Oberża pod Rozbrykanym Ogrem

Baśniowe Gawędy - "Wyprawa przeciw Bractwu Czarnej Ścieżki"

Osada 'Pazur Behemota' > Baśniowe Gawędy > Wyprawa przeciw Bractwu Czarnej Ścieżki
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Erick

Erick

27.08.2008
Post ID: 33532

W tym samym czasie w kryjówce.
- Hej, Laysander, Vokial, Durin chodźcie ! - zawołał Erick. - Czas na wasze zapomniane przedmioty.
- A no tak, już bym zapomniał - odparł Laysander.
Erick wyciągnął 7 świec i ułożył je w koło. Pośrodku koła narysował znak przypominający kwadrat z trapezem w środku. Zapalił świece. Następnie na tajemniczym znaku ułożył niewielką miskę.
- Na tych kartkach napiszcie dokładne nazwy przedmiotów.
Vokial, Laysander, Durin wzieli kartki i zaczęli pisać.
- Dobra, wrzućcie kartki do naczynia, wszystko ? - spytał Elf.
- Tak - odpowiedzieli.
- No to zaklęcie, powtarzajcie po kolei - dodał Erick, po czym wypowiedział:

Wskażcie mi ścieżkę ratunku,
dajcie skupienie.
Przywróćcie mi spokój ducha
poprzez odnalezienie

Po kolei wszyscy wymówili formułę zaklęcia, kartki spłonęły, a na ich miejscu pojawiły się przedmioty : kilka ksiąg z zaklęciami, runy Durina, Ankh Życia oraz kilka butelek z wodą święconą.
- To było wprawdzie zaklęcie na odnalezienie, ale w tym wypadku podziałało - powiedział Erick zbierając świece.
Dobra Lay, Vokial mam prośbę, pomożecie mi z zaklęciami niewidzialności ? Musimy zabezpieczyć osadę - po tych słowach elf oddalił się z nimi.

Mijał tydzień odkąd drużyna zamieszkała w lesie, jednak czekało ich kolejne wyzwanie, a mianowicie ...

Kordan

Kordan

27.08.2008
Post ID: 33554

Golem, Luther i Kordan przemierzali szczelinę, w nadziei że spotkają jakiegoś demona... Który na dzień dobry nie będzie chciał ich zjeść.
- Ja nie mogę ale tutaj śmierdzi - Warknął Luther spluwając
- Nie narzekaj - Odburknął Golem, z trudem powstrzymując odruch wymiotny, kiedy paskudny zapach zaczął się nasilać
- Chłopaki... Czy to jest krew? - Zapytał Kordan wskazując palcem na wielką jamę wypełnioną po brzegi czerwonym płynem.
- No ładnie... Błuech... - Golem nie wytrzymał i puścił przysłowiowego "pawia"
- Tak to jest krew. Do tego świeża - Przytaknął Luther
Nagle krew zaczęła bulgotać i rozlewać się poza krawędzi jamy. Koszmar jaki się objawił trzem wojownikom przerastał ich oczekiwania. Krew zaczęła przybierać postać... No właśnie ciężko powiedzieć co to było. Kordan stawiał że to będzie manifestacja na kształt dzika, Lutherowi bardziej to przypominało człowieka a Golemowi zaś wydawało się że mają do czynienia ze smokiem. Jednak człowiek, tylko że zamiast głowy ludzkiej miał kozią i sześć rąk, a wszystko utworzone było z krwi.
- Czego tu! - Warknęła istota
- Witaj bracie... - Zaczął zmieszany Kordan.
Luther podniósł miecz z obawy, że bestia zaatakuje, chociaż zdał sobie sprawę z tego że ten miecz da mu tyle ochrony co szyba przed lawiną.
- Jak cię zwą śmiertelniku...
- Kordan Wilk Vicers technik - magobójca do usług... A w zasadzie to ja prosił bym ciebie potężny o zdradzenie swego imienia i wysłuchanie mnie.
Demon zmrużył przekrwione ślepia i machnął ręką. Pojawiła się duża klepsydra.
- Masz godzinę...

- I tak znaleźliśmy się tutaj. - Skończył Kordan. Zostało jeszcze trochę czasu.
- A więc mówisz że Fiona i Kmis'ir są zgładzeni?
- Tak...
Demon zmrużył oczy. Fionę znał z widzenia. Miał przyjemność widzieć ja w akcji. A Kmis'ir był wszędzie znany.
- Czego oczekujesz?
- Krwi - Powiedział Kordan
- Krwi... Mogę wam pomóc... Dawno nie opuszczałem Grodu Disa, więc myślę że czas najwyższy ruszyć się i poszukać ofiar.
- Przepraszam. Chcesz panie powiedzieć że jesteśmy w Grodzie Disa? - Zapytał Kordan z niedowierzaniem. Demon nie odpowiedział tylko odsłonił Bramę. Oczom całej trójki ukazał się widok niebywale straszny. Potępieni spadający prosto do wiecznego ognia, hydry pożerające dusze i wiele innych rzeczy o których mowa napełniła by wasze serca niepokojem...
- Kim ty jesteś panie... - Zapytał Luther prawie rozpaczliwym głosem
- Zwą mnie Holdar spaczony, witajcie w Grodzie Disa...

Laysander cisnął kamieniem w golema, starając się odwrócić jego uwagę od nieprzytomnego Ericka.
- Hej tłuku! Rusz no się do mnie!
Golem podniósł głaz i cisnął nim w stronę wojownika. Laysander zręcznie odskoczył i wyciągnął miecz.
- Vokial przypakuj mu czymś w plecy!
- Ta jest. Amoremorte!
Ciekawe zaklęcie. Linia cienka jak włos wystrzeliła z tytanowego olbrzyma przebijając go na wylot. Golem gniewnie się szarpnął i ruszył w stronę wampira. Laysander zręcznie niczym łania przebiegł między nogami golema i ciął go mieczem w udo. Bestia przeszyta magicznym ostrzem uklęknęła chcąc wydobyć z rany miecz. Lay odskoczył za Vokiala i dał się popisać Durinowi. Krasnolud dobył topora. Runiczne symbole wygrawerowane na uchwycie zaczęły jarzyć się błękitem. Duchy lodu napełniły runy. Ponieważ Durin, jak to krasnolud lubi, czasami wypić, tak i teraz stan alkoholowego upojenia, dodał mu sił.
Nie minął kwadrans, a z golema zostały tylko bryłki...
- Moja głowa...- powiedział Erick masując skroń. Nie zdążył się uchylić i dostał w głowę.
- Przynajmniej mamy na jakiś czas spokój... - Stwierdził Vokial kopiąc jedną z bryłek.

