Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Gildia Alchemików"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Gildia Alchemików
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Bychu

Bychu

27.08.2012
Post ID: 70779

-Przenieśmy osłonę z Przyb(ó)dówki na Gildię – zaproponował Irydus.
-Dobry pomysł – rozpromieniła się Liliana.
-Ale... – zaczął Silveres.
-Zgadzam się – wtrąciła Silvia.
-Zaraz! – wrzasnął Silveres – nie przerywaj mi, siostro. Irydus, Liliana, pod ścianę, natychmiast!
-Dobrze się czujesz? – zapytała Hayveene elfa.
-Tak – odparł złodziej czasu – czy wy tego nie widzicie!? Irydus jest zahipnotyzwoany, a Liliana została opętana
-Nie rozkojarzcie się – Hayven rzekł do dziewiarek.
-Ty też? – Silveres zrobił wielkie oczy.
-Ile godzin zostało do wschodu księżyca -zapytał Bychu, trzymając stronę Silveresa.
Uff... Bychu skumał – pomyślał złodziej czasu.
-Około 3 -odparła Bysia.
-Bez urazy Liliano, ale musimy cię zamknąć na noc samą, to dla dobra nas wszystkich -rzekł Bychu, który już wytrzeźwiał.
-Ona ma rację -rzekła zasmucona Silvia- jeśli będziemy przy Twojej przemianie, niewątpliwie coś nam się stanie, a z naszej misji nic nie wyjdzie. Hayven przytaknął, dając Silveresowi do zrozumienia, że oparł się hipnozie, jeszcze w lesie, na wzniesieniu.
-Eh, dobrze, ale proszę was, nie zostawiajcie mnie samej i wróćcie po mnie -rzekła zasmucona Liliana.
-Czyżby coś knuła? – dumał Silveres.
-Dobrze, czyli wiemy co zrobić z wilkołaczką, lecz wciąż zmierzają tu wściekłe kompostowniki i pozostał nam Irydus -powiedział Hayven. A Irydus czmychnął od uchwytu Hayvena i pochwycił medalion.
- Gdzie tak prędko, Irydusie – pochwycił go w ramiona Skamieniały Pień – nie dołączysz do Liliany, tego możesz być pewien – powiedz nam, odważny elfie, dlaczego zabrałeś Architecti medalion i przymocowałeś do niego tajemniczy kamień? – tym pytaniem rozkojarzył dziewiarki, które otworzyły usta z przeżytego szoku.
-Gadaj, jeśli ci życie miłe -rzekła Hayveene.
- Hiahiahia! – Irydus zaczął się okropnie śmiać.
-Ty bezduszniku! – Architecti uderzyła go otwartą dłonią w policzek.
-C-co się s-stało? – zaczynał się budzić z hiponozy – a nic, nic, wracaj do pracy – walczył z oponentem wewnątrz swojego umysłu.
-Gadaj! Gadaj! – powtarzały dziewiarki razem z innymi uczestnikami tej walki.
-Chcę odzyskać ciało. Zamknij się! Medalion ma właściwości uzdrawiające. Pozostałości naszych ciał leżą w lesie. A masz, gadulcu! – Irydus sam się uderzył w twarz, po czym stracił przytomność.

Selina

Selina

27.08.2012
Post ID: 70780

- O Mahadevo, on nie żyje! - krzyknęła Selina i natychmiast podbiegła do nieprzytomnego elfa.
- Gdzie tam nie żyje, tylko leży. A my mamy ważniejsze sprawy na głowie niż użalanie się nad nim. - mruknął Hayven. - Jakbyś nie usłyszała, golemy się tu zbliżają.
- No ale co mogę zrobić? Jedynie uciekać... A Irudys przecież może mieć jakieś waaaażne informacje, które utrzymają nas przy życiu. Wolałabym jednak go obudzić... - ledwo zdążyła skończyć zdanie, a ciało elfa zaczęło się trząść i poruszać. - Czy on...tańczy?
- Nie, głupia, to raczej padaczka. - wtrąciła jedna z dziewiarek. Selina popatrzyła na nią i pomyślała, że ma ogromnego farta, nie posiadając takiej siostry.
- Tak, padaczka. Jeszcze coś! To pewno tamten mag, co siedzi w jego umyśle. Próbuje uciec, czy co?

