo wszedł na pustynię nie widział żywej duszy.
Lobo zaczął się niepokoić.

Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

16.09.2004
Post ID: 9532

Po krótkiej rozmowie Grumbellgast dowiedział się, że przez jakiś czas może bezpiecznie podróżować z paladynami, albowiem podróżują do Zerahii - miasta leżącego po drodze do Gidy. Podróżując jednak z paladynami dużo by zaryzykował. Jeśli zostanie gdzieś rozpoznany, nie ujdzie z życiem. Postanowił...

Nami wsiadała z powrotem na konia aby ruszyć w dalszą drogę do stolicy. Kiedy już była na koniu, podszedł do niej karczmarz.
- Poczekaj pani. Mam propozycję dla Ciebie co do Volk'a.
- Słucham.
- Poza targiem niewolników, mamy tutaj również szkołę gladiatorów. Szkołę prowadzi bardzo bogaty człowiek o imieniu Roland. Bardzo prawdopodobne jest, że przyjmie od Ciebie orka i będzie go szkolił na swoją kolejną maskotkę. Co prawda treningi są tam ciężkie, ale Roland w miarę przyzwoicie dba o swoich podopiecznych. Gdybys się zdecydowała jego zameczek znajduje się, o tam na, na tym pagórku.

Lobo miał powody do niepokoju. Nie widział już nawet skorpionów czy jaszczurek pustynnych. Żadnych oznak życia. Zaczął się zastanawiać czy przypadkiem się nie zgubił. Wtem ziemia pod nim się zapadła. Miał szczęście, że mu się nic nie stało, gdyż spadł ze sporej wysokości. Oczy moemntalnie przyzwyczaiły się do mroku. Znajdował się w jakimś tunelu. Nie zastanawiając się długo wybrał jeden kierunek i zaczął iść. Musiał znaleźć jakieś wyjście. Po dwóch godzinach marszu tunelem, zobaczył światło, jednak nie słoneczne. W dali była grota, przy ognisku siedziało 5 ludzi. Byli to rozbójnicy z tych okolic. Za nimi dostrzegł dalszą część korytarza i lekkie światło, chyba słoneczne. Wyjście z tunelu.

Ghost

Ghost

16.09.2004
Post ID: 9533

Grumbellgast postanowił opuścić paladynów.
- Nie musisz nas opuszczać. - rzekł dowódca karawany, Armar.
- Bo? - odrzekł ironicznie złodziej, zakładając plecak na ramię.
- Bo wiemy, że jesteś ścigany. I wiemy też o twoich wielu bohaterskich czynach. A że ktoś nie potrafi przymykać oka na drobne, leżące w cieniu dobra występki, to już jego sprawa.
- Ale... Skąd, do cholery, wiecie?
- To ty wsparłeś sumą dziesięciu tysięcy sztuk złota sierociniec, kościół, okradłeś pławiącego się w bogactwie polityka, który miał układy z mordercami. To ty ocaliłeś kilka wiosek przed najazdami orków i koboldów.
Złodziej spojrzał w oczy paladynowi. Nie pamiętał dobrze tych rzeczy. Niknęły w świadomości, że jest ścigany i co krok może umrzeć.
- Ktoś, kto pomaga ludziom, nie może być zły. - powiedział Armar. - Zostajesz?
Paladyn spojrzał na złodzieja. Grumbellgast odłożył plecak.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

