Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Literatura - inna niż fantasy"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Literatura - inna niż fantasy
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Grenadier

Kanclerz Grenadier

9.06.2007
Post ID: 16299

Troy Denning "Gwiazda po gwieździe" (Seria Star Wars, Nowa Era Jedi)

Najpierw słowem wstępu. Wybrałem na chybił trafił akurat tę pozycję, chociaż jest to jedna z kilku powieści opisujących wojnę z cywilizacją Yuuzhan Vongów. Dlaczego - bo na chybił trafił :)

Spodobał mi się pomysł po prostu. W znanych mi do tej pory opowieściach o Jedi sprawa była dość prosta. Moc załatwiała wszystko, a Jedi walczyli raczej z intrygami, bo w bezpośrednim starciu przewaga była po ich stronie. Tu jest inaczej - najeźdźcy nie są wrażliwi na moc. Nie da się im szepnąć coś w stylu "ten świetlny miecz to tylko widelec" i idą jak po sznurku. Co gorsza - goście mają zabójczo skuteczny sposób na Jedi.
Zresztą sama cywilizacja Yuuzhan Vongów jest bardzo oryginalna. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale chodzi o to, że oni nie uznają żadnych przedmiotów, w których jest coś elektronicznego czy mechanicznego. Ich "technika" opiera się całkowicie na wytworach naturalnych - np. statki kosmiczne to żywe organizmy... Podziwiam autora, że wymyślił wszystko właściwie od zera, bowiem nie ma tam zwykłych odpowiedników laserów, blasterów, komunikatorów itp. Denning musiał zbudować dla nich odmienna cywilizację, co moim zdaniem mu się udało.
Ksiażkę polecam, ale jest małe ale jak zwykle. Tłumacz trochę ja infantylizował. Zresztą - cała seria chyba jest traktowana jako pozywka dla dzieci raczej niż dojrzałych fanów SF. Cóż, trudno.

Tabris

Tabris

28.03.2008
Post ID: 25980

Już mi zarzucano, że nie umieściłem tu żadnego postu.

Orhan Pamuk "Nowe życie". Ostatnio wydane po polsku dzieło tureckiego pisarza. Historię zaczyna się od słów "Przeczytałem pewną książkę i całe moje życie się zmieniło". Historia tureckiego studenta, który przeczytał pewną (tytułu nie poznajemy) książkę. Akcja jest dość statyczna, mi tej książki nie czytało się z jakąś szczególną przyjemnością, ale ujawnia problemy nękające Turcję i turków. Jest to jeden z głównych problemów poruszanych przez pisarza w sposób mniej, czy bardziej zakamuflowany.

Jeśli ktoś chce kryminału na miarę "Nazywam się czerwień" może się zawieść. W tej książce jest jego elementów zdecydowanie mniej.

Tullusion

Opiekun Osady Tullusion

28.03.2008
Post ID: 25983

Yann Martel: "Życie Pi". Wspaniała powieść o przetrwaniu człowieka, o jego koegzystencji z dziką naturą zamkniętą w przestrzeni szalupy ratunkowej. Pi Patel, hinduski szesnastolatek, syn dyrektora ZOO, na skutek katastrofy transportowca zostaje uwięziony gdzieś w bezkresie Pacyfiku w niewielkiej łodzi wraz z hieną, zebrą, orangutanem oraz... olbrzymim tygrysem bengalskim.

Przez ponad dwieście dni uczy się trudnej sztuki przetrwania i usiłuje nie dopuścić do zachwiania kruchej równowagi, jaka zdążyła się wytworzyć na szalupie. By przeżyć i zdobyć pożywienie, zawiera niepisane pakty ze zwierzętami. Nie brak, rzecz jasna, dramatycznych scen.

Dodam, że filmowa adaptacja dzieła Martela w reżyserii Jean-Pierre Jeuneta, ma pojawić się w kinach w 2009 roku.

Moandor

Strażnik słów Moandor

1.05.2008
Post ID: 27358

Cień wiartu Zafona to książka, którą mogę szczerze polecić. Ujęła mnie taką melancholijną okładką. Ale długo stała w księgarniach a ja po nią nie sięgałem. Aż wreszcie dostałem ją w prezencie, albo z okazji świąt Bożego Narodzenia.
Pamiętam, że przeczytałem w jeden dzień. Nie chciało mi się w ogóle od niej odrywać.