Słońce znajdowało się coraj bliżej horyzontu. Wszyscy niepokoili się bardzo, tym gorzej, że nie do końca wiedzieli, co czynić.

- Ktoś musi zostać z Lilianą, przywiązać ją i pilnować, żeby nie uciekła. Bo sama z pewnością da sobie radę ze sznurkiem. Kogo proponujecie?

Architectus

Architectus

28.08.2012
Post ID: 70788

Irydia podłożyła koc pod głowę swojego brata. Zebrani wahali się, co czynić, wtem nagle ktoś pięć razy głośno zapukał do drzwi.
- Oho, w samą porę. Ja pójdę - zgłosił się Skamieniały Pień, chwytając Lilianę za ramię - chodźmy, moja droga. Bywajcie - oboje udali się do tylnego wyjścia. Silveres podszedł do głównych drzwi i otworzył je szeroko, by wpuścić do środka dwóch rosłych mężczyzn w strojach polowych, po czym leniwie zaczął z nimi rozmawiać:
- No, powiedzcie, kogo dopadliście z Watahy, hm? I gdzie schowaliście swoje biogolemowe zbroje? Leżą na ganku? - ziewnął złodziej czasu. Mężczyźni spojrzeli zdziwieni po sobie.

- Yyy... Przywieźliśmy dostawę ziół - odparł wyższy z nich, drapiąc się po głowie. Jeden z alchemików siedzących na krześle nagle wstał i klasnął w dłonie. Poprosił ich o wniesienie czterech drewnianych skrzynek z intensywnie pachnącą zawartością. Zapłacił posłańcom, wyszedł zobaczyć na zewnątrz, czy nie zbliżają się jakieś potwory, a następnie wrócił i zaczął zamykać za sobą drzwi, śmiejąc się do siebie.
- Ha-ha-ha, amatorzy... - stwierdził, jednak 'nie było mu pisane' zamknąć drzwi, ponieważ jakaś siła szarpnęła za zewnętrzną klamkę i pociągnęła alchemika razem z drzwiami za próg. Zebrani zobaczyli ziemio-przybudówkowego biogolema trzymającego klamkę. Architectus gestem pokazał Silveresowi, by razem z nim odciągnął nieumarłych magów od pozostałych, a następnie rzucił się na biogolema z pięściami. Silveres wyciągnął swoje sztylety i dołączył do górskiego gnolla. Elf ciął sztyletem podwójnego bogolema w rękę, ale ten nie chciał puścić alchemika. Archi odbił się od niego, a następnie dostrzegł drugiego z nich tuż obok. Krzyknął do pozostałych, że są tylko dwa biogolemy i brakuje ożywieńca. Hayven zauważył małą mysz uciekającą od hałasu i przytomnie rzucił podmuch ognia, który odparował biogolema. Była szansa, że duch maga przeniesie się do myszy. Wtedy wszyscy usłyszeli krzyk furbolga.

Silveres

Silveres

28.08.2012
Post ID: 70789

Silveres odwrócił się w stronę krzyczącego furbolga i momentalnie zdał sobie sprawę, że popełnił błąd. Świst powietrza, mocarne ramię biogolema opadło wprost na elfa, który już przeklinał swoją głupotę, posyłając go na ścianę, wykluczając przy okazji na jakiś czas z dalszych wydarzeń.
-Jak zwykle ja muszę wszystko robić - powiedziała Silvia zabierając bratu jeden ze sztyletów i miecz. Ignorując zdziwione spojrzenia dziewiarek odwróciła się w stronę furbolga i z przerażeniem stwierdziła, że Liliana zniknęła a słońce już zaczęło się chować za horyzontem.
-Zapowiada się nieźle - mruknął Bychu ściskając kurczowo swoją kosę.

Silveres

Silveres

9.09.2012
Post ID: 70984

Nagle jakaś niewidzialna siła zabrała Hayvena z Gildii. Mag krzyknął tylko, gdy przelatywał między golemami, i zniknął gdzieś w przestworzach.
Silvia i Architectus, korzystając z chwilowej nieuwagi przeciwników, skoczyli w stronę mniejszego z golemów, jednak golem był na to przygotowany, machnął tylko łapą i elfka poleciała prosto na przeciwległą ścianę, robiąc w niej dziurę, jak po kuli armatniej. Lecz golem nie zdążył odparować drugiego napastnika i sześciostopowy gnoll wywrócił go na plecy, przygwożdżając tym samym do ziemi.

