Gorące Dysputy

Słowo pisane - literatura - "Literatura - inna niż fantasy"

Osada 'Pazur Behemota' > Gorące Dysputy > Słowo pisane - literatura > Literatura - inna niż fantasy
Wędrowiec: zaloguj, wyszukiwarka
Eldacar

Strażnik Krypty Eldacar

27.01.2004
Post ID: 15400

Infero

Co do Żeromskiego to się zgadzam , a co do Mickiewicza to nie do końca. Zalety i piękno epoki romantyzmu (nie tylko w Polsce) doceniłam w 4 kl. liceum i tak mi zostało.

Żeromski - także zgadzam się. Czytanie jego dzieł (jeśli tak można je nazwać) to niezła mordęga.

Mickiewicz - owszem może być, nie mam nic przeciwko, aczkolwiek już bardziej podoba mi się poezja Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Jana Kasprowicza (impresjonizm i symbolizm rulez!), Leopold Staff i jego "Sny o potędze" też ciekawe, ale i tak najbardziej podoba mi się Zbigniew Herbert i jego Pan Cogito.

Ale dla prawdziwych wielbicieli pięknego słowa liczyć powinna się tylko jedna poezja - poezja socrealistów :wink:

Swoją drogą przydałoby się jakieś miejsce w Karczmie poścwięcone poezji - chyba, że takowe już istnieje?

Erin

Arcymag Erin

27.01.2004
Post ID: 15401

Ja powiem tylko tyle, że zgadzam się z każdym zdaniem... nie, z każdą literą którą wyżej nasz wspaniały Grobożerca postawił!

Moandor

Strażnik słów Moandor

27.01.2004
Post ID: 15402

Guinea: Że lektury są nudne, a niektóre nawet cięzkie do czytania to wiem. W poprzedniej wypowiedzi chciałem jednynie uzasadnić dlaczego powinniśmy je czytać, lub przynajmniej znać ich problematykę. Omawiając załóżmy pozytywizm, właśnie na podstawie lektur poloniści uzasadniają pojęcia pracy u podstaw, pracy organicznej itd. czyli pojęć z tą epoką związanych. Żeromski... Może i po cześci rację macie, trudnoi sie nie zgodzić, że jego powieści są takie jakieś... toporne. Jednak wielu docenia jego tórczość. No bo co my, w wieku 19 czy 20 lat możemy wiedzieć o literaturze. Jakbyśmy pokończyli polonistykę, to byśmy się nim może zachwycali, ale uczeń z reguły patrzy krzywo na każdą lekturę, a na te nudne patrzy jeszcze bardziej krzywo.

ALe Guinea, na podstawie jednego przykładu, jakim jest Żeromski, nie możesz twierdzić, że wszystkie lektury to chłam.
Troche mnie to nie cieszy, że są utwory literatury polskiej, wybitnych pisarzy, które nie są w spisie lektur. Na przykład taki Bolesław Prus. "Lalkę" sie przerabia, ale faraona już nie, choć tę drugą powiesć czyta się sto razy przyjemniej. Zresztą pisałem między innymi o niej na maturze.

Spoglądając na mój przypadek to jakbym wogóle żadnej lektury nie przeczytał to nie wpłynęłoby to na wynik pisemnej matury z polaka. Pisałem o "Faraonie" i "Władcy Pierścieni", a na próbnej o "Hrabim Monte Christo". Nie o żadnych Lalkach, Ludziach Bezdomnych, Przedwiośniach.

Podsumowując Guinea, musimy poznawać naszą kulturę, poprzez czytanie lektur, czy poezji. A że to jes nudne to, no cóż.... Po maturze nikt nie będzie zmuszał do ich czytania. (W moim przekonaniu są wśród lektur ciekawe pozycje, choćby takich autorów jak Sienkiewicz, Prus, ale ja osobiście wole powieści pisarzy obcych: Bułhakowa, Dumasa, Conrada (chociaż z pochodzenia Polak).

Póki co, uczniowie, nikt Was od czytania nie uwolni.

Mirabell

Mirabell

28.01.2004
Post ID: 15403

Moandor

Póki co, uczniowie, nikt Was od czytania nie uwolni.

Oj, nistety :(

Z lekturami jest ten problem, że niektóre są po prostu niepotrzebne, a z kolei mamy książki, które powinny nimi być, a nie są. Szczególnie teraz, kiedy liceum skróciło się o rok. Zamiast zredukować ilość wielkich dzieł wielkich romantyków (ja przeciwko Mickiewiczowi nic nie mam, ale uważam, że kiedy ma się- ciągle nam to powtarzają- cholernie mało czasu do matury to poświęcanie mu kilku miesięcy jest przesadą), wyrzucono np. Bułchaowa czy Witkacego (a przecież to jeden z nielicznych naszych pisarzy uznany nie tylko w Polsce, ale i na świecie), Gombrowicza. Teoretycznie lektury powinny być podzielone między liceum a gimnazjum, ale gdzie tam, ja Pana Tadeusza przerabiałam dwa razy, a Imię Róży przeczytałam "sama dla siebie". Wiadomo, że są lektury, przez które trzeba przebrnąć, chociaż są nieznośnie nudne (przeczytania "Ludzi bezdomnych" do dziś sobie gratuluję :wink: ), są też takie, które czyta się z przyjemnością (jak "Chłopi") i nic się na to nie poradzi, ale mimo wszystko przedłużania żywota niektórych książek w kanonie lektur szkolnych uważam za bezsensowne. Po co komu "Nad Niemnem"?

Guinea

Guinea

28.01.2004
Post ID: 15404

Moandor

ALe Guinea, na podstawie jednego przykładu, jakim jest Żeromski, nie możesz twierdzić, że wszystkie lektury to chłam.

Powiedziałem, że to tylko przykład. Chcesz więcej? ;) Poczynając od podstawówki: Janki Muzykanty, Antki, Katarynki, Anie z Zielonego Wzgórza (błeeeeee.... :P ), Syzyfowe prace... więcej nie pamiętam :P ale pewnie jeszcze "kilka" (nie)ciekawych było. A liceum? Pan Tadeusz, Dziady, Kordian (nie cierpię romantyzmu :P ), Ludzie bezdomni, Przedwiośnie, Lalka, Granica, Lord Jim (sorry fani Conrada, ale jak dla mnie to to jest niestrawne ;P ), nie mówiąc już o literaturze wojennej... co do niej mam tylko jeden zarzut: jest jej za dużo! Dobrze że szybko czytam :).

Moandor

Podsumowując Guinea, musimy poznawać naszą kulturę, poprzez czytanie lektur, czy poezji. A że to jes nudne to, no cóż.... Po maturze nikt nie będzie zmuszał do ich czytania.

Skoro musisz, to powodzenia ;) - ja nie muszę (znaczy chodzi mi o to, że nie mam wewnętrznego przymusu... chociaż oczywiście jestem zmuszany jak każdy inny uczeń ;)). Przeczytać, zaliczyć kartkówkę z treści, zapomnieć... przypomnę sobie trochu przed maturą :) może :PPP. A na lekcjach o poezji sobie drzemię. Literatura - tak, lektury - nie :P.

Mirabell

przeczytania "Ludzi bezdomnych" do dziś sobie gratuluję

Na tej lekturze ustanowiłem swój rekord w pomijaniu stron... odpuściłem coś z 50 z rzędu... i co ciekawsze, nic na tym nie straciłem :P. To beł kawałek pamietnika tej Joasi jakiejś czy coś ;).