Opowiada o chłopaku, Danielu, którego ojciec zabrał w wieku 7 lub 8 lat do starego magazynu, zwanego Cmentarzem książek. Zgodnie z rodzinną tradycją Daniel wybrał sobie jedną książkę, którą będzie musiał ocalić od Zapomnienia. Trafił na Cień wiatru Juliana Carraxa. Powieść go zafascynowała. Minęło kilka lat. Daniel postanowił dowiedzieć się więcej o autorze, odnaleźć inne jego dzieła, co okazuje się prawie niewykonalnym. Prawie wszystkie książki Carraxa zostały zniszczone, a te nieliczne, które istnieją również znikają w tajemniczych okolicznościach. Ktoś za wszelką cenę chce zniszczyć wszystkie egzemplarze dzieł tego zapomnianego i tak autora.
Daniel nie daje za wygraną i dalej prowadzi poszukiwania. Pomaga my w tym jego przyjaciel, Fermin, który jest w mojej opinii najciekawszą postacią książki.
Jest o historia o tym, jak książka potrafi odmienić czyjeś życie. Z książką Carraxa związana jest cała, smutna zresztą historia. Daniel z Ferminem coraz bardziej angażując się w sprawę odkrywają kolejne fragmenty układanki. Początkowo było to tylko zabawą, potem przerodziło się w pasję. Stało się także niebezpieczne.

Mocną cechą książki Zafona są postacie, wyraziste, ciekawe, charakterystyczne. Także to, że akcja kręci się wokół książek. Zawsze lubiłem takie opowieści, gdzie jedne z głównych ról grają książki.

Maszkw

Maszkw

6.05.2008
Post ID: 27513

Cortazara "Grę w klasy" polecam mocno. Jest tam wszystko o życiu, miłości, artystycznej dekadencji, erudycji i inteligencji "przegranych", Przy tym można ją czytać 1000 razy na różne sposoby i za każdym razem odkryć coś nowego - i siebie na nowo. Klasyka postmodernizmu. Świetne.

Moandor

Strażnik słów Moandor

9.05.2008
Post ID: 27693

Egipcjanin Sinuhe Mika Waltari

Aż szkoda, że tak piękna powieść nie pojawiła się na moim horyzoncie dawno temu, że dopiero nie tak całkiem dawno temu. A wczoraj kupiłem sobie własny egzemplarz w antykwariacie, w wydaniu Książnicy.

Książka jest kolejnym literackim spojrzeniem na dzieje Egiptu. Oczywiście naturalnie przychodzi mi na myśl porównanie z Faraonem Bolesława Prusa, jednakże książka napisana jest w nieco inny sposób, a jeśli coś łączy ją z dziełem Prusa to jest to wspaniała kultura Starożytnego Egiptu.

Bohaterem opowieści jest Sinuhe, Egipcjanin. Na początku poznajemy go jako małego chłopca. Książka jest właściwie przekrojem przez życie głównego bohatera, niejako pamiętnikiem (gdyż posiada pierwszoosobową narrację) Sinuhe, opowieścią o jego dziejach od małego aż do późnej starości.

Ileż magii jest w tej opowieści. Mika Waltari moim zdaniem znakomicie oddał egipskie realia, a wspaniały język powieści jest jej wielkim atutem. Czysta poezja.

Na uwagę zasługuje postać niewolnika Sinuhe, Kaptaha, które z biegiem opowieści staje się najwierniejszym przyjacielem Sinuhe. Ten zresztą w pewnym momencie czyni go człowiekiem wolnym, lecz Kaptah nadal pozostaje przy swoim panu, a mając wielką smykałkę do interesów wkrótce czyni ich obu bardzo bogatymi.
Kaptah, w zasadzie postać drugoplanowa należy do tych, bez których książka traci swój urok. Jak wyglądałby Cień wiatru, gdyby zabrać z powieści Fermina?

Polecam wszystkim Egipcjanina Sinuhe. Jest to jedna z najpiękniejszych książek jakie ostatnimi miesiącami zdarzyło mi się czytać.