Selina, dotychczas obserwująca wszystko z bezpiecznej odległości, wzięła do ręki butelkę i, upewniwszy się zawczasu, że jest ona pusta, rozbiła ją na głowie, nieprzytomnego wciąż, Silveresa. Elf momentalnie się przebudził, idąc za instynktem, podniósł swój sztylet i skoczył na równe nogi, gotów do odparcia ewentualnego ataku.
- Gdzie Silvia? - spytał Seline, gdy już przypomniał sobie, co się stało.
- Tam, ale.. - elf nie dał jej dokończyć, gdy tylko wskazała dziurę w ścianie, wskoczył w nią, gotów ratować siostrę.

Tymczasem Bychu zmagał się z Skamieniałym Pniem. Furbolgowi udało się pozbawić hodowcę kosy, która to leżała kilka metrów dalej, cała połamana. Bez jej pomocy, oczywistym było, że trener komarów nie ma wielkich szans w starciu z masywniejszym i znacznie silniejszym przeciwnikiem. Gdy było już prawie pewne, że Bychu zostanie pokonany, w stronę walczących skoczyła mała, czarna kotka, która to w połowie drogi, zmieniła się w wielkiego kotołaka. Wykazując się niezwykłą, nawet jak na kota, zwinnością, przygwoździła Skamieniałego Pnia do ziemi.
W tym samym czasie, Bychu zdążył, nie wiadomo skąd, wyciągnąć drugą kosę i przyjąć postawę obronną.

Nagle Irydus, leżący do tej pory, jakby bez życia, poderwał się i zaczął szukać magicznego Kamienia - bezpośredniej przyczyny wszystkich problemów. Gdy wreszcie wymacał go rękami, zerwał się na równe nogi i rzucił nim prosto w czaszkę większego z golemów, który jeszcze przed chwilą, starał się pochwycić przelatującego obok maga.
Kamień wszedł w, zdaje się niezniszczalnego, golema jak w masło i utknął głęboko w czaszce. Nastąpiła seria trzaśnięć i grzmotów, zakończona trzęsieniem ziemi. Oba golemy rozsypały się, a dusze, dwóch z trzech, magów wessał kamień.
- Dobra robota - pochwalił Irydusa, Architectus - Ale co zrobimy z Skamieniałym Pniem? Wciąż jest opętany...
- Zawsze możemy... - zaczął Bychu ale nie mógł dokończyć, bo furbolg powalił Arise, wyrwał Irydusowi Kamień i wyskoczył przez dziurę w ścianie, wpadając prosto na Silveresa próbującego ocucić siostrę. Skamieniały Pień podniósł elfa i rzucił nim jak szmacianą lalką, prosto w drzewo. Już miał zająć się Silvią, gdy tak nagle jak uprzednio zniknął, tak się pojawił, nie kto inny jak Hayven, lądując właśnie na furbolgu.
- Gdzieś Ty zniknął?! - denerwował się Silveres.
- Cóż... Chyba... Właśnie zostałem Oberżystą... - westchnął Hayven.
Irydus, Seilna, Architectus, Arisa i Dziewiarki zgromadzili się nad nieprzytomnym furbolgiem, zastanawiając się co dalej robić, gdy dobiegło ich, mrożące krew w żyłach, wycie.
- Prawie jak ryk głodnego Cthulhu - spiął się Irydus.
- To nie to... - wtrącił Architectus - Gdzieś już to słyszałem. To musi być Liliana!
Jak na zawołanie, żądna krwi, Liliana wyskoczyła z zarośli, gdy Arisa, ciągle jeszcze będąca pod postacią kotołaka, skoczyła prosto na nią. Walka trwała mniej niż kilka sekund, jednak zwycięsko wyszedł z niej nie kto inny, jak kotołak. Liliana zaś, mocno poraniona, odbiegła w stronę lasu.
- Zostaw. Przeżyje - skwitował Silveres, widząc, że Bychu chce podążać jej śladem.
Tymczasem Irydus zabrał furbolgowi Kamień i podał go nowo mianowanemu Oberżyście mówiąc:
- Możesz coś z nim zrobić? Kamień wyssał już duszę poprzednich dwóch magów, może i z tym się uda?
- Spróbować można, ale nic nie obiecuję - odparł mag, odbierając Kamień.
Hayven położył jedną rękę na czole Skamieniałego Pnia, drugą chwycił Kamień i już po chwili dusza maga została wessana do Kamienia, a dusza furbolga powróciła na właściwe jej miejsce.
- Wygląda na to, że to już koniec - skwitował po chwili oczekiwania Silveres - Zabiorę Silvie do jakiegoś druida...
- My się nią zajmiemy - zaproponowała Architecti - Tylko zanieś ją do Kółka...
- Nie ma sprawy - odparł elf, biorąc siostrę na ręce - Przyjdę później pomogę posprzątać ten... bałagan.
Silveres i Dziewiarki udały się w kierunku Kółka, Hayven musiał podążać do Oberży, gościom zaczynał już doskwierać głód, a Architectus ruszył czym prędzej uzupełnić Kronikę o kolejny wpis...