Moandor

Strażnik słów Moandor

28.01.2004
Post ID: 15405

Mirabell, tu sie z tobą zgodzę. Istnieją wielkie dzieła, których się na jezyku polskim nie omawia. Nie wiem czemu, na przykłąd omawia sięlalkę, a już "Faraona", który jest dla mnie o wiele bardziej interesującą powieścią, nie. Mnie osobiście denerwowały lektury traktujące o szlachcie i mieszczaństwie, w większości z pozytywizmu i potem Młodej Polski.

Kanon Lektur jest jaki jest, ale może powiecie tu przy okazji tego topicu, jakie ksiązki powinno sie waszym zdaniem do niego dołączyć. To jest bardzo ciekawe. Jeśli ja bym miał decydować, to bym dołączył "Hrabiego Monte CHristo", Władcę Pierścieni, jako powieść o nieustannej wędrówce, o motywie dobra i zła w literaturze (chociaż według nowych programów poiweśc ta już jest w kanonie lektur), Faraona. Może jeszcze kilka innych.

Faramir

Faramir

28.01.2004
Post ID: 15406

Moandor

pamiętacie lekcje języka polskiego w Ferdydurke: Słowacki wielkim poeta był. ?

Jak mógłbym zapomnieć. Razem ze szkolnym kółkiem teatralnym odgrywaliśmy właśnie tę scenę na Festiwalu Małych Form Teatralnych w Kórniku :)

Ale teraz przechodząc już do meritum sprawy.

Ze swojej strony czytam wszystkie lektury (staram się zawsze wychodzić poza program :) )i nie było jeszcze chyba w szkole obowiązkowej książki, której bym nie przeczytał. Choćby mi to nawet i się nie podobało, to jednak uważam, że przeczytać powinienem. Choćby po to, by orientować się w danej sytuacji, bym - jeśli ktoś by mi kiedyś rzucił jakimś tytułem, bohaterem, etc. - nie wybałuszał oczu ze zdziwnienia, nie mając pojęcia o co, czy o kogo chodzi. Po prostu uważam, że niektóre rzeczy powinienem poznać, żeby mógł reprezentować pewien poziom, od którego potem będę już tylko szedł w górę ;). Zaznaczam i podkreślam: Wymagam tego tylko od siebie, wcale nie uważam, iż inni muszą podążać tą samą drogą. Jestem po prostu ambitny i uparty.

Swoją jednak drogą. Moandor przedstawił ciekawą propozycję, myślę, że możnaby ją interesująco rozwinąć. Mianowicie jakie książki widzielibyście w nowym spisie lektur obowiązkowych? Tylko proszę o jedno - zastanowienie się nad tym, czy takie coś w ogóle byłoby możliwe.

Ja na razie tak ogólnie. Uważam, że wśród lektur powinny znaleźć się książki praktycznie każdego rodzaju, z jak największej ilości epok. I tak powinien być zarówno przedstawiciel s-f, jak i jakiś horror. Powinien byc kryminał, coś przygodowego, baśń, mity, fantasy, książki historyczne, popularnonaukowe (!), etc. Po prostu wszelkie możliwe gatunki. Miałoby to na celu zapoznanie ucznia z potencjalnymi rodzajami lektur nieobowiązkowych, po które mógłby sięgać z własnej woli.

Moandor

Strażnik słów Moandor

30.01.2004
Post ID: 15407

"Rękopisy nie płoną."

Zapewne wiecie skąd te słowa pochodzą i kto je wypowiedział. Ale czy zastanawialiście się nad ich sensem, który jest niewątpliwie dość znaczący? Jeżeli ktoś ma ochotę sie wypowiedzieć to bardzo proszę.

Moandor

Faramir

Faramir

30.01.2004
Post ID: 15408

Ja nie wiem skąd te słowa pochodzą, ani kto je powiedział, ale dowiedziałbym się tego równie chętnie, jak chętnie się na ten temat wypowiem:).

Osobiście rozumiem to tak. Rękopisy, w tym wypadku rozumiane zarówno jako dzieło literackie, pracę naukową, górnolotne przemyslenie, etc. nie giną w pomroce dziejów (nie płoną). Ich walory edukacyjne (brrr..., jak to okropnie brzmi!) na zawsze już zostaną wśród nas. A nawet jeśliby ktoś spróbowal je eksterminować, niszczyć, zatajać, jak choćby średniowieczny (i nie tylko) Kościół, to zawsze znajdzie się garstaka zapaleńców, która będzie próbowała jakoś ową wiedzę uratować.

Moandor

Strażnik słów Moandor

30.01.2004
Post ID: 15409

A myślałem, że ty Faramirze będziesz wiedział. Wszak czytałeś tę powieść Bułhakowa dość chyba niedawno. Słowa te wypowiedział Woland, bodajże gdy Małgorzata mu powiedziała, że Mistrz spalił swe dzieło.

A rozumujesz stosunkowo trafnie co do treści. Ja się mniej więcej zgadza. Choć to jest temat nadający się na większą wypowiedź, niestety nie mam czasu się rozpisywać, ale może kiedyś...

Faramir

Faramir

30.01.2004
Post ID: 15410

Moandor

A myślałem, że ty Faramirze będziesz wiedział. Wszak czytałeś tę powieść Bułhakowa dość chyba niedawno

No cóż, może wzięło się to stąd, iż Mistrz i Małgorzata średnio mi przypadł do gustu. Nie żeby mi się nie podobało - ale i nie zachwyciłem się nim. Ale teraz, gdy coś o tym wspomniałeś, w głowie trochę mi się rozjaśniło :).

Faramir

Faramir

10.02.2004
Post ID: 15411

Aleksander Dumas
Hrabia Monte Christo

Ostatnimi czasy miałem przyjemność przeczytać ww. książkę. I - w sumie - bardzo mi się podobała.

Nie będę się zbytnio rozwodził o fabule tej książki, gdyż o niej w Jaskini powiedziano już dość sporo (w tym, nie wskazując nikogo konkretnego, były to wypowiedzi raczej zmonopolizowane przez pewnego Jaskiniowca:) ). Krótko o fabule: Edmund żyje sobie spokojnie, szczęśliwie, ma się pobrać, zostaje kapitanem statku. Ale jego dobrobyt nie podoba się innym. Z zawiści uknuli spisek i - poprzez nieszczęśliwy zbieg okoliczności - Edmund trafia na 14 lat do więzienia na wyspie If. Tam poznaje Farie, księdza, który wyjawił mu sekret skarbu Spadów. Edmundowi udaje się z więzienie uciec. Odnajduje skarb i rozpoczyna zemstę.

Dalej książka rozwija się dość powoli, rozciągliwie, często gęsto na jaw wychodzą dość ciekawe zbiegi okoliczności, często we znaki dają o sobie znać wydarzenia z przeszłości i w ogóle jest bardzo wesoło.

Książka napisana jest dobrym językiem, czyta się szybko i raczej nie jest przesadnie erudycyjna. Dobra, długa, potrafiąca wciągnąć lektura. Edmund wcale nie okazał się - co jakoś dziwnie mi się ubzdurało - przesłodzonym bohaterem. Nawet go dość mocno polubiłem, imponowała mi jego wiedza, zaradność, pomysłowość, wytrwałość. Miał własne zasady i się nimi kierował, aczkolwiek nie był też jakimś chodzącym wzorem cnoty. Potrafiący kochać, czasem ulegający melancholii, a gdy wymagała tego sytuacja - twardy, zimny, wyrafinowany. Całkiem udatnie i interesująco skonstruowana postać.