16.09.2004
Post ID: 9534

Nami postanowiła zajrzeć do tej szkoły gladiatórów. Podziękowała karczmarzowi za radę i udała się we wskazanym przez niego kierunku.
Po chwili dotarła do dużego zamku. [i:25cabefa21]heh ten to musi mieć dużo złota..[/i:25cabefa21]
- No Volk, to chyba będzie twój nowy dom - stwierdziła po chwili namysłu.
Brama była otwarta, dopiero gdy wjechała na dziedzinieć zauważyła strażników z kuszami.
- Chcę się widzieć z Ronaldem, mam dla niego propozycję - oznajmiła. Jeden z wartowników szybko zbiegł po schodach i wszedł w pierwsze drzwi, które napotkał po drodze. Po kilku minutach ze zdobionego portala wyszedł dość młody mężczyzna w bogatej szacie.
- Witaj, jestem Ronald, strażnik powiedział, że masz dla mnie propozycję.
- Witaj, ja mam na imię Nami... moglibyśmy porozmawiać we wnątrz?
- Oczywiście, prosze chodź za mną.
Nami zeszła z konia, stajenny w chwilę późnej już karmił i szczotkował piękną sierść jej hebanowego rumaka.
Gdy weszli do środka jej oczom ukazała się piękna sala wyłożona całkowicie ceramiką.
- Zapraszam do następnej sali. Jaką masz do mnie sprawę?
- Chciałam Ci oddać pod opiekę tego oto orka - mówiąc to pokazała mu zawiniątko z Volk'iem.
- Hmmm to jeszcze dziecko... jesteś tego pewna?
- Tak, jak najbardziej, on mi tylko przeszkadza w podróży a przede mną jeszcze daleka droga do celu.
- Dobrze, jak uważasz. - Zawołał służbe, który wziął od niej Volk'a.
- Żegnaj mały, może się kiedyś jeszcze spotkamy. A tak poza tym ma na imię Volk. Dziękuje za zdjęcie brzemienia ze mnie.
- Ależ nie ma za co, jesteś głodna, chciałabyś się czegoś napić?
- Nie dziękuje, jestem po śniadaniu. Zresztą daleka droga przede mną, im szybciej wyrusze w droge tym lepiej.
- Więc bywaj i szerokiej drogi. Jeżeli będziesz tędy kiedyś przejeżdzała zapraszam serdecznie. Zajrzyj jak Volk dorasta.
- Z miłą chęcią was odwiedze za jakiś czas. Żegnaj.
Z tymi słowy wyszła z zamku, zawołała stajennego, który przyprowadził jej konia i ruszyła w dalszą drogę.

Lobo

Lobo

18.09.2004
Post ID: 9535

Zatrzymał się na chwilę aby przemyśleć sytuację. Z jego obserwacji wynikło, że miał przed sobą pięciu rosłych i bez wątpienia dobrze uzbrojonych rozbójników a to za wiele nawet dla niego. Po krótkim namyśle postanowił spróbować swego szczęścia i w jakiś sposób przekraść się za ich plecami. Sięgnął po leżący u jego stóp kamień, podrzucił kilka razy w dłoni aby wyczuć jego wagę i ostrożnie rzucił trafiając jednego z nich w głowę. Reakcja była natychmiastowa. Cała grupa w jednej chwili podniosła się, aby już w następnej biec co sił w nogach w poszukiwaniu źródła niespodziewanego pocisku. Lobo przykleił się plecami do ściany i zamknął oczy nie chcąc aby ich blask zdradzał jego położenie. Czarne kimono i mahoniowa barwa jego skóry doskonale ukryły jego obecność przed sześcioma parami oczu. Napastnicy przebiegli obok nie zauważając nawet jego obecności i pognali dalej korytarzem. Przy ognisku pozostał jeden strażnik. Nie powinien być wielką przeszkodą - pomyślał Lobo i wysunął sztylet z cholewy. Nim bandyta dostrzegł zbliżające się do jego gardła ostrze było już za późno. Lobo podniósł sztylet wycierając go uprzednio w ubranie swej ofiary i włożył na swoje miejsce. Ruszył nieco już pewniej w stronę światła...

Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

19.09.2004
Post ID: 9536

I tak Grumbellgast spokojnie dotarł do Zerahii. Tam Paladyni zaopatrzyli go w prowiant na dalszą drogę oraz konia. Poznawszy cel podróży złodzieja dali mu również dokumenty pozwalające na bezproblemowe dotarcie do stolicy i poruszanie się w niej, aż do czadu kiedy stanie przed Cobaltem. Dlatego też podróż Grumbellgasta znacznie się skróciła. Jako pierwszy z grupy dotarł do stolicy.
Gida była największym miastem w całym Imperium Kinugów. Złodziej nie mógł wyjść z zachwytu kiedy wjeżdżał do miasta. Postanowił udać się od razu do Pałacu Cobalta. Tam został przywitany z wszelkimi honorami. Przeproszono go jednak i poinformowano, że na spotkanie z Cobaltem musi poczekać, aż dotrze reszta członków drużyny. Jednocześnie zasugerowano mu zwiedzanie miasta.
Zdziwiony Grumbellgast, że ma być jakaś drużyna udał się za służącym do komnaty, którą mu przydzielono.

Nami bez Volka mogła pośpieszyć swojego konia. Chciała jak najszybciej dotrzeć do Gidy, a po drodze już wymyślała sobie, co to za misje ma dla niej Cobalt. Kiedy dostrzegła pierwsze wieże stolicy, w końską szyję trafił bełt (zabijając go na miejscu). Koń upadł, a noga Nami zostawała pod jego ciałem. Po chwili pojawili się też sprawcy tego zdarzenia. Dwóch ludzi (jeden z kuszą) i minotaur.
- Hahahaha... patrzcie, patrzcie... Jaki ptaszek nam się trafił.
- Będzie dużo warta na targu niewolników.

Lobo właśnie wyszedł z groty, kiedy usłyszał za sobą wściekłe krzyki rozbójników. Znalawszy ciało swojego kolegi, biegli już wściekli w jego kierunku. Lobo pośpiesznie się rozejrzał. Znajdował się wśród jakiś wzgórz, po lewej, za wzgórzem, widział pustynię. A na wprost, za dużą polaną las. Miał dwa wyjścia. Albo na pustynie i schować się w piaskach, albo do lasu. Tak czy owak, zostanie zauważony podczas ucieczki.

Ghost

Ghost

19.09.2004
Post ID: 9537

- Drużyna? Genialnie... Jakiś mag, co się na niczym nie zna, kiepski wojownik i pluszowy miś? Super. - powiedział do siebie Grumbellgast, kładąc pusty plecak obok łóżka i wyszedł z pokoju.
Zobaczył dowódcę prywatnej armii Cobalta, i zagadał do niego.
- Przepraszam pana... Eee, nie wie pan, jaki ma być skład drużyny, o którą poprosił imć Cobalt nie licząc mnie? - zapytał złodziej.
- Cóż, moja wiedza na ten temat jest dosyć ograniczona, ale mówił coś o "uniwersalnej trójce" i "Niebiańskich Ostrzach". Z doświadczenia wiem, że prawdopodobnie chodzi o wojownika, maga, i złodzieja. - odpowiedział dowódca.
Grumbellgast podziękował, i wybrał się na przechadzkę po mieście. Dziwił go skład drużyny, tylko trzy osoby. Zazwyczaj spotykał się z liczącymi po kilkanaście osób zespołami, które były cholernie niezgrane i bezużyteczne. Takie spokojne podejście do sprawy było bardzo inteligentne - mało osób, prawdodobnie dobra współpraca i małe koszty. A także szansa, że każdy z trójki będzie wyśmienity w swojej specjalizacji. "Wyśmienity w swojej specjalizacji..." - pomyślał kieszonkowiec i uśmiechnął się, po czym ruszył do krawca sprawić sobie jakieś nowe ciuchy. Dokumenty od paladynów znacznie ułatwiły mu podróż, potrzebował jeszcze jakichś wykwintnych ubrań.