Vokial

Vokial

28.08.2008
Post ID: 33571

Vokial usiadł na kamieniu i zaczął myśleć o przywołaniu swoich "kolegów".
- Nie można więcej ryzykować, trzeba ich wezwać, możemy mieć już trudności z pokonaniem kilku takich golemów.
- Ale gdy ich wezwiesz dowiedzą się że tutaj jesteśmy.
- Zagrożenie wykrycia jest minimalne.
- Ale jest.
- Ale nawet gdyby nas wykryli, będziemy niepokonani. Tak, przywołam ich teraz.

Wyciągnął z kieszeni niewielki krążek o mruknął Elasavenne inorecto. Krążek zaczął się świecić jasno niebieskim światłem. Wampir rzucił go na ziemie i wstał z kamienia. Przez chwilę krążek coraz mocniej świecił, aż w pewnym momencie znikł. Laysander i Durin przypatrywali się tej scenie. Coś błysnęło, huknęło i w miejscu gdzie leżał krążek pojawiło się 12 postaci.
Pięć liszy, trzy wampiry, trzech ludzi i jeden elf. Durin i Laysander i rzucili się na nich z bronią w ręku. Jeden z liszy spojrzał w ich stronę, mruknął coś i przed krasnoludem i elfem pojawiły się ruchome piaski. Obaj w nie wpadli, a Vokial nic nie robił by zaatakować przybyszów albo uwolnić przyjaciół.
- Nie musiałeś ich aż tak unieruchamiać, mogłeś ich po prostu związać magicznymi linami. - powiedział wampir i popatrzył w stronę Laysandera i Durina, którzy wytrzeszczali oczy ze zdziwienia. Vokial wyciągnął w ich kierunku rękę i piaski przestały ich wciągać coraz głębiej.
- Tak mistrzu. - odpowiedział lisz.
- A nie możemy ich po prostu zabić? - zapytał człowiek uzbrojony w dwa sztylety.
- Nie, pomagają mi w misji. - odpowiedział Vokial.
- Przywołałeś nas byśmy pomogli ciebie w misji? - zapytał elf.
- Tak. - powiedział wampir i odwrócił się do Durina i Laysandera. - To są sojusznicy i tyle a razie wam wystarczy o nich wiedzieć. - mruknął i wyciągnął ich z piasków. Laysander i Durin pomaszerowali w stronę Ericka który zaczynał powoli odzyskiwać przytomność.
- Trzeba umocnić obóz i wystawić straż. Zróbcie to sami, ja muszę coś innego zrobić. Aha i gdyby tu przybyłą grupa elfów i pół-demon to macie ich wpuścić. - powiedział Vokial zwracając się do grupy. Przez chwilę coś między sobą gadali, a później się rozeszli w różnych kierunkach. Vokial zaś, usiadł na tym samym kamieniu i zaczął znów wykreślać drogi do Twierdzy Bractwa.

Erick

Erick

28.08.2008
Post ID: 33574

Erick ocknął się. Jego oczom ukazały się twarze Laysandera i Durina. Powoli podniósł głowę.
- Co się stało ? - spytał towarzyszy.
- Dostałeś w głowę - odparł Laysander.
- Gdzie on jest ? - spytał ponownie.
- Załatwiliśmy go - odpowiedział tym razem Durin.
Erick powoli wstał i od razu upadł czując bul w karku. Popatrzył za siebie i zobaczył lisza trzymającego laskę. Erick nie czekając, sięgnął do kieszeni i wyciągnął wodę święcona, gotowy do zabicia nieumarłego.
- Spokojnie, to sojusznik - powiedział Vokial, powstrzymując Ericka. - Zapomniałem, on też jest z nami - Vokial wskazał Ericka.
- Kim on... a raczej, kim oni są ? - spytał Erick.
- Moi dawni uczniowie, przywołałem ich - odpowiedział wampir, widząc minę Ericka, dodał - Bractwo z pewnością już wie gdzie się ukrywamy...
- Nie o to chodzi, tak na pewno wiedzą, tylko... - zaczął mówić, wstając. - Tylko nie myślałem, że będziemy współpracować z nieumarłymi.
- Przyda się pomoc kilku wojowników, a rzeka z pewnością ich przepuści, w końcu są z nami - odpowiedział Vokial.
- Dobra, nie możemy tak wiecznie siedzieć, macie jakieś pomysły co do napadu na bractwo ? - spytał elf.
- Na razie musimy się bronić, widziałem oddziały nieumarłych przed rzeką - odparł Vokial.
- Nie wiem jak długo im to zejdzie, ale w końcu przejdą - dodał Durin.
- To nie takie proste, rzekę chronią dusze elfich druidów, tylko ktoś od wewnątrz może ich przepuścić, pod warunkiem, że zna hasło-zaklęcie - powiedział Erick śmiejąc się. - To moja sprawka.
- Nie widzieliście Fergarda ? Od wczoraj go nie widziałem - spytał Laysander.
- Pewnie błąka się po lesie - stwierdził Durin.
- Możliwe, ale czas na statystyki - powiedział Vokial, po czym poszedł
z towarzyszami, pokazać im swoje plany.

Kordan

Kordan

28.08.2008
Post ID: 33578

Kordan, Golem i Luther po przedstawieniu Holdarowi swoich racji, w końcu przekonali go do pomocy w walce z bractwem. Demon obiecał wysłać gońca do brata Kmis'ira - Zoltera i powiadomić go o śmierci brata i obowiązkach jakie mu pozostawił.
Nasi bohaterowie opuścili Gród Disa i zaczęli się zastanawiać jak dostać się do punktu zbornego. Ciągle byli na terenach podległych Bractwu. Wystarczyło że napotkają chociaż jeden zwiad, a zaraz wszystko co martwe i złe rzuci się na nich.
- Kurde Kordan ty lepiej znasz okolicę, wymyśl coś. - Naciskał Luther
- Chłopie co ja mogę! Nigdy nie byłem na dnie wąwozu.
- No to mamy ciepło - Westchnął Golem
- Możemy iść w górę rzeki. Na pewno wyjdziemy na szczyt, ale lisz pewnie już rozesłał swoich truposzy więc mowy nie ma o zakradaniu się... Jak pójdziemy w dół to może nie natrafimy na mroczne elfy, które są pod komendą Wierzy mgieł... Chyba, że...
- Chyba że co? - Zapytali razem półbies i inkwizytor
- Pod górą są stare tunele krasnoludów. Krasnoludy się z nich zabrały kilka lat temu po wyeksploatowaniu wszystkich surowców. Zaczęły kopać koło Wrzosowisk Michuna, czyli za naszym lasem. Wyszli tutaj. Dla nieumarłych te tunele nie mają znaczenia strategicznego, więc raczej ich tam nie spotkamy... Mamy trzy drogi, wy wybieracie ja was poprowadzę... Przy odrobinie szczęścia może wyjdziemy cało z tej awantury...