Książkę, jak już wspomniałem, czytało mi się bardzo przyjemnie. Szybko, łatwo a przyjemnie. I w sumie tutaj jest me największe zastrzeżenie do Hrabiego...: zbyt prosto wszystko idzie, a książka jest zbyt... spokojna (żeby nie powiedzieć sielankowa). Poza początkiem, gdy sytuacja nie zapowiada się do tej ze zbioru różowych, potem, po odnalezieniu skarbu, wszystko idzie jak spłatka. Edmund staje się jednym z najbogatszych ludzi świata, za pieniądze może kupić kogo tylko zechce, może pogrążyć kogo zechce, i prawie nikt mu nie zagraża. Po prostu od chwili, gdy Dantes rozpoczyna realizację swej zemsty, nie ma prawie żadnych momentów, podczas których zwątpiłbym w jej powodzenie. To wszystko idzie za łatwo.

Co nie zmienia faktu, iż książka ta jest bardzo wartościową i interesującą pozycją. Naprawdę świetnie się bawiłem przy jej lekturze i polecam ją wszystkim. Szczególnie w chwilach, gdy macie zły humor, który chcielibyście sobie poprawić. Bo Hrabia Monte Christo potrafi bardzo ładnie i zgrabnie pokazać, że sprawiedliwość na świecie istnieje. Więc jeśli czujesz się pokrzywdzony - poczytaj! Co prawda nie lektura nie sprawi, iż sprawiedliwości stanie się zadość, aczkolwiek nastrój Ci się poprawić może, szanowny Czytelniku.

Faramir

Faramir

10.02.2004
Post ID: 15412

Moandorze, wiem, żeś spragniony dyskusji o HMC :) dlatego traktuj powyższy post jako wstęp. A ja czekam na Twój odzew (który - jetem tego pewny - nastąpi :) ). Zapewniam, żem do dyskusji skory :)

Hexe

Hexe

10.02.2004
Post ID: 15413

Witam,

nie mogę pojąć, jakim cudem dopiero teraz trafiłam na tego topica... Hm... Poruszono wiele wątków, na które przydałoby się odpowiedzieć...

Mirabell: czy dobrze zrozumiałam, że w programie trzyletniego liceum zabrakło Bułhakowa i Witkacego? Kto wymyślał ten kanon lektur? Należałoby go powiesić co najmniej. A za 10 lat będą ludzie narzekać, że młodzi ludzie to już w ogóle nic nie czytają... Nie mają rozeznania w literaturze światowej, własnego dziedzictwa nie będą znali... Ech, ja też będę gderać zapewne...

Moandorze: lektury szkolne, które ja musiałam przeczytać (a przynajmniej powinnam, bo różnie z tym było), są w większości BARDZO nudne. Nie wiem dokładnie, ale lista lektur obowiązkowych stworzona została zapewne wiele lat temu. Wiele pozycji powinno zostać wykreślonych, wiele dopisanych (zwłaszcza współczesnych), bowiem obecny spis trąci myszką. Rozumiem, że przy omawianiu poszczególnych epok uczeń powinien poznać, jakie prądy filozoficzne i światopogląd dominowały w danym okresie, co zmotywowało autora do napisania dzieła w ten, a nie inny sposób. Ale nie to powinno przeciągać się przez kilkanaście lektur i kilkadziesiąt godzin lekcyjnych. Historia - jest ważna, ale w tym momencie młodzi ludzie nie mają pojęcia, co się dzieje teraz w literaturze światowej!

Guineo, Mirabell: Żeromskiego nie lubię, również jestem z siebie dumna, że przebrnęłam przez jego "Przedwiośnie" i "Ludzi bezdomnych". Uch, to było straszne. Jedank najbardziej dziwi mnie fakt, że Żeromski jest również przerabviany w podstawówce ("Syzyfowe prace"). Powiedzcie mi, jaki przeciętny czternastolatek (wybitnych nie liczę) jest w stanie zrozumieć przesłanie w tym utworze? Jego treść?
Ja, podobnie, jak Guinea, czytać zaczęłam bardzo wcześnie. A że na półce w biblioteczce babci stały sobie różne książki, które tylko czekały na przeczytanie... Czytałam bardzo dużo, w wieku 14 lat miałam za sobą całego Prusa ("Lalka", "Emancypantki", "Faraon", nowele), Orzeszkową czy Sienkiewicza. I mimo całego mojego zapału, Żeromskiego nie byłam w stanie przetrawić. Do dziś na półce z książkami "do przeczytania" stoją "Popioły", których za nic ugryźć nie mogę...

Poruszając temat pozimu i ilości czytelnictwa wśród młodych... To temat - rzeka. Ja osobiście, jestem przerażona skalą zjawiska analfabetyzmu literackiego. Też chodzę do liceum uznawanego za dobre, co prawda nie do klasy o profilu humanistycznym (a szkoda, bo humaniści mojego rocznika to pasjonaci, za sprawą genialnego polonisty...). W dniu, kiedy mamy omawiać nową lekturę (albo dzień przed) praktycznie wszyscy siedzą rano w bufecie i czytają bryki... Albo nawet i tego nie robią, otwarcie olewając lektury i przyznawając się z uśmiechem, że nie przeczytali. Jest to o tyle żenujące, że taką postawę przyjęła ostatnio dziewczyna powszechnie uznawana za inteligentną i oczytaną (średnia 4,9 - wiem, wiem, oceny o niczym zazwyczaj nie świadczą, ale skądś się biorą).
Jak jest ze mną? Przyznaję się, nie mogę przemóc się i przeczytać dramaty współczesne. Podobne problemy miałam z literaturą średniowiecza czy renesansu (ale to z powodu niemożności pełnego zrozumienia językowego). Teraz staram się jednak nie opuszczać żadnej lektury, bo, jakkolwiek by one nie były, znajomość lektur i umiejętność kojarzenia faktów wystarczą, by maturę zdać (Moandorze, nie zawsze trafia się temat, w którym da się użyć WP...).

Jestem świadoma tego, że lektury to nie wszystko. Staram się czytać ponad program, ale mam dość duży problem. Czas mam ograniczony, więc wolałabym go nie marnować. Często po prostu nie wiem, po którą książkę warto sięgnąć (chodzi tu zwłaszcza i literaturę współczesną). Z tego powodu mam wiele książek niedoczytanych (ach.. wstyd mi, nie powinno się tak robić...) i wiele zmarnowanego czasu (praktycznie każda książka ma jakąś wartość, ale chodzi mi tu o to, że czas poświęcony mało wartościowej książce mogłabym poświęcić na coś bardziej ambitnego)...
Wiele pozycji jest bardzo reklamowanych. Z jednej strony, mam wątpliwości, czy interesować się nimi (komercjalizm, machina reklamowa i inne takie). Z drugiej strony - może skoro ludzie czytają, to może to nie tylko kwestia zareklamowania, tylko rzeczywiście wysokiemu poziomowi książki?
Takim przykładem może być chociaż najnowsza książka Pilcha. nie czytałam, ale wszędzie o niej słyszę. Równie przereklamowana jest Masłowska. Media się zachwycają, a ja czytałam opinie, że jej "Wojna..." to nic szczególnego, że wulgaryzmem chciała wybić się sposród innych pozycji... No i Coehlo, którym zachwycają się wszystkie moje znajome. Czytałam "Alchemika" i doprawdy nie wiem, na czym polega jego fenomen... Może mi powiecie?