Nami

Mistrzyni Zagadek Nami

20.09.2004
Post ID: 9538

- Jaki ptaszek? Ja żadnego w okolicy nie widzę... może dlatego, że je wszystkie wystraszyliście...
- No patrz, jeszcze pyskata
- Ale ładna... będzie za nią dużo złota - Minotaur obszedł przygniecioną Nami dokoła... ha i ma miecz i łuk za to też trochę pieniędzy będzie.
- Co niby ze mną zrobicie? - zapytała Nami z błyskiem w oczach, bo w głowie rodził już się jej plan.
- Oczywiście sprzedamy.. tylko nie wiemy jeszcze gdzie, ale raczej w stolicy bo będzie największy zysk.
- Taaaa, bardzo ciekawe plany, ale najpierw w sumie moglibyście mnie z pod konia wyciągnąć...
- No w sumie fakt, zapomnieliśmy...
[i:7b81bee55b]Heh.. zero inteligencji.. będzie ich łatwo załatwić.[/i:7b81bee55b]

Dwóch ludzi (ten z kuszą przewiesił sobie ją przez ramie) podniosło konia a minotaur wyciągnął Nami z pod martwego ciała. Zabrali jej oręż, a ręce skrępowali sznurem. Pozwoliła na to wszystko bo czekała na odpowiednia sytuację.
- Ile jest do stolicy? - zapytała z udawanym sarkazmem
- Z pół słońca będzie... a co?
- Pytam, bo chce wiedzieć, ile czasu będę musiała iść..
- No niestety... pochodzisz sobie trochę królewno, która straciła konika
- Tak dla Twojej wiadomości to nie płynie we mnie błękitna krew... możemy już iść? Nuży mnie ta rozmowa.

Rabusie zabrali wszystko co koń miał w jukach i ciągnąć za sobą Nami ruszyli ku Stolicy.
Po kilku godzinach nudnej wędrówki (mało inteligentni ludzie i nie tylko, mówili co zrobią z uzyskanym złotem za nią i za jej ekwipunek.. Po dwóch godzinach chciało jej się wymiotować jak tylko słyszała ich głosy) postanowili się zatrzymać na odpoczynek. W pobliżu nie było żadnej gospody więc rozbili obóz w lesie.
Nami "zasnęła" jako pierwsza - tak naprawdę przeszła w stan letargu, który dla zwykłego człowieka i innej istoty rozumnej wygląda jak sen - tylko wszystkie odmiany elfów umieją to rozpoznać. Na straży pozostał minotaur, a dwóch ludzi położyło się w małej odległości od zakładniczki.
Gdy była pewna, że "opiekunowie" posnęli przekręciła się na prawy bok, przed nią spał człowiek z kuszą. W myślach utworzyła znak wewnętrznego spalenia z opóźnioną reakcją i lekkim chuchnięciem spłynął on na usta kusznika. Tak samo uczyniła gdy odwróciła się w drugą stronę.
[i:7b81bee55b]No to został jeszcze minotaur.[/i:7b81bee55b] Zaczęła kaszleć, ludzie się nie obudzili, ale pół zwierzę zareagowało.
- Czego chcesz?
- Wody, nie piłam przez całą drogę...
- No dobra... - wstał i przyłożył jej bukłak z wodą do ust. Zanim jednak to uczynił ona stworzyła kolejne zaklęcie w myślach, a gdy już miała manierkę przy ustach zesłała je do wody.
- Dzięki... bardzo chciało mi się pić.
[i:7b81bee55b]No to teraz czekamy...[/i:7b81bee55b] Zasnęła z tą myślą w głowie.

Gdy się obudziła z minotaura pozostała kupka popiołu... ludzie jeszcze nie wstali, więc obudziła ich swoim krzykiem. W tym samym momencie zostało aktywowane zaklęcie i obydwaj obrócili się w proch.
Nami spaliła więzy na swoich rękach, zabrała swoje rzeczy i ruszyła w dalszą drogę.
[i:7b81bee55b]Z tego co mówiły te głupki zostało mi zaledwie ze trzy godziny wędrówki... no to idziemy...[/i:7b81bee55b]

Lobo

Lobo

24.09.2004
Post ID: 9539

Lobo rozejzał sie wokół. Góry lub las, to były jedyne możliwości uieczki. Wybrał las. Biegł co sił w nogach słysząc za sobą wrzaski ścigających go zbirów. Dobiegł do pierwszego drzewa i szybko wspiął sie na nie po czym wykorzystując swoją wielką zwinność rozkołysał się na jednej z gałęzi przeskakując na następną. W ten sposób dotarł do samego serca lasu mając nadzieję, że wykiwał pościg. Mylił się. Spojżał w dół a jego oczom ukazało się czterech zbójców stojących wokół jego drzewa dzierżąc w dłoniach pochodnie.