A przeczytać warto, by choć w myślach móc poczuć smak legendarnego Ogona Krokodyla. :)

Moandor

Strażnik słów Moandor

11.05.2008
Post ID: 27815

Wichrowe Wzgórza Emily Bronte

Przypadek sprawił, że natknąłem się na tą przepiękną opowieść o wielkiej sile oddziaływania na wyobraźnię. Kto raz przeczyta Wichrowe Wzgórza niemal na pewno do nich powróci, by jeszcze raz przespacerować się, choć przez chwilę, po przesyconych melancholijnym pięknem wrzosowiskach. By jeszcze raz posłuchać opowieści Ellen Dean o zawiłych i smutnych dziejach rodzin Earnshawów i Lintonów, o wielkim uczuciu, w którym z biegiem czasu granica między miłością i nienawiścią stopniowo się zatarła.

Pewnego dnia stary pan Earnshaw powraca z podróży przynosząc do domu dziecko, chłopca, którego znalazł w drodze. Postanowił się nim zaopiekować i przygarnąć go do swego domu. Chłopcem tym był Heathcliff. Bardzo szybko zaprzyjaźnił się z najstarszą córką pana Earnshawa, Katy. Dzieci bardzo szybko się polubiły i spędzały ze sobą każdą wolną chwilę. Mały Heathcliff ściągnął na siebie nienawiść najstarszego syna pana Earnshawa, Hindleya. Hindley nie mógł patrzeć, że ojciec jego traktuje 'przybłędę' tak samo jak własne dzieci.
Od tego właściwie wszystko się zaczęło. Po śmierci starego Earnshawa Hindley pomiata Heathcliffem coraz bardziej. Jednak to Katy stała się niejako sprawcą wszystkich późniejszych wypadków.
Postępowania Heathcliffa nie można usprawiedliwić, jednak Katarzyna była tu przynajmniej na równi winna, jeśli nie bardziej.

Książka jest smutna, krótkie momenty szczęścia przeplatają długie okresy bólu i cierpienia. Zupełnie jak niebo nad Wichrowymi Wzgórzami i Drozdowym Gniazdem, zazwyczaj pochmurne i szare, na którym tylko czasami pokazuje się słońce.
Geniusz Emily Bronte tkwi w jej pięknym stylu, który wielce oddziałuje na wyobraźnie. Czuje się pogodę, uczucia - radość i smutek bohaterów. Książka nie pozostawia obojętnym.

Scena, w której stary Heathcliff odwiedza Lokwooda jakoś uśmierzyła moją niechęć do tego człowieka, w którym wcześniej nie było ani krzty współczucia dla bliźnich.

Moandor

Strażnik słów Moandor

12.05.2008
Post ID: 27892

Wilk morski Jack London

Pierwszy nakład Wilka morskiego, 40 tys egzemplarzy zostało sprzedane zanim trafiło do księgarń.

Książka opowiada losy literata Humhreya van Weydena. Prom, którym płynął ulega zatonięciu, a sam van Weyden zostaje uratowany przez załogę szkunera okrutnego kapitana Larsena, który ani myśli zbaczać z kursu, by odstawić rozbitka na brzeg. Tak oto literat, którego ręce nigdy nie zostały skalane fizyczną pracą przezywa prawdziwą szkołę życia. Nie z własnej woli bierze udział w rejsie do wybrzeży Japonii, w polowaniu na foki. Szybko uczy się panujących na okręcie praw, a właściwie jednego prawa, prawa siły.

Choć to van Weyden jest narratorem i niejako centralną postacią powieści, dla mnie głównym bohaterem jest Wilk Larsen, co zresztą zdaje się wskazywać tytuł. Nietypowa postać, która budzi sprzeczne uczucia. Z jednej strony, jak Heathcliff z Wichrowych Wzgórz, niemalże pozbawiony ludzkich odruchów, z drugiej jednak są w książce momenty, które potrafią wzruszyć. I gdy obraz Wilka Larsena zaczynał malować się w nieco łagodniejszych barwach, znowu stawał się bestią, 'największym kawałkiem fermentu' jak to określał.
A mimo to jest jednym z bohaterów, którego najwyraźniej zapamiętałem spośród wielu swoich lektur.
Ostatnie rozdziały powieści są szczególnie wzruszające.