Eldacarze: poezja socrealistów jest dla mnie nie do przełknięcia. Widzę ironię, ale nawet wielbiciel pięknego słowa (a właściwie on tym bardziej!) nie będzie w stanie tego przetrawić...:( Czytsa, wyidealizowana słodycz... Aż się chce kolację zwrócić...

Guineo: "Lorda Jima" nie lubię również. Ale nie mogę zrozumieć, co masz przeciwko literaturze wojennej? Dlaczego za dużo? Mówisz o tych, policzmy... pięciu króciutkich lekturkach (poezji nie liczę)? Wszak wojna była bardzo ważnym wydarzeniem, nie można lekceważyć wpływu, jaki wywarła na pisarzy.

Faramirze: podziwiam Twoją chęc podwyższenia własnego poziomu. Życzę Ci, byś nigdy się nie zniechęcił, a własną postawą zachęcał znajomych do lektury bardziej ambitnych pozycji!
Twój pomysł z włączeniem książek róznych gatunków... Jaki horror uważasz za warty wliczenia do kanonu lektur? Kinga? Kryminał? Ech.. Rozumiem, że różne książki przentują różne poziomy, ale na lekcjach polskiego powinno się jednak omawiać dzieła wybitne (jaki sens ma zachęcanie uczniów do czytania chłamu?). Kryminałów wielu nie czytałam (głównie A. Christie, trochę Chmielewskiej), więc mogę się mylić, ale czy wśród przedstawicieli książek tego gatunku znajdziesz jakiś na tyle wybitny (wymagający pomyślunku i dedukcji), by warto było polecać je młodym ludziom?

I tutaj skończę (powoli zbliżam się do moandorowego rekordu długości postów;), czekając na Wasze opinie.

Pozdrawiam,
Hexe

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.02.2004
Post ID: 15414

* Hrabia Monte CHristo *

Faramir napisał:

Nie będę się zbytnio rozwodził o fabule tej książki, gdyż o niej w Jaskini powiedziano już dość sporo (w tym, nie wskazując nikogo konkretnego, były to wypowiedzi raczej zmonopolizowane przez pewnego Jaskiniowca:)

Hmm. Ciekawym bardzo, kto to :)

Cieszy mnie ten post Faramira, bo to zawsze miło pogadać o książce z osobami, które ją czytały i mają też czas i chęci na podzielenie się wrażeniami po lekturze. Cieszy mnie też, że książka kolejnemu czytelnikowi się spodobała. :) Osobiście sądze, że mimo, iż powieśc ta doczekała się wielu ekranizacji, to tak naprawdę niewielu ją zna 'osobiście'. Tak przynajmniej wnioskuje z własnych obserwacji mojego otoczenia.

Staram się czytać różne gatunki literatury, można powiedzieć, że bawię sie w takiego, poszukiwacza dobrej literatury, że tak się wyrażę :) I co raz udaje mi się odkryć wartościowe powieści. Odkąd przeczytałem Hrabiego minął już ponad rok. Nie wiem jak to sie stało, że tak późno wziąłem tę powieśc Dumasa do ręki, no ale najważniejsze, że wziąłem wogóle i, że udało mi się, mam taką nadzieję, zachęcić do lektury innych.

Co do samego autora to przyzna mi niejeden z Was, że Aleksander Dumas (ojciec) ma całkiem przyzwoity styl a jego dzieła czyta się całkiem przyjemnie. Miałem jak dotąd do czynienia z dwiema jego powieściami, Hrabim... i Trzema Muszkieterami.

"Dumas to był facet od pomysłów, przy kórych życie jest szare jak ołowiana rura"

Rzeczywiście dużo w tym prawdy :) Wracając do meritum, te dwie powieści, które wyżej wymieniłem, kojarzą mi się z Władcą Pierścieni i Hobbitem. NIe chodzi mi o fabułę, ale o przekaz utworów. Trzej muszkieterowie to powieść wybitnie przygodowa, dużo akcji i właściwie brak jest takich rozterek bohaterów i problemów wyższej wagi. Jak w Hobbicie, typowa powieść z przeznaczeniem raczej dla młodszych czytelników, choć nie tylko. Lekkiego kalibru, rzekłbym.

Monte Christo natomiast to bardziej książka obyczajowa, której akcja w dużym stopniu opiera się na relacjach międzyludzkich i wzajemnych stosunakch bohaterów. Faramir już wspomniał że czasami akcja rozwija się powoli. Występuje wiele wątków w tej powieści, wychodzą dzięki pomocy Hrabiego sprawy z dawna zaponiane, które lepiej by było dla niektórych osób, żeby wogóle nie ujrzały światła dziennego. Ale w końcu każdy wątek się jakoś łączy z ogólną treścia i nie ma raczej fragmentów oderwanych całkowicie od fabuły, wkręconych ot tak sobie. Wszystko ma swój sens i wytłumaczenie.
Dzieło to posiada głębszy przekaz niż Muszkieterowie na przykład, stąd to moje porównanie go do WP.

Edmund wcale nie okazał się - co jakoś dziwnie mi się ubzdurało - przesłodzonym bohaterem. Nawet go dość mocno polubiłem, imponowała mi jego wiedza, zaradność, pomysłowość, wytrwałość. Miał własne zasady i się nimi kierował, aczkolwiek nie był też jakimś chodzącym wzorem cnoty. Potrafiący kochać, czasem ulegający melancholii, a gdy wymagała tego sytuacja - twardy, zimny, wyrafinowany. Całkiem udatnie i interesująco skonstruowana postać.

Jeśli chodzi o Edmunada, to przede wszystkim był człowiekiem sprawiedliwym. NIe szkodził nikomu bez powodu. Z resztą, jak już kiedyś wspominałem, nie skrzywdził on swoich wrogów osobiście, pomógł jedynie Opatrzności. Mając tyle kasy mógł spokojnie, jeśli tylko by chciał postapić, jak Bertuccio na przykład chciał zrobić kiedyś, nająć jakiegoś rozbójnika i zamordować. Mógł postąpić jak to czyniła Heloiza de Villefort i otruć wrogów, mógł wyzwać ich na pojedynek, i nie sądze, że by przegrał.
Jednak nie, on chciał inaczej. Wydaje mi się, że myślał, jak to się nieraz mówi, że dla takich typów śmierć będzie za małą karą.
Jak zapewne zauważyliście, każdego pogrążył ich własną bronią. Danglarsa, wielkiego krezusa i skąpca doprowadził do bankructwa, prokuratora, zniszczył na drodze sądowej, Fernanda, członka izby parów, unicestwiła Hayde, piękna księżniczka, córka Ali paszy z Janiny, ale za wiedzą hrabiego. On okazał się zwycięzcą na podwórkach swoich rywali.

Tak więc czy możemy dla Monte Christa zarzucić, że kogoś skrzywdził? NIe! Wwszystkich złoczyńców położyły ich własne niecne postępki, ukrywane przed światem, które wyszły na jaw.

Następna sprawa. Tak, mnie również mądrośc Edmunda się bardzo podobała. Człowiek przecietny nawet z taką fortuną nie zdziałałby tego co hrabia nie posiadając dużej wiedzy. Ileż trzeba było zachodu, żeby te wszystkie fakty wyłuskać z zakamarków historii.