- Chyba na prawdę nie sądziłeś, że sie nam wywiniesz, mroczny? - zadrwił jeden z nich.

Po chwili poczuł krztuszący dym wydobywający się z płonacego drzewa na którym właśnie siedział. Pod nim banda oprychów śmiała się czekając na swoją zdobycz. Lobo nie miał najmniejszej ochoty dać im tej przyjemności. Niewiele myśląc zeskoczył z drzewa powalając jednego z napastników podniósł się natychmiast i silnym kopniakiem wyeliminował kolejnego. Pozostali dwaj gdy zorientowali sie co się dzieje od razu sięgnęli po szable i odwrócili sie w strone Loba.

- Chodź do mnie elfie, posmakuj mojej stali - wrzasnął stojący z przodu nie zwracając nawet uwagi na śmierć towarzyszy i uśmiechnął sie paskudnie.

Szczęśliwie kilkanascie elomów, które spędzili na ćwiczeniach nie mogły dorównać czasowi, który Lobo spedził z mieczem jeszcze w swojej ojczyźnie. Pierwszego powalił jeszcze w bieu celnym pchnięciem ukrytego pod płaszczem wakizaschi. Ostatni zdołał trafić Loba dwukrotnie, lecz jego ciosy nie miały wystarczajacej siły ani finezji aby wyżądzić mu jakies więkrze szkody. Czego nie można było powiedzieć o ataku Loba, który przeszył adwersarza na wylot. Uklęknął, wytarł ostrza mieczy i ruszył w dalszą drogę nie odwracając sie za siebie.

Mr. Rabbit

Mr. Rabbit

26.09.2004
Post ID: 9540

Grumbellgast po sprawieniu sobie nowych ubrań, postanowił zajrzeć do miejskiej biblioteki. Przwódca straży podał dziwną nazwę, która już się chyba złodziejowi kiedyś obiła o uszy i postanowił to sprawdzić. "Niebiańskie Ostrza", tak ta nazwa była już mu znana. Jak na "wyśmienitego w swojej specjalizacji" złodzieja, Grumbellgast spędził w bibliotece ponad 8 godzin, bez jedzenia i bez picia, wertując tylko książki i szukając informacji. W końcu udało mu się. W Księdze pod tytułem "Mity o portalach" natrafił na fragment mówiący o portalu do świata istot równie potężnych, albo potężniejszych niż smoki, kluczem do tego portalu miały być "Niebiańskie Ostrza".
- Bingo!
Krzyknął na całą czytelnię zadowolony z siebie kieszonkowiec, po czym trochę speszony wzrokiem innych czytelników powrócił do czytania. [i:c88d72feeb]Niebiańskie Ostrza[/i:c88d72feeb] są to cztery miecze, których historia jest równie tajemnicza co metal z którego zostały utworzone. Według tej historii miecze te po położeniu w odpowiednim miejscu i wyrecytowaniu formułki z zaklęciem otwierały portal do świata, który przed tysiącami elomów odciął się od tego, w którym aktualnie się znajdujemy. Istoty, które miały się opiekować ludami i rasami żyjącymi na świecie, stwierdziły, że nie są w stanie kontrolować tak głupich stworzeń. Jednocześnie wspominana jest siła jaką miały te stworzenia i fakt, że były one niezwykle uczynne i dobre.
Grumbellgast zaczął się zastanawiać. Czyżby Cobalt odnalazł miejsce i formułkę otwierającą portal... Postanowił na razie wrócić do pałacu i poczekać na resztę informacji. Zapowiadało się ciekawie, bardzo ciekawie...