Durin

Durin

28.08.2008
Post ID: 33596

Krasnolud stwierdził że może nie uda im się przeforsować murów bractwa i z wszystkiego będą nici.
Durin zaczął myśleć z kąt by jeszcze mogli dostać jakieś wsparcie ,
i nagle przypomniało mu się,że w pobliżu znajduje się strażnica
jego starej znajomej Cyli.Po chwili krasnolud chwycił pióro i nabazgrał coś na pergaminie,
Durin przyczepił kartkę sowie.
-zanieś wiadomości Cili.- Zaszeptał do ucha sowie krasnolud.
Sowa wzbiła się na niebo ,i poleciała w stronę gór.
Krasnolud oczekiwał już 2 dobę na odpowiedzi od swoich starych zanajomych.
Nagle Durin usłyszał szum w koronach drzew.Sowa usiadła na gałęzi obok niego
,a ten zdjął pergamin z sowiej nogi.I zaczął czytać na głos:

Drogi Durinie ,niestety nie mogę ci przysłać oddziału Grora.
Za to przybędzie do ciebie Fili stalowo ręki z jego oddziałem
kamiennych golemów ,a i wysłałam ci 10 kuszników po dowództwem
Thorina ,tak jak prosiłeś.Wsparcie Przybędzie za 4 dni.Będą
czekać przed Wieżą mgieł.

Durin był aż tak uradował tym faktem ,że jednym susem zleciał z drzewa.

Vokial

Vokial

28.08.2008
Post ID: 33599

Vokial obudził się w nocy, przez jakieś szepty. Otworzył oczy i wstał z koca. Dwóch liszów rozmawiało po cichu. Gdy wampir wstał obaj umilkli. Podszedł do nich i spytał.
- Dlaczego nie śpicie, albo nie udajecie że śpicie?
- Dzisiaj obaj zauważyliśmy coś dziwnego, te elfy o których mówiłeś czaiły się w krzakach niedaleko od naszego stanowiska. Wyglądały na wrogie, bo gdy ich zobaczyliśmy wyciągnęły łuki i oddaliły się. - powiedział jeden z liszów.
- Pewnie myślały że wdarliście się do naszego obozu. Nasi wrogowie wyglądają podobnie. Następnym razem zawołajcie mnie gdy ich zobaczycie. - powiedział Vokial, położył się i znów usnął.

Rano obudziły go dźwięki... naciąganych cięciw i magicznych pocisków. Szybko wstał z koca i wyszedł z domku. W obozie rozpętało się piekło. Elfy strzelały z łuków, jego uczniowie walczyli mieczami, sztyletami i używali magii. Przez chwilę elfy przestały strzelać i spojrzały na niego, po czym zaczęły strzelać. Schował się za drzewem do którego zaczęły wbijać się strzały.- No ładnie, myślą że im pomagałem w opanowywaniu obozu. - pomyślał wampir i wyjrzał lekko. Kilka Elfów leżało martwych, resztę prawie wszyscy byli ranni. Jego grupa zaś była prawię nietknięta, tylko dwóch ludzi i jeden elf było rannych. Spojrzał później w stronę Durina, Laya i Ericka. Wszyscy spali.- No tak, ich to nic nie obudzi. - pomyślał Vokial i spojrzał w stronę laski która była w chatce.- Nie wejdę już tam, trzeba coś wymyślić. - pomyślał i wyjął swój sztylet. Szybko wychylił się zza drzewa i rzucił w kierunku ramienia jednego z elfów. Rzut był prawię idealny. Wbił się w ramię elfa który jęknął z bólu. Efekt był prawię natychmiastowy. Elf przestał strzelać w jego uczniów, a zaczął w elfy. Elfy nie przygotowane na coś takiego, umierały jeden po drugim. Gdy dopiero się zorientowały, zostało ich zaledwie pięć. Mając wtedy szansę, Vokial wszedł do swojej chatki wyjął z niej swoją laskę.Jego pierwszy pocisk lecący w powietrzu uderzył w elfa który miał wbity w ramię jego sztylet. Trzy elfy które zostały, zaczęły się wycofywać do lasu. Vokial przestał "strzelać" i pokazał swoim uczniom, żeby też przestali. Dwóch liszy którzy w nocy rozmawiali o Elfach podeszło do niego chcąc mu wytłumaczyć co się stało że ich zaatakowali.
- Nie musicie mi mówić nic o tym, wszystko wiem. - powiedział Vokial i usiadł na najbliższym kamieniu, by wymyślić następny plan.

Erick

Erick

28.08.2008
Post ID: 33610

Nagle troje elfów wleciało do obozu. Za nimi wyszedł Erick. Vokial popatrzył w stronę chatki. Spała tam osoba wyglądająca dokładnie tak jak Erick.
- A masz ty łachudro ! - zawołał Erick, rzucając kulami w elfy.
Po elfach została tylko kupka piasku. Vokial popatrzył na Ericka, nie pewien co ma zrobić.
- Ale daliście się wrobić - powiedział elf. - Patrzcie :

Zło, które tu przybyło
Niech idzie skąd się zjawiło
Wzywam mocy chór
Niech zniknie ten iluzji stwór

Nagle ciała elfów zaczęły się zmieniać. Po chwili przed Erickiem stały szkielety, ubrane tak jak elfy.
- Ktoś ich nasłał, żeby zniszczyły nas od środka. To dowód, że pokonali rzekę, albo ktoś ich wpuścił - powiedział Erick.
Vokial popatrzył do chatki, zamiast Ericka spał lisz, ubrany jak on.
- Słodkich snów - powiedział Erick, rzucając kulę unicestwienia w lisza.
Po nieumarłym nie zostało śladu.
- Co ty robiłeś w lesie - spytał wampir.
- Nie mogłem zasnąć, spacerowałem - odparł.
- Dobra chodźmy, trzeba poszukać prawdziwe elfy - powiedział elf i wraz z Vokialem, udał się do lasu. Nie przeszli wiele, gdy znaleźli 20 elfów, przywiązanych do pobliskich drzew.
- Nie wiem co się stało pamiętam tylko, że ... nic nie pamiętam - powiedział dowódca, po rozwiązaniu.
- Nie dziwię się, zaczarowali was - odparł Vokial.
- A twoi uczniowie sami wskazali nieumarłym osadę, inaczej by nie trafili ... dobra chodźmy powiedzieć reszcie - powiedział Erick, ale po chwili stanął. - Nigdzie nie widziałem Fergarda, to on ich wpuścił. Tylko tyle, że nie znał zaklęcia, którym zabezpieczyłem rzekę. Pewnie zwłoki zdrajcy pływają po rzece. Wpuszczając ich popełnił samobójstwo - dokończył, idąc ponownie w stronę osady.