Przy całym jego bólu, przy, można rzec nienawiści jaką czuł do wrogów, nie zapomniał o przyjaciołach i to można powiedzieć odróżnia go od dzisiejszych bogaczy. No bo, przyznajmy sobie otwarcie, jeśli już ktoś ma duże pieniądze to najczęściej o biedniejszych zapomina, starzy znajomi zostają zastąpieni nowymi. Wielu ludziom pieniądz przewraca w głowie. Jednak nie dla Monte CHrista. Nie jest on taki jakiego by wykreowała dzisiejsza rzeczywistość, ale dla mnie jest to plus powieści. Tacy ludzie być powinni. Bez względu na to ile pieniędzy posiadają, powinni być sobą.
Sceny, jak stary Morrel zostaje uratowany od bankructwa wręcz wzruszają do głębi. Najbardziej wzruszający był dla mnie moment, w którym Maksymilian wyznaje Edmundowi, że ojciec jego na łoży śmierci wspominał jego imie, jako imie tajemniczego wybawiciela. Aż łezka się w oku kręci. I jeszte ta sytuacja jak Maksymilian chciał popełnić samobójstwo po rzekomej śmierci Walentyny. Piękne.

Są także momenty gdzie człowiekowi dreszcze po plecach przechodzą. A są to te fragmenty gdzie wyjawia hrabia dla swoich wrogów kim jest naprawdę. Nóż w serce nie był by tak dla nich bolesny jak te słowa. NIe wiem jak pozostałym czytelnikom, ale dla mnie te dialogi są wprost nieocenione. Dlatego między innymi uważam, że rzeczą wręcz niemożliwą jest dobre zekranizowanie tej historii. Bardzo cięzko jest na ekranie pokazać uczucia, jakie targają bohaterami tej opowieści.

Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć, napewno dużo, ale lepiej poczekać na ripostę innych, niż samemu tak monologować.

Co do tego, że wszystko idzie za łatwo, to w sumie moge się zgodzić. Ale tu nie o to chodzi. Bardziej liczą sie relacje między konkretnymi postaciami, one same, bardziej znaczący jest sam fakt zemsty, czy sprawiedliwości, niż to w jaki sposób do tego doszło. Troche pogmatwałem, możliwe. Ale z drugiej strony co mogłoby człowiekowi tak potęznemu stanąć na drodze? Ja bym nie oceniał pod tym kątem tej ksiązki, bo tu akurat nia akcja jest najważniejsza, nie to jak sie to stało (choć to też jest ciekawe oczywiście), ale bardziej to dlaczego się tak stało. Dużą rolę grają tu uczucia. (miłość, nienawiść, itd.)

Bo Hrabia Monte Christo potrafi bardzo ładnie i zgrabnie pokazać, że sprawiedliwość na świecie istnieje. Więc jeśli czujesz się pokrzywdzony - poczytaj! Co prawda nie lektura nie sprawi, iż sprawiedliwości stanie się zadość, aczkolwiek nastrój Ci się poprawić może, szanowny Czytelniku.

A ty, Faramirze, zawsze byłeś w opozycji jak mówiłem o sprawiedliwych i honorowych bohaterach. BYć może życie jest czasem, a może i często niesprawiedliwe, ale to nie jest powód, żeby powiedzieć, sobie, że tak być musi i sie do tego przyzwyczajać. Ja wierzę, że ta sprawiedliwośc jednak istnieje nie stoje na stanowisku, że nie warto nic robić bo i tak nic nie zmienie w porządku świata. Trzeba postępować zgodnie z własnym sumieniem, i starać się grać uczciwie, nie ważne, że inni tak nie czynią, ja powinienem. Ale to tak dygresja, mała odskocznia od tematu.

Mimo, całej bezwzględności Monte Christa to jednak trzeba przyznać, że człowiek ten miał złote serce. Żadnego przyjaciela nie zostawił na 'lodzie' Zaraz po tym, jak zdobył fortunę, wynagrodził najpierw bliskim jego sercu osobom tą bezinteresowną miłość jaką go darzyli. Uratował Morrela, nie szczędził środków, odwdzięczył się jemu za wszystko. Porównajcie jego postępowanie do Danglarsa, kiedy armator jego poprosił o pożyczkę. Tamten zawdzięczał swą fortunę przecież Morrelowi. On to dał mu list polecający do pewnego bankiera, dzięki czemu potem mógł się dorobić fortuny. A jak już Danglars stał się bogaczem, to zapomniał o tym. On to jest uosobieniem charakteru wielu dzisiejszych ludzi i tego co pieniądz robi z człowieka.

Ja nie wiem jak Wy,ale ja zawsze, co wielokrotnie podkreślałem, takich dobrych, honorowych, uczciwych (na swój sposób, bo na przykład to jak hrabia przkupiła telegrafistę to zakrawa na korupcję, jak się ptarzy, ale w dobrej wierze), sprawiedliwych, potrafiących odwzajemnić przyjaźń, bardzo lubie w literaturze. Faramir dużo razy mi zarzucał, że są niedzisiejsi, nierealistyczni. Są tacy jacy ludzie być powinni, a że nie są, to inna sprawa. (z resztą na przykładzie społeczeństwa francuskiego widzimy, ilu jest dobrych ludzi. Większość, to przeważnie ludzie niu budzący sympatii, albo tacy neutralni, którzy duzo czasu spędzają na plotkowaniu, chodzeniu do opery i takich rzeczach, choćby Chateau Renaud,, czy Debray. To jest prawdziwy obraz społeczeństwa, a ludzie jak Maksymilian, Walentyna, Emanulel, stary Morrel, Kokles, Penelon, Bertuccio się z ogółu wybijają)
Monte Christo nie jest postacią skrajnie dobrą, Edmund taki był (ten 19 letni młodzian), ale po torturach zamku IF wiele się zmieniło. Jestem pewien, że każdy miałby takie same zamiary jak Dantes po wyjściu z więzienia. Ale co człowiek znaczy sam jeden bez środków. Dantes dostał do ręki bodaj najpotęzniejszy w tamtych czasach oręż, pieniądz i wiedzę. Te dwie rzeczy w połączeniu stają się wielokrotnie silniejsze niż pojedynczo. Głupi bogacz szybko może stracić fortunę, a człowiek mądry mimo, że wartościowy też dużo nie zdziałą w społeczeństwie takim, jakie jest w powieści, i dziś również.

Pisząc tą wypowiedź naszło mi na myśl takie skojarzenia. Hrabia skojarzył mi się z Gandalfem. Przybył do Paryża jako człowiek potężny, wykonał swoją misję, swą zemstę i odpłynął. Jakby przywrócony światu po to tylko aby tę misję wypełnić.

Za dużo sie rozpisałem, być może w niektórych momentach niepotrzebnie. Kończąc już, nie traktowałbym tej ksiązki jako coś co ma na celu jedynie poprawienie nastroju. Ta ksiązka to coś więcej. Być może tylko ja to tak obbieram ale... naprawdę wiele jest w niej mądrości. Z gatunków realistycznych jest to dla mnie jak narazie najlepsza ksiązka, jaką do tej pory miałem okazję przeczytać. Zawsze będe uważął ją za jedną z tych powieści, które potrafią wzruszyć do głębi i pozostawić po sobie ślad w życiu człowieka. Są takie utwory, które potrafią diametralnie zmienić nasz sposób myślenia, poglądy na świat i to dzieło niewątpliwie do takich należy.