Architectus

Architectus

9.09.2012
Post ID: 70988

Furbolg ocknął się i wykrzyczał imię wilkołaczki. Gdy zorientował się, że siedzi na podłodze Gildii Alchemików, jego oblicze złagodniało. Po uzyskaniu odpowiedzi na pytanie o aktualny pobyt Architectusa, pożegnał zebranych, stwierdzając, że musi po niego iść. Pomachał na do widzenia i ruszył oświetloną Księżycem ścieżką, prowadzącą do budynku Gorących Dysput. Biegł ile sił w nogach i wreszcie dostrzegł maszerującego swobodnym tempem gnolla. Zawołał go, a ten zatrzymał się i odwrócił.

- Przypuszczam, że chcesz, abyśmy odszukali Lilianę, wraz z innymi żywymi członkami Watahy Księżycowego futra - zaczął Archi.
- To też, uczniu. Ona sama nas znajdzie w odpowiednim momencie. Teraz trzyma dystans, żeby nas nie narażać. Wiem, jak podąża za nami, bo czuję jej zapach - ukradkiem wskazał ręką na las po jego lewej stronie - mam ważniejsze zadanie przed tobą. Otóż, zanim biogolemy napadły na siedzibę Watahy, jej członkowie pracowali nad metodą kontroli stanu furii. Chciałbym, abyś pomógł mi kontynuować je. Po rozmowie ze świadkami ucieczki Liliany z Gildii Alchemików wnioskuję, że ona wybiegła z budynku, wiedząc, co robi. W stanie pełnej świadomości żadne z nas nie miałoby z nią szans - tłumaczył olbrzym.

- Nawet mi nie wspominaj o moich stanach.- gnoll wyprzedził tok myślenia furbolga, po czym odwrócił wzrok i zaczął wpatrywać się w tarczę Księżyca - nie chcę do tego wracać, nauczycielu. Pamiętasz, co było ostatnim razem, jak starłem się z Lilianą w niekontrolowanym pojedynku po każdej ze stron... - zapowietrzył się Archi.
- Uciekniesz od swoich predyspozycji, które możesz wykorzystać? - zapytał retorycznie Skamieniały Pień - nie musisz tego robić od razu. Na początek odnajdźmy tych, którzy przeżyli. Zapewnimy dach nad głową całej Watasze, byśmy wszyscy na tym zyskali podczas treningów. Znajdzie się u ciebie trochę miejsca, w domostwie? - zażartował, a Archi spojrzał się na niego, jak na wariata - przecież mało nas będzie, a podczas wstępnych przygotowań byłbyś tymczasowo blisko Osady, nim wyruszymy w poszukiwaniu pradawnych świątyń furbolskich szamanów - objaśnił.

- A tak, kiedyś wspominałeś o tych świątyniach - przypomniał sobie gnoll.
- Moc w nich ukryta mogłaby nawet zaradzić coś na twoje oczy. Dodatkowo, zorganizuję ci dobre gołębie pocztowe na wysyłanie pergaminów, choćby do Kroniki, które będziesz pisać na wyjeździe - tymi zdaniami zachęcił Architectusa. Na skrzyżowaniu dróg zmienili trasę i skręcili na dróżkę prowadzącą do domostwa górskiego gnolla. Wspólnie dotarli na miejsce i zmęczeni poszli spać, nie domyślając się, że Liliana wejdzie na dach i przez otwarte okno dostanie się do budynku, by niezauważenie dołączyć do snu.