Larsena ukształtowało właściwie środowisko w którym dorastał, środowisko twardych marynarzy, gdzie przetrwać mogli tylko najsilniejsi, a słabi dostawali w kość. Ale nie stał się do końca bezwzględnym tyranem, zbierał książki, prawdopodobnie sam nauczył się czytać. Gdy z biegiem opowieści poznajemy tę pasję Wilka Larsena staje nam przed oczyma w zupełnie innym świetle. Był człowiekiem wielce inteligentnym, mimo swojej bezwzględności. Opracował własną metodę ustalania kursu, którą zamierzał w przyszłości opatentować i czerpać z niej zyski. Być może, gdyby dorastał w innym środowisku byłby człowiekiem lepszym.
Pisałem o nim bodajże w wątku o czarnych charakterach, to postać, w zasadzie negatywna, której nie można znielubić, czuć samych negatywnych emocji, cieszyć się z jej porażki. Ja nie mogłem.

Po raz pierwszy przeczytałem Wilka morskiego w egzemplarzu bibliotecznym z takiej pięknie oprawionej serii: Biblioteka przygody. Długo potem szukałem takiej samej książki, by postawić sobie na półce. Teraz takiego wydania w księgarni nie uświadczysz. I jakiś cza temu udało mi się trafić. I cieszę się, gdyż pewnie wrócę do Wilka morskiego jeszcze nieraz.

Moandor

Strażnik słów Moandor

12.05.2008
Post ID: 27894

//Zbigniew Herbert// Barbarzyńca w ogrodzie

Przeciętny licealista zna nazwisko Herberta głównie z omawianych w szkole wierszy autora. Skojarzy go z pewnością z postacią pana Cogito. Niewiele wspomina się natomiast o prozie Zbigniewa Herberta. Tytuł książki, o której chciałbym parę słów napisać tylko obił mi się o uszy w liceum. Ale to wystarczyło, by zagnieździł się w mej pamięci, by kiedyś, w odpowiednim czasie o sobie przypomnieć. Jest to jeden z takich tytułów, które intrygują, zachęcają do sięgnięcia po książkę bez wiedzy o jej treści. Nie ma jednak mowy o ryzyku, bowiem książka jest jak najbardziej godna polecenia.
Barbarzyńca w ogrodzie to opowieść o sztuce. Herbert w bardzo przystępny sposób opowiada o malarstwie, rzeźbie i architekturze. Są to w dużej części relacje z podróży autora po Europie opatrzone jego wnikliwymi uwagami. Jak Kapuściński potrafi wspaniale pisać o problemach krajów Trzeciego Świata, tak Herbert w równie dobrym stylu opowiada o sztuce. Czytelnik nie uświadczy tutaj nudnych podręcznikowych wykładów, suchych faktów, których lektura mimowolnie wywołuje odruch ziewania.
Herbert snuje swoją opowieść z podróży w taki sposób, że zdołał zainteresować tematem fresków czy architektury średniowiecznych katedr takiego ignoranta i laika w tych kwestiach jak ja.
Najbardziej spodobał mi się rozdział dotyczący kulisów budowy gotyckich katedr. Niektóre z nich podziwiamy do dziś. Ale czy patrząc na te okazałe budowle zastanawialiście się kiedyś jak projektowali je architekci z XII wieku, w jaki sposób zbierano fundusze na ich budowę, wreszcie, jak zorganizowana była praca na placu budowy? Herbert odkrywa nieco szczegółów na ten temat.
Drugim z rozdziałów, który szczególnie polecam dotyczy historii procesu templariuszy. Sporo możemy dowiedzieć się o tym tajemniczym zakonie u Eco z jego Wahadła Foucaulta.
Herbert podszedł do tematu w ciekawy sposób. Zastylizował swój tekst na mowę adwokacką w obronie zakonu przed bezpodstawnymi oskarżeniami króla Francji Filipa Pięknego. Z żelazną konsekwencją obala po kolei wszystkie oskarżenia dowodząc ich absurdalności. Naświetla pojawiające się wątpliwości, daje czytelnikowi możliwość szerszego i uważniejszego spojrzenia na koleje procesu. Zastrzega jednak, że nie jest bezkrytycznym obrońcą zakonu i nie próbuje tuszować ciemnych kart w jego historii.