Była poruszana sprawa bohaterek w powieściach. Ciekaw jestem co powiecie o Hayde. Dla mnie to jedna z ciekawszych postaci. Kobieta, nie dośc, że bardzo piękna, to jeszcze inteligentna i silna, i delikatna zarazem. Wogóle niepodobna na przykład do Ligii u Sienkiewicza.
Jest jedną z postaci kobiecych, które w literaturze jaką dotąd czytałem zrobiły na mnie duże wrażenie. Napewno podobała mi się zdecydowanie bardziej niż Mercedes. I skoro już tu jestem to jeszcze jedno. Nie wiem czemy, w każdej ekranizacji hrabiego, zawsze na końcu wraca on właśnie do Mercedes. Trudno mi to zrozumieć. Jak widać jest to upodobanie kina do happy endów. Ale czym sie tu przejmować. W końcu to tylko filmy.

Będe czekał na dalszy rozwój dyskusji o tej powieści. Ciekaw jestem jakie fragmenty sięWam podobały najbardziej, jakie Was wzruszałya jakie wydawały wam się nudne i niepotrzebne. Ciekawią mnie wasze opinie o postaciach, zarówno pozytywnych jak i negatywnych, jak oceniacie ich postępowanie, jak je oceniacie ogólnie. Jednym śłowem, każdy post na temat mojej ulubionej powieści sprawi mi radość i stanowił będzie napęd do dalszego rozwoju wymiany poglądów.

Jeśli więc, macie troche czasu i chęci, to napiszcie coś, każdą opinie szanuje i niezmiernie jestem rad z poznania poglądów innych, nawet jeśli nie zgadzają sie z moimi :)

Pozdrawiam wszystkich, którzy mieli tyle wytrwałości i dobrnęli aż tutaj przez całego mojego posta. :) :) :)

MOANDOR

Moandor

Strażnik słów Moandor

10.02.2004
Post ID: 15415

Hexe napisała:

(Moandorze, nie zawsze trafia się temat, w którym da się użyć WP...).

Prawda to jest, ale nie o to mi chyba wtedy chodziło, mniejsza o to.
Moja opinia na ten temat taka: Jeśli czyta sie dużo książek to zręcznie pokierowawszy tematem zawsze można napisać maturę bez używania do tego lektur szkolnych. Przecież nie ma zastrzeżenia że teksty które prezentujemy to muszą być lektury. Ja podałem tylko przykład. Ale naprawdę literatura jest tak obszerna, że możliwości są nieograniczone, a z doświadczenia wiem, że nawet na takie prace, które zawierają odwołania także do innych dzieł niż lektury są dobrze przez oceniających widziane (jeśli chodzi o stara maturę, jak sprawdza nasz polonista). Bo nie oszukujmy się, nauczyciel jak ma do przeczytania dużo prac, i w każdej są tylko lektury i to nudne w większości to mu się odechciewa sprawdzać. A jak temat jest rozwinięty szerzej, w oparciu o dzieła literatury światowei i polskiej z poza kanonu lektur, to taka praca ma od razu większą wartośc, bo widać, że uczeń się literaturą jednak trochę interesuje, a jeśli jeszcze temat jest rozwinięty dobrze i zawarte są w nim własne opinie i spostrzeżenia autora pracy to ma ona jeszcze większą wartość. Przecież znacie uczniów. W większości lektur nie czytali i przepisują w zasadzie na maturze to co poczytali w opracowaniach. (w większości co nie znaczy że zawsze) Nie wiedzą nawet nieraz na czym polega omawiany problem. Polonista od razu zwącha, czy uczeń czytał te ksiązki, czy ma pojęcie o czym pisze, to sie da zauważyć.

Tak więc jeśli ktoś z Was zdaje w tym roku maturę to zachęcam Was do nawiązywania również do książek z poza kanonu lektur. Powinny to być oczywiście dzieła literatury wysokiej a nie powieści przygodowe czy jakieś tanie romanse. Zastanówcie się jednak, czy to nawiązanie będzie sie zgadzało z tematem pracy, bo nie warto sięchwalić wiedzą nie na temat.

(powoli zbliżam się do moandorowego rekordu długości postów;),

No nie przesadzajmy, czy ja piszę takie długie posty? :P

Ja, podobnie, jak Guinea, czytać zaczęłam bardzo wcześnie. A że na półce w biblioteczce babci stały sobie różne książki, które tylko czekały na przeczytanie... Czytałam bardzo dużo, w wieku 14 lat miałam za sobą całego Prusa ("Lalka", "Emancypantki", "Faraon", nowele), Orzeszkową czy Sienkiewicza. I mimo całego mojego zapału, Żeromskiego nie byłam w stanie przetrawić. Do dziś na półce z książkami "do przeczytania" stoją "Popioły", których za nic ugryźć nie mogę...

To jest właśnie czymś wspaniałym. Wielu starszych ludzi ma na półkach dzieła wybitnych polskich pisarzy (czasem nie tylko polskich). Ludzie ci czują jakąś więź z rodzimą kulturą i literaturą. Powiedzcie czy w domach młodych ludzi też te dzieła stoją? Mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe.
Ja osobiście bardzo lubie ksiązki i w przyszłości na moich półkach też będzie wiele wartościowych dzieł stało. Już troche stoi, ale z czasem poszerzę mój księgozbiór.

MOANDOR

Mirabell

Mirabell

11.02.2004
Post ID: 15416

Paweł Huelle <b>&#8221;Weiser Dawidek&#8221;</b>

Książka dziwna i dość trudna, ale naprawdę warta przeczytania. Akcja ma miejsce w powojennej Polsce, w miejscowości położonej w pobliżu Bałtyku. Grupa młodych chłopców właśnie zaczyna wakacje, jednak nie mogą szaleć na plaży i kąpać się, ponieważ tego roku z niewyjaśnionych powodów pozdychały wszystkie ryby i wypłynęły na powierzchnię, czyniąc wodę i jej otoczenie nieznośna samym swoim zapachem, nie mówiąc już o kompletnym uniemożliwieniu kąpieli. Chłopcy więc nudzą się niemiłosiernie i wymyślają sobie najróżniejsze zajęcia. Jednym z nich jest zabawa a wojnę w pobliżu starego cmentarza, innym-śledzenie kolegi z klasy, Dawida Weisera. Jest to dziwna postać, która ich fascynuje. Z początku wyśmiewany przez kolegów Weiser, włóczący się po różnych dziwnych miejscach ze swoją koleżanka i powiernicą Elką i posiadający nie wiadomo skąd takie rzeczy jak zardzewiała broń jeszcze z czasów wojny albo materiały wybuchowe, powoli staje się ich przywódcą. Mimo iż poznają go coraz lepiej, tytułowy Dawidek staje się dla bohaterów coraz bardziej tajemniczy.

W książce fabuła jest oczywiście ważna, ale nie najważniejsza. Nie ma tu elementu zaskoczenia, gdyż od początku wiemy, co się wydarzyło. Akcja rozgrywa się niejako na trzech poziomach- po pierwsze w gabinecie dyrektora, który po zniknięciu Dawida i Elki przeprowadza śledztwo przesłuchując bohaterów, po drugie w czasie wakacji (czyli w czasie właściwych wydarzeń z Weiserem), po trzecie &#8222;obecnie&#8221;, kiedy jeden z bohaterów, zarazem narrator, jest już dorosły i usiłuje cofnąć się w przeszłość i zrozumieć, co się tak naprawdę wtedy stało.