Nebirios

Nebirios

11.09.2012
Post ID: 71005

Neb ziewnął. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest, lecz po chwili rozpoznał pokój w którym przebywał. Był to jego prywatny pokój w Gildii Alchemików. Usłyszawszy hałasy z dołu stwierdził, że bezpiecznie będzie zakraść się tam po cichu i sprawdzić źródło hałasu. Przybrał ku temu ludzki wygląd, po chwili przejrzał się w lustrze. Przed lustrem stał wysoki młody mężczyzna z długimi, lekko kręconymi włosami w kolorze ciemny blond.
- Tak, to będzie dobrze wyglądać - szepnął Demon, po czym zaczął grzebać w szafie w poszukiwaniu stroju alchemika którego Def tu kiedyś wrzucił. Będąc ubranym zszedł po drewnianych schodach, po czym ujrzał całą sytuacje.
- No trochę się tu narobiło jak spałem - mruknął.

Def

Def

21.09.2012
Post ID: 71196

"Gdzie ja jestem?" "Po czym ja stąpam?" "Którędy do góry?"

Def otworzył oczy i rozejrzał się, wokół niego znajdowała się jednak tylko i wyłącznie błękitna pusta...
- Czy ja oszalałem? Czy tak czuje się ktoś kto utracił zmysły? Pusto, ah tak tu pusto! I wszędzie jest zielono.... Wszędzie tylko jeden kolor... czerwony... Co tu się dzieje? - rozbrzmiał głos wokół Defa... "Praesidio!" Wołali. Tak, właśnie tak zwie się rasa Defa, ci którzy istnieją poza czasem i przestrzenią, jedynie czasem decydując się na zaistnienie, tylko by potem znów obrócić się w niebyt. Praesidio umierali tylko wtedy gdy porzucając to co dobre tracili zmysły, aż w końcu zapadali się we własny szaleństwie...
- A cóż to za światło?
- Defie! Stój!
- Któż to jest? Wyruszam ci na spotkanie!
- Nie! Nie zbliżaj się!
Nagle promienisty błysk oślepił młodego praesida, po czym nastąpił głośny trzask i poczuł jak przebija się przez twardą powłokę wody. Leżał na niej, wszędzie było ciemno i cicho, ale Def już się ocknął i jego myśli przestały mu molestować umysłu jak strzały kukiełkę treningową. Był trzeźwy. Nagle wokół niego pojawiła się znajoma maszyneria, ze wszystkich stron, zbliżała się. W tym momencie wszystko było jasne. Def obudził się z obłędu żeby znów istnieć na tym świecie. Maszyneria posiadała niezliczoną ilość kół zębatych pokręteł i innych mechanizmów, wszystko funkcjonowało tak jak należy. Praesid dotarł w końcu do wyjścia: malutkich drzwiczek do rzeczywistości. Już naciskał klamkę, gdy naglę cały mechanizm się zatrzymał, w kilku miejscach coś gdzieś trzasło i brzdęknęło.
- Gdzie się wybierasz? Ta droga jest już dla ciebie zamknięta... Nawet jeżeli się przebudziłeś, nie ma dla ciebie nowego ciała - rozbrzmiał szyderczy głos gdzieś zza pleców.
- Kiedy ja bardzo chcę wrócić! Właśnie tam jest moje miejsce! - wymruczał Def i wszedł na balkon. Nagle zza drzewa wyszła niska czarna postać i zaczęła się unosić nad dach, na którym leżał Def.
- Twój czas dobiegł końca! - zakrzyknęła mrocznym głosem postać, po czym zaczęła kaszleć i upadła na zimny asfalt po którym chodzili. Def przyglądał się przez chwilę małej kostusze, która właśnie wyciągnęła kosę w jego kierunku.
- Co z tobą?! Nigdy nie widziałeś kostuchy? Zobaczymy czy będziesz taki spokojny, jak odbiorę ci duszę! Bghahahaha! - zarechotał mały zgred.
- A jeśli odmówię? - zapytał nie pewny Def, a mała postać szybkim ruchem wyciągnęła jakiś gruby tom z pobliskiej studni...
- Cóż... jest taki przepis, że niby możesz, ale możesz przy tym zachwiać czasoprzestrzeń, czyli Chronę i potrzebujesz pozyskać zgodę 3 osób w czasie 3 miesięcy po materializacji. Przepis tyczy się tylko tych co mają duże znaczenie dla świata, oczywiście... - wyrecytował zgred
- Jak się nazywasz?
- uhm... Grześ... To znaczy jestem Mroczny Kosiarz Grzegorz!
Grześ był zbity z tropu, był już pewien, że wszyscy praesidowie przepadli, ale ten był inny... Nie tylko przebudził się z obłędu, ale jeszcze potrafi z nim walczyć i pozostało w nim wystarczająco dużo zdrowego rozsądku.
- Dobrze puszczę cię, ale jest kilka warunków: 1. Jesteś pod moim stałym nadzorem! 2. Jeżeli uszkodzisz Chronę, to masz obowiązek ją naprawić! 3. Nie dostaniesz ciała, sam sobie znajdź! Powodzenia! - po tych słowach niebo zawaliło im się na głowy i przygniotło ich wraz z łąką po której chodzili...