Książkę czyta się szybko i z niesłabnącym zainteresowaniem. Jednak by w całości zrozumieć zawarte w niej treści i zapamiętać nieco szczegółów dotyczących malarstwa i architektury trzeba podejść do lektury z uwagą. Jest to inteligentna rozrywka dla czytelników, którzy oczekują po książce czegoś więcej niż wartkiej akcji i niewielkiej ilości zastanawiania się nad treścią.
Już dawno kupiłem Barbarzyńcę w ogrodzie do swojej skromnej biblioteki, wiedząc, że nie będą to pieniądza wydane na próżno.

Moandor

Strażnik słów Moandor

14.05.2008
Post ID: 27922

//C.S. Lewis Bóg na ławie oskarżonych

W zasadzie krótko opowiem. Bóg na ławie oskarżonych// jest zbiorkiem esei C.S. Lewisa o tematyce chrześcijańskiej, ale nie tylko. Lewis porusza także kwestie moralności.
Jeden z moich ulubionych tekstów z tej książeczki to Nie mamy żadnego "prawa do szczęścia".

Dla zainteresowanych polecam.

Moandor

Strażnik słów Moandor

14.05.2008
Post ID: 27925

//Charles Dickens// – Oliver Twist

To, co na samym początku mogę powiedzieć o tej książce Charlesa Dickensa – napisana jest genialnym językiem. Jednocześnie poważnym, a w wielu wypadkach zawierający taką nutę ironii, że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. To wielka sztuka opowiedzieć coś w sposób poważny tak, by jednocześnie wywołać w czytelniku rozbawienie. Przychodzi mi na myśl Andrzej Poniedzielski, który podobny talent również posiada.
Dickens nie zostawia suchej nitki na bezdusznym systemie panującym w ówczesnej Anglii. Bez litości opisuje paradoksy systemu, by chociażby przytoczyć tu ochronki dla sierot. W jednej z nich znalazł się mały Oliver, bohater historii. Zarząd grubych panów objadający się najlepszymi potrawami, podczas gdy dzieci dostają głodowe racje czegoś, co tylko przy wielkiej dozie dobrej woli można nazwać jedzeniem. Jest taka scena w książce, ale bardzo dobrze przedstawił ją także Roman Polański w ekranizacji, gdy na ową kolacje zarządu przychodzi woźny Bumble. Polecam, mistrzostwo. :)
Mały Oliver wkrótce ucieka z ochronki i zawędruje aż do odległego Londynu. Trafi tam do grupy dziecięcych złodziei kierowanych przez starego Fagina. Przygarniają Olivera, roztaczają nad nim opiekę. Fagin ma nadzieję, że chłopak stanie się jego kolejnym „pracownikiem”.
Życie Olivera przypomina sinusoidę, przepełnione jednocześnie smutkiem, ale też chwilami szczęścia. Czytając naprawdę żal mi było tego chłopca, kiedy to wydawało się, że znalazł oazę szczęścia, wymarzony dom i kochających ludzi, którzy się nim zaopiekowali, ponownie przydarzało mu się nieszczęście.
Nie wiem czy dickensowski obraz XIX-wiecznej Anglii jest stuprocentowo prawdziwy. Jest natomiast wielce wiarygodny dla czytającego, naturalny. Smutny obraz życia angielskiej biedoty, brudnych ulic, biedy, środowisk kieszonkowców i zbirów.
I w tym właśnie świecie znalazł się mały Oliver, delikatny chłopiec, sierota. Los jednak zesłał mu pośród tej ponurej rzeczywistości kilku dobrych ludzi, którzy wyciągnęli do niego pomocną dłoń w momencie, gdy tego potrzebował.