Powieść nie daje na to pytanie żadnej odpowiedzi. Nie jest to prosta książka przygodowa, nie ma tu zaskakującej puenty. Po przeczytaniu czuje się właściwie pewien niedosyt, chciałoby się dowiedzieć prawdy, ale autor nie odkrywa jej przed czytelnikiem. W książce ważny jest temat żydowski- Weiser jest postacią tajemnicza i fascynującą, to obraz bardzo różny od tych z powieści przedwojennych, przedstawiających Żydów zazwyczaj stereotypowo, albo literatury wojennej, skupiającej się na tragedii ofiary. Weiser jest kimś, kogo narrator i jego przyjaciele podziwiają, kogo bardzo chcą poznać i zrozumieć. Jednak nie jest to możliwe. Weiser pozostanie dla nich na całe życie tajemnicą i nigdy nie dowiedzą się o nim niczego więcej ponad to, co chciał im pokazać. Dawid przedstawiony jest jako guru, obdarzony niesamowitymi zdolnościami, kryjący się pod niepozornym wyglądem charyzmatyczny przywódca. Czy istniał naprawdę, czy większość elementów jego historii jest tylko wytworem wyobraźni trójki nudzących się podczas wakacji chłopców, w których budził ciekawość i być może niepokój? Czy może to wszystko wydarzyło się naprawdę, a jego zniknięcie było próbą lojalności i wiary, albo kolejnym niezrozumiałym dla nikogo szyderstwem? Być może narrator nie szuka Weisera dla niego samego, chce tylko zrozumieć samego siebie i poznać swoją własna historię.

W powieści jest dużo motywów, których wyjaśnienie nie jest konieczne dla zrozumienia fabuły, ale na pewno nie są przypadkowe. Można znaleźć odniesienia do Biblii (nieprzypadkowo na okładce książki można przeczytać, że nazywano ją &#8222;dziecięcą Ewangelią&#8221;), symbole, niewyjaśnione zjawiska, których prawdziwości nie da się do końca potwierdzić. Książka jest napisana dobrym językiem, autor świetnie porusza się pomiędzy trzema czasami, w których ma miejsce akcja.

Powstał także film na podstawie tej książki. Warto go zobaczyć, gdyż zwraca uwagę na niektóre wątki, ale lepiej najpierw przeczytać powieść. Naprawdę warto.

Mirabell

Mirabell

11.02.2004
Post ID: 15417

Hexe

czy dobrze zrozumiałam, że w programie trzyletniego liceum zabrakło Bułhakowa i Witkacego? Kto wymyślał ten kanon lektur? Należałoby go powiesić co najmniej.

Zgadzam się, ale niestety taka jest prawda. Bułhakowa przerabiałam tylko dlatego, że moja polonistka postanowiła mimo wszystko dać nam lekture z roaszerzonego programu (czyli dla klas humanistycznych, a więc nie dla mojej), z "konradem Wallenrodem", według mnie najlepszym (i ogólnie jedynym strawnym) utworem Mickiewicza było to samo. Takie rzeczy jak "Transatlantyk" Gombrowicza, "Proes" Kafki albo "Giaur" Byrona (który to utwór wprost kocham nawiasem mówiąc :wink: ) trzeba już czytać na własny rachunek.

Morandor

Jeśli czyta sie dużo książek to zręcznie pokierowawszy tematem zawsze można napisać maturę bez używania do tego lektur szkolnych. Przecież nie ma zastrzeżenia że teksty które prezentujemy to muszą być lektury. Ja podałem tylko przykład. Ale naprawdę literatura jest tak obszerna, że możliwości są nieograniczone, a z doświadczenia wiem, że nawet na takie prace, które zawierają odwołania także do innych dzieł niż lektury są dobrze przez oceniających widziane (jeśli chodzi o stara maturę, jak sprawdza nasz polonista)

Niestety, w przypadku nowej matury takie podejście kompletnie nie znajduje zastosowania. Fragment do analizy, potem odnieść się do ałości utowru i często nie ma nawet miejsca, żeby porądnie napisać o tym jednym utworze (trzy strony to za mało, zwłaszcze dla kogoś kto ma takie pismo jak ja :( ), a co tu dopiero mówić o kontekstach i szukaniu innych książek "pasujących: do tematu.

Hexe

Hexe

11.02.2004
Post ID: 15418

Witam,

Mirabell

Takie rzeczy jak "Transatlantyk" Gombrowicza, "Proces" Kafki albo "Giaur" Byrona (...) trzeba już czytać na własny rachunek.

Smuci mię ta wiadomość. Tracę już jakąkolwiek nadzieję, że przyszłe pokolenia będą wiedziały, co to jest literatura piękna. Może jedynie jakieś nędzne niedobitki tradycjonalistów...

Mirabell

Niestety, w przypadku nowej matury takie podejście kompletnie nie znajduje zastosowania.

Ta cała "reforma" szkolnictwa coraz mniej mi się podoba. A tak bardzo zachwalali, jak to dobrze będzie, poziom się podniesie, itp... Trele morele, jak widzę.

Cholera, w jakim kraju mi żyć przyszło..??

Pozdrawiam, kończąc tym wielce optymistycznym akcentem,
Hexe

Faramir

Faramir

14.02.2004
Post ID: 15419

hexe

Historia - jest ważna, ale w tym momencie młodzi ludzie nie mają pojęcia, co się dzieje teraz w literaturze światowej!

Historia jest zdecydowanie ważna i - IMVHO - ważniejsza od tego, co dzieje się teraz. Bo i też jak wiele epok mieści się w historii, jak wiele dzieł... I nikt mi chyba nie powie, że przez taki okres czasu nie zdążyło się nagromadzić mnóstwo perełek. Czyż jest ta nasza współczesność do ogromu wiedzy, jaka była zdobyta kiedyś i kiedyś przekazana.

To co się dziś dzieje w literaturze można nauczać w szkole, ale też i bez przesady. Bo i powiedzcie mi, ile - dajmy na to - przez rok pojawia się książek na tyle wartościowych, żeby się o nich uczyć? Jedna (góra dwie) lektury współczesne na rok szkolny to zdecydowanie maksimum.

hexe

Poruszając temat pozimu i ilości czytelnictwa wśród młodych

Ubolewać nad tym można. Zmienić - nie. U mnie w klasie, na 28 osób, lektury czyta może coś koło 10-12. Z moja klasa jest uważana - bez zbędnej skromności - za najlepsza w szkole.

Ale zmienić się tego nie da. Nie wyobrażam sobie, aby zaciągnąć do boblioteki pewną część mojego klasowego społeczeństwa, bo te osoby po prostu do czytania stworzone nie są. Ot, ambicji brak, samozaparcia też. Carpie diem w jak najgorszym znaczeniu.

Aczkolwiek mnie to - mówiąc szczerze - zwisa. Jest pewna grupa osób, z którą jest o czym porozmawiać na lekcji, poctoczyć trochę dyskusji i mnie to odpowiada. A jeśli tamcie nie chcą nawet spróbować - ich strata.

Kiedyś nawet próbowałem samemu przekonywać ludzi, żeby książki czytali (udało mi się abyśmy przerabiali WP jako lekturę w pierwszej gimnazjum :) ) ale wiele to nie dało. I tak musiałem połowie klasy opowiadać o czym była książka na godzinę przed lekcją.