Erick spacerował, nie wiedział czy mają jakieś szanse w pierwszej bitwie z Bractwem, według planów mieli zaatakować Wieżę Mgieł dokładnie za 2 dni, o północy. Zdobywając Wieże zniszczą zaklęcia obronne siedziby Bractwa, a kolejne ich rzucanie zajmie nekromantom kilka tygodni. Plan był niezły, ale mógł nie wypalić.
- Dobrze, że Cylia zgodziła się udostępnić nam wsparcia - pomyślał elf.
Spacerował wzdłuż rzeki spoglądając na pagórki, ale nie dostrzegł nekromantów. Nagle zobaczył zielony płaszcz, unoszony przez fale rzeki.
Podszedł bliżej i dostrzegł postać na drugim brzegu, nie był to Fergard, ale
pół elf.
- Podejdź może to sojusznik - powiedział głos w głowie Ericka.
- Albo wróg, fale wyrzuciły go na tamten brzeg - odparł drugi.
- Zaklęcia, które rzuciłem zabezpieczają przed dobrymi i złymi - powiedział pierwszy głos.
- A może to sztuczka Bractwa - odpowiedział drugi.
- Możliwe, ale on może umrzeć - powiedział pierwszy.

W końcu górę nad rozsądkiem wzięła ciekawość. Erick wszedł do rzeki i mruknął:
Solenus erbe drakus,
amed derne solem
esbe derwe urkus
alke sene morlem

Zaszumiało, po czym elf wszedł do wody. Była nadzwyczaj zimna. Przeszedł
na drugi brzeg, podniósł bezwładne ciało pół-elfa i nie czekając na nikogo, pośpiesznie wszedł z powrotem. Ogromna fala pozwała go i tajemniczą osobę. Nagle znaleźli się na drugim brzegu. Erick szybko rzucił zaklęcia, które wcześniej zdjął i pośpiesznie udał się do osady.

Miron

Miron

28.08.2008
Post ID: 33612

Erick zabrawszy ciało półelfa do jednej z chat, ukradkiem zaczął poić go miksturami uzdrowienia, sporządzonymi na poczekaniu. Reszta dowiedziawszy się o tym, przygotowawszy broń czekała przez parę godzin, aż się obudzi.
- Co ? Gdzie ja jestem - zawołał, próbując wstać, po krótszej namowie. Został na posłaniu i opowiedział Erickowi o swoim ojcu, mieszkającym kiedyś w tym lesie. Znał go i szanował, ale nie wiedząc o nowych czarach, rzuconych przez Ericka, rzeka go nie rozpoznała i niemal by zginął.
- Jak masz na imię półelfie? - wykrzyknął zdenerwowany Laysander.
- Jestem Miron, szanowny panie - odpowiedział spokojnie syn druida. -P ostanowiłem dołączyć do wyprawy.
Reszta nocy upłynęła na omawianiu planów przez tą odważną piątkę.

Kordan

Kordan

28.08.2008
Post ID: 33618

Draken przechadzał sie wzdłuż rzeki i poznawał zaklęcia, które ją broniły. Na pergaminie zapisywał sobie z jakimi zaklęciami ma do czynienia, w celu dokładnego ich zbadania w wierzy. Jego odziany w czerń towarzysz już doniósł mu o ucieczce Kordana, ale jedyna dobra wiadomość była taka, że piekielna ofensywa została odłożona. Co prawda Imperium wilków już zaczęło wysyłać pierwsze podjazdy, mające na celu rozpoznanie sił bractwa, ale generał zgromadzenia - Baron de Saman obiecał posiłki, swym podwładnym.
- Stań się - Powiedział wymachując berłem. Pojawił się błotny golem. - Idź tam - Wskazał na zagajnik po drugiej stronie rzeki.
Fala błyskawicznie zmiotła istotę z powierzchni ziemi. Draken chciał sprawdzić szybkość z jaką porusza sie strumień i nie spodziewał sie aby sforsowała ona rzekę. I wtedy wpadł na pomysł.
- A może by tak gargulce...

Czarny lisz stał za Vokialem i przyglądał sie z zaciekawieniem jego Lasce żywiołów. Jego pierścień zajarzył się małym światełkiem i po chwili w jego wnętrza wysunęły się dwie czarne macki, które zaczęły oplątywać kostur. Laska nagle zawrzała i roztopiła macki i kamień znajdujący się w pierścieniu. Stopiony kruszec kapnął na palec lisza wypalając w nim dziurę. Mag z trudem zamienił warknięcie w lekko słyszalne westchnienie. Vokial odwrócił się, lecz nie zobaczył nikogo, po chwili wzruszył ramionami i zabrał się do roboty. Lisz wiedział już wiele. Teraz miał zamiar wykorzystać tą wiedzę. Machnął ręką i w sekundę znalazł sie w swoim sanktuarium.
- No to już wiem jak sforsować rzekę - Stwierdził i wybuchł szaleńczym śmiechem.

Hellscream

Hellscream

28.08.2008
Post ID: 33619

Nastał nowy dzień. Vokial był już na nogach. Erick najwyraźniej nie mógł spać, gdyż oczy miał silnie podkrążone u zaczerwienione. Durin jeszcze chrapał. Miron bełkotał coś przez sen. Laysander...cóż mrocznego kapłana nie było na horyzoncie.
- Wiesz może, gdzie podziewa się Lay? - spytał wampir elfa.
- Przebąkiwał coś o sprawdzeniu bariery... - mruknął wymijająco Erick.
- Tak się zastanawiam... czy rzeki nie można przepłynąć? - spytał Vokial.
- Cóż, ty nie mogłeś - rzekł elf.
- Tak, ale ptaki z łatwością przelatują - powiedział przechodzący elf łucznik.

Vokial odszedł do innego miejsca i usiadł na kamieniu. Erick tkwił w zadumie. W między czasie obudził się Durin.
- Czołem kompania! - krzyknął.
- Dobry, dobry... - mruknął Erick. Zanim jednak zaczęli rzomawiać, pojawił się Laysander.
- Witajcie. Rzeka czysta, nic nie przeszło - powitał się Lay.
- Świetnie, świetnie... - rzekł Vokial.

I w tym momencie nadleciał orzeł. Wielki, o skrzydłach 1,5 m rozpiętości. Orzeł wylądował - i zmienił się. Zamiana była krótka, przesłoniona mgła. Drużyna magów w jednej chwili się cofnęła.

Stała przed nimi straszliwa istota. Wyglądała niczym wielki, demoniczny człowiek. Miał zielono - niebieską skórę. Z jego czoła wyrastały dwa krótkie rogi. Jego oczy były niczym węgle, a źrenice były odurzająco białe. Zęby i pazury również były barwy węgla. Mierzyła 3 metry i miała długie, czarne włosy. Ubrana była w lekką, skórzaną zbroję i coś na kształt kiltu z kolczugi. Przez plecy miała przewieszony wielki miecz.

Niemal podręcznikowy przykład Ogrowego Maga.

- HAHA! Bidne ludziki! Jam jest Feng Złamany Kieł! Mistrz magii! - ogr miał tubalny, grzmiący głos.
- No i jesteśmy w d... - Lay nie dokończył, gdyż Vok złapał go i powalił na ziemię, jednocześnie ratując przed nadlatującym stożkiem zimna, który przebił drzewo. Elfy popatrzyły bezradnie - ich strzały nie wyrządziły by szkód ogrowi.
- Giń, poczwaro! - ryknął Durin, rzucając się z toporem na Fenga. Topór zadzwonił o miecz. Runy zaświeciły, miecz rozświetlił się bladą zielenią.
- Co..do... - stęknął Durin, zanim ogr zbił jego topór i odrzucił go kopniakiem.

Vok stanął obok Ericka. Rzucili sobie krótkie spojrzenia, po czym uderzyli magicznymi pociskami. Jednego ogr uniknął, drugi trafił go w pierś. Ogr zrobił krok do tyłu. Uderzył silnie, błyskawicą. Magowie mimowolnie odskoczyli na boki.
- Głuptaki! Nie dacie mi rady! - wrzasnął ogr, podnosząc Durina za brodę i uderzając nim w najbliższe drzewo. W tym czasie podniósł się Laysander. Miotnął swą ostateczną bronią - kulą unicestwienia. Ogr momentalnie zmienił się w kobolda i skoczył na Lysandera, unikając pocisku. W połowie skoku, Feng wrócił do normalnej postaci. Laysander nie mógł wytrzymać walącego się 400 kilowego cielska. Ogr powalił go szczupakiem, po czym przetoczył się na bok i wstał. Podniósł Laysandera i rzucił nim w krzaki.
- To najlepsze na co was stać?! Więcej, na razie tylko przysmoliliście mi zbroję! - ogr darł się strasznie. Nie dane mu było robić to dłużej, gdyż oberwał całą chmarą elfickich strzał. Oberwał prosto w twarz.
- AAA! Moje oczy! - darł się z bólu ogr. Vokial i Erick widzieli tu swoją szansę. Miotnęli zaklęcia, odpowiednio oszołomienie i gąszcz cierni. Ogr zatoczył się, ale ciernie nie odniosły skutku. Może poza rozwścieczeniem ogra, który zawczasu wyrwał strzały z twarzy.
- Wy...wy...gińcie! - wrzasnął ogr i przybrał gazową postać. Zdezorientowani magowowie zaczęli się oglądać.

Tymczasem Feng pojawił się za ich plecami. Bezszelestnie się zmaterializował. Nie miał już żadnych ran. Żeby było tragiczniej - otoczył się chmurą ciemności. Vok i Erick nie wydali głosy. Po prostu po chwili wylecieli przeciwnymi bokami z chmury. Ogr najwyraźniej wziął ich metodą "na kozła" - potężnie trzasnął łbem jednego o drugi. Ale w tym czasie Miron odrąbał mu rękę.

Ogr zawył z bólu. Płazem miecza odbił Mirona na pobliski krzak. Przystawił ramię do kikuta. Wrzasnął jakieś gusła i przekleństwa - broń elfów wyrwała im się z rąk, a oni sami polecieli do tyłu. Mijały sekundy...dziesiątki sekund...minuta. Ogr zabrał rękę. Kończyna była jak nowa. Po prostu przyrosła.
- Musze przyznać, że nawet dobrze walczyliście - warknął ogr.
- No upuść agresji, skończ z nami - rzekł słabo Lay.
- Właśnie, ty najemnicze ścierwo Bractwa - warknął Erick. Ogr na to się roześmiał.
- Widać nawet nie wiecie jakich dobrych i hojnych sojuszników macie! Przysyła mnie wielki wódz Grommash "Grom" Hellscream! Mam wam pomóc w waszym zadaniu, jakiekolwiek by nie było. I mam list do wampira - w tym momencie Feng podał wampirowi pismo. Vokial złamał pieczęć i zaczął czytać na głos. List był krótki:

Caedmill, jak zwykł mawiać admirał Tarband.
Vokialu, mam nadzieję że Feng nie poturbował was za mocno.
To mój dobry przyjaciel. Jest czarownikiem, tak jak wy. Dopomoże wam w waszej misji, jakakolwiek by ona nie była.
Piszący w imię Hordy
Hellscream
PS
Fergard powiedział mi o trapiących was kłopotach, więc postanowiłem pomóc.
PPS
Aries, Deek, Genn i cała ferajna pozdrawiają

- Znaczy dobrze czy źle? - spytał po chwili ciszy Lay.
- Dobrze. Hellscream to mój dawny druh i kompan w niedoli. To zresztą materiał na dłuższą historię.
- Ano. Jestem wam zawsze do pomocy - po tych słowach Feng wykrzywił się w uśmiechu i skłonił rogaty łeb.
- Ciekawym, czemu próbowałeś nas zabić? - stęknął Durin.
- Nie zabić, a pobić. Gdybyście mnie zabili, to byście nie potrzebowali mojej pomocy. Proste, nie? - spytał Feng. Durin tylko machnął dłonią.
- Co potrafisz, ogrze? - spytał Erick.
- Dużo rzeczy. Jestem czarownikiem, znam się na magii. Umiem pisać zwoje i warzyć eliksiry. Potrafię latać. Mogę zamienić się w gaz. Mogę być niewidzialny. Mogę zmieniać się w duże, małe i średnie zwierzęta i humanoidy. Mogę regenerować swe rany. Kopńczyna przystawiona do kikuta odrasta. Jesli utniesz mi łeb a ktoś mi go przystawi to się zrośnie. Jesli wyrwiesz mi serce, a ja je przystawię - przyrośnie. Mogę...
- Dobrze, rozumiemy. Jesteś bardzo silny, bardzo potężny. Na pewno się przydasz.
- Jak każdy ogrowy mag - wyszczerzył zęby Feng.
- Moje pytanie - jak przebyłeś zaporę? - spytał Erick.
- Normalnie. Zamieniłem się w orła i przeleciałem. A teraz muszę odpocząć, bo przebyłem długą drogę - z tymi słowami ogr runął momentalnie na ziemię.

Durin wziął do ręki topór.
- Możemy mu zaufać? - spytał podejrzliwie.
- Cóż...Hells nigdy mnie nie zdradził. A poza tym, to aż żal tracić takiego...kompana jak ten ogr - z tymi słowami Vokial odszedł. Pozostaje im czekać na wsparcie lub powrót Kordana. Albo na cud. Jedno z dwóch, bo sami się nie wybronią...Albo mogą ruszyć na miejsce spotkania...Czas pokaże ich wybory.

Miron

Miron

29.08.2008
Post ID: 33625

Miron z czasem przyzwyczajał się do Obozu, biorąc nauki walki wręcz od Durina i rozmawiając z Erickiem o dzikiej naturze, Laysander lubił dowiedzieć się od niego o paru ziołach leczniczych, zaś Vokial zdecydowanie starał się go poduczyć paru zaklęć, ale niereformowalny młodzian niezbyt się nadawał na Maga, więc prędko zrezygnował. Sporo czasu spędzał także na doskonaleniu celności. Laysander choć nieufny do półelfa zaczął go lubić. Miron w dzień trenował , a w nocy rozmawiał z resztą i śpiewał stare elfickie ballady.

Spacje tylko PO przecinkach i innych znakach interpunkcyjnych - do poprawy. I nie używaj Enter bez powodu. Wersy tekstu same ładnie się przeniosą. - Sul

Kordan

Kordan

29.08.2008
Post ID: 33626

Tego wieczoru w Ostatnim oddechu panowało wielkie zamieszanie. Przyjechały posiłki i sam generał bractwa - Baron de Saman. Baron był wampirem. Ale nie byle jakim, mało nie uniknął unicestwienia z ręki inkwizytorów. Stracił także rękę i jedyne co w nim przypominało wampira to kły, bo reszta ciała spłonęła podczas pożaru.
Baron siedział na fotelu i słuchał raportu składanego mu przez Drakena i czarnego Lisza. Teraz zeszło na rozmowę, o wyprawie prowadzonej przez Ericka.
- Widzisz panie - Powiedział Draken rozkładając na stole mapę okolicy, do mapy były dołączone zdjęcia uczestników wyprawy. Był Tam Erick, Durin, Vokial i jego uczniowie, Laysander, Kordan. Nie było na tomiast nic o posiłkach zwołanych przez Durina i nowym ogrzym towarzyszu - Chyba nawet jednego z nich udało nam się zabić.
- Którego?
- Kordan, wpadł w naszą zasadzkę. Przy okazji udało nam sie zażegnać niebezpieczeństwo ze strony demonów.
- Te, zaraz... Czemu nic nie mówiliście, że demony szykowały ofensywę? Kto miał nią dowodzić?
- Kmis'ir
- I co z nim?
- Nie żyje...
- Chociaż tyle. A co z tym całym Kordanem?
- To znaczy tak zleciał w przepaść i tyle go widzieliśmy, czas pokaże czy przeżył, czy też nie...
- Dobrze... Wspominaliście coś o rzece, ponoć nieźle zaczarowana
- Tak... Spójrz panie - Zastukał palcem po mapie - Zaklęcia są silne, ale nie potężne. Jutro pewnie zdołamy przejąć nad rzeką kontrolę. Nasze wojska tylko czekają aby ich stratować.
- Co tam posłałeś? - Zapytał Baron
- 20 gargulców, 70 jeźdźców i golemy, ale jeszcze nie wiem ile ich jest bo te załatwiał Draken
- No dobra... Mamy jakiś szpiegów w ich szeregach?
- Jaszczurzy golem i Luther, są nasi.
- W porządku, zostanę u was przez miesiąc i przygotuję obronę, przed Imperium wilków i demonami...

Tymczasem w obozie. Laysander i Vokial rozmawiali o całym zajściu.
- Coś podejrzany jest jen ogr, najpierw nami miota a teraz kolega się zrobił - Zauważył Vokial - Jak coś będzie kombinował to mu z tyłka rozliczenie zrobię.
- Ano... Miałem mu ochotę z implozji przywalić, ale jak przyznał się że jest z nami, to mu odpuściłem... Co jest Durin?
- Eh... Stara bida, dajcie popykać - Powiedział krasnolud wyciągając rękę do Laysandera, kapłan podał mu swoją fajkę - Ahhh... Tak lepiej. No więc... Co sądzicie o ogrze?
- Cieć - Burknął Vokial
- Kloc - Powiedział Laysander
- Taaa... Dawno tak dopakowanego gościa nie widziałem... Ważę z całym ekwipunkiem ok. 200 kilo, a ten mnie podniósł jak piórko...
Wszyscy trzej obejrzeli się na śpiącego ogra. Ściskał swój miecz jak pluszowego misia.
- Daj mi jeszcze wina - Poprosił Laysander, Vokiala.
- Dziwne... Kordan długo nie wraca... Wydaje mi się że demony już powinny oblegać Wierzę mgieł, a jak na razie cisza...
- Nom... Mam dziwne wrażenie że coś mu się stało - Dodał Vokial
- Wiecie śniło mi się coś o Kordanie... Że spadał - Wyznał Laysander
- No ładnie... - Westchnął Durin

Fergard

Fergard

29.08.2008
Post ID: 33631

Tymczasem, u Kordana, Golema i Luthera...

- Dobra, poddaję się. Jeżeli możemy tędy przejść bez walki, jestem za. - Mruknął Luther, wskazując na kopalnie i poprawiając swój inkwizytorski młot na ramieniu.
- No i fajnie. - Dodał Gol, lekko podbudowany na duchu. Kordan bez słowa wszedł do kopalni, prowadząc półdemona i inkwizytora...

Minęło kilka godzin...
- Długo jeszcze? - Zapytał zmęczony Gol. Nigdy nie był orłem, jeśli chodzi o wytrzymałość.
- Jeszcze chwila... Przynajmniej nic nas tu nie zaatakuje... - Mruknął w odpowiedzi Kordan. Nagle w dość ciemnej kopalni rozbłysło. Na tyle mocno, by oślepić prowadzącego Kordana...
Po chwili drużynę otaczała ponad dwudziestka ludzi w skórzanych pancerzach. Dość nietypowych, bo służących także za hełmy. Jeden z nich miał procę w ręku. "Już chyba tego typa widziałem... Zaryzykuję...", pomyślał niespokojnie Jaszczurzy. W tym czasie typ z procą zapytał cicho:
- Jeleń, Niski Klucz, Wyższy Klucz, Wytrych czy Skrzynia?
- Co? - Odpowiedzieli pytaniem na pytanie Luther i Kordan.
- Dwa jelenie i Wyższy Klucz. - Odpowiedział spokojnie Gol. - Giriza nas widzi. - Na twarzy procarza wykwitł uśmiech. Odezwał się wesoło:
- Wiedziałem, że skąś znam tą gębę! Fergard Stratoavis, przyjaciel Rodziny i zaciekły wróg Stowarzyszenia!
- Też wiedziałem, że cię skąś pamiętam! - Odparł wesoło półdemon. - Proca, najlepszy procarz w całym Antaloor i prawa ręka Akiego Hosuno. - Proca i Gol podali sobie ręce. - Co robicie aż tak daleko od Antaloor?
- Nie myślałeś chyba, że Rodzina ma wpływy tylko w Qudinarze, Cathalonie, Tharbakinie i kilku mniejszych miastach? Rozszerzamy działalność celem lepszego poznania Bractwa Czarnej Ścieżki...
- Wy też stoicie przeciwko Bractwu? - Zapytał Luther z niedowierzaniem.
- Wolimy określenie "obserwatorów"... - Odparł Proca wesoło. - Chodźcie, zaprowadzimy was do kryjówki...

Erick

Erick

29.08.2008
Post ID: 33635

Erick poszedł nad rzekę, zastanawiał się jak to możliwe, że ptaki przelatują bezpiecznie ponad barierą. Vokial nie mógł.
Elf szedł lasem. Nagle zatrzymał się.
- Możemy to wykorzystać, Bractwo się nie domyśli. Posiłki mają czekać przed Wieżą Mgieł o północy. Zwiadowcy się nie domyślą - pomyślał Erick.
Pobiegł szybko do obozu, słońce zachodziło.
- Jak chcemy dotrzeć do Wieży o północy, musimy się śpieszyć - powiedział Vokial.
- Nie musimy, mam pomysł - powiedział Erick. - Przelecimy nad barierą, tak jak Feng. Sporządzę eliksiry zmiany, wymyślę zaklęcie przemiany w ptaki. Jak dolecimy do Wieży, Feng nas zamieni - powiedział.
- Tak, tylko czy możemy na nim polegać - odparł Durin, patrząc na Fenga.
- Masz jakieś wątpliwości krasnoludzie ? - spytał Feng.
Durin nie odpowiedział.
- Świetnie, elfy zostaną w osadzie, aby ją bronić w razie czego, Vokial przywoła uczniów przed Wieżą - tym razem Erick zwrócił się do nieumarłych. - Idę sporządzić eliksiry i zaklęcie.
Erick oddalił się. Wyciągnął kociołek i księgę. Po godzinie stały przed nim 5 butelek z zieloną esencją i dwa rulon z zaklęciami.
- Bierzcie, wypijcie to, Feng to zaklęcie odmienienia. Przeczytasz jak będziemy pod Wieżą - powiedział elf, podając butelki : Durinowi, Vokialowi, Lasanderowi i Mironowi.
Po wypiciu powiedział :

Istnienia niegodziwe pośród nas się błąkają
W różnych formach dusze się osiedlają
Niech za czaru tego sprawą
Wszyscy się ptakami staną

Po chwili przed Fengiem stało 5 ptaków : Miron-jaskółka, Durin-wrona,
Vokial-kruk, Laysander-myszołów, Erick-sowa. Każdy ptak trzymał w szponach, miniaturki swoich broni.
- No to w drogę - powiedział Feng, zamieniając się w orła.
Wszyscy polecieli, mijali drzewa lasy, następnie rzekę. Lecieli na zachód.
Po pół godzinnym locie, ukazała im się Wieża Mgieł. Górowała nad okolicą.
Była z granitu, wejścia strzegła niewielka grupa szkieletów. Kiedy wylądowali, było już całkowicie ciemno, ukryli się w krzakach, nieopodal Wieży. Feng zmienił się w ogra, wyciągnął rulon od Ericka i przeczytał :

Odwróć zaklęcie co się odbyło
By do ładu znów wszystko wróciło

Ptaki ponownie stały się : Durinem, Vokialem, Erickiem, Laysanderem i Mironem. Vokial mruknął coś i po chwili przed nimi pojawili się nieumarli.
Durin pokazał ogromnego osła na horyzoncie. Zbliżał się do nich. Wylądował
na ramieniu Durina.
- Wiadomość od krasnoludów, są na pozycjach - powiedział Durin, podając ptaku list z odpowiedzią.
- Zaraz atakujemy - stwierdził Laysander.
Wszyscy oczekiwali znaku od sojuszników.

Kordan

Kordan

29.08.2008
Post ID: 33642

Trzy... Dwa... Jeden... Na mój znak atakujemy... - Powiedział Erick, gdyż moment do inwazji wydawał się najlepszy, I nagle na horyzoncie coś się pojawiło - Stać! - Warknął do towarzyszy.
Nieumarli zaczęli ofensywę na osadę. Nazgule prowadzone przez Drakena galopowały w stronę lasu, a za nimi wlokły się golemy. Nie to jednak było najgorsze. Na niebie było około 20 potężnych kształtów przypominających nietoperze.
- Gargulce...- Stwierdził Vokial - Duże... Chyba onyksowe...
- Cholera! Jak się ta hołota rzuci na osadę to kamień na kamieniu z niej nie zostanie...
- Ale może rzeka ich zatrzyma - Stwierdził naiwnie Vokial
- Raczej wątpię. Nie wyruszali by się przecież z garnizony, gdyby nie mieli pewności że nie mamy bariery - Mruknął wściekle Durin - Na oko nazguli mają około 50... Jak zaszarżują to będziemy sobie mogli wsadzić inwazję na wierzę, bo bez zaplecza wezmą nas w okrążenie.
- To co robimy? - Zapytał Laysander
- Będziemy musieli wrócić do osady...

Erick

Erick

29.08.2008
Post ID: 33644

- Jest ich za dużo, przegramy... mam pomysł - powiedział Erick. - Feng zmienisz się w orła i polecisz do osady. Razem z elfami uciekajcie... weźcie tylko księgi magii i runy... my wykorzystamy ich nieobecność i zaatakujemy.
Feng szybko zmienił się w ptaka i poleciał.
- Do ataku ! - krzyknął Erick i wybiegł razem z innymi.
Po drugiej stronie krasnoludy rozpoczęły szturm. Pierwszy szkielet, drugi, trzeci, czwarty... Bohaterowie mijali poległych i powoli zbliżali się do Wieży. Nagle ogromna eksplozja odrzuciła wszystkich do tyłu. Między żołnierzami stał ogromny Demon Śmierci. Miał koronę zrobioną z kości ofiar.
Jego mierz był przesiąknięty krwią. Tam gdzie miała być twarz pojawiła się naga czaszka. Erick sięgnął do kieszeni. Wyjął eliksir z napisem " Przeciw Demonom" i rzucił nim w kierunku demona. Butelka rozbiła się na "twarzy" demona, jednak ten tylko wrzasnął.
- Przysyła mnie Holdar, żeby wam pomóc, a nie zabijać - wrzasnął demon.
Po czym pachnięciem ręki zabił kilka szkieletów. Bohaterowie korzystając z okazji weszli do Wieży, po czym wspinali się schodami na szczyt. Erick dostrzegł, że nie ma z nimi Mirona. - Da sobie radę - pomyślał

W tym samym czasie.

- Panie ! Tam - rzekł żołnierz do Drakena.
Dowódca spojrzał w kierunku Wieży. Jego mrocznym oczom ukazały się ogniki.
Były to płomienie palących się strzał, powbijanych w szkielety.
- Wracamy ! - krzyknął Draken do żołnierzy. - Zabijać wszystkich bez wyjątków.
Ogromna armia nieumarłych pomknęła w kierunku Wieży.

Vokial

Vokial

29.08.2008
Post ID: 33650

Vokial i jego uczniowie wdarli się jako pierwsi na szczyt wieży. Armia Bractwa maszerowała już w ich kierunku.
- Wyczarujcie pole magiczne i inne pola mogące nam teraz pomóc. - powiedział Vokial i zaczął schodzić na sam dół, by jeszcze raz wskrzesić szkielety które przed chwilą zabili. W połowie drogi usłyszał dźwięk towarzyszący magicznym pociskom. Zeszedł na sam dół i zaczął wskrzeszać szkielety. Gdy wszystkie szkielety były już pod jego kontrolą znów zaczął się "wspinać". W połowie drogi oparł się ze zmęczenia o ścianę. Gdy to zrobił, coś zgrzytnęło i w miejscu ściany pojawił się otwór wielkości drzwi. Wszedł do środka. Pokój był bez okien, pośrodku stał stół a dookoła niego fotele. Podszedł do stołu. Na nim była mapa i figurki przedstawiające jego i prawie całą drużynę. - Trzeba będzie powiedzieć o tym pokoju reszcie. - pomyślał Vokial i wyszedł z pokoju.

Durin

Durin

29.08.2008
Post ID: 33651

W tym czasie Durin porozstawiał kuszników w oknach. Fili rozstawił swoje golemy w formie kamieni przed wejściem. Obok nich stanęła bezrozumna armia nieumarłych szkieletów Vokiala. Erik szykował jakieś zaklęcia przeciw gargulcom. Vokial gdzieś się zawieruszył. Feng w formie orła rozglądał się po okolicy i czekał na przybycie nieumarłych, których miał zaatakować od tyłu. Miron z włócznią chował się w pobliski krzakach, by wystrzelić krasnoludzką flarę przed atakiem Drakena.
Wszyscy oczekiwali z zapartym tchem na posunięcie Bractwa.

Laysander

Laysander

29.08.2008
Post ID: 33652

Hordy nieumarłch wzmocnione częścią garnizonu Twierdzy Ostatni Oddech zbliżały się nieuchronnie do obrońców wieży. Pierwsze oddziały Bractwa zaczęły już gromić szkielety.
- Erick, rzuć tam jakiś czar obszarowy najlepiej inferno...na szkieletach nam nie zależy, a jest tam sporo zombiaków! - wrzasnął Laysander wskazując kocioł który utworzył się na przedpolach, ciskając tymczasem błyskawice w wampiry które pojawiły się znikąd - więcej was matka nie miała?! - wściekał się Lay.
- Ha, ha, gińcie potwory tylko zwiększacie moją armię! - rechotał złowieszczo Vokial, najwyraźniej spełniony w roli nekromanty - Durin podrzuć no parę mikstur mam pewien pomysł.
- Masz! - powiedział Durin, rzucając Vokowi kilka Eliksirów - Co chcesz zrobić? Bombę?
- Coś w tym rodzaju... - wrzasnął znów złowieszczo Vok, mieszając dziwne płyny - no mam to co chciałem! - powiedział. Rzucając w szkielety tajemniczą mieszankę, która rzucona na pole walki spowodowała gigantyczną eksplosję przetrzebiając szeregi wroga. - no, może być - mruknął.
- Nieźle Vok - powiedział z podziwem Erick zajęty dotąd czarami obszarowymi - dobra a teraz spróbujmy rzucić Armagedon. Musimy skupić naszą moc i przekazać ją na ten znak runiczny - powiedział Erick wskazując kamień leżący obok niego.

Tymczasem Miron swoją włócznią starał się niedopóścić umarlaków do wieży, do pomocy miał tylko garstkę szkieletów ale radził sobie świetnie obok niego leżała wielka góra kości i fragmentów zombiaków...