Hayven

Hayven

19.10.2012
Post ID: 71708

Nagle w obłoku dymu pojawił się Hayven. Zwrócił się do wszystkich zebranych.
- Przyjaciele, mam pewien problem. Otóż ten tu smoczy ząb - tu pokazał wszystkim medalion - moim zdaniem ma chronić przed złym wzrokiem. Ale mam wrażenie, że jest coś jeszcze... Czy moglibyście to sprawdzić? Ja, niestety, nie mogę, muszę pilnować Oberży. Liczę na waszą pomoc.
Po tych słowach mag zniknął, a na stole został magiczny artefakt...

Hayven

Hayven

21.10.2012
Post ID: 71731

Def obudził się. Jego postać nie była w pełni materialna, a jednak... Spróbował podnieść szklankę, która stała przy jego stoliku. Udało mu się.
- Hm, dziwne, bardzo dziwne... - mruknął elf.
Zszedł na dół, zobaczył alchemików, którzy badali smoczy ząb.
- Co się dzieje? - zapytał.
Nikt mu nie odpowiedział. Nie dlatego, że nikt go nie usłyszał, o nie. Nagle z sufitu spadł Gargon. Jego długie łapy wypełniły niemal całą dostępną przestrzeń. Nagle gadzina zaczęła się poruszać... Alchemicy zaczęli uciekać w popłochu. Gargon zaczął ich gonić.
- Co do...? - mruknął Def. On jako jedyny został. Gargon go nie zauważył, zwabiony zapachem wielu alchemików, którzy z pewnością są bardzo smaczni...

Def

Def

8.11.2012
Post ID: 71954

Ona była podstawą, tym co dzieliło go od rzeczywistości, poprosił Ją o pozwolenie, jednak takowego nie otrzymał...
"Jestem częścią ciebie! Twoja dusza, twój umysł i ciało, każde z nich jest podpisane moim imieniem"
Odeszła w ciemność zostawiając go samego z obrzydliwym stworzeniem w którym w głębi duszy dostrzegał istotę bardziej ludzką od niego... Stwór położył się na posadzce w agonii, pozwolono mu poczuć na własnym ciele każde pękniecie w Jego umyśle, każdą ranę jaką zadano jemu ciału i każdą przykrość jaką sprawiono jego duszy. Stwór nie mógł tego znieść, nie był odpowiednim naczyniem na takie odrodzenie. Wkrótce została po nim tylko krwawa plama i kilka połamanych kości...
"Twoje ciało jest oznaczone moim imieniem... Nie odrzucisz mnie chyba?"
Wokół panowała ciemność. Rozpoznawał miejsce i czuł Jej obecność, ale nie mógł jej dostrzec. Próbował zawołać ją kilkakrotnie, jednak nie reagowała. Wolała pozostać bezpieczna w ciemności i obserwować jak sobie radzi wystawiony na pastwę wścibskich oczu, nie mogąc się niczym osłonić...
"Przyjdą inni będą chcieli mi cie odebrać, ja bez ciebie nie istnieje, ale ty mnie przecież nie opuścisz?"

Irhak

As Gier Irhak

4.02.2013
Post ID: 72976

Jakiś losowy wybuch wysadził w powietrze jedno z okien Gildii Alchemików. Stojąca przed wejściem zakapturzona postać spojrzała dokładnie w miejsce bytności Gargona i uśmiechnęła się.

Wszystko zgodnie z planem. Nie będą przeszkadzać.

Postać sunęła korytarzami Gildii niczym dementor szukający zwierzyny. W końcu znalazł jakąś opuszczoną salę i wyłożył na stanowisku zwój i kilka odczynników.