Jednakże z czytelnictwem nie jest aż tak źle. Ostatnimi czasy zauważyłem w mojej klasie znaczną poprawę - coś koło 4-5 osob - zaczęło samemu, z własnej woli, czytać książki (ciekawa sprawa - jeden kolega olewa lektury, bo mówi, że musi czytać te książki, które mu się podobają :) ) Dlatego też nie jest aż tak źle, jakby się wszystkim wydawało.

hexe

Z jednej strony, mam wątpliwości, czy interesować się nimi (komercjalizm, machina reklamowa i inne takie). Z drugiej strony - może skoro ludzie czytają, to może to nie tylko kwestia zareklamowania, tylko rzeczywiście wysokiemu poziomowi książki?

Załatwić można to łatwo. Buszjąc na różnych netowych forach, stowarzyszeniach zrzeszających osoby zainteresowane literaturą. Po jakimś czasie, gdy już poznamy ludzi tam się udzielających, łatwo będzie na podstawie ich opinii znaleźć sobie coś, co nam będzie odpowiadać. Wiem, bo z własnego doświadczenia mówię. Do przeczytania mojej ulubionej książki, "Imienia róży", nakłoniły mnie własnie opinie wygłaszane na pewnym forum.

I to naprawdę działa. Mówię szczerze.

hexe

Życzę Ci, byś nigdy się nie zniechęcił, a własną postawą zachęcał znajomych do lektury bardziej ambitnych pozycji!

Wszystko zależy od znajomych. Jesli czytać nie lubią, to ich do niczego nie zachęcę (nie wspominając o ambitnych pozycjach). A jeśli lubią, to co najwyżej mogę trochę przyspieszyć odkrycie jakiejś książki. A to - zapewniam Cię - robię od dawna:). Jestem - można powiedzieć - selektorem lektur nadobowiązkowych co poniektórych moich znajomych :) Ot, pytają się mnie co im radzę poczytać (bo ich gusta już poznać zdążyłem:) ) i pożyczam im ową pozycję;). Jeden kolega w ten sposób przeczytał już Władcę Pierścieni, wszystko o Wiedźminie, całą Pieśń Lodu i Ognia i Achaję, a teraz męczy Narrenturm. Potem chce go zapoznać z Gainmanem :)

hxe

Twój pomysł z włączeniem książek róznych gatunków... Jaki horror uważasz za warty wliczenia do kanonu lektur? Kinga? Kryminał? Ech.. Rozumiem, że różne książki przentują różne poziomy, ale na lekcjach polskiego powinno się jednak omawiać dzieła wybitne

Czy uważasz, że z istnieje jakiś gatunek, w którym NIE ma żadnej literackiej perełki? Oj, nie chce mi się wierzyć!

Nie uważam wcale, że trzeba zrezygnować z obecnych lektur. Ot, uszczuplić nieco ich spis i dodać coś, żeby uczeń w szkole poznał KAŻDY gatunek. Bo - przepraszam - ale niektórzy u mnie nie mają nawet pojęcia co to kryminał, humoreska, czy science fiction. Naprawdę!

Moandor

Osobiście sądze, że mimo, iż powieśc ta doczekała się wielu ekranizacji, to tak naprawdę niewielu ją zna 'osobiście'. Tak przynajmniej wnioskuje z własnych obserwacji mojego otoczenia.

Krótka historyjka z mego życia. Na Forum Andrzeja Sapkowskiego (http://www.sapkowski.pl/forum/index.php ) swego czasu wspomniałem, iż jestem w trakcie czytania Hrabiego Monte Christo. Odzew był duży, z czego wiele osób dziwiło sie, iż na tym świecie żyje ktoś, kto jeszcze HMC nie przeczytał. Nie jest więc tak źle, Moandorze, czaszka do góry :).

Moandor

Następna sprawa. Tak, mnie również mądrośc Edmunda się bardzo podobała. Człowiek przecietny nawet z taką fortuną nie zdziałałby tego co hrabia nie posiadając dużej wiedzy. Ileż trzeba było zachodu, żeby te wszystkie fakty wyłuskać z zakamarków historii.

Nie do końca chodzi mi o wyłuskiwanie faktów z pomroków dziejów, bo tutaj w głównej mierze języki rozwiązywały pieniądze. Miałem na myśli erudycję Edmunda i bardzo rozległy zasób wiedzy. Praktycznie na każdy temat miał coś do powiedzenie i na wszystko istniała gotowa odpowiedź. Właśnie coś takiego bym chciał osiągnąć w przyszłości :) Marzenia :).

Moandor

Ja bym nie oceniał pod tym kątem tej ksiązki

No i też nie oceniam. Ot, wygłosiłem opinie, ze wszystko szło bardzo łatwo. Taka to książka i tyle. Aczkolwiek, trochę przeciwności losu tylko by HMC - moim zdaniem - wzbogaciło.

Moandor

A ty, Faramirze, zawsze byłeś w opozycji jak mówiłem o sprawiedliwych i honorowych bohaterach. BYć może życie jest czasem, a może i często niesprawiedliwe, ale to nie jest powód, żeby powiedzieć, sobie, że tak być musi i sie do tego przyzwyczajać.

Odpowiem cytatem z mego ulubionego zespołu:

[i:1cb50962ad]"Znowu dziś
chciałem odmienić świat
ale z tego i tak nie wyszło nic"[/i:1cb50962ad]
Myslovitz, Wieża Melancholii

Też próbowałem odmienić świat, ale sie nie udało. A siły już nie mam. Nie będę Tobie niczego bronił - jeśli chcesz - walcz dalej. Pamiętam że kiedyś jeden kolega też mi coś takiego powiedział. Wtedy nie posłuchałem i dalej walczyłem. Teraz - sam mógłbym dawać takie rady...

Moandor

Ta ksiązka to coś więcej. Być może tylko ja to tak obbieram ale...

Każdy znajduje swojego Monte Christa. W moim wypadku jest to jak na razie "Imię róży".

Moandor

Ciekaw jestem co powiecie o Hayde

IMO, średnio mi się podobała. Owszem, dla każdego mężczyzny byłby to skarb, w pełni uległa i będąca na każde skinienie dłoni piękna dziewczyna. Normalnie zamknąć się w sypialni i nie wychodzić sześć dni w tygodniu :)))).

Aczkolwiek brakowało mi u niej trochę charakteru. Ot, cokolwiek by się nie stało i tak wiedziałem, że na Hrabiego sie nie pogniewa i nie będzie w stanie odmówić żadnej z jego - ewnetualnych - zachcianek. Rozumiem, iż to taka kultura, że tradycja, kwestia wychowania i dobroci Edmudna dla niej, ale mi brakowało tutaj jakiejś milusiej sprzeczki, czy czegoś w tym rodzaju. Co prawda w prawdziwym życiu chciałbym taką Hayde spotkać, to jednak w literaturze średnio mnie takie psotaci interesują. Ot, taki żywot niewolnika.

Moandor

Tak więc jeśli ktoś z Was zdaje w tym roku maturę to zachęcam Was do nawiązywania również do książek z poza kanonu lektur

Sądzę, że osoby odwiedzające ten zakątek Imperium stosują się do tego zalecenia... od kilku lat :))

Moandor

Powiedzcie czy w domach młodych ludzi też te dzieła stoją? Mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe.

W mojej osobistej biblitecce (połowe książek co prawda zwędziłem mamie ;) ) mam naprawdę bardzo sporo wartościowych książek. A jeśliby jeszcze uzupełnić to o księgozbiór mej mamy (pewnie ze 3-4 razy większy:) ) to lektur do intensywnego czytania (książka na dwa-trzy dni :) ) mam na jakieś 2-3 lata :). No! optymistyczne !! :))

PS. No, już kończę. Coś mnie plecy boleć zaczęły :|