Gorące Dysputy

Pędzel i grafit - sztuki wizualne - "Pędzel i Ołówek - tylko dla wybrańców?"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Pędzel i grafit - sztuki wizualne > Pędzel i Ołówek - tylko dla wybrańców?
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Islington

Mistrz Islington

28.12.2006
Post ID: 6886

Mam takie wątpliwości, czy aby na pewno to co nazywamy sztuką jest dostępne dla wszystkich?
Oczywiście, każdy z nas może wchodzić do galerii, jednak coraz częściej mam wrażenie, że nie łapie tego, co jest wytworem artysty.
Kiedyś malarstwo i grafika były dużo czytelniejsze. Nie chcę tutaj przytaczać całej historii sztuki, jednak porównać przeszłość z dzisiaj. Obserwując znanych mi artystów, studentów ASP i chodząc do galerii zdaje sobie sprawę, że coś mnie omija. Nie wiem, czy dzieła stały się zbyt trudne, a może każdy z nas powinien je rozumieć subiektywnie, na swój sposób?

Jednak nie chodzi tu tylko o zrozumienie, odkrycie tego, co dzieło zawiera, ale również o twórców. Każdy ma różne predyspozycje, jednak tworzenie przedmiotu plastyka i ocenianie talentu osobnika jest sporym nadużyciem pedagogicznym.
Dlaczego nie ma takiego przedmiotu jak pisarstwo?
Z drugiej strony jestem zwolennikiem teorii, że wiele rzeczy można wyćwiczyć.
Czy umiejętność rysowania również?

Stworzylem w swoim zyciu kilka prac, jednak za kazdym razem skupialem sie na tym, ze nie umiem "ładnie" narysować i chciałem to zakamuflować.
Dlaczego to, że coś nie mieści się w kanonie, może kogoś zdyskredytować?

Vandergahast

Żywiołak Piwa Vandergahast

28.12.2006
Post ID: 6889

Ja też nie rozumiem tego, że na rynku u mnie malarze za grosze sprzedają piękne pejzaże, a w muzeum wisi czarny prostokąt na białym tle albo Andy Warhol. Wydaje mi się że wpływ tu ma poszukiwanie oryginalności przez twórców, widoczne także w innych dziedzinach, próba zszokowania widza. Pamiętam taką hmm..., rzeźbę? Swego czasu jakiś brytyjski bodajże artysta z upuszczanej samemu sobie co pewien czas krwi stworzył odlew własnej głowy. Niby i szokujące, i nowatorskie, ale sama głowa paskudna i odrażająca. I tu możnaby postawić pytanie, czy po prostu nie zmieniły się nasze oczekiwania odnośnie sztuki? Albo też, jakie one naprawdę są? Każda z epok pokazywała nam świat w nieco inny sposób, eksponując inne cechy. Czasem była to "kanciastosć" (wybaczcie porównanie :]), czasem chęć umniejszenia człowieka względem Boga, czasem świat nabierał zielonkawych odcieni. Czy za zmianę epok/sposobu tworzenia sztuki odpowiedzialni są sami twórcy, czy my, odbiorcy - nie mnie to oceniać. Niemniej jednak można by postawić pytanie - czego obecnie oczekujemy od sztuki? Czy piękna? Czy wiernosci naturze? Czy zrozumiałości? A może wręcz przeciwnie, tajmniczości, niezrozumiałości, zagmatwania? Czy czasem, by uznać coś za sztukę nie wystarczy by nas to zszkowowało?

Greenman

Greenman

29.12.2006
Post ID: 6904

To czego ja poszukuję w sztuce to użytkowość. To jaką drogę przeszła sztuka od zarania cywilizacji jest podobne jak z innymi dziedzinami, chociażby fizyką, początkowo w miare prosta, obecnie jest wręcz nierzeczywista. Ze sztuką pozostaje problem odbioru, nie długo właściwie fakt, pozostanie samo zaszokowanie widza. Dlatego ja pozostaje wierny ideom modernizmu, sztuka użytkowa to jest to co może wciąż sprawiać abyśmy żyli piękniej. Oczywiście użytkowość nie znaczy od razu masowość. Bo masowość to uszczerbek na jakości. Niska jakość niska sztuka.