- Serce istoty lodu, której oczy są gorące... - zaczął czytać pod nosem. Wykonywał instrakcje po kolei. - Teraz już tylko czekac godzinę i dodać... "łzy tej co nie zrodzona ni stworzona".

Agon

Agon

23.09.2019
Post ID: 85865

Do gildii wszedł Agon i przemówił:
- Ja Agon, syn jaskiniowej ziemi. Wołam! NIECH ZSTĄPI DUCH TWÓJ. NIECH ZSTĄPI DUCH TWÓJ I ODNOWI OBLICZE JASKINI. TEJ JASKINI.

Po tych słowach wszystko wybuchło, a z rozlanych eliksirów wyłoniły się tulpy Agona - Cedric i Aerie. Agon miał jednak zamiar nie poprzestać na tym. Narysował na podłodze pentagram i wymamrotał zaklęcie by przywołać potężnego Nebiriosa. Liczył, że z jego pomocą uda mu się przejąć Gildię Alchemików i przekształcić ją w Gildię Nekromantów. Nikt nie nadawał się lepiej do pomocy niż pogromca samego Boga, Św Piotra i Mateusza.

Laysander

Laysander

30.09.2019
Post ID: 85875

- O Mahadaevo, co znowu za wrzaski - Lays wzdrygnął się wyrwany z długiego, niezdrowego snu. Kiedy rozwiało się trochę popobudkowe oszołomienie dały mu się we znaki konsekwencje polegiwania na stercie inkunabułów w twardych okładach. Przez pulsujący ból głowy starał się sobie przypomnieć jak się znalazł w tym zapuszczonym gmachu. Odrywając na chwilę dłonie, w których chował dotąd nieogoloną twarz i otwierając z wysiłkiem przymrużone oczy, spostrzegł na spodzie lewego przedramienia wytatuowany czy może tylko wykaligrafowany inkaustem napis: "MOSQUA =". Rozwarł teraz szeroko powieki z niemałym zainteresowaniem. Przeniósł wzrok na spód lewej dłoni: "FACET". Spód prawej dłoni: "JESTEŚ". Prawe przedramię: "NA TROPIE".
- A powinienem być na lekach. - Rozejrzał się po zakurzonej, ciemnej, klaustrofobicznej komnacie. Wpadające przez wąskie rozbite okienko światło odbijało się od połyskliwych opakowań po Laysach krabowych. U nóg ongiś wspaniale się zapowiadającego detektywa leżał moździerz, który służył mu do prokurowania chrupkowego pyłu. Pociągnął nosem cokolwiek chorobliwie. Wstydliwy nałóg. Złamana kariera. Poszatkowana pamięć. Życie na granicy jawy i snu. Dogorywanie w podupadłej lokacji przygód jaskiniowych pariasów pod gazetami i haniebnie poplamionym prochowcem.
- Pochowajcie mnie pod progiem Przyb(ó)dówki Gildii Magów, stamtąd... - pociągnął znów głośno nosem poczuwszy znajomy dreszcz podniecenia własnym upodleniem - stamtąd przyszedłem.
Uczuł palącą potrzebę przyjrzenia się swojemu żałosnemu wychudłemu obliczu. Wymacał gdzieś po lewej zwierciadło i poprawiwszy się trochę w barłogu uniósł je do oczu. Lekko skonsternowany stwierdził, że twarz również pokrywają napisy. Czoło: "JESTEŚ DZIABĄGIEM I BYŁYM TAJNYM WSPÓŁPRACOWNIKIEM SŁUŻB SPECJALNYCH".
- Uff, całe szczęście.
Nagle coś tak huknęło, że na pewno szyby powylatywałyby z okien gdyby się gdzieś jeszcze ostały. Tynk spod sufitu oderwał się sporym płatem i rozbryznął obok ciapciaka, oblepiając go brudnobiałym kurzem. Kiedy opadł kurz i szum w uszach trochę osłabł, Laysowi wydało się że słyszy jakieś piskliwie szepty, przypominające trochę ludzką mowę, ale nieukładające się w żadne znane słowa. Nagle poczuł, że po służącym mu jako przykrycie płaszczu gramoli się tłusty czarny insekt z pracowitymi, badawczo bujającymi się czułkami.
- Karaczan? Tak w biały dzień? Tak jawnie? - Dziabąg znieruchomiał. - Agon. - Wyszeptał i z początku przestraszył się własnej myśli. A przecież sam kiedyś podpisał się pod wnioskiem o warunkowe przedterminowe zwolnienie.