Szkoda, że twórczość Dickensa jest pomijana w szkołach. Może za wyjątkiem Opowieści wigilijnej, której, choć krótka, i tak pewnie wszyscy nie przeczytają. Omija nas spotkanie z naprawdę pięknym słowem. Może miast klepać w nieskończoność Chłopów czy Moralność pani Dulskiej, warto byłoby czasem odejść od sztywnego, skostniałego schematu i wybrać się na wycieczkę, skręcić na chwilę z utartego gościńca w boczną ścieżkę, w jedną z wielu ścieżek, które prowadzą poprzez pasjonujące krainy literatury pięknej, świat, którego z głównej drogi dostrzec nie możemy.

Dinah

Dinah

14.05.2008
Post ID: 27960

*przegląda swoje półki z książkami*
Wszystko Jamesa Herriota- ten szkocki weterynarz towarzyszy mi od dzieciństwa i ciągle wracam, i wracam do jego książek.
Cykl książek "Wszystkie stworzenia małe i duże" to pisane z humorem dzienniki. Najstarszy, okrojony mocno zbiór opowiadań jest moim największym skarbem :)

Bardzo polecam wszystkim wielbicielom oposów, łasic, lam, albatrosów, flamingów...
Mieszkańcom, którzy zastanawiają się, co poczytać pociechom do poduszki- polecam "Kocie Opowieści", krótkie opowiadania, napisane z myślą o najmłodszych.

Moandor

Strażnik słów Moandor

16.05.2008
Post ID: 27990

Jest taka pięknie wydawana seria wydawnicza wydawnictwa Poznaj Świat. Na początku wyszły w niej książki Wojciecha Cejrowskiego, później kolejne, autorstwa takich wagabundów jak Tony Halik, Arkady Fiedler czy Jacek Pałkiewicz.
Jedną wadę ma ta seria - ceny. Z drugiej jednak strony płacimy za wydanie z grubej twardej oprawie, na wysokiej jakości papierze z dużą ilością fotografii z egzotycznych krajów i miejsc na Ziemi. W jednym mamy zarówno książkę jak i album świetnych zdjęć z wypraw.

Gringo wśród dzikich plemion - Wojciech Cejrowski
Rio Anaconda - Wojciech Cejrowski
180000 kilometrów przygody - Tony Halik
Jeep - moja wielka przygoda - Tony Halik
Syberia - Jacek Pałkiewicz
Rumunia - Michał Kruszona
Madagaskar - Gorąca wieś Ambinanitelo - Arkady Fiedler

Są jeszcze dwie czy trzy, których nie kupiłem. Wszystkich nie zdążyłem jeszcze przeczytać. Są lepsze i gorsze teksty pośród nich, nie każdy podróżnik musi być urodzonym pisarzem. Jeśli weźmiecie dla porównania książki Fiedlera i np. Pałkiewicza, różnicę widać od razu. Fiedler bez wątpienia posiadał talent literacki. Czytałem wcześniej kilka jego dzieł i wiedziałem, że na Madagaskarze się nie zawiodę. I nie zawiodłem.

Nigdy natomiast nie czytałem nic Tonego Halika. I gdy pojawiła się pierwsza jego książka z tej serii, pod zachęcającym tytułem - 180000 kilometrów przygody, kupiłem bez zastanowienia. A ostatnio tak samo miałem z Jeepem.

jOjO

Hetman jOjO

16.05.2008
Post ID: 27993

Moandor

Fiedler bez wątpienia posiadał talent literacki. Czytałem wcześniej kilka jego dzieł i wiedziałem, że na Madagaskarze się nie zawiodę. I nie zawiodłem.

Ach!

jakież piękne nastoletnie wspomnienia Waszmość obudziłeś!

ileż ja podróży wraz z p. Arkadym odbył, ech...
chyba swego czasu wszystko co było Jego pióra pochłonąłem...

może pora jOjOvicowi te książki podrzucić??
dzięki za powidok...

Moandor

Strażnik słów Moandor

16.05.2008
Post ID: 27994

jOjO

może pora jOjOvicowi te książki podrzucić??
dzięki za powidok...