Infero

Infero

4.01.2007
Post ID: 7022

Ja też cenię w sztuce użyteczność (czy też użyteczność sztuki). Najpiękniejsze są według mnie przedmioty proste. Prostota pasuje prawie do każdego wnętrza, nadaje mu nowoczesny i wyrafinowany wygląd. Prostota jest piękna, zachwyca nas swoją linią, kształtem, nie bombarduje kolorem i nadmiernym bogactwem detali, nie krzyczy do nas sensacją, nie próbuje nami wstrząsnąć, za to jest wygodna i uspokajająca a tego tak brakuje w dzisiejszych czasach.
Co do prostoty i malarstwa. Proste dla mnie nie oznacza minimalne. Bynajmniej nie interesują mnie dwie plamki na białym tle. Lubię kolor. Piękny i wyrazisty obraz wspaniale prezentuje się w prosto urządzonym wnętrzu (byle na nas nie krzyczał), które podkreśla i uwypukla to co autor chciał nam pokazać.
Nie lubię sztuki która ma mnie szokować. Sztuka – malarstwo - ma mnie przede wszystkim zachwycać lub zmusić do refleksji.

Darkena

Darkena

5.01.2007
Post ID: 7030

Isli:
coraz częściej mam wrażenie, że nie łapie tego, co jest wytworem artysty.

Bo w sporej części taki wytwór łapie jedynie tenże artysta :). Wchodząc do galerii zdarzają mi się sytuacje, kiedy jestem z siebie dumna, bo zrozumiałam, co autor miał na myśli, a w moim przypadku zdarza się to rzadko. Przeważnie nawet oglądający czyjeś prace artyści nie starają się tego dociekać, a rozważają samo dzieło pod względem kompozycji, faktury, układu graficznego, blablabla za wyjątkiem, gdy tytuł wyraźnie sugeruje w jakim kierunku ma iść interpretacja. Zdarzają się najczęściej jednak prace noszące tytuły: "Bez tytułu", "Bez tytułu 2", "bez nazwy", "Portret" itp. Wtedy można domniemywać, że sam artysta nie do końca wiedział, co ma na myśli :P.

Isli:
Kiedyś malarstwo i grafika były dużo czytelniejsze. Nie chcę tutaj przytaczać całej historii sztuki, jednak porównać przeszłość z dzisiaj.

Do okresu manieryzmu (między renesansem a barokiem) ludzie starali się jak najdokładniej odwzorować rzeczywistość, znaleźć "złoty środek" w ustalaniu proporcji, studiować anatomię w końcu stworzyć iluzję rzeczywistości za pomocą perspektywy (w renesansie był taki gość: Brunelleschi, był architektem, ale stworzył parę niezachowanych do dziś obrazów. Jeden z nich wykorzystywał złudzenie optyczne uzyskane za pomocą linii perspektywicznych. Otóż ten facet namalował idealny widok na baptysterium Katedry Florenckiej, wywiercił w obrazie dziurkę na wysokości linii horyzontu, ustawił przed baptysterium po czym kazał ludziom stawać za obrazem i patrzeć przez otwór. Obok obrazu stał pomocnik Brunelleschiego. Jego zajęciem było kilkukrotne podsuwanie i odsuwanie tafli lustra sprzed oczu widza. Szokiem dla oglądających było to, że żaden z nich nie zauważył różnicy między odbiciem, a widokiem właściwym, więc uznali Brunelleschiego za czarodzieja i obdarzyli czcią :P). Potem, jak już artyści doszli do perfekcji po pewnym czasie im się to znudziło. Zaczęli więc wygimnać i wykręcać postacie, tworzyli dziwne kompozycje, Prześcigiwali się w dziwactwach. Tak jest do dzisiaj, tylko przybiera to nową formę i treść z wykorzystaniem mnogości technik, natomiast sami artyści przestali być rzemieślnikami tworzącymi tylko na zamówienie i zaczęli otwarcie wyrażać swój stosunek do rzeczywistości poprzez formę prac.

Isli:
Nie wiem, czy dzieła stały się zbyt trudne, a może każdy z nas powinien je rozumieć subiektywnie, na swój sposób?

Są różne dzieła, miałeś pecha trafić na te trudniejsze :P. Jak dla mnie sztuka poprostu jest, nie muszę jej rozumieć. Nie muszę doszukiwać się geniuszu Picassa w jego powyginanych, kulawych poczwarach z "Guernici" :P. Wystarczą mi jego wczesne prace...bardzo wczesne. mając 13 lat namalował pastelami portret matki tak, że niejeden student ASP by się nie powstydził, a potem mu coś odbiło :P.