Agon

Agon

10.10.2019
Post ID: 85889

Nebirios nie pojawił się. Agon był niepocieszony bo wierzył, że przywoła demona. Obok Cedrica i Aerie pojawiła się Celestia i Magmol. Tulpy niepostrzeżenie otoczyły Laysandera na wypadek gdyby zaatakował Agona.
- Witaj Lays, kiedyś ja i moje tulpy będziemy rządzić tym miejscem. Wszyscy będą służyć mnie, wielkiemu Agonowi! A jak ktoś się sprzeciwi, to zostanie sprzątnięty i zastąpiony identyczną tulpą - dodał wesoło.

Silveres

Silveres

19.02.2020
Post ID: 86072

Silveres z hukiem spadł z nieba. Bolało. Gdyby ktoś pytał.
Całe pomieszczenie wyglądało jak z kiepskiej gry komputerowej, dodatkowo odpalonej na za słabym sprzęcie. Co chwilę ktoś wykonywał jakąś czynność, by następnie zastygnąć w bezruchu na długie miesiące.
"Lagi." - pomyślał Silveres.
Na całe szczęście jego to wszystko nie dotyczyło. W końcu był w pełni świadomy tego, że znajduje się w dziwnym temacie, w samym środku historii, której nie rozumie. Najważniejsze, że to on był MG tej opowieści. A przynajmniej był MG własnych odpowiedzi.
- No to zobaczmy, gdzieś tu miałem... - rzucił właściwie sam do siebie. Nie spodziewał się żadnej reakcji ze strony tych figur woskowych Agona i Laysandera.
Po kilku minutach grzebania za pazuchą odnalazł klepsydrę. Sporą. Wyglądała, jakby jej przeznaczeniem było odmierzać całe eony. Postawił ją na podłodze, rozsiadł się wygodnie obok i zaczął odliczać patrząc na zgromadzonych*.
- Raz, dwa, trzy...

* ciałem, obecność umysłu nie jest gwarantowana.

Laysander

Laysander

22.04.2020
Post ID: 86226

Laysander obrócił mechanicznie głowę w stronę Silveresa, który co jakiś czas pomrukiwał z zadowoleniem, zatopiony w przebijających czwartą ścianę myślach. Reszta ciała dziabąga pozostała nieporuszona, tak że wyglądał cokolwiek nienaturalnie. Przemówił do dawno niewidzianego rówieśnika tymi słowy - a jego głos dobywał się nie wiadomo skąd, w swoim tempie, rozmijając się raz po raz z ruchem ust:
- Ani nam witać się ani żegnać, żyjemy na horyzoncie zdarzeń, a te eony, te miesiące, cóż mogą, cóż mogą książę?... Dylatacja czasu, mówi to panu coś, panie obserwatorze? Tobie się może wydawać, że to pół roku minęło, a to tylko ułamek wieczności.
- Ułomek to ty jesteś - odparował Silveres skoro tylko opuściło go początkowe zmieszanie. Byłby przysiągł, że wciąż zastygły w bezruchu Agon przewrócił oczami rozradowany tą ripostą.
- I co przemądrzalcu, jeszcze mi powiedz że jak się drzewo w lesie przewróci i nikt tego nie usłyszy, to nie wydało dźwięku! Kogo chcesz nabrać na swój solipsyzm? - perorował dalej spoza czasu Lays.
- Lepszy mój solipsyzm niż twoje ipsacje.
- A teraz powtarzaj za mną, żeby wrócić do immersji: ja wierzę, oni tańczą wciąż...
- Oni żyją swoimi życiem! - dokończył mimowolnie Silveres.
- I dopłyną tam gdzie chcą - zawodził Lays.
- I wierzę w ich jaskiniowy świat!
- A orkiestra, która grała...
- Do tej chwili gra! - przyłączył się Agon.

I tak wszyscy trzej pociągnęli dalej, już unisono:

Nieprawda, że już nie ma ich!
Oni płyną, tylko wolniej,
tak jak wolno płyną sny...
I nieprawda, nie znajdziecie ich
Tyle mil już przepłynęli!
Tyle przetańczyli dni!

ZOSTAWCIE ALCHEMIKA
NIE PRZERYWAJCIE GRY