Nami w końcu dotarła do stolicy, po drodze straciła konia i prawie cały ekwipunek, gdyż co innego ekwipunek na koniu a co innego nieść go samemu. Miasto było ogromne. Na całę szczęście już od bramy widziała szczyty pałacu, więc dotarcie do niego nie zajęło jej dużo czasu. W samym pałacu poinformowano ją, że jeden z jej towarzyszy już przybył. Bardzo chciała go poznać, ale najpierw postanowiła się doprowadzić do porządku. Zaprowadzono ją do jej komnaty, gdzie się wykąpała, przebrała i zdrzemnęła. Po przebudzeniu postanowiła odwiedzić ów osobę, z którą miała iść na wyprawę. Pierwsze wrażenia nie należały do miłych. Grumbellgast zjechał ją z góry na dół, że weszła zanim on krzyknął 'wejść'. Potem jednak, gdy już wyjaśnili sobie co i jak opowiedział jej, czego zdążył się dowiedzieć o celu ich wyprawy.

Lobo jako ostatni dołączył do drużyny. Jego pojawienie się najbardziej chyba zdziwiło Grumbellagasta. Jednocześnie ponownie przyznał ponownie, iż 'Władca, który wybiera taką drużynę, musi mieć łeb na karku.' Po krótce również Lobowi opowiedział, to czego udało mu się dowiedzieć w bibliotece.

Po kilku godzinach zostali również zaproszeni przed oblicze Władcy. Rozmowa była na prawdę długa. Trwała około 3 godzin. Poza tym czego dowiedział się złodziej z biblioteki zostali poinformowani o następujących faktach.

Najważniejsze, czyli skłąd drużyny: różnił się nieco od tego czego się spodziewali. Drużyna miała się bowiem składać z czterech osób, a nie jak początkowo myśleli z trzech. Czwartą osobą był biorący również w dyskusji Eru, który za doradztwem Fueka Arcymaga, a zarazem głównego Maga w Gildii Magów Gidy dołączył do drużyny. Głównym jego zadaniem miało być wysyłanie co 10 godzin raportów do Fueka z wyprawy. Oczywiście miał rónież w miarę możliwości pomagać drużynie.

Kolejną bardzo ważną wiadomością, było położenie 3 z 4 mieczy. Pierwszy z mieczy znjdował na zachód od stolicy.

Gdzieś w Górach Izbyjskich żyło plemię barbarzyńców, które miało za wodza nie jakiego Ghurtha. Wszystkie zdobyte informacje wskazywały na to, że jest on właśnie w posiadaniu jednego z mieczy.

Drugi miecz znajduje się jeszcze dalej na zachód znajduje się pustynia Ghork. Zyje tam pustelnik, który zwie się identycznie jak pustynia. Nie wiadomo która nazwa była pierwsza. Mówi się, że tak długo jak znają ludy pustynię tak długo mieszka tam ten pustelnik. Właśnie on podobno jest w posiadaniu drugiego miecza.

Trzeci miecz znajduje się na południowy wschód od pustyni. Na Morzu Khurdów znajduje się wyspa o dziwnej nazwie Mundumunga. Gdzieś na tej wyspie podobno znajduje się kobieta o wielkiej potędze. Potęgę tą zapewniła sobie podobno dzięki wspaniałemu mieczowi. Bardzo prawdopodobne jest, że ten miecz właśnie jest kolejnym Niebiańskim mieczem.

O czwartym mieczu, niestety nic nie wiadomo. Na koniec wyrażono tylko nadzieję, że może uda się zdobyć jakieś informacje o jego przebywaniu podczas podróży.

Drużyna w czwórkę w końcu opuściła pokój rozmów. Już przed drzwiami zaczęła się dyskusja.