Isli:
Jednak nie chodzi tu tylko o zrozumienie, odkrycie tego, co dzieło zawiera, ale również o twórców. Każdy ma różne predyspozycje, jednak tworzenie przedmiotu plastyka i ocenianie talentu osobnika jest sporym nadużyciem pedagogicznym.

Miałeś złego nauczyciela :P. Plastyka w podstawówce pozwala rozwijać umiejętności manualne, które wspomagają pracę umysłu z dłońmi i rozwijać wyobraźnię, co na tym etapie rozwoju jest dla młodego człowieka bardzo potrzebne. Umożliwia również wyłowienie wśród gromady zwyczajnych dzieci chociażby jeden talent i odpowiednio go nakierunkować.

Isli:
Dlaczego nie ma takiego przedmiotu jak pisarstwo?

Jeśli chodzi Ci o kaligrafię, to jest ona stanowczo zbyt trudną dziedziną, a jeśli o pisanie opowieści to w pewnym sensie podciąga się to pod język polski.

Isli:
Z drugiej strony jestem zwolennikiem teorii, że wiele rzeczy można wyćwiczyć.
Czy umiejętność rysowania również?

Jest to jak najbardziej możliwe. Trzeba w to włożyć masę pracy i wysiłku, ale taka osoba będzie w pewnym stopniu ograniczona i nigdy nie osiągnie poziomu chłowieka, który jeszcze do tego ma "to coś". Jednak z drugiej strony jeśli jakiś osobnik jest uzdolniony i nie rozwija tego to sam na siebie stawia krzyżyk, bo np. dobry rysunek to 10% talentu i 90% ciężkiej pracy.

Isli:
Stworzylem w swoim zyciu kilka prac, jednak za kazdym razem skupialem sie na tym, ze nie umiem "ładnie" narysować i chciałem to zakamuflować.
Dlaczego to, że coś nie mieści się w kanonie, może kogoś zdyskredytować?

Tak samo można zdyskredytować moje opowiadanie, porównując je z Ururamowym albo WWalkerowym :). Najważniejsze jest to, że Tobie się podoba i dla paru osób coś znaczy. Nie musisz być mistrzem, ale jeśli robisz to z sercem ktoś napewno prędzej czy później to doceni. Nie musisz skupiać swojej uwagi na tym, czy Twoja praca jest poprawna politycznie, bo nie o to chodzi.

Van:
Ja też nie rozumiem tego, że na rynku u mnie malarze za grosze sprzedają piękne pejzaże, a w muzeum wisi czarny prostokąt na białym tle albo Andy Warhol.

Bo taki za przeproszeniem Andy Warhol jest najwyraźniejszym przedstawicielem pop-artu. Doskonale posługiwał się niby banalną techniką serigrafii, dzięki której stworzył wiele wizerunków butelek Coca-Coli i puszek zupy Campbell, przez co zyskał sławę, bo posługiwał się banałem, a banał jest w sztuce czymś wyjątkowym. Natomiast twórca czarnego prostokątu na białym tle skasował za to nieziemskie pieniądze, bo miał spory tupet i odwagę, żeby coś takiego pokazać. Poprostu nikt przed nim się nie odważył. Natomiast apropo sprzedawanych na ulicy owych pięknych pejzaży...profesorowie nas straszą, że jak nie będziemy dużo nad sobą pracować to wylądujemy na Floriańskiej sprzedając pelzażyki. Może są miłe dla oka, ale tak naprawdę mają małą wartość artystyczną, bo są naiwne i przekolorowane. Komu się podoba, niech kupuje, ale takich prac nigdy nie doceni żaden artysta, ani osoba, która jest obeznana w temacie.

Van:
Wydaje mi się że wpływ tu ma poszukiwanie oryginalności przez twórców, widoczne także w innych dziedzinach, próba zszokowania widza.

Poszukiwanie oryginalności nie jest jedynym argumentem. Dobry malarz oprócz swoich dziwacznych fantazji musi robić również malarstwo studyjne, czyli ustawia sobie martwą naturę i ćwiczy na niej proporcje. Później takie prace też może sprzedawać, jeśli chce.

Van:
Pamiętam taką hmm..., rzeźbę? Swego czasu jakiś brytyjski bodajże artysta z upuszczanej samemu sobie co pewien czas krwi stworzył odlew własnej głowy. Niby i szokujące, i nowatorskie, ale sama głowa paskudna i odrażająca.

Widocznie zależało mu tylko na szoku....ja bym zemdlała przy ogladaniu tej rzeźby, albo puściłabym na nią pawia :P.

Van:
I tu możnaby postawić pytanie, czy po prostu nie zmieniły się nasze oczekiwania odnośnie sztuki? Albo też, jakie one naprawdę są?

Ciężko jest też odpowiadać na to pytanie biorąc pod uwagę ogół działalności artystycznych, bo sztuka ma różne gałęzie i odmiany.

Van:
Niemniej jednak można by postawić pytanie - czego obecnie oczekujemy od sztuki? Czy piękna? Czy wiernosci naturze? Czy zrozumiałości? A może wręcz przeciwnie, tajmniczości, niezrozumiałości, zagmatwania? Czy czasem, by uznać coś za sztukę nie wystarczy by nas to zszkowowało?

To już zależy od indywidualnego podejścia do tematu. Każdy szuka i oczekuje tego, co mu pasuje. Jeden będzie szukał różowago aniołka, drugi czarnego prostokąta na białym tle :P. Artyści niekoniecznie muszą się dostosowywać do oczekiwań odbiorców, bo niektóre prace poprostu nie są na sprzedaż :P. Sad, but true.

Greenman:
Ze sztuką pozostaje problem odbioru, nie długo właściwie fakt, pozostanie samo zaszokowanie widza.

Nie...nigdy. Tak naprawdę artyści szokujący pozostają w znacznej mniejszości, ale najwięcej się o nich słyszy, bo próbują skupić na sobie jak największą uwagę po częstokroć robiąc z siebie idiotów i wystawiając się na pośmiewisko. Chociażby "artystka", która wyraziła siebie przybijając do krzyża penisa. słyszałam opinię paru ludzi sztuki. Każdy z nich odmówił tej kobiecie rozumu, dobrego smaku i moralności, bo jej czyn jest w stu procentach egoistyczny. Nie uwzględniła tego, że setkom milionów osób mogła obrazić uczucia religijne, zależało jej tylko na kasie. Sztuka dla samego hajsu nigdy nie będzie sztuką. Z drugiej też strony nie masz się czym martwić. spójrz około siebie. biurko, kanapę, nawet klawiaturę czy głupią reklamę Heyah wykorzystującą tzw. malowanie światłem musiał wcześniej zaprojektować jakiś plastyk, potem projekt zostaje zatwierdzony. Zawsze oprócz najbardziej znanych i szokującyh ludzi pozostanie cała armia anonimowych twórców, która projektuje wnętrza, domy, ogrody, samochody, ubrania itp. żeby innym żyło się lepiej i wygodniej. I to też jest sztuka, jeno użytkowa, obrazująca i przedstawiająca.

Greenman:
Bo masowość to uszczerbek na jakości. Niska jakość niska sztuka.

Niekoniecznie. Twórcy loga Coca-Coli, Ery czy Big Stara zgarnęli za to olbrzymią kasę. Teraz te znaki można spotkać wszędzie, jednak pod względem kompozycji, czyli rozplanowania przestrzeni i kolorystyki są poprostu genialne.

Infero:
Najpiękniejsze są według mnie przedmioty proste. Prostota pasuje prawie do każdego wnętrza, nadaje mu nowoczesny i wyrafinowany wygląd. Prostota jest piękna, zachwyca nas swoją linią, kształtem, nie bombarduje kolorem i nadmiernym bogactwem detali, nie krzyczy do nas sensacją, nie próbuje nami wstrząsnąć, za to jest wygodna i uspokajająca a tego tak brakuje w dzisiejszych czasach.

Prostota i synteza zawsze były najszlachetniejszymi spośród wszystkich form i najbardziej porządanymi. Pod tym względem np. okres rokoko (szczególnie z terenu Francji) tytułuje się mianem przesycenia, naiwności i kiczu. wtedy postały te wszystkie badziewne porcelanowe dyrdymałki. Rokoko charakteryzowało się tym, że im bardziej niepraktyczne były przedmioty, tym miały większą wartość. Jakiś król zamówił sobie złotą szopkę bożonarodzeniową, która kosztowała parę dużych wsi i niepotrzebnie zagracała przestrzeń.

Infero:
Nie lubię sztuki która ma mnie szokować. Sztuka – malarstwo - ma mnie przede wszystkim zachwycać lub zmusić do refleksji.

Takoż i ja, chociaż są też wyjątki. Niedawno byłam na wystawie, która mnie baaardzo pozytywnie zaszokowała. Była to wystawa jednego z naszych profesorów, Pana Chlebka. Tytuł wystawy: "Erotyki". Poszłam na nią z mocnym zapasem ironii, bo pomyślałam, że w tym temacie nie można niczego nowego wymyśleć. Wchodzimy do sali, a tu szok. Wszystkich rzeź można było dotykać, nawet trzeba było. Część była tak zapakowana np. w nylonowe worki, że żeby odgadnąć kształ trzeba było gładzić i dotykać przedmiot w specyficzny sposób, tak, jak się pieści ukochaną osobę (do dziś nie wiem, jak ten facet to zrobił, ale dłonie chodziły wodziły po przedmiotach instynktownie). Potem przychodził rumieniec na twarz, gdy pod palcami czuło się odlane w gipsie rzeźby męskich pośladków, torsów, kobiecych piersi i inne takie rzeczy, przy tym ojęte w formę niechamską i bardzo delikatną. Za tego typu szokowanie mozna tylko podziękować i mieć nadzieję na więcej :).

Architectus

Architectus

4.11.2011
Post ID: 65364

Cztery lata temu ten stolik został udostępniony dla Jaskiniowców, dlatego przygotowałem się na okazję rocznicy, nawiązując własnym przykładem-antywybrańcem, do zagadnień poruszonych w Waszych poprzednich wypowiedziach. Sam do specjalistów nie należę, ale zmieniam to, gdyż jakaś wiedza w mojej głowie i umiejętności powinny być warte przekazania, a zarazem ciekawe w odbiorze, pomimo startu od zera. Nie udało mi się przybyć na tegoroczny Copernicon, i tak zresztą bym nie wiedział co tam ze sobą zrobić, ale wczoraj wyczytałem w lokalnym, papierowym dzienniku o wystawie prac aktywnie działającego rysownika Marka Lenca. Znajduje się ona w filii nr 1 Książnicy Kopernikańskiej przy ulicy Jęczmiennej 23 w Toruniu, która zwykle jest otwarta ze swoimi zasobami w dni powszednie we wczesnych godzinach popołudniowych, i trwa od dzisiejszego poranka do 30 listopada. Zamieszczam informację o tym twórcy, gdyż do części jego dzieł należą dla przykładu „Pieśni o Rufusie”, które przedstawiają zmagania dzielnego rycerza nie mogącego się odnaleźć w świecie fantasy z podgatunku magia i miecz.

Wykorzystałem dzisiaj okazję, aby przed południem odwiedzić tę galerię. Pierwszy raz zetknąłem się z twórczością tego rysownika, gdy przyjeżdżałem na kilka dni w odwiedziny do rodziny, podczas dłuższego wolnego i ku ich uciesze kupowałem w kiosku okazjonalniki satyryczne. Trafiłem na miejsce i miałem nie lada kłopot, aby się dostać do środka. Kiedy uda Wam się dotrzeć na docelową ulicę, kierujcie się zgodnie z kierunkiem wyznaczonym przez stare miasto i nowe miasto, czyli na wschód. Podświetlana tabliczka z numerem 25 jest dostrzegalna z dużej odległości. Sama filia jest po drugiej stronie ulicy idąc we wskazany wcześniej kierunek. Jej budynek, który zdaje mi się być wybudowany w XIX wieku, wyróżnia się od pozostałych za sprawą czerwonych cegieł i dużych witrynowych okien.

Wejście znajduje się za bramą wjazdową, na boku budynku. Gdy tam dotarłem, zastałem otwarte drzwi. Wszedłem po kilku schodach i pchnąłem następne ogromne odrzwia przed sobą po kończącym zakłopotanie, w postaci kilku drzwi przed sobą, dostrzeżeniu wywieszki z godzinami otwarcia filii. Sympatyczna pani kustosz powiedziała mi, że o 14:00 miało być oficjalne otwarcie z dostarczonymi tematycznymi plakatami, więc macie jeszcze szansę podczas odwiedzin tego miejsca zabrać ze sobą pamiątkę. Po wymienionych uprzejmościach z pracownikami, moje oczy ujrzały ponad sześćdziesiąt prac nawiązujących do angel fantasy, trafnie dobranych do toruńskiego herbu. Zawierają one oszczędny w nakładzie materiałów rysunkowy humor subtelnie wytykający ludzkie niedopieczenie, bez ogródek i zasłon dymnych. Dodatkowo napiszę, że to ostatnia szansa na obejrzenie oryginalnie wydrukowanych prac, gdyż jak sam autor pisze w swoim pamiętniku, pójdą one na przemiał po jej zakończeniu.