Czy podrzucić? Uważam, że się nadają. :) Znasz zresztą, z tego co piszesz bardziej dogłębnie twórczość Fiedlera aniżeli ja.
Opisy przyrody i podróży w wykonaniu Fiedlera to coś pięknego. Z jednej strony czyta się jak normalną powieść fabularną, tak samo potrafi zainteresować czytelnika. Z drugiej autor opowiada o świecie nieznanym nam, którzy nieczęsto zapuszczamy się w krainy, które on zwiedził. Opowiada w taki sposób, że wywołuje niemal tęsknotę za tymi krainami. Tęsknić za tym, czego się nie widziało na oczy. :) Miałem takie odczucie kiedy czytałem "Kanadę pachnącą żywicą".

Zastanawiam się jak to jest z poczytnością Arkadego Fiedlera wśród młodszych czytelników. Ja, przyznam, parę lat temu trafiłem na Kanadę... przypadkiem. I w zasadzie od tego się zaczęło. Potem jeszcze Dziękuję Ci kapitanie, trylogię Johna Bobera, Madagaskar. Polecam każdemu. :)

jOjO

Hetman jOjO

16.05.2008
Post ID: 27995

Moandor

Opowiada w taki sposób, że wywołuje niemal tęsknotę za tymi krainami. Tęsknić za tym, czego się nie widziało na oczy. :) Miałem takie odczucie kiedy czytałem "Kanadę pachnącą żywicą".

Ja Cię...

Kanada... do dziś przed oczyma mi stoi!
Wciąż czuję ten zapach...
ech... rozmarzyłem się...

Moandor

Strażnik słów Moandor

17.05.2008
Post ID: 28039

Każdy ma jakieś książki z dzieciństwa (i nie tylko), które sentymentem szczególnym darzy i mimo lat wciąż patrzy na nie miłym okiem. Ja tak mam, gdy patrzę na książki Verne'a, Karola Maya, Alfreda Szklarskiego, Jacka Londona, w których trochę lat temu się z pasją zaczytywałem. Do niektórych wróciłem jeszcze bez nutki znudzenia, z tą samą radością.

Wilk morski, W 80 dni dookoła świata, Wyprawa do wnętrza Ziemi, Dzieci Kapitana Granta

Jest ich trochę jeszcze więcej. Twórczość Fiedlera także do nich należy. Przez lata takich książek robi się więcej. Co jakiś czas trafiam na lekturę, która zachwyci mnie szczególnie, bardziej niż inne. Książkę wybitną od razu się poznaje, po samym jej sposobie oddziaływania na czytelnika, to się czuje. :)

Kordan

Kordan

17.05.2008
Post ID: 28040

A ja tam lubię "Muminki" Tove Jonson :)

jOjO

Hetman jOjO

22.05.2008
Post ID: 28279

Czytttam i wchłaniam Kanadę pachnącą żywicą
Już od startu intryguje mię info, że jest to któreś wydanie, z tego przed wojną było 4! Jako że Autor sporo pisze o aktualnych sprawach (m.in. olimpiada 1976) ciekawym wielce jak wyglądało pierwsze wydanie...

Całość jest zbiorem (och zawodna pamięci) felietonów. Niezwykle ciekawych!
Jak choćby ten o postaci Cavaliera de La Salle, któren niepokojąco kojarzy mi się z jedną z postaci z Irrehare Dukaja. Sam La Salle - zwłaszcza w opisie Fiedlera jawi się jako postać heroiczna, aż kciałoby się coś więcej o Nim i Jego czasach poczytać...

wracam do Kanady...

Moandor

Strażnik słów Moandor

26.05.2008
Post ID: 28534

W Kanadzie... bardzo podobało mi się to, że prócz znakomitych opisów kanadyjskiej przyrody, których nie sposób zapomnieć, Fiedler wplata do książki losy Polaków, którzy zasłużyli się lub mieli swój udział w bogatej historii Kanady. Przypominam sobie opowieść o inżynierze polskim, który budował linie kolejowe, Kazimierzu Gzowskim. Utkwiło mi w pamięci, że nie wykonywał swojej pracy na odwal, a zbudowane pod okiem polskim tory wyróżniały się solidnością, zaś materiałów budowlanych zawsze zostawało, podczas, gdy w innych firmach robiono przysłowiową lipę a materiały znikały.
Przypominam sobie majora Szulca, polskiego patriotę Mikołaja Szulca, straconego po upadku powstania w